Mydła i inne przedmioty turlały się jeszcze po posadce gdy Paulina poznała zbliżający się odległy kształt. Był to mężczyzna który towarzyszył Rozalindzie w tańcu.
Paulina chcą wstać obróciła się twarzą do lustrzanej podłogi. Niemal się wzdrygnęła widząc swą podobiznę odbijającą się w posadce. Chwilę później wiedziała już gdzie jest Alex.
Mianowicie wisiał centralnie nad nią trzymając się jednego ze większych żyrandoli. Gdy blondyn podszedł bliżej oczywiście musiał wiedzieć coś się stało. Paulina udała zbłąkaną w drodze do łazienki panienkę. Sztuka ta udała jej się doskonale.
– Ten pałac jest taki duży – mówiła z podziwem jakby uważała budynek za siódmy cud świata. - Łatwo się zgubić prawda? - Zatrzepotała rzęsami, dochodząc do wniosku, że jeśli
– Na to wygląda, skoro udało się panience zajść tak daleko. Myślałem, że wszystkie składziki na miotły są pozamykane na klucz – zamyślił się blondyn. - Co się stało z panienki włosami?
Paulina przyznała mu punkt za spostrzegawczość. Na szczęście nie był na tyle spostrzegawczy by zobaczyć co nad nim wisi.
- Zmarnowałam już sporo czasu błądząc, a muszę jeszcze się z kimś spotkać na balkonie w sali balowej – mówiła to starając się nie patrzeć na Alexa, ale najwyraźniej czarodziej zrozumiał aluzję, bo znikł.
Dżentelmen zaoferował ją przeprowadzić przez sale w obie strony, choć wyglądało na to, że sytuacja nie jest mu do końca na rękę. Wyraźnie czegoś, lub kogoś szukał, ale grzeczność nie pozwalała mu porzucić potrzebującego. Całe szczęście, bo Alex na suficie długo by nie wytrzymał, a Paulina naprawdę nie wiedziała już gdzie jest, oprócz tego, że gdzieś niedaleko znajdują się schody do ogrodu.
Zaprowadzona do jednej z najbliższych w tym skrzydle łazienki skorzystała z okazji by poprawić włosy. Postawiła wszystko na jedna wsuwkę. Nie mogła bowiem wrócić na sale w zupełnie rozpuszczonych włosach. To by wyglądało podejrzanie dla tym nielicznych osób na sali które zwróciły na nią uwagę.
Ponownie się wzdrygnęła widząc swe odbicie. Makijaż dodawał jej z pięć lat i gdyby nie wzrost i brak kształtów mogłaby uchodzić za pełnoletnią. Od kiedy skończyła dwanaście lat często eksperymentowała ze błyszczykami, cieniami i tuszami do rzęs, ale ponieważ lubiła swoją twarz nigdy nie ukrywała jej pod za dużą warstwą. Nie widziała w tutejszej modzie żadnego sensu. Po co ukrywać się za maską?
Czerwone usta, cienie na oczy, i góry pudru a i tak koniec końców nawet do pięt nie dorasta większość panien na balu. O gorsetach nie wspominając. Na jej szczęście to ostatnie właściwie nie było potrzebne w jej przypadku. Nie było czego modelować. Tu przypomniała jej się uwaga Foxa o tym, że powinna sobie poupychać gdzieniegdzie trochę materiału. Nie trzeba dodawać, że prawie go wówczas zabiła wzrokiem. Niestety miał trochę racji. Wyglądała trochę jak niedorozwinięta szesnastolatka.
„Wyglądasz jak dziecko, zachowujesz się nieodpowiedzialnie i co się dziwisz, że cię traktują jak dziecko.”
Przeczesała ostrożnie swe czarne włosy palcami i stwierdziła, że czarny nie najgorzej do niej pasuje. Wydawała się obecnie bardziej podobna do ojca niż do matki po której odziedziczyła chyba tylko kolor oczu, włosów i budowę ciała. Ojciec powtarzał jej, że więcej miała po jego matce, której jednak nie danej jej było poznać.
„O czym ja myślę? Mam teraz przecież ważniejsze rzeczy na głowie niż wygląd. Mam misję, ważą się losy świata, przed chwilą działo się ze mną coś dziwnego i prawie Alexa...”
Marzyła o tym by przemyć twarz zimną wodą by się obudzić, ale makijaż na to nie pozwalał.
„Co to było?” - spytała swojego odbicia, a one – na szczecie – nie odpowiedziało.
Wyszła więc i dała się odprowadzić.
Pawła i Roze czarni magowie prowadzili do Meridiany. W tym celu użyli teleportacji, wcześniej jednak mieli sporo okazji do śmiechu podczas przeszukiwania ich.
– Żadnej broni – oznajmił szatyn przeszukujący Pawła. - Można to chyba nazwać skrajnym heroizmem, albo daleko idąca głupotą, zadzierać z demonami i nie mieć nawet scyzoryka.
Tymczasem Roza okazała się lepiej przygotowana, o czym przekonał się pewien nieostrożny ciemnooki mag. Człowiek ten zwany Sadza. Ksywa pochodziła prawdopodobnie od nazwiska. Nie tylko kolor jego oczu pasował do tego imienia. W każdym bądź razie nie zauważył on nożna ukrytego przez dziewczynę w rękawie sukni, przy czym nie związał jej rąk podczas przeszukiwania. Te niedopatrzenie skończyło się to dla niego raną wzdłuż lewej ręki. Roza wiedziała gdzie celować jednak tamten w porę się zasłonił. Gdyby nie to oberwał by w płuco, lub szyje.
– Rozumiem, że nie nosisz broni, bo liczysz na to, że obroni cię dziewczyna – zażartował Szatyn nadal trzymając Pawła.
– Nie. – Uśmiechnął się z wysiłkiem Paweł. - Postanowiłem, że będę improwizował.
Młody smok skorzystał z tego, że nie związano mu nóg. Kopnął maga i w momencie, gdy Sadza wytrącił Rozie nóż, chłopak ruszył w stronę w której przedmiot upadł. Wyminął kilku przeciwników, zaklęcia przeleciały mu koło łowy. W pewnym momencie potknął się i upadł, ale w sposób zaplanowany. Miał już nóż, który schował wiedząc, że drugi raz już nie będą go przeszukiwać. Prawdopodobnie myśleli, że przed chwilą biegł w stronę wyjścia.
Mimo tej próby walki Roza i Paweł zostali unieruchomieni.
– Lepiej się stąd wynośmy zanim ktoś nas tu zobaczy – powiedziała Symphonia.
Paweł nie zdążył mrugnąć, a już klęczał w błotnistej kałuży w ogrodzie. Z oddali dochodziła do niego muzyka z balu. Z oczywistych powodów przeszedł go dreszcz. Wiał zimny wiatr, który zdawał się przenikać go do kości. Z trudem powstrzymywał szczękanie, ale nie wolno mu było użyć smoczego ognia.
Różdżka Sadzy została wycelowana w księżniczkę, a ta po chwili zaczęła zwijać się na podłodze w kontuszach.
– Co ty robisz? - spytała go rudowłosa.
– Musi wiedzieć co ją morze czekać za taki akcję – Powiedział nie zwalniając zaklęcia.
Patrząc na to czuł, że zaraz nie wytrzyma i za moment użyje na rannym noża, który zamierzał zachować na czarną godzinę, gdy pojawi się Meridiana. Jednak w czarnych oczach młodego maga nie widział żadnej chorej satysfakcji z zadawania bólu, jakby poważnie wierzył, że tak musi być. To wprowadziło w głowę smoka nie mały mętlik. Tortury Rozy dobiegły końca. Okazała się, że ma ona schowane przy sobie jeszcze całkiem sporo ostrych przedmiotów, które szybko jej odebrano. Widać, że mimo braku wiary przygotowała się na wszystko. Następnie nadal nie przytomną przywiązano ją i Pawła do drzewa.
– Ma ktoś jakieś szmaty by to zabandażować ? – spytał Sadza wskazując na rękę.
Ktoś na szczęście miał i opatrzyli go, podczas gdy ruda wysłała sygnał do ich pani. Przez ten czas zdawało się, że zupełnie zapomnieli o swoich jeńcach. Paweł zauważył, że większość z nich niedawno co ukończyła swoje szkolenia. Mieli nie więcej niż trzydzieści lat. Wyjątkiem była ruda czterdziestolatka, która umiejętnie kryła się ze swym prawdziwym wiekiem, pod warstwą umiejętnie nałożonego makijażu.
– Nieźle cię zaszlachtowała. Cieknie z ciebie jak z fontanny – zagadał jeden oglądając ranę Sadzy.
– Sadza się przyzwyczaił. Często sam się tnie – zaśmiał się Szatyn odgarniając sobie zachodzącą na prawe oko grzywkę.
– Dlaczego to robicie? - spytał Paweł skupiając na sobie ogólną uwagę. - Dlaczego trzymacie z demonem?
Kotłowało mu się jeszcze wiele podobnych pytań, ale poprzestał na tych dwóch, a właściwie jednym.
- Możesz to uznać za mniejsze zło, chłoptasiu – odpowiedziała mu Symphonia.
– Dla własnego i jej dobra skoncentruj się teraz na odpowiadaniu i nie zadawaj żadnych pytań – ostrzegł go czarnooki.
Paweł rozejrzał się z trwogą. Przed sobą wysoko widział światła pałacowych okien. Znajdowali na polanie w środku zagajnika. Gdzieniegdzie rosły nie obcinane od jesieni krzewy o niemal geometrycznych kształtach. Te niższe znikały we mgle, która wypełniła wszystko w zasięgu jego wzroku. Magowie wpatrzyli w tworzący się z mgły niski kształt, coraz bardziej upodobniający się do siedmioletniego dziecka. Oczy rozbłysły na złoto.
– Meridiana? - Roza patrząc na siostrę nie kryła przerażenia. - Miałaś być...
– Co prawda nie czułam się dziś za dobrze, ale czego się nie robi dla rodziny i gości. – Tu spojrzała na Pawła.
__________________________________________________________________________________
Japońskie litery na boku rysunku to zwykły ciąg samogłosek który sam w sobie nic nie znaczy. Tak się służyło, że miałam wenę na rysowanie ucząc się japońskiego. XD Ogólnie rzecz biorąc nie powinno ich tam być.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz