– Przepraszam że obudziłem – powiedział cicho Robert zauważywszy, że jego córka już nie śpi.
Dotąd badał, jak się domyślała, pieczęć. Szybko jednak puścił jej rękę, jakby nic się nie stało.
– Jak spałaś? Śniło ci się coś?
– Dobrze. Tak... - przypominała sobie swój ostatni sen, nie będący wizją. - Śniło mi się że płonę a Alex poradził bym się was o to spytała dlaczego, bo stwierdził, że wy wszystko wiecie. A ja zamiast czuć ból, zastanawiałam się skąd on to wie.
Dla Roberta było za wcześnie na takie rozmowy, nie przygotował się, zresztą dawno się nie widział z córką i nie chciał zaczynać poranka w taki sposób.
– Tato ja muszę wiedzieć.
– Wiedziałem że kiedyś do tego dojdzie, ale uwierz. To bardzo długa historia. Dlatego wcześniej muszę spytać... - zrobił efektowną pauzę. - Czy chcesz śniadanie?
– Tato... - nie podobało jej się, że ojciec zmienia temat, mimo że jej brzuch odpowiadał na zadane pytanie twierdząco.
– Nie możemy pozwolić by praca twojej mamy się zmarnowała, poza tym wyglądasz jakbyś mi tu miała za moment zemdleć.
Tak więc dziewczynie nie udało się z ojca nic wyciągnąć. Przynajmniej nie na razie. Rozglądając się po pomieszczeniu szybko odkryła, że to jej pokój, ten w którym przeżyła kiedyś nawiedzoną noc. Na parapecie jednak zastała innego, niespodziewanego gościa. Znajomy czarny kształt o błyszczących od wody piórach.
– Meg. Co ty tu robisz? - spytała jej zapominając, że ptak nie potrafi mówić.
– To ona nas zaprowadziła nad jezioro. - Podszedł do kruka. - Niestety trochę za późno. - Nieśmiało wyciągnął rękę by ja pogłaskać i ledwie zdążył ją cofnąć, gdy ta prawie go dziobnęła w palec. - Ciągle zapominam jaka jaka dzika.
Meg dumnie uniosła dziób pokazując, że nie jest jakimś domowym pupilkiem do głaskania i że tylko wybrani mogą ją dotknąć.
– Dlaczego nie jest z Alexem?
Ptak spojrzał w jej stronę, a jego paciorkowate oczy emanowały zaniepokojeniem, smutkiem i nerwowością.
– Bo nikt nie wie gdzie on jest- wyjaśnił jej ojciec. - Jednak skoro Meg nie zniknęła oznacza to że prawdopodobnie jeszcze żyje. A w każdym razie jego dusza znajduje się w naszym świecie.
– Znaczy że może być duchem? – ta perspektywa ją przestraszyła. Nie podobała jej się wizja Laury i Alexa uwięzionych razem pomiędzy światem żywych i martwych razem na wieczność.
– Nie. Wówczas nie potrzebował by daimoniona. Źle się wyraziłem. Na pewno jest cały, tyle że Meg nie wie gdzie. To by oznaczało, że on sam prawdopodobnie też tego nie wie. Prawdopodobnie jest nieprzytomny, lub nie może jej do siebie przywołać. Lub też wydał jej rozkaz którego jeszcze nie wykonała. - Podszedł do drzwi i je otworzył.
– Na przykład jaki?
Meg wzleciała w powietrze i po kilku machnięciach skrzydłami wylądowała na kołdrze obok dziewczyny.
– Tego nie wiem. No a teraz wstawaj.
Gdy wyszedł posłusznie ubrała się.
Meg obserwowała dziewczynę tak by nie dać się przyłapać. Jednocześnie odwracała głowę za każdym razem gdy Paulina coś z siebie ściągała, dając jej nieco prywatności.
Już ubrana Paulina, uważnie przyjrzała się zwierzęciu i wpadła na pewien pomysł. Miała silne przeczucie, że daimon szybciej spotka Alexa niż ona sama. A nawet jeśli nie to kruk łatwiej znajdzie sposobność by mu coś przekazać na osobności.
Tchnięta tą myślą odszukała w szufladzie papier i pióro z kałamarzem. Skończywszy przywiązała liścik do nogi zwierzęcia. Meg nie protestowała choć musiało to dla niej być niewygodne. Paulina martwiła się czy papier nie zamoknie i czy tusz się nie rozmaże. Nie mogła jednak nic na taką ewentualność nic poradzić. Trzeba zaufać szczęściu i pogodzie.
– Będziesz uważać prawda?
– Kruk nijak jej na to nie odpowiedział.
Paulina posłała Meg jeszcze jedno spojrzenie i zeszła na dół. Tam spotkała Psotkę. Wróżka promieniała szczęściem dzięki możliwości przebywania swej towarzyszki Ewy po tak długiej rozłące. Na kanapie leżał nieprzytomny Shadow.
– Gdy tu przyszedłem twój stryj wyglądał prawie jak Cień. Oczy podkrążone, czerwone, niewyspany, nieogolony, blady, wychudzony a nerwy jego były w strzępach. Chyba nieźle mu daliście popalić. Trzeba było go ogłuszyć by zmusić do odpoczynku.
– Reszty towarzystwa Paulina nie znała, więc ojciec musiał jej przedstawić swojego ucznia, który potrafi przemienić się w wilka, dwójkę kuszników których imion nie była w stanie spamiętać oraz mężczyznę zwanego Moven. Ten ostatni duży o szerokich barkach miał ze dwa metry wzrostu i niemal równie długi miecz dwuręczny, który obecnie stał oparty o ścianę. Człowiek ten miał twarz poranioną bliznami, jakby podrapał go jakiś duży drapieżny kot. Jego kamizelka odsłaniała ramiona i ręce na których widniały skomplikowane wzory tatuażu. Z początku nie zwracał uwagi na Paulinę gdy ta wchodziła, gdyż zajęty był opróżnianiem butelki z wypełniającej ją przeźroczystej cieczy. Coś jej mówił,o że nie była to woda mineralna. W końcu zwrócił na nią swe ciemne oczy.
– A więc dla tego walczymy? Spodziewałem się że będzie... hym.. przynajmniej wyglądać na starszą i choć trochę niebezpieczną. To dziecko ma być tym niebezpiecznym magicznym czymś?
– Cicha woda brzegi rwie – zauważył jeden kusznik.
– Strasznie do ciebie podobna – dodał drugi.
– Myślę że raczej do matki – nie zgodził się pierwszy.
Tak też zaczęła się dyskusja między tą dwójka. Tymczasem Moven ponownie pociągnął z butelki.
– Tam w kącie stoi twoja ciotka Luna, ale myślę że lepiej jej obecnie nie przeszkadzać – wyjaśnił Robert wskazując na czarnowłosą kobietę stojącej przed lustrem i tłumaczącej coś siląc się na spokój. Wyglądała zupełnie jak gdyby była starszą siostrą Violett.
– Zostawiłam ją pod twoją opieką. Nawet z dzieckiem nie potrafisz sobie poradzić?!
– Zupełnie mnie nie słucha – odpowiedział jej męski głos, a Paulina zrozumiała że jej ciotka wcale nie przemawia do swego odbicia tylko rozmawia prawdopodobnie z byłym mężem. - Jest bezczelna i pyskata. Ostatnio stwierdziła, że nie jestem jej ojcem. Co więcej zamieniła swą ciotkę Penelge w ropuchę. Mam tego dosyć. Bogowie wiedzą, że próbowałem ją wychować. Nic nie mówiłem gdy ważyła coś w tych swych graczkach, latała na miotle czym niepokoiła sąsiadów. Zawsze miała tu schronienie, ale nie będę tego dłużej znosić...
Dziewczyna zrozumiała szybko, że rozmowa dotyczy spraw prywatnych i odpuściła sobie podsłuchiwanie reszty rozmowy.
– Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać – Chłopiec-wilk wyciągnął do niej rękę. - Dużo o tobie słyszałem. Twój tata często o tobie wspomina.
– Ja niestety dziś usłyszałam o tobie po raz pierwszy – nie kryła, że jest tym faktem rozdrażniona.
Młodzieniec już miał coś powiedzieć gdy z kuchni wyszła Ewa. Ubrana w w fartuch narzucony na starodawną suknię wyglądała jak przystało na opiekunkę ogniska domowego. Matka przywitała Paulinę uściskiem, zaprowadziła ją do kuchni, gdzie dużo się działo, a jednocześnie panował porządek jak nigdy i posadziła ją przy stoliku. Tam dziewczynę przywitały znajome twarze Feliksa i Violett. Do kompletu brakowało już tylko jednej osoby.
– Co z Alexem? - spytała Foxa, na co chłopak posmutniał.
– Nie wiem... Nie pamiętam. Nie kłamie przysięgam. Nie pamiętam niczego... Tylko tyle, że was szukałem w lesie, a potem miałem coś zrobić... - Podrapał się w głowę. - Nie pamiętam co.
– Jak możesz nie pamiętać. Przecież jeszcze dopytywałeś się o co chodzi a potem mnie prowadziłeś przez las. Chcesz mi powiedzieć że to nie byłeś ty?
– Może i ja. To by wyjaśniało czemu mnie znaleźli gdzieś pod drzewem na brzegu jeziora, ale zupełnie nic nie pamiętam.
Paulina zrozumiała że ktoś celowo wymazał z umysłu Foxa wspomnienia związane z tym wydarzeniem. Po prawdzie poczuła ulgę, bo nie miała pojęcia jak chłopak zareagowałby naprawdę o niej.
– Wygrał - mruknęła Violett. Wyglądało na to, że czarownice coś gryzie. Oczy miała zaczerwienione. - Wygrał ze mną, ale źle wyglądał gdy ostatnio go widziałam.
– Przeszukaliśmy całą okolice – zapewnił Fox. - Ale ślady nagle się urywają. Przykro mi.
***
Po śniadaniu, który z trudem przełknęła Paulina odeszła od stołu, by pomóc matce i przy okazji porozmawiać. Ta jednak wypytywała ją tylko o sny, o to ile Sara jej powiedziała, dała kilka rad, podała kilka informacji o kapłankach.
- Klasztor to najbezpieczniejsze miejsce w tym świecie, ale twój ojciec wolał uciec do Polski. Nie wiem czemu akurat tam. Tłumaczył się marnowaniem dzieciństwa wśród zimnych gór. Jednak nie wolo nam było porzucić daimonów, więc co rok wyjeżdżaliśmy.
Na wszystkie pytania nie związane z wizjami odpowiadała, odsyłała ją do ojca, twierdząc, że tylko on może jej to wytłumaczyć.
– Tylko bądź dla niego wyrozumiała. To wszystko zaczęło się naprawdę bardzo dawno – poprosiła. - I najlepiej wykąp się. To ci dobrze zrobi, a po tej całej przygodzie jesteś strasznie brudna. Jak tylko tu skończę przyniosę ci czyste ubrania.
Paulina uznała, że chyba nie ma innego wyjścia. Musi wysłuchać ojca bez unoszenia się, bo w przeciwnym razie nic się nie dowie. Wykonała polecenie Ewy. Odmówiła ubrania sukienki. Dostała golf matki, luźny i długi jej prawie do kolan oraz spodnie pożyczone od Violett, które należało podwinąć nogawki. Choć na myśl o tym wszystkim ogarniał ją gniew, wzięła głęboki wdech i stanęła przed ojcem, który najwyraźniej coś tłumaczył swym znajomym. W pewnym momencie jednak przerwał mu wojownik z mieczem.
– Eberrond, robię to tylko by spłacić swój dług u ciebie. Wasze czary-mary mnie nie obchodzą – mruknął.
Gdy jej ojciec zwrócił wreszcie na nią uwagę powiedziała mu, że jest gotowa na rozmowę. Przyjrzał jej się uważnie i razem wyszli na korytarz. Cisze jaka ich otoczyła po zamknięciu drzwi przerywały jedynie skrzypienie desek pod ich stopami. Eberrond zdążył się przebrać z szat Białego Maga w gruby ciemnobrązowy golf, ale buty miał te same przez co roznosił za sobą błoto.
„Mama by się ściekła gdyby to zobaczyła... przynajmniej kiedyś, ale obecnie ma chyba większe zmartwienia.”
– Dlaczego on cię nazwał „Eberrond”? - odezwała się by przerwać cisze. Im szybciej zaczną tą rozmowę tym szybciej dotrą do sedna.
Zaczęli wspinać się po schodach.
- To moje prawdziwe imię. Robertem nazwałem się by wtopić się w świecie w którym mieszkaliśmy. Głupio by wyglądało jakbym w dowodzie miał „Eberrond z klanu Feniksa”
– Czy te imię coś znaczy?
– Nie. Twoja babcia lubowała się w nadawaniu długich i nieciekawych imion. Twój stryj miał gorzej dlatego zmienił na Shadow.
– Minęli półpiętro na którym zaczarowana zmiotka do kurzy odpajęczała obraz. Po jakimś czasie okazało się że wcale nie taka zaczarowana. Przedmiot poruszał się za sprawą Laury. Duch skończywszy z obrazem pofrunął na korytarz na piętrze w celu zamiecenia podłogi stojąca tam miotłą.
– Ona robi to z własnej inicjatywy, czy jej to kazaliście? Zawsze was słucha?
– Tak zawsze. W zasadzie ona słucha wszystkich w tym domu, co nie zmienia faktu że lubi robić kawały. Puki ma zajęcie jet spokojniejsza.
– Co z Magami Kręgu? - spytała chcąc naprowadzić rozmowę na właściwy temat podczas gdy.
– Potyczka skończyła się poważnymi uszkodzeniami siedziby magów, ale w sumie obyło się bez ofiar po obu stronach. Znalazło się wielu rannych jak ci co potłukli się próbując wspiąć się na pokryte lodem wzgórze na którym stał dwór.
– Dokąd idziemy? - spytała, gdy znalazłszy się na pietrze jej ojciec zamiast do pokoju ruszył w stronę schodów na drugie piętro.
– Do piwnicy.
– Wydaje mi się, że ją minęliśmy... - mruknęła. Zatrzymała się myśląc, że jej ojciec w roztargnieniu pomylił schody na górę z dołem.
– Może kiepsko z moja orientacją w terenie, ale znam swój dom – zapewnił ją nakazując gestem by szła za nim.
Minęli drzwi prowadzące na strych ignorując je i ruszyli w stronę biblioteki. Po wejściu do pomieszczenia postanowił jednak najpierw usiąść w fotelu przy kominku i rozejrzał się nie bez zdziwienia.
– Ostatnio był tu straszny bałagan – zauważył.
Paulina nie podjęła temu. Nie zamierzała mu tłumaczyć. Czekała aż ojciec zdecyduje się rozmawiać o tym co naprawdę ważne. Eberrond westchnął, odchrząknął i zaczął.
– To wydarzyło się bardzo dawno temu, gdy ten dom znajdował się jeszcze w centrum Trista. Jeszcze zanim rozpoczęły się prześladowania osób magicznych. Ja i twój stryjek mieliśmy po dwadzieścia parę lat. Choć młodszy zawsze był rozważniejszy i spokojny, ja tymczasem sprawiałem problemy wychowawcze. W końcu rodzice uznali że jestem dorosły i powinienem się ustatkować. Zaczęli mi nawet przedstawiać kandydatki na żonę. Dom był pełen bab, a ja nie chciałem się żenić, więc gdy romansowanie i łamanie serc mi się znudziło uciekłem i wyruszyłem na poszukiwanie przygód. Eh... to było naprawdę dawno – dodał jakby dla usprawiedliwienia. - Nie jestem dumny ze swych dawnych wyczynów.
Paulina słuchała uważnie choć nie miała pojęcia co to wszystko miała wspólnego z Pierścieniami. Czy on przez ten wstęp chce dać jej do zrozumienia, że jej ucieczka i skłonność do innych głupot są dziedziczne i że je wybacza? Czego od niej wymaga?
Od początku unikała spoglądania mu prosto w oczy, najpierw wpatrzyła się w stolik pomiędzy nimi, z czasem przeniosła spojrzenie na bok, jakby strasznie zainteresowała ją brudna, zakurzona sofa na, której siedziała. On obserwował jej reakcje.
– Do domu przywołał mnie dopiero pogrzeb ojca. Wedle testamentu stałem się głową klanu, ale nie tylko. Odwiedzili nas magowie w bieli i oznajmili, że wraz ze śmiercią ojca będącego Magiem Kręgu przechodzi na mnie jego Dar i tym samym staję się jednym z nich. Gdy wyjaśnili mi swoją misję najpierw uznałem ich za oszołomów, ale nie miałem większego wyboru. Po kilku latach gdy umarło dwóch z dwunastki magów jednego z nich zastąpił mój brat, który w tym czasie dorósł tak, że wyglądał na starszego ode mnie. Od dnia gdy człowiek dołączy do Kręgu znacznie wolniej się starzeje. Staje się długowieczny. Drugiego zastąpił inny młody człowiek. Bogaty książę. Jego umysł był nieprzeciętny. To on pomógł nam zrozumieć, że zaczynamy się zmieniać. Traciliśmy swą ludzką naturę. Stawaliśmy się takimi jak reszt, gotowych poświęcić wszystko dla wyższego celu. Zaprzyjaźniliśmy się i we trójkę zbuntowaliśmy. Podróżowaliśmy wspólnie po obu światach, uciekając przed Magami Kręgu i łamiąc wszelkie reguły. Ciekawi swych mocy niebezpiecznie zbliżyliśmy się do granicy. Tłumaczyliśmy to sobie tym, że by móc zmierzyć się z dziewiątką magów potrzeba nam czegoś co wyrówna nasze szanse. Z drugiej strony czuliśmy się bezkarni i niepokonani. Nie od razu zrozumiałem swój błąd. Przeżyłem wiele, ale nadal byłem głupim gówniarzem. Niemal straciłem swojego daimona i wiele więcej...
Paulina oczami wyobraźni widziała już ojca z czerwonymi oczami walczącego o to by nie stać się Cieniem.
– Co cię powstrzymało?
– W pewnym momencie coś mnie otrzeźwiło...
– Mama?
– Nie do końca. Ją poznałem później, na pewnej samobójczej wyprawie na której zamierzałem się oczyścić z grzechów. Ale bardzo mi pomogła. - Uśmiechnął się. - Myślę że przez całą wieczność nie znalazłbym drugiej takiej kobiety jak ona. Ale sama chęć do poprawy pojawiła się wcześniej. Wyszła ze mnie samego.
Paulina zerknęła na niego ukradkiem akurat, gdy ten spoglądał w stronę okna. Gdy westchnął i odwrócił do niej ona obserwowała już płomień w kominku. Ich taniec przywodził jej jakiś dawno zapomniany sen.
– Tym trzecim zdrajcą, księciem, był Zythrian z klanu Gwiazdy, prawda? - spytała w pewnym momencie.
– Zgadza się.
– Rozmawiałam z nim raz. Próbował mnie ostrzec... Wydaje mi się, że on już nie żyje...
– Oh... - Eberrond przybrał zagadkowy, nieprzenikniony wyraz twarzy.
– Miałam wizję.
– Od kiedy je masz?
– Pierwsza pojawiła się tuż przed waszym wyjazdem. Wolała pominąć milczeniem co przedstawiała.
– Obawialiśmy się, że to może mieć miejsce... W końcu to dziedziczne. Masz to po matce. ale zwykle zaczyna się po szesnastych urodzinach. Jest za wcześnie... Widzisz naprawdę zamierzaliśmy wszystko to opowiedzieć.
– Naprawdę?
– Tak. W twoje szesnaste urodziny, wówczas mielibyśmy jeszcze dwa lata do tego wydarzenia. To aż dość by coś wymyślić. Nauczyć cię kontroli. Nie przewidzieliśmy że Pierwszy Element zrobi taki numeri i postanowi przejąć inicjatywę. Widzisz. Elementy są częścią jednaj całości. Są jedności i maną jeden cel. Połączyć się. By tego dokonać muszą znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Coś musiało jednak pójść nie tak. Pierwszy element, który ty znasz jako Meridiana postanowiła dokonać zjednoczenia gdy jej moc jak największa. Podczas podwójnej pełni, która ma niedługo miejsce. Wiesz jaki wpływ ma księżyc na wodę. O magii zamierzałem ci opowiedzieć wcześniej, ale twoja mam uznała, że ta wiedza będzie ci niepotrzebna i tylko ci namiesza.
– Myślę, że wiem już wystarczająco dużo o wizjach i magii...
– A ile wiesz o pochodzeniu Pierścienii?
– Tyle co opowiedziało mi Sara. Czarodzieje to zapoczątkowali, uwolnili demony...
– Powiedziała ci dlaczego?
– Nie.
– Otóż dawno dawno temu, gdy nie istnieli jeszcze Strażnicy i pół smoki, bogowie w postaci smoków, atakowali ludzi, których uważali za najeźdźców. Nie bez powodu. Pojawili się w końcu w naszym świecie nagle i nie wiadomo skąd czy jak. Burzyli równowagę, ścinali drzewa i ogólnie dużo hałasowali, nie uznawali żadnych zasad. Powstali wówczas pierwsi Łowcy, co jeszcze bardziej rozzłościło smoki. Dlatego właśnie ludzie uwolnili demony i próbowali je wykorzystać do własnych celów. W zasadzie udało im się. Prawie zniszczyli wszystkie smoki a wraz z nimi naruszono naturę magii. Coś się zmieniło. Nie jest to jednak jedyny przykład ludzkiej głupoty, której nieodwracalne skutki prześladują kolejne pokolenia. Moja przeszłość jest przyczyną twoich obecnych problemów. - Spojrzał w płomienie ogniska i zamilkł na chwilę. W ciszy dało się słyszeć płonące drwa. - Byłem przekonany, że jestem taki sprytny, że gdy zniszczę Pierścień to zniknie i przyczyna dla której istnieją Magowie Kręgu. Widzisz po śmierci matki i siostry i wszystkich moich siostrzeńców, prapra siostrzeńców i ich dzieci, miałem dość uciekania i nieśmiertelności, życia trwającego wieczność – usprawiedliwiał się.
– A więc Żywe Pierścienie powstały przez ciebie? - przerwała mu wyjaśnienia wstrząśnięta dziewczyna. - Bo miałeś dość nieśmiertelności ?
– Tak. I to ja za nie odpowiadam. Dlatego opracowywałem pieczęć. Jeszcze nim poznałem twoją matkę. Zrozumiałem jak namieszałem i to mnie otrzeźwiło. Mnie i Shadow. Byliśmy gotowi poświęcić życie by naprawić ten błąd... - Świat Pauliny się zawalił.
– Teraz gdy już tu jestem pomogę ci. - Chciał by spojrzał mu w oczy i wiedziała że mówi prawdę, ale ona z niedowierzaniem schowała twarz w dłoniach. - Raz naruszoną pieczęć trudno zamknąć z zewnątrz, dlatego musisz nauczyć się samodzielnie ją kontrolować. Dlatego ci to wszystko mówię. Byś wszystko zrozumiała. - Paulina wstała i podeszła do okna. Zatrzymała się przy biurku i wyjrzała na zewnątrz na pokryte lodem podwórze.
Nastała cisza. Eberrond czekał aż ona coś powie, ale nie doczekał się.
– Ufasz mi? - spytał wreszcie.
– Kiwnęła głową po dłuższej chwili powiedziała „Tak” na głos, choć w głębi duszy nie była tak tego pewna. Nie wiedziała komu tak naprawdę ufać. Nie po tym wszystkim czego się dowiedziała i po ostatniej wizji. Wizji własnej śmierci.
– Masz jakieś pytania do tego co już ci powiedziałem?
– Co z Zythrianem? Wspomniałeś, że tylko was otrzeźwiło, a co z nim? - Mówiąc to odwróciła się i po raz pierwszy spojrzała w oczy ojca. W przeciwieństwie do Shadow, on nie bał się patrzeć prosto w nie. A powinien bo w tym momencie Paulina czuła ze coś się w niej budzi. Coś niedobrego.
– On od początku był przeciwny niszczeniu Pierścieni. O to się pokłóciliśmy, bo zaczęliśmy podejrzewać, że chce on je wykorzystać. Widać nasza przyjaźń nie była tak nieśmiertelna jak my sami. Do tej pory nie wiem co planował. Zawsze był zagadkowy...Wiem tyle że swego czasu pracował dla pierwszego elementu, demona wody, albo przynajmniej chciał by to tak wyglądało.
– Zythrian jest ojcem Alexa – trudno powiedzieć, czy było to pytanie.
– Na pewno jest kimś blisko spokrewnionym. Podobieństwo nie może być przypadkowe – wyjaśnił wymijająco Robert.
– Dlaczego go przygarnęliście skoro... no wiesz?
– Syn nie powinien odpowiadać za czyny ojca. Zresztą odbiegamy od tematu. - Również wstał i gestem pokazał jej by szła za nim.
Paulina czuła że choć nie do końca na temat, poruszona przez nią kwestia jest ważna. Zythrian. Były mistrz Feliksa, który kazał mu okraść Shadow. Człowiek który zdradził magów kręgu i własnego daimona. Czarny mag. Miał kontakty z demonem elementem wody. Porzucił syna w sierocińcu i pozwolił by wychował go jego były przyjaciel z którym się nie dogadywał. A jednak zdawał się nim interesować. Ktoś zdawałoby się bez serca, a jednak ostrzegł ją. Do tej pory miał mnóstwo okazji by ją zabić, skrzywdzić, lub porwać. Skoro chciał Pierścień czemu tego nie zrobił? Prawdopodobnie już nigdy nie zrobi jeśli wierzyć w jej sen. Ta postać mimo wszystko ją niepokoiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz