piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 11: Żaby i retrospekcja



„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.”

Kiedy Alex ugasił pragnienie wodą z jeziora i zmył popiołu z twarzy i włosów. Tylko szczękanie zębów Pauliny przerywało ciszę. Chłopak czuł się jak szczur kryjący się w ściekach, ale walka z tymi ptaszyskami nie miała sensu, ani szansy powodzenia. Pozostawało tylko czekać i liczyć na szczęście.
- Jak myślisz, co to była za chmura? - spytała Paulina.
- Zgaduje, że składała się z dużej gromady czegoś ze skrzydłami. - Zakręciło mu się w głowie, kiedy tylko usiadł.
- Czego?
- Nie wiem, nie chce wiedzieć i lepiej tego nie sprawdzać. Jeśli coś cię goni, to spytanie go imię i nazwisko niewiele pomaga. - To powiedziawszy ułożył się w kącie.
Paulina nie zadawała już więcej pytań zanadto pochłonięta wewnętrznym dialogiem ze swoim „alter ego”. Z drugiej strony trudno nazwać rozmową sytuację, kiedy jedna strona śmieje się demonicznie, a druga ją ucisza.
„Pozbyłam się tych przeklętych wizji to i głosów z głowy się pozbędę” - nie otrzymała odpowiedzi, a śmiechy stopniowo cichły, jakby ją ignorując. - „I znów będę normalna. Tak jak na początku.” - marzyła, ale był problem by ten cel urzeczywistnić.
„My to nieśmiertelność, wieczność, ty nie.” - nadprogramowa świadomość wydała jej się rozproszona. Zawsze podczas rozmowy oplatała i napierała na całą jej jaźń szukając luki i próbując przejąć kontrole. Teraz zdawało się zajmować ją coś innego. 

Niemniej miała rację.
Meg tymczasem dzielnie trzymała wartę, gotowa w każdej chwili wszcząć alarm. Nagle jednak straciła zainteresowanie wejściem i skupiła się na swoim czarodzieju, po czym podleciała do Pauliny i zaczęła jej nachalnie tuż przed oczami machać skrzydłami.
- Oszalałaś? Sio.. - W pierwszym odruchu dziewczyna ją odgoniła, ale szybko zrozumiała, że coś jest nie tak. - O co ci chodzi?
„Głupia śmiertelniczko, nie czujesz krwi?” - spytał demon.
Paulina spojrzała na Meg, a potem na miejsce w którym ostatnio słyszała Alexa. Wołanie go po imieniu nie dawało żadnego rezultatu. Ptak podleciał do niego i trącił dziobem. Gdy i ona znalazła się przy nim, nie bardzo rozumiała co się dzieje i nie podobało jej się to. Trudno powiedzieć co dziwiło ją bardziej. To że Alex nagle stracił przytomność, czy to że Trzeci Element zwrócił jej na to uwagę, gdyż nigdy wcześniej nie pomagała nawet przez przypadek.  

Kiedy Paulina dotknęła ramienia Alexa poczuła wilgoć, a choć w ciemności nie widziała prawie nic domyśliła się, że to nie woda. Całe ubranie chłopaka przesiąknięte było krwią i wszystko wskazywało na to, że to była jego własna.
Wcześniej zauważyła kilka ranek, ale były maleńkie. Gdzieś jedna ukryć musiała się poważniejsza, albo taka, która otworzyła się w drodze do jaskini, kiedy uciekali pod górkę.
„Jak to możliwe, że Alex nie zauważył tego, że został posiekany jak kapusta pekińska do sałatki? Nie tylko on nie zauważył, ale i nam to umknęło.” - zaczęła panikować. - „A jeśli to robota tego sadysty to może to może to być wina trucizny.”
Oczywiście równie dobrze wywołała to woda ze źródełka, lub cokolwiek innego.
„Nie... To tylko sen. Zasnęłam i mam koszmary. W sumie już nie takie sceny mnie nawiedzały.” - myśląc gorączkowo nieustannie wołała Alexa potrząsając nim.
Już dawno, po śmierci rodziców postanowiła, że nikt więcej nie zginie z jej powodu. Tym bardziej gdyby to miał być ktoś jej znajomy. Takich postanowień, które nie bardzo zależą od nas, najtrudniej jest dotrzymać
„Co robić?” - powtarzała, a krakanie Meg nie pomagało w skupieniu się.
Trudno powiedzieć, czy ptak chciał jej powiedzieć co powinna robić, czy po prostu nie podobało się mu, że potrząsa nieprzytomnym tak gwałtownie.
W każdym razie nie wytrzymała i ugryzła Paulinę w palec, a ból nieco ja orzeźwił. Świadoma, że sama nic nie zdziała wysłała Meg, która upewniwszy się, że panika dziewczyny przeszła machnęła w ciemności skrzydłami i już jej nie było.




- O nie. - Estera zakryła usta dłońmi w geście przerażenia. 
Znajdowali się w jaskini, która służyła za schronienie Alexa przed rysowanymi ptakami. Oczywiście w miejscu ty rzeczonego uciekiniera nie znaleźli, za to w świetle swoich magicznych świateł wyraźnie widzieli dość widoczny krwawy ślad, który spowodował iż białowłosa czarownica po prostu zemdlała. 
- Co jej? - Brew Tobiego powędrowała w górę. - Przecież gdyby tu umarł to znaleźlibyśmy ciało.
- Niekoniecznie. Ktoś mu towarzyszył- zauważył Fello.
- I tak pośpiesznie dokonali pogrzebu? Przecież nie zdążyli by nawet dołu wykopać. Inna sprawa, że to wcale nie powód by mdleć! Poza tym mówiłeś, że nawet stąd nie wyszli.
Fello zabrał swa ukochaną na świeże powietrze, polecając młodszemu przeszukanie jaskini. Sam tymczasem wyciągnął szkicownik i przywołał pozostałe narysowane zwierzęta które wskakiwały w puste kartki pozostawiając na nich obraz tego co udało im się zobaczyć.
W ten sposób uzbierał cały plik szkiców, dotyczących oderwanych z kontekstu scen w losowej kolejności. Na razie miał pewność co do tego, że ktoś Alexowi towarzyszył w drodze do jaskini. Przyjrzał się uważnie dziewczynie o krótkich potarganych włosach. Na większości obrazów odwrócona była tyłem. Czasem jednak widać było jej szczupły nos i delikatny profil twarzy.
Fello próbował odgadnąć kim była.
„Widzącą? Czarownicą? Nosiła spodnie, więc równie dobrze może być najemnikiem. To powszechne w tym fachu, że kobiety udają mężczyzn. Z drugiej strony czarownicom też się to zdarza. ” - Brak kolorów bardzo utrudniał mu zdanie. Wiedział jedynie, że młoda kobieta nie jest blondynką i nie ma czarnej skóry. - „Trzeba będzie przekazać te szkice Zythrianowi. Nie wykluczone, że dziewczyna go zainteresuje.”
- Fello! Znalazłem tunel. Prowadzi w stronę gór – krzyczał Tobi.






Późny wieczór. Spacer z przyjacielem i te nagłe niepokojące uczucie. Zaraz się zacznie, straci przytomność i będzie tak strasznie zimno. 
- Feliks, ja dalej nie pójdę.
Umawialiśmy, że nazywam się Fox. Jeśli nie będziesz mnie tak nazywać to nie nauczę się zmieniać w lisa.
Alex nie miał pojęcia jak niby nazywanie go w ten sposób ma w czymkolwiek pomóc, ale to nie pierwszy z nielogicznych pomysłów jego przyjaciela i z pewnością nie ostatni. To teraz jednak nie miało znaczenia. Zatrzymał się. Musiał wracać do domu i to już. Shadow wie co robić podczas ataków. Feliks jednak odczytał jego zwlekanie w inny sposób.
- Chyba się nie boisz? - zaśmiał się okazując dziurę w miejscu w którym wypadł mu niedawno mleczny ząb. - Nie martw się wrócimy nim zrobi się naprawdę ciemno. Do zachodu słońca jest jeszcze mnóstwo czasu. - wołał widząc jak Alex się zawraca.
- Nie boje się. Po prostu źle się czuje... - przyśpieszył kroku słysząc, że Feliks za nim biegnie.
Alex złapał się za brzuch udając że go boli. Próbował i innych sposobów by się go pozbyć ale na próżno. Przyjaciel niewzruszony trwał w swym postanowieniu, z czasem jednak i i on musiał dostrzec, że coś jest nie tak.
- Faktycznie źle wyglądasz. Oczy masz zaczerwienione i zbladłeś jak ściana. Masz jakąś alergie?
Alex nawrzeszczał na niego, by się od niego odczepił. Zwymyślał go od najgorszy, przypominając sobie wszystkie brzydkie słowa jakie zasłyszał od jego starszego rodzeństwa i może by Feliks dał za wygraną gdyby nie to, że Alex padł na kolana, a jego ciałem zaczęły miotać dreszcze.
- Czekaj, odprowadzę cię – zaoferował się, a on nie protestował.
To nigdy nie zaczynało się nagle. Powinni zdążyć dojść. Niestety droga okazała się dłuższa, a Feliks za słaby, by iść bez robienia przystanków.
W efekcie kiedy Alex stracił kontrolę znajdowali się ledwie u podnóża pagórka. Ostatnie co pamiętał to to, że kazał Feliksowie biec po Shadow, ale towarzysz albo go nie usłyszał, albo nie zrozumiał, lub po prostu nie posłuchał, gdyż kiedy Alex odzyskał przytomność ujrzał go leżącego w kałuży własnej krwi ze sporą raną na korpusie i przez długą chwilę był pewny, że jest już martwy. Kiedy tylko oderwał spojrzenie od rany spojrzał w surowe karcące oczy Shadow. Oscar uspokoił że żyje, że rana nie jest aż tak głęboka i nie uszkodziła serca.
Nie wiedział czy wierzyć tym zapewnieniom bowiem, widział przyjaciela przez cały kolejny miesiąc, a może i dłużej.
W końcu przestał czekać na jakiekolwiek wieści i zaczął przyzwyczajać się do myśli, że w rzeczywistości Feliks nie żyje i to przez niego. Nikt nie był w stanie wyprowadzić go z tego wniosku. Oscar pocieszał go by się nie zadręczał. Mówił że Shadow pracował nad czymś dzięki czemu Alex będzie mógł przewidzieć swój atak z większym wyprzedzeniem. Ostatnimi czasy nie widział powodu by ubierać swe myśli w słowa mówione. Przytaknął więc tylko skinieniem na te zapewnienia i wrócił do czytania „obrony przed czarną magia”.
Doszedł do momentu w którym opisywano iż w żyłach stworzeniach zrodzonych z mroku (a w każdym razie tych materialnych) zwykła płynąć krew o czarnej barwie i odmiennej od prawdziwej kwi właściwościach. Uważana jest za przeklętą i w niektórych przypadkach można się nią zarazić przez bezpośredni kontakt z otwartą raną lub poprzez wypicie.
Czytając to skrzywił się, bo nie wyobrażał sobie by komukolwiek chciało się coś takiego pić z własnej woli. Już spożywanie zwykłej krwi wydawało się straszne a co dopiero takiej spaczonej. To jednak nie było jeszcze najgorszym fragmentem lektury. Zupełnie z równowagi wyprowadziły go sposoby neutralizacji czarnej krwi. Czasem koniecznie należało zabić źródło zarazy. Zastanawiał się czy Fox mógł się zarazić. Czy właśnie to przed nim ukrywają? Czy Shadow rozważa zabicie go? Nie. Obiecał panu Eberrondowi, że będzie go pilnować i opiekować. Poza tym nie ma pewności, czy to właśnie on jest źródłem zarazy. Ale jeśli nie on to kto, lub co? Czy Shadow ma jakieś podejrzenia.
Kolejnymi sposobami pozbycia się czarnej krwi były rzadkie lub niemożliwe do zdobycia substancje. Miedzy innymi krew jednorożca. Chłopiec nie wiedział za bardzo co to jednorożec. W okolicy nigdzie takich istot nie było, ale z opisu przypominał konia. Dlaczego Shadow ma taki problem ze zdobyciem krwi konia? Nawet jeśli jest to jakaś, występująca daleko rasa nie powinno być z tym problemu.
Postanowił poszukać jaki informacji o tych zwierzakach w encyklopedii. Tymczasem usłyszał jakiś hałas na schodach. Kroki zbliżały się do jego pokoju, a on szybko zastanowił się kto to może być. Ostatnimi czasy nie dokuczał Violett, a Shadow nie dał mu żadnego zadania, a obowiązki już wykonał. Możliwe że Oscar znów chce go pocieszać. To mu się nie podobało. Nie znosił gdy ktoś się nad nim litował. Już wolał być besztany. Miał więc nadzieje, że może po prostu, ktoś odnalazł ten talerz, który stłukł tydzień temu podczas mycia. Jak on nie znosił zmywać.
Jakież było jego zaskoczenie gdy drzwi otworzył nie kto inny jak Feliks. Przywitał go przyjacielskim „cześć” na co Alex odpowiedział tak cicho że ledwie sam siebie usłyszał. Nastała niezręczna cisza, którą rudowłosy przerwał potokiem słów.
- Ja bym nie wytrzymał, by siedzieć cały dzień takiej klitce – zauważył rozglądając się po pomieszczeniu. Mówił jeszcze wiele, ale Alex był w zbyt wielkim szoku. - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.- Uśmiechnął się, ale naglę sam zamarł – O... nie! widzę, że czytasz – skrzywił się wyrywając mu książkę i przekartkował. - No nie i to w dodatku bez obrazków! Nudy... Jakby nie to ze tata mi zabronił pokazałbym ci co to komiks. To jest dopiero lektura, a nie taki coś. – Pokręcił głową. - Widzę że przyszedłem w sama porę - orzekł rzucając przedmiot na w kąt łóżka.
- Feliks, co ty tu robisz?
- Jak to co? Nie pamiętasz? Mieliśmy łapać żaby – ściszył głos. – By je później podrzucić Violett. No przecież sam tego nie zrobię?
- Dobrze się czujesz? - Alexowi przez myśl przeszło, że może widzi ducha?
- Trochę chorowałem, ale już mi lepiej. Nawet nie pamiętam co mi było. Ostatnie co pamiętam to te żaby. - "Nawet nie pamiętam" - Te zdanie rozbrzmiało ehem w jego świadomości i przywołało inne świeższe wspomnienie.


A...To. – Feliks spojrzał na Alexa. - Cóż...oficjalna wersja jest taka, że pojedynkowałem się z czarodziejem, który potrafił się zmieniać w niedźwiedzia, albo stadem harpii... to było tak dawno, że nie pamiętam – podrapał się w głowę udając zakłopotanego swą sklerozą.
Tobi go wyśmiał a Alex nie mógł patrzeć na szramę na jego tułowiu.
– Coś mi mówi, że ty ten incydent pamiętasz – zaczepiła go czternastoletnia Paulina.
– Oficjalna wersja mówi, że zaatakowało go zwierzę i gdyby nie Oscar i Shadow rozerwałoby go na strzępy...nieoficjalna...- urwał, a wszystkie spojrzenia powędrowały w jego stronę. – Przytrafiło mu się to co Amber tydzień temu.
W zasadzie tylko Toby nie zrozumiał tego zaszyfrowanego przekazu, ale gdy zobaczył rekcją innych zrozumiał, że nikt mu nie powie. Niezręczną cisze jaka nastała przerwał Fox, a jego ton był tak beztroski jakby mówił o pogodzę.
- A więc rozumiem, że wszyscy wszystko już o sobie wiedzą. Fajnie że zostałem poinformowany o waszych wspólnych przygodach.
- Nam ludziom zostają do końca życia. Co więcej nie mam tego Alexowi za złe. Ostatnim czasy dziewczyny lecą na takie blizny. A to nie jedyna. Jest jeszcze na nodze.
„Nie mam tego Alexowi za złe” – kolejny wyraz zwielokrotniony przez echo. Ból głowy, zawroty. Ostatnia myśl. - "On kłamał. Wszystko pamiętał."

Tym razem znalazł się w ciemnej przestrzeni rozświetlonej przez wirujące światełka. Nie stał, a wisiał w powietrzu, czy raczej w próżni.
Co ty tu robisz? Przecież ty żyjesz! - usłyszał głos, a obróciwszy się zobaczył coś ciemnego ukrytego jakby za szkaradna maską.
- Ty zabrałaś Sarę.
- Chcesz być następny?
- Nie wiem jak wrócić – odpowiedział zmieszany.
Jak dotąd nigdy nie prowadził takiej rozmowy. Wyczuwał Obecność i nasłuchiwał, ale...
- Zaraz ci pomogę – powiedziała i uderzyła Alexa w twarz.


Wdech. Ból głowy. Osłabienie. Wszystko go bolało w tym serce które uderzało jak oszalałe, oraz policzek. Nad nim pochylała się Paulina. Nieco rozmazana, ale z pewnością ona. Potem jakiś czas dochodził do siebie. Wyraźnie czuł, że jest niesiony. Zimny wiatr.

Brak komentarzy: