piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 81: Akane

Nastał wyczekiwany trzeci dzień. Słońce jeszcze nie wzeszło, a gwiazdy korzystały z ostatnich chwil swojego panowania na niebie. Młody smok wylądował na szczycie Smoczej Góry. Stok na którym stał był stromy, ale po drugim spokojnie dawało się wspiąć. Po niegdyś groźnym wulkanie pozostał wysoki pierścień czarnej żyznej ziemi górujący nad płaskim terenem, który z perspektywy Pawła przypominało dolinę, a co w rzeczywistości było zapadniętym w sobie kraterem pokrytym gruba kamienną skorupą. 
 Dowództwu nie podobała się podjęta przez niego decyzja, której nie skonsultował z nimi. Niektórzy próbowali go powstrzymać, nie chcąc w tak idiotyczny sposób tracić jedynej osoby zdolnej zniszczyć Pierścieni. Z drugiej strony wiele ludzi doceniło jego poświęcenie. Niektórzy zaofiarowali się do pomocy, ale to była tylko jego walka i teraz już to rozumiał. Nikt nie mógł mu w tym pomóc w tym  co mu pisane.
Naprzeciw niego na zboczu pojawił się jego przeciwnik. Akane i Smok stali naprzeciw siebie na krawędziach wulkanu. Pomiędzy nimi rozciągała się zastygła wieki temu magma. 
Czerwone włosy dziewczyny powiewały na wietrze, a oczy jak u wszystkich demonów nie zdradzały żadnych emocji. Zjechał na płaskie dno krateru, ona uczyniła to samo. Gdy stali już wystarczająco blisko by się słyszeć Paweł krzyknął. 
- Paulina! Wiem że gdzieś tam jesteś. Musisz mnie pamiętać.
Taka gadanina nie ma sensu – poinformował go głos bynajmniej nie należący do Pauliny. 
Odległość pomiędzy nimi malała bardzo powoli. Potem nieświadomie zaczęli krążyć w przeciwnych kierunkach jak w tańcu. Oboje w lewo, nie zbliżając się ani nie oddalając. 
Nie wierzę. Kłamiesz. Udało mi się pokonać Meridianę, kiedy chodziło o Roze, więc dlaczego z tobą miałby się nie udać? - Czerwonowłosa stała i niewzruszona słuchała cierpliwie, choć bez większego zainteresowania jego płomiennej mowy.
My nie potrafimy kłamać. Tak jak zawsze dotrzymujemy umów, czego jesteś świadkiem. Chyba nie dostrzegasz subtelnej różnicy pomiędzy kontrolowaniem kogoś pośrednio a bezpośrednio, w dodatku domyślam się, że to musi być dla ciebie trudne. Zabić kogoś z premedytacją... - Jej dłoń zapłonęła. Wpatrywała się swymi złotymi oczami w niego podczas gdy jej palce bawiły się  płomieniami. -  Więc po prostu się nie ruszaj, a szybko to skończę. - Ogień wstrzelił z jej ręki. 
Paweł pierwszy raz widział coś podobnego. Nie licząc oczywiście filmów animowanych i efektów specjalnych w kinie. Mimo zaskoczenia szybko zrobił unik, ale potknął się i upadł. Nie był gotowy by zabić, ale umierać również nie zamierzał. Nie wierzył, że Paulina nie żyje i nadal myślał o swym przeciwniku jako o dziewczynie na jaką wyglądała. Nie miał jednak czasu tworzyć nową mowę mająca przebudzić przyjaciółkę. 
Unikał kolejnych kul ognia, a było ich coraz więcej i rosły w trakcie lotu. Czerwonowłosa nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć. Z czasem zbłąkane iskry nadpaliły jego ubranie. Wówczas rozpoczął odpowiadać na ogień ogniem. Zrobiło się naprawdę gorąco. Role się odwróciły. Sam zaczął ją zasypywać gradem ognistych kul i strumieni ognia. Ona tymczasem zamiast odskakiwać, omijała je tanecznym krokiem, dokładnie przewidując gdzie uderzą. Czasem osłaniała się własnymi płomieniami. 
Żywioł którym się posługiwali miał te cechę, że nadawał się tylko do ataku. Na dobrą sprawę obaj nie dbali o obronę. Jedyną obroną był właśnie atak. Zwalczanie ognia ogniem. Z czasem Paweł zrezygnował z ziania bez celu na oślep. Wziął głęboki wdech i dmuchnął w rurkę utworzoną z dłoni. Powietrze z jego oddechu przemieniło się w drobne płonące pociski. Duża ilość małych celnych płomyków, na tyle dużych by nie zgasnąć w locie pofrunęła błyskawicznie wprost na cel. Akane nie mogła się osłonic przed wszystkimi. Atak smoka był za szybki. Utworzona przez nią ściana ognia zawiodła. Osłoniła jedynie jej tułów i głowę. W efekcie błękitny ogień poparzył ją w kilku miejscach. 
Podbudowało to Pawła i dodało mu otuchy. Wiedział już, że jego przeciwnika da się pokonać oraz że własnym ogniem naprawdę może zranić demona jeśli użyje go odpowiednio szybko. Złociste oczy przestały wzbudzać w nim taką grozę i to był jego błąd, ale o tym później. 
Akane nawet nie zauważyła, że Paweł biegnie w jej stronę. Za bardzo była zajęta pozbywaniem się błękitnych płomieni z ubrania. Zadanie nie łatwe zważywszy, że nie mogła ich dotknąć. Nie zdradzała jednak paniki. Gdy uporała się z jednym zagrożeniem okazało się, że młody smok jest tuż obok. Z zaskakującą łatwością złapał ja za nadgarstki stając oko w oko. Ta nie wyrywała się, choć piąstki jej niebezpiecznie zapłonęły. 
I co teraz zamierzasz? - spytała z wyższością, zupełnie jakby to ona trzymała jego.
Po prawdzie nie wiedział. Oczy Pawła poraziło jasne światło. Postać dziewczyny stanęła w ogniu i znikła. Chłopak w ostatniej chwili dostrzegł kontem oka, że ktoś stoi tuż za nim. Chciała zrobić unik, ale nie udało mu się uciec przed mocnym ciosem wymierzonym w głowę. Stracił przytomność, a z rany płynęła krew. 
- Jesteś słabszy niż wyglądasz. - Widziała, że nadal oddycha i uczyniła krok by zmienić ten stan rzeczy. - Z tego co opowiadał Cień twój brat dłużej stawiał opór nim został nadziany jak szaszłyk. 

Słońce jeszcze nawet na dobre nie wzeszło, a wszystko wskazywało na to, że to koniec walki. Przynajmniej dopóki ciała chłopca nie otoczył niebieski dym. Z początku stopniowo jakby chłopak ulegał resublimacji. To zaalarmowało Akane, która wiedząc co się szykuje odskoczyła na bezpieczną odległość, jednocześnie zmieniając się w żywą pochodnie, z chwilą gdy z błękitnej chmury wynurzył się wypełniony ostrymi zębiskami smoczy pysk. Złapał ją za ubranie mało co nie odgryzając jej ręki i niczym szmacianą lalkę podrzucił wysoko w niebo. Od tego momentu walka przeniosła się w przestworza i trwała wyjątkowo długo przy czym była wyrównana, mimo iż jedynie jedno z nich posiadało skrzydła. 
 Widząc towarzyszące wymianie ognia akrobacje powietrzne, ktoś nie zorientowany w sytuacji, a znający Paulinę mógłby się zdziwić, gdzie podział się jej lęk wysokości. Do takiego wniosku doszła przyglądająca się walce Amber. Z czasem bardziej niepokojące stało się to, że Paulina płonie niczym żywiołak ognia tak, że z dużej odległości wygląda jak ognik.
Paweł nie pozwolił się odprowadzić, pożegnać, czy wyjaśnić jakie ma zamiary. Elfka sama nie wiedziała, czy zrobił to bo był tak pewny zwycięstwa, nie chciał jej martwić czy po prostu nie potrafił, bał się i nie wiedział co rzec. Rozumiała że pole ich walki objęte jest ścisłą tajemnicą, której nie wydał nikomu, ale jako przyjaciółce powinien coś chyba wyjaśnić. 
Zdecydowana nie dopuścić by dwójka jej przyjaciół się pozabijała konno pokonała drogę do podnóża góry i rozpoczęła samotną wspinaczkę. Tak jak Paweł nie wierzyła w śmierć Pauliny. Nie mogła. To byłoby za straszne, poza tym miała dowód że Paulina musi tam jeszcze istnieć, taki o którym Paweł nie wie. Wystarczy ją jedynie przebudzić,  wspólnie na pewno dadzą rade. 

Wreszcie Akane udało się zestrzelić smoka wprawnym atakiem w oba skrzydła. Aoignis pikował po czym uderzył o dno krateru. Przekoziołkował parę razy nim się zatrzymał. Mimo rannych skrzydeł zamierzał kontynuować walkę. Ona tymczasem bezpiecznie wylądowała na wysokim brzegu krateru, będący  najbardziej stromym stokiem Smoczej Góry. To miejsce miało przesądzić o końcu potyczki. 
Otaczające dziewczynę płomienie zgasły. Przyjrzawszy się sobie oszacowała, że jej strój został nadpalony przez błękitny ogień w kilku miejscach, także na tułowiu, ale nie uszkodził poważnie skóry. Ramiona od przegub w wzwyż zostały poparzone. Na razie nie przeszkadzało jej to, a w każdym razie nie zdradzała oznak bólu. Obserwując Pawła i znając smocze właściwości wiedziała, że rany na skrzydłach już zaczęły się leczyć, by okaleczyć smoka należałoby kończynę, lub skrzydło nie tyle zranić co odciąć od korpusu inaczej po pewnym czasie nie pozostanie nawet blizna. Należało się śpieszyć. 
Słońce wynurzyło się ponad linię drzew, już zamierzała ponownie otoczyć się ochronnym płaszczem z ognia, gdy jej uwagę przykuł ruch na stoku obok. Komuś udało się wspiąć na szczyt i przedzierał przez krzaki porastające stok.
Wygląda na to, że mamy widownię.
Na tą uwagę smok uniósł nos i zaczął węszyć. Znał ten zapach i przyśpieszył tempo swojej wspinaczki po wewnętrznym zboczu. Tymczasem Akane pokręciła głową z niedowierzania. To stało się za proste. 
Smoku, jeśli nie chcesz by nasza widownia poszła z dymem, odmień się. 
Aoignis zatrzymał się i warknął. Przemiana w człowieka, była niemal równoznaczna z poddaniem się.
Jak wolisz. Dla mnie to w zasadzie na jedno wychodzi. 
Tymczasem Amber wybiegła z krzaków akurat gdy te zapłonęły odcinając  jej drogę ucieczki. Akane już miała sprawdzić, czy pół elf spala się równie szybko co elf czystej krwi, gdy dobiegł ją krzyk:
Zaczekaj! 
Paweł tym razem w ludzkiej postaci wspinał się w jej stronę. Na moment jednak wyciągnął rękę tak jakby tym gestem mógł ja jakoś powstrzymać. Jego głośne dyszenie wypełniło cisze jaka nastała po jego krzyku. 
To zawsze takie przewidywalne – zauważyła złotooka. - Bohater gotowy poświęcić dobro całego wszechświata za życie ukochanej.
Gdzie tam zaraz ukochanej. Po prostu przyjaciółki. – Paweł mimo dramatyzmu sytuacji nie mógł się nie zaczerwienić. - Poza tym nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić i... -zająknął się, ale szybko wybrnął – i... jestem pewny, że Paulina również nie. Bo choć czasem była arogancka i lubiła się rządzić to nie pozwoliłaby nikogo skrzywdzić. -  Mówiąc to stopniowo posuwał się w górę. - Znam ją od dawna i wiem że nie znosiła być kontrolowana i czymkolwiek się dzielić. Władza nad ciałem na pewno też nie będzie.
Już mówiłam ci, że to nie ma...
Paulina!! Wiem że tam jesteś. Ja...- Zaczęła Amber, ale brutalnie jej przerwano. 
Nie ma sensu – dokończyła złotooka i cisnęła ogniem w stronę pół-elfki.
Blondynka mogła jedynie zasłonić twarz rękami, co oczywiście było bezcelowym odruchem.
Paweł najpierw przyglądał się tej błyskawicznej scenie z szeroko otwartymi oczami. Chwile później ruszył w stronę Akane, co utrudniły mu kamenie. W przypływie bezrozumnej wściekłości zaatakował ja smoczą pięścią. Ona tymczasem ze swym zwykłą kamienną twarzą nawet na niego nie patrząc wykonała płynny unik przechodzący jednocześnie w przykucnięcie i podcięcie. 
Teraz oboje znajdowali się na wąskim pasku ziemi po jednej mając pionową przepaść na dnie której czekało jeszcze więcej skał, w dodatku ostrych. Najmniejsza utrata równowagi mogła się okazać fatalna w skutkach. Paweł próbował pomóc sobie za pomocą skrzydeł, ale te nadal nie funkcjonowały prawidłowo. Wystarczył mały podmuch ognia wywołany przez jego przeciwniczkę. Niewielki, zdawać by się mogło niegroźny gdyby nie wymierzony w jego twarz wybuch i epicka walka pomiędzy Wybrańcem a przedstawicielem piątki elementów demona dobiegła końca. Posiadacz błękitnego płomienia spadł prosto w przepaść głową w dół, przez pewien czas krzycząc. 
To wszystko trwało tak krótko że Amber, która jak się okazało wcale nie spłonęła, co więcej miała się fizycznie całkiem dobrze, nie zdążyła nawet zawołać go po imieniu. 
Akane tymczasem wsłuchawszy się przez moment w odgłosy spadania jej rywala oraz w ciszę jaka nastała gdy ten już dotarł do celu, odwróciła się do pół-elfki i jak gdyby nigdy nic minęła ją. 
Amber nawet nie podeszła do przepaści. Przez łzy i tak nic by nie ujrzała, a wiedziała że jej przyjaciel nie miał szans. Obraz smutku dopełniała spalona na popiół roślinność wokół niej.
Co ty zrobiłaś? Dlaczego? - wyszlochała blondynka.
To była honorowa walka. Nie każdy smok dostałby taką okazję. 
Przecież był to też twój przyjaciel. Wiem że nie zawsze się zgadzaliście i czasem działał ci na nerwy, ale dlaczego nie reagujesz Paulina?
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Smokobójczyni zagłębiała się właśnie w las porastający górę. Amber niewiele myśląc ruszyła w ślad za nią nie przestając mówić. 
Wiem że tam jesteś. Twoja aura nie zniknęła. Dlaczego więc nie walczysz? Wiem że uratowałaś Oscara. Gdy Meridiana chciała go zabić teleportowałaś go. Sam mi o tym opowiedział gdy tu jechałam. Mnie również nie skrzywdziłaś...Nie rozumiem. Wyczuwam również mroczną aurę, nie dominuje jednak. To wygląda jakbyście... współpracowały. - Amber zmroziło to odkrycie. - Stój. Nigdzie dalej nie pójdziesz dopóki mi nie wyjaśnisz.
Jej rozmówczyni nie odwróciła się nawet. Amber napinała łuk. Po kolejnym kroku strzała przemknęła niebezpiecznie blisko jej ramienia. Potem miały miejsca jeszcze trzy takie nie trafione ataki. Amber zatrzymała się. Smokobójczyni już zyskała pewność że pół-elfka dała za wygraną, gdy nagle zza krzaków wyfrunęły strzały, te same co niedawno ją minęły i korzystając z resztek jej ubrania przykuły ją do drzewa. Mogła je spalić lub się wyrwać, ale tego nie zrobiła. 
Amber dokładnie jej się przyjrzawszy zrozumiała dlaczego ta z początku nie chciała się odwrócić. Jedno jej oko płakało i lekko przygasło podczas gdy twarz nadal była jak martwa. Akane pochyliła głowę tak, że cień włosów zasłaniał jej twarz, ale łzy spływające po policzku nie dały się ukryć. Dziurawiąc już i tak ledwie się trzymający sweter wyrwała się uwalniając jedną rękę i zabrała się za wyrywanie strzał unieruchamiających drugą. 
Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz? - powiedział głos Pauliny. - Jeśli komuś powiesz umrzesz.
Dlaczego? Co ty robisz?
Skoro domyśliła się już połowy nie było sensu dłużej tego ukrywać. Kłamstwo nie wchodziło w gre.
Zawarłam pakt. Jeśli mi się powiedzie zyskacie kilka lat. Element ognia powstrzyma resztę.
Czemu miałaby to robić przecież jest jedną z nich?
Pierwszy element zdradził – odpowiedział głos demona. - Przepowiednia musi się dopełnić w odpowiednim czasie, a jest za wcześnie. Tylko dlatego wam pomagam. 
Pakt... Paulina co dałaś w zamian? Pawła? Jego życie za trzy lata?
Nie. On musi żyć – pocieszyła ją Paulina, jej głos wibrował od emocji w przeciwieństwie do jej alter ego, które dodało: - Gdy już staniemy się jednością ponowimy walkę. - Gdyby dodała że wówczas smok zginie skłamałaby. Nikt nie wiedział jak skończy się ten pojedynek, a demony nie mogły kłamać.
Amber zakręciło się w głowie. To wszystko było tak zagmatwane i nierealne. Rozmawiała ze swą przyjaciółką i przyszłą klęską ludzkości jednocześnie. 
A więc on żyje?
Akane w odpowiedzi pokazała jej rękę na której nadal znajdowało się znamię przysięgi. Jedno z nich musiało zginąć by znak znikł, był to dowód na to, że pakt pomiędzy nimi nie wygasł. 
Teraz wiesz już wszystko. Jeśli te informację trafią w niepowołane ręce wszystko pójdzie na marne. - Czerwonowłosa biła się z myślami zastanawiając się jaki rzucić czar by nie dopuścić do utraty tajemnicy. Wymazanie pamięci nie dawało stuprocentowej pewności, pozbawienie jej głosu również nie, gdyż zawsze mogła jeszcze pisać. Na kaleczenie jej z kolei Paulina się nie zgadzała.
Pewniejszym rozwiązaniem jest przemienić w drzewo, ale jak wolisz - szepnął demon.
Pstryknęła, a Amber otoczył ogień, po chwili ona sama również płonęła, lecz nie czuła bólu, przeciwnie ogień ten zmroził aż do szpiku i swędział. Jej postać malała aż ledwie wystawała zza leśnego poszycia. Jej błąd włosy zmieniły się w złote futerko. To i jej brązowe tęczówki, to jedyne elementy które pozostały po jej poprzednim wyglądzie.  Zaskoczona zaczęła piskać i świergotać, a gdy to sobie uświadomiła zakryła pyszczek małymi łapkami o ostrych pazurkach. Przemieniono ją w wiewiórkę. 
- W tej postaci będziesz mogła obserwować finałową walkę, a po niej, bez względu na wynik odzyskasz własną.
Specjalnością Trzeciego Elementu jest żywioł ognia co wcale nie znaczy, że obce mu są inne sposoby użycia nieskończonej many. Tak jak wcześniej Oscara tak teraz teleportowała wiewiórkę daleko od krateru, by uciszyć odgłosy wydawanymi przez  spanikowaną Amber. Gdy ta sprawa została rozwiązana ruszyła w dół zbocza, ale  wiewiórcze protesty brzmiały jej w uszach jeszcze gdy dotarła do małego jeziorka, dość głębokiego by zanurzyć się po szyje, z czego skorzystała przy okazji pozbywając się strzępów swetra i znajdującej się pod nim bielizny. Jaźń dziewczyny zastawiała się czy to przypadkiem nie ten sam w którym całą grupą urządzili sobie postój. Ona, Paweł, Amber, Alex, Psotka, Fox i Tobi. Wszyscy razem, uśmiechnięci, bawiący się i żartujący jak przystało na dzieci, mimo nieznacznych różnic wiekowych i w pochodzeniu. Jak dużo się zmieniło...
Poparzenia piekły i bolały, demon nie zwracał na to uwagi, ale jaźń dziewczyny czuła je wyraźnie i intensywnie. Wiedziała że przy poparzeniu należy przemyć skórę zimną wodą, co przyniosło chwilową ulgę, jednak jednocześnie pobyt w wodzie działał jej na nerwy.
Meridiana była obecnie wystarczająco zajęta by ich teraz obserwować czy podsłuchiwać, ale gdyby chciała mogła przejrzeć skrzętnie ukrywają intrygę.
Więc to tak sprawy stoją. - usłyszała głos zza drzew. - Zdrada.
Złotooki chłopak wyszedł z lasku otaczającego jezioro. Jego charakterystyczne zielone włosy pozwalały od razu poznać kim jest. Zresztą Paulina znała tylko jednego nawiedzonego chłopaka. 

Słońce w zenicie ogrzewało Lunanor gdy zaczęło się piekło. Potężne wstrząsy nawiedziły wyspę. Wulkan niespodziewanie ożył, czego nikt nie przewidział przed wszystkim gdyż wyspa nie znajdowała się na styku płyt tektonicznych. Czarny dym przysłonił całe niebo, powodując nastanie prawdziwie egipskich ciemności. Mieszkańcy nie ukrywali paniki i nie zwlekali ani chwili z ewakuacją. Wiedzieli że nie może to być żadna sztuczka, czy fałszywy alarm. Ogniste pociski, pumeks i pył wulkaniczny kruszyły wolę niechętnych do wyprowadzki. Po godzinie przerwy wszystko zaczynało się na nowo, przy czym z krateru zaczęła wydobywać się gęsta lawa, która powoli sunęła w dół zbocza, paląc wszystko na swojej drodze. 
Te właśnie wstrząsy towarzyszyły pobudce Pawła, a pierwszą rzeczą którą ujrzał to burza czerwonych włosów. W jednej chwili zerwał się na równe nogi gotów do walki. Przypływ adrenaliny przygotował go na wszystko. Szybko okazało się jednak że całe to napięcie jest bezcelowe. 
- Cieszę się że już się ocknąłeś młody smoku. - Powitała go dygnięciem Sara, niewidoma kuzynka Pauliny i Wyrocznia. 
- Co się dzieje? 
- To wulkan. Został obudzony do życia, przez twojego przeciwnika, ale to teraz nie ważne. 
- Jak to nie ważne? Muszę ją powstrzymać.
- Nie zdążyłbyś - poinformowała go Wyrocznia. - Już odchodzą.
Już miał spytać skąd ona o tym wie, gdy w ostatnim momencie przypomniał sobie z kim ma do czynienia. Sara widziała przyszłość równie wyraźnie co on teraźniejszość. 
- Co ty tu robisz sama ?- dodał nie widząc jej staży przybocznej. 
- Chciałam z tobą porozmawiać. Bardzo wiele od ciebie zależy, a jak widzę nie idzie ci za dobrze. Muszę jednak pochwalić twój pomysł pojedynku. Gdy o nim przeczytam  pierwszy raz od świadków zachwycił mnie równie mocno co podczas wizji. 
- Co masz na myśli mówiąc, że mi nie idzie? 
- Prawie niedawno zginąłeś. 
Paweł rozejrzał się uważnie w ciemnościach. Znajdował się prawdopodobnie w jaskini. Z oddali dochodził do niego szum morza i charakterystyczny zapach słonej wody niesiony przez wschodni wiatr. Musiał znajdować się w zachodniej części wyspy. 
- Prawie...? - wydawało mu się że się przesłyszał, ale potłuczone kości i bandaż na głowie utwierdziły go w przekonaniu, że kapłanka może mieć rację. Ciekawiło o w jaki sposób dokonała pierwszej pomocy będąc niewidoma.
- Bogowie są po twojej stronie i użyczyli mi mocy by cię ocalić.
- Dziękuje. Czy Wyrocznie nie mają przypadkiem zakazu ingerowania?
- Obecna sytuacja jest wyjątkowa. Czy udało ci się pomówić z Pauliną?
- Nie, ale... - urwał. Spadając wydawało mu się przez moment że jedno oko dziewczyny było mokre, ale musiało mu się to przywidzieć.
- Ale? - dopytywała się kobieta.
- Nie. Nie udało mi się z nią rozmawiać. Obawiam się że ona...- Jesteś pewien? 
- Tak.
Sara westchnęła i zamknęła nie widzące oczy, jakby wsłuchując się w wewnętrzny głos.
- Jak myślisz co powinieneś teraz zrobić? Czego ona by chciała? 
Paweł zastanowił się dłuższą chwilę, pamiętając co jej obiecał.  Czy już wówczas wiedziała ?
- Wiem co zrobić... - Spróbował wstać, ale nie dał rady.
- Masz jeszcze trochę czasu. Odpocznij. Musisz być silny. 
Pomogła mu na powrót się położyć i przykryła. 
- Stanie się to co ma się stać. Jesteśmy tyko narzędziami. 


Tymczasem niepowstrzymana armia ciemności ruszyła na południe omijając Strażników, nie mogących ich nawet dotknąć w myśl paktu miedzi smokiem i demonem. Nie wszyscy jednak obrońcy podlegali tym ograniczeniom. Wedle paktu ci który nie należeli do Strażników, ani zebranej przez nich armii nie musieli powstrzymywać się od czynnego udziału w obronie ostatniej nadziei. Tą też lukę wykorzystali czarodzieje z znienacka pozbawiając armie wroga części objętości. Czarodziei nie było wiele, ale skutecznie wprowadzili chaos w szeregach wampirów, gdy okazało się że te nie bardzo  tolerują obecność czosnku w spożywanym przez siebie w dużych ilościach winie. 
Dziwne że tego nie wyczuli w smaku prawda? - spytał roześmiany czarodziej swej białowłosej towarzyszki.
Nie mogli wyczuć. Jestem mistrzynią alchemii. - Uśmiechała się z wyższością Estera. Po ostatniej tragedii jakiej się dokonała, tutejsze sukcesy pomagały jej nieco wrócić do siebie. 
Klan Gwiazdy nie był jedynym obfitującym w dobre pomysły.  Vulpies masowo przemieniali zarażonych w drzewa i zaczęli zbierać pomysły jak go nazwać. Niestety Meridiana również posiadała czarodziei, Żmije pozostałe po wybuchu Eberronda, którzy często utrudniali sabotaż. Drzewa z czasem wznowiły marsz i chodziły ploty że z czasem miały zyskać ruchliwość gałęzi i tak stały się równie groźnymi przeciwnikami, co na początku, choć na front dotrzeć miały dużo później. 
Mimo wszystko gdy armia ciemności dotarła pod bramy świątyni, statystyki przedstawiały się następująco: na jednego czarodzieja, przypadało pięciu czarnych magów, na trójkę przyjaciół Eberronda przypadała horda istot o nieznanych umiejętnościach. Całą epickość starcia psuła groteskowa różnorodność walczących i beznadziejna sytuacja obrońców. Taktyka polegała na utrzymaniu świątyni do rana przy jednoczesnej próbie zniszczenia jej, lub polegnięcie w walce. 
W blasku dwóch księżyców armia stanęła u bram. Nie postali tam długo, gdyż wysłanych przez Meridianę ludzie zapadli się w ziemi po czubki głów. 
- Ruchome piaski - nazwał zjawisko zielonowłosy nim Meridiana zmroziła ziemie. Obrońcy otoczyli ich najwyraźniej nie spodziewając się, że demony uporają się z problemem tak szybko. Pierwszy element jednak nie zamierzał dłużej się cackać. Grupce wybranych i reszcie pierścieni kazał iść przodem od reszty walczących zarówno sprzymierzeńców jak i obrońców odgrodziła się ścianą grubego lodu. Tymczasem Czwarty głazy, które ktoś na nich zrzucił zmienił w drobny pył jednocześnie tworząc zasłonę dymną pod osłon której dostali się do środka. 
Obrońcy wstrzymali oddech słysząc odgłos otwierania wrót zapieczętowanych przed wiekami. Nie przesądzało to jednak sprawy, walka dopiero się rozpoczęła.

Alex potrzebował cały miesiąc podróży statkiem, by trafić do Trista i nie podobało mu się to co tam zastał. 

Dom Feniksów doszczętnie spłonął. Pozostały jedynie kamienne ściany w których ziały puste otwory na okna i drzwi. Po schodach, podłogach, czy jakichkolwiek meblach nie zostało nawet wspomnienie. Gdzieniegdzie wewnątrz leżał metalowe sprzęty kuchenne, w większości okocone, stopione, lub zwęglone. 
Niedaleko za tymi ruinami postawiono trzy nagrobki. Przeczytawszy wyryte na nich imiona poczuł niemiły ucisk w żołądku. Na tym cmentarzu nie był jednak sam. 
- Gdzie przez ten czas byłeś i czego tu chcesz? - spytał Oscar wrogo podchodząc do niego.
- Spokojnie - uspokajał przyjaciela Daniel, po czym uważnie przyjrzał się Alexowi. 
- Co się tutaj stało? - spytał czarodziej, choć miał już pewną teorię. 
- Meridiana - powiedział jakby to wszystko wyjaśniało. 
- Nie tylko ona - zauważył Oscar. - Widziałem również dwójkę ludzi z klany Gwiazdy. To oni zabili Shadow.
Alex stał jakby go ktoś ogłuszył. Nie mógł uwierzyć, że wystarczyła para ludzi by pokonać Shadow. Zawsze wydawał się niezniszczalny. Nie znosił go, ale nigdy nie życzył śmierci. Rozumiał że Oscar mocno musiał przeżywać utratę trójki ludzi którzy go przygarnęli znacznie bardziej niż on sam. 
- Co z Pauliną?
- Nie wiem. - Fox nale pojawił się tuż za nim. Nadal zupełnie niedoinformowany  - Ale na pewno będzie się cieszyć, że żyjesz. 
- Szukałbym na Południu - szepnął Oscar po czym naciągnął kaptur i odmaszerował w stronę swego konia. Alex odprowadził go spojrzeniem, po czym ostatni raz spojrzał na nagrobki wspominając tych co pod nimi leża  i odwrócił się plecami do przyjaciół.
- Uważaj. Twój cel znajduje się w centrum wojny - Przestrzegł go Damian. - Mam nadzieje że zdążysz. Wiesz że ona może...
- Wiem. Idę to sprawdzić.
- Moglibyście przestać mówić szyfrem i powiedzieli co jest grane? - Alexa już przy nich nie było gdy Feliks zarzucał Daniela pytaniami. 

Kilka dni później Alex mógł podziwiać wieżę przeklętej świątyni w pełnej okazałości. Przemknięcie niespostrzeżonym koło walczących nie stanowiłoby kłopotu, gdyby nie lodowa ściana. Nagle jednak niebo przeciął znajomy mu smok. Kto żyw robił mu miejsce na lądowanie. Jego błękitne łuski odbijały światło księżyca w tak malowniczy sposób iż nie dawało się oderwać od niego wzroku. Tymczasem smok zatrzymał się przed ścianą lodu, zmierzył ją wzrokiem i dmuchnął tworząc w niej owalny otwór, na tyle duży by się w nim zmieścić. Powstała tak woda wsiąkła w ziemie.
Gdy przedstawienie dobiegło końca, a smoczy ogon znikła za wrotami świątyni Alex rozpoczął wspinaczkę po drzewach. Teraz gdy powstało przejście wiele osób zachce z niego skorzystać, a nie widziało mu się przepychać się w tak wojowniczo nastawionym tłumie nie wiedząc kto jest z kim.  Zamierzał dotrzeć do gałęzi najbliżej okna, a następnie w nie wskoczyć. Odległość okazała się jednak za duża. Nie miał pewności czy doleci i czy trafi. Do ziemi było naprawdę wysoko. wziął głęboki wdech i rzucił się. Gdy znajdował się już w powietrzu po fakcie zrozumiał że nie da rady. Świadomość ta przyszła jednak za późno by cokolwiek zrobić. Przygotował się mentalnie na uderzenie w ścianę.  Miał nadzieję że uda mu się nieco na nim wyhamować nim uderzy w ziemie, ale wtem nagle okno dosłownie się przemieściło w duł.
Wylądował na czarno-białej posadzce, przypominającej szachownicę. Prawdziwa gra miała jednak miejsce pod nim,w ciemnym patio z którego docierały odgłosy walki. 

Alex dostrzegł kilka odzianych w biel postaci. Czuł niewyobrażalne pokłady many ścierajcie się ze sobą. Tymczasem on wyraźnie czuł, że jakaś siła ściąga świątynie w duł.
- Odejdź młody smoku. Nie jesteś jeszcze gotowy - odezwał się jakiś ludziki głos. Alex widział jedynie krótkie przebłyski.
- Nie możecie wszystkiego pogrzebać. Sami wówczas również zginiecie - tłumaczył im Paweł. 
- Takie jest nasze przeznaczeniu smoku. A teraz odejdź. Nie zdołamy już tego powstrzymać, ale jeszcze zdążysz uciec...
Nagle przez świetlik w dachu do środka wpadł blask dwóch księżyców w pełni. 
- Zaczęło się. 
Alex usłyszał chór szeptów dochodzący gdzieś z wnętrza budowli. Teraz gdy księżyce rozproszyły ciemności zobaczył schody po swojej lewej prowadzące w duł. Znajdował się na pół piętrze, każde piętro miało w podłodze otwór na środku. Na tyle duży by światło księżyca wpadło na sam duł na ostatnie piętro, z którego to płynęły tajemnicze mamroty. 
Magowie w bieli najwyraźniej chcieli powstrzymać Pawła, blokując przejście do schodów, jednocześnie intensywnie grzebiąc budowle w ziemi, ale on skoczył w otwór ignorując ich ostrzeżenia.  Alex obejrzał się za siebie by utwierdzić się w przekonaniu, że gałąź dzięki której się tu dostał zniknęła z pola widzenia. W tym tempie okno znajdzie się pod ziemią za jakieś pięć minut. Kusiło go by w ślad za Pawłem rzucić się w duł. Niestety nie potrafił latać, więc ruszył pędem po schodach przeskakując co trzeci stopień. Żałował że nie może się teleportować, ale magia tego miejsca po prostu na to nie pozwalała. Nagle poczuł na skórze podmuch ognia. Ciemne pięto na samym dole płonęło błękitnym światłem, które otaczało pięć złotych punktów unoszących się na wysokości drugiego półpiętra na którym stał Alex, czyli ładnych dziesięć metrów od posadzki. W jasnym z tych gasnących świateł Alex rozpoznał Paulinę. Wyglądała jak w transie, unosząc się jakby nic nie wżyła. 
Nagle cała piątka po prostu zniknęła, rozpłynęła się. Całą budowle ogarnęły wstrząsy. Alex zrozumiał, że najwyższy czas by się taktycznie wycofać budowla zapadała się coraz szybciej. Rozejrzał się jeszcze. 
Smoka na dnie świątyni otoczyła grupa Żmij proszących o ratunek. Nawet oni nie wierzyli w to że uda im się wydostać na powierzchnie. Gdy tak wszyscy brali nogi za pas, Meg zamiast w górę ruszyła w duł i mimo nerwowych nawoływań swego towarzysza nie wracała. Alex pocieszał się, że jako ptak  nie powinna mieć kłopotów, jednak biegł z niepokojem w sercu. Minął Białych Magów, którzy bez skrupułów kontynuowali swe dzieło nie świadomi iż robią to na daremnie. Nie zamierzał jednak się zatrzymywać by im tłumaczyć. Wątpił by uwolniony przez nich mechanizm dało się choć wyhamować.
Dotarłszy do okna którym wszedł zatrzymał się gdyż okazało się, że te jest już pod ziemią. Przypomniał sobie jednak o świetliku. Niepewny jak tam dotrze ruszył przed siebie. Meg dołączyła do niego niosąc coś w dziobie. Skupiony na zakrętach Alex nie zauważył, że grozi mu niebezpieczeństwo. Wstrząsy spowodowały, że wiekowa budowla zaczęła się sypać, a część sufitu leciała prosto na niego. Meg dziobała go ostrzegawczo, ale nim się zatrzymał i zorientował co się dzieje było już za późno.  
Mógł jedynie zamknąć oczy i oczekiwać śmierci. Zamiast tego poczuł pchnięcie w plecy. Jakaś siła odrzuciła go do przodu. upadł dwa metru od głazu pod, którym miał zakończyć żywot. 
Niedaleko zauważył postać w masce. Tą samą z którą kiedyś stoczył niewielki pojedynek na magię w świątyni powietrza. 
- Wstań - polecił. - Magia utrzymująca to miejsce znika. Tu nie jest bezpiecznie.
Alex spojrzał na niego wrogo. Po co mówić coś co jest oczywiste? Zgadywał że Zythrian nie tak sobie wyobrażał ich pierwszą rozmowę. 
- Zostaw mnie. Nie potrzebuje twojej pomocy. 
Zrozumiał że tak jest w istocie. Skoro magia przepadła nic nie powstrzymuje przed teleportacją. Spojrzał jeszcze raz w skupione na nim spojrzenie białowłosego i znikł. 

Podziwiając z dużej odległości jak ostatnia wieża świątyni zostaje pochłonięta przez ziemie zastanawiał się co dała mu ta niebezpieczna wyprawa. 
Wiedział na pewno, że Pauliny już nie ma, gdyż na własne oczy widział jak znika w niebieskich płomieniach, a jednak nie dawało mu to spokoju i nadal nie miał co to tego pewności.
Naciągnął na siebie kaptur podróżniczego płaszcza, a z kieszeni wyjął przedmiot przyniesiony przez Meg, naszyjnik
z niebieskim bursztynem. Ten sam który Paulina pożyczyła od niego gdy ostatnim razem się widzieli. 
- Obiecała, że odda - powiedział i napatrzywszy się na fragment runów na odwrocie schował go do kieszeni. 
"To co rozdzielone scala się w jedno by Światy łączyć."
To dawało do myślenia. Czy jest tylko jedne świat, czy może wiele? 

Brak komentarzy: