Alex chciał wstać lecz przy pierwszych próbach powodowało to zawroty głowy, więc musiał się poddać. Leżał na plecach wpatrując się w ciemne jeszcze nocne niebo. Różniło się nieco od tego, które znał. Tam gdzie mieszkał rzadko kiedy było tak czyste, szczególnie nocą i nie miewał często takich okazji. Widział przed oczami pełno gwiazd, układających się w konstelacje mniej lub bardziej mu znane.
Nagle uderzyła go pewna myśl. Znajdował się na bagnie gdzie drzewa jak dotąd skutecznie uniemożliwiały mu obserwacje ciał niebieskich. Dlaczego więc teraz je widzi?
Ponowił próby podniesienia się i w jednej chwili usiadł i aż skrzywił się gdy poczuł tego konsekwencje. Wszystko go bolało. Czuł, że narobił sobie sporo siniaków, jeśli nie złamań. Zupełnie jakby obudził się po uczestnictwie w imprezie na której przesadził z procentami.
Po rozejrzeniu się dookoła, wcale nie poczuł się lepiej. Ze zgrozą odkrył że miejsce w którym się znajduje znacznie odbiega wyglądem do tego którego pamiętał. Z nadpobudliwego lasu zostało pobojowisko niczym po przejściu huraganu, lub tornada. Nieludzka siła wyrwała wszystkie znajdujące się w okolicy drzewa, a te które oszczędziła zostały pozbawione liści i niektórych gałęzi.
Chłopiec zaczął nieznacznie dygotać. Zrobiło się potwornie zimno. Był cały przemoczony i brudniejszy niż zwykle. Miał całkowitą pustkę w głowie. Nie mógł sobie przypomnieć co się wydarzyło.
„Ostatnio coś za często budzę się z tym uczuciem.”- pomyślał otrzepując się i odklejając od siebie zielska, które się do niego przyczepiły.
Powoli zaczęło do niego wracać wspomnienia niedawnego zajścia. Wiedział, że wpadł do bagna, co wyjaśniałoby mokre ubranie i dziwne łaskotanie w nogawce spodni z której po chwili coś wylazło. Teraz jednak siedział w niewielkiej kałuży.
Poczuł powiew wiatru i ciężar lądującego na jego ramieniu kruka. Zwierze wydając chaotyczne odgłosy, gestykulując i przyglądając się mu próbowało coś przekazać. Jednak nawet gdyby umiało mówić nie było by w stanie wyjaśnić tego co widział.
Gdy się uspokoił schował głowę pod skrzydło emitując włosy. Zaczęło do niego docierać, że nie wpadł w kłopoty sam jak to miał w zwyczaju. Miał kogoś pilnować.
- Paulina. Tak?... i co z nią?
Meg spuściła pióra i ruchem dzioba wskazała kierunek, z którego przyleciała. Między pozostałościami lasu, wolnym krokiem przechadzała się, czerwonowłosa postać. Przez panujące wokół odcienie brązu i zieleni, swoim ubiorem rzucała się w oczy. Za nią jak jej cień leciało błękitne światełko.
Opierając się o co się dało Alex podniósł się do pozycji stojącej. Gdy ziemia pod nim przestała wirować wystartował w stronę tego zjawiska. Światełko okazało się Psotką. Wróżka była zaniepokojona zachowaniem koleżanki. Paulina powieki miała zamknięte. Jednak nie potykała się mimo licznych nierówności terenu i przeszkód. Kroki stawiała pewnie jakby znała drogę.
Dotkną jej czoła. Miała stan podgorączkowy. Oczy po jej powiekami poruszały się umiarkowanie szybko.
Odwróciła się w stronę północnego wschodu i ignorując Alexa ruszyła wolnym krokiem przed siebie. Oboje nie mieli pojęcia co robić więc jedynie poruszali się po jej bokach uważając by na coś lub w coś nie wpadła. Nie było to jednak potrzebne. Lunatyczka snuła się dość szybkim krokiem umiejętnie omijając wystające z ziemi korzenie i kamienie. Przechadzała się między drzewami jakby, pomimo zamkniętych oczu dobrze widziała drogę.
Bardzo szybko opuścili obumarła część lasu i Alex zdał sobie sprawę z tego, że grozi im niebezpieczeństwo ze strony, drzew, chcących się ich pozbyć. Jego mana była na niskim poziomie. Nie mógł wykonać żadnego mocniejszego zaklęcia-tarczy. Śniąca Paulina jednak nic sobie z tego nie robiła. Zupełnie zignorowała ruchliwe części lasu, które rzuciły się na nią z zamiarem pozbawienia życia. Chłopak pobiegł za nią, ale przytłaczająca ilość nadmiernie żywego drewna skutecznie przysłoniła mu widok i resztę marszu odbył na ślepo. Przez co nie mógł być świadkiem wijącego się w agonii, płonącego korzenia, który jeszcze chwile temu próbował się owinąć woku kostki lunatyczki. Alex złapał Psotkę do kieszeni i instynktownie zasłaniając oczy przed wrogami chcącymi je wydrapać. Zaklęcie tarczy ograniczała się jedynie do jego osoby.
Po małym spacerku Paulina była już poza obrębem lasu. Przez ten czas tarcza Alexa zdążyła zniknąć i rośliny oplotły go. W prawdzie on również opuścił las lecz w nieco mniej przyjemny sposób. Został on bowiem z niego wyrzucony. Miał dużo szczęścia, że noc zaczynała się już chylić ku końcowi. Gdyby nie to jasna łuna, która pojawiła się na wschodzie zwiastując wzejście słońca, byłoby już po nim. Podniósł się, stał na szczycie niewielkiego wzniesienia za nim stał nieprzyjazny las przed nim u stup pagórka zaczynało się miasto.
Wyglądało ubogo, ale z pewnością nie było małe. Budynków ciągnących się przed jego oczami można by pomyśleć, że jest to zwyczajna wieś. Gdy przyjrzał się bliżej zobaczył ją. Lunatyczka szła środkiem drogi pomiędzy chatami. Chłopak z miejsca ruszył za nią. Zbiegł po stromym
Pierwsze domy, które mijał były prostymi chatkami, których dachy pokryte były strzechą. Po dojściu za Pauliną na koniec ulicy skręcili w lewo, następnie po kilku nastu krótkich krokach w prawo. Jego oczom ukazały się pozostałości budowli będących dziełem elfów. Od razu poznał w tym dzieło Pięknego Ludu. Nieliczne kolumny stylizowane na drzewa ściany obrośnięte na zmianę bluszczem prawdziwym jak i wyrzeźbionym w skale. Trudno było poznać co jest rzeźbą, a co żywą rośliną.
Wszystko znajdowały się w całkiem znośnym stanie. Domy w przeciwieństwie do zewnętrznego pierścienia miasta, zbudowane były z jasnych kamieni, lub cegieł. Większość miała płaskie dachy na które można było wejść po drabinach. Niektóre z nich zostały poprzerabiane przez ludzi na sklepy, banki i tym podobne.
Zrobił kilka kroków w ich stronę i przystaną i wyciągną rękę do przodu. Poczuł jakby przeszła przez olbrzymią gęstą bańkę mydlaną. Było to dość nieprzyjemne uczucie. Przyciągną rękę z powrotem i klękną na ziemi. Ogarnąwszy nieco piasku, dokopał się do kamienia. Jego płyta ciągnęła się we wszystkich stronach. W poprzek przecinał go rządek runo typowo elfim stylu.
"Bariera ochronna, ale dlaczego nie działa? Powinna zatrzymywać intruzów przed wejściem tutaj"
Alex znał się na tym typie elfich wynalazków. Bariera otacza cały wewnętrzny pierścień miasta gdy jego mieszkańcom grozi niebezpieczeństwo. Teoretycznie po jej aktywacji nawet mucha, która nie została urodzona w obrębie jego murów nie ma prawa tam wlecieć. Rozwikłania tej zagadki pozostawił sobie jednak na później. Teraz musiał dotrzymać warunków umowy jakie zawarł ze swym pracodawcą.
Miasteczko wydawało się opuszczone. Latarnie uliczne nie świeciły się. Jedynym źródłem światła było gwiaździste niebo.
Mianowicie pilnować chodzącej we śnie rudowłosej, która właśnie zmierzała do najwyższego w okolicy budynku. Gdy Paulina stanęła przed elipsowatymi wrotami, te zaczęły otwierać się ze zgrzytem. Chłopiec przez niewielką ich szparę zauważył, że po drugiej stronie znajdował się spory tłum ludzi. Złapał dziewczynę za rękę i odciągną na bok by wychodzący ludzie nie stratowali jej. Nie udało mu się zbyt skutecznie ukryć, jedynie przywar plecami do wnęki między ścianą budynku, a niewielką brzozą. Przez oświetlenie trudno było stwierdzić, czy jest prawdziwa, czy nie. Mimo to towarzystwo wysypujące się na ulice przez otwarte na oścież drzwi nie zwracało na nich uwagi. Postacie poruszały się sennie, wpadając jedna na drugą. Oczy miały lekko przymknięte, jednak nie na tyle, by nie móc widzieć. Paulina ciągle będąc we śnie próbowała mu się wyrwać. Z każdą nieudaną próba jej temperatura rosła. W pewnym momencie Alex musiał ja puścić.
Lunatyczka przedarła się przez tłumy ludzi wychodzących z budynku. i nawet popychani, czy przewróceni przez siebie nawzajem nie reagowali. Wstawali otrzepywali się i ruszali dalej. W tym tłumie było coś złowieszczego. Wszyscy zdawali się być w transie. Młody czarodziej pomachał ręką przed twarzą jednego z wychodzących. Oczy były zupełnie puste i pozbawione życia do tego stopnia, że aż przeszły go ciarki i się wzdrygną. Psotka na sam ich widok trzęsła się siedząc na głowie Alexa. Chłopak rzecz jasna nie wiedział o tym, że ma pasażera na gapę. Wróżka była do tego stopnia leciutka, że wręcz nie wyczuwalna.
"To zombi, ale przecież dziewczyna tym nie jest, więc czemu ją tu ciągnie? Dlaczego mnie to miejsce nie przyciąga? Poza tym wszyscy wychodzą, więc czemu ona wchodzi?"
Alex rozpychał się na chama, równie sprawnie co lunatyczka. Razem z nią trafił do bardzo dużego prostokątnego pomieszczenia. Przez całą jego długość ciągną się dywan. Po prawej od wejścia zaczynały się kamienne schody prowadzące na górę. Po bokach ustawiono rzędy drewnianych ław, po czym domyślił się, że znajduje się w świątyni. Już sam ten fakt sprawiał, że dziwnie się czuł. Nie przepadał za takimi miejscami kultu. W tej samej ścianie co Nie miał jednak czasu na zwiedzanie, gdyż jego śpiąca towarzyszka nagle się zatrzymała. Była już w połowie drogi do ołtarza, gdy promienie wschodzącego słońca rozświetliły wnętrze pomieszczenia.Dziewczyna zachwiała się i padła w ramiona Alexa. Chwile później dało się słyszeć zbliżające się kroki. Dobiegały od strony ołtarza. Zupełnie jakby spod niego. Ktokolwiek to był, prawdopodobnie miał coś wspólnego z zombi spotkanymi na zewnątrz.
„Kto mógłby być zdolny do kontrolowania takiej masy ludzi?”
Nie czekając aż coś mu odpowie zabrał dziewczynę pod wysokie oparcie pierwszej w rzędzie ławki. Gestem nakazał milczenie odnalezionej na swych włosach wróżce. O Meg nie musiał się martwić, została na dworze, gdyż nie chciało jej się przeciskać przez tłum.
Z pod ołtarza, z dziury w podłodze wyszedł człowiek koło pięćdziesiątki. Stał przez chwile uważnie nasłuchując. Miał wyjątkowo ciemną karnację. Odziany był w czerwoną szatę. Twarz pokrywały nienaturalne kolory nadając jej przerażający wygląd. Z tak dużej odległości Alex miał trudność ze stwierdzeniem, czy to tylko rodzaj makijażu, czy maska. W jednej dłoni trzymał długą lekko powyginaną laskę. Na jej końcu znajdowała się biała, lekko przeźroczysta kula. W jej wnętrzu poruszało się coś mglistego. Podszedł do okrągłego ołtarza i uderzył nią o jego posadzkę. Okrągła podłoga zaczęła się zamykać z głośnym hałasem. Całą przestrzeń wypełnił dźwięk ocierania się kamienia o kamień.
Z pod ołtarza, z dziury w podłodze wyszedł człowiek koło pięćdziesiątki. Stał przez chwile uważnie nasłuchując. Miał wyjątkowo ciemną karnację. Odziany był w czerwoną szatę. Twarz pokrywały nienaturalne kolory nadając jej przerażający wygląd. Z tak dużej odległości Alex miał trudność ze stwierdzeniem, czy to tylko rodzaj makijażu, czy maska. W jednej dłoni trzymał długą lekko powyginaną laskę. Na jej końcu znajdowała się biała, lekko przeźroczysta kula. W jej wnętrzu poruszało się coś mglistego. Podszedł do okrągłego ołtarza i uderzył nią o jego posadzkę. Okrągła podłoga zaczęła się zamykać z głośnym hałasem. Całą przestrzeń wypełnił dźwięk ocierania się kamienia o kamień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz