środa, 23 lipca 2014

Rozdział 12:Smocza Wieża


- Zacznijmy jeszcze raz... Pewnie wiecie kim jestem...Oczywiście, że wiecie inaczej was by tutaj nie było. Mam plan, czy może bardziej cel. Z resztą to trudno dokładniej sprecyzować... Bo ja właściwie nie mam żadnego planu, ale o tym raczej nie powinniście wiedzieć. Nie wiem co robić, ani co powiedzieć... Nie jeszcze raz. Zaprosiłem was tutaj, bo się boje, że chyba mi się nie udało. Zanim pomyślicie, że żartuje, albo zwariowałem... a wcale tak nie jest. To znaczy widzę Paulinę, choć jej wcale nie ma, ale to jeszcze nic nie znaczy. Nie ważne. W każdym razie mam przeczucie, że... stanie się coś złego, a nikt mnie nie słucha więc...Byłoby miło gdybyście nie wyszli od razu... Eh... - Paweł stał przed zlewał patrząc w swoje odbicie. Sytuacja jest beznadziejna. - Jak mam ich przekonać? - spytał sam siebie i zamknął oczy.
- Paweł! - zza drzwi dobiegł go głos młodszego brata Kacpra - Co ty tam robisz? Siedzisz tam już pół godziny. Inni też chcą skorzystać.
- Zaraz! - Umył twarz, wytarł ręcznikiem i ruszył w stronę drzwi.
- Mamo! A Paweł zajął łazienkę!
- Mówiłem, że już wychodzę – usprawiedliwił się chłopak.
- Paweł, jeśli masz jakieś problemy trawienne to w apteczce... - dobiegł go głos rodzicielki z parteru.
- Nie mamo, nie trzeba. - Zwrócił się w stronę schodów. Łazienka znajdowała się na piętrze. By dotrzeć do kuchni należało zejść w dół, ale moment przystanął przy uchylonych drzwiach swojego pokoju. Stały tam pudła w które popakował swoje rzeczy. Cześć planował porozdawać, inne już wyrzucił. Niewielki z tego ułamek miał zabrać do nowego mieszkania w Smoczej Akademii. Był to ostatni nieobowiązkowy etap szkolenia, który miał rozpocząć za kilka miesięcy. Wybrał to zamiast ukończenia liceum, w którym kompletnie mu nie szło.
Większość smoków nie tylko była w stanie pogodzić obowiązki obu światów, ale jeszcze robić to na pewnym poziomie. Paweł pewnie też dałby rade gdyby miał do tego chęci. Tymczasem nawet nie próbował czytać podręczników, a na lekcji mało co do niego trafiało.
Na korytarzu pojawiła się okrągła kobieta po czterdziestce z czteroletnią szatynka na ręce. Oczywiście musiała się upewnić i radziła dalej. Ostatnimi czasu takie sytuacje zdarzały się bardzo często. Każdy pretekst był dobry do rozmowy. Oczywiście nie takiej szczerej o uczuciach. Na tą nikt nie miał za bardzo energii. Nie prędko Pawłowi udało się zmienić temat, by skończyć monolog o lekach.
- Mamo... chyba obrałaś sweter na lewa stronę – zauważył.
- Oj... gapa ze mnie – zaśmiała się podając mu małą Alę.
Paweł jednak od razu postawił dziewczynkę na ziemi i konsekwentnie nie zgadzał się wziąć ją na „opa”, czyli na ręce. Tłumaczył, że ma własne nogi. Swoja drogą bardzo pulchne i prawie nie używane, gdyż Ala już dawno odkryła, że wygodniej być noszoną, lub bawić się na siedząco, niż zużywać energię na bezcelowe przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
„Z takim podejściem jako smoczyca będzie bardzo dobra w lataniu, ale do pierwszych lekcji latania na nic jej się ta niechęć przyda.”
Na ten temat również wymienił z mamą kilka uwag, ale nie miał pojęcia, czy cokolwiek do niej dotarło bo chwile później posadziła dziewczynkę przy stole w jadalni i przyniosła jej jedzenie. Ali jednak nie w głowie było jeść, kiedy zobaczyła na ramieniu brata wiewiórkę.
- Mamo... – tym razem w głosie Kacpra nie brzmiała pretensja tylko zaciekawienie. - Skoro Paweł może mieć zwierzaka to czy ja też bym mógł? Na przykład psa?
- Amber nie jest jakimś zwierzakiem, tylko elfką – zauważył Paweł, a Kacper kulturalnie przeprosił i wyjaśnił, że nie wiedział.
Tymczasem Ala na słowo „pies” zaczęła płakać. Z czasem okazało się, iż nie chce psa, bo ten wystraszyłby Burka, czyli dachowca którego dokarmiała i obserwowała przez okno, kiedy w telewizji nie leciała akurat żadna ciekawa bajka. Trudno powiedzieć co bardziej zaskoczyło Kacpra: jej reakcja na słowo „pies”, czy imię Burek nadane kotu. Chłopak niewiele tak naprawdę wiedział o swojej siostrze, bo większość czasu spędzał w równoległym świecie, gdzie przechodził trening. Był uważany za młodego geniusza pogniewać mutacja przebiegła u niego szybciej i wcześniej, a do tego dobrze wypadał w testach.
Paweł czasem się zastanawiał, czy przepowiednie się nie pomyliły i czy to nie Kacper powinien być wybrańcem. Z drugiej strony miał nadzieje że tak się nie stało, bo chłopak był za młody na ten wątpliwy zaszczyt. Miał dopiero dwanaście lat, a to za mało nawet dla geniusza by sobie poradzić.
„Niestety to muszę być ja. Kacper i Ala są za młodzi, Magda ze smoka ma chyba tylko charakter, a Darek...” - Spojrzał na matkę, która na pewno jeszcze przezywała tą tragedię i na pewno bała się o pozostałe przy życiu dzieci, a szczególnie o Kacpra, któremu treningi zabierały dzieciństwo, a z czasem edukacja mogła zabrać mu coś o wiele cenniejszego – życie, bo zacząć miały się misję szkoleniowe. Oczywiście o Pawła też okropnie się martwiła, ale tak jak i wszyscy była przekonana, że on najgorsze ma już za sobą i przełożeni dadzą mu już spokój.
Poniekąd miała rację. Od pamiętnego dnia gdy miał okazję się wykazać nikt nie dał mu misji trudniejszej od przetransportowała czegoś z punktu A, do B. Ostatnie trzy lata były jak jedno wielkie oczekiwanie, choć z początku sam nie wiedział na co. Myślał że całe piekło ma już za sobą tymczasem wszystko ciągle powracało w snach, koszmarach.
Po południu, Kacper z matką wyszli z domu, a Paweł został z Alą i swoimi kartonami do podpisania i pokojem do wymiecenia.
- Jeszcze tylko jeden karton od zapakowania, a potem wszystko na dół – powiedział Paweł trochę do siebie, a trochę do swojego starego kundelka lezącego na korytarzu.
Całe jego dzieciństwo, a mianowicie to co z tego dzieciństwa jeszcze do czegokolwiek się nadawało znajdowało się obecnie starannie jak nigdy posortowane i poukładane w pudłach. Figurki, komiksy, gry wszelkiego rodzaju, plakaty, modele, kilka książek otrzymanych od krewnych, filmy, płyty, przeróżne roboty, pojazdy i drobiazgi z płatków i tym podobne. Z każdym przedmiotem żegnał się indywidualnie. Część zamierzał rozdać, przekazać młodszemu bratu, część sprzedać, większość wyrzuć i to tak by matka się w miarę możliwości nie dowiedziała.
Co inne pozwolić dziecku się wyprowadzić, co inne parzyć jak wyzbywa się wszelkich dóbr materialnych, jakby planował w niedalekiej przyszłości umrzeć.
Po raz chyba setny tego dnia Paweł rozejrzał się po pokoju, w którym spędził większą część życia, a który obecnie musiał opuścić. Bez stert najprzeróżniejszych przedmiotów i cuchów, które zazwyczaj walały się gdzie popadło, pomieszczenie te wyglądało przerażająco pusto. Niemniej nadal nie zdawało się czyste, choć połowa śmieci zapełniła już trzy duże na śmieci i kilka worków.
Na wierzchu jednego z kartonów leżało stare zdjęcie klasowe. Szare oczy jednej z dziewczyn nadal dręczyły go w koszmarach. Dokładnie pamiętał zarówno okoliczności powstawania zdjęcia. Oboje będąc tego samego wzrostu często lądowali w tym samym rzędzie. Dopiero w gimnazjum Paulina się wybiła. W pamięci zapadł mu również dzień w którym się poznali. Był to Wrzesień, klasa w podstawówce.

Matka przyprowadziła Pawła do szkoły dużo przed rozpoczęciem zajęć. Miał sporo czasu na samotną zabawę klockami. Kiedy budowla już prawie sięgała chmur wymalowanych na ścianie zawsze się zawalała. Chłopiec postanowił pokonać ten limit i kiedy już kład przedostatni klocek, który dzielił go od zwycięstwa usłyszał nieziemski pisk, a jego konstrukcja zachwiała się niebezpiecznie.
-NIEeeee! - jęczała mała dziewczynka wyrywając swoją rękę z uścisku nauczycielki. - Nie chce !!!
Paweł jeszcze nigdy nie słyszał tak wysokiego głosu. Ostatecznie kobieta poddała się, puściła dziecko i załamała ręce. Dziewczynka ubrana w różową sukienkę ze złości tupała nóżką
- Tato, ja chce do domu – Tupała w miejscu.
Obecny przy tym rodzic pokręcił głową i chwile jej coś cicho tłumaczył, za cicho by Paweł usłyszał. Klęcząc przed nią, ale ona buntował się dalej.
- Obiecujesz?- spytała płaczliwym głosem patrząc ojcu prosto w oczy, a on wytrzymał te spojrzenie i potaknął. Pogłaskał ją po głowie i zostawił z nadąsaną miną i skrzykiwanymi na piersi rękami.
Trochę trwało nim zachęcona przez nauczycielkę usiadła koło niego. Wydawało mu się, że jest bliska płaczu. Gdy przyjrzał jej się bliżej stwierdził, że nie widział jej jeszcze ani na zajęciach, ani na apelu, ani na podwórku, czy placu zabaw.
Paweł cały czas stał z klockiem trzymanym w połowie drogi do celu i w tej pozie został przylapany przez nagle suche spojrzenie szarych oczu. Zdawało się mówić „Nic nie wdziałeś” „Na co się patrzysz?” albo... cóż w sumie w tym wieku nie był jeszcze za dobry w interpretacji cudzych spojrzeń. Wiedział tylko, że nie było przyjazne i musiał się nieźle wysilić by się uśmiechnąć, wyciągnąć rękę i się przedstawić, tak jak uczyła go mama.
- Palel Hlabel ? - powróżyła lekko sepleniąc.
- Chaber – powtórzył Paweł i nieudolnie próbował przeliterować swoje nazwisko– H-B-R...e... nie ważne...
Dziewczynka przyjrzała się krytycznie budowli, a w jej oczach nagle błysnęło zrozumienie.
- Tak wyobrażałam sobie Smoczą Wieże, o której opowiadał mi tata.
Paweł zamarł słysząc znajomą nazwę po czym potwierdził kiwnięciem i podał jej klocek tłumacząc swój zamiar. Tymczasem kiedy ich budowla pięła się stopniowo ponad chmury w klasie pojawiły się inne dzieci.  Jedna śmielsza blondynka pociągnęła Paulinę za włosy.
- Są prawdziwe ? Dlaczego są czerwone? Wyglądają jak pomidor – zaśmiała się, ale kiedy Paulina obrzuciła ją swoim władczym spojrzeniem zarówno jej jak i jej znajomym uśmiech zbladł.
- Zazdloscis, bo są sto lazy ladniejse od twoich. - Oczywiście żadna z nich nie wiedziała jeszcze co to jest sto, ale to wydawało się tak strasznie dojrzałe sformułowanie, że na wszystkich zrobiło wrażenie. Nikt też nie spodziewała się takiej pewności siebie. Nie trzeba było wiele czasu by wszyscy chcieli się z nią bawić. Z czasem niemal wszystkie dziewczyny naśladowały ją w czym się dało, a jeśli komuś przeszkadzało, że Paulina sepleni i ma dziwne włosy to był to jego problem.
Paweł nie miał już okazji by zapytać ile ona wie o smokach. Sam też znalazł paru przyjaciół. Dopiero z czasem zaczął bez niczyjej pomocy stawać się obiektem ogólnej uciechy przez tajemnice, które coraz bardziej utrudniały życie. Tak wszystko trwało przez całą podstawówkę. Z czasem Paulina ścięła na krótko włosy i coś się w niej zmieniło. Paweł miał wrażenie, że nie zostało już w niej nic z dziewczynki, która miała dokończyć budowę pomniejszonej wersji Smoczej Wieży, która sięga chmur, a i on zapomniał i zbagatelizował tą rozmowę, bo czy to mało jest opowieści o smokach dla dzieci? W końcu cały Świat Smoków brzmi jak jedna z wielu bajek.
Z tymi myślami Paweł odłożył zdjęcie. Właśnie zabrał się do heroicznego wyczynu, czyli sprawdzenia co też za potworności zebrały się przez lata pod jego łóżkiem. Z dołu dobiegały go śmiechy Ali która bawiła się z Amber. Nagle te sielankowe odgłosy zagłuszył dzwonek do drzwi, a po dłuższej chwili, kiedy już myślał że tylko mu się wydawało, pukanie.
Zaskoczony zbiegł szybko po schodach i wytarł zakurzone ręce w brudne dresy. Na progu powitać dziewczynę o głowę od niego niższą, choć będącą w jego wieku. Włosy zaplotła w gruby warkocz, a wytarte dżinsy i dużo za luźna koszula o krótkim rękawku z zespołem Lordi, skrywała jej okrągłe kształty. Twarz miała surowe rysy, jednak spojrzenie jej błękitnych jak lody Skandynawii oczu było nieśmiałe, ukryte za okularami, których nienawidziła.


- Cześć Tija.
Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem, odgarnęła z czoła swoje włosy koloru miodu lipowego i przyjrzała mu się niepewnie, podczas gdy on czekał, aż ta poda powód swej wizyty.
- Mogę wejść? - spytała wreszcie.
- Tak – odparł zakłopotany. - Tylko... spodziewałem się gości dopiero w środę i jest... bałagan.
- Aha... - Dziewczyna kiwnęła potakująco pokazując, że rozumie, po czym zmarszczyła czoło. - Ale, środa jest dziś.
Chłopak przyglądał jej się dłuższy czas, a trybiki w jego mózgu powoli przetwarzały tą informacje. Nastała niezręczna cisza kiedy tak stał w szoku, po czym zostawił ją na progu i pobiegł do kuchni. Okazało się że w kalendarzu nikt na bieżąco nie skreślał dni. Niezmiennie panował piątek, dopiero data w komórce udowodniła mu smutna prawdę.
„I ty świat chcesz ratować, jak nawet uporządkowanie domu na czas ci nie wychodzi.” – powiedział sam do siebie.
Wrócił do drzwi wejściowych, ale za nimi nikogo już nie zastał.
- Masz ładny dom – doszedł go cichy głos z salonu naprzeciw wejścia.
- Tak – przyznał myśląc tylko o tym, że będzie go musiał niedługo opuścić.
Tabita nieproszona pomogła mu przygotować salon. Niedługo pojawić miała się reszta niespodziewanych, choć zaproszonych gości.
Miejsce to może nie było tyle ładne co po prostu przytulne i zadbane. Od ścian odchodziła miejscami tapeta i wszędzie było sporo przebarwień i zacieków, a w rogach czaiły się rysunki Ali, ale jednocześnie nie było ani jednej pajęczyny. Stare podrapane i miejscami poodklejane naklejkami meble stały pod ścianami, bez jakiegoś szczególnego zamysłu. Wszędzie panowały motywy kwiatowe, które jego mama tak kochała. W szczególności róże, chabry, fiołki i goździki. Były tak na meblach, wykładzinie, ścianach jak i obrazach znajdujących się pomiędzy zdjęciami rodzinnymi. To wszystko nadawało pokojowi ciepła i złudzenie braku miejsca.

 - Podsumowując – zaczął Cierń, upewniwszy się że nikt więcej nie dojdzie. - Mamy dwa nie wyszkolone, młode smoki, emerytowaną wiedźmę i... - Zmarszczył brwi, po czym przetarł twarz – i wiewiórkę? - spytał mając nadzieje, że to żart. Przez chwile spojrzał na stworzonko na ramieniu Pawła po czym kontynuował. - Swymi wspólnymi siłami mamy zapobiec zagrożeniu jakimi są demony, które teoretycznie nie zginęły, bo wasza czwórka ma takie mocne przeczucie?
- Wiem jak to brzmi – próbował się bronić młody smok.
- To nie tylko brzmi, to czyste szaleństwo – podsumował Cierń z klanu Gilandar, po czym ponownie spojrzał na wiewiórkę i westchnął.
Ściągnięcie Ciernia nie należało do rzeczy łatwych. W tym celu należało wedle procedury otoczyć dom zaklęciem ochronnym, by nikt nie mógł elfa zobaczyć. Mimo tego zabezpieczenia nie wolno mu było pojawić się w świecie ludzi ciałem, więc formalnie rozmawiali z jego duchem, a precyzyjniej rzecz ujmując obrazem czy też hologramem, iluzją.  Ów niematerialny gość ubrany jak zwykle w tunikę uszytą z naturalnych materiałów, ozdobioną roślinnymi motywami wyszytymi drogimi nićmi siedział po turecku na dywanie dostojnie jak tronie.
Nastała niezręczna cisza, po czym siedząca na kanapie Sara zacmokała z dezaprobatą.
- To nie ładnie tak wypominać ludziom wiek. Poza tym skoro to takie niedorzeczne to co ty tutaj robisz?
Owa domniemana emerytowana wiedźma, wyglądałam tymczasem na niemal młodą studentkę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby jej więcej niż dwadzieścia sześć lat. Miała piękne długie do łopatek blond włosy, grzywkę na boku, pełny, acz delikatny makijaż i uśmiech aniołka. Tylko jej błękitne oczy zdradzały ogromne doświadczenie i spryt.
- Eh... też to czuje – przyznał niechętnie Cierń. - Byłem wtedy w okolicy świątyni i od tego czasu męczy mnie to, że za łatwo nam poszło. Niemniej, spodziewałem się, że osób mi podobnych będzie więcej i przed rozpoczęciem jakiś działań będą mieli coś więcej niż przeczucia.
- Spodziewałeś się może armii elfów z wysokich rodów ze skrzynią drgających artefaktów wyczuwających powstanie demonów? - zaśmiała się Sonia. - Cóż, myślę że nie są nam tu potrzebni. Szykuje nam się tu przede wszystkim akcja wywiadowcza. Nie da się zaatakować wroga, którego nie widać, a co więcej nie wiadomo gdzie i w jakiej formie się znajduje.
- Ale wiewiórka? - Cierń tym razem nawet nie zaszczycił spojrzeniem futrzaka, które kiedyś było jego znajomą.
- To nie maskotka tylko Amber. Wiesz o tym. Coś rzuciło na nią klątwę. Prawdopodobnie to właśnie Trzeci Element. To dowód...
- Tak, na to że one jeszcze gdzieś się czają. Tylko… Ona nawet jako pół elf potrafiła zagrozić powodzeniu misji, co dopiero w takiej formie.
Paweł wymienił spojrzenia z wiewiórka na swoim ramieniu.
- Ona chce pomóc, a ja zobowiązałem się jej pilnować.
- Nie możesz jej dać orzecha i oddać jej rodzicom ? - Widząc jak Paweł zaprzecza, westchnął i po krótszej wymianie zdań zgodził się im towarzyszyć w wyjaśnianiu sprawy.
- Amber jest bardzo wrażliwa na aurę, zna tą demonów i Pierścieni a także upiorów i pół upiorów, gdyby się takie trafiły. Wyczuwa ją także w Świecie Ludzi. - Po dłuższej przerwie gdy nic mu nie przychodziło do głowy poza oczywistymi zdolnościami każdej wiewiórki dodała jakby to przesądzało sprawę, że mama Amber ma uczulenie na zwierzątka futerkowe.