sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 70: Nadzieja umiera ostatnia



Mijała kolejne zakręty niekończonego się labiryntu korytarz. Towarzyszący jej blondyn zdradził, iż zwie się Kell z klanu Pawia, a salę balową opuścił gdyż szuka księżniczki Rozy. 
– Wyszła z sali bez słowa nie mówiąc po co – wyjaśnił.
– A zazwyczaj wszystko tobie mówi?
– Oczywiście – potwierdził nadal się rozglądając, jakby się bał, że
idąc pustym korytarzem przeoczy poszukiwaną. - Jest moja narzeczoną.
Paulinę wieść o zniknięciu księżniczki nie specjalnie martwiła. Wiedziała, że jest ona z Pawłem i przekonała Kella, że nie ma powodów by się martwić.
- To w końcu jej pałac prawda? Na pewno się tu nie zgubi.
- Po prostu mam złe przeczucia - szepnął tamten bardziej do siebie.

Fox w swym przebraniu spokojnie stał na posterunku. Od czasu do czasu próbował flirtować z samotnymi pannami, ale doszedł do wosku, że już równie dobrze można by próbować nawiązać kontakt z obcą cywilizacją z innej planety. W najlepszym wypadku chichotały, jakby go wyśmiewały, zwykle jednak obrzucały go lodowato zimnym spojrzeniem. Racja wiele dziewczyn go zbywało, ale jeszcze nigdy żadna nie robiła tego w taki niezrozumiały sposób.
"Coś mi mówi, że pod koniec wieczoru osoba w której ukradłem tożsamość będzie miał zniszczoną opinię w towarzystwie, ale nic nie poradzę, że nie wiem z kim i jak rozmawiać wolno, a z kim nie." - Wzruszył ramionami i dalej pił. "Ciekawe co z Alexem i Pauliną..." - myślał przypominając sobie rozmowę jaką niedawno odbył ze swym przyjacielem tuż po dostaniu się do pałacu. Mieli się rozdzielić, by znaleźć Pawła. Paulina poszła przodem i szybko zniknęła im za zakrętem.
- Co o niej myślisz? - spytał wówczas Fox.
Alex tylko wzruszył ramionami.
- Zależy o co ci chodzi.
- O tym że jest niesamowita. Pamiętasz jak w tunelu rzuciła to swoje "To nie ja idę z wami tylko wy ze mną." - Fox uśmiechał się na to wspomnienie z drogi do pałacu.
Mówiła tak jakby naprawdę w to wierzyła. - Drugiej takiej dziewczyny ze świecą szukać.

- Tak...Pewnie - powiedział Alex nieco zamyślony.
Fox zastanawiał się, czy on w ogóle go słucha.
- Jest całkiem ładna - ciągnął.
- Do czego zmierzasz? - przerwał mu Alex.
- Do niczego - skłamał. - Stwierdzam fakt.
- Nic do niej nie czuje, jeśli o to ci chodzi. Skoro ci się podoba to przestał robić z siebie pajaca i jej to powiedź.
- Nie o to chodzi.
- Nie? Uważasz, że dla pewności powinienem ją tak jak ty pocałować i sprawdzić, czy nie da mi w twarz czy coś jest na rzeczy? - Przystanął widząc pytające spojrzenie Foxa. - Ostatnio byłeś w jej pokoju. Gdy wchodziłem leżałeś na podłodze, a ona była cała czerwona i wyraźnie zmieszana. Masz szczęście, bo widocznie była na tyle bystra by uznać to za żart. Ciekawe co byś zrobił jakby wszystko potoczyło się inaczej.
- Przez cały czas wiedziałeś?
Alex jednak zignorował te pytanie, gdyż odpowiedź była oczywista i kontynuował.
- Ja nie robię dziewczynie nadziei dopóki sam nie jestem pewien co czuje.
Feliks przez jakiś czas zastanawiał się czy Alex przypadkiem nie jest homo, ale szybko odrzucił tą myśl. W końcu fakt że nie ślini się na widok każdej dziewczyny i nie jest wylewny w zwierzeniach na temat spraw damsko-męskich jeszcze nic nie znaczy.  

Teraz Fox pewien był jednego - nie chce dziewczyny zranić i dlatego nie zamierzał jej mówić tego co się dowiedział, choćby go końmi rozrywali. Gównie też i dlatego, że bał się jak ona zareaguje na wieść o tym, że sprowokował rozmowę na ten temat bez jej zgody. 
Gdy tak przeczesywał wzrokiem sale w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi ujrzał zbliżającą się do niego dziewczynę w różowo-pomarańowej sukience. Strój ten lekko odsłaniała ramiona i zupełnie zasłaniała nogi. Mimo zmiany koloru włosów z czerwonych na czarne, wszędzie ją poznał. Nawet gdyby nie był obecny przy wspomnianym przefarbowani się niewiasty. 

Pamiętał że gdy Alex mu poradził by on również się przebrał odparł mu, że co prawda róż i pomarańcz podkreślają mu oczy jednak sam krój by go pogrubiał i sama Paulina wygląda w sukience o wiele lepiej. Chyba żadna dziewczyna nie wyglądałaby w tym dość skromnym ubraniu tak jak ona.

Paulina uśmiechała się i pomachała w jego stronę. Tuż za nią szedł pewien blondyn, który oddalił się po wymienieniu z nią kilku zdań.
Fox poczuł dziwną mieszankę uczuć. Oto miał przed sobą dziewczynę, za którą poszedłby na koniec świata, pomimo iż jak sam się przekonał nie czuł do niej nic romantycznego.
Lubił ją, dlatego Alex słusznie zauważył musiał to sprawdzić w taki nie inny haniebny sposób i zawiódł sam siebie, gdy nic nie poczuł. Dotąd żył w przekonaniu, że płeć piękna może się podobać lub nie, a jeśli tak to koniecznie musi być z tego coś więcej. Teraz okazało się, że istnieją dziewczyny z którymi można normalnie pogadać, pośmiać się i to bez zobowiązań. Taka bratnia dusza okazała się może nie koniecznie tym czego szukał, ale może nawet czymś lepszym.
Choć mało to sens, nie wierzył w to, że między Alexem a Pauliną była tylko taka przyjaźń.
"Ten palant po porostu tego nie widzi, albo nie chce zobaczyć."
Sam nie wiedział co nim kieruje. Sympatia do Pauliny i chęć by żyła długu i szczęśliwie jak księżniczki w bajkach, które czytała mu mama, gdy miał sześć lat? Udowodnienie, że ma rację i że wcale sobie tego nie ubzdurał? A może to co czuje widź lub czytelnik jakiegoś romansu który uważa, że wszystko musi się skończyć w stu procentach szczęśliwie bo inaczej historia jest do kitu.
Co prawda życie nie jest ani bajką na dobranoc, ani przesłodzonym romansem, ale to przecież szczegół, prawda? Poza tym jego intuicja, którą odziedziczył po matce – nie, nie chodziło o kobiecą intuicję - nigdy się w tych sprawach nie myliła...przynajmniej jeszcze nie.
- Witaj Paulinko - Tak oto nareszcie zapamiętał jej imię.
-Tylko nie Paulinko...- powiedziała zirytowała tym że zdrabnia jej imię, choć jednocześnie cieszyła że wreszcie je zapamiętał. 
- Nie tym tonem moja panno - rzucił Fox nieco za głośno, udając ton karcącego rodzica, którego grał.
Paulina stłumiła uśmiech lekkim kaszlnięciem.
- Coś ty tam wyprawiała z tym blondynem, że ci się wsuwka zgubiła? - szepnął konspiracyjnie, gdy stali już blisko siebie.
- To długa historia... - odparła rozglądając się po sali.
- Pawła nie widać ?
- Nie, ale to nic niepokojącego. Na pewno dobrze się bawi.
-Meridiana się nie pojawi na sali. Udaje chorą, więc... - urwała, gdy jakaś dama podeszła nieco za blisko nich zmierzając, by odpocząć od tańczenia, lub namolnego wielbiciela.
Fox dopowiedział sobie resztę.
"Skoro Meridiany nie ma na sali to znaczy, że może się kręcić po zamku."
- Mogę pójść na balkon? - spytała tak by dama obok mogła usłyszeć.
- Oczywiście córuniu - uśmiechnął się odgrywając swą rolę Fox domyślając się, że poszła by nawet bez jego zgody. - Tylko się nie przezięb.
Paulina mruknęła coś w odpowiedzi i już jej nie było.
Przez duże szklane drzwi, niemal cały balkon spokojnie dawało się zobaczyć z sali, w myśl zasady iż przed plotkarzami i ciekawskimi oczami nigdzie się człowiek nie nie ukryje. Jedynie barierka zarośnięta przez winorośl i sąsiadująca z gałęziami jeszcze nie w pełni ogołoconego z liści drzewa i kawałek przestrzeni koło niej nie obejmowała smuga światła z sali balowej.
Na omówionym miejscu nikogo nie zastała, ale wcale jej to nie zaskoczyło. Stanąwszy tak by nikt jej nie widział po cichu zawołała go po imieniu.
Odpowiedź tak jak się spodziewała docierała z zza barierki.
Alex siedział na kawałku drewna, który unosił się w powietrzu jakieś w połowie wysokości pomiędzy ziemia a balkonem.
Okazało się jednak, że jego środek transportu to nie miotła a grabie. Tak się bowiem składa, że sprawienie by przedmiot latał dla czarodzieja którego żywiołem jest powietrze to żadna filozofia. Równie dobrze mógłby latać w fotelu, jednakże w ogrodzie znalazł tylko to.
Paulina obserwowała to nie bez trwogi. Uzmysłowiła sobie, że Alex przywołał właśnie pewne jej wspomnienie związane z lataniem. Burza, dziecięcy płacz, spadanie...
- Spokojnie. To tylko tak niebezpiecznie wygląda - zapewnił Alex mylnie odczytując jej wyraz twarzy. - Poza tym nie zamierzam cię uczyć latać. Pamiętam o twoim lęku wysokości.
Uniósł się tak, że jedno nogi opierały się o barierkę po czym wskoczył na balkon.
- Zgoda. Ty nie będziesz mnie uczyć latać, a ja oszczędzę ci lekcji tańca.
- Pomijając tą umowę to chyba nie najlepszy moment na tańce. - Po chwili ciszy powiedział już poważniejszym głosem. - Musimy porozmawiać.
Paulina przyglądał mu się uważnie. Wiedziała że ma rację, ale nie paliła się by zacząć.  Wtedy w  schowku na miotły  kierował nią impuls i paniczny strach. Teraz bała się przede wszystkim zabić tą nadzieje. Nadzieje że on jednak nic nie wie i to co ona wówczas czuła i widziała, jego duszę, że to tylko halucynacja wywołana brakiem tlenu, czy zapachem detergentów na bazie wyciągów z roślin i prostych kwasów.
- Jak tak się zastanowić zawsze dowiadywaliśmy się różnych faktów o sobie na wzajem przez przypadek. Gdyby nie to nie wiedziałabym o zarazie, ani o zdolnościach twojego daimona, tego że potrafisz leczyć i wielu innych. Szczera rozmowa to coś nowego.
Alex nie zamierzał od razu przechodzić do sedna.
- Pewnie jesteś zwiedzona, że twoi rodzice nie wrócili  na święta?
- Nie. Bardziej mnie martwi, że w ogóle wyjechali i nie wiem co z nimi. Zawsze wracali na moje urodziny, a do tego mają jeszcze czas.
- Nie wracali na święta?
Święta w tych okolicach i prawdopodobnie i na całym tym świecie tworzyły połączenie znanych jej Świąt Bożego Narodzenia z Nowym Rokiem. Oznaczało to prezenty, zabawę, wspólny posiłek przy stole, obecność rodziny obowiązkowa. Oczywiście szczegółów Paulina nie znała. W jej świecie był obecnie środek lata.
Podczas ferii zimowych i świątecznych  rodzice, zawsze byli w domu, a wówczas Paulina mogła się cieszyć wszystkimi plusami bycia jedynaczką. Zawsze lubiła być w centrum zainteresowania, a święta były jednym z tych dni w których wszystko kręciło się wokół jej osoby.
- Jak zazwyczaj spędzasz święta?
- Zwyczajnie - odpowiedział wymijający, nie o sobie bowiem chciał rozmawiać. 
- Czuje się strasznie głupio w tym przebraniu - zmieniła temat podchodząc do barierki biegnącej naprzeciw drzwi, ale nadal stojąc poza smuga światła.
- Nie przejmuj się. Nie ważne jak wyglądasz. Jak sama przyznałaś to tylko przebranie. Nie chodzi w nim o podkreślenie tego kim jesteś, dlatego też niemożliwym jest byś czuła się w tym sobą. To wszystko do ciebie nie pasuje bo nie jesteś...Nie jesteś jedną z nich.
- To zabrzmiało prawie jak komplement - zaśmiała się, choć on mówiąc to miał poważną minę. - Z drugiej strony jako niemagiczna niewiele się od nich...
- Nie jesteś niemagiczna. - Spojrzeli sobie prosto w oczy. Po krótkiej przerwie ciągnął dalej. - Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale... - Spróbował dotknąć jej reki, ale ona instynktownie ją cofnęła. Wówczas jego dłoń rozbłysł na zielono. Wcześnie stworzył barierę by inni magowie nie wyczuli wykorzystywanej przez niego magii.
- Co robisz? - Nie miała już możliwości się cofnąć, z resztą nawet gdyby mogła pewnie nie skorzystałaby z niej. Nie czuła się zagrożona.
Jego dłoń nie dotykała ani jej skóry ani ubrania. Zielone światło skanowało jej ramie aż trafiło na te miejsce w lewej ręce które piekło ją ostatnio tak niemiłosiernie. 
- Tutaj. - Wskazał. - Czuje uwięzioną energię. To na pewno mana, ale nie rozumiałem dlaczego rodzice mieliby pozbawiać cię mocy magicznej.
Spojrzał na nią wyczekując odpowiedzi, ale nie doczekał się jej.
–  Wyczułaś jakieś Pierścienie, prócz Meridiany?
Nie od razu odpowiedziała.
- Tak... niedaleko pokoju do którego weszłam.
- Musiałem coś przeoczyć. Może to i lepiej. Tylko smoki są w stanie z tym walczyć. Nie powinienem tego dotykać, ani nawet oglądać.
- Więc po co szukałeś?
- Żeby przekazać smokom gdzie on jest. Paweł niedługo powinien tu się pojawić prawda?  
- Tak. Tylko że na razie nie wiemy co z nim, a Meridiana może być gdzieś w zamku.
- Racja...może szybciej było by go poszukać?
- Alex.
- Tak?
- Co teraz zrobisz ? Masz gdzie mieszkać? - Trudno chyba o gorszy moment do rozmyślania o dalszej przyszłości gdy chwila obecna jest tak niepewna i decydująca, ale już dłuższy czas nurtowała ją ta kwestia.

- O to się nie martw. Jakoś sobie poradzę. - Potarł i chuchnął w dłonie by je rozgrzać.
Już w tunelu Alex nie ukrywał, że nie lubi zimy i wszystkiego co się z tej porą roku wiążę. Szczególnie jeśli chodziło o zimę w tych okolicach. Mimo wszystko starał się nie narzekać na ziąb.
- Jeśli chcesz możesz zamieszkać z nami. Shadow na pewno się zgodzi, a jeśli nie, to przekonam razem z moimi rodzicami. Nie będzie miał nic do gadania.
- Dziękuje Paulina, ale nie trzeba. Ja nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Miło jest gdzie przezimować, ale chciałem przy najbliższej okazji udać się na Wschodni Kontynent. Mam tam paru znajomych.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie miałabym nic na przeciw.  Zależy mi by cię lepiej poznać.
- Na pewno będziemy mieć jeszcze okazję by po tym wszystkim się spotkać. Latem na pewno tu wrócę. A jakbym się tam zasiedział, to przypomnij Foxowi o jego długu, bo jeszcze uzna to za prezent świąteczny.
Nagle poczuł, że dziewczyna złapała go za rękę. Widza determinację w jej oczach i zrozumiał, że chce ona mu coś wyznać, jeszcze zanim zaczęła układać zdania.
- Posłuchaj... Chciałabym wiedzieć, kim dla ciebie jestem...? - mówiła powoli ostrożnie dobierają słowa i ton, ani trochę się nie jąkając.
Alex spojrzał na nią uważnie i już miał odpowiedzieć, gdy jego spojrzenie przykuł ruch daleko, w ogrodzie za jej plecami. Chłopak momentalnie pobladł, choć przy jego anemicznej cerze trudno było dostrzec różnice.
- Chyba wiem gdzie jest Paweł - mówiąc to wyrwał swoją  rękę i podbiegł do barierki tak, że prawie przez nią wyleciał. - Tak to on i Żmije. Pełno ich. 
- Gdzie? - Paulina szybko zapomniała o wszystkich głupotach o których myślała jeszcze przed chwilą i z zaangażowaniem przeglądała ciemne zarośla w poszukiwany choć śladu swego przyjaciela. - Nic nie widzę.
Wiedziała, że Alex nie żartowałby z czegoś takiego, nawet gdyby zmiana tematu była mu na rękę. Mimo to naprawdę nic nie widziała. Za mało światła. Natomiast po Alexie jak się okazało nie zostało już śladu.     
 - Fox !! - zawołała nie zwracając uwagi na to czy usłyszy to ktoś postronny. - Fox!! - Wybiegła z balkonu do sali. Nie musiała długo szukać czarodzieja, gdyż bardzo szybko na niego wpadła.
-  Co jest?
- Zaczęło się - powiedziała zwięźle, licząc na jego domyślność. - Na zewnątrz, w ogrodzie, chyba złapali Pawła.
– Pozbędę się tego – tu wskazał na siebie, nie będącego sobą. - Spotkamy się na zewnątrz.



Paulina od początku wiedziała, że coś takiego może mieć miejsce. Pozostali również mieli świadomość iż mogą zostać zdemaskowani, prędzej czy później.  Jednak żadni z nich tak naprawdę nie do końca pojęło co im tak naprawdę grozi. Byli za modzi by bać się śmierci, by rozumieć jak łatwo zginąć oraz że powzięte przez nich przez nich przedsięwzięcie to nie zabawa.
Dziewczyna kilkoma zręcznymi ruchami pozbyła się z twarzy makijażu wycierając wszystko w rękaw sukienki, który zrobił się, czerwono-czarny. Już nie musiała martwić się o przebranie i "maskę" damy na twarzy. Goście nie kryli zaskoczenia i niekiedy oburzenia jej zachowaniem, gdy jak błyskawica uciekała z sali balowej. Straż próbowała ją zatrzymać, ale najwyraźniej mieli ochoty na uganianie się za nieletnią panną. Inaczej się sprawa miała, gdy Fox w postaci zwierzęcej przebiegł przez sale i jakby specjalnie robiąc jak największe zamierzanie skakał po stołach i tacach, które nosiła służba. Straż mimo jego lisiego warczenia i nieprzyjaznych ostrzegawczych odgłosów próbowała go dopaść, jednak zręcznie im się wymykał. Cała sytuacja skończyła się tym, że jeden z dzielnych zbrojnych wylądował wśród ciastek, drugi w misie z napojem, a inni dzielni ochotnicy próbujący wygonić dzikiego zwierza zostali pogryzieni po nogach, rękach itd. Wiele dam – i nie tyko – zemdlało z nadmiaru wrażeń.
Wybiegłszy z sali lis wielokrotnie przebiegł  pod nogami kelnerów i sukniami pokojówek. Kilka mebli na korytarzy zostały lekko przesunięte, a znajdujące się na nich przedmioty pozrzucane. Zbroje rozsypywały się na części przez  lisie manewry wymijania straży.

– Siostrzyczko – mówiła Meridiana słodko. - Nie bój się. Jesteśmy rodzinom.  Wiem że ten chłopak cię przekonał do poszukiwań Pierścieni. Ty nie masz nic z ty wspólnego, prawda? Ty nawet nie wiesz czym one są. Nigdy nie chciałaś mnie zniszczyć. Nie musisz umierać. Wystarczy że się do mnie przyłączysz.
Roza z początku trzeźwo myślą zadawała pytania  chcąc oddalić w czasie konieczność podjęcia decyzji. Jednocześnie odwracała uwagę od Pawła. Meridiana kazała Żmijom rozwiązać siostrę jakby  myślała że to wystarczy by kupić jej zaufanie. Tymczasem przywiązany do drzewa  Paweł nie zamierzał biernie  obserwować.  Za pomocą wcześniej zdobytego noża próbował przeciąć krępujące go więzy.
– Tata wie? - spytała Rozalinda. Brak wiążących ją lin również nie sprawił by poczuła się bezpieczniej.
–  Wie. Od dnia moich narodzin. Gdy nie mogłam się  sama przemieszczać, robi dla mnie wszystko. Jest moją ulubioną lalkom – mówiąc to dziewczynka przytuliła swą zabawkę. - Nie mogłam jednak pozwolić byś mu powiedziała i dlatego pojechał na dłuższe wakacje.   Zapanowała chwila ciszy. Paweł starał się zrozumieć co jest grane. Dlaczego Roza nie mogła mu powiedzieć skoro wiedział? Po co demonowi szmaciana lalka? Po co ta cała szopka? Dlaczego po prostu nie złamie woli Rozy magiom? 
By odpowiedzieć na te pytania należałoby zauważyć iż nie miał do czynienia z czystym złem, lecz gorzej – z ludzkim dzieckiem, które jest przez demona jedynie manipulowane.  W ciele dziewczynki od zawsze istniały dwie jaźnie. Demon nie wchłonął jej duszy, tylko dlatego że potrzebował tej ludzkiej otoczki, stanowiła jego przykrywkę gdyż sam nie miał i nie rozumiał ludzkich uczuć. Księżniczka pełniła rolę pojemnika demona, a cały świat widziała jako zabawę, w której otaczający ją ludzie są jedynie lalkami.  Gdyby nie ta zła energia stałaby się pusta i dlatego też nie walczyła z nią.
Rozalinda świadoma grozy sytuacji, a jednocześnie niczym w transie wsłuchiwała się w głos Meridiany, która subtelnie zachęcała ją do dołączenia do jej kolekcji „lalek”.
Po prostu podaj mi rękę...
Ku zgrozie Pawła ręka Rozy drgnęła i zaczęła sięgać w stronę siostry.
- Rozalinda. Nie! - krzyk Wybrańca, wystarczył by dziewczyna się otrząsnęła.
Chłopiec uwolniwszy się rzucił nożem w stronę Meridiany, który z tej, lub innej przyczyny nie dosiągł celu. Czarodzieje zareagowali bardzo szybko Paweł był na celowniku właściwie od chwili w której  Sadza dostrzegł błysk noża kończącego przecinanie liny.  Mimo to żadne z zaklęć nie dotarło do celu i odbijały się od przyrodzonej magicznej tarczy albo od tej stworzonej przez Alexa, który go osłaniał.
Prawie o tobie zapomniałam – przyznała Meridiana, a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
Paweł obserwował swego śmiertelnego wroga – siedmioletnią dziewczynkę o kruczoczarnych, prościutkich włosach sięgających do łopatek. Nie sięgał mu nawet do brody, a twarzyczkę miała tak jak siostra o lekko brązowym odcieniu z czerwonymi ustami.  Filigranowa postura, głosik i fiołkowe oczęta młodszej księżniczki  sprawiały iż z trudem dawał wiarę temu iż ktoś taki mógłby za parę chwil spróbować go zabić. Roza  nie miała już podobnych wątpliwości po tym jak jej siostrzyczka zmaterializowała się z mgły – co właściwie było jedynie drobną próbką tego co potrafiła młodsza księżniczka.
– Alex zabierz stąd księżniczkę Rozalindę! - nakazał przyjacielowi Paweł.
Czarodziej tylko na moment spojrzał w stronę Rozy by zaraz wrócić do 
odpierania napierających na niego czarnych magów. 

- Nie. Nie dam rady. Powstrzymam ich przez chwilę. Zrób to teraz. Nie ma sensu tego przedłużać. 
"Co? Teraz?" - Spojrzał raz na Meridianę, a chwilę potem na Roze i z powrotem na jej siostrę, która czekała na jego ruch. - "Nie dam rady. Musi być jakiś inny sposób..." - Zabijanie to coś czego jeszcze się nie uczył, coś czego nie chciał próbować.
– Chce cie uciec? - spytała dziewczynka widząc panikę w jego oczach.-  Oj, nie wydaje mi się.
Meridiana zaczeła od siostry, która będąc w głębokim szoku powolnymi krokami tyłem zmierzała w stronę skraju polany. W pewnym momencie jednak przystanęła i mimo chęci nie mogła się ruszyć. To czarna magia trzymała ją w miejscu.
Wiedziałaś że większa część ludzkiego ciała to woda?
Wszytko potem wydarzyło się bardzo szybko. Roza niczym marionetka poruszana na sznurkach została rzucona w Pawła. Potem zebraną wokół siebie wodę Meridiana zmieniła w niebezpieczne kawałki lodu o kształcie ostrza i rzuciła nimi w kierunku zdezorientowanej dwójki.
Z początku nie chciała zabijać starszej siostry, ale co począć? Ta zabawa jej się już nudziła, a wokół było tak zimno. Rodzice jakoś zrozumieją.
Alex dmuchnął w błotniste 
kałużę magią powietrza tak, że ochlapał mokrą ziemią twarze części czarnych magów kupując sobie nieco czasu. Pozostałych od tyłu zaatakowała Meg. Zmienił kurs lodowych pocisków i pobiegł w stronę demona. Zatrzymał się jednak w pół kroku wbrew swej woli. Poczuł ból jakiego mało kto ma okazję doświadczyć. Ogarniający całe ciało, a promieniujący z naczyń krwionośnych, w którym nastąpiła nagła zmiana ciśnienia krwi. 
W skład krwi 
bowiem również wchodzi woda, którą Pierwszy element mógł kontrolować.
–    A to ciekawe. Ta krew...taka jakby znajoma. Czyżby to był efekt mojej klątwy? Dziecko Niespodzianka nie upilnowane przez opiekuna samo prosi się o kłopoty. - Zacisnęła ręce w pięści, a czarodziej uniósł się kilka cali nad ziemię i krzyknął przeraźliwie.
Paweł przekrzykując go kazał Rozie uciekać. Jego smocza intuicja podpowiada mu co zaraz się wydarzy. Nie mylił się. Oczy jego przyjaciela zaświeciły na czerwono i miał okazję przyjrzeć się z bliska istocie, która prawie zabiła Amber kilka tygodni temu.
„A więc wcale nie był Zarażonym. To klątwa...” - spostrzeżenie te niewiele zmieniało.
Nadal stała przed nim mała dziewczynka/demo, której nie był w stanie spalić żywcem choć powinien choć spróbować. Na co czekał? 

Rozalinda trzęsła się. Nie należała do tchórzy, ale walka z demonem przerastała jej siły.
Jedyne ich wsparcie zmieniło się w kolejną przeszkodę Zwykła magia nic by mu jako smokowi nie zrobiła, jednak tu wpływała nie bezpośrednio na niego, a na powietrze. Każdy podmuch wiatru zdawał się setką tnących skórę żyletek od których nie było sposobu się opędzić.
„Może być ciężko.”

Przede wszystkim odciągał ataki od Rozy. Meridiana, najwyraźniej po raz kolejny zmieniła zdanie, bo na razie zostawiła ją w spokoju.
Demon wydawał się usatysfakcjonowany przedstawieniem jaki zorganizował dla swych sług, choć jego/ją samego/samą to nie bawiło. Ten  nic nie znaczący człowiek jakom zdawał się Paweł, który znalazł się tu z własnej głupoty, nie przygotowany, nie przedstawiał sobą nic ciekawego, żadnej wartości jako jej marionetka i nie było powodu by go przekonywać do złożenia przysięgi. Jednak trzeba było wyjaśnić kilka spraw.
– Nie rozumiem co  taki niedorobiony Strażnik próbuje osiągnąć w pojedynkę...
– Wcale nie jestem sam... - wydyszał zanim zdążył pomyśleć. Podnosząc się z wilgotnej ziemi myślał o swoim starszym bracie przeszukującym w tej chwili pałac razem z – jak mu się wydawało- Pauliną i Foxem.  Może i w tej chwili był sam, ale w każdej chwili mógł ich wezwać, z tym że nie zamierzał.  Postanowił kupić im nieco czasu.
–   Tak to ma sens – Meridiana udała, że się zamyśliła. - Ale wiesz... Magowie których tu widzisz to tylko mały ułamek tych którzy pilnują Pierścieni. W zamku jet ich więcej. Masz moje słowo, że twoi przyjaciele tu do nas dołączą.
Po plecach młodego smoka przeszedł dreszcz, ale udał, że w to nie wierzy. Nie mógł teraz wątpić. Pozostali na pewno dadzą radę, któreś z nich trafi na to czego szukają, a potem  może i z mnóstwem siniaków, ale uciekną i zniszczą choć te dwa. Tym razem da radę. Od kiedy próbował pierwszy raz stopić Pierścień minęło wystarczająco dużo czasu by mógł  mieć nadzieję na to iż stał się silniejszy. Czuł wypełniający go od środka ogień i dopóki on płoną to nie był jeszcze koniec. 




_________________________________________________

Było trudno, ale jest. Teraz już pójdzie z górki. Siedziałam nad tym dość długo, ale jeśli mimo to przegapiłam jakieś niedopatrzenie to dajcie znać. 

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 69: Gdy nie wszystko idzie jak w planie cz II

Mydła i inne przedmioty turlały się jeszcze po posadce gdy Paulina poznała zbliżający się odległy kształt. Był to mężczyzna który towarzyszył Rozalindzie w tańcu.
Paulina chcą wstać obróciła się twarzą do lustrzanej podłogi. Niemal się wzdrygnęła widząc swą podobiznę odbijającą się w posadce. Chwilę później wiedziała już gdzie jest Alex. 



 Mianowicie wisiał centralnie nad nią trzymając się jednego ze większych żyrandoli. Gdy blondyn podszedł bliżej oczywiście musiał wiedzieć coś się stało. Paulina udała zbłąkaną w drodze do łazienki panienkę. Sztuka ta udała jej się doskonale.
–    Ten pałac jest taki duży – mówiła z podziwem jakby uważała budynek za siódmy cud świata. - Łatwo się zgubić prawda? - Zatrzepotała rzęsami, dochodząc do wniosku, że jeśli
–    Na to wygląda, skoro udało się panience zajść tak daleko. Myślałem, że wszystkie składziki na miotły są pozamykane na klucz – zamyślił się blondyn. - Co się stało z panienki włosami?
Paulina przyznała mu punkt za spostrzegawczość. Na szczęście nie był na tyle spostrzegawczy by zobaczyć co nad nim wisi.
- Zmarnowałam już sporo czasu błądząc, a muszę jeszcze się z kimś spotkać na balkonie w sali balowej – mówiła to starając się nie patrzeć na Alexa, ale najwyraźniej czarodziej zrozumiał aluzję, bo znikł.
Dżentelmen zaoferował ją przeprowadzić przez sale w obie strony, choć wyglądało na to, że sytuacja nie jest mu do końca na rękę. Wyraźnie czegoś, lub kogoś szukał, ale grzeczność nie pozwalała mu porzucić potrzebującego. Całe szczęście, bo Alex na suficie długo by nie wytrzymał, a Paulina naprawdę nie wiedziała już gdzie jest, oprócz tego, że gdzieś niedaleko znajdują się schody do ogrodu.
Zaprowadzona do jednej z najbliższych w tym skrzydle łazienki skorzystała z okazji by poprawić włosy. Postawiła wszystko na jedna wsuwkę. Nie mogła bowiem wrócić na sale w zupełnie rozpuszczonych włosach. To by wyglądało podejrzanie dla tym nielicznych osób na sali które zwróciły na nią uwagę.
Ponownie się wzdrygnęła widząc swe odbicie. Makijaż dodawał jej z pięć lat i gdyby nie wzrost i brak kształtów mogłaby uchodzić za pełnoletnią. Od kiedy skończyła dwanaście lat często eksperymentowała ze błyszczykami, cieniami i tuszami do rzęs, ale ponieważ lubiła swoją twarz nigdy nie ukrywała jej pod za dużą warstwą. Nie widziała w tutejszej modzie żadnego sensu. Po co ukrywać się za maską?
Czerwone usta, cienie na oczy, i góry pudru a i tak koniec końców nawet do pięt nie dorasta większość panien na balu. O gorsetach nie wspominając. Na jej szczęście to ostatnie właściwie nie było potrzebne w jej przypadku. Nie było czego modelować. Tu przypomniała jej się uwaga Foxa o tym, że powinna sobie poupychać gdzieniegdzie trochę materiału. Nie trzeba dodawać, że prawie go wówczas zabiła wzrokiem. Niestety miał trochę racji. Wyglądała trochę jak niedorozwinięta szesnastolatka.
„Wyglądasz jak dziecko, zachowujesz się nieodpowiedzialnie i co się dziwisz, że cię traktują jak dziecko.”
Przeczesała ostrożnie swe czarne włosy palcami i stwierdziła, że czarny nie najgorzej do niej pasuje. Wydawała się obecnie bardziej podobna do ojca niż do matki po której odziedziczyła chyba tylko kolor oczu, włosów i  budowę ciała. Ojciec powtarzał jej, że więcej miała po jego matce, której jednak nie danej jej  było poznać.
„O czym ja myślę? Mam teraz przecież ważniejsze rzeczy na głowie niż wygląd. Mam misję, ważą się losy świata, przed chwilą działo się ze mną coś dziwnego i prawie Alexa...”
Marzyła o tym by przemyć twarz zimną wodą by się obudzić, ale makijaż na to nie pozwalał.
„Co to było?” - spytała swojego odbicia, a one – na szczecie – nie odpowiedziało.
Wyszła więc i dała się odprowadzić.
 

Pawła i Roze czarni magowie prowadzili do Meridiany. W tym celu użyli  teleportacji, wcześniej jednak mieli sporo okazji do śmiechu podczas przeszukiwania ich.
–    Żadnej broni – oznajmił szatyn przeszukujący Pawła. - Można to chyba nazwać skrajnym   heroizmem, albo daleko idąca głupotą, zadzierać z demonami i nie mieć nawet scyzoryka.
Tymczasem Roza okazała się lepiej przygotowana, o czym przekonał się pewien nieostrożny ciemnooki mag. Człowiek ten zwany Sadza. Ksywa pochodziła prawdopodobnie od nazwiska.  Nie tylko kolor jego oczu pasował do tego imienia. W każdym bądź razie nie zauważył on nożna ukrytego przez dziewczynę w rękawie sukni, przy czym nie związał jej rąk podczas przeszukiwania. Te niedopatrzenie skończyło się to dla niego raną wzdłuż lewej ręki. Roza wiedziała gdzie celować jednak tamten w porę się zasłonił. Gdyby nie to oberwał by w płuco, lub szyje.
–    Rozumiem, że nie nosisz broni, bo liczysz na to, że obroni cię dziewczyna – zażartował Szatyn nadal trzymając Pawła.
–     Nie. – Uśmiechnął się z wysiłkiem Paweł. - Postanowiłem, że będę improwizował.
Młody smok skorzystał z tego, że nie związano mu nóg. Kopnął maga i w momencie, gdy Sadza wytrącił  Rozie nóż, chłopak ruszył w stronę w której przedmiot upadł. Wyminął kilku przeciwników, zaklęcia przeleciały mu koło łowy. W pewnym momencie potknął się i upadł, ale w sposób zaplanowany. Miał już nóż, który schował wiedząc, że drugi raz już nie będą go przeszukiwać. Prawdopodobnie myśleli, że przed chwilą biegł w stronę wyjścia.
Mimo tej próby walki Roza i Paweł zostali unieruchomieni.
–    Lepiej się stąd wynośmy zanim ktoś nas tu zobaczy – powiedziała Symphonia.
Paweł nie zdążył mrugnąć, a już klęczał w błotnistej kałuży w ogrodzie. Z oddali dochodziła do niego muzyka z balu. Z oczywistych powodów przeszedł go dreszcz. Wiał zimny wiatr, który zdawał się przenikać go do kości. Z trudem powstrzymywał szczękanie, ale nie wolno mu było użyć smoczego ognia.
Różdżka Sadzy została wycelowana w księżniczkę, a ta po chwili zaczęła zwijać się na  podłodze w kontuszach.
–     Co ty robisz? - spytała go rudowłosa.
–     Musi wiedzieć co ją morze czekać za taki akcję – Powiedział nie zwalniając zaklęcia.

Patrząc na to czuł, że zaraz nie wytrzyma i za moment użyje na rannym noża, który zamierzał zachować na czarną godzinę, gdy pojawi się Meridiana. Jednak w czarnych oczach młodego maga nie widział żadnej chorej satysfakcji z zadawania bólu, jakby poważnie wierzył, że tak musi być. To wprowadziło w głowę smoka nie mały mętlik. Tortury Rozy dobiegły końca. Okazała się, że ma ona schowane przy sobie jeszcze całkiem sporo ostrych przedmiotów, które szybko jej odebrano. Widać, że mimo braku wiary przygotowała się na wszystko. Następnie nadal nie przytomną przywiązano ją i Pawła do drzewa.
–     Ma ktoś jakieś szmaty by to zabandażować ? – spytał Sadza wskazując na  rękę.
Ktoś na szczęście miał i opatrzyli go, podczas gdy ruda wysłała sygnał do ich pani. Przez ten czas zdawało się, że zupełnie zapomnieli o swoich jeńcach. Paweł zauważył, że większość z nich niedawno co ukończyła swoje szkolenia. Mieli nie więcej niż trzydzieści lat. Wyjątkiem była ruda czterdziestolatka, która umiejętnie kryła się ze swym prawdziwym wiekiem, pod warstwą umiejętnie nałożonego makijażu.
–     Nieźle cię zaszlachtowała. Cieknie z ciebie jak z fontanny – zagadał jeden oglądając ranę Sadzy.
–     Sadza się przyzwyczaił. Często sam się tnie – zaśmiał się Szatyn odgarniając sobie zachodzącą na prawe oko grzywkę.
–     Dlaczego to robicie? - spytał Paweł skupiając na sobie ogólną uwagę. - Dlaczego trzymacie z demonem?
Kotłowało mu się jeszcze wiele podobnych pytań, ale poprzestał na tych dwóch, a właściwie jednym.
- Możesz to uznać za mniejsze zło, chłoptasiu – odpowiedziała mu Symphonia.
–    Dla własnego i jej dobra skoncentruj się teraz na odpowiadaniu i nie zadawaj żadnych pytań – ostrzegł go czarnooki.
Paweł rozejrzał się z trwogą. Przed sobą wysoko widział światła pałacowych okien. Znajdowali na polanie w środku zagajnika. Gdzieniegdzie rosły nie obcinane od jesieni krzewy o niemal geometrycznych kształtach. Te niższe znikały we mgle, która wypełniła wszystko w zasięgu jego wzroku. Magowie wpatrzyli w tworzący się z mgły niski kształt, coraz bardziej upodobniający się do siedmioletniego dziecka. Oczy rozbłysły na złoto.
–     Meridiana? - Roza patrząc na siostrę nie kryła przerażenia. - Miałaś być...
–     Co prawda nie czułam się dziś za dobrze, ale czego się nie robi dla rodziny i gości. – Tu spojrzała na Pawła. 




__________________________________________________________________________________

Japońskie litery na boku rysunku to zwykły ciąg samogłosek który sam w sobie nic nie znaczy. Tak się służyło, że miałam wenę na rysowanie ucząc się japońskiego. XD Ogólnie rzecz biorąc nie powinno ich tam być.