piątek, 24 maja 2013
Rozdział 75: Trzeci Element - Demon ognia
Wróciłam. Nie obiecuję że rozdziały będą pojawiać się regularnie, ale choćbym miała zarywać noce, zamierzam skończyć moją "powieść" przez te najdłuższe wakacje i iść dalej. Powoli stopniowo i systematycznie.
______________________________________________________
Przemierzając ciemny las Paulina nie mogła się odpędzić od myśli, że o czymś zapomniała, o czymś związanym z Foxem. Niedawno udało jej się wyciągnąć od niego, że przedmiot którego użył, uprzednio pożyczył bez pytania od pewnego Strażnika, w Anglii. Ponoć dział w obu światach. Nadal jednak nie wiedziała czy w razie niebezpieczeństwa będzie pomocne. Pytania na temat działania tajemniczego przedmiotu musiały poczekać. Fox gestem nakazał jej by być cicho. Na głowie pojawiły mu się lisie uszy, które uważnie wsłuchiwały się w odgłosy lasu i wyraźnie wyłapywały dźwięki, których Paulina nie mogła słyszeć. Pozostałą drogę do jeziora przebyli w ciszy.
Dziewczynie męczyło wspomnienie jej dzisiejszego snu, a mianowicie tego fragmentu o Foxie. Coś jej mówiło, że chłopak nadal nie ma różdżki. Co jeśli przez nią coś jemu się stanie?
Fox przeprowadzając Paulinę przez jezioro nie mógł pozbyć się wrażenia, że dziewczyna chce mu coś powiedzieć.
Odgłosy kroków grupy ludzi, z początku spokojne jak na przechadzce nagle przyśpieszyły i zmieniły kierunek szarżując prosto na nich. Niewiele myśląc szarpnął Paulinę tak że ta upadła, prześlizgnęła się po lodzie i wpadła w krzaki, sam natomiast zmienił się w lisa i postanowił ich zatrzymać.
Z pomiędzy drzew wynurzyła się grupa odzianych w biel mężczyzn. Nie wyglądali na morderców, ale Fox przywykł, że nie wszystko jest tym na co wygląda. Ich twarze wyrażały skupienie, powagę, obojętność i spokój. Oczy w większości zasłaniały im kaptury. Z początku nie zwracali na niego uwagi. Rozglądali się i przyglądali wszystkiemu wokół.
– Uciekała w tym kierunku. Nie może być daleko.
– Może ten głośny zwierzak coś wie?
– Lis warknął i rzucił się na magów. Pogryzieni nikogo nie złapią.
Schowana w krzakach Paulina nie mogła zmusić się do biegu. Wiedziała że tego wymagają od niej przyjaciele. Nie po to teraz ryzykują by po wszystkim została złapana.
Wiedziała to a jednak nic z tym nie robiła. Nie wiedziała dlaczego pozwoliła Alexowi walczyć w swojej obronie wiedzą w jakim jest stanie, a obecnie przyglądała się jak Foxa ze wszystkich stron osaczają przeciwnicy.
„Poradzą sobie.” - mówiła sobie, ale w głębi ducha nie wierzyła w to.
Sumienie nie ustępowało. Dlaczego mu na to pozwoliła? Dlaczego pozwoliła Foxowi iść ze sobą skoro wiedziała co mu grozi? Jeśli coś im się stanie to przez nią. Nie mieli obowiązku jej chronić. Co jeśli to moc Pierścienia ich do tego zmusza?
„Boje się.” - ta myśli była odpowiedzią na jej dotychczasowe zachowanie. W momencie gdy sobie to uzmysłowiła w jej oczach pojawiły się łzy, które po mrugnięciu zaczęły kapać na trawę, razem z deszczem. - „Boje się. Nie chce umierać. ”
Pytanie czy byłaby w stanie żyć kosztem przyjaciół? Ludzi z którymi tyle przeszła?
„ Rodzice zaraz się pojawią i wszystkim się zajmą.” - mówiła sobie, by zaraz siebie skarcić. - Teraz jeszcze rodzinę w to mieszam.”
Musiała coś zrobić, ale nie wiedziała jak. Co ona jedna mogła przeciw grupie dorosłych magów?
Widziała jak jeden z nich uderza Foxa kosturem. Kolejny podchodzi do odmienionego już chłopaka i złapawszy za koszule podnosi
W jej umyśle pojawiły się wspomnienia walk stoczonych z tymi ludźmi. Magami kręgu którzy bezustannie ją ścigali i atakowali. Nie było sposobu by przed nimi uciec. Wspomnienia nie należały do niej. W końcu widziała ich pierwszy raz, a jednak nagle poczuła jak wypełnia ją gniew. Nienawiść pochodząca jakby z zewnątrz. Z tego miejsca w jej umyśle, które już kiedyś jej się śniło. Miejsce z którego pochodził Głos.
„Zabij zanim oni zabiją ciebie.” - szeptał Głos, który jeszcze nigdy nie był tak głośny.
Umysł Pauliny stał się przyćmiony, a jej jaźń skuliła się ze strachu w najdalszym jego zakątku.
Szare niebieskie niebo i równie melancholijne kolory na ziemi towarzyszyły mu przez cały lot. Paweł miał nadzieje że ta krótka powietrzna wycieczka w deszczu, poprawi mu humor i rozjaśni w głowie, w końcu kochał latać nawet mając naturę za wroga, tak było ciekawiej, ale nic z tego.
Po ucieczce z balu Paweł miał okazję odbyć krótką rozmowę z Rozalindą. Dowiedział się wówczas iż martwi się ona o swojego narzeczonego i chce posłać mu list z wyjaśnieniami. Paweł wątpił by jego brat na to przystał, ale nie to było problemem. Lubił Rozalindę i to bardzo, zależało mi na niej, a tu okazało się nagle że nie tyle ma chłopaka co przyszłego męża, którego jak widać kocha skoro zamierza ryzykować wykrycie przez Meridianę po to by go uspokoić. Nie potrafił zrozumieć dlaczego. ale nagle posmutniał.
Z czasem zamiast zelżeć smutek rósł i przytłaczał go coraz bardziej. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doznał. Przypominało to trochę moment gdy dowiedział się o śmierci Sanako i Sora, ale nie do końca. Przecież Roza żyła, a sama myśl o tym, że mogłaby zginać była po prostu za straszna by o niej myśleć, a jednak coś się skończyło, coś zabiło w nim rodzącą się nadzieje.
„Nadziej na... nie to głupie.” - skarcił się w myślach. - „Z resztą ona jeszcze niedawno nienawidziła smoków.”
Wolał tłumaczyć to sobie tym, że jest pół smokiem niż faktem, że jest od Rozy młodszy. W każdym razie nie był w stanie od tamtej pory przebywać z dziewczyną w jednym pomieszczeniu, a sprawę komplikowało to, że była ona świadkiem koronnym i on z bratem mieli ją przetransportować na Lunanor. Cała sytuacja posiadała jeden, a właściwie dwa plusy – Pierścienie które odnalazła w pałacu Cinnabar, a o których nikt nie wiedział.
To z kolei przypomniało mu o osobie, która dotąd miała go za dzieciaka i nie traktowała poważnie. O kimś kto rozmawiał z nim w te noc w chatce Babci Jagody, gdy zdołowany siedział na taborecie w jednym z kątów ciasnego wówczas pomieszczeniu, niedaleko wejścia do pokoju w którym leżał Alex.
– Widać nie byliście sobie pisani – pocieszyła go Paulina.
– Paweł przyjrzał jej się wypatrując choć cienia kpiny. Chciał zaprzeczyć, ale westchnął tylko.
– Skąd wiesz?
– To widać. Poza tym podsłuchałam fragment waszej rozmowy, gdy szłam do łazienki. Pierwszy raz?
– Tak – mruknął niechętnie, a uszy mu się zaczerwieniły.
– Pierwszy raz zwykle wydaje się najpiękniejszy, ale rzadko kiedy jest ostatni. Jeszcze wiele dziewczyn cię zignoruje, zrani...
– Dzięki od razu mi lepiej – powiedział z nutą sarkazmu.
– Chodzi mi o to, że złamane serce w przyszłości mocniej kocha i jest silniejsze. Wiem co mówię, a ty teraz musisz być silny. - Nabrała powietrza jakby chciała powiedzieć coś ważnego. - Jesteśmy teraz przyjaciółmi prawda?
– Pewnie. - Uśmiechnął się, ale ona nie odwzajemniła tego gestu.
– Obiecaj mi że zniszczysz wszystkie Pierścienie.
To go zaskoczyło.
– Taką mam misję.
– Daj słowo smoka – nalegała.
– Zgoda - powiedział nieco zakłopotany. - Obiecuje ci, że spale wszystkie Pierścienie.
Ta rozmowa dręczyła go bardziej niż problemy sercowe. Dlaczego Paulina kazała mu złożyć przysięgę? Czyżby aż tak przeraziła się Meridiany? Chciała się w ten sposób zemścić za to co ta zrobiła Alexowi? A może jako przyjaciółka zamierzała go wesprzeć w walce? Nie martwiłoby go tak gdyby nie ten nieodgadniony wyraz twarzy dziewczyny. Coś w jej oczach czego chyba nigdy jeszcze nie widział, wtedy gdy kazała mu to zrobić.
– Wiatr mocno go zniósł, a miotające nim emocję przyśpieszyły tępo lodu. Dopiero gdy ujrzał w oddali tafle Cichego Jeziora zrozumiał, że zawędrował za daleko od osady w której razem z się zatrzymali Cinnabarem.
Już miał zawracać gdy zauważył czerwone światło. Pośród wszechobecnej szarości i wilgoci ogień należał do zjawisk niespodziewanych. Pożar? Przecież ulewie nie towarzyszyły błyskawice. Poza tym za szybko zgasło. Nie czekał długo. Sytuacja powtórzyła się parę razy. Mroki nocy na brzegu jeziora ponownie rozjaśnił ogień. Smok? Ale co by tu robił smok? Obniżył lot i walcząc z niesprzyjającymi frontami powietrznymi przygotował się do lądowania. Jednocześnie uważnie przyglądał się rozgrywającej się pod nim scenie. Już wiedział, że toczyła tam się walka.
Ogień buchał w odstępach zupełnie nie regularnych. Paweł jako smok potrafił wyczuć jednak rytm tego żywiołu i poznał, że szykuje się finał. Wiatr niósł męskie głosy, wyraźnie do siebie nawołujące.
Szybując na ślepo chłopak wpadł na szczyt sosny. Nie od razu począł twardą zimna powierzchnie, która zamiast go wyhamować sprawiła że sunął jeszcze jakiś czas. Otrzaskawszy się podjął probe zrozumienia sytuacji.
Grupa ludzi stała na brzegu. Jeden nie ostrożny wszedł na jeziorze. Nagle lód który o tej porze i przy tej reperatorze powinien utrzymać co najmniej karoce i parę koni, naglę znikł mu spod nóg i nieszczęśnika pochłonęła lodowata toń. Po kolejnym wybuchu ognia, zamarznięta tafla jeziora podzieliła się na kry, które zablokowały topiącemu się odpływ powietrza. Nie miał czasu by choć krótko krzyknąć.
Chwilę potem pień drzewa za ludźmi na brzegu stanął w ogniu. By uniknąć zmiażdżenia przez spadające drzewo mężczyźni w bieli rozpierzchli się. Paweł rozpoznał w nich magów, gdyż rzucali zaklęciami za pomocą różdżek i wysokich kosturów. Wyraźnie chcieli otoczyć... no właśnie raczej nie smoka. Przywoływała ogień w sposób który widział pierwszy raz. Taktyka magów nie sprawdzała się gdyż wymagała rozdzielenia się i podejścia bliżej wroga, który wyglądał Pawłowi na dziecko i to całkiem znajome przez czerwone włosy wystające spod czapki oraz drobną budowę ciała.
Druga osoba którą rozpoznał był Feliks leżący nieprzytomny pod drzewem niedaleko magów. Paweł miał już dość powodów by wkroczyć. Wahał się tylko gdyż nie rozumiał w jaki sposób Paulina jest zdolna do czegoś takiego. Sposób w jaki się poruszała, siła przywoływanego przez nią ognia. To wszystko wskazywało na to, że potrafi walczyć z grupą dorosłych jak równy z równym i robi to by zabić.
Chłopak kilkakrotnie wołał ja po imieniu, ale dopiero gdy próbował do niej podbiec ta odwróciła się. Jej ręce płonęły, a on choć jako smok był ognioodporny poczuł lęk. Oczy dziewczyny mieniły się złotym blaskiem i nie od razu go poznały. Z początku wyglądało to jakby zamierzała go zaatakować, ale coś się wydarzyło. Postać skrzywiła się jakby nagle rozbolała ją głowa. Chłopak był świadkiem jak bije się ona z myślami. Jedno jej oko na powrót stało się szare. Oba rozglądały się za droga ucieczki.
– Chce uciec – krzyknął jeden z magów.
– Czerwonowłosa zrozumiała, że została otoczona przez przeciwników, którzy wykonywali znaki i chórem szeptali skomplikowane zaklęcia. Nagle z ich różdżek i kosturów wystrzeliły barwne smugi, przypominające Pawłowi nietypową pajęczynę. Dziewczyna otoczyła się ogniem, co wyglądała jakby sama plunęła.
– Teleportuje się – zauważył jeden mag.
– Nie zdarzy – Drugi miał rację. Zanim ogień zdążył otoczyć całą jej postać kolorowe nici z prędkością pocisku dopadły ją i oplotły. Ogień zgasł, a pajęczyna zachowując się jak kabel pod napięciem, poraził ją czymś co przypominało prąd.
– Paulina, bo to z pewnością był jej głos, krzyknęła z bólu. Cała scena trwała może dwie minuty, ale dla Pawła była to prawie wieczność.
– Przestańcie! Zabijecie ją.
Magowie nie wypoczwarzając na niego nie przerywali, dopóki dziewczyna nie ucichła. Jej ciało osunęło się na lód. Paweł znajdował się najbliżej i pierwszy do niej dobiegł, by upewnić się, że postać jest tym na kogo wygląda, a upewniwszy się stwierdził, że nic z tego nie rozumie.
– Kim wy jesteście? - spytał zbliżających się postaci klęcząc koło nieprzytomnej, ale jeszcze oddychającej dziewczyny.
– Moglibyśmy cię chłopcze spytać o to samo. To niebezpieczne wchodzić na pole bitwy.
– Jestem jej przyjacielem. Co jej zrobiliście? Jakiej bitwy?
– Bitwy dobra ze złem.
Jeden z nich przyjrzał mu się uważnie, a w szczególności jego skrzydłom.
– Myślisz, że to on jest błękitnym smokiem z przepowiedni?
– Sprawdzimy to – powiedział mag kładąc swą rękę na czole Pawła. Przez moment stali tak nieruchomo, aż mężczyzna orzekł nie bez zaskoczenia. - To naprawdę on, jednak... Jeszcze nie jest gotowy. Nawet nie ma smoczego imienia.
– To co z tym robimy?
– Jesteśmy Magami Kręgu - przedstawił się brodacz. - Naszym celem jest pomaganie Wybrańcowi w wypełnieniu misji. W zniszczeniu wszystkich cząstek demona... A oto jedna z nich – Tu wskazał już zakutą w łańcuchy Paulinę.
– Kłamiesz! Ona nie jest... Nie może być... - nie przyjmował do wiadomości tego co wcześniej widział. Buntował się przed tym co potwierdzało jego wcześniejsze podejrzenia. Musiało być inne wytłumaczenie.
– Obawiam się, że dla twojej przyjaciółki jest już za późno. Lepiej dla wszystkich gdy zło opuści jej ciało.
Paweł chciał coś powiedzieć, ale zauważył że Magowie otoczyli go.
– Choć to jeszcze nie czas, zamierzamy dotrzymać przysięgi i pomóc ci. Na początek damy ci moc i przyśpieszymy to co nieuniknione. - Brodaty dotknął jego czoła. Tym razem jednym tylko palcem. Pozostali wykonali kilka ruchów ręką i odsunęli się.
– Gdy nadejdzie czas będziesz gotowy, a twój płomień wystarczająco gorący. Musisz po prosu przyjąć swą smocza naturę i misję.
– Nie. - Buntował się Paweł, ale na próżno.
Przemieniał się w smoka. W zupełnie kompletnego smoka, o równie smoczym ciele co umyśle. Wspanialszego i większego niż do tej pory, a jednak gdy transformacja się skończyła, jego ludzkie i smocze myśli biły się w nim. Magowie odsunęli się. Smok ział ogniem i ryczał jakby ktoś wbił mu kołek w pierś, aż w końcu rozwinął skrzydła machną nimi tworząc huraganowy wiatr i odleciał.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)