Osoby niechętne do czytania proszone są do przewinięcia na sam duł notki.
__________________________________________________________
Rozdział 2: Przepowiednia Śmierci
Mężczyzna na końcu sali tylko czekał, aż wywołają jego imię. Wówczas kilkudziesięciu metrowy tłum nie był już przeszkodą. W mgnieniu oka znikł spod ściany i pojawił się w wyznaczonym miejscu w szeregu, po lewej stronie uzdrowicielki.
- Reprezentant Czarodziei. Z klanu Feniksa. Nathan Euzebiusz .
Fakt że okazał się czarodziejem sprawił, że cała sympatia jaką czułam do jego osoby znikła bezpowrotnie.
Zgrzyty pomiędzy czarodziejami, a Kapłankami istniały od pokoleń. Ci pierwsi zarzucali że moc tych drugich opiera się tylko na prostych sztuczkach, które z prawdziwą magią niewiele mają wspólnego. Oczywiście jest to wierutne kłamstwo, gdyż ta magia jest równie prawdziwa co ich. Ich brak wiary nie zmieniał jednak faktu, że musieli się liczyć z pozycją Kapłanek w społeczeństwie, chociaż często przechodzi na stronę czarnej magii, choć ich rasa nie była identyfikowana z mrokiem.
Gdy do pomocy w wyprawie na północ zgłaszała się grupka czarodziei zawsze istniała groźba iż wśród nich kryje się zdrajca, co zdarzało się już niejednokrotnie. Jedno wiedziałam na pewno – nie można im ufać. To myśląc pokazałam brunetowi język i odleciałam by wrócić na ramie mej przyjaciółki.
Wywołano jeszcze wojownika z klanu Kła, skrytobójcę z klanu Igły oraz przedstawiciela klanu Pajęczyny należącego do zwiadowców.
Gdy i ta część dobiegła końca na sali powstał niemały szum. Głowa klanu Wyroczni zamierzał omówić jeszcze jedna kwestię. Otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy Evailiona nagle dała mu sygnał by się wstrzymał. W tym calu wystarczyło jedynie, że podniosła rękę na wysokość swych oczu. Ruszyła w duł schodów w stronę tłumu. Wszyscy zwrócili na nią spojrzenia ciekawi co się zaraz stanie. Nawet ci znudzeni całą otoczką ceremonii teraz jakby się obudzili. Gdy znalazła się na tym samym poziomie co już przez reprezentantem czarodziei. Jako jedyna wiedziałam co teraz nastąpi, a mimo to na mojej twarzy malował się chyba największy szok.
– Ty zginiesz jeszcze zanim Świątynia Światła wynurzy się w całości z ziemi.
Mówiła powoli, wyraźnie, głośno i zdecydowanie, mimo to mężczyzna do którego się zwracała wydawał się nie być pewien, czy dobrze usłyszał i czy naprawdę zwraca się właśnie do niego. Na sali zapanowała grobowa cisza.
-Słucham? - spytał uprzejmie Eb.
Słyszałam nie tylko bicie swojego serca, ale i szum skrzydełek i byłam przekonana, że każdy kto by chciał mógłby przez to mnie zauważyć, dlatego usiadłam na najbliższym świeczniku.
Kapłanka nie patrzą już na czarodzieja, któremu właśnie przepowiedziała śmierć, odwróciła się i ruszyła z powrotem na miejsce.
Gdy znajdowała się w połowie drogi Eb wstał.
– Jeśli taka jest wola bogów niech się spełni. Jednak wpierw zamierzam wypełnić swe obowiązki - powiedział to takim tonem iż uznałam to za żart.
Evaliona najwyraźniej również uznała to za kpinę z jej mocy wieszczki, gdyż zmierzyła go tak zimnym spojrzeniem, że aż się dziwiłam, że ten ani nie zmienił się z miejsca w bryłę lodu ani nawet się nie zmieszał. „Jak on w ogóle śmie się tak do mnie zwracać” - Eva wyglądała jakby tak właśnie myślała. Długo mierzyli się na oczy, aż cisze przerwał wujaszek i moja towarzyszka wróciła na swoje miejsce na szczycie schodów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz