wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 10: Popioły

Jest źle jest źle... Tylko nie wiem co i jak to naprawić, ale myślę, że nie jest najgorzej. Dużą się działo, a że każda akcja niesie reakcje (a opisanie każdej łatwe nie jest szczególnie gdy trzeba wkomponować w całość) wyszło jak wyszło.
W ostatnim rozdziale: Wielki powrót Pauliny Akane Kagawskiej, Ludzkiego Pierścienia Trzeciego Elementu o żywiole Ognia.... Gdybym to ja wiedziała jak to skrócić... No więc kiedy ścigający Paulinę Najemnicy pojmali Sarę w celu wykorzystania jej jako wabika, po czym postanowili zabić, dziewczynę ogarnęła czarna rozpacz. By nieść pomoc na scenę wkracza Alex, który marnie sobie radzi a jeszcze gorzej kończy kiedy Trzecia (lepszego skrótu nie znajdę) przejmuje kontrolę nad swoim Pierścieniem (to znaczy Pauliną).
Całe wydarzenie nie mogło przejść niezauważone. Co będzie dalej?
________________________________________________________________________

„Śmierć nie czeka na nikogo, a jeśli czeka, to niezbyt długo.”

Po charakterystycznym szybkim
 skrobaniu Estera domyśliła się, że jej chłopak doszedł już do tego etapu tworzenia, który nazywał cieniowaniem. Korciło ją by przyjrzeć się jego dziełu przez ramię, ale nie chciała go rozpraszać. Jeszcze przed świtem, przy świetle ogniska rozpoczął pracę, a ona był dumna, że tak się angażował, choć formalnie nie był jeszcze członkiem rodziny. 
Tymczasem uczeń Zythriana spał sobie w najlepsze, a ona delikatna kobieta musiała trzymać wachtę, podczas, której nie tylko pilnowała swoich towarzyszy, ale dodatkowo wyglądała Alexa, mając jednocześnie nadzieje, że w nic się nie wpakował.
„Spokojnie. Ostatnio wszedł do Klasztoru, tam nie mogło mu się przydarzyć nic złego.”
Podczas jej rozmyślań słońce rozświetliło niebo na wschodzie, budząc Tobiego, który zaczął kręcić po ich prowizorycznym obozowisku. Od razu zauważył pracę Fella.
- Co ty robisz? Fe... Co to jest?
- To będą nasze oczy – odpowiedziała za Fella Estera.
- Gdybym miał takie oczy to bym je sobie chyba rozżarzonym żelazem wydłubał. Naprawdę myślicie, że on nie zauważy tak cudacznych ptaszysk?
- Nie są cudaczne – broniła artystę Estera. - To zwykłe padlinożerne ptaki z odrobiną wizji twórczej Fella. Spojrzenie Tobiego dało jej do zrozumienia, że tego ostatniego jest cokolwiek więcej niż być powinno, więc dodała: - Nawet jeśli je zauważy to co zrobi? Nie da rady wszystkich zniszczyć, a jeśli będzie próbował to zmarnuje czas i go złapiemy. Rzecz w tym byśmy wiedzieli, czy i którędy wyszedł z klasztoru – tłumaczyła cierpliwie, choć sama nie wiedziała, czy Tobi słucha. Machnął on bowiem na wszystko ręka i wyrwał jej lornetkę z ręki.
Kiedy już otwierała usta by mu wyjaśnić, że wystarczyło poprosić, on poinformował ich, że jedno z ich „oczu” właśnie kaleczenie zataczając się przez nadpalone skrzydło.



Las i zapach sosnowych igieł. Na horyzoncie widok gór. Powietrze niesie zapach morza. To wszystko było jednak tylko tłem dla ciepłej aury i nuty pokrzywy i babki lancetowatej. Cisza przerywana tylko szumem morskiego wiatru. Przed nim stała wysoka postać. A może to on był mały, jakby się skurczył? Miała długie jasne włosy. Widział ją jak przez mgłę, ale był pewien, że to do niego się uśmiecha. Kobieta ubrana w zieloną sukienkę. Jej dłonie kreśliły w powietrzu znajome znaki....

Pierwszy był oddech i piekący ból w klatce piersiowej. Naprawdę nie chciało mu się otwierać oczu, ale czy miał wybór? Kiedyś będzie musiał, poza tym, ktoś go wołał.
- Tylko mi tu nie umieraj Oli – słyszał.
Dawno nikt go tak nie nazwał. Tylko jedna osoba tak dziwacznie przekręcała jego imię. Co dziwne ta sama osoba nadała mu imię Alex. Niby imiona nie są ważne, jednak jak by nie spojrzeć czasem się przydawały.
- Powiedz cokolwiek – prosił głos.
- Cokolwiek – wychrypiał Alex.
W odpowiedzi usłyszał śmiech, gdy czyjeś zdecydowane ręce pomagają mu usiąść. Młody czarodziej parokrotnie zakaszlał i odważył się otworzyć oczy. Płomienie przepadły, lecz unoszący się dyn nadal szczypał oczy. Najpierw zobaczył lekko kanciastą twarz pokrytą jednodniowym zarostem. Młodzieniec niewiele od niego starszy miał jasno brązowe krótko ścięte włosy i brązowe oczy charakterystyczne dla ludzi z klanu Feniksa. Mimo upływu lat Alex nie miał problemu z rozpoznaniem Daniela, choć ten bardzo wyrósł przez ostatnie kilka lat, po ich krótkim spotkaniu na zgliszczach Dworu Feniksów.
Tymczasem trochę dalej Paulina siedziała obok, odwiązanego już od drzewa ciała Sary. Wyglądało na to, że wróciła do normy i zamiast siać chaos siedziała spokojnie i najwyraźniej szlochała. To do tego stopnia zaskoczyło chłopaka iż zaczął się zastanawiać, czy mu się wszystko nie przyśniło, jednak powalone przez fale ognia i zwęglone doszczętnie drzewa na obrzeżach polanki i czarne groteskowo powyginane resztki tego co pozostało po najemnikach upewniło go, że wcale nie śnił.
"Nie ma nic gorszego niż zapach palonych włosów i ludzkiej skóry  o poranku." - Skrzywił się. 

- Co się stało? - spytał bardziej by poznać wersję Daniela niż by poznać prawdę.
- Miałem nadzieje, że ty mi opowiesz.
- Było gorąco – odpowiedział i kaszlnął.
- Też widziałem ogień. Taki niecodzienny... mnóstwo ognia i szybko się domyśliłem, że przyczyny. Nie pamiętam czy ty wiesz o Paulinie? Wiesz o jej... problemie. - Alex kiwnął w odpowiedzi twierdząco.
„Jeśli posiadanie w ciele nadprogramowej jaźni można nazywasz problemem.”
- Uwolniła ją. Powiedziała mi, że chciała ratować Sarę, ale skończyło się tak, że gdybym nie przyszedł to...
Alex sam sobie dopowiedział i nawet nie zawracał głowy wyrazem "uwolniła". Cieszył się, że żyje. Jeszcze niedawno był przekonany o swym nieuchronnym końcu a teraz oddychał i byłby nawet szczęśliwy gdyby nie widok Sary. Daniel pomógł mu i już po chwili cała trójka klęczała przy młodej kapłance.
- Alex, zrób coś – Jeszcze niedawno płonące i przeszywające go ogniem oczy teraz pełne łez błagały. - Ona nie może umrzeć.
Chłopak przyjrzał się Sarze. Szybko się domyślił, że nie umarła tuż po otrzymaniu rany. Pod skórą nie wyczuwał już pulsu, ale ciało zachowało jeszcze ciepło, nie ostygło i podejrzewał, że jej dusza jest jeszcze gdzieś w środku. Zaczął od połączenia głównych żył. Potem zamierzał pobudzić jej uśpione serce. Nagle jednak poczuł coś co go zatrzymało. Przy ciele klęczał jeszcze ktoś czwarty, a w zasadzie piąty, jeśli liczyć Meg. Owa dodatkowa Obecność, nie posiadała ciała, podróżowała jako niematerialna istota, a jednak już tak często ją widział we śnie i nie tylko. Towarzyszył jej zwykle płacz żałobników, szczery lub wymuszony, krzyki protestu tak jak ten, który miał się zaraz wydobyć z piersi Pauliny. Najczęściej pojawiała się na polach bitew, równie często zaskakiwała w mieszkaniach.
Teraz tak jak miała w zwyczaju owa Obecność sięgnęła po Sarę, a ona ruszyła bez wahania, choć jej ciało nie ruszyło się nawet na minimetr. Alex spojrzał na spokojne oblicze umierającej i na jej krew. Czerwonej posoki widział stanowczo za dużo. Nic nie dało się już zrobić. To co dawało jej żyć po prostu z niej wypłynęło, a ona odeszła bez skargi.
- Nie mogę nic dla nie zrobić – szepnął, a kiedy Paulina kazała mu powtórzyć głośniej jedynie pokręcił przecząco głową i próbował wstać, ale mu nie pozwoliła.
Nie słuchał tego co krzyczała. Nie widział w tym sensu. Ona po prostu tego potrzebowała, wyżycia się na kimś by sama nie czuć się aż tak winna. Nie widział powodu, by brać to do siebie, czy choć udawać, że się przejmuje. Z resztą, wiedział co ona czuje, bo Sara była i jemu bliska, choć bardzo często się kłócili i na oczach Pauliny nigdy nie był dla kapłanki miły. To doprowadziło dziewczynę do mylnych wniosków, których on nie zamierzał naprawiać.
Zignorował ją gdyż Meg zwróciła jego uwagę na to, że są obserwowani. Na pierwszy rzut oka na gałęziach wokół nich rozsiadło się stado padlinożernych ptaków, ale po bliższym przyjrzeniu dostrzegało się że ich wygląd odbiegał od normy, choćby tym że zamiast czarnych piór miały szare, niczym rysik do rysowania. Dzioby miały pełne ostrych ząbków. Wiedział że groźne ptaszyska mimo przewagi liczebnej nie zaatakują. Są po prostu szpiegami, przekazującymi swym właścicielom dane o jego lokalizacji. Nie trudno domyślić się komu.
Spojrzał ostatni raz na Sarę wiedząc, że odeszła i już jej z nimi nie było, a płacz niczego tu nie zmieni. Żyła już tylko w jego wspomnieniach.
- Musze już iść – powiedział jakby od niechcenia. Paulina przyjrzała mu się badawczo, po czym spojrzała na gałąź której niedawno się przyglądał, ale ptaków już nie było.
- Masz rację – pochwycił Daniel, który najwidoczniej nie zauważył, że Alex użył liczby pojedynczej, nie mnogiej. - Musimy stąd zniknąć. Tuż za mną ruszyli ludzie Klammetha. Chyba nas przejrzeli, albo tak im się wydaje.
- Mamy ją tak zostawić?! - Paulinie ten pomysł nie przypadł do gustu.
- Oni się nią zaopiekują. Była ich Najwyższą Kapłanka. Wyprawią jej piękny pogrzeb, a nie wiem co zrobią kiedy zobaczą was w tym pobojowisku.
Alex przysłuchując się rozmowie bacznie obserwował ptaszyska.
- Idźcie przodem ja ich zatrzymam. Wytłumaczę im to jakoś... - Daniel wstał.
- Jak? - spytał Alex. - Uwierzą, że najemnicy sami się spalili?
-Mogła wybuchnąć pomiędzy nimi kłótnia. Posiadali materiały wybuchowe... Nie wszystkim się podobało, że Kavet zabił Sarę. Coś wymyślę. Coś w miarę bliskiego prawdy, a ty zaprowadź Paulinę w stronę gór. Nie martw się. To co miało miejsce już się nie powtórzy. Dogodnie was.
„Tak, a Alex jest pod ręką to go wykorzystamy nie pytając, czy ma jakieś inne plany, no bo po co?” - pomyślał młody czarodziej wstając.
Dziewczyna wyglądała na rozkojarzoną i zmęczoną, ale Daniel oderwał ją od Sary i pchnął w storę ścieżki sam ruszając w druga stronę.
Alex tuż po wyleczeniu kaca, bawił się w podchody w klasztorze igrając z Klammethem, a następnie uciekał przez zatęchłe jaskinie i tunele, toczył walka z jakimś mutantem, a chwile później z demonem we własnej osobie. Obie przegrał, prawie umarł, nie zdążył uzdrowić Sary i został skrzyczany i zwymyślany przez Paulinę, a teraz Daniel każe mu marszem iść pod górkę, robiąc za opiekunkę dla nawiedzonej nastolatki i to po nieprzespanej nocy. Do tego Estera nieustannie deptała mu po piętach. Wkurzny na cały świat przyśpieszył kroku.
Po drodze na swój sposób przeżywał śmierć kapłanki. Przypominał wszystkie zabawy, nieporozumienia i dyskusje, kłótnie. To jak mu opowiadał różne historie, których się nauczyła od swych nauczycielek. Zastanawiał się dlaczego to musiało się tak skończyć. Co chciała przez to osiągnąć? Czy to przez jeden z tych swoich niemądrych snów postanowiła popełnić samobójstwo? Jaki sens ma takie czekanie na rzeź skoro mogłaś schować się w klasztorze. Nie miał pojęcia czy bardziej złościł się na siebie, czy na Sarę, ale pewne było jedno, że wiedziała co robi. Zawsze wiedziała.
-Hey! - zawołała go z daleka Paulina, czy też Nie-Paulina, kiedy oddalili się już wystarczająco od miejsca masakry. - Czekaj! - gdy nie zareagował zrównała się z nim. - Gdzie ty idziesz? Powinniśmy zaczekać na Daniela. Tu niedanego jest nasza kryjówka.
-Dogoni nas – wytłumaczył, choć sam zaczynał się wahać.
- Zapomniałam ci powiedzieć że nie nazywam się Paulina. Tym imieniem nic nie zdziałasz. Paulina już nie żyje – powiedziała nieco tajemniczo obejmując się ramionami. 
- Skoro Paulina umarła to jak się nazywasz?
- Chodzi mi o to, że gdy tracę kontrolę to te imię nie działa, bo rodzice nadali mi je później. Pieczęć jest zaprogramowana z moim pierwszym imieniem Akane. Zwolnij idziesz za szybko...
-Dlaczego rodzice nadali ci drugie imię zamiast używać pierwszego?
-Tam gdzie... – zastanowiła się przez moment - gdzie się przeprowadziliśmy nie pasowałoby, brzmiałby dziwnie.
Alex nieco zwolnił zaskoczony
-Gdzie się przeprowadziliście? - to pytanie wpadło mu tak naglę ale w zasadzie od kiedy poznał Paulinę zawszę się zastanawiał skąd ona pochodzi. Dokąd odchodzili jej rodzice, kiedy żegnali się z Shadow? Dlaczego nie mieszkała w Dworze Feniksów w Illuminaris? Dlaczego pojawiła się tam tak naglę? Nie dało się ukryć, że była inna. Jakby nieprzystosowana, jak nie z tego świata.
Paulina mruknęła coś niezrozumiałego, a potem nagle urwała w pól zdania, a do Alexa doszedł odgłos upadku. Gdy się odwrócił okazało się, że dziewczyna leży jak długa na ścieżce. Spytana czy dobrze się czuje wyjaśniła, że się potknęła. Z trudem podniosła się na nogi i otrzepała się. Alex zrozumiał, że nie on jeden jest zmęczony i czując, że zaraz straci cierpliwość patrzył to na góry to na klasztor wokół którego krążyć musiały czarne ptaszyska. Część z nich zmierzała właśnie w jego stronę. Próbując choć udawać opanowanie zapytał, czy przed nimi są jeszcze jakieś kryjówki znane Danielowi.
-Podobno przygotował parę na całej doradzę do portu, a co?
Alex nie zamierzał jej się zwierzać dlaczego się śpieszy i przed kim dokładnie ucieka, wskazał więc tylko za siebie.
-Widzisz tą chmurę, która leci na nas z klasztoru? Mam wobec niej złe przeczucia.
Paulina najwyraźniej święcie przekonana, że nienaturalnie wyglądający obłok ma coś wspólnego z ludźmi jej „wujka” poprowadziła go dalej. Kryjówką Daniela okazała się jaskinia wydrążona przez podziemny strumyk. W jej wnętrzu panował potworny chłód i ciemność gdyż wschodzące słońce jeszcze nie sięgało tam swoimi promieniami. Wiatr przez lata naniósł tyle igieł i ziemi, że pod nogami nie dało się ani dojrzeć ani wyczuć ani jednego kamienia. Kamienny sufit niemal pozbawiony nacieków takich jak stalaktyty osłaniał ich z góry i boków, a wąskie i niskie wejście zasłaniało ich zupełnie od strony drogi. By dopełnić efektu przydałby się krzaki, które jednak nie były w stanie wyrosnąć w tak kamiennym podłożu, więc Alex stworzył iluzję. Nauczony doświadczeniem dopilnował by było ona dwustronna. Niestety z braku talentu wprawne oko mogło dostrzec iż stworzony przez niego obraz jest płaski i sztywny, ale to musiało wystarczyć. Miał nadzieje, że ptaki nie są tak sprytne.
_________________________________________________________________________________

Co powiecie o psychice bohaterów? Udało mi się jakoś ja przestawnic, czy są jakieś nieścisłości?
Gdybyście mogli zadać Paulinie jakieś pytanie, jak by ono brzmiało? 
Całkiem zapomniałam pokazać wam, czy może bardziej przypomnieć pewien obrazek. Tak wygląda właśnie Akane gdy jej odjąć ubranie wierzchnie. 




Brak komentarzy: