niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 77: Czy to koniec?

Leżała nieruchoma. Przynajmniej tak jej się na tą chwilę wydawało. Łzy skończyły jej się jakiś czas temu. Obudziły ją hałasy na korytarzu. Odgłos rygla, skrzypienie drzwi. Ktoś wchodził. Czy znaleźli Meridiane? Czy może już przyszedł czas na egzekucje? Z policzkiem dotykającym kamiennej posadzki ujrzała skrawek białej szaty. Ten ktoś był sam. Światło, które trzymał mag oślepiało ją.
Mężczyzna podszedł do niej i uklęknął. Czego od niej chciał? Wypytać o to gdzie jest Meridiana i pozostałe Pierścienie? Ale dlaczego dopiero teraz? Poza tym skoro jest tylko ludzka powłoką opętaną przez nieśmiertelnego demona, który i tak musi zostać zamknięty to dlaczego miałaby zdradzać takie informację? Czuła jak zostaje podniesiona do pozycji siedzącej. Nie mogła uwierzyć w to co ujrzała gdy jej oczy przywykły do światła.
- Nie mamy wiele czasu – powiedział i za pomocą kluczy zdjął osłabiające ją łańcuchy, oswabadzając jej przeguby.
Green przypatrywał się uważnie postaci. Światło wcale nie pochodziło z pochodni tylko magicznej kuli. Takiej jak tak którą przywoływał Alex, ale ta była intensywnie czerwona.
- Nie śpieszył się pan – mruknął chłopak przykuty do ściany. 
- Tata – ze wzruszenia Paulina dostała chrypki. - Tato! 
Ze łzami w oczach wtuliła się w ojca zarzucając mu ręce na szyje. 
- Przepraszam za spóźnienie. Były straszne korki. - Zaśmiał się odziany w szatę Maga Kręgu Eberrond. Dla Pauliny Robert. Mówił to takim samym tonem jak gdy spóźnił się z odebraniem jej ze szkoły i tym podobnych miejsc. Dziewczyna zaśmiała się wątpiąc by w tym świecie istniały samochody. Robert pomógł jej wstać i nagle spoważniał zwracając się do Greena. 
- Wiem o Ameli. Co zamierzasz? 
Chłopak nie ukrywał, że zamierza skończyć z uciekaniem i ukrywaniem się. Chciał stanąć do walki i zabić zemścić się. Robert słuchał zamyślony. 
- Myślisz że ona chciałaby tego? Byś zabijał? Tu nie chodzi o nią. Ty to robisz dla siebie. Jej już nic to nie pomoże. - Skierował się wraz z córką w stronę drzwi. - Przemyśl to sobie – dodał rzucając mu pęk kluczy. 
Robert bez pożegnania opuścił pomieszczenie, ale ledwo zrobili kilka kroków okazało się, że są otoczeni z obu stron korytarza wypadli Magowie Kręgu blokując drogę ucieczki. Robert zakrył sobą Paulinę. Wszyscy wyjęli różdżki. 
„To koniec” - pomyślała Paulina.



Ziemia unieruchomiła, a jednocześnie wyrywała ze stawów wszystkie kończyny.
„To nie może być mój koniec” - myślał Cinnabar. Do głowy wpadł mu szalony pomysł.
Pierścień i głowa twojego braciszka będą moje -Pewnie cię zaskoczy, że wcale nie przybyłem po księżniczkę.
Mówiąc Cień, coraz bardziej podchodził do swojej ofiary. Każdy krok powodował, że ziemia wokół gardła Cinnabara zacieśniała się coraz bardziej powodując ból. Wiedział że za moment straci głowię. Dosłownie.
„On wcale nie szuka księżniczki tylko Pawła. Skąd wie o Pierścieniach? No tak... nie trudno się było domyślić, ale jak nas znalazł?”
- Jego nie znajdziesz.
- Twoja śmierć i fakt, że zamierzam oddać Meridianie ostatnie Pierścienie wystarczy by sam mnie znalazł.
Cień już miał zacisnąć dłonie w pieść i tym samym pozbawić Cinnabara głowy, gdy do pojedynku włączyli się mieszkańcy osady. Bronią rzucają i strzałami słowem z dystansu atakowali Cienia czym tylko mieli. Okazało się że Cień choć silny ma braki w obronie i koncentracji, gdy ma do czynienia z większą ilością przeciwników. To odwlekło egzekucje. Napór na ciało Cinnabara zelżał, jego oczy wyraźnie się zwęziły, a głowa zdawała się dymić. Cień zrozumiawszy źródło czerwonej mgły odskoczył na bezpieczna odległość. Tymczasem głowa chłopaka zmieniła się w smoczy pysk, a tułów rozsadził ziemie. Manewr ten był bardzo ryzykowny. Sam smok nie był pewien jego wyniku.
Cień uniósł sprawił że ziemia utworzyła wokół nich elipsowatą arenę nie dopuszczającą interwencji z zewnątrz, odcinając się od mieszkańców i jednocześnie uszkadzając parę drzew, które poupadały z trzaskiem jak po silnej wichurze przygniatając wszystko na drodze.
Stojący przed nim gad piorunował go spojrzeniem pełnym żądzy mordu. Ryk który wydał był sygnałem do rozpoczęcia drugiej rundy, na śmierć i życie.


Sytuacja była napięta. Magowie mieli przewagę liczebną.
- Eberrond oddaj Pierścień. Zrozum. Nie zatrzymasz tego co się z nią dzieje. Istnieje tylko jeden sposób by ją ocalić. Nie wierze, że jesteś na tyle naiwny by myśleć, że nad tym zapanujesz.
- Ja jednak twierdze inaczej. Skąd ta pewność, że u się nie uda?
Paulina pamiętała tylko wyrywki. Była dokładnie śledzić konwersację. Robert starał się najwidoczniej podtrzymać rozmowę, jak najdłużej. Do grupki przeciwników dołączył jeden ubrany na brązowo. Jako jedyny z mężczyzn nie miał białej szaty i szybko zrozumiała czemu.
- Wybacz Jiim, za kradniesz ubrań. W zasadzie to miała być pożyczka. Oddałbym, ale w tych okolicznościach trochę z tym ciężko. Rozumiesz?
Gdyby nie sytuacja Paulina pewnie by się choć uśmiechnęła. Tym razem jednak zaistniały komizm nie był w stanie rozładować atmosfery. Za plecami Paulina czuła zimny kamień. Przed sobą maiła ojca który tak jak ona musiał już zauważyć, że nie mają dokąd uciekać.
Nagle na gwizd Roberta korytarz za grupka magów zawalił się. Paulina myślała przez chwilę, że coś wybuchło. Z czasem to co wyglądało jak chmura ognia przybrało kształt wielkiego ptaka, który bardzo skutecznie odwrócił uwagę Magów Kręgu, podczas gdy Robert zaprowadził Paulinę z powrotem do lochu. Nie zastali tam Greena,. W miejscu do którego był przykuty znajdowała się obecnie dziura.
Na zewnątrz panował ziąb. Magowie rzucali w Roberta urokami, które przypominały wyładowania atmosferyczne. Paulina pamiętała jeszcze dużego czarnego psa który przemówił do jej ojca.
Niech leci na Amaterasu.
Nie wiemy czy się nie wystraszy. Może się poparzyć, lub spaść. Ona ma lęk wysokości.
Dobrze wezmę ją.
Paulina poczuła pod sobą mokrą i śmierdząca psem sierść.
Trzymaj się. - Na tym poleceniu dziewczyna skoncentrowała wszystkie siły, nawet gdy myślami znalazła się daleko poza miejscem i czasem.

Stała obok siebie z przyszłości. Widziała jak leżącą na czymś w rodzaju ołtarza, na środku runicznego kręgu, nie mogąc się ruszyć. Czerwone jak krew znaki pokrywały cale jej ciało. Bała się że to jej własna, ale mogła to również być farba. Pomieszczenie miało niski sufit, brakowało za to okien, miała przeczucie, że znajduje się w podziemiach.
- To ci się nigdy nie uda – krzyknęła Paulina z przyszłości.
- Niech zgadnę. Miałaś wizję? - zaśmiał się w odpowiedzi męski głos, który Paulina-widno z przeszłości znała. Echo panujące w sali nie pozwalało na dokładniejszą identyfikację. Pomimo dobrego oświetlenia nie była w stanie poznać mężczyzny po wyglądzie gdyż stał do niej tyłem.
- Na co ci moc Pierścieni? Byłeś Magiem Kręgu. Wiesz że z nimi nie można się dogadać.
- Dziękuje za troskę.
W tej chwili wizja zaczęła się rozmywać zaczynając od ścian. Jak we mgle widziała tylko to co najbliżej, a więc ołtarz. Starała się skupić, by utrzymać obraz i dowiedzieć się z kim rozmawiała. Jedyne jednak co zobaczyła to jak jej przyszłe ciało zaczyna dygotać. Słyszała własny krzyk. Zdawało się że walczy. Światło wydobyło się ze znaku na ramieniu. To do niego prowadziły znaki na jej ciele. Z początki rozbłysła pieczęć, którą kiedyś uważała za ślad po oparzeniu. Z czasem czerwone znaki poszły za jej przykładem. Przez pewien czas postać na ołtarzu świeciła się jak choinka na Borze Narodzenie, aż nagle wszystko zgasło. Wszystko, a jednak zobaczyła jeszcze, że klatka piersiowa dziewczyny nie unosi się. Nie oddycha...
Właśnie obserwowała własną śmierć i to co po niej. W pokoju zaległa zupełna ciemność i z początku myślała że wizja dobiegła końca. Jednak myliła się. Świece które niedawno zgasły zapalono ponownie. Z zza niewidocznego dla niej wejścia doszedł ją głos tym razem zupełnie obcy i kobiecy. Mówiła tak niewyraźnie że Paulina słyszała tylko strzępy.
- Alex zmierza tutaj...
- Kiedyś musiał się domyślić...
- Tak jak przewidziałeś.
Dopiero wówczas wizja się rozmyła.

 Obudziła się, ale nie otwierała oczu i nie poruszała się.  Jedynie lekko zmarszczyła brwi próbując sobie przypomnieć głos mężczyzny z wizji oraz jego twarz, ale nie była w stanie.
Czy właśnie widziała własną śmierć?
Jedyne co wiedziała na pewno to to że Alex żyje. Musiał  skoro pojawił się w przyszłości to znaczy że nic mu nie jest, chyba, że to jedynie jego imiennik...Albo duch, ale to mało prawdopodobne choć z doświadczenia wiedziała, że po śmierci część człowieka nadal może sprawiać żywym problem.
 Gdy rozbudziła się ze snu zaczęła zastanawiać się gdzie się znajduje.
Ciepło. Miękko. Wyraźnie czuła na sobie kołdrę. Nie odważyła się jednak otworzyć oczu. Czuła w pomieszczeniu czyjąś obecność.
- Śpij dziecinko. Już wszystko dobrze – uspokajała ja matka. Musiała zauważyć, że Paulina szybciej oddycha. Dziewczyna poczuła się nagle zupełnie bezpieczna. Jak za dotknięciem magicznej różdżki wszystkie niepokojące myśli odpłynęły. Myślała tylko o tym jak bardzo jest zmęczona i śpiąca, aż westchnęła i pogrążyła się w zdrowym śnie bez wizji.




Brak komentarzy: