wtorek, 24 stycznia 2012

Rozdział 8: Chodź ze mną.

Brązowy płaszcz podróżny z kapturem z początku skojarzył jej się z podpalaczem. Jednak osoba go nosząca była dużo od niego wyższa i starsza. Gęsta brązowa czupryna wydała jej się znajoma, a pewności nabrała po jego oczach. Czekoladowo - brązowe tęczówki i ich spojrzenie typowe dla przedstawicieli jej rodziny. Mówiło "Jestem ponad to", " nic mnie nie zaskoczy". Ten kolor mieli wszyscy prócz niej i jej matki, co do spojrzenia. Cóż... to kwestia sporna.
- Stryjek? Co ty tutaj robisz? - spytała zamiast „dzień dobry”.
Młodszy brat jej ojca był ostatnią osobą, jaką spodziewałaby się spotkać, czającą się w lesie elfów. Ostatnio widziała go na swoich czternastych urodzinach. Nie kłopotał się z przyniesieniem prezentu, z resztą jak co roku, a humor miał jak na stypie, co również, mieściło się w jego normie. Ubranie które miał na sobie, zarówno wtedy jak i teraz dalece odbiegało od norm jej świata. Jednak w tym momencie zakryte przez okrycie wierzchnie.
- Paulino nie powinno cie tu być - szepną robiąc krok do przodu.
Brzmiało to jak groźba, ostrzeżenie. Jakby była w niebezpieczeństwie. Podczas gdy robił kolejne kroki w jej kierunku ona analizowała sytuacje. Po tej całej przygodzie i spotkaniu tylu fantastycznych stworzeń, miło było zobaczyć jakiegoś człowieka, ale dlaczego to musiał być właśnie on?
„To przez kolegę z klasy tu trafiłam...” - chciała zacząć wyjaśniać, ale z przerażeniem stwierdziła, że nie może nic powiedzieć. Słowa nie chciały jej przejść przez gardło. W głowie pojawiło się wspomnienie składania przysięgi.
„Mogłam nieco bardziej sprecyzować jej treść.”
Mężczyzna stał już tuż przed nią. Z kieszeni wyciągną nuż. Paulina odruchowo zrobiła krok do tyłu. Wpatrywała się w niego podejrzliwym wzrokiem. Odezwał się tym razem nieco głośniej i z większym naciskiem.
- Weź go. Przyda ci się. - trzymając przedmiot za ostrze podał go jej.
Dziewczyna niespiesznie wyciągnęła rękę po broń, nie spuszczając wzroku z stryja.

  - Mam kilka pytań. Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem?
- Wieści szybko się rozchodzą, a taka sensacja... W tej części wyspy człowieka widuje się raz na rok.
- Am... Czemu się ukrywałeś w tych zaroślach? - spytała siląc się na poważny ton.
Szok spowodowany jego wizytą zaczną stopniowo mijać.
- Pewna elfka mnie nie lubi. Nie mogę tu długo zostać.
- Ja także długo tu nie będę. Kobieta, elfka która zobowiązała się nami zająć za kilka dni wróci ze stolicy...
- Stolicy...- zmarszczył brwi – to nie dobrze – mrukną do siebie. - Nie dobrze. Nie mogę cię teraz  stąd zabrać, to by było zbyt ryzykowne w dzień, chyba że w nocy...
- Zaraz moment co się dzieje?
- Zrobiło się tu niebezpiecznie, a ja mam ważne sprawy do załatwienia i nie będę mógł się tobą zająć. Tutaj mówią na mnie Shadow. Jeśli mi się nie uda, ktoś inny na pewno po ciebie przyjdzie. Bądź w tym miejscu po zachodzie słońca i nie ufaj nikomu noszącemu kaptur, czy maskę.
- Czekaj... mam im tak uciec bez słowa?
- Tak będzie lepiej.
- To jak wrócę...do domu? - tylko tyle zdążyła powiedzieć, zanim przysięga nie zaczęła działać.
- Nie wiem jak się tu dostałaś, ale zapewniam cię, że to nie jest jedyna droga.
Dziewczyna miała w tym momencie bardzo trudną decyzje do podjęcia.
- Paulina !!! Żyjesz ty tam?? - usłyszała wołanie Amber dochodzące z dalekiej odległości.
- Już idę!! - odkrzyknęła.
Wystarczyło, że dziewczyna na chwile się odwróciła by odpowiedzieć, a jej niespodziewany gość znikną tak samo nagle jak się pojawił.
„To było dziwaczne... jak cały stryjek. To się chyba nazywa kryzys wieku średniego. Każdy radzi sobie z nim na własny sposób. Jemu po prostu pilnie potrzebna jest dziewczyna, ale po jego opaleniźnie, a raczej jej braku śmiało można wnioskować, że dawno nie zażywał kąpieli słonecznych.” - zaśmiała się do siebie. - „Koniec końców do tej pory nie wiem jak naprawdę ma na imię. Z wyglądu można go pomylić z  moim ojcem, ale charakterami różnią się od siebie do tego stopnia, że czasem zastanawiam się czy na pewno są ze sobą spokrewnieni. " 
 Stryj był bardziej opanowany, małomówny i skryty. Zawsze uważała, że jest nieco nawiedzony i dziwny. Jednym słowem był dokładnym przeciwieństwem Roberta, jej wybuchowego i towarzyskiego taty.
Obejrzała w dłoni otrzymany podarek i zdała sobie sprawę, że skoro dostaje coś takiego to oczekuje się od niej że będzie potrafiła się tym posługiwać. Nóż nieco większy niż przeciętny, miało ostrze w kształcie liścia, ostre po oby stronach i uchwyt z pierścieniem na rękojeści.
Nie śpiesznym krokiem zaczęła wracać w stronę, z której dochodził głos koleżanki. Po drodze rozmyślała jeszcze nad tym co powinna zrobić.
„Nawiedzony członek rodziny czy skośnooka nieznajoma z tatuażem? Trudny wybór szczególnie, że nie mam pojęcia jak wygląda sytuacja, a on nie zamierza mnie wtajemniczyć. Pozostaje kwestia Pawła, ale nie sadzę by mu się śpieszyło z powrotem. Jeśli jest jakiś inny sposób by wrócić do domu...”
W połowie drogi spotkała Amber i dalej szły już razem.
-  Coś się stało? - spytała elfka.
- Nie. Trochę się zgubiłam, każde drzewo wygląda tak samo. Miałabyś duże kłopoty gdybym nagle zniknęła co nie?
- Pewnie tak.  Z tym że nikogo by to nie zdziwiło. Nie należę do osób specjalnie obowiązkowych i często mi coś nie wychodzi, więc przyzwyczaili się, że nie powinno się na mnie zbyt często polegać. Już się nawet przyzwyczaiłam...
„To jest mniej niż mało pomocne. Teraz jeszcze będę mieć ja na sumieniu. Stryj też miał kiedy mnie nawiedzić. Jakim prawem on się tak pojawia i każe mi podejmować taką decyzje?  Stary dziad... skąd on się tu woził... jak to możliwe, że z całej rodziny tylko on..."  - dziewczyna przystanęła. - "Co jeśli reszta również o tym wie? - na samą tą myśl zrobiło jej się słabo. - Co jeśli też tutaj są... jeśli tak...muszę się dowiedzieć"
Po odkryciu hipotezy według, której jej rodzice mieli przebywać w tym świecie, jak również cała reszta jej rodziny, jej system wartości przyspieszył podjecie decyzji. Rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu przed znajomymi. Mimo wszystko to nie w porządku zostawiać tak Amber.
"Co ja mam zrobić?"
Ta dziwna rozmowa zepsuła jej humor i przysporzyła mnóstwo pytań.  Mimo to dała się namówić na wejście do wody. Ograniczyła się jedynie do zmoczenia nóg i lekko brzegów sukienki. Arisa stała się bardziej rozmowna. Opowiadała głównie o poszukiwaniach swojego "księcia" oraz o rodzicach którzy chcieliby ją wydać za mąż i co rusz przedstawiali jej kandydatów wśród syrenów. Nie ważne czy byli z wysokich rodów czy zwykłych rodzin. Liczyło się tylko by córka skończyła z szaleństwem i wróciła do morza. Tylko jej pradziadek był po jej stronie. 
W drodze do domu Amber dużo rozmawiały. Paulina zaczęła czuć pewnie rodzaj sympatii do niezwykłych dziewczyn. Obie starały się nie używać swoich magicznych zdolności gdy zauważyły, że ją to nieco przeraża.
- Czy oprócz wisiorów są jakieś inne przejścia pomiędzy naszymi światami?
- Ten o którym mówisz jest nielegalny tzn. przejście te nie jest pod kontrolą Rady. Oprócz tego jest kilka, ale obecnie są zamknięte. Wspominaliśmy ci o Cieniu?
- Tak. Boicie się, że przejdzie do naszego świata i wyda tajemnice?
- Dokładnie. Takim jak on na niczym nie zależy, więc mógłby to zrobić,  z tym że na szczęście ma waszej Ziemi nie można czarować, a przynajmniej nie bez specjalnej odznaki.
- I on by się przeją tyn zakazem?
- To nie żaden zakaz. Po prostu się nie da choćby nie wiadomo jakby próbować. Choć nie wiem jak to jest w przypadku czarnej magii bo ona przeczy wszystkim zasadą. Poza tym ciągle mógłby to ujawnić w inny sposób.
- Zbliżając się do wioski minęły  Dolendin. Wtedy Paulina sobie coś przypomniała.
- W jakim języku śpiewałaś wtedy podczas pożaru ?
- A...Paulina o czym ty mówisz przecież tu nie ma żadnych języków - zaczęła zmienionym tonem udając, że nie rozumie o co chodzi.
Jednocześnie dawała znaki przypominające, że Arisa jest nie wtajemniczona. Syrena spojrzała na nie nieco dziwnie po czym przyśpieszyła kroku i pożegnała się.
- Przepraszam.
- Eh...nie to moja wina. Zapomniałam ci powiedzieć. Tu mogą być gwary i akcenty, ale nie języki obce. Wszyscy używają Wspólnej Mowy i nie słyszeli o czymś takim jak język obcy.  To przez pewne potężne zaklęcie. Dzięki niemu jeśli się wsłuchasz zrozumiesz każdego...a przynajmniej usłyszysz co mówi bo z tym zrozumieniem to różnie bywa. No wiesz czasem nawet polak z polakiem się nie dogada tym samym językiem, albo....
- Rozumiem.
- Arisa mogła się poczuć trochę urażona. Jedynie demony nie podlegają temu zaklęciu i mają własna mowę. Twoje pytanie sugerowało, że uważasz ją za...opętańca czy coś...
- Nie wiedziałam.
- Jakoś jej to wyjaśnię, ale musisz wiedzieć że czarodziejki nie lubą być kojarzone z czarną magią. W przeciwieństwie do czarownic ich magia pochodzi z natury i nie krzywdzi.
Reszta dnia minęła równie miło. Paulina zjadła obiad i kolacje, w której nie było śladu po mięsie. Po czym poszła na górę.

Był późny wieczór, gdy nagle zmaterializował się nad brzegiem rzeki Alwiny. Na chwilę obecną nie został wykryty, ale w każdej chwili mogło się to zmienić, a on nie zamierzał się ujawniać. Przynajmniej nie teraz. Jako że był Cieniem nie robiło mu to dużej różnicy, ale jego pani dała mu wyraźne rozkazy. Jeszcze przyjdzie czas na walkę.
Jego skóra była blada, wręcz szara. Ubrany na czarno, w wiecznej żałobie, którą sam z radością powodował. Krawędzie jego szaty falowały na wietrze jak dym z komina. Niczym stworzony z ciemności. Światło obu księżyców, mimo swej mocy, nie było w stanie oświetlić jego osoby. Tylko oczy koloru krwi świeciły się złowrogo. Włosy opadające na plecy miały intensywny krwisto czerwony kolor. Wolnym krokiem zbliżał się do celu swojej nocnej wędrówki.
Osobiście wątpił żeby coś takiego jak zatrucie rzeki Ich tu ściągnęło, ale rozkazy to rozkazy. Zniszczy ich to co dawało im życie. Duch rzeki. Jeśli usłyszą go za wcześnie z jego planu nic nie wyjdzie, a całe dwa dni zajęło mu znalezienie sposobu by przedrzeć się na wyspę niezauważony.
- Sfera Ciszy. - szepną czarny mag unosząc do góry wyprostowaną dłoń.
Po chwili, z jego dłoni wystrzelił czarny promień. Na pewnej wysokości  rozpłyną się i rozpostarł niczym parasol, otaczając całą przestrzeń od jednego brzegu do drugiego, tworząc swego rodzaju kopułę. Następnie rozciągną się obejmując w efekcie całą rzekę. Wszystkie odgłosy docierające spoza tego niewidocznego klosza były nieco przytłumione. Podczas gdy dla osób z zewnątrz to co w środku było zupełnie niesłyszalne. Teraz nawet wyczulone na płacz przyrody elfy nie zdołają usłyszeć krzyku rzeki.
Za jednym z drzew, otaczających polane na której znajdował się Cień, czaił się zamaskowany chłopak. Po tym jak czarny mag rzucił zaklęcie szpiegująca go postać powoli wyszła z ukrycia.

Paulina miała uciec po zachodzie słońca postanowiła, więc postanowiła, że do tego czasu trochę się prześpi. Tego wieczoru nawiedził ją koszmar. Widziała jak jej ciało spada w czarną otchłań na dnie, której było pełno wody. Najstraszniejsze, że ona nie potrafiła pływać. Podobny sen często ją nawiedzał odkąd pamiętała z tym że tym razem .
Gdy się obudziła, niebo miało czerwono–fioletową barwę. Mimo dręczących ją wątpliwości i dość słyszalnych odruchach sumienia postanowiła, że jeśli to możliwe musi się skontaktować z rodzicami i dowiedzieć się co jest grane. Tu się niczego nie dowie. Elfy mimo, że miłe i pomocne są na tyle skryte, że w życiu nic jej nie powiedzą.
Zostawienie listu z przeprosinami nie dało by wiele, ale musiała im przekazać, że nic jej nie jest. Zastanawiała się tylko czy uda im się to odczytać. W końcu mogą tu mieć inne litery itp. Z drugiej strony powinni się domyślić, że skoro ona jest nietutejsza to nie będzie znać ich alfabetu. Jest jeszcze Paweł, który przynajmniej w teorii powinien umieć czytać.
Noc była nieco od dnia chłodniejsza, więc ubrała swoją odratowaną czarną bluzkę na sukienką, a bluzę z kapturem przewiązała sobie w pasie. Wyjrzała przez drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Amber była w łazience i myła włosy podczas. Nigdzie nie widziała Ciernia. Nie podobało jej to się. Schodząc po schodach bała się, że za moment ktoś ją przyłapie.   Jej własne kroki i ciche skrzypienie schodów wydały jej się równie głośne co syrena strażacka, lub alarm ustawiony na włamywacza. Przez chwilę myślała, że może to same drzewo sprzysięgło się przeciw niej i woła swoją panią. 
Wymknięcie się nie było trudne.
Amber wybrała dzisiejszy dzień by umyć włosy, a Cierń ciągle jeszcze siał drzewa.  Ucieczka była banalnie prosta. W połowie drogi słońce prawie już zaszło. Znowu poczuła wyrzuty sumienia, że nadużywa zaufania  elfki.
Droga była długa więc miała mnóstwo czasu na przemyślenia.
„Co stryj miał na myśli mówiąc, że jest niebezpiecznie? Jakiś świr w masce namieszał i uciekł. Już go tu nie ma. Czemu miałoby to mieć ze mną coś wspólnego? Przecież dopiero co tu się pojawiłam. Czemu muszę ociekać? Nie mógłby jak normalny człowiek podejść do Amber i jakoś się dogadać. Ufam mu jak każdemu w rodzinie, ale czasem zachowuje się jakby był nawiedzony. Czy te sny, które miewam od pewnego czasu zdarzą się naprawdę, tak jak poprzednie? Już kiedyś bardzo dawno temu miałam takie sny, byłam w nich jak duch, a następnego dnia okazało się, że to co obserwowałam zdarzyło się naprawdę. Może to tylko zbieg okoliczności... O czym ja w ogóle myślę. Oczywiście, że to zbieg okoliczności. Musiałabym być wariatką żeby myśleć, że mam jakieś paranormalne zdolność.”
Gdy znalazła się na umówionym miejscu spotkania usiadła na ziemi i czekała. Trochę to trwało, ale w końcu słońce jeszcze nie do końca zaszło. Nawet jeśli to niebo zdawało się stanowczo za jasne jak na jej gust. Wokół panowała zupełna cisza co wydało jej się nieco podejrzane zważywszy, że znajdowała się niedaleko rzeki. Jakaś jej część chciała to sprawdzić, ale druga stanowczo jej to odradzała. Dlatego właśnie nienawidziła własnych przeczuć.
„Po prostu zignoruj to...” - Pomyślała.
Łatwo było postanowić, ale trudniej wykonać. Coś ją bardzo mocno przyciągałam do tamtego miejsca i nawet nie zauważyła kiedy jej nogi już ją tam niosły. Przedzierała się przez zarośla i już chciała zawracać gdy robiąc krok do przodu doznała nietypowego uczucia. Miała wrażenie jakby przeszła przez bańkę mydlaną. Po przejściu przez ta nietypową barierę usłyszała szum rzeki. Dziwiła się dlaczego dopiero teraz, w końcu  powinna to wychwycić już z większej odległości. Szła dalej przed siebie. Znów weszła między drzewa, przedarła się dalej zręcznie omijając liczne pajęczyny. Nad brzegiem rzeki stała ciemna postać mężczyzny. Był trupio-blady.  Nie miał maski lecz kaptur na głowie, biła od niego  mroczna  aura otaczającą bladą postać.
„Kim albo raczej czym on jest? Wygląda jakby się palił.”
Kolejna osoba wynurzyła się z pomiędzy drzew i bez lęku podeszła do upiornego widma. Paulina  zamarła. Ktoś wołał jej imię. Całkowicie zapomniała, że miała inne plany na ten wieczór.  Hałas jednak nagle ucichł i doszła do wniosku, że kto by to nie był pewnie już się oddalił. Odetchnęła z ulga. Dlaczego nikogo nie zawołała? Bała się że podejrzane typy też ją usłyszą, a ona chciała wiedzieć o czym rozmawiają.Czemu nie uciekła? Sama nie wiedziała.
Byli za daleko by mogła dokładnie usłyszeć o czym szepczą, ale w pewnym momencie chłopak wysuną przed siebie rękę, na której widniał złoty pierścień. Nie miał żadnych zdobień mimo to był piękny. Już od samego patrzenia na niego wyczuwało się drzemiącą w nim moc. Cień utkwił w nim wzrok  z mieszaniną  zdziwienia, strachu i fascynacji. Na Paulinę zadziałał nieco inaczej. Nawet nie zauważyła jak zrobiła krok w stronę świecidełka. Zauważywszy to jednak cofnęła się z powrotem. To właśnie ją tak przyciągało. Czerwonowłosy upiór wyraźnie był pod wrażeniem.
- Strażnicy już wiedzą o twojej obecności - powiedział czarnowłosy wypranym z emocji głosem, już nieco głośniej. - Nie musisz się już więcej ukrywać. Twoim kolejnym zadaniem jest zabicie potomków Kręgu - wyciągnął i podał mu plik kartek. - Gdy skończysz zamelduj się u pani Meridiany.  Potrzebna nam armia. Zatruj rzekę.
Nastolatka usłyszała po swojej lewej dźwięk łamiącej się gałązki. Nagle z zza linii drzew otaczających niewielką rzeczną plaże, wyszła Arisa.
„O nie...Arisa uciekaj!!” - Paulina chciała do niej krzyknąć, ale słowa utkwiły jej w gardle.
- Nie pozwolę wam na to. 
Chłopak usłyszawszy jej głos zaczął dziwnie drgać, ale poza tym nie zareagował. Syrena przy wsparciu ducha rzeki stworzyła falę próbując zmyć intruzów. Arisa nie poznała kim jest zakapturzona postać. Nie wiedziała że ma do czynienia z Cieniem, choć w pewnym momencie z pewnością zrozumiała swoją lekkomyślność. Mężczyzna szepną szybko jakieś nie zrozumiałe słowa i machną ręką. Na ten znak ziemia po bokach syrenki uformowała się w ręce. Najpierw złapały za jej nogi. Masy wody natychmiast opadły.  Czarna magia czerwonowłosego przyszpiliły ją do ziemi.
Paulina do tej pory klęcząca w krzakach w tym momencie usiadła podpierając się rękami. Nie mogła się ruszyć z przerażenia. Roślinność przed nią w jej obecnej pozycji skutecznie zasłaniała jej przerażającą scenę, która działa się później, ale krzyk Arisy wystarczy by ją sobie wyobraziła.
Zamaskowany chłopak przysłuchiwał się temu przez chwile odwrócony placami. Nagle obróciła się jednocześnie posyłają w stronę torturowanej jedna ze swych dużych igieł. Gdy tylko pocisk w nią trafił krzyk ustał. Cień skrzywił się jak dziecko, któremu odebrano ulubioną zabawkę i odwołał zaklęcie. Kamienne dłonie które przed chwilą ją trzymały rozsypały się w pył.
- Jeszcze jedna – sykną Cień wskazując zarośla w których siedziała Paulina.
Postąpił krok w tą stronę jednak został zatrzymany gestem chłopca.
- Skup się na powierzonym zadaniu. Ja się nią zajmę. - rozkazał.
Postąpił kilka kroków. Jej ręka automatycznie zaczęła piec. Z początku sparaliżowana strachem w jednej chwili otrząsnęła się wstał i zaczęła biec. Nie myślała, wiedziała tylko, że musi uciekać nie ważne gdzie byle jak najdalej. Ogarnęła ją panika. Nie wiedziała gdzie biegnie. Niczego nie słyszała prócz przyśpieszonego bicia swojego serca. Niczego nie czuła, prócz potrzeby ucieczki. Martwiła się by się nie potknąć. Gdyby teraz upadła z pewnością by już nie wstała. Przez łzy obrazy rozmazywały jej się przed oczami. Mimo to udało jej się zlokalizować kryjówkę - dużą jaskinie.
Była ciemna. Jedyne źródło światła stanowiło jasno zielone kamienie znajdujące się na suficie, a miejscami  także ścianach tunelu. Nieliczne stalaktyty zwisały gdzieniegdzie kila metrów nad jej głową. Im szła głębiej ich liczba zwiększała się. Zrobiło się chłodniej. W powietrzu czuć było wilgoć i słychać głośny szum. 
Wreszcie znalazła się na dużej otwartej przestrzeni. Wysoko nad głową wciąż miała kamienny strop. Już wiedziała skąd woził się szum. Przez jaskinie przepływała rzeka, a przynajmniej jej część, lub jeden z dopływów. Przed nią widać było przejście, ale jedyna droga jaka do niego prowadziła wiodła przez prosty, płaski, kamienny most. Był wąski, miał jakieś dwa  metry szerokości i co najmniej dziesięć długości.
Paulina miała złe przeczucia. Przypadkiem trąciła stopą kamień, który przeturlawszy się kilkakrotnie wrzuciła do niej kamień i nasłuchiwała kiedy spadnie. Trwało dłuższą chwile zanim usłyszała cichy plusk. Spojrzała w otchłań rozciągającą się pod mostem. Nie było widać dna. Obudził się w niej paniczny strach. Miała lęk  wysokości, a most nie wzbudzał w niej zaufania. Przełknęła ślinę i obejrzał się za siebie.
„Mógł pojawić się w każdej chwili i co robić?Z dwojga złego chyba już wole utonąć."
Postawiła stopę na początku wąskiej zawieszonej w powietrzu ścieżki. Po chwili wahania zrobiła kilka następnych ruchów.
Bała się, że spadnie, ale wolała zignorować swoją intuicję. Powoli weszła na kamienny łuk. Pod sobą słyszała głośny szum rzeki. Szła ostrożnie jakby, każdy krok miałby być jej ostatnim.
Nagle poczuła, że nie da rady dalej iść. Jej instynkt samozachowawczy stanowczo jej tego zabraniał. Na próbę chwyciła do ręki jednego z większych kamieni i rzuciła nim na most przed sobą. Nic się nie wydarzyło mimo, że uderzył w powierzchnie dość mocno.Wiedziała jednak, że to jeszcze nic nie znaczy. Była cięższa  kamienia tej wielkości.
Przeraziła się, gdy usłyszała, kroki dobywające się z tunelu tuz za nią. Wyciągnęła z torby nietypowy nożyk, który z początku trząsł jej się w dłoniach. Jej prześladowca był tuz przed nią. Nie musiał podchodzić bliżej z tego co zauważyła preferował on ataki z dalszego dystansu. Pierwsze pociski jakimś cudem udało jej się odbić. Sama nie wiedziała, że tak potrafi. Jej ręka poruszała się niemal sama wiedziona impulsem.
Jednak kolejne rzucone przez niego igły bez żadnych oporów trafiły w jej nogi i prawą rękę. Nie wbiły się głęboko mimo to dziewczyna upadła i nie mogła się ruszyć. Chłopak nie śpieszył się. Wiedział, że sparaliżowana daleko nie zajdzie. Zbierał po drodze zaklęte igły, które chybiły. Z każdą mijającą chwilą coraz mniej mogła się ruszać. Traciła również czucie w trafionych kończynach.
Znowu usłyszała echo cudzych kroków w tunelu wejściowym. Nagle przyszła jej do głowy dość szalona myśl. Wolną i jedyna sprawną ręką wyciągnęła sobie igły i przeturlała się na krawędź przepaści.  Co nie było w jej planie odruchowo złapała za jej krawędź i zawisła na jednej ręce. 
Zawisła na skraju „bezdennej” przepaści. Grunt którego się trzymała zaczął się sypać. Czuła, że jej koszmar niedługo się urzeczywistni. Szybko straciła siły i się puściła.
"Jeśli jakikolwiek duch rzeki istnieje, to proszę, błagam by mi pomógł"
W tej sytuacji była gotowa uwierzyć w Alwinę. Naprawdę w nią wierzyła i pokładała ostatnią nadzieje.  Nie spadała długo. Ledwie zdążyła poczuć zimy wiatr we włosach, już była w lodowatej wodzie.  Poszła na dno. Rwący nurt rzeki bardzo szybko ją porwał.  Nie mogła oddychać. Jakaś niewidzialna siła rzucała nią na rożne strony. Bezpośrednio po upadku do rzeki Paulina była jeszcze przytomna. Poczuła wtedy jak niewidzialna siła wypycha do góry. Jednak potem wszystko przyśpieszyło i momentalnie straciła przytomność.

sobota, 21 stycznia 2012

Rozdział 7: Wyjątkowa rzeka - Alwina

Paulina przez noc śniła o niedawno przeżytym pożarze. Obudziła się kilka godzin po południu. W pierwszym odruchu nie miała pojęcia gdzie jest. Lekka panika rozbudziła ją jednak na tyle by przypomnieć sobie to co jej się przydarzyło. Nadal jednak nie dawała wiary temu co wczoraj ujrzała. Nie wiedziała też  jak sobie te nietypowe zjawiska wyjaśnić. Wspomnienia z minionego dnia porządkowały się w jej głowie i bardzo trudno było jej odsiać prawdę od fikcji.
"Wszystko co wyrabiała Tasartir i Sora było nienaturalne. To co ona robiła z wodą..."
Gdy ochłonęła wytężyła umysł by przypomnieć sobie gdzie widziała maskę chłopaka który walczył z Pawłem. W końcu jednak się poddała dochodząc do wniosku, że mógł to być zwyczajnie jakiś film lub coś równie mało pomocnego. Dziewczyna zeszła na duł gdzie zastała ja niespodzianka.
„Jak miło, że się pożegnał” - pomyślała dziewczyna, gdy dowiedziała się, że Paweł i cała reszta zdarzyła wyjechać, gdy ona spała.
Nie przejmowała się tym za bardzo. Jedynie żałowała, że nie było jej dane dłużnej pogadać z Sora. Z drugiej strony dobrze że się pośpieszyli. Im szybciej znajdzie drugą połowę wisiora, tym szybciej wrócą do domu. Jej nieplanowany wyjazd zdarzył się podczas roku szkolnego, dlatego była pewna, nieprzyjemnych konsekwencje, które musiały wydarzyć się po powrocie. Przecież ona jeszcze nawet nie zaliczyła polskiego. Dobrze, że tylko z tego miała jedynkę. Wszystkie inne przedmioty jakoś jej szły, nawet znienawidzona przez wszystkich matma jakoś utrzymywała się na zadowalającym dla nauczycieli poziomie trói minus. Nie nie miała talentu do pisania, a wypracowań nie dawało się spisać gdyż każdy, musiał wykazać się „kreatywnością”. Innymi słowy wymyślanie czegoś nowego, oryginalnego. Przynajmniej dzięki temu wiedziała, że to nie może być snem - jej wyobraźnia nie byłaby w stanie stworzyć czegoś takiego.
Nawet bez przysięgi nikomu by o tym nie powiedziała, a najchętniej uznała za sen i zapomniała. Rzecz jasna bez pomocy Pawła. Od kiedy się tu pojawili zaczął się dziwnie zachowywać, choć nienormalny to on był już wcześniej. Teraz wreszcie się wydało, dlaczego tyle „chorował” i nie przychodził do szkoły.
Po przekazaniu wiadomości jej opiekunka wskazała jej łazienkę. Znajdujące się w niej urządzenia nie różniły się niemal niczym od jej znanych. Mimo istnienia możliwości ciepłej kąpieli, wolała zimny prysznic. Potem wysuszyła się i ubrała w to co wcześnie. Sukienka nie zdążyła się ubrudzić, a ona nie miała nic innego na takie pogody. Tutejsza temperatura była typowo letnia. Do tego było goręcej niż dzień wcześniej.
Amber ubrana była w jasno niebieską bluzkę z długimi rękawami. Odsłaniała brzuch i miała wycięcie w karo. Do tego krótka luźną spódnica i długie butki. Po szybkim posiłku wyszły na zewnątrz, gdzie ktoś na nie czekał.
Osoba ta miała na sobie tą samą co wcześniej fioletową sukienkę, ale włosy  związała w kitek. Paulina od razu ją poznała.
- To jest moja przyjaciółka Arisa Tasartir. - Amber przedstawiła ich sobie.
- My się już znamy. - poinformowała Paulina.
Amber zaproponowała im by poszły nad rzekę. Dziewczynę zaskoczyła ta propozycja, ale szybko się zgodziła. Nie lubiła spędzać dnia w mieszkaniu nawet jeśli jest ono częścią lasu.
„Skoro nie potrafię pomóc w odbudowie lasu to przynajmniej nie będę przeszkadzać."
Arisa również miała iść. Szykowała się babska wycieczka. Miały spędzić ze sobą jeszcze co najmniej dwa dni, więc to była dobra okazja by się lepiej poznać., zanim jej nieplanowane wakacje się skończą. Ich trasa nieznacznie przecinała zniszczony obszar, przez co spotkały Ciernia. Pracował przy odbudowie lasu.
Jego zadanie polegało na zakopywanie w miarę dużych od siebie odległościach sporych rozmiarami nasion. Gdy coś zasiał kładł na tym swą jasną dłoń, zamykał oczy, a po chwili zaczynało spod niej kiełkować małe drzewko. Proces ten nie był specjalnie szybki. Paulina mogła podziwiać jak na jej oczach mała roślinka wiercąc się to w lewo to w prawo zmierza coraz wyżej ku słońcu. Drzewa nigdy jeszcze nie zrobiły na niej wrażenia, ale to co się działo nie dawało się zignorować. Nawet nie zwracała uwagi na to co robił Cierń wpatrywała się jedynie w metrową sadzonkę powstało po pięciu minutach. Elf obrzucił je, a głównie Amber, zimnym spojrzeniem.
- Nie maiłyście przypadkiem gdzieś pójść? - zwrócił się do blondynki.
Pół elfkę korciło by pokazać mu język, ale się powstrzymała. Złapała Paulinę za rękę i lekko pociągnęła.
- Przepraszam. Chyba trochę minę zanim się to tego przyzwyczaję - szepnęła do niej Paulina gdy znalazły się już nieco dalej.
- Nie musisz za nic przepraszać. To nie twoja wina. Chodziło o mnie. Widzisz jestem mieszańcem, podczas gdy Cierń został wychowany w rodzinie pielęgnującej stare zasady. Przez to my nie za bardzo się... rozumiemy, delikatniej mówiąc.
"To wygląda na rasizm"
- Nie jest aż tak źle - kontynuowała. - Po prostu w ostatnich latach liczba prawdziwych elfów drastycznie zmalała i za ginięcie swojej rasy obwiniają właśnie nas. Takie nie to ni tamto. Można powiedzieć że posiadam wady obu stron. Nie potrafię ani czarować, zaklinać czy choćby celnie strzelać z łuku, tak dobrze jak czystej krwi elfy. Nie jestem też ani tak szybka i silna jak oni, a do tego nie mam tego ognia walki i determinacji co ludzie.
„Ktoś tu ma poważne kompleksy.”
- Co do reszty się nie wypowiadam, ale strzelasz o wiele lepiej niż zwyczajny człowiek. No bo żeby posłać aż osiem strzał tak by trafiły. Tego przeciętny człowiek nie potrafi.
„Już nie wspominając o tym, że udało jej się mnie zaskoczyć co nie wiele osób na świecie potrafi.”
- Choć racja poćwiczyć nie zaszkodzi. No i jesteś o wiele bardziej otwarta od tych wiecznie nadąsanych elfów czystej krwi - kontynuowała czerwonowłosa.
- Dziękuje.
Amber spojrzała na wysokie gałęzie drzew nad ich głowami i rozmarzyła się.
- Powinnaś nas kiedyś odwiedzić tu jesienią. Liście zmieniają wtedy kolor i cały las mieni się na złoto...
„Kto by pomyślał, że można tak się rozkręcić opisując grę światła przechodzącego przez jesienne liście."
Z dwojga złego wolałaby zniknąć pod koniec roku szkolnego niż na jego początku. Co przypomniało jej, że przez tego kurdupla (Pawła) grozi jej utknięcie w drugiej klasie gimnazjum. Co to by była za siara. Gdyby on zdał, a ona nie, albo co gorsza gdyby kiblowali razem. Nie była pewna jego ocen, ale wydawało się, że były nieco gorsze od jej własnych. Możliwe że przyczyna było jego podwójne życie, ale fakt faktem na tym polu była od niego lepsza.
Droga była znacznie dłuższa niż się tego spodziewała. Okazało się bowiem, że ich celem bynajmniej nie jest strumień, który widziała ostatnio lecz prawdziwa duża rzeka do której wpadał. 
Podczas gdy ona zastanawiała się gdzie też ją wyprowadzają, Amber skończyła mowę o liściach i przeszła do barwnego opisu rzeki.
- Dolendil, czyli strumyk którym gasiłyśmy ogień jest jednym z wielu dopływów tej rzeki. Nazywa się Alwina, a jej bieg zaczyna się na szczycie Smoczej Góry - wskazała na nikły kształt ledwie widocznej, dalekiej góry po ich lewej stronie.
- Alwina to brzmi jak imię dla człowieka.
- Rzeka nosi imię ducha który ją zamieszkuje. Jest to przyjaciółka wszystkich elfów. Jest żywa i dzieli się tym życiem z innymi. - wyjaśniła cicho, Arisa swym melodyjnym głosikiem.
„Ta... jasne żywa rzeka, duch. Ok... w końcu rozmawiam z pół-elfem”
Po pewnym czasie elfkę zaczął zagłuszać szum wody. Arisa milcząca przez całą drogę, usłyszawszy wodę uśmiechnęła się lekko i niezauważalnie przyśpieszyła kroku.Okazało się, że rzeczka o której była mowa, miała rozmiary większe niż Paulina się spodziewała.  Jej tafla była spokojna i niesamowicie czysta. Drzewa na przeciwległym brzegu był ledwo widoczny.
Gdy tylko zobaczyli wodę w Arisa nastąpiła natychmiastowa przemiana Uśmiechnęła się od ucha do ucha, a z jej oczu tryskała radość. Wystartowała w kierunku rzeki jakby na spotkanie starej znajomej, której nie widziała od lat. W biegu zdjęła sukienką i z rozpędu wskoczyła do wody. Pozostałe usiadły w cieniu jednego z mniejszych drzew koło brzegu. Pas ziemi między nimi, a rzeką był porośnięty trawą.
Arisa pływała beztrosko nie zwracając na nich uwagi. Była w swoim żywiole, zupełnie jakby była rybą. Z mokrymi włosami było jej do twarzy, a jej nietopowa karnacja sprawiała że niekiedy, mimo przejrzystej wody, znikała im z oczu.
- Co z nią? - mimo braku żadnych widocznych zmian w wyglądzie Arisa wydała jej się nagle inna niż wcześniej. Jakby odkryła przed nimi swoje prawdziwe JA.
- Arisa jest syreną. - wyjaśniła Amber jakby to był coś normalnego.
- SYRENĄ? - spojrzała znowu w stronę pływaczki szukając czegoś co mogłoby potwierdzić tą hipotezę. Mimo to jak na złość uszy ciągle były szpiczaste, oczy lekko skośne jak u kota i ani śladu rybiego ogona - Najwyraźniej mamy różne wyobrażenia syren.
- No tak... na pierwszy rzut oka nie przypomina swoich sióstr. Różnica wzięła się  stąd, że przyjęła taka właśnie formę by móc przebywać na ladzie.
- Może zmieniać kształty?
- Nie - zaśmiała się Amber - To zasługa trójzębu. Widzisz jej pradziadek posiada berło, które umożliwia mu wykonywanie bardzo skomplikowanych zaklęć. Na jaj prośbę zmienił ją w elfa by mogła swobodnie przemieszczać się po powierzchni, jednak nie może za bardzo oddalać się od wody.
Paulina spróbowała to jakoś ogarnąć, ale jeszcze się jej to mieszało.
- Skoro tak bardzo lubi wodę to czemu o to poprosiła?
- Chciała zwiedzić świat i odnaleźć swojego „księcia”.
- Księcia? - dziewczyna z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
- Gdy miała jeszcze rybi ogon często pływała po tej rzece, a ponieważ mosty i promy oraz tratwy czasem się psują, a nie wszyscy potrafią pływać, zdarzało jej się kogoś uratować. Między innymi mojego brata, ale to już inna historia – uśmiechnęła się. - raz do wody wpadł jeden chłopak, człowiek dla ścisłości. Urzekł ją sam fakt że był on odporny na jej dar.
- Czyli że nie mogła go wodą ochlapać?
„Jaki jeszcze dar może mieć syrena?”
- Nie. Na jej śpiew. To na niego był odporny. Syreny podczas śpiewania mają tak przecudny głos, że potrafią do pewnego stopnia zahipnotyzować płeć przeciwną. Dlatego właśnie Arisa rzadko kiedy się odzywa, a śpiewa tylko w miejscach odosobnionych. Po pewnym czasie można nauczyć się nad tym panować, ale ona wtedy jeszcze tego nie potrafiła. Szczególnie podczas pełni jednego z księżyców.
Okazało się że syrenka od dłuższego czasu im się przysłuchuje. Mokra wyglądała o wiele piękniej. Szczególnie woda na jej Woda na jej czarnych długich rzęsach skrzyła się od promieni słonecznych. Usta miała w nieco ciemniejszym odcieniu zieleni niż resztę skóry. Błękitne włosy malowniczo opadały na jej ramiona.
- Słyszałaś o czym takim jak pocałunek prawdziwej miłości? - spytała z uśmiechem swym zwyczajowym szeptem, jednak nieco śmielej niż zazwyczaj.
- Cóż... już się całowałam, choć nie nazwałabym tej osoby miłością życia. - westchnęła Paulina. Słuchaczki momentalnie wlepiły w nią wzrok czekając na ciąg dalszy jej wypowiedzi. - Miałam wtedy dwanaście lat. Był pierwszą osobą która odważyła się mnie poprosić o chodzenie. Już na początku przeczuwałam, że nasz związek nie będzie zbyt długo trwał. Mimo to nawet go lubiłam, więc zgodziłam się. Pierwsze wakacje których nie spędziłam sama wtedy właśni pierwszy raz się całowałam, ale gdy się skończyły moja wakacyjna miłość wyjechała i tyle o nim słyszałam. Rok później było podobnie z kolegą ze szkoły. Łaził za mną wszędzie, ale gdy wyjechał całkowicie zerwał kontakt. Jego rodzice w poszukiwaniu pracy przeprowadzili się razem z nim ze granice, zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Ani jeden, ani drugi nawet ze mną nie zerwali jak należy, nie napisali, jakby o mnie zapomnieli.  Od tamtej pory unikam chłopaków.
„Tak jest zawsze puki mnie widzą lgną do mnie jak ćma do światła, jestem wtedy w centrum uwagi jak teraz, a potem… Tylko rodzice utrzymywali kontakt listowy ,gdy wyjeżdżali i zawsze wracali na  urodziny.”
- Nie martw się, masz jeszcze czas. Ja mam gorzej, jeśli go nie odnajdę to rodzice sami wybiorą mi męża.
Zawsze jeszcze można pójść do klasztoru. - zażartowała Amber - Ja mam 17 lat, więc według ludzkiej miary jestem już dorosła, ale jako elf jestem traktowana jak dziecko. Dlatego rodzice nie poganiają mnie z małżeństwem. Elfy zwykle nie śpieszą się ze ślubami dlatego mój tata daje mi wolną rękę, choć nie miałaby nic przeciwko gdybym już sobie kogoś znalazła, choć jak każdy ojciec niechętnie by mnie oddał. 
Podczas gdy Amber rozmawiała o swojej rodzinie, Paulina powróciła myślami do zagadnienia które dręczył ją od kiedy trafiła w te niesamowite miejsce. Martwiła się oto w domu Emmy, jak i po pożarze i przed zaśnięciem u Amber. Mianowicie o tym co się stanie gdy rodzice dowiedzą się o jej zniknięciu. Ciotka musiała ich powiadomić po tym jak Paulina nie wróciła na noc nawet nie telefonując. Z pewnością będą się martwić, a ona obiecała nic nie mówić.
„Co miała na myśli Amber mówiąc, że trudna złamać przysięgę?”
Z zamyślenia wyrwał ją elfi głos.
- Zanim Paweł odjechał wspomniał o czymś, co przypomniało mi pewną legendę. Mianowicie że ten podpalacz miał pewien artefakt, magiczny przedmiot, dokładniej pierścień - zaczęła Amber nieco tajemniczo. - Pamiętam z niej jedynie fragmenty i nie znam za dużo szczegółów, ale opowiada o złym demonie. Nawiedził on przed stuleciem wyspę i chciał ją zniszczyć. Gdyby to się stało zapanował by chaos. Został powstrzymany przez dwunastkę magów. Uwięzili oni jego dusze w niewielkim przedmiocie, właśnie pierścieniu i ukryli do czasu, aż znajdzie się sposób by go zniszczyć. Niestety moc demona nieznacznie wyciekała na zewnątrz jego więzienia. Potrafił on przyciągać i wykorzystywać nieświadomych niczego ludzi którzy byli podatni ja jego zaklęcia. W zamian dawał im moce na które nikt prócz ich samych nie był odporny.... - Dziewczynę nie specjalni interesowały miejscowe legendy, ale coś jej mówiło, że ta ma więcej z prawdy niż te opowiadane w jej świecie.
Temat zszedł na inne stworzenia z horrorów jakie mogą żyć w Świecie Smoków. Były to wampiry, wilkołaki, gobliny, Zarażeni (osoby które zaraziły się czarną krwią pochodzącą od Cieni), duchy,
Nagle Paulina zaczęła odczuwać na swoich plecach cudze spojrzenie. Do tego usłyszała szeleszczenie za krzakami, ale gdy się odwróciła niczego nie zobaczyła . Coś jej mówiło by to sprawdzić. Pod pretekstem "siusiu" opuściła koleżanki i weszła w las.
"Ach ta moja paranoja... ale jeśli jej nie posłucham to będę żałować" - pomyślała przedzierając się przez roślinność.
Zaszła bardzo daleko, po ledwo dostrzegalnych śladach, zanim znowu poczuła czyjąś obecność. Odwróciła się i mało nie dostała zawału...

Rozdział 6: Po pożarze


- Gdzie idziemy? - spytała Paulina walcząc z sennością.
Nogi się pod nią uginały i kręciło w głowie. Wykorzystała już cały swój zapas energii i jechał na rezerwie.
- Musimy przejść przez to pobojowisko do centrum, a z stamtąd do mojego domu. Tam się wszyscy spotkamy.
„Kiedy oni niby to ustalili?" - jej umysł był przemęczony, więc nawet jeśli faktycznie o tym wspomnieli musiało jej to umknąć.
Gdy oświetlające noc, piekielne światła gasły, zrobiło się potwornie ciemni. Mimo że ogień zgasł powietrze pełno jeszcze było dymu, niosącego płacz i smutek. Wszyscy byli zmęczeni i zrozpaczeni. Udało im się wygrać z żywiołem, ale zanim to nastąpiło zdążył zniszczyć pół zewnętrznego pierścienia miasta.  Mijane po drodze nieliczne mieszkalne drzewa uchowały się tylko dzięki zaklęciom ochronnym. Były to przeważnie schrony, szkoły oraz ważne dla elfów miejsca.
Dziewczyny  szły w ciszy. Elfka nie zdradzała objawów zmęczenia. Przynajmniej nie fizycznego. Ogrom zniszczeń wstrząsnął nią do głębi. Z trudem powstrzymywała łzy. W końcu to jej rodzinne miasto, w którym mieszkała od urodzenia. Paulina spojrzawszy na nią ze smutkiem stwierdziła, że nie jest w stanie jej pocieszyć. Rozglądała się równi zszokowana, choć z miejscem tym nie łączyły jej żadne więzy i nie zapowiadało się na to by miała płakać. Pierwszy raz była światkiem czegoś podobnego. Słyszała o pożarach, w jej mieście również się zdarzały, ale nigdy jeszcze nie znajdowała się tak blisko jego centrum. Nie miała okazji kiedykolwiek wcześniej porównać obrazu sprzed i po. Musiała przyznać, że różniły się diametralnie. Z olbrzymich niegdyś drzew zostały jedynie zwęglone konary. Kwiaty i trawa zniknęły zupełnie. Ziemia stała się czarna od popiołu.
- Jak tak można. Kto mógłby zrobić coś tak strasznego? - jej towarzyszka jeszcze przeżywała widok poprzedniego krajobrazu.
- Spokojnie. Przecież nie wszystko spłonęło, - była to jedyna pocieszna  myśl jaka przychodziła jej do głowy - Poza tym da się wszystko odbudować. Racja? Możecie posadzić nowe drzewa-domy.
- Da się, ale potrzeba na to kilka miesięcy jeśli nie lat zanim las się odbuduje, a przez ten czas wiele elfów będzie bez dachu nad głową. - westchnęła i spojrzała na Paulinę. - Będą musieli wyjechać, ale nie o mieszkańców się martwię. My bardzo szybko się przystosowujemy. Najbardziej przejmuje się losem i zwierząt. Mieszkając tu stałam się bardzo wrażliwa na odgłosy lasu, a podczas pożaru zdawał się wręcz krzyczeć z bólu. Ciągle słyszę te jęki.
Wszystkie pytania jakie pojawiały się w głowie Pauliny dotyczyły pożarów, ale wolała nie sprowadzać rozmowy na ten temat. Amber z początku mocno przybita, pod koniec podróży nieco się rozchmurzyła, lub przynajmniej udawał że wszystko jest w porządku i rozmawiały już normalnie. Na każde pytanie odpowiadała co najmniej wylewnie. W ten sposób Paulina, nie pytając o to wprost, dowiedziała się, że Sora nie jest jej rodzonym bratem. Został jedynie adoptowany przez jej rodziców, ale również tak jak ona był pół-elfem. Magia jakiej używał to Przywoływanie, przez co on sam był Przywoływaczem. Dowiedziała się również wiele na temat nazewnictwa. Świat z którego pochodziła zwał się Realny, natomiast ten Światem Smoków, gdyż według ich wierzeń  to one go stworzyły.
Wewnętrzny pierścień był w większości murowany, a domy budowano z kamienia, więc ogień sam w sobie nie wyrządził dużych szkód. Paulinę uderzyło podobieństwo tamtejszych budowli do tych w ruinach niedaleko jej rodzinnego miasta. Tutejsze jednak zbudowane były głównie na planie koła i zawierały dużo motywów roślinnych. Wyglądały jak kamienne drzewa, które żyły i rosły. Miały przeważnie dwa piętra, a te na skraju lasu połączono mostami i drabinkami z drzewami.  Konstruktorzy tej części  miasta wzorowali się na głównie przyrodzie, jednak  dziewczyna często widywała podobizny skrzydlatych jaszczurek podobnych do dwóch głazów które fotografowały z Tatianą. 
 na kontynent.Dziewczyna zdała sobie właśnie, sprawę z tego że nie ma pojęcia gdzie jest.
„Powinnam zacząć zadawać więcej pytań, bo sami mi nic nie powiedzą”
Spytana o to Elfka odparła:
-Znajdujemy się na wyspie Lunanor. Nazwa wzięła się prawdopodobnie stąd, że z góry wygląda jak sierp księżyca. Na naszej planecie są dwa kontynenty Zachodni i Wschodni. Na tym pierwszym mieszkają ludzie, a na drugim istoty magiczne. Nasza wyspa znajduje się dokładni pośrodku utrzymując pomiędzy nimi równowagę. Dlatego mogą tu przebywać przedstawiciele wszystkich ras.
- Czyli są tu także inni ludzie?
- Oczywiście że tak. Gdyby nie to, nie pozwoliliby ci tak chodzić po wiosce. Dla niewtajemniczonych jesteś dziewczynką z sąsiedniej wioski, która zgubiła się w lesie i została pogryziona przez wilki. Emmy po tylu nietypowych pacjentach może już coś podejrzewać, ale jest godna zaufania.
„Ta... to wiele wyjaśnia. Dziwiło mnie, że uzdrowicielka nie wypytywała się o pochodzenie, czy imię itp. Prawdopodobnie była jeszcze mniej wścibska niż ja.”
- Wracając do ludzi. W większości nie lubią oni magii, choć są i tacy co sami czarują...
Paulinie nie udało się zamaskować ziewnięcia.
- Na pewno jesteś zmęczona. Zapomniałam, że wy ludzie musicie sypiać. Jeśli chcesz możesz się zdrzemnąć w moim pokoju, zaprowadzę cię.
„Czy ona właśnie zasugerowała, że nie musi spać?”
- Elfy również śpią, ale możemy dłużej bez tej przyjemności wytrzymać - odpowiedziała jakby czytając jej w myśli. - Ta wytrzymałość to cecha, którą mam po moim  tacie. Wszystkie ludzkie cechy odziedziczyłam po matce.
- Dlaczego się za mną wstawiłaś gdy była mowa o usuwaniu pamięci? Z tego co zrozumiała dużo ryzykujecie ufając mi.
- Skoro złożyłaś przysięgę myślę, że nic nam nie grozi. Bardzo trudno jest je złamać. Oni nieco panikują bo boją się co mogłoby się stać gdyby sekret się wydał. To byłoby bardzo niebezpieczne uwierz mi na słowo. Niewiele mogę ci powiedzieć, ale jak będzie chciała coś wiedzieć to pytaj. Ciesze się, że wreszcie mam z kim pogadać o tej tajemnicy. Nie idzie mi rozmowa z chłopakami, a jestem jedyną dziewczyną w grupie. No wiesz oprócz Sanako, ale ona rzadko kiedy rozmawia o takich błahostkach. Ona różni się nieco od innych elfów, ale to już inne tabu. Czuje, że zostaniemy przyjaciółkami. Kiedyś byłam w waszym świecie. To było niesamowite przeżycie. Nie chciałabym tego zapomnieć - Amber  rozgadała się na całego.
„Dziwne że nikt jej nie rozpoznał. Czyżby ludzie w moim świecie byli aż tak ślepi? Przecież ich odmienność aż rzuca się w oczy."
Nie chodziło wyłącznie o szpiczaste uszy. Po całym dniu spędzonym na obserwowaniu ich rozpoznałaby elfa nawet gdyby był zamaskowany i zakryty płaszczem jak tamten iglasty typek. Ich styl chodzenia, melodyjne wysokie głosy, uroda i ta ich aura. Nie otaczała ich żadna mgła i widziała ich wyraźnie, ale czasem czuła, jakby za chwile mieli się rozpłynąć i okazać snem, marą.
Amber wyglądała na dużo od niej starszą, ale zachowywała się i mówiła jak dziecko. Często się uśmiechała. Mimo że wyglądała jak typowy elf naturę miała typowo ludzką, miedzy innymi wskazywało na to jej gadulstwo.
„Może Arisa też nie jest elfem czystej krwi."
Dom Amber był jednym z niewielu, które ogień ominą, znajdował się bowiem daleko od terenów zagrożonych. Był blisko centrum miasta jednak znajdował się jeszcze w drzewie. Podobny do chatki uzdrowicielki Emmy, ale był większy i miał kilka pięter. Całe drzewo porośnięte było błękitnymi kwiatami które przylegały do jego konarów.
Amber mieszkała z rodzicami, którzy pracowali obecnie w stolicy, więc była sama z bratem.
Znalazłszy wejście, które nie było w żaden sposób zamknięte, weszły do środka. Przed nimi stały drewniane kręcone schody. Po ich lewej stronie znajdował się jasno oświetlony przez słońce salonik. Po prawej zaś mała kuchnia. Wszystkie drewniane meble były częścią drzewa i tworzyły spójna całość. Przemeblowania nie było możliwe, zresztą nie było konieczne. Wszystko było dokładnie tam gdzie miało, a to wszystko w środku drzewa bez ranienia go.
"Magia"- pomyślała.
Amber zaprowadziła Paulinę po schodach na górę do pokoju, w którym mogła odpocząć. Paulina była tak zmęczona, że od razu padła na najbardziej przypominający łóżko mebel i zasnęła...

Na terenie Lunanor znajduje się cała masa telereporterów działających na światło księżyca i słońca. Dzięki nim można przemieszczać się do wielu miejsc na Smoczej Ziemi. Powstała na skutek licznych erupcji wygasłego już wulkanu. Obecnie ten wysoki szczyt pokrywaj  wieczne lody które topnieją jedynie latem, dając początek trzem rzeką. Z dużej wysokości wyglądające, jak widły zwrócone w stronę olbrzymiej  zatoki. 
Na tej wulkanicznej glebie rośliny słyną z dużych rozmiarów. Znajduje się pośrodku oceanu w równych odległościach od obu olbrzymich kontynentów. Kontynentu wschodniego należącego do istot magicznych, podczas gdy zachodni opanowali ludzie.
Według legend wyspa stworzona została przez smoki. Jej zadaniem było utrzymywać równowagę na świecie. Nazywana jest również Dryfującą Wyspą gdyż podobno potrafi zmieniać swoje położenie. Jest to jedyne miejsce gdzie ludzie i stworzenia magiczne żyją w pokoju.
Dzieje się tak dzięki Strażnikom – organizacji która powołana została by interweniować w sytuacjach kryzysowych. W ich szeregach znaleźć można przedstawicieli wszystkich ras. Nie mogą oni jednak naruszać praw innych krajów, dlatego nie interweniują w przypadku wojny między nimi, chyba że jako mediatorzy na polecenie jednej ze stron.
- Co z nią? - spytał Sora swojej siostry gdy ta schodziła po schodach.
Drewno pod jej stopami nie wydawało nawet najmniejszych dźwięków.
- Śpi - szepnęła.
Wszyscy członkowie pięcioosobowej grupy zebrali się w saloniku Amber. Na środku pomieszczenia stał okrągły stolik. Wyrastał z podłogi, lecz jego blat był całkiem gładki i płaski. Tuż nad nim na drewnianym haku wisiała wyłączona już lampa.
- Dwóch świadków podpalenia zostało zabitych. Przyczyna zgonu byłe te dwie zatrute igły - zaczął Cierń prosto z mostu.
- Takie jak te którymi oberwałeś. Szczęście że jesteś odporny – zwróciła się blondynka do Pawła.
- No... – mrukną w odpowiedzi, ciągle jeszcze nadąsany.
- Nie mamy pojęcia dokąd uciekł - poinformował Sora - przepraszam zgubiłem ślad, ale wiem jedno. - Pożar miał jedynie odwrócić uwagę od jego prawdziwego celu.
- Co masz na myśli?
- Zaginęły akta ludzkich członków Strażników, głównie tych byłych, którzy zostali wyrzuceni.
- Paweł jak on wyglądał? - chłopak nieco się ożywił po pytaniu Sanako.
- Ubrany był w brązowy płaszcz i miał białą maskę z czerwonym płomieniem pomiędzy oczami...
- Wszystko wskazuje na klan Feniksa - zielonooka zamyśliła się. - Coś jeszcze?
- Miał czarne włosy długości twarzy, złote oczy...
- Złote? - zdziwiły się elfy.
- Chyba nie użył magi, ale na pewien czas znikną. Nie miał przy sobie różdżki, ale nie wyglądał na Cienia. Jego skóra nie była na tyle blada. Bardziej przypominał skrytobójce niż maga. Nic nie mówił przez cała walkę i miał specyficzny sposób poruszania się. Ledwie za nim nadarzałem. Nie atakował od frontu. Tylko czaił się za plecami. Wyjątkowo celnie rzucał, znał moje słabe strony. - Potarł dłoń w którą oberwał jedną z igieł. Rany już nie było, zdążyła się zagoić.
- Wydaje mi się że powinniśmy mimo to złożyć wizytę w ich siedzibie.
- Z tego co wiem większość z nich wyruszyła na bitwę - Sanako ciągle coś nie pasowało.
- Klanów ? - upewnił się Paweł.
- Nie. Bitwę między dwoma gildiami - poprawiła.
- Ci ludzie zawsze muszą o coś konkurować - skarcił Cierń.
Amber i Sora poczuli się lekko tym urażenia lecz Paweł ani drgnął. Był zamyślony i nieobecny.
- Widać nie wszyscy wyruszyli. Ktoś musiał zostać -  ciągną  Cierń. - i chyba nawet wiem kto...- zamyśli się.
Tylko Sanako wiedziała o kogo mu chodzi.
- Najpierw do stolicy. Już jesteśmy spóźnieni. Trzeba dowiedzieć się czegoś o skradzionych aktach. Kto dokładnie w nich był. Poza tym donieść im o twojej obecności Pawle, byś mógł stać się legalnie moim uczniem i zwrócić się o pomoc w odbudowie lasu. Cierń powinieneś tutaj zostać. Twoje umiejętności bardzo się tu przydadzą. Zastąpi cię Sora. Amber...
- Tak ?
Sanako spojrzała na nią poważnym wzrokiem, jakby się zastanawiała czy dziewczyna temu podoła.
- Miej oko na ludzką dziewczynę.
- Na Paulinę?...Tak jest – odpowiedziała dziewczyna z entuzjazmem.
- Szykujcie się do drogi. Wyruszamy za godzinę. Wrócimy za jakieś dwa dni - ostatnia wiadomość skierowana była do Ciernia.

Było wczesne popołudnie. Słońce prześwitywało przez korony wysokich drzew. Samotny mężczyzna w średnim wieku, szedł przez las wolnym marszem. Jego ciemnobrązowy płaszcz sprawiał, że wręcz wtapiał się w otaczające go pnie potężnych drzew. Jednak był świadom, że gdyby jakiś przedstawiciel Pięknego Ludu tędy przechodził nie miałby najmniejszej trudności w odróżnieniu go od kory. Dlatego musiał zachować ostrożność. W tym miejscu nawet wiewiórce nie można ufać.
Nagle się zatrzymał. Koło drzewa, które mijał zauważył ślady zaschniętej już krwi. Znalezisko bardzo go zainteresowało. Słyszał że niedawno w tych lasach wprowadzono zakaz wstępu dla cywili. Ślad był dosyć spory, ale nie dało dostrzec nawet śladu po ciele ofiary. Jedynym tropem jaki znalazł to wydeptana w wysokiej trawie ścieżka, miejscami na trawie i liściach znaleźć można była miejscowe zaczerwienienia. Cokolwiek tu się wydarzyło, było to niedawno. W powietrzu wyczuwał lekko dostrzegalną aurę czarnej magi.
„Wszystkie znalezione ślady wskazują na to, że dużo tu się działo. Skoro były ofiary to znak że do tej misji dali jakiś niedoświadczonych młodzików.  Te braki w ludziach są straszne skoro do takich zadań wysyła się dzieci. Jednak jakby nie patrzyć oczyścili watahę z chorych osobników.”
Nie miał nic do elfów, ani Strażników, ale miał nieodparte przeczucie, że spotkanie z nimi w tym czasie nie byłoby przyjemne, a jemu bardzo się śpieszyło. Kierunek w którym zmierzał nie był jego planowanym celem, ale musiał sprawdzić pogłoski, które słyszał o zagubionym w tych lasach ludzkim dziecku.
„Może to ona. Wszystko pasuje do jej opisu. Czerwone włosy, wiek i to jak niespodziewanie tu trafiła. Elfy nawet nie wiedzą ,że mieszkają niedaleko nieoznakowanego odbiornika nielegalnego telereportera. Trudno uwierzyć, że po tych wszystkich niespodziewanych wizytach nietypowych ludzi , sekret jeszcze się nie wydał.”
Mężczyzna spojrzał w górę. Las był za gesty, a drzewa za wysokie by można było dostrzec co się dzieje dalej, ale czuć było dym. Mimo odległości jaka dzieliła go od ognia, charakterystyczny zapach spalonego drewna był wyczuwalny dzięki temu, że szedł pod wiatr.
„Nie zdążyłem. Już tu dotarł. W takim razie nie zabawie tu za długo. Muszę się pospieszyć”

Rozdział 5: Pożar

Dopiero po wyjściu z pomieszczenia poczuła jak bardzo tutejszy klimat rożni się od tego którego zna. Powietrze było nieco bardziej wilgotne, przez drzewa nie czuło się wiatru, a temperatura była dużo wyższa.
Tutaj ogień nie powinien dotrzeć. Nie musisz iść. - zapewniała ja Amber
- Wiem, ale chce pomóc. - wtrąciła Paulina zanim elfka zaczęła nawijać jak katarynka
Może i nie było wiele sensu w ładowaniu się w kolejne kłopoty po tym jak dopiero co wy zdrowiała, ale z drugiej strony uważała to za dobrą szanse by spłacić dług wobec elfów.
Amber biła się z myślami. Nie należała do osób zbytnio zdecydowanych. Jej Mistrz powierzyła Paulinę jej opiece, ale obie nie zamierzały biernie siedzieć w ukryciu i patrzeć jak miasto idzie z dymem. Jednak ładowanie się w sam środek żywiołu było co najmniej nie odpowiedzialne. Ona sama może jeszcze dałaby sobie rade, ale człowiek to zawsze ryzyko.
- Niby nie musimy iść w do centrum katastrofy. Możemy pójść w stronę rzeki i pomóc nosić wodę - zauważyła Amber.
- Zgoda.
„Byle tylko nie stać bezczynnie.”
Pierwszą rzeczą jakom zobaczyła było jasne szkarłatne światło odbijające się od roślinności. Można by pomyśleć, że ktoś idzie świecąc sobie latarkom, lub w tych okolicznościach pochodnią. Był biały dzień jednak gęste korony drzew dawały tyle cienia ile było trzeba by niczym reflektory samochodu blask zbliżał się do nich. Elfka pociągnęła dziewczynę w bok. Skręcając minęły ścianę płomieni trawiącą w szybkim tempie grupę krzaków.
Gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazał się przerażający widok. Drzewa-domy stały w ogniu, a wszyscy mieszkańcy biegali chaotycznie próbując ugasić szerzące się wszędzie płomienie. Wszędzie pełno było dymu. Nieliczna grupka młodszych elfów była właśnie ewakuowana przez trójkę starszych. Nawet nad rzekę dotarło część płomieni. To tu to tam migały wiadra i cebrzyki z wodom. Niektórym udawało się gasić za pomocom gęsto liściastych gałęzi.
Co ciekawe nie wszystko co drewniane płonęło. Niektóre domy i przedmioty zdawały się być całkowicie żaroodporne. Chociaż cała wioska robiła co mogła, jednak płomienie nie malały. Wręcz zdawały się być coraz większe. Paweł wybiegł dużo przed nimi i był już w środku chaosu, czynnie pomagając. Paulina już dawno straciła go z oczu. Amber trzymała ją blisko siebie.
- Gdzie Paweł? Mam nadzieje, że wie co robi - rozglądała się dziewczyna.
„Znając jego pecha spłonie żywcem i to stojąc po kolana w wodzie z pełnym wiadrem w dłoni"
- Na pewno da sobie rade. Jeśli chcesz pomóc choć za mną - jej opiekunka machnęła na nią ręką.
Amber i Paulina razem z resztą wioski nosili wiadrami wodę z rzeki do ugaszenia pożaru. Pewna niebiesko włosa dziewczyna miała jednak inny sposób.
Na pierwszy rzut oka wyglądał jak elf. Jednak odróżniały ją duże, okrągłe, sarnie oczy, błękitne jak laguna oraz błękitne włosy.



Jej sposób gaszenia ognia był niesamowity. Weszła do rzeki i podniosła ręce, a po chwili tuż przed nią powstała potężna fala wody dzięki czemu zmoczyła wszystko znajdujące się przy brzegu. Powtarzała ten proceder co kilkanaście metrów idąc wzdłuż rzeki.
„To przeczy wszelkim prawą fizyki” - zauważyła Paulina, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
To był pierwszy raz gdy zobaczyła jak ktoś używa magi. Przez panujący gwar i hałas potęgowane przez cichy szum wody, dopiero gdy czarodziejka podeszła bliżej usłyszała śpiewaną przez nią melodie. Piosenka ta nie miała żadnych słów, a przynajmniej nie w żadnym znanym jej języku.  Dźwięk przypominały jej szum morza. Tylko raz udało jej się wyjechać w wakacje nad morze, ale ta melodia nagle przypomniała jej wszystkie tamtejsze dźwięki. Bynajmniej dziewczyna nie szumiała i nie wydawała tych dźwięków, a mimo to w jej umyśle pojawił się obraz plaży.
„Muszę się zacząć przyzwyczajać do tego, że nie wszystko tutaj da się racjonalnie wytłumaczyć"
W pewnym monecie jej lewa ręka zaczęła szczypać w na środku ramienia. Zupełnie jakby ślad po oparzeniu po latach postanowił się odezwać. Z początku myślała, że to pewnie z powodu panującej wokół wysokiej temperatury.
Rozejrzawszy się zdała sobie sprawę, że nie tylko ona przyglądała się nietypowej elfce. Na przeciwnym brzegu strumienia stała wysoka zamaskowana postać. Spod kaptura brązowego płaszcza wystawały ciemne kosmyki włosów. Wyglądał bardzo podejrzanie biorąc pod uwagę okoliczność.  Płomień namalowany na masce zasłaniał buzie i nos podczas, gdy reszta była biała. Tak pomalowane drewno zasłaniała całą twarz, pozostawiając jedynie niewielkie otwory na oczy, umożliwiające mu obserwowanie otoczenia. Nie wyglądało na to by zamierzał pomóc przy gaszeniu. Stał sztywno.


Płomienie przeskakując z drzewa na drzewo dotarły na jego stronę rzeki. Światło ognia rozświetliły jego oczy. Była za daleko by stwierdzić ich kolor, ale wydały jej się jasne, jakby płonęły.  Nagle odwrócił spojrzenie od elfki, skierował je w stronę  Pauliny, a następnie gdzieś ponad jej ramieniem i cofając się znikną w zaroślach. W jego ruchach nie był widać przerażenia, nawet nie biegł. Wyglądało to bardziej na taktyczny odwrót.
- Zdaje się, że znaleźliśmy podpalacza. - usłyszała za sobą głos Pawła.
Ton jego wypowiedzi podpowiedział jej co chłopak zamierza.
- Czekaj! - zdążyła jedynie krzyknąć w jego kierunku, ale on był już na drugiej stronie rzeki, goniąc tajemniczego przybysza.
„W co on się pakuje. Nie ma z nim szans. No i skąd wie że to jego sprawka. Najpierw robi potem myśli."
Nie podobało jej się że chłopak tak się naraża. Jak później wyjaśni jego znajomym i rodzicom, że jednego dnia oboje znikają, a wraca tylko ona. Rozejrzawszy się stwierdziła, że Amber nie ma. Prawdopodobnie zagapiwszy się oddaliła się  od niej nieco za daleko.
- Czarno to widzę. - dodała już na głos – Trzeba by kogoś o tym powiadomić.
Błękitno włosa, która również obserwowała sytuacje, z lekkim zaniepokojeniem, w odpowiedzi na jej propozycje jedynie kiwnęła twierdząco głową i pobiegła po pomoc.
Dziewczyna spojrzała pod nogi. Dno strumienia wyłożone było gładkimi kamieniami, te większe wystające poza tafle wody poustawiane  w rządku tworząc swego rodzaju most. Skacząc z kamienia na kamień, Paulinie udało przedostać się na drugą brzeg. Dalej szła łatwymi do odnalezienia śladami, takimi jak udeptana trawa, okaleczone krzewy, a miejscami i ślady stup.
Coś ją przyciągało do tajemniczego chłopaka. Bynajmniej nie chodziło o to, że jej się podobał, czy interesował. Zdawało jej się, że już gdzieś widziała podobną maskę. Nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie. Poza tym coś czuła, że cała sytuacja może się boleśnie skończyć dla jej kumpla.
Dobiegła do polanki, na której jeszcze nie dotarły płomienie. Zauważyła, że chłopcy zdążyli już zacząć walczyć. Schowana za drzewem, przyglądała się bójce.
Zastanawiała się czy nie powinna pójść po pomoc, ale jakaś niepojęta siła trzymała ja w miejscu nie pozwalała się oddalić. Coś ją ciągle przyciągało do czarnowłosego, podczas gdy strach i zdrowy rozsądek odpychał. Te dwie siły ścierając się sprawiały, że w efekcie ani drgnęła.
Pawłowi szło z początku nawet całkiem nieźle biorąc pod uwagę fakt, że jego przeciwnik w przeciwieństwie do niego był uzbrojony, dużo starszy, wyższy i szybszy. Zdawał się wręcz przewidywać jego ruchy. Do walki używał długich niczym noże igieł. Rzucał nimi podczas gdy czternastolatek łapał je, bądź unikał.Ta dobra passa szybko się jednak skończyła.
Nagle stało się coś dziwnego. Paweł zdawał się zupełnie zdezorientowany. Podczas gdy zamaskowany stał nieruchomo, on z niewiadomego powodu zamiast obserwować przeciwnika zaczął rozglądać się na boki, a nawet odwracać i patrzeć za siebie. Jakby go nie widział.
- Za tobą! - krzyknęła Paulina, ale było już za późno.
Przeciwnik złapał go za uchem. Paweł momentalnie stracił przytomność i padł na ziemie. Czarnowłosy  wyją miecz  zamachną się by go dobić.
Ostrze zawisło na moment w powietrzu przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Z minuty na minutę ogień sprawiał, że na polance zrobiło się jaśniej. Dziewczyna nie wiedziała co robić zanim nadejdzie pomoc może minąć trochę czasu. Może i nie przepadała za Pawłem, ale nie chciała by umarł.  Nie zastanawiając się dłużej chwyciła pierwszy z brzegu kamyk i cisnęła nim w stronę starszaka. Trafiła go w głowę. Nie było to specjalnie silne uderzenie, ale starczyło by odwrócić jego uwagę.
Po tym schowała się za drzewem i przyległa plecami do jego kory. Uderzony namierzywszy jej kryjówkę, zbliżał się do niej. Przez to jak na żądanie nieprzyjemne mrowienie w ręce przybrało na sile. Poruszyła się co on musiał zauważyć. Chciał to sprawdzić, ale zwalczyła ten niemądry impuls. Serce jej waliło ze strachu. Był coraz bliżej i bliżej.
„Jeśli zrobi jeszcze jeden krok to uciekam.” - pomyślała Paulina bacznie się przysłuchując.
Usłyszała trzaskanie gałązek pod stopami . Zagryzła dolną wargę i zaczęła się szykować do taktycznego odwrotu. W życiu by się nie mieszała, gdyby nie była pewna swojego szybkiego biegu.
Wtem uwagę obojga przykuł melodyjny głosik dobiegający z zza krzaków przed nią. To Sora wołała ją po imieniu. Tuż przed nim biegła, niebiesko-włosa czarodziejka. Towarzyszyło im nietypowe zjawisko. Przed nimi, prowadząc ich, leciał mały  ptak. Wyglądał jak błękitna mgiełka, która jedynie przybrała kształt zwierzaka. Gdy Paulina zerknęła za drzewo, zamaskowany chłopiec zdążył już zniknąć. Tym razem nawet ona go nie widziała.
- Gdzie pobiegł? - spytał Sora.
- Chyba w tamtą stronę, ale nie jestem pewna. - wskazała miejsce w którym ostatnio widziała domniemanego podpalacza.
Elf sięgną na plecy i zdjął z nich wysoki kij zakończony błękitnym kamieniem w kształcie elipsy. Wcześniej nie zauważyła by  miał to przy sobie. W miejscu gdzie końcówka kostura dotknęła ziemi powstała jasna świecąca na jasno niebiesko, plama. Z dużą prędkością zaczęła się rozszerzać. Gdy przejście miało już metr średnicy, wyfrunęło z niego całe stadko błękitnych ptasich duchów. Pofrunęły we wskazanym kierunku, po czym rozleciały się we wszystkie strony. Wszystkie zniknęły za drzewami.
Paulina spojrzała na Arise. Dopiero z bliska było widać jej nietypową karnacje. Miała ona blado zieloną skórę. Z wyglądu nie przypominała typowego elfa. Jej błękitne jak laguna oczy był nieco większe i bardziej okrągłe od tych elfich. Nie miała typowego dla nich uroku, tajemniczości i szlachetnych rysów twarzy. Mimo nietypowego wyglądu była piękna. Wyglądała na starszą od Amber, ale była on niej nieznacznie niższa. Ich oczy się spotkały. Sora zauważywszy to i przedstawił je sobie.
- To jest Arisa Tasartir.
- Ty jesteś Paulina? - spytała czarodziejka.
- Tak Paulina Kagawska - uściśliła.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak rzadko przedstawia się z nazwiska. Zwykle kierowała się zasadom, że im mniej inni o niej wiedzą tym lepiej, ale czuła że Arisa jest godna zaufania.
- Co się mu stało? - spytała nieśmiało błękitno - włosa, wskazując na lezącego na ziemi Pawła.
- Chyba zemdlał - odparła Paulina wzruszając ramionami.
Jeszcze sama nie była pewna co widziała, ale wszystko by na to wskazywało. Klatka piersiowa Pawła poruszała się naturalnie i rytmicznie. Z jego ust wydobywały się głośne dźwięki. Nie można tego jeszcze nazwać chrapaniem jednak dziwiło ją żeby w tak młodym wieku tak głośno oddychać.
„Po prostu wiedziałam że to tak się skończy. Miał szczęście, że nie wszystkie moje przeczucia się spełniają.
Po jakimś kwadransie zaczęły wracać pierwsze ptaki – duchy. Doleciawszy do swojego pana kolejno rozpływały się w powietrzu i znikały. Sora wyjaśnił im, iż ścigany nie tylko znikną, ale również wymazał ślady swojej obecności. Zupełnie jakby rozpłyną się w powietrzu. Zanim jednak to się stało duszki stwierdziły, że z całą pewnością był on człowiekiem.
- Budzi się. - zauważyła swoim cichym głosikiem. Patrząc na Pawła.

"Tak to jest jak się nie umie ocenić przeciwnika. Ja nie mogę. Żeby się tak rzucać sam na silniejszego. Nawet nie jesteś świadom jakie miałeś szczęście."
- On nie był silniejszy tylko grał nie fair. Nie widziałem go.
- Co ty gadasz? Przyglądałam się wam przez cały czas i on ani razu nie znikną. Po prostu cię dotkną a ty zemdlałeś.
- Nie zemdlałem – oburzył się chłopak.
Wyglądało jakby chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale się wstrzymał.
- Nie mogłeś poczekać?
- Jakbym poczekał to by uciekł.
- I tak uciekł.
- Dlaczego to musiały być akurat igły ?- spytał wyciągając jedną z ręki. Po czym przyłożył rękaw swojej bluzy by zatrzymać krwawienie.
- Nie powinieneś ich jeszcze wyjmować.- nieśmiało wtrąciła Arisa. - Wykrwawisz się i znowu zemdlejesz.
- Nic mi nie będzie. - zignorował ich ostrzeżenia Paweł.
Był zirytowany własną przegraną oraz na to, że Paulina nie wieży w to że mógłby wygrać gdyby jego przeciwnik nie oszukiwał.  Wyją kolejny zakrwawiony kawałek metalu i obejrzawszy go wyrzucił na ziemie.
- Wszystko może być użyte jako broń. Ludzie od zawsze używali narzędzi. Nawet czarodzieje potrzebują różdżek. Co innego Cienie, oni sami w sobie są niczym narzędzia do sprawiania bólu. - rzekł Sora jakby w odpowiedzi na pytanie Pawła.
"Powinnam sobie zorganizować jakąś broń. Tak na wszelki wypadek jakby nie było w okolicy kamieni."
- Co masz na myśli mówiąc „co innego Cienie”?
- Oni do wykonywania zaklęć nie potrzebują niczego. Wszystkie znaki rysują w powietrzu dłońmi. Podobnie jak my elfy lecz ich magia jest bardziej mroczna i służy wyłącznie do krzywdzenia.
- Po co jej to mówicie? W ogóle co ty tutaj robisz? - spytał Paweł jakby dopiero teraz ją zauważył. Przyłożył rękaw swojej bluzy by zatrzymać krwawienie.
"Sama się czasem zastanawiam."
- Jesteś strasznie kłopotliwy.
Wszyscy wspólnie przeszli  z powrotem przez strumień.Do całej ich grupki dobiegła Amber.
- Czemu ty tak nagle zniknęłaś?- zobaczywszy poranionego Pawła zapomniała co chciała powiedzieć  - Paweł co ci się stało?
Chłopak unikając jej wzroku, zignorował pytanie.
- Pożar nie wybuchł sam. - powiedział Sora – Ktoś mu w tym pomógł. Ktoś umyślnie podpalił wioskę. Paweł z nim walczył
- I jak?
- Lepiej nie mówić. - skomentowała Paulina.
Sora i Arisa zaprowadzili poszkodowanego do uzdrowicielki. Dziewczyny natomiast zwróciły się w innym kierunku.

piątek, 20 stycznia 2012

Rozdział 4: Dom w drzewie


Gdy tylko zauważyli zniknięcie Pauliny, ruszyli jej szukać. Jasna noc umożliwiała im podążanie  jej śladem.  Wyjątkowo gęsty las pełen był   roślin przez co las był wyjątkowo gęsty. Utrudniało  to szybsze przemieszczanie i ograniczało widoczność. Nawet gdyby dziewczyna stała trzy metry od nich nie od razu by ja zobaczyli, choć z pewnością usłyszeli mimo odgłosów nocy. Paweł zdążył opowiedzieć z grubsza co się mu przytrafiło.
- Mam nadzieje, że nic się jej nie stało. - zamartwiała się elfka.
- Jeśli się nie znajdzie to będę mieć kłopoty. Jak Rada się o tym dowie to mnie chyba zabiją.
- Dramatyzujesz. Wątpię by Radę interesował jakiś niemagiczny błąkający się po naszych lasach. Poza tym oni nie zabijają za takie drobnostki. To się często zdarza.
- Tylko dlaczego zawsze mnie? Musimy ją znaleźć nie ma innej opcji - gdy znowu się zatrzymali, a elfka zaczęła sprawdzać ziemie, po dłuższym oczekiwaniu dodał - Jak na elfa nie idzie ci czytanie śladów.
-  Jestem pół elfem.
- Nie możesz zrzucać całej winy na swoją ludzka połowę. Poza tym ludzie też nieźle się na tym znają.
- To również dlatego, że nie mam dość doświadczenia, dopiero zaczęłam naukę. Skoro tu trafiłeś też będziesz musiała zacząć nieco wcześniej. Puki co i tak nie wrócicie dopóki nie zaleziecie bliźniaczego medalionu. Jeden nic nie da. Jak tylko znajdziemy Paulinę będziesz musiał powiadomić rodziców.
- Ta i powiedzieć im o mojej koleżance z klasy, która została sama w moim domu, z bratem przechodzącym mutacje - głos chłopaka zaczął powoli zdradzać panikę.
- Moc się w nim budzi. Poważna spraw. To musi być nieprzyjemne. Czy nie zaczęło mu się trochę za wcześnie? Poza tym żeby w tak młodym wieku spraszać dziewczyny do domu? No nieźle Paweł, zadziwiasz mnie.
- To dłuższa historia - westchną.
Blondynka nagle stanęła jak wryta z głową zwrócona ku ziemi.
- Mam złe wieści. Widzisz to? - wskazała cztery wyraźne ślady łap odbijające się na ziemi.
- O kurcze. Tylko mi nie mów, że ją dopadł.
- W tej trawi trudno będzie stwierdzić, ale było ich na pewno więcej niż jeden. Wygląda na zarażone wilki.
- Musimy się pośpieszyć.
Amber wystrzeliła do przodu przy czym poruszała bardzo cicho i lekko z gracją sarenki. Paweł nawet nie miał co marzyć by ją dogonić. Nagle się zatrzymał. Koło drzewa, które prawie minęli, zauważyli spore ślady krwi, ale nie było widać ciała ofiary. Znalezisko bardzo zaskoczyło, zmartwiło i przeraziło chłopaka. Jedynym tropem była wydeptana w wysokiej trawie ścieżka, miejscami na trawie i liściach dało się znaleźć czerwone kropelki.  Cokolwiek tu się wydarzyło, było to niedawno. W powietrzu wyczuwał lekko dostrzegalną aurę czarnej magi, jedyna pozostałość po bestiach z piekła rodem. Amber przyglądał się temu zmartwiona, ale spojrzawszy nieco wyżej utkwiła wzrok w jednym punkcie i uśmiechnęła się.
-Sora tu był.
-Po czym poznałaś?
- Jeden z jego duchów zostawił tu pióro. - pokazała mu niewielki błękitny dowód przyczepiony do drzewa, na wysokości oczu. Jej szpiczaste uszy poruszyły się lekko - Ktoś tu idzie.
- Kolejny cywil?
- Możliwe - westchnęła, dalej nasłuchując.

Gdy tak leżała nie przytomna w jej głowie pojawiały się kolejno różne obrazy, dźwięki, zapachy, smaki, uczucia. Czas stał się jedynie iluzją, przyszłość, przeszłość i teraźniejszość zlały się w jedną całość. Po jakimś czasie zaczęły wirować coraz szybciej aż wreszcie zniknęły robiąc miejsce wizji.
Było ciemno, światło księżyca oświetlało jakąś postać. Gdy podeszła bliżej, brązowowłosy chłopak odwrócił siłę. Paweł, albo ktoś bardzo do niego podobny. Zdawało się, że jej nie widzi, jakby była  powietrzem. Jego pełne determinacji spojrzenie przenikało ją na wylot.  Nagle postać chłopaka zniknęła, a z obłoków dymu, które pojawiły się na jego miejscu, wyszedł potwór.
Na pierwszy rzut oka przypominał jaszczurkę, ale niektóre cechy wyglądu nie pasowały. Był rozmiarów konia. Jego ciało pokrywały zrogowaciałe, błękitne łuski. Na grzbiecie w równych odstępach stał rządek ostrych kolców. Błoniaste skrzydła pokryte były licznymi żyłkami. Zarówno skrzydła jak i łapy zakończone były lekko zakrzywionymi białymi pazurami. Pysk (inaczej tego nazwać się nie dało) wypełniony był ostrymi jak szable zębiskami. Źrenice zwężały się jak u kota. Tylko tęczówki się nie zmieniły. Nadal miały błękitny odcień. Wpatrywała się w nie z boku, kiedy nagle wizja rozmazała się .
Zdała sobie sprawę, że leży na czymś miękkim w bardzo ciepłym miejscu. Z trudem otworzyła oczy. Nad nią znajdował się ciemny drewniany sufit. Nie był belkowany, lecz zdawał się składać z jednej, dużej, nierównej płyty.
Wnętrze było utrzymane w naturalnych barwach. Głównie zielenie i brązy. Nie dało się dostrzec granicy między podłogą, a ścianą oraz między ścianą a sufitem. Wszystko tworzyło jedną całość. Meble takie jak ten na którym leżała, wyrastały z podłogi.
Lampa nad łóżkiem wyglądała nietypowo. Nie miała żarówki i nie było widać żadnych kabli, a mimo to świeciła. Ona również wyrastała z sufitu. Na ścianach nie było obrazów, a okno nie miało szyb. Nie wyglądało na to by można je było otworzyć. Zupełnie jakby było nierozerwalnie połączone z resztą domu.
Nad nim znajdowała się obręcz na której wisiała zasłona. Wyglądała na zrobioną z liści. Była cienka , długa i sięgała niemal do podłogi. W tej chwili była rozsunięta i wpuszczała promienie słońca. Po ich kolorze Paulina stwierdziła, że jest już późny ranek.
Leżała w bieliźnie na niewielkim łóżku, przykryta kocem. Na ręce i nogach czuła grube bandaże. Były śnieżnobiałe. Czuła się bardzo słaba, nawet wykonanie najmniejszego ruchu sprawiało jej trudności, ale nic ją nie bolało.
Mimo ból który czuła zanim zemdlała, był aż nadto prawdziwy nadal nie miała pewności, czy aby nie śni.
Bała się gdyż nie wiedziała gdzie jest i martwiła się czy tamte wilki  nie miały przypadkiem wścieklizny.  Z wysiłkiem jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Jej ubrania leżały na poręczy krzesła po jej prawej. Po jej lewej stronie znajdowały się drzwi, a raczej dziura w ścianie, o zbliżonych do nich kształcie, wielkości i pełniącej tą samą funkcje. Wejście te zasłonięte było brązowawą zasłonką, przez co na pierwszy rzut oka zlewało się za ścianą.
Coś mówiło jej że za chwile ktoś przez nią przejdzie. Z pewnym rodzajem ulgi stwierdziła że jej przeczucia ciągle jeszcze działają. Mimo że nie zdradzały tego żadne dźwięki, faktycznie zasłona po jakimś czasie rozsunęła się ukazując średniej wysokości postać kobiety w długiej do ziemi zielonej sukience. Miała długie kruczoczarne loki opadające do połowy pleców. Cerę miała jasną, a twarz nieludzko piękną. Na widok otwartych oczu Pauliny uśmiechnęła się pogodnie i przedstawiła się.
- Jestem Emmy, jestem miejscową uzdrowicielką.
Wyglądała na młodszą niż by na to wskazywał doświadczenie w jej głosie. Mówiła powoli i spokojnie, ale nie w sposób, który za zwyczaj Paulinę irytuje u starszych osób.
- Dzień dobry - to jedyna rzecz jaka przyszła jej do głowy, po namyśle dodała - Gdzie ja jestem
Znajdujesz się w mojej dziupli. Dzisiaj w nocy przyniósł cię tu jeden z nas. Czyżbyś nie wiedziała że nie należy przebywać w lasach w których władze wykryły zarazę?
- Zarazę?
- Nie jesteś z tond prawda?
- Chyba nie jestem chora?
- Nie. Na całe szczęście. Zaraza rozprzestrzenia się przez krew, a ty zostałaś tylko ugryziona.
- Tylko? Przecież mogły mnie zabić.
- Puki co nie znaleziono lekarstwa na tą chorobę. Niektórzy uważają że to los gorszy od śmierci. Powinnaś się cieszyć że nie wykryłam jej u ciebie.
Jeśli tak wyglądają u nich szpitale to mogłaby się przyzwyczaić. Żadnych igieł, kroplówek i tego charakterystycznego zapachu i atmosfery. W tym miejscu unosił się zapach sosnowych igieł. Paulina czuła go w lesie wokół ruin, ale nie aż tak intensywnie.
- Wie pani możne kto mnie tutaj przyniósł?
- Tak, ale będziesz musiała trochę poczekać zanim go poznasz. Poszedł się upewnić czy ktoś jeszcze nie został w lesie. Spotkasz go trochę później. Najpierw musisz coś zjeść, musisz być bardzo zmęczona. Poza tym, jesteś strasznie chuda.
„Znowu się zaczyna"
Nie widziała potrzeby wspominania o Pawle. Blondynka, która z nim była wspominała coś o tym że potrafi unieruchomić wilka, więc jakoś sobie poradzą.
Gdy przyniosła jej miskę z jedzeniem, Paulina z lekkim zaskoczeniem zauważyła, że kobieta również ma szpiczaste uszy. Miska zawierał jarzyny z których większość była zielona. Dziewczyna nie znosiła jeść zielonych rzeczy, ale w tym wypadku nie wybrzydzała. Była bardzo głodna.
„No przecież mnie nie otruje skoro wcześniej pomogła."



Plecak leżący po jej prawej, był w tej chwili wszystkim co miała i co mogła uznać za własne. Nie za dobrze się z tym czuła. Ubrania w większej mierze nie nadawały się już do niczego. Na nogawkach i rękawach były czerwone plamy, nie mówiąc już o dziurach. Mimo to Emma obiecała spróbować je przywrócić do normalnego stanu. Dziewczyna postanowiła, że swoich rzeczy nie porzuci jeśli da się je jeszcze odratować. Na czas oczekiwania elfka dała jej długom za kolana, jasnozieloną, cienką sukienkę na ramiączka. Dziewczyna nawet nie pytała skąd wzięli jej rozmiar.
Już drugi dzień obudziła się w środku elfiej dziupli. Pierwszy dzień cały przespała, wstawała tylko by coś zjeść. Jeszcze nigdy nie zjadła tak dużo zieleniny i innej zdrowej żywności jednego dnia, ale musiała odzyskać energie. Emma nie pozwalała nikomu jej przeszkadzać, dlatego ciągle nie była pewna tego co się z nią stanie gdy wyjdzie. Zdrowienie w takiej scenerii było co najmniej niezwykłe.
Drzewo uzdrowicielki stało na górce w środku zewnętrznego pierścienia miasta. Dlatego z okien był niesamowity widok na leśne budowle. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak duże drzewo. Dopiero po dłuższej obserwacji zauważało się okna i drzwi, w komponowane w pień. Okna będące nielicznymi elipsowatymi otworami w pniu od wewnątrz zasłoniętymi przeważnie zielonkawymi zasłonkami.
Dla Pauliny wszystkie elfy wyglądały tak samo. Obserwując je przez okno zobaczyła ich już wystarczająco dużo by zauważyć różnice między nimi a ludźmi. Mianowicie były wyższe i bardziej smukłe. Na ich twarzach nie było widać żadnej skazy czy oznak starzenia takich jak zmarszczki. Ich włosy bywały białe lub srebrne lecz nigdy siwe. Poruszali się z kocia zręcznością i gracją. Zawsze byli wyprostowani, nie garbili się. W zachowaniu również różnili się od ludzi. Nigdy się nie śpieszyli, mimo że potrafili się szybko poruszać. Mieli swój własny rytm, czas płyną dla nich inaczej. Ich uszy były szpiczaste lub jak w przypadku Amber jedynie tak się kończyły. Ich oczy przeważnie były lekko skośne, jak u kota .   Byli niezwykle piękni, a dziewczynie kojarzyli się ze zjawami,  duchami lasu. Zdawali się być zbyt doskonali, by móc być prawdziwi.
Elfy mimo nietypowego wyglądu, który nie wiedzieć czemu nie wzbudzał jej zaufania były bardzo gościnne. Była im wdzięczna, że nie porzucili jej w tamtym lesie.
Jej rany ciągle jeszcze się leczyły co akurat jej nie dziwiło. Nie należała do osób szybko zdrowiejących. Był to główny powód dlaczego nie uprawiała sportów ekstremalnych i unikała niebezpiecznych zajęć.
 Drzwi otwierając się nie wydały żadnego dźwięku, nawet nie zaskrzypiały.
- Wydaje mi się że bandaże nie będą ci już potrzebne. - zwróciła się do niej Emma z uśmiechem.
- Tak szybko? - zdziwiła się.
"Nie znam się na medycynie, ale chyba moja rehabilitacja powinna trwać dłużej."
- Powiedziałbym wręcz. że wyjątkowo wolno. Nie były potrzebne gdybyśmy nie musieli mieć pewności, że wszystkie złe rzeczy, które wilki mogły ci przekazać przez ugryzienie nie zostały usunięte z twojego organizmu.
 Gdy spojrzała na to pod tym kątem zauważyła że bandaże z początku białe teraz lekko pożółkły. Moment zdjęcia bandaży nieco ją przerażał. Kto wie co za pamiątkę zostawiły jej psiaczki. Zbaraniała gdy okazało się że po ugryzieniach nie ma śladu. Żadnej blizny zarówno na rękach jak i nogach.
„To niemożliwe, przecież czułam... bolało jak nie wiem co i... zniknęło? Dobra teraz zaczynam się bać."

Paweł i Amber, oprócz licznych cywili których musieli bezpiecznie eskortować poza zagrożony teren, spotkali w lesie resztę grupy z którą trzymała się elfka. Był wśród nich jej brata o imieniu Sora. To on uratował wcześniej Paulinę i zaniósł ją do uzdrowicielki. Paweł spotkał się z ich opiekunką i nauczycielka, Sanako Midori. Kobieta zgodziła się przejąć nad nim opiekę do momentu ich powrotu do domu. Ponieważ jeden z jej podopiecznych skończył już szkolenie pozwoliła mu się u siebie uczyć.
Sanako miała płócienny, luźny strój o zielonej barwie z czarnymi paskami na jego brzegach. Był niesymetryczny. Zakrywał on i prawe ramie rozszerzającym się rękawem lewą nogę do kolan. Jednocześnie odkrywał brzuch lewe ramie i prawą nogę. Na lewym odsłoniętym ramieniu miała tatuaż. Włosy miała długie, czarne jak smoła i lekko kręcone. Grzywka zaczesana na lewe oko całkiem je zasłaniało. Prawe natomiast miało ciemno zieloną barwę. Miało w sobie dzikość która nie pasowała do elfa. Mimo to patrząc na nią była to jedyna rasa do której można ją przypisać.
Sora był to niezwykle urodziwy elf o złotych prostych włosach. Jego jasno błękitne oczy wydawały jej się bardziej ludzkie niż te Amber. Przedstawiła go jako swojego brata, ale nie byli specjalnie do siebie podobni. Wyglądało na to że rodzeństwo było do siebie zbliżenie wiekiem, choć Sora był od swojej siostry nieco wyższy.
Gdy skończyli swoja misje zamierzali zajrzeć do rannej by omówić parę kwestii. Trafili jednak na nie odpowiedni moment gdyż zastali ją śpiącą. Uzdrowicielka wyrzuciła ich, czyli Amber i Pawła i kazała przyjść potem. Gdy potem nadeszło odwiedziła ją cała pięcioosobowa grupa.
Ja jak już wiesz jestem Amber. To mój brat Sora z klanu Jantaru Cierń z klanu Gilandar i nasz nauczycielka Sanako z klanu Midori. - przedstawiła wszystkich blond elfka. - jak się czujesz?
Już lepiej. - dziewczyna przeleciała wzrokiem po zebranych.
Cierń również był elfem. Miał długie srebrne włosy. Rysy twarzy były poważne i nie okazywały żadnych emocji. To właśnie on był z trójki uczniów najstarszy i niedawno ukończył szkolenie. Ubrany w zielona tonikę ozdobioną roślinnymi motywami, stał na uboczu obserwując wszystko bez cienia zainteresowania.
Po co tu wszyscy przyszliście. Czemu się tak na mnie patrzycie?
- My – Amber wskazała na siebie i brata – chcieliśmy się upewnić czy wszystko w porządku. Pozostali chcieliby prócz tego poprosić o kilka rzeczy.
- Musimy ruszyć do stolicy – zaczęła Sanako w imieniu pozostałych. - by złożyć raport. W tym czasie zostaniesz pod opiekom Amber i jej brata.
- Nasi rodzice wyjechali, więc jest wolne miejsce. - wyjaśniła blondynka.
Paweł przedstawił jej sytuacje w jakiej się znaleźli. Przez jego ciągłe marudzenia czuła się jak niechciany świadek. Jak osoba która wie za dużo i powinna zostać usunięta. Nie miała jednak aż takiej paranoi by sądzić że ktokolwiek chce ją skrzywdzić. Paweł z pewnością by się na to nie odważył. Nawet nie wiedziała jak zamierza sprawić że zapomni, ale sama myśl że może tak się stać nie wiedzieć czemu. budziła w niej panikę.
- Pozwól że to sobie poukładam. Jesteśmy tu bo ty – wskazała na bruneta- nie dopełniłeś swoich obowiązków i trzymałeś w swoim domu na wierzchu coś co powinno zostać zniszczone. Niemówiąca już że zgubiłeś do tego klucz w miejscu publicznym i pozwoliłeś mnie i Tatianie wejść do miejsca, którego miałeś pilnować. Jedynym moim grzechem był fakt, że zauważyłam podobny wzór na wisiorze.
-Już za to dostałem ochrzan, więc możesz to sobie darować. Poza tym coś czuje, że skoro idziemy do stolicy to dopiero początek. Nie zostałabyś zaatakowana przez wilki gdyby ci się nie chciało łazić w środku nocy sam po lesie - próbował się odgryźć chłopak.
Paulinę irytowało, że ktoś będący w jej wieku, a nawet nieco młodszy robi jej wykłady na temat odpowiedzialności.
- Przepraszam, że wygryzłam cie z twojej roli. No wiesz.. Dotąd to ty robiłeś za problem. Na przykład gdy zatrzasnąłeś się w toi - tiu na wycieczce szkolnej, albo zatrułeś się w Macdonaldzie i wymiotowałeś cała drogę. Nie możesz mieć pretensji że istnieje na świecie osoba która nie zamierza spędzać z tobą każdej minuty swojego życia. Poza tym w naszych lasach nie ma takich bestii. Nie spodziewałam się...
- To nie są żadne bestie. Kiedyś byłe zwyczajnymi wilkami. One są po prostu chore. - poprawiła Amber
- Mimo to je zabijacie.
- Na to nie ma lekarstwa. Umiera się z chwilą zarażenia, a właściwie dzień po. Potem twoja zewnętrzna powłoka zostaje przejęta i atakujesz wszystko co się rusza.
- Kto to Cień? - spytała by zmienić temat.
- Tak się nazywa magów którzy zeszli na złą drogę. Dali się opętać czarnej magi by zwiększyć swoją moc magiczną tracąc przy tym część duszy. Stają się czymś gorszym od ludzi. Nazwa Cień wydaje się krótsza od „czarny mag opętany przez złe duch” więc używa się jej częściej. - tym razem odpowiedziała jej Amber
- Czekajcie. Nie mówcie jej. Już i tak dużo rzeczy trzeba będzie wymazać z jej głowy. Po co marnować oddech na tłumaczenie czegoś co i tak zapomni?
- Zapomnę? - prawie krzyknęła poruszona.
- Powinna poznać sytuacje w której się znajdujemy w końcu puki co musi tutaj przebywać. - zauważył Cierń.
- Chcecie mi wyprać mózg by nikt się nie dowiedział o tym że znalazłam księże w której żyją elfy?. Kto by mi niby w to uwierzył?
- Tak będzie jej łatwiej wrócić do normalności. Im mniej się dowiesz tym krócej zajmie mi kasowanie twojej pamięci. I tym mniej będzie bolało. - wszyscy zgromadzeni posłali mu karcące spojrzenia.
- Co ? - im dłużej go słuchała tym mniej jej się to podobało.
- Chciałem powiedzieć... - zaczął się tłumaczyć.
- Paweł te przekonywanie nie wychodzi ci.
- Nie sadzę by to było konieczne – staną w jej obronie Sora.
Pierwszy raz zabierając głos w rozmowie, jak u każdego elfa był on niezwykle melodyjny i równie piękny co osoba która go używa.
 Po długiej kłótni i przekomarzaniach doszli do wniosku, że puki co kasowanie pamięci i tak nie miałoby sensu dopóki nie znajdzie się druga połowa wisiora. Dlatego postanowili przełożyć tą kwestie na później. Paulina mimo wszystko nie zgadzała się na to by ktokolwiek wdzierała się do jej umysłu. Choćby nie wiadomo jak miało to wyglądać.
- Nikt nie powinien wiedzieć o połączeniu między naszymi światami. To jest ściśle tajne nawet tu. - wytłumaczyła jej zielonooka elfka.
- Żadne z nas nie ma uprawnień by pozwolić ci swobodnie chodzić  z tą wiedzą. Chyba że złożysz przysięgę
- Przysięgę?
- Tutaj przysięgi to coś więcej niż puste słowa.Musisz obiecać, że nie powiesz nikomu o istnieniu połączenia pomiędzy światami.
-Chodzi tylko o to czy czy powiem komukolwiek o tym jak tu dotarłam? Zgoda. Skoro to dla was takie ważne. Przysięgam, że nikomu nie powiem o tym jak i skąd się tu dostałam - po tych słowach poczuła się dziwnie.
Jakby zrobiła coś co później będzie żałować.
- Mógłbyś sprawdzić co się dzieje w mieście? - spytała chłopaka wskazując okno.
- Po co ? - spytał podejrzliwie, jakby spodziewał się tam pułapki.
Paulina tylko wywróciła oczami Nie chciało jej się z nim teraz sprzeczać, więc sama podeszła i wyjrzała na zewnątrz.
- Nie chce siać paniki, ale tam unosi się dym. Czy to normalne?
Wszyscy zerwała się na równe nogi i podbiegli do okna. Paulina przesunęła się by ich przepuścić. Paweł wybiegł na zewnątrz. Istotnie nad drzewami unosił się gęsty czarny dym.
- Pali się. - zawołała z przerażeniem Amber.

Rozdział 3: Inna Rzeczywistość - Świat Smoków

Czuła się jakby została przepchnięta przez bardzo cienką i długą słomkę. Zamknęła oczy, gdyż miała wrażenie, że jej czaszka za chwile eksploduje. Powietrze, które miała w płucach opuściło ją w jednej chwili. Nie mogła wziąć wdechu. W pewnym momencie nie wiedziała, gdzie jest góra, a gdzie dół. Zupełnie jakby grawitacja zniknęła.
Nagle jednak pojawiła się na nowo i Paulina poczuła ziemie pod stopami. Wszystko to stało się tak nagle, że straciła równowagę i upadła na coś miękkiego. Zawartość jej żołądka podeszła jej do gardła jak podczas przejażdżki kolejką górską.
Otwierając oczy zobaczyła przed sobą małe światełka. Patrzyła na nocne rozgwieżdżone niebo. Rozejrzała się. Paweł stał tuż nad nią. Nie wyglądało na to, by sytuacja go zaskoczyła, jednak wyczuła, że jest zdenerwowany. Co więcej zdawało się jakby właśnie tego się spodziewał. Mówił coś bardzo szybko. Jakby wypominał jej błędy, ale ona nic nie słyszała. Była jeszcze trochę ogłuszona. W uszach brzmiało jej buczenie. Gdy ustało usłyszała usłyszało tylko:
- Dlaczego to ruszyłaś? Wiesz co zrobiłaś?
Brzęczenie wróciło na nowo, zagłuszając jego monolog. Dwoiło jej się w oczach przez co widziała nie jednego Pawła, a dwóch. Nad jej głową na ciemnym, nocnym, rozgwieżdżonym niebie widniały dwa duże księżyce. Co dziwne nawet, gdy klon Pawła zlał się z jego oryginałem, niebo nad nią wcale się nie zmieniło. Księżyce nadal były dwa. Po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że jeden różni się od drugiego rozmiarem.
Podniosła się do pozycji siedzącej. Znajdowała się na skraju morza traw rozciągającego się po jej prawej. Natomiast po lewej i przed nią pełno było olbrzymich, wysokich drzew, wielkich jak domy. Nawet gdyby dziesięć dorosłych osób wzięło się za ręce nie daliby rady ich objąć. W zwyższ również robiły wrażenie. Nie było widać gdzie się kończą. Razem tworzyły gęsty ciemny las. 
- Gdzie my jesteśmy? Co się stało? - spytała, gdy odzyskała słuch, a chłopak zamilkł na chwile.
- Tylko nie panikuj. - uspokajał ją.
- Masz mi w tej chwili powiedzieć co tu jest grane? Gdzie jesteśmy - mówiąc to wstała.
- No więc...e... zasnęłaś i to ci się tylko śni - jeszcze niedawno robiący jej wyrzuty chłopak zmieszał się.
- Wiesz, że nie umiesz kłamać? Poza tym ja dobrze wiem kiedy śpię, a kiedy nie.- dziewczyna świdrowała go swoimi czarnymi oczami w których czaiło się zniecierpliwienie.
- Mówiąc krótko znajdujemy się obecnie bardzo daleko od mojego domu, od Polski... Ziemi.
- Co się stało? Jak?
- Ta książka pełniła rolę portalu. Precyzując nielegalnego. Dlatego właśnie chciałem ją zniszczyć, ale do tego potrzebny jest klucz, który trzymasz w ręce.
- Niby co? Już prędzej uwierz że zostałam porwana przez ufoludki Tiny niż w to że mówisz prawe.
Co dziwne tak naprawdę bardzo szybko przywykła do tej myśli. Jego teoria wydawała jej się lepsza niż przyznanie się że zwariowała, albo została otumaniona i wywieziona za granice...gdzie są dwa księżyce.
- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy w jakimś równoległym wymiarze czy co?
Paulina poczuła że przez cały czas trzyma naszyjnik w lewej ręce. Powierzchnia kamienia zdążyła się już do tego stopnia rozgrzać w jej dłoni że nawet nie zauważyła że jeszcze go ma. Myślała że został w księdze, a w każdym razie nie przypominała sobie by w tym całym zajściu udało jej się go wyciągnąć.
-Co masz na myśli mówiąc nielegalny? - spytała spokojniejszym niż dotąd głosem.
- Pamiętasz te ruiny w których byliśmy niedawno? Stałaś przez chwile przed przejściem, gdyby słońce padło na tę ścianę pod odpowiednim kątem otworzyłoby się przejście. Dlatego właśnie próbowałem was z stamtąd jakoś wystraszyć. - po krótkiej przerwie dodał - Teraz oddaj to co ukradłaś.
- Niczego nie ukradłam.
- Mam uwierzyć, że wisiorek sam do ciebie przyszedł.
- Leżał na ziemi w ruinach. Musiał ci wypaść, gdy spadłeś ze schodów.
- Nie ważne. Oddaj go.
Rozmawiali na tyle głośno, że nie słyszeli ledwie dosłyszalnego szelestu zbliżającego się do nich z dużą prędkością. Odgłosy skradania się nagle ucichły jakieś dziesięć metrów od nich. Powietrze przeszył głośny świst. I zanim zdali sobie z tego sprawę, ich rękawy były już przeszyte strzałami, a oni sami przyszpileni do drzewa. Tylko jeden z ośmiu drewnianych pocisków spudłował. Nawet nie zauważyli kiedy z niewiarygodną prędkością, znalazła się przed nimi wysoka zakapturzona postać.
Biła od niej nie ludzka aura. Jej zielona peleryna ,całkowicie ją kamuflowała. Gdyby się nie poruszała prawdopodobnie w ogóle by jej nie widzieli. Chodząc niemal nie wydawała dźwięku.
- Ups... przepraszam. Wzięłam was za wilki. Osiem strzał to tyle ile potrzeba do unieruchomienia jednego - melodyjny kobiecy głos zwrócił się do Pawła.
Dziewczyna odrzuciła kaptur i w świetle gwiazd błysnęły jasne blond włosy. Związane były w dwa długie kitki, sięgające jej niemal do pasa. Ich barwa kontrastowała z jasno brązową karnacją. Jej bursztynowe oczy, wpatrywały się w nich z zainteresowaniem. W ręce trzymała drewniany łuk. Na plecach miała kołczan wypełniony strzałami, wyglądającymi dokładnie tak jak te, które przybiły ich do drzewa. Były w całości wykonane z jasnego drewna, nie miały grotów, ale ostre zakończenia.
- Paweł dawno się nie widzieliśmy. Myślałam że spotkamy się dopiero latem, a ty już tutaj– zaśmiała się serdecznie- spojrzała na Paulinę, która zaczęła już wyciągać delikatnie strzały z rękawów, wolną ręką. - O człowiek - mrugnęła zdziwiona.
- Amber? - spytał zdziwiony chłopaka. Dopiero tera udało mu się dojść do głosu.
- Tak to ja - odgarnęła z czoła włosy, a Paulinie oczy wyszły z orbit na widok jej szpiczastych uszu.
- Wy na prawdę się nie starzejecie - stwierdził szeptem tak by tylko Amber słyszała.
"To oni się znają?" - spytała samej siebie Paulina nie kryjąc zaskoczenia.
Dziewczyna mimo niegroźnego wyglądu nie wzbudzała w niej zaufania. Fakt że tak łatwo się do nich zakradła, co najmniej ją przerażał.
- Dobra- odezwał się Paweł, ciągle przypięty do drzewa – mogłabyś mnie uwolnić?
- Przepraszam.- zaczerwieniła się Amber. Gdy już uporali się ze strzałami dziewczyna znowu zabrał głos. - Czy przed chwilą nie było was dwoje?
Paweł rozejrzał się. Strzały leżały ukryte w trawie. Paulina zniknęła.
- Uciekła.
- Szybka była nawet się nie przywitała, a już zniknęła bez pożegnania. - dziewczyna zdawała się być tym bardzo urażona - Kim ona jest?
- Jak już zauważyłaś człowiekiem... z Ziemi...z tej na której mieszkam - ostatni wyraz wypowiedział nieco ciszej, ale nietypowe uszy dziewczyny bezbłędnie wyłapały ten dźwięk i zbaraniała.
- Jak to możliwe, przecież połączenie zostało zerwane. Rada z samego rana zadecydowała o zamknięciu wszystkich przejść łączących Ziemie i nas.
- Czemu?
- Niedawno pojawiły się pogłoski że w okolicy grasuje Cień.
- Tym bardziej musimy ją znaleźć. Ona nie jest wtajemniczona.
- To co zrobisz?
- Jak wrócimy będę zmuszony usuną jej wspomnienia.
- Nie podoba ci się, że ktoś z twojej klasy poznał twój sekret?
- Nie. Ona jeszcze nie wie kim jestem i nie chce by się dowiedziała.
Niebo było bezchmurne, a noc jasna. Dwa księżyce będące niemal w pełni były wystarczającym oświetleniem nie mówiąc już o milionach gwiazd nad jej głową. Las był bardzo żywy, zewsząd docierały do niej odgłosy zwierząt, śpiew ptaków, szelest wiatru i szum strumienia, którego nie była jeszcze w stanie zobaczyć.
Przy otaczającej ja roślinności Paulina czuła się bardzo mała. Gdyby nie nieproporcjonalna grubość traw względem drzew, pomyślałaby, że się skurczyła do wielkości myszy. Trawa była bardzo cienka i sięgała jej kolan. Niektóre drzewa porośnięte były olbrzymimi grzybami na tyle dużymi, że można by ich używać jako parasole.
Wiedziała że prędzej czy później i tak zostanie znaleziona dlatego nawet nie próbowała uciekać. Po prostu musiała na jakiś czas się oddalić by wszystko na spokojnie przemyśleć. Bez tego denerwującego uczucia.
Wiedziała że nie śpi, ale chciała się obudzić. Jej umysł nie potrafił przyjąć tego jako rzeczywistość. Z drugiej jednak strony wiedział że nią jest.
"Jak niewiele trzeba żeby oszaleć. Jeśli to jest jakiś żart to bardzo udany. Gdzie ja jestem i czym to było? Wyglądała trochę jak elf i znała Pawła. Może to mi się jednak śni, albo w pokoju było coś halucynogennego."
Mimo że nie czuła się bezpiecznie, sama nie ufała tamtej dwójce.
"Sen czy nie, nie pozwolę nikomu dostać się do mojego umysłu, a już tym bardziej coś z niego osuwać. Co prawda sama nie wiem jak niby miałby tego dokonać, ale po tym co się wydarzyło już mnie chyba nic nie zdziwi." - pomyślała
Usłyszała dochodzący zza jej pleców dźwięk łamanej gałązki. Odwróciła się szybko. Trzy ciemne kształty zbliżały się do niej z dużą prędkością. Poruszały się na czterech łapach. Zwierzęta do których przywykła zwykle sięgały jaj kolan, dlatego też te wydały jej się olbrzymie.
W rzeczywistości były to normalnych rozmiarów wilki. Miały czarną jak smoła sierść, która zdawała się parować lub może bardziej dymić. Z zza ich obnażonych zębisk dobywał się złowieszczy warkot. Były wychudzone i wyglądany na wygłodniałe i groźne.Pierwszy raz w życiu widziała wilka na żywo, ale wydawała jej się, że jest z nimi coś nie tak. Te ich ślepia, nie miały źrenic, a białka oczu były równie czerwone co tęczówki. Oczy wręcz świeciły na czerwono, niczym reflektory samochodu.
Za późno zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna w nie patrzeć. Wszystkie trzy rzuciły się na nią. Przez ich przeszywające spojrzenia była całkiem sparaliżowana ze strachu. Mimo to, pod wpływem wewnętrznego impulsu odwróciła się na pięcie i puściła biegiem przez las. Jej poczucie bezpieczeństwa było poważnie zagrożone.
Dystans między nią, a pogonią niebezpiecznie się zmniejszał. Nie miała siły by dalej biec. Postawa obronna jaka przyjęła nie była specjalnie poprawna. Mianowicie, kucnęła i objęła twarz rękami, zwijając się w kulkę.
Pierwszy złapał ją za rękę odciągając od twarzy. Drugi szarpał jaj nogawkę spodni. Gdy kopała go wolną nogą trzeci potwór ugryzł ją w udo. Dziewczyna bardzo szybko zaczęła tracić siły. Krwawiła i stopniowo traciła przytomność. Jak przez mgłę słyszała jakiś szelest, a potem ciche skomlenie. Prawdopodobnie należące do jednego z potworów. Potem czuła że ktoś ją niesie. Nie był to z pewnością Paweł. Osoba ta była o wiele wyższa.. Po kilku metrach całkiem odpłynęła.