wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 12: Miasto zombi


Paulina ocknęła się cała obolała z nieprzyjemnego odrętwienia, czego sama by nie nazwała., gdyż wcale nie czuła się wyspana. Hałas spowodowany przez chowanie się schodów do podziemi był na tyle głośny i dokuczliwy, że do reszty ją rozbudził. Otworzywszy oczy pierwsze pytanie jakie sobie zadała to: „Gdzie ja jestem?”.
Pamiętała, że ostatnią rzeczą jaką widziała, były drzewa (nie licząc tajemniczej postaci o czerwonych oczach), teraz natomiast otaczały ją ściany. Po jej lewej znajdowały się schody, przed nią i nieco po prawej na środku ściany duże drewniane drzwi o dwóch skrzydłach. Dziewczyna aż drgnęła, gdy zdała sobie sprawę w jakiej znajduje się sytuacji. Siedziała na podłodze pomiędzy dwoma długimi ławkami. Plecami oparta o Alexa, który trzymał ją w tali jedną ręką podczas, gdy drugą uniemożliwiał jej mówienie i oddychanie przez buzie.
Nie zorientowana w sytuacji i nieświadoma grożącego niebezpieczeństwa postąpiła najnierozsądniej jak mogła. Zaczęła się rzucać i wiercić próbując się oswobodzić. Chuderlak okazał się jednak silniejszy niż wyglądał. Możliwe iż to ona była za bardzo zmęczona swym nocnym marszem, by móc teraz stawić przekonywujący opór. Psotka zaczęła ją uspokajać, ale było już za późno. Ciemnoskóry musiał ich zauważyć – tak przynajmniej myślał Alex. Mężczyzna jednak nie zdradzał objawów zainteresowania nimi. Spokojnym krokiem zmierzała w stronę tylnych drzwi. Ukryta za ławką trójka wstrzymała oddechy, by lepiej słyszeć oddalające się niebezpieczeństwo. Wyczekiwali na moment, aż drzwi zaskrzypią, a on wreszcie wyjdzie.Nagle nad ich głowami przeleciał drapieżny ptak. Zwierzę zmierzyło nieproszonych gości badawczym wzrokiem i wydało z siebie ostrzegawczy dźwięk, który zaalarmował mężczyznę po drugiej stronie sali. Ten spojrzawszy na kulę, wezwał będące pod jego mocą towarzystwo i rozkazał im złapać intruzów. Paulina zaczęła sobie cicho tłumaczyć, że to wszystko musi być koszmarem z którego zaraz się obudzi. Ze wszystkich stron otoczyli ich zombi.
Było ich przerażająco dużo. Po ich twarzach, można się domyślić, że nie są w stosunku do nich przyjaźnie nastawieni. Alex pociągną towarzyszkę w stronę schodów na wieże. Paulina sama nie wiedział jakim sposobem za nim nadąża. W pewnym momencie potknęła się i czyjaś ręka złapała ja na nogę i pociągnęła w dół. Dziewczyna zaczęła krzyczeć. Alex kopną delikwenta tak, że ten nie tylko ja puścił, ale także przewrócił się na swoich towarzyszy blokując im drogę. Chłopak pomógł jej wstać i dalej już ona biegła przodem.
Nagle przed nimi pojawiły się drzwi. Paulinia otworzyła je przeszła kilka kroków przez próg i momentalnie zrobiła krok w tył.
„Kiedy my weszliśmy aż tak bardzo wysoko?”
Do tej pory była za bardzo przejęta pogonią, by myśleć o tym co będzie potem.
Obraz w dole momentalnie się rozmył i zaczął dwoić się jej w oczach.
Przypomniał jej się upadek z wodospadu i to co było wcześniej. Prawie się wtedy zabiła i była pewna, że na dole nie ma żadnego ducha rzeki, który by ją uratował. Chłopak złapał ją za lewe ramie i pociągną do przodu. Nie bacząc na jej protesty, podczas których wzywała wszystkie znane sobie świętości, wypchną ją poza barierkę, zanim zombi wyważyli drzwi. Następnie sam wyskoczył, bez chwili wahania.
Spadali bardzo szybko głową w dół. Wiatr targał targał jej włosy do tego stopnia, że zasłaniały jej oczy. Zresztą i tak by nic nie widziała, powieki zacisnęła już dawno temu. Z początku Paulina głośno krzyczała, ale stwierdziwszy, że nic nie zmieni przestała. W pewnym momencie chłopak obrócił ich własnymi plecami do ziemi. Gdy znaleźli się niebezpiecznie blisko ziemi, nagle zatrzymali się pół metra przed podłożem. Paulina poczuła jakby wylądowała na poduszce powietrznej. Nagle siła utrzymująca ich w powietrzu znikła i dziewczyna upadła, na wyciągnięte przed siebie ręce, z wysokości pół metra. Nie miała pojęcia co się wydarzyło, ale żyła i nie licząc nieznacznego bólu w nadgarstkach, które wzięły na siebie całe uderzenie, nic jej nie było.
Wylądowali w ciemnej wąskiej uliczce pomiędzy dwoma budynkami. Kończyła się ślepym zaułkiem w którym znajdowało się coś na kształt śmietnika. Ścianki wysokości niewiele ponad metra, wykonane z kamienia tworzyły wmurowany w podłoże pojemnik wypełniony po brzegi odpadami. Do połowy przykrywała go metalowa płyta. Wokół roiło się od myszy i much.
Mieli szczęście spaść obok, unikając bezpośredniego kontaktu z jego zawartością. Na chwile obecną byli uratowani. Nic im nie zagrażało. Manewr który do tego doprowadził był wyjątkowo udany, choć ryzykowny i pewnie nie miała by nic do tego gdyby nie jeden fakt. ZOSTAŁA WYPCHNIĘTA. Czegoś takiego się nie wybacza. Co by było gdyby nie zdążył jej złapać? Co by się stało gdyba ta jego lewitująca sztuczka nie zadziałała? Odpowiedz – zostałaby z niem mokra plama. Kierowana szokiem nie zważała na to co mówi. Po tym wszystkim co przeszła była jednym kłębkiem nerwów.
- Czy Ty jesteś nie stabilny psychicznie, czy co?! - wydarła się jakby czarodziej był przyczyną wszystkich jej nieszczęść - Spychać człowieka z tak wysoka?
- Wolałaś zostać przez nich złapana?
- Po co właziłeś na górę skoro wiedziałeś, że to ślepy zaułek?
Nie brała pod uwagę tego, że była to jedyna droga ucieczki.
- Teraz jeszcze musimy opuścić to miejsce, zanim nas namierza. - stwierdził próbując ją złapać za rękę, ale ona momentalnie się wyrwała i odsunęła od niego na tyle ile pozwalał jej przestrzeń.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. Jesteś nienormalny. Zresztą co my tu w ogóle robimy?
- Lunatykowałaś. Teraz nie ma czasu na twoje humory. - podszedł do niej i złapał za ręce.
Kłócili się i szarpali, do momentu w którym rozległ się charakterystyczny odgłos uderzenia. Alex padł na ziemie nieprzytomny. Na metalowej pokrywie pojemnika za nim stała mała dziewczynka trzymająca w rączkach spory kawał drewna. Prawdopodobnie wspięła się po skrzynkach stojących niedaleko i tworzących swego rodzaju schodki.
„Ma dzieciak przyłożenie. Ja bym tak w tym wieku nie potrafiła... Chociaż...”

Jak masz na imię?- spytała sama nie wiedzieć czemu.
Dziewczynka była w szoku tym co zrobiła i wyglądało na to, że zaraz się popłacze.
- Maaa...aajeckka
Po prawdzie Paulina nie wiele z tego zrozumiała. Nie była nawet pewna, czy dziecko się właśnie przedstawiło, czy kogoś zawołało, ale po chwili usłyszała odgłosy szybko zbliżających się kroków.
-Majka co ty robisz? - usłyszała za sobą karcący i lekko zrezygnowany, chłopięcy głos. - musimy uciekać.
Wyszedł zza zakrętu. Jego spojrzenie padło na Paulinę. Z początku był nieco zaskoczony, ale potem uśmiechną się przyjaźnie.
- Witam. Jestem Haku. - przedstawił się podchodząc.
-Paulina. - odparła krótko w odpowiedzi.
- To jest Majka moja siostra. - wskazał na dziewczynkę z drewnianą deską w ręce.
Niby przedstawili się jako rodzeństwo, ale ich wygląd na to nie wskazywał. Dziewczynka miała urodę typowo azjatycką, żółta karnacja, skośne czarne oczy, płaski profil. Podczas gdy brat miał wygląd europejczyka. Owszem tak jak Majka miał ciemne włosy, ale rysy miał wyraźniejsze, większy nos i ciemne piwne oczy. Zastanawiała się, czy to możliwe by w ogóle byli spokrewnieni. Jego ubranie tak jak siostry było w marnym stanie.
Haku był mniej więcej jej wzrostu i prawdopodobnie w jej wieku, wyglądał na osobę godną zaufania, a jego siostrzyczka jak by nie było próbowała jej pomóc. Nieznajomy odwrócił na moment wzrok, by spojrzeć na leżącą na ziemi postać, która w tym momencie najwidoczniej liczyła gwiazdki nad głową.
- Była wyjątkowo dzielna, ale to nie było potrzebne. Ja...on.... My się po prostu kłóciliśmy. On nie chciał mi nic zrobić.
„Przynajmniej tak mi się wydaje. Z reszta niech by tylko spróbował.”
- Nie codziennie widujemy tutaj obcych. Chodźcie musimy stąd uciekać - dodał pośpiesznie gdy szybki cień przeszył niebo.
„To z pewnością tamten drapieżny ptak. Sokół lub orzeł.”
Gdy oderwała oczy od fragmentu nieba nad sobą, spojrzała na ciągle jeszcze nieprzytomnego czarodzieja.
- Co prawda nic o nim nie wiemy, ale nie możemy go tak zostawić na pastwę tamtych - mruknęła trochę do siebie, później dodała już głośniej.- Mógłbyś mi pomóc?
Chłopak podszedł do nich.. Podniósł Aleksa do pozycji siedzącej i zarzucił sobie jego rękę, Paulina z drugiej strony zrobiła to samo. Razem go podnieśli, choć nie było łatwo.
„Nawiasem mówiąc strasznie łatwo było go ogłuszyć”
- Szybko tutaj.
Usłyszeli piskliwy dziecięcy głosik przed sobą, wskazujący im drogę w labiryncie ulic.
- Jeszcze nas nie zauważył...- spojrzał w niebo - To dobrze.
Otworzyli drzwi do najbliższego domu i weszli do środka. Przywitały ich zaskoczone spojrzenia gromadki dzieci w przedziale wiekowym od sześciu do dwunastu. Haku był najstarszy ze wszystkich zebranych. W ubogo wyglądającym pomieszczeniu znajdowało się wiele przedstawiciele narodów jej świata i kila spoza jego granic.
Zobaczyła ludzi o wszystkich możliwych w przyrodzie kolorach skóry. Niektóre dzieci były charakterystycznie niskie i jakby rozciągnięte w szerz, nie grube lecz szerokie, miały nieco nieludzkie rysy. Jeśli istnieli w tym świecie krasnoludy, to musieli to właśnie być oni. Mieli różne kolory skóry, oczu, włosów, odmienne twarze. Łączyło ich to, że wszyscy razem i każdy z osobna był brudny i obszarpany, a niektórzy chudzi i rozczochrani.
- Macie tutaj jakieś łóżka?
- Coś się znajdzie. Połóżmy go tam. - wskazał materac pod ścianą.
Gdy pytała miała na myśli zarówno zdechlaka jak i siebie. Ona również nie czuła się wyspana, ale to mogło poczekać. Najpierw musiała się dowiedzieć jaka jest sytuacja.
Z braku wolnych mebli zmuszeni byli usiąść na belkowanej podłodze. Na jedynej kanapie spały ciemno skórę bliźniaczki, a w dwuosobowym łózko leżało z pięć innych dzieci najprawdopodobniej spokrewnionych ze sobą do jakiegoś stopnia. Pozostały bawiły się w miarę cicho po kontach pomieszczenia, a reszta prawdopodobnie była na piętrze. Drzwi były zamknięte.
Dowiedziała się, że miasto jest w kryzysie. Otóż wszystko zaczęło się, gdy stosunkowo niedawno pojawił się pewien ciemnoskóry mężczyzna. Od razu zrozumieli, że zna się na magi, ale puki nikomu nie przeszkadzał i nie robił krzywdy nic nie można mu było zarzucić. Po jego przybyciu w mieście zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zaczęli masowo umierać ludzie. Zupełnie jak podczas epidemii, która była wybredna bo dotykała jedynie osoby w przedziale wiekowym szesnaście - czterdzieści. Lekarze byli bezsilni i wkrótce i oni zaczęli chorować, lub uciekać razem z innymi nielicznymi nie miejscowymi z miasta uciekać. Uznali, że to musi być klątwa, że miasto jest przeklęte.
By choroba się nie rozeszła próbowano zamknąć miasto, ale coś poszło nie tak i bariera nie zadziałała. Nie było żadnego dowodu, że to Szamam, bo tak się przedstawił ów czarnoskóry mag, był winien jakiejkolwiek zbrodni. To jednak nie wszystko. Po pewnym czasie zaczęły również znikać ciała zmarłych osób.
Dalsze wyjaśnianie przerwała mu Majeczka, usilnie starająca zwrócić na siebie uwagę, przez szarpanie się z jego ręką . Gdy jej się już udało podbiegła do Alexa leżącego sztywno na materacu, całego w strzępkach białego materiału.
- Braciszku myślisz, że go zabiłam?? Nie czuje tętna. – stwierdziła spanikowana przykładając sobie jego przegub do ucha.
- Spokojnie. Widać że oddycha, a tak raczej nie sprawdza się tętna. Trzeba słuchać serca.
Podnosząca się i opadająca klatka piersiowa, była jedynym widzialnym dowodem, że jej opiekunka jeszcze nie zaszła z tego świata. Spał dosłownie jak zabity, co potęgowała jeszcze jego nie typowa bladość. Patrząc tak na niego słowa „żywy trup” nabierało nowego znaczenia.
- No tak... - pisnęła Majka pukając się w głowę i zabrała się do przerwanego owijania rannego bandażami.
- Tylko nie wokół szyi. - krzykną Haku.
Paulina ledwo się hamowała, by nie wybuchnąć śmiechem. Nagle zaburczało jej w brzuchu. Jednak gdy wyjęła żywność w plecaka uznała ,że nie może jej tak po prostu sama zjeść. Te wszystkie dzieci tak jak ona nie jadłu już pewnie od dawna, jeśli nie dłużej. Gdyby to zignorowała poczułaby się paskudnie, nie mówiąc już o spojrzeniu Psotki. Ona najwyraźniej myślała o tym samym.
Wreszcie te wszystkie wpatrzone w nią oczęta sprawiły, że postanowiła w miarę sprawiedliwie się podzielić. Nie było to łatwe bo dzieciarni było co najmniej dwadzieścia i każde głodne. Jednak nie bili się między sobą. Sami podobno też mieli jakieś zapasy, ale nie było ich wiele. Nie mogli za często wychodzić z ukrycia, by nie zostać namierzeni.
W ten sposób jako jedna z najstarszych osób w pokoju stała się czymś na wzór przedszkolanki. Miała pod swoimi rozkazami armię małolatów, jednak to było nieco za mało, by próbować samemu przywrócić miasto na nogi. Poza tym to nie była jej sprawa. Musiała się śpieszyć, by dotrzeć do stryja i porządnie go wypytać. Z drugiej strony bez Alexa tam nie trafi.
Do Pauliny zdążyło docierać docierać w jaki sposób chłopak przeżył poprzedni upadek. Wszystko wskazywał,o że to przez tą niewidzialną poduszkę powietrzną.



 

Brak komentarzy: