Nie od razu zauważyła intruza. Zajęta rozmyślaniem nad ostatnią wizją i słowami Zythriana.
„Alexowi włos z głowy nie spadnie i nie odważysz się go tknąć czy wywołać Ataku dopóki będę wypełniał twoje polecenia. To działa również w drugą stronę. Skoro wywołano atak u mojego syna bez przyczyny ja nie muszę już wykonywać kolejnych poleceń.”
Wynikały z tego trzy wnioski. Pierwszy iż ataki wywoływane są przez demona, co już wcześniej podejrzewała. A po tym jak Drugi iż ojciec Alexa podpisał cyrograf by go chronić. Oraz trzecie iż tym ojcem był nie kto inny tylko Zythrian.
Te odkrycie oczywiście nie pojawiło się tak od razu. Wcześniej jeszcze jakiś czas analizowała wizje scena po scenie leżąc i wpatrując się w sufit. Zastanawiając się czy to co widziało nie było spowodowane gorączką. Czy naprawdę to wszystko zmyśliła zestresowana tym o czym niedawno się dowiedziała?
Nie miała okazji odpowiedzieć sobie na te pytanie. Gdyż gdy tylko wstała z łóżka w celu znamy podkoszulki na mniej przepoconą, ktoś zakrył jej usta dłonią. Szamotała się i wówczas napastnik się odezwał.
- Proszę cię nie krzycz.
Oswobodziła się i odwróciła. Widząc przed sobą Alexa wyglądała jakby zobaczyła ducha, choć po tym co przeszła już nawet duchy nie wzbudzały w niej takiej reakcji. A jednak to było jedyne logiczne wyjaśnienie. To że jest już duchem, lub snem. Zdarzało jej się przecież, że w jej snach pojawiali się chłopcy. W tym jednak wypadku jej podświadomość wybrała chyba zły moment.
Alex znał się na jej reakcjach. W jej przypadku krzyk był tu jak najbardziej na miejscu. Jednocześnie czuła, że robi jej się słabo od nadmiaru wrażeń.
Miała mnóstwo pytań, ale on powiedział jej tylko „Później wszystko ci wyjaśnię” oraz „Ubierz się ciepło, na dworze jest zimno.”
Nie pozostawało jej nic poza wykonaniem jego polecenia. Co jakiś czas zerkając na jego lewą rękę owinięta bandażem, przez którego miejscami przebijały czarne plamy.
Alex znajdował się na terenie dworku już od godziny. Tylko cudem nie został zauważony. Oczywiście nie wszedł od frontu. Zamiast tego użył okna na drugim piętrzę. Nim jednak opuścił bibliotekę ruszył pozwiedzać jedyny dział do którego Oscar subtelnie zabronił się zbliżać Paulinie. Intuicja już od jakiegoś czasu podpowiadała mu, że nie chodziło tu o same książki. Chociaż po tytułach poznał, że są to pozycje dla dorosłych co tłumaczyłoby zakaz.
Zaczął od tych które żadnego nastolatka nie zaciekawiłby choćby nie wiadomo jak te byłby ciekawy świata, ale doszedł do wniosku iż nie tędy droga. W pewnym momencie przypadkowo rzucił na podłogę jedną książkę która wydawała się bez tytułu. Jednak pod jej papierową okładką znajdowała się druga twardsza, a na niej symbol czarnej magii nieforemna łamana zamknięta i okrąg, lub jeśli ktoś woli, krzywa gwiazda pięcioramienna która postanowiła kilkoma ramionami wyjść poza ograniczający ja okrąg, a kilkoma w ogóle go nie dotykać.
Z samej książki kieszonkowego formatu powypadały kartki oraz zdjęcie.
Alex pierwszy raz miał okazję zobaczyć coś takiego – chwilę z cudzego życia którą ktoś zatrzymał i uwiecznił na gładkim, grubym, śliskim papierze. W jego świecie fotografia, o ile w ogóle istniała nie została jeszcze rozpowszechniona, a sama sztuka nieopłacalna. Widział czwórkę ludzi. Eberronda poznał od razu. Od chwili zrobienia zdjęcia do obecnej prawie się nie zmienił. Obok po lewej na łóżku leżała młoda Ewa. Wyglądała na bardzo zmęczoną, wręcz ledwo żywą. Mimo to uśmiechała się nieznacznie. Na rękach trzymała małe zawiniątko. Alex zgadywał, że było to dziecko. Eberrond trzymał kolejne, które płakało.
Nie znał miejsca w którym znajdowały się postacie z obrazka, ale głównie po ścianach, zgadywał iż był do dom elfów. Może nawet jakieś elfiej uzdrowicielki.
Czy to ze zmęczenia, czy czegoś innego nie zauważył pewnego paradoksu który powinien mu się od razu rzucić w oczy i postanowił iż obejrzy znalezisko później.
Na razie jego uwaga koncentrowała się na regale. W miejscu z którego wypadła książka znajdował się coś co przypominało guzik. Alex odkrył go właściwie jedynie dzięki zmysłowi dotyku i tego szóstego, gdyż po prostu nie było go widać. Gdy już go zlokalizował potrzebował kilka minut by zrozumieć iż należy przedmiot przekręcić. Przy czym miał nadzieje że nie przyszło mu łamać dłuższych kombinacji. Nigdy jeszcze się nie włamywał bez pomocy Foxa, a przynajmniej nie do żadnego chronionego miejsca, nie licząc świątyni powietrza, ale tamto właściwie prawie nie było włamaniem.
To co znalazł za regałem odpowiedziało mu na wiele pytań. Przysporzyło mu niemałego kłopotu i postawiło przed dokonaniem wyboru, który mógł zaważyć na losach świata.
-Odsuń się od niego Paulina! - krzykną Shadow.
Jego wtargnięciem do pokoju zupełnie ich zaskoczyło. Nie rozumieli co takiego go zaalarmowało.
Paulina nie zdążyła wykonać tego rozkazu. Alex zareagował bardzo szybko jak na swój stan zdrowia. Niecałe dwie sekundy jedną ręką objął Paulinę w tali i przyciągną do siebie, a drugą przyłożył jej miecz do gardła, który jak się okazuję już od jakiegoś czasu miał przy sobie.
Shadow chciał rzucić zaklęcie kuli ognia w stronę chłopaka, ale był za wolny. Nie mógł go zaatakować gdy ten miał jego bratanice za żywą tarczę.
- Nie bój się jeśli nie zrobisz nic głupiego, nikomu nic się nie stanie - szepną Alex na ucho Pauliny, po czym dodał głośniej do Shadow. - Odłóż różdżkę i nie ruszaj się!
Mężczyzna nie od razu go posłuchał. Mierzył się z chłopakiem na oczy.
– Jeszcze wczoraj nie przypuszczałbym, że jesteś do tego zdolny. Mimo... wszystko... nigdy nie widziałem w tobie mordercy. - Mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa, jakby miał do czynienia z kimś obłąkanym. - Dlaczego Sora? Nie lubiliście się to prawda, ale żeby zaraz go zabić?
– Wybacz że nie uraczę cię monologiem szaleńca.
– Stryjku – jęknęła dziewczyna, której nie podobała się perspektywa walki na poważnie pomiędzy tymi dwoma.
W końcu najwidoczniej coś w oczach chłopaka, lub Pauliny go przekonało, by posłuchał. Odrzucił różdżkę.
Postanowił, że użyje TEGO. Magii z którą obiecał skończyć, a której wymagała sytuacja. Już zbierał manę, gdy porywacz dodał:
– Nie ruszaj się.
- Puszczaj ją w tej chwili. - Shadow mówił lodowatym tonem, jakby to mogło sprawić, że Alex zmieni zdanie. Starał się ukryć emocję jednak jego oczy zdradzały wewnętrzne rozdarcie. Przed oczami staną mu obraz wspomnienia opowieści Eberronda o tym, iż porwano mu dziecko.
– Nie ma mowy... Ona idzie ze mną. - Gdy mężczyzna próbował zrobić krok, Alex pociągną dziewczynę za włosy i przybliżył broń do jej gardła. - Żywa, lub półżywa – dodał, a Paulinie dreszcze przeszły po kręgosłupie.
Czerwonowłosa zauważyła, że przez moment broń Alexa zadrgała, a jego puls przyśpieszył. Zdawało się, że ta napięta sytuacja mocno mu się udziela. Jej wuj nie zauważył najwyraźniej tego drobnego szczegółu.
– Nie masz pojęcia co robisz – tłumaczył mu Shadow.
– Domyślam się i to mi wystarcza. Magowie Kręgu, a niedługo tu będą, a osłony domu są wyłączone. To nie ja je wyłączyłem. Ten ktoś jest tu w środku.Wiesz co to oznacza?
Paulina wiedziała - ktoś przeniknął do wewnątrz. A Magowie Kręgu to osoby
Shadow próbował zachować stoicki spokój, ale nie przychodziło mu to łatwo. Wokół Alexa i Pauliny zebrał się ciemno zielony dym zwiastujący teleportację. Chwile potem zniknęli oboje.
_________________________________________________
Teraz scena, którą zapisywałam ze cztery, a planowałam już 1000 razy. Nie poganiać, bo to nic nie da.
środa, 26 grudnia 2012
wtorek, 25 grudnia 2012
Rozdział 73: Po czyjej jesteś stronie? cz I
Paulina obudziła się w znajomym pomieszczeniu, w którym starała się nie przebywać nie dłużej niż to konieczne. To tu nocowała pierwszej nocy gdy zaatakował ją duch i to tu spała po ucieczce z domu. Zazwyczaj starała się nie rozglądać po pomieszczeniu, ale tym razem odważnie omiotła spojrzeniem każdy kąt.
Nie czuła się tu swobodnie i wątpiła by ktokolwiek mógł. To właśnie dlatego Shadow ją tu przeniósł za karę. Poza tym pokój jej wuja znajdował się tuż pod podłogą co pozwalała mu to na szybką reakcję w razie potrzeby.
Te cztery kąty, w których przyszło jej nocować zdawały się dawno zapomniane przez żywych. Brakowały tu „kobiecej ręki”. Kogoś kto posprzątałby i nieco ozdobił poste i zaniedbane meble i powierzchnie.
Właściwie ona mogłaby być tym kimś. Mogłaby zmienić tą ponurą trupiarnie w przyzwoity pokoik. Potrzebowałaby jedynie kilku godzin. Mimo to nawet tego nie próbował.
Dziewczyna domyśliła się, że Oscar musiał ja tu przynieść za namową Baby Jagi...to znaczy pani Jagody. Powód był jasny – choroba. Choć w zasadzie Jagoda prędzej by ją wyleczyło niż „rodzinna” atmosfera panująca w tym domu. Zastanawiało ją tylko, dlaczego nadal była ubrana w balową suknie? Czyżby wszyscy przegapili ten drobny szczegół. Przecież Shadow nie mógł się o tym wszystkim dowiedzieć a przez to na pewno zacznie coś podejrzewać.
Włosy sterczały jej na wszystkie strony. Nie miała pojęcia co babka zrobiła by pozbyć się czarnego barwnika w tak ekspresowym czasie, ale po wszystkim zapomniała ich doprowadzić do porządku.
Westchnęła.
„Czy ja nigdy nie mogę obudzić się bez żadnych sensacji ?” - spytała sama siebie.
Pierwsze co zrobiła po wyjściu z łóżka to sięgnięcie po szczotkę i podejście do lustra. Mdłe światło poranka wpadające przez okno pozwalało jej dostrzec wystarczająco wiele szczegółów swojego odbicia by zrozumieć, że coś jest nie tak.
Strój który zobaczyła w odbiciu nie był sukienką, a jedynie spódnica, skromną i burą do której nosiła ten sam czarny sweter w którym wyszła z dworu. Mniej więcej tak musiał wyglądać bajkowy kopciuszek po powrocie z balu gdy czary straciły swoją moc. Nie zgadzała się to z tym co wiedziała na sobie gołym okiem, ale wiele wyjaśniało. Jeśli Oscar widział to co ona w lustrze to nie wzbudziło to w nim żadnych podejrzeń. Wątpiła w to by Shadow dał się nabrać na tą sztuczkę.
Z zamyślenia wyrwał ją cichutki oddech śpiącej w szufladzie wróżki. Zapomniała, że musi teraz zachowywać się bardzo cicho. Tak więc stłumiła atak kaszlu i postanowiła się przebrać w coś cieplejszego. Ostrożnie chodząc na palcach po drewnianej, zimnej, skrzypiącej podłodze przeszukała szafę i wszystkie szuflady. Uzbroiła się od stup po szyję w ciepłą odzież, ale mimo to cała się trzęsła. Musiała posprawdzać wszystkie okna w pokoju i dorzucić do pieca nim zrozumiała że ma gorączkę. Zamarzyła jej się ciepła kąpiel i długa drzemka pod ciepłą kołdrom, ale z drugiej strony czuła, że choćby wskoczyła do wulkanu, wcale nie poczułaby się lepiej.
– Co mi jest? Co się ze mną dzieje - spytała samą siebie, gdyż nie sadziła by same zapalenie płuc było temu winne.
– Wiesz to się zaczyna robić żałosne. – Usłyszała za sobą głos.
To Laura, właśnie nawiedziła pokój siedząc sobie na parapecie.
– Sama jesteś żałosna – odparowała Paulina zdenerwowana.
– Ja przynajmniej nie okłamuję samej siebie. Nie rozumiem co ci to daje? Po co udajesz głuszą niż jesteś w rzeczywistości ? Przecież już od dawna wiesz kim jesteś. To dlaczego to ukrywasz przed resztą jet zrozumiałe, ale dlaczego z takim uporem wmawiasz sobie że nic się nie dzieję? To po prostu głupie i męczące.
– Nikt cię nie prosił o radę.
– Ja też z początku nie mogłam uwierzyć, że jestem duchem i to w dodatku takim, którego wszyscy widzą. Który może poruszać przedmiotami. Ale ta niewiara nie trwała aż tak długo... Pewne fakty należy zaakceptować.
Paulina nie wiedziała co powiedzieć udawanie głupiej – jak to powiedziała Laura – nic by nie dało, więc pozwoliła zjawie kontynuować.
– Tylko nie myśl, że cię pocieszam. Nienawidzę cie. To takie potwory jak ty przyczyniły się do śmierci mojej i mojej mamy. Jej odebrane duszę dzięki której mogłaby przejść na drugą stronę, lub choć być tu ze mną... Ja po drugiej stronie nie mam nikogo. Dlatego czekam na Alexa. Gdy przyjdzie czas pójdę razem z nim, ale do tego musi on mieć dusze. Dlatego nie pozwolę ci by spotkała go to co moją mamę.
– Jakiś demon odebrał twojej mamie duszę?
– Nie jakiś tylko ty Trzeci Elemencie.
– Cała złość Pauliny nagle gdzieś przepadła. Paulina nie mała już siły. Nagle zrobiło jej się tak gorąco i duszno, że musiała ściągnąć część ciuchów. Po czym padła na łóżko. Zamknęła oczy na dłuższa minutę. Próżno opisywać co się działo w jej głowie i sercu.
- Przykro mi że coś takiego ci się przytrafiło, ale mogę ci tylko obiecać, że będę się od niego trzymała z dala o ile on odpowie mi na jedno moje pytanie...
– Domyślam się na jakie, ale nie masz się co łudzić. Nie wiem po co w ogóle ci to mówię. Chyba jest mi po prostu ciebie żal, bo jeśli mówisz prawdę i jet w tobie jakaś cząstka człowieka to niedługo zniknie bezpowrotnie. A do tego czasu będziesz sama, bo nikt ci nie pomoże w walce z samą sobą. - Ostatnie słowa powiedziała bardzo cicho i smutno. Spojrzała na czerwonowłosą wpatrzoną w sufit. Nim Laura całkiem zniknęła jej twarz z przepełnionej współczuciem zmieniła się na powrót w obraz bezgranicznej nienawiści. Odwróciła wzrok i wstała z parapetu. Dopiero gdy doszła do ściany jej zarys zupełnie się rozmył, a w pokoju zapanowała normalna temperatura.
– Paulina jednak tego nie zauważyła. Wzięła kilka uspokajających wdechów i spojrzała na bransoletkę otrzymaną od Sary. Dokładnie przejrzała się pięciu przywieszką oddzielonych koralikami. Przypomniała sobie co o tym przedmiocie mówiła wcześniej Sara.
„To magiczny artefakt, czyli coś co działa nawet na niemagicznych. Ten jednak reaguje tylko na kobiety z naszej rodziny.”
„...powinna ci pomóc odróżnić prawdę od sennej iluzji oraz blokować twoje...koszmary. Nie zobaczysz niczego jeśli nie będziesz tego chciała.”
„To nie ma nic wspólnego z mocą magiczną...Jest to błogosławieństwo dane nam przez Bogini Światła, a które jest dziedziczone z matki na córkę w obrębie naszego klanu.”
„Twoja mama chciałaby byś to nosiła.”
„Wiedziała kim będziesz i kim się staniesz.”
Dopiero wspomnienia tych słów sprawiły, że się rozpłakała. Cały czas sądziła, że rodzice nie powiedzieli jej o istnieniu tego świata gdyż nie była magiczna. Teraz rozumiała co było prawdziwym powodem...W realnym świecie demony są bezsilne...Tak jak wszystkie inne magiczne istoty. Tym razem nie mogła już tłumić kaszlu, ale Psotki to nie obudziło. Nadal leżała cichutko w swoim małym łóżeczku. Po raz pierwszy Paulina pomyślała, że jej mamie musi być smutno bez swojego daimona.
Usiadła i otarła łzy ramieniem. Musiała się uspokoić jeśli miała zrobić to co zaplanowała – przywoła wizję. Uspokajała się bardzo długo. Ponownie poczuła, że jest jej zimno i ma gorączkę. W pewnym momencie sama nie zauważyła kiedy zasypia. Ktoś innym powiedziałby, że po prostu majaczyła w gorączce z to co widziała nie miało sensu.
Pokój jej rodziców. Ewa i Robert rozmawiają nie widząc jej, choć ona stoi tuż przed nimi. Jak zwykle nie do razu przywykła, że jej tam tak naprawdę nie ma.
– To co proponujesz? - spytał Robert?
– Uciekać. Tym razem nie dasz rady. Nie tym razem. Ja i bez wizji wiem jak to się skończy.
Przed czym uciekać? Co się skończy? - myślała Paulina.
– Uciekać? Niby dokąd? To jest nasz dom i ja bez wizji wiem co należy robić. Po prostu uwierz...
– Tym razem to nie kwestia wiary. To nie sprawdzian naszej wiary tylko życie, wojna.
Pierwszy raz widziała swoją mamę w takim stanie. Płakała i niemal krzyczała jak histeryczka.
– Wszystkie teleporty są pozamykane. Nie mamy wyboru. - Uspokoił oddech i spojrzał na nią. - Ewa, ja w nią wierzę. Ona da radę w końcu to nasza córka.
Paulina poczuła, że erce bije jej szybciej. Mówili o niej.
– Czas naszego pokolenia się kończy teraz możemy już tylko być wsparciem dla tego nowego.
Kolejne wizję mieszały się chaotycznie. Widzi walkę i wiele ludzi których jeszcze nie poznała i prawdopodobnie już nie będzie miała okazji.
Blask, błękitne światło pozbawione ciepła. „To co rozdzielone scala się w jedno by Światy łączyć...” - napis na czymś metalowym.
Ciemne kamienne, kręcone schody prowadzące w dół w ciemności. Ktoś ją prowadził, ale ona już mu nie ufała tak jak kiedyś. Czuła w sobie gniew.
Dwa ciała leżące na ziemi. Jej rodzice. Nie żyją... W tle widziała ogień. Płonący dom. Dom z którym już nic ją nie łączyło.
Paweł zmienia się w imponującego błękitnołuskiego smoka. Jego oko zwęża się jak u kota. Wygląda groźnie, ale ona już się go nie boi. Nie boi bo on już wszystko wie...
Lustro, a w nim jej odbicie o złotych oczach...
Te same oczy wyłaniają się z ciemności pewnego więzienia, ale to już nie ona. Tylko jakiś chłopak. Nie widzi jego twarzy.
Cień o upiornej twarzy, cały we krwi trzyma w garści dwa Pierścienie.
Bezbronny Fox w czoło którego ktoś mierzy różdżką.
Oscar pojmany w niewole.
Psotka znika.
Nagle gdy myśli, że to już koniec widzi mężczyznę o białych włosach i zielonych oczach. Czarodziej ubrany jest w ciemne barwy maskujące go w mroku. Na twarzy nosi maskę z gwiazdą.
– Lampa Iaar, tak jak sobie życzyłaś.
– Wspaniale - odpowiedział mu demoniczny chór głosów odbierając przedmiot. - Zaraz gdzie ty idziesz?
– Myślałem, że to jasne. Nasza umowa została zerwana.
– Co proszę?
– W cyrografie, który podpisywałem był jeden warunek. Alexowi włos z głowy nie spadnie i nie odważysz się go tknąć czy wywołać Ataku dopóki będę wypełniał twoje polecenia. To działa również w drugą stronę. Skoro wywołano atak u mojego syna bez przyczyny ja nie muszę już wykonywać kolejnych poleceń. - To powiedziawszy nawet nie odwracał się do swojego rozmówcy i ruszył przed siebie. - Poza tym niedługo on również nie będzie w twojej mocy.
Paulina nie wiedziała gdzie odbywa się to spotkanie, ale było tu dużo miejsca oraz ludzi.
– Klątwę zawsze można na kogoś rzucić. Naprawdę aż tak ci tu źle, że będziesz ryzykował bezpieczeństwo własne i bliskich?
– Każdy kto coś dla mnie znaczy został już na twoje klątwy uodporniony, pozostałych możesz sobie torturować ile ci się chce.
– Meridianie nie podobało się, że jej ulubiony pinek zamierza odejść. Bez kontroli mógłby stać się za silny.
– Zgoda. I tak cię nie potrzebuję. Wiem już gdzie są ostatnie. Trzeci i czwarty element. - Zythrianowi drogę zastąpiła grupa Żmij. - Ale nikt żywy ode mnie nie odchodzi.
– Grupka magów rzuciła się na niego – nie dosłownie, po prostu zaatakowali go magią – ale on szybko sobie z nimi poradził. Odbił ataki, a chwilę potem Żmije albo plunęły od własnych zaklęć które odbite wrodziły od nich, albo trzymali się za gardła duszeni jego własnym atakiem. Kilka osób uniósł za pomocą magii i gestem dłoni rzucił w Meridianę.
– Naprawdę muszę zabić połowę twoich wyznawców nim zdecydujesz się przemyśleć moja propozycję?
– „Jak śmiesz” - mówiły złote oczy demona, który najwyraźniej postanowił sam zająć się zamordowaniem zdrajcy.
Paulina widziała jak Meridiana szykuje się do walki, której wynik jej zdaniem był już przesądzony. W końcu nie ma mowy by czarodziej w pojedynkę pokonał demona. Człowiek sam ciągnął na siebie śmierć, ale czego się spodziewał zadzierając z siłami ciemności?
Dziewczyna ocknęła się będąc zaskakująco spokojna jak na osobę która przed chwilą miała okazję oglądać tyle niepokojących obrazów z przyszłości, której nie da się zmienić. Nie mogła jednak przewidzieć, że nie jest w pokoju sama.
_______________________________________________-
Pisane pod wpływem weny. Może być pełne błędów.
Nie czuła się tu swobodnie i wątpiła by ktokolwiek mógł. To właśnie dlatego Shadow ją tu przeniósł za karę. Poza tym pokój jej wuja znajdował się tuż pod podłogą co pozwalała mu to na szybką reakcję w razie potrzeby.
Te cztery kąty, w których przyszło jej nocować zdawały się dawno zapomniane przez żywych. Brakowały tu „kobiecej ręki”. Kogoś kto posprzątałby i nieco ozdobił poste i zaniedbane meble i powierzchnie.
Właściwie ona mogłaby być tym kimś. Mogłaby zmienić tą ponurą trupiarnie w przyzwoity pokoik. Potrzebowałaby jedynie kilku godzin. Mimo to nawet tego nie próbował.
Dziewczyna domyśliła się, że Oscar musiał ja tu przynieść za namową Baby Jagi...to znaczy pani Jagody. Powód był jasny – choroba. Choć w zasadzie Jagoda prędzej by ją wyleczyło niż „rodzinna” atmosfera panująca w tym domu. Zastanawiało ją tylko, dlaczego nadal była ubrana w balową suknie? Czyżby wszyscy przegapili ten drobny szczegół. Przecież Shadow nie mógł się o tym wszystkim dowiedzieć a przez to na pewno zacznie coś podejrzewać.
Włosy sterczały jej na wszystkie strony. Nie miała pojęcia co babka zrobiła by pozbyć się czarnego barwnika w tak ekspresowym czasie, ale po wszystkim zapomniała ich doprowadzić do porządku.
Westchnęła.
„Czy ja nigdy nie mogę obudzić się bez żadnych sensacji ?” - spytała sama siebie.
Pierwsze co zrobiła po wyjściu z łóżka to sięgnięcie po szczotkę i podejście do lustra. Mdłe światło poranka wpadające przez okno pozwalało jej dostrzec wystarczająco wiele szczegółów swojego odbicia by zrozumieć, że coś jest nie tak.
Strój który zobaczyła w odbiciu nie był sukienką, a jedynie spódnica, skromną i burą do której nosiła ten sam czarny sweter w którym wyszła z dworu. Mniej więcej tak musiał wyglądać bajkowy kopciuszek po powrocie z balu gdy czary straciły swoją moc. Nie zgadzała się to z tym co wiedziała na sobie gołym okiem, ale wiele wyjaśniało. Jeśli Oscar widział to co ona w lustrze to nie wzbudziło to w nim żadnych podejrzeń. Wątpiła w to by Shadow dał się nabrać na tą sztuczkę.
Z zamyślenia wyrwał ją cichutki oddech śpiącej w szufladzie wróżki. Zapomniała, że musi teraz zachowywać się bardzo cicho. Tak więc stłumiła atak kaszlu i postanowiła się przebrać w coś cieplejszego. Ostrożnie chodząc na palcach po drewnianej, zimnej, skrzypiącej podłodze przeszukała szafę i wszystkie szuflady. Uzbroiła się od stup po szyję w ciepłą odzież, ale mimo to cała się trzęsła. Musiała posprawdzać wszystkie okna w pokoju i dorzucić do pieca nim zrozumiała że ma gorączkę. Zamarzyła jej się ciepła kąpiel i długa drzemka pod ciepłą kołdrom, ale z drugiej strony czuła, że choćby wskoczyła do wulkanu, wcale nie poczułaby się lepiej.
– Co mi jest? Co się ze mną dzieje - spytała samą siebie, gdyż nie sadziła by same zapalenie płuc było temu winne.
– Wiesz to się zaczyna robić żałosne. – Usłyszała za sobą głos.
To Laura, właśnie nawiedziła pokój siedząc sobie na parapecie.
– Sama jesteś żałosna – odparowała Paulina zdenerwowana.
– Ja przynajmniej nie okłamuję samej siebie. Nie rozumiem co ci to daje? Po co udajesz głuszą niż jesteś w rzeczywistości ? Przecież już od dawna wiesz kim jesteś. To dlaczego to ukrywasz przed resztą jet zrozumiałe, ale dlaczego z takim uporem wmawiasz sobie że nic się nie dzieję? To po prostu głupie i męczące.
– Nikt cię nie prosił o radę.
– Ja też z początku nie mogłam uwierzyć, że jestem duchem i to w dodatku takim, którego wszyscy widzą. Który może poruszać przedmiotami. Ale ta niewiara nie trwała aż tak długo... Pewne fakty należy zaakceptować.
Paulina nie wiedziała co powiedzieć udawanie głupiej – jak to powiedziała Laura – nic by nie dało, więc pozwoliła zjawie kontynuować.
– Tylko nie myśl, że cię pocieszam. Nienawidzę cie. To takie potwory jak ty przyczyniły się do śmierci mojej i mojej mamy. Jej odebrane duszę dzięki której mogłaby przejść na drugą stronę, lub choć być tu ze mną... Ja po drugiej stronie nie mam nikogo. Dlatego czekam na Alexa. Gdy przyjdzie czas pójdę razem z nim, ale do tego musi on mieć dusze. Dlatego nie pozwolę ci by spotkała go to co moją mamę.
– Jakiś demon odebrał twojej mamie duszę?
– Nie jakiś tylko ty Trzeci Elemencie.
– Cała złość Pauliny nagle gdzieś przepadła. Paulina nie mała już siły. Nagle zrobiło jej się tak gorąco i duszno, że musiała ściągnąć część ciuchów. Po czym padła na łóżko. Zamknęła oczy na dłuższa minutę. Próżno opisywać co się działo w jej głowie i sercu.
- Przykro mi że coś takiego ci się przytrafiło, ale mogę ci tylko obiecać, że będę się od niego trzymała z dala o ile on odpowie mi na jedno moje pytanie...
– Domyślam się na jakie, ale nie masz się co łudzić. Nie wiem po co w ogóle ci to mówię. Chyba jest mi po prostu ciebie żal, bo jeśli mówisz prawdę i jet w tobie jakaś cząstka człowieka to niedługo zniknie bezpowrotnie. A do tego czasu będziesz sama, bo nikt ci nie pomoże w walce z samą sobą. - Ostatnie słowa powiedziała bardzo cicho i smutno. Spojrzała na czerwonowłosą wpatrzoną w sufit. Nim Laura całkiem zniknęła jej twarz z przepełnionej współczuciem zmieniła się na powrót w obraz bezgranicznej nienawiści. Odwróciła wzrok i wstała z parapetu. Dopiero gdy doszła do ściany jej zarys zupełnie się rozmył, a w pokoju zapanowała normalna temperatura.
– Paulina jednak tego nie zauważyła. Wzięła kilka uspokajających wdechów i spojrzała na bransoletkę otrzymaną od Sary. Dokładnie przejrzała się pięciu przywieszką oddzielonych koralikami. Przypomniała sobie co o tym przedmiocie mówiła wcześniej Sara.
„To magiczny artefakt, czyli coś co działa nawet na niemagicznych. Ten jednak reaguje tylko na kobiety z naszej rodziny.”
„...powinna ci pomóc odróżnić prawdę od sennej iluzji oraz blokować twoje...koszmary. Nie zobaczysz niczego jeśli nie będziesz tego chciała.”
„To nie ma nic wspólnego z mocą magiczną...Jest to błogosławieństwo dane nam przez Bogini Światła, a które jest dziedziczone z matki na córkę w obrębie naszego klanu.”
„Twoja mama chciałaby byś to nosiła.”
„Wiedziała kim będziesz i kim się staniesz.”
Dopiero wspomnienia tych słów sprawiły, że się rozpłakała. Cały czas sądziła, że rodzice nie powiedzieli jej o istnieniu tego świata gdyż nie była magiczna. Teraz rozumiała co było prawdziwym powodem...W realnym świecie demony są bezsilne...Tak jak wszystkie inne magiczne istoty. Tym razem nie mogła już tłumić kaszlu, ale Psotki to nie obudziło. Nadal leżała cichutko w swoim małym łóżeczku. Po raz pierwszy Paulina pomyślała, że jej mamie musi być smutno bez swojego daimona.
Usiadła i otarła łzy ramieniem. Musiała się uspokoić jeśli miała zrobić to co zaplanowała – przywoła wizję. Uspokajała się bardzo długo. Ponownie poczuła, że jest jej zimno i ma gorączkę. W pewnym momencie sama nie zauważyła kiedy zasypia. Ktoś innym powiedziałby, że po prostu majaczyła w gorączce z to co widziała nie miało sensu.
Pokój jej rodziców. Ewa i Robert rozmawiają nie widząc jej, choć ona stoi tuż przed nimi. Jak zwykle nie do razu przywykła, że jej tam tak naprawdę nie ma.
– To co proponujesz? - spytał Robert?
– Uciekać. Tym razem nie dasz rady. Nie tym razem. Ja i bez wizji wiem jak to się skończy.
Przed czym uciekać? Co się skończy? - myślała Paulina.
– Uciekać? Niby dokąd? To jest nasz dom i ja bez wizji wiem co należy robić. Po prostu uwierz...
– Tym razem to nie kwestia wiary. To nie sprawdzian naszej wiary tylko życie, wojna.
Pierwszy raz widziała swoją mamę w takim stanie. Płakała i niemal krzyczała jak histeryczka.
– Wszystkie teleporty są pozamykane. Nie mamy wyboru. - Uspokoił oddech i spojrzał na nią. - Ewa, ja w nią wierzę. Ona da radę w końcu to nasza córka.
Paulina poczuła, że erce bije jej szybciej. Mówili o niej.
– Czas naszego pokolenia się kończy teraz możemy już tylko być wsparciem dla tego nowego.
Kolejne wizję mieszały się chaotycznie. Widzi walkę i wiele ludzi których jeszcze nie poznała i prawdopodobnie już nie będzie miała okazji.
Blask, błękitne światło pozbawione ciepła. „To co rozdzielone scala się w jedno by Światy łączyć...” - napis na czymś metalowym.
Ciemne kamienne, kręcone schody prowadzące w dół w ciemności. Ktoś ją prowadził, ale ona już mu nie ufała tak jak kiedyś. Czuła w sobie gniew.
Dwa ciała leżące na ziemi. Jej rodzice. Nie żyją... W tle widziała ogień. Płonący dom. Dom z którym już nic ją nie łączyło.
Paweł zmienia się w imponującego błękitnołuskiego smoka. Jego oko zwęża się jak u kota. Wygląda groźnie, ale ona już się go nie boi. Nie boi bo on już wszystko wie...
Lustro, a w nim jej odbicie o złotych oczach...
Te same oczy wyłaniają się z ciemności pewnego więzienia, ale to już nie ona. Tylko jakiś chłopak. Nie widzi jego twarzy.
Cień o upiornej twarzy, cały we krwi trzyma w garści dwa Pierścienie.
Bezbronny Fox w czoło którego ktoś mierzy różdżką.
Oscar pojmany w niewole.
Psotka znika.
Nagle gdy myśli, że to już koniec widzi mężczyznę o białych włosach i zielonych oczach. Czarodziej ubrany jest w ciemne barwy maskujące go w mroku. Na twarzy nosi maskę z gwiazdą.
– Lampa Iaar, tak jak sobie życzyłaś.
– Wspaniale - odpowiedział mu demoniczny chór głosów odbierając przedmiot. - Zaraz gdzie ty idziesz?
– Myślałem, że to jasne. Nasza umowa została zerwana.
– Co proszę?
– W cyrografie, który podpisywałem był jeden warunek. Alexowi włos z głowy nie spadnie i nie odważysz się go tknąć czy wywołać Ataku dopóki będę wypełniał twoje polecenia. To działa również w drugą stronę. Skoro wywołano atak u mojego syna bez przyczyny ja nie muszę już wykonywać kolejnych poleceń. - To powiedziawszy nawet nie odwracał się do swojego rozmówcy i ruszył przed siebie. - Poza tym niedługo on również nie będzie w twojej mocy.
Paulina nie wiedziała gdzie odbywa się to spotkanie, ale było tu dużo miejsca oraz ludzi.
– Klątwę zawsze można na kogoś rzucić. Naprawdę aż tak ci tu źle, że będziesz ryzykował bezpieczeństwo własne i bliskich?
– Każdy kto coś dla mnie znaczy został już na twoje klątwy uodporniony, pozostałych możesz sobie torturować ile ci się chce.
– Meridianie nie podobało się, że jej ulubiony pinek zamierza odejść. Bez kontroli mógłby stać się za silny.
– Zgoda. I tak cię nie potrzebuję. Wiem już gdzie są ostatnie. Trzeci i czwarty element. - Zythrianowi drogę zastąpiła grupa Żmij. - Ale nikt żywy ode mnie nie odchodzi.
– Grupka magów rzuciła się na niego – nie dosłownie, po prostu zaatakowali go magią – ale on szybko sobie z nimi poradził. Odbił ataki, a chwilę potem Żmije albo plunęły od własnych zaklęć które odbite wrodziły od nich, albo trzymali się za gardła duszeni jego własnym atakiem. Kilka osób uniósł za pomocą magii i gestem dłoni rzucił w Meridianę.
– Naprawdę muszę zabić połowę twoich wyznawców nim zdecydujesz się przemyśleć moja propozycję?
– „Jak śmiesz” - mówiły złote oczy demona, który najwyraźniej postanowił sam zająć się zamordowaniem zdrajcy.
Paulina widziała jak Meridiana szykuje się do walki, której wynik jej zdaniem był już przesądzony. W końcu nie ma mowy by czarodziej w pojedynkę pokonał demona. Człowiek sam ciągnął na siebie śmierć, ale czego się spodziewał zadzierając z siłami ciemności?
Dziewczyna ocknęła się będąc zaskakująco spokojna jak na osobę która przed chwilą miała okazję oglądać tyle niepokojących obrazów z przyszłości, której nie da się zmienić. Nie mogła jednak przewidzieć, że nie jest w pokoju sama.
_______________________________________________-
Pisane pod wpływem weny. Może być pełne błędów.
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Rozdział 72: Jak pocieszyć?
Fox otworzył okno na oścież. Mimo iż był środek zimy wolał już zamarznąć niż się udusić. W chacie babci Jagody panował ścisk i zaczynało brakować tlenu, którego on potrzebował. Każdy skrawek salonu zajmowała jakaś istota żywa, jak nie jeden z jego braci, smoki lub księżniczka Roza to zwykle daimon, a wśród nich ropucha Jagody, sokół Vastiana, sowa Xawiera, oraz zwierzaki bliźniaków. Tak się bowiem składało że Fox jako jedyny z rodzeństwa potrafił przemieniać się w lisa. Szczurek Vixa korzystając z talentu do zmiany swych rozmiarów pokonywał trasę z pokoju w którym leżał Alex do szafek i kredensów podając Jagodzie przedmioty potrzebne do leczenia rannych. Jego właściciel też bardzo pomagał.
Zaklęcie, które rzucono na jasnowłosego miało bowiem na celu doprowadzić do tego by się wykrwawił i żaden opatrunek uciskowy nie mógł temu zapobiec. Staruszka zastanawiała się czasem czy nie łatwiej by było amputować rękę, ale nie mówiła tego na głos.
Babcia nie była uzdrowicielką, ale wiedziała jakie zioła pomagają przy magicznych urazach. W czasie niektórych powstań o Illuminaris, jej chata robiła za schron i azyl dla rannych.
Fox już miał iść w stronę pokoju do którego wysłano Paulinę by nie przygadała się ropie wydobywającej się z ręki jej kolegi; jednak został zatrzymany przez swojego starszego brata.
– Macie szczęście, że się pojawiliśmy. Gdyby nie my to bylibyście już martwi, albo gorzej. Ze wszystkich waszych pomysłów ten był najgrubszy. Im starsze to tym...
– Xawier. Nie udawaj mi tu, że nic o tym pomyśle nie wiedziałeś – upomniała go Jagoda, która zdawała się być w kilku miejscach jednocześnie.
Xawier specjalizował się w robieniu młodszemu rodzeństwu wykładów na temat etycznego i moralnego zachwiania. Wyglądem prawie niczym nie różnił się od Vasiana. Ciemno rude włosy w oświetleniu traciły
– My zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym – poskarżył się Xawier w imieniu reszty braci. - Feliks wysłał nam wiadomość co planuje wiedząc że rzucimy wszystko, by mu pomóc... - Xawier chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu Vastian siedzący do tej pory w koncie z zamyślona miną.
- Ja tam nie mam mu za złe- zaczął Vastian uśmiechając się łobuzersko. - Miło było uczestniczyć w tym małym powstaniu.
– I co ci to pseudo powstanie dało?
– Udowodniliśmy, że nie boimy się wejść do pałacu który kiedyś był nasz. Czy tylko ja uważam, że puki co czarodzieje tchórzą? Nasza rodzina i kilka innych. Zabrano nam ojczyznę, nasza ziemię. Sprawili, że musimy się ukrywać. Żmije to głupcy schlebiając demonom, ale oni przynajmniej próbują. Desperacko ale jednak.
– O czym w w ogóle gadacie? - wtrącił Dan. - Dzieciaki włamali się do zamku by ukraść jakieś demoniczna pierścionki. Co to ma do ojczyzny?
– O to debilu – odpowiedział mu jego brat bliźniak – że to nie niemagiczni nas wygnali. Skoro demon potrafi kontrolować umysły, a jest członkiem rodziny królewskiej to dotarcie do króla to dla niego pestka. Przez cały czas to nie król wydawał rozkazy tylko Meridiana, a wcześniej jej inne wcielenie pewnie też maczał palcem w tej sprawie. Kłócił nas ze sobą, przez co z jednej strony ma teraz Żmije, a z drugiej całe Imperium.
– Nadal nic nie rozumiem. - Dan podrapał się po głowie. - Przecież Vasian powiedział...
– Że Żmije przynajmniej coś robią – powtórzył Vastian. - Nie zdają sobie sprawy dokąd to prowadzi, ale dla nich my jesteśmy tchórzami którzy nic nie robią dla niepodległości i mają racje.
Podczas gdy bracia omawiali sprawy narodową jak prawdziwi patrioci, Feliks podszedł do siedzącej na łóżku Pauliny. Nie wyglądała za dobrze, a do tego miała kaszel. Tego drugiego można się było spodziewać po bieganiu na boso w samej sukience po dworze w czasie zimy. Nadal miała na sobie większą część kostiumu. Poszarpaną sukienkę oraz farbę spod, której powoli wychodziły czarowne końcówki włosów. Pytana czy nie wolałaby pójść spać odpowiadała, że nie jest śpiąca, choć poprzedniej nocy również nie zmrużyła oka. Widać, że wolałaby być sama, ale Fox nie zmierzał uszanować tego niewerbalnego życzenia.
- Nie przejmuj się. Alex wychodził już z gorszych opresji.
- Ty nic nie rozumiesz - mruknęła w odpowiedzi i zakaszlała.
- To było niesamowite jak go na powrót odmieniłaś. Jak to zrobiłaś? Paweł mówił że twoja kuzynka jest Wyrocznią, to prawda? - Spojrzał na bransoletkę na ręce dziewczyny - To dzięki temu?
- Tak, mniej więcej... - znów zakaszlała.
- Jednak dobrze że poszłaś. Szczerzę to trochę mnie ten pomysł martwił. Babcia nie byłaby zadowolona gdyby...
- To że poszłam wcale nie było dobrym pomysłem, ale stało się...
Feliks popatrzał na niż chwilę, starając się zrozumieć o czym ona mówi, ale na darmo... Nie potrafił sobie nawet wyobrazić co właśnie przechodziła i jakie myśli chodziły jej po głowie. Postanowił próbować ją rozśmieszyć lub choć sprawić by jej myli powędrowały w innym kierunku.
- Spójrz na mnie - powiedział, a gdy z niechęcią usłuchała najpierw pokazał jedną monetę, którą żonglował między palcami, a potem prawił że zniknęła.
- Fox, wiem że jesteś czarodziejem i taki sztuczki nie robią na mnie wrażenia.
- Racja umiem czarować, ale w przeciwieństwie do Alexa nie bez różdżki - zauważył uśmiechając się przebiegle.
- W takim razie jak?
- Tak samo jak zrobiłem to - "Wyczarował" jej monetę z ucha. Była cała złota. Paulina zaczęła podejrzewać, że to jej własna. - I to - Gdy oglądała monetę, pomachał jej przedtwarza niebieskim medalionem.
- Skąd ty go masz? - spytała, ale nim on choć otworzył usta ona już się domyśliła. To mogło mieć miejsce gdy włamał jej się do pokoju. Zanim się obudziła miał mnóstwo czasu. Albo gdy sprzątała bibliotekę a on kręcił się po budynku. - Grzebałeś w moich rzeczach ?!
- Nie złość się byłem po prostu ciekawy. Chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć. Jesteś bardzo interesującą osobą. Nie spodziewałem się tak nielegalnego przedmiotu. Wiesz że Strażnicy zakazali ich już bardzo dawno temu. Co to by było gdyby taki demon lub Cień go zdobyli?
- Spadaj na drzewo! - warknęła choć chciała powiedzieć coś znacznie gorszego. - Ja nie brałam tego do pałacu. Z resztą nawet gdyby demon znalazł się w realnym świecie, byłby bezsilny, tam nie ma magii...- urwała, gdyż coś nagle do niej doszło. - Byli by bezsilnie wszyscy...
Te uniesienie trwało jednak krótko. Nie ma co się ekscytować tym przebłyskiem geniuszu skoro, nie ma drugiej połówki, a bez tego wisior jest bez wartości.
– Jeśli Oscar jutro pojawi się z rana lepiej by nie zobaczył cię w tym stanie – zauważyła Jaga zaglądając do nich wycierając ręce w szarą ściereczkę.
Na chwilę obecną, cały dom osłaniały maskujące zaklęcia tak mocne, że nawet kryształowa kula nic by przez nie nie zobaczyła. Shadow musiało to martwić jeśli to zauważył.
Na uwagę starszej kobiety nastolatka jedynie kiwnęła twierdząco głową po czym dalej siedziała patrząc na swoje buty. Twarz jej miała umęczony wyraz, jakby czuła się winna za wszystko co miało miejsce na terenie pałacu
- Przepraszam, ale po tym wszystkim i tak nie zasnę.
- Wypij - poleciła jej podając kubek z ciepłą herbatą. - Pomoże na kaszel. - Mówiąc to wróciła do rannego.
Dziewczyna piła powoli nie zwracając uwagi na smak i temperaturę naparu. Fox obserwował jak się uspokaja, aż w pewnym momencie zaczęła się kiwać na boki jak pijana, a kubek wypadł jej z rąk. Złapał ją w ostatniej chwili nim upadła na podłogę. Z początku nie rozumiał co się stało. Nie mogła przecież aż tak naglę zasnąć.
- Babciu. Dlaczego mam rażenie że to nie było zwykłe lekarstwo na kaszel, ani melisa?
Zaklęcie, które rzucono na jasnowłosego miało bowiem na celu doprowadzić do tego by się wykrwawił i żaden opatrunek uciskowy nie mógł temu zapobiec. Staruszka zastanawiała się czasem czy nie łatwiej by było amputować rękę, ale nie mówiła tego na głos.
Babcia nie była uzdrowicielką, ale wiedziała jakie zioła pomagają przy magicznych urazach. W czasie niektórych powstań o Illuminaris, jej chata robiła za schron i azyl dla rannych.
Fox już miał iść w stronę pokoju do którego wysłano Paulinę by nie przygadała się ropie wydobywającej się z ręki jej kolegi; jednak został zatrzymany przez swojego starszego brata.
– Macie szczęście, że się pojawiliśmy. Gdyby nie my to bylibyście już martwi, albo gorzej. Ze wszystkich waszych pomysłów ten był najgrubszy. Im starsze to tym...
– Xawier. Nie udawaj mi tu, że nic o tym pomyśle nie wiedziałeś – upomniała go Jagoda, która zdawała się być w kilku miejscach jednocześnie.
Xawier specjalizował się w robieniu młodszemu rodzeństwu wykładów na temat etycznego i moralnego zachwiania. Wyglądem prawie niczym nie różnił się od Vasiana. Ciemno rude włosy w oświetleniu traciły
– My zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym – poskarżył się Xawier w imieniu reszty braci. - Feliks wysłał nam wiadomość co planuje wiedząc że rzucimy wszystko, by mu pomóc... - Xawier chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu Vastian siedzący do tej pory w koncie z zamyślona miną.
- Ja tam nie mam mu za złe- zaczął Vastian uśmiechając się łobuzersko. - Miło było uczestniczyć w tym małym powstaniu.
– I co ci to pseudo powstanie dało?
– Udowodniliśmy, że nie boimy się wejść do pałacu który kiedyś był nasz. Czy tylko ja uważam, że puki co czarodzieje tchórzą? Nasza rodzina i kilka innych. Zabrano nam ojczyznę, nasza ziemię. Sprawili, że musimy się ukrywać. Żmije to głupcy schlebiając demonom, ale oni przynajmniej próbują. Desperacko ale jednak.
– O czym w w ogóle gadacie? - wtrącił Dan. - Dzieciaki włamali się do zamku by ukraść jakieś demoniczna pierścionki. Co to ma do ojczyzny?
– O to debilu – odpowiedział mu jego brat bliźniak – że to nie niemagiczni nas wygnali. Skoro demon potrafi kontrolować umysły, a jest członkiem rodziny królewskiej to dotarcie do króla to dla niego pestka. Przez cały czas to nie król wydawał rozkazy tylko Meridiana, a wcześniej jej inne wcielenie pewnie też maczał palcem w tej sprawie. Kłócił nas ze sobą, przez co z jednej strony ma teraz Żmije, a z drugiej całe Imperium.
– Nadal nic nie rozumiem. - Dan podrapał się po głowie. - Przecież Vasian powiedział...
– Że Żmije przynajmniej coś robią – powtórzył Vastian. - Nie zdają sobie sprawy dokąd to prowadzi, ale dla nich my jesteśmy tchórzami którzy nic nie robią dla niepodległości i mają racje.
Podczas gdy bracia omawiali sprawy narodową jak prawdziwi patrioci, Feliks podszedł do siedzącej na łóżku Pauliny. Nie wyglądała za dobrze, a do tego miała kaszel. Tego drugiego można się było spodziewać po bieganiu na boso w samej sukience po dworze w czasie zimy. Nadal miała na sobie większą część kostiumu. Poszarpaną sukienkę oraz farbę spod, której powoli wychodziły czarowne końcówki włosów. Pytana czy nie wolałaby pójść spać odpowiadała, że nie jest śpiąca, choć poprzedniej nocy również nie zmrużyła oka. Widać, że wolałaby być sama, ale Fox nie zmierzał uszanować tego niewerbalnego życzenia.
- Nie przejmuj się. Alex wychodził już z gorszych opresji.
- Ty nic nie rozumiesz - mruknęła w odpowiedzi i zakaszlała.
- To było niesamowite jak go na powrót odmieniłaś. Jak to zrobiłaś? Paweł mówił że twoja kuzynka jest Wyrocznią, to prawda? - Spojrzał na bransoletkę na ręce dziewczyny - To dzięki temu?
- Tak, mniej więcej... - znów zakaszlała.
- Jednak dobrze że poszłaś. Szczerzę to trochę mnie ten pomysł martwił. Babcia nie byłaby zadowolona gdyby...
- To że poszłam wcale nie było dobrym pomysłem, ale stało się...
Feliks popatrzał na niż chwilę, starając się zrozumieć o czym ona mówi, ale na darmo... Nie potrafił sobie nawet wyobrazić co właśnie przechodziła i jakie myśli chodziły jej po głowie. Postanowił próbować ją rozśmieszyć lub choć sprawić by jej myli powędrowały w innym kierunku.
- Spójrz na mnie - powiedział, a gdy z niechęcią usłuchała najpierw pokazał jedną monetę, którą żonglował między palcami, a potem prawił że zniknęła.
- Fox, wiem że jesteś czarodziejem i taki sztuczki nie robią na mnie wrażenia.
- Racja umiem czarować, ale w przeciwieństwie do Alexa nie bez różdżki - zauważył uśmiechając się przebiegle.
- W takim razie jak?
- Tak samo jak zrobiłem to - "Wyczarował" jej monetę z ucha. Była cała złota. Paulina zaczęła podejrzewać, że to jej własna. - I to - Gdy oglądała monetę, pomachał jej przedtwarza niebieskim medalionem.
- Skąd ty go masz? - spytała, ale nim on choć otworzył usta ona już się domyśliła. To mogło mieć miejsce gdy włamał jej się do pokoju. Zanim się obudziła miał mnóstwo czasu. Albo gdy sprzątała bibliotekę a on kręcił się po budynku. - Grzebałeś w moich rzeczach ?!
- Nie złość się byłem po prostu ciekawy. Chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć. Jesteś bardzo interesującą osobą. Nie spodziewałem się tak nielegalnego przedmiotu. Wiesz że Strażnicy zakazali ich już bardzo dawno temu. Co to by było gdyby taki demon lub Cień go zdobyli?
- Spadaj na drzewo! - warknęła choć chciała powiedzieć coś znacznie gorszego. - Ja nie brałam tego do pałacu. Z resztą nawet gdyby demon znalazł się w realnym świecie, byłby bezsilny, tam nie ma magii...- urwała, gdyż coś nagle do niej doszło. - Byli by bezsilnie wszyscy...
Te uniesienie trwało jednak krótko. Nie ma co się ekscytować tym przebłyskiem geniuszu skoro, nie ma drugiej połówki, a bez tego wisior jest bez wartości.
– Jeśli Oscar jutro pojawi się z rana lepiej by nie zobaczył cię w tym stanie – zauważyła Jaga zaglądając do nich wycierając ręce w szarą ściereczkę.
Na chwilę obecną, cały dom osłaniały maskujące zaklęcia tak mocne, że nawet kryształowa kula nic by przez nie nie zobaczyła. Shadow musiało to martwić jeśli to zauważył.
Na uwagę starszej kobiety nastolatka jedynie kiwnęła twierdząco głową po czym dalej siedziała patrząc na swoje buty. Twarz jej miała umęczony wyraz, jakby czuła się winna za wszystko co miało miejsce na terenie pałacu
- Przepraszam, ale po tym wszystkim i tak nie zasnę.
- Wypij - poleciła jej podając kubek z ciepłą herbatą. - Pomoże na kaszel. - Mówiąc to wróciła do rannego.
Dziewczyna piła powoli nie zwracając uwagi na smak i temperaturę naparu. Fox obserwował jak się uspokaja, aż w pewnym momencie zaczęła się kiwać na boki jak pijana, a kubek wypadł jej z rąk. Złapał ją w ostatniej chwili nim upadła na podłogę. Z początku nie rozumiał co się stało. Nie mogła przecież aż tak naglę zasnąć.
- Babciu. Dlaczego mam rażenie że to nie było zwykłe lekarstwo na kaszel, ani melisa?
W tym całym zamieszaniu tylko Vixa martwiła nieobecność Tobiego. Jego kilkudniowy przyjaciel przepadł jak kamień w wodę. A przecież jeszcze tak wielu rzeczy nie zdążyli razem zrobić. Vix tak bardzo cieszył się iż nareszcie pojawił się ktoś z kim mógłby się bawić, a tymczasem ten ktoś nie czuł nawet potrzeby by powiedzieć mu iż wychodzi...
Prawda był taka iż Tobi nie uważał go za przyjaciela. Co więcej Vix irytował go swoją dziecinnością, charakterem, sama obecnością a głównie umiejętnościami magicznymi.
„Po dwóch miesiącach nauki nie wie jak różdżkę się trzyma. Jest dowodem nieporadności swoich nauczycieli i ich metod w praktyce."
Tobi zamieszkał z nimi by się czegoś nauczyć oraz gdyż nie miał chwilowo żadnego domu. Jednak Alex, Fox, Jagoda i cała reszta zamiast go edukować traktowali go jako niańkę dla Vixa. Nienawidził gdy ktoś nie traktuje go poważnie, a co gorsza ignoruje zbywając go jakimiś głupimi farmazonami o równowadze, cierpliwości i jakiś roślinach o których powinien coś wiedzieć.
Tobi zamieszkał z nimi by się czegoś nauczyć oraz gdyż nie miał chwilowo żadnego domu. Jednak Alex, Fox, Jagoda i cała reszta zamiast go edukować traktowali go jako niańkę dla Vixa. Nienawidził gdy ktoś nie traktuje go poważnie, a co gorsza ignoruje zbywając go jakimiś głupimi farmazonami o równowadze, cierpliwości i jakiś roślinach o których powinien coś wiedzieć.
„Na co mi wiedza o chwastach? Założę się że ta baba nie umie nic prócz tego jak i z czego parzyć herbatki. Taka z niej wiedźma co z koziej d... trąba.”
Nigdy jej jeszcze nie przyłapał na tym by użyła magii.
Nie, ta baba ani nikt kto z nią spokrewniony nie mógł być dla niego wzorem, a tym bardziej mistrzem. On chciał być taki jak Alex – pierwszy i ostatni czarodziej który zrobił na nim jakieś pozytywne wrażenie.
Teraz już nic nie łączyło Tobiego z poprzednim życiem w Tharond. Tamten chłopiec już nie istniał. Jego starzy przyjaciele z dzieciństwa i rodzina bali się go, więc nie miał tam czego szukać, chyba że kiedyś zachciało mu się by te ich lęki potwierdzić. Nic groźnego oczywiście. Nie chciał nikogo krzywdzić, choć zranili go. Teraz chciał być czarodziejem, ale nie jednym z wielu tylko najlepszym.
Niestety z tym marzeniem został sam, gdyż jego nowi znajomi zupełnie go zignorowali. Najbardziej zabolało go to że Alex który zobowiązał się mu pomóc, który zamiast uśpić w nim moc dał mu różdżkę, poszedł sobie włóczyć się zamiast choć zadać mu jakąś lekturę o magii.
To przebrało miarkę. Gdy Fox i Paulina wyszli „nad jezioro” pobiegł za nimi. Wówczas idąc za ich śladami w śniegu spotkał Zythriana.
Wydał się mu miłym człowiekiem, choć nieco tajemniczym. Na pytania odpowiadał niezrozumiałymi półsłówkami i uśmiechał się w sposób, który nie do końca wzbudzał zaufanie. Tobi sam nie wiedział jak to się stało że gdy padło pytanie „Co tu robisz?” opowiedział mężczyźnie o wszystkich swoich problemach. Może to dlatego, że został wysłuchany jak jeszcze nigdy. Zythrian miał podejście do młodzieży i był czarodziejem. W kwadrans nauczył go więcej niż jego magiczni koledzy i Jagoda przez całą znajomość. Chłopcu jednak nie umknął pewien szczegół.
- Pan nie używa różdżki.
- A ciebie uczono, że jest ona niezbędna? To co ci powiedziano nie było kłamstwem. Początkujący nie potrafią inaczej niż za pomocą tego narzędzia, ale musisz wiedzieć że jest jeszcze drugi poziom który mało kto poznaje. Ale wiesz co? Myślę że jesteś zdolny i szybko opanujesz podstawy jeśli ktoś ci pomoże.
-Uczyłbyś mnie?
- Z radością, ale mam dwa warunki. Po pierwsze będziesz musiał przez całą edukację robić co ci karzę. Inaczej nic z tego nie będzie, a po drugie chciałbym byś coś dla mnie zrobił. To czego cię nauczyłem jest zaklęciem używanym do obrony własnej. Używaj go tylko w ostateczności. Nie jest za silne i jedynie ogłusza, ale nie szalej z nim...
Wszystko co mówił było dla Tobiego tak logiczne i zrozumiałe.
Rodział 71: walka serc cz II
Nie bez trudu, wręcz ostatkiem siły, złapała Alexa za przegub, tam gdzie ubranie odsłaniało skórę. Wzięła ostatni płytki wdech, zamknęła oczy i wówczas znikąd pojawiło się światło.
Wszyscy obserwowali to zjawisko próbując zrozumieć jego działanie, źródło, pochodzenie.
Alex szarpnął się i krzykną puszczają Paulinę. Dziewczyna wiedziała, że jeśli coś pójdzie nie tak to ten krzyk będzie ją prześladował w koszmarach. Nie chciała mu zrobić krzywdy. W zadzie miała wrażenie, że energia która przez nią przepływa, boli ją bardziej niż jego. Z czasem krzyk stawał się coraz bardziej ludziki, choć zachrypnięty. Ciemna aura rozwiała się jak mgła na wietrze. Oczy z każdym mrugnięciem odzyskiwały poprzedni kolor, a upiorne światło gasło. Chłopak przez chwilę stał jak otumaniony, aż nagle zachwiał się i tym razem to Paulina musiała go łapać. Był jednak dla niej za ciężki, nie miała dość sił by utrzymać go w pionie więc oboje upadli na kolana, prosto w topniejący śnieg. Objęła go, starając Kaszląc próbowała złapać powietrze.
Czarodzieje mieli skłonności do niedocenianie niemagicznych przeciwników, ale nie tym razem uznali bowiem, że dziewczyna która wyczarowała światło musi być kapłanką Bogini Światła, a jeśli tak stanowi poważne zagrożenie. Wycelowali w nią różdżki.
Oczywiście ich myślenie było w większości błędne, choć zważywszy na okoliczności najbardziej logiczne.
Dalej Paulina widziała już tylko wyrywki tego co działo się wkoło. Huki zaklęć ogłuszały ją, lub oślepiały, ale nie od razu rozumiała co się dzieję.
Meridiana coś krzyczała.
Żmije albo panikowały, albo uznały, że nadszedł czas by zakończyć tą zabawę.
Padające w ich stronę czary odbijały się od czegoś niewidzialnego. Amulet Alexa, czerwona gwiazda którą miał na rzemieniu na szyi. chronił ich.
Czuła na sobie oddech czarodzieja.
„A więc żyje...” - Odetchnęła z ulgą.
Niestety za wcześnie było na radość. Ochronne pole siłowe po każdym ataku malało.
„Gdzie jest Fox?”
W końcu pole obejmowało jedynie ich korpusy. Coraz więcej ataków dochodziło celu. Trafiali głównie w lewą rękę Alexa.
Dziewczyna zaczynała wątpić w Foxa i jego powrót. Tarcza opadła, a oddech nieprzytomnego czarodzieja stał się płytki.
Paulina chciała zawołać do Pawła by coś zrobił, ale młody smok krwawił z trzech ran, a jedna wiedźma od Żmij zmierzała w jego kierunku z nożem by go dobić. Na darmo chłopak próbował stanąć na nogi. Źrenice zwęziły mu się tak jakby chciał zabić przeciwników wzrokiem.
Sytuacja Rozy nie wyglądała za dobrze. Jednak fakt że była księżniczką nie pozwalał Żmiją bezceremonialnie ją zabić. Wyraźnie czekali na rozkazy Meridiany, ale ta patrzyła obecnie tylko na Paulinę, a ta tymczasem już zupełnie nie czuła swej lewej ręki od pieczęci w dół, po same palce.
Dziewczyna unikając spojrzenia w demoniczne oczy spojrzała na maga który akurat mierzył do Alexa z różdżki. Mężczyzna właśnie miał rzucić czar gdy na jego rękę z obnażonymi zębiskami rzucił się lis.
Potem Paulina czując jak coś próbuje się wedrzeć do jej umysłu, straciła na moment świadomość.
Gdy ją odzyskała Fox - bo to oczywiście on był lisem który ugryzł czarodzieja w rękę - wycofywał się rakiem dopóki nie trafił plecami na drzewo. Jego różdżka leżała połamana w drzazgi na trawie.
Paulina słyszała odgłosy magicznej walki. Zagadkowe świsty i nienaturalne wycia, trzeszczenia i chlupotania oraz grzmoty podobne do tych podczas wyładowań atmosferycznych. Zrobiło jej się zimno i niedobrze. Powietrze stało się najonizowane bardziej niż przed burza. Zobaczyła jak olbrzymi ptak drapieżny rzuca się na twarz maga który właśnie zamachiwał się różdżka na Foxa.
Zaklęcie trafiło w drzewo koło ucha chłopaka lekko go ogłuszając, akurat gdy zdążył krzyknąć imię "Vastian". Dzięki temu Paulina rozumiała już czym były "posiłki" po które poszedł. Vastian był najstarszym bratem Feliksa i zgadywała że reszta jego rodzeństwa również się pojawiła i to oni byli powodem powstałego zamieszania. Paulina widziała jeszcze jak Roza skorzystawszy z zamieszania wyrwała się czarnym magom i podbiegła do Pawła by pomóc mu wstać. Zaraz potem znów zakręciło jej się w głowie. Teraz już miała pewność, że jej umysł stał się celem ataku Pierwszego Elementu. Myślała tylko o radach jakie udzieliła jej Amber i Alex na temat ochrony umysłu. Tą opłakaną sytuację zmieniło pojawienie się na polanie olbrzymiej czerwono-łuskiej bestii.
Dwaj bracia Foxa, prawdopodobnie bliźniacy o których jej kiedyś wspominał, podnieśli Alexa. Chwilę potem obok nich pojawił się czerwony smok, który położył się na brzuchu tak by ułatwić im posadzenie nieprzytomnego czarodzieja na swoim grzbiecie.
Gdy jeden z bliźniaków, ten z jaśniejszymi włosami, wyciągnął do niej rękę od razu zrozumiała do czego to zmierza i nie podobało jej się to.
Wolałaby zostać tu sama zdana na litość setki czarnych magów zdolnych przerobić na na sito, niż dotknąć gada, a co dopiero na nim usiąść, a potem polecieć. Polecieć! A więc oderwać się od kochanej bezpiecznej ziemi i wzbić się tam skąd można spaść - w górę. Przeszedł ją dreszcz na samą o tym myśl.
– Nie ma mowy. Nie. - Mówiąc to energicznie kręciła głową.
Widząc jej upór jedne z bliźniaków, ten o krótszych włosach pobiegł do reszty swego rodzeństwa by pomóc przy chroniącej ich tarczy. Drugi przywiązawszy bezpiecznie Alexa do jednego z kolców Cinnbar'a, odwrócił się i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Dziewczyno, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – powiedział, a gdy ona nadal ani drgnęła krzyknął – Mamy problem!
– Zaraz nie będzie problemy – mruknął szkarłatny smok, a jego ludzki głos, który słyszeli wszyscy w umysłach mieszał się z rykiem, który wydał używając gardła. - Wskakuj i to już !! - zagrzmiał w jej głowie, patrząc jej prosto w oczy. W efekcie czego dziewczyna zaczęła się trząść. - To nie czas ani miejsce na idiotyczne samolubne obiekcję!! Wskakujesz sama albo ci pomogę zębami.
– Darek, przestań ! - Paweł podszedł trzymając się za krwawiący bok stanął pomiędzy bratem a Pauliną. - Tylko jeszcze bardziej ją wystraszysz. Nie widzisz, że on już się boi.
Paulina chciała zaprzeczyć, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Smocza głowa znajdowała się bardzo blisko, a paszcze miał tak wielką, że mógłby ją pożreć na raz. Najgorsze jednak były jego oczy. Czerwone wwiercając się w jej jej duszę jakby był w stanie odkryć wszystkie jej sekrety nawet te, które ukrywa przed samą sobą. Jakby już się czegoś domyślał i było kwestią sekund by się upewnił. Z jego nozdrzy wydobył się dym, ciepły, duszący i cuchnący siarką niczym z wnętrza wulkanu.
– Cinnabar! - upomniał go młodszy brat nieco głośniej.
Wówczas Paulina poczuła jak tuż za nią klęka Feliks i obraca ją zmuszając by spojrzała w jego błękitne oczy.
– Paulina - wyjątkowo zwrócił się do niej używaj jej imienia – Po prostu zamknij oczy i wyobraź sobie, że wspinasz się na skałkę. Taką niewysoką, chłodną skałkę, a porem się jej złap, trzymaj mocno.
– Słuchajcie my długo tak nie wytrzymamy! - zawołał najstarszy z braci. Obecnie wszyscy z klanu Vulpies prócz Foxa brali udział w odpieraniu czarnych magów, ale kończyła im się mana.
Paulina pozwoliła by Fox pomógł jej wstać. Wszystko robiła z zamkniętymi oczami i starała się nie myśleć o tym co się stało, dzieję i co będzie się dziać. Nadal się trzęsła i czuła, że jej oczy są mokre mimo, że z pewnością nie pada. Czuła na sobie wzrok Meridiany, choć nie miała pojęcia gdzie ona w tym całym zamieszaniu stoi. Księżniczka nie dołączyła do walki jedynie wpatrywała się.
Tuż za Pauliną usiadł Fox. Dziewczyna wiedziała to choć nadal nie otwierała oczu. Objął ją gdy startowali. Gdyby nie to prawdopodobnie już na starcie by spadła. Ataki czarnych magów nie ustawały. Dopiero gdy smok znikła z pola widzenia Xawier, Ian, Dan i Vastian teleportowali się.
Sytuacja Rozy nie wyglądała za dobrze. Jednak fakt że była księżniczką nie pozwalał Żmiją bezceremonialnie ją zabić. Wyraźnie czekali na rozkazy Meridiany, ale ta patrzyła obecnie tylko na Paulinę, a ta tymczasem już zupełnie nie czuła swej lewej ręki od pieczęci w dół, po same palce.
Dziewczyna unikając spojrzenia w demoniczne oczy spojrzała na maga który akurat mierzył do Alexa z różdżki. Mężczyzna właśnie miał rzucić czar gdy na jego rękę z obnażonymi zębiskami rzucił się lis.
Potem Paulina czując jak coś próbuje się wedrzeć do jej umysłu, straciła na moment świadomość.
Gdy ją odzyskała Fox - bo to oczywiście on był lisem który ugryzł czarodzieja w rękę - wycofywał się rakiem dopóki nie trafił plecami na drzewo. Jego różdżka leżała połamana w drzazgi na trawie.
Paulina słyszała odgłosy magicznej walki. Zagadkowe świsty i nienaturalne wycia, trzeszczenia i chlupotania oraz grzmoty podobne do tych podczas wyładowań atmosferycznych. Zrobiło jej się zimno i niedobrze. Powietrze stało się najonizowane bardziej niż przed burza. Zobaczyła jak olbrzymi ptak drapieżny rzuca się na twarz maga który właśnie zamachiwał się różdżka na Foxa.
Zaklęcie trafiło w drzewo koło ucha chłopaka lekko go ogłuszając, akurat gdy zdążył krzyknąć imię "Vastian". Dzięki temu Paulina rozumiała już czym były "posiłki" po które poszedł. Vastian był najstarszym bratem Feliksa i zgadywała że reszta jego rodzeństwa również się pojawiła i to oni byli powodem powstałego zamieszania. Paulina widziała jeszcze jak Roza skorzystawszy z zamieszania wyrwała się czarnym magom i podbiegła do Pawła by pomóc mu wstać. Zaraz potem znów zakręciło jej się w głowie. Teraz już miała pewność, że jej umysł stał się celem ataku Pierwszego Elementu. Myślała tylko o radach jakie udzieliła jej Amber i Alex na temat ochrony umysłu. Tą opłakaną sytuację zmieniło pojawienie się na polanie olbrzymiej czerwono-łuskiej bestii.
Dwaj bracia Foxa, prawdopodobnie bliźniacy o których jej kiedyś wspominał, podnieśli Alexa. Chwilę potem obok nich pojawił się czerwony smok, który położył się na brzuchu tak by ułatwić im posadzenie nieprzytomnego czarodzieja na swoim grzbiecie.
Gdy jeden z bliźniaków, ten z jaśniejszymi włosami, wyciągnął do niej rękę od razu zrozumiała do czego to zmierza i nie podobało jej się to.
Wolałaby zostać tu sama zdana na litość setki czarnych magów zdolnych przerobić na na sito, niż dotknąć gada, a co dopiero na nim usiąść, a potem polecieć. Polecieć! A więc oderwać się od kochanej bezpiecznej ziemi i wzbić się tam skąd można spaść - w górę. Przeszedł ją dreszcz na samą o tym myśl.
– Nie ma mowy. Nie. - Mówiąc to energicznie kręciła głową.
Widząc jej upór jedne z bliźniaków, ten o krótszych włosach pobiegł do reszty swego rodzeństwa by pomóc przy chroniącej ich tarczy. Drugi przywiązawszy bezpiecznie Alexa do jednego z kolców Cinnbar'a, odwrócił się i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Dziewczyno, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – powiedział, a gdy ona nadal ani drgnęła krzyknął – Mamy problem!
– Zaraz nie będzie problemy – mruknął szkarłatny smok, a jego ludzki głos, który słyszeli wszyscy w umysłach mieszał się z rykiem, który wydał używając gardła. - Wskakuj i to już !! - zagrzmiał w jej głowie, patrząc jej prosto w oczy. W efekcie czego dziewczyna zaczęła się trząść. - To nie czas ani miejsce na idiotyczne samolubne obiekcję!! Wskakujesz sama albo ci pomogę zębami.
– Darek, przestań ! - Paweł podszedł trzymając się za krwawiący bok stanął pomiędzy bratem a Pauliną. - Tylko jeszcze bardziej ją wystraszysz. Nie widzisz, że on już się boi.
Paulina chciała zaprzeczyć, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Smocza głowa znajdowała się bardzo blisko, a paszcze miał tak wielką, że mógłby ją pożreć na raz. Najgorsze jednak były jego oczy. Czerwone wwiercając się w jej jej duszę jakby był w stanie odkryć wszystkie jej sekrety nawet te, które ukrywa przed samą sobą. Jakby już się czegoś domyślał i było kwestią sekund by się upewnił. Z jego nozdrzy wydobył się dym, ciepły, duszący i cuchnący siarką niczym z wnętrza wulkanu.
– Cinnabar! - upomniał go młodszy brat nieco głośniej.
Wówczas Paulina poczuła jak tuż za nią klęka Feliks i obraca ją zmuszając by spojrzała w jego błękitne oczy.
– Paulina - wyjątkowo zwrócił się do niej używaj jej imienia – Po prostu zamknij oczy i wyobraź sobie, że wspinasz się na skałkę. Taką niewysoką, chłodną skałkę, a porem się jej złap, trzymaj mocno.
– Słuchajcie my długo tak nie wytrzymamy! - zawołał najstarszy z braci. Obecnie wszyscy z klanu Vulpies prócz Foxa brali udział w odpieraniu czarnych magów, ale kończyła im się mana.
Paulina pozwoliła by Fox pomógł jej wstać. Wszystko robiła z zamkniętymi oczami i starała się nie myśleć o tym co się stało, dzieję i co będzie się dziać. Nadal się trzęsła i czuła, że jej oczy są mokre mimo, że z pewnością nie pada. Czuła na sobie wzrok Meridiany, choć nie miała pojęcia gdzie ona w tym całym zamieszaniu stoi. Księżniczka nie dołączyła do walki jedynie wpatrywała się.
Tuż za Pauliną usiadł Fox. Dziewczyna wiedziała to choć nadal nie otwierała oczu. Objął ją gdy startowali. Gdyby nie to prawdopodobnie już na starcie by spadła. Ataki czarnych magów nie ustawały. Dopiero gdy smok znikła z pola widzenia Xawier, Ian, Dan i Vastian teleportowali się.
sobota, 15 grudnia 2012
Rozdział 71: Walka serc czI
Dobiegła do ogrodzenia za którym zaczynał się ogród. Paulina przechodziła już góra przez wyższe i trudniejsze przeszkody. Tym razem sukienka i brak butów, które zdjęła by ułatwić sobie bieg uniemożliwiały jej wspinaczkę, więc musiała poczekać na Foxa. Ten gdy dobiegł po prostu wysadził zamek nie tracąc czasu na jego otwieranie.
Zmierzając w kierunku odgłosów – głównie chichotów czarnych magów - dobiegli na miejsce. Ostatni odcinek pokonali skradając się pod osłoną roślinności. Paulina wyraźnie czuła jak swędzenie ręki się nasila. Z początku nie rozumiała sytuacji.
Alex emanując czarną magią zbliżał się do klęczącego na trawie Pawła.
- Roza schowaj się. Poradzie sobie – szepnął Paweł po czym zwrócił się do Alexa. - Musisz mnie pamiętać. To ja Paweł. Przyjaźnimy się. Razem walczyliśmy z upiorami na Lunanor. Zwiedzaliśmy podziemia świątyni powierza. Nie wierzę w to, że jesteś jednym z nich. Meridiana nie ma nad tobą takiej władzy. Nie może odebrać ci wolnej woli.
To ostatnie niestety nie było prawdą, ale w to właśnie wierzył młody smok i ta wiara w jakiś sposób musiała przenikać do świadomości czarodzieja. Nawet Paulina dostrzegła te wahanie i zaczynała rozumieć na czym polegała moc Pawła, jako Wybrańca. Tak jak wcześniej wybudził Roze – czego ona nie widziała - tak teraz walczył z Pierwszym Elementem na poziomie serca i umysłu Alexa.
Niestety dla młodego smoka czarodziej był nieobecny duchem, nie odróżniał wrogów od przyjaciół, serce miał puste i słuchał tylko swej pani. Na tym właśnie polegała klątwa.
Paulinę spojrzała na Meridianę, a ręka zapiekła ją jakby ktoś przyłożył jej rozgrzany metal. Trwało to krótko. Musiała się położyć płasko na ziemi, gdyż bała się że czarnowłosa również coś poczuła. Myliła się jednak. Została niezauważona.
„Może na tym to polega? Może mam w sobie coś co mnie przed Pierścieniami ostrzega?”- pomyślała i na moment zapomniała o Pawle i Alexie. Przyjrzała się Meridianie i przeszedł ją dreszcz.
Była gotowa pomyśleć, że to dziecko nie ma w sobie już nic z człowieka, dopóki nie zauważyła jak dziewczynka przytula rękę. Ona drżała. Bała się, ale te emocje nie pochodziły od demona. Paulina pomyślała, że patrzy na kogoś kto jest do niej podobny, a przyjemniej znalazł się w tej samej sytuacji i ta k z jednej strony, chciała przytuli i pocieszyć małą, a z drugiej lękała się, że ta ja zauważy i pozna...
Dlaczego Paweł jej nie zabił? - Bo była dzieckiem.
Czym się różni dziecko od dorosłego? - Jest podatne na wpływy, a więc dziecko zawsze jeszcze można „naprawić”. Dziecko samo w sobie nigdy nie jest złe. Źródłem zła zawsze jest to co na nie wpływa. W tym przypadku oczywiście był to demon.
Wzdrygnęła się czując jak Fox dotyka jej ramienia.
– Dobrze się czujesz? Cała się trzęsiesz – zauważył. - Pożyczyć ci kurtkę? - spytał i nim zdążyła odpowiedzieć zdjął okrycie z siebie i okrył przyjaciółkę, która ubrana była w samą sukienkę.
Szczękanie z czasem minęło, ale nadal się trzęsła z emocji.
– Dziękuje...
– Chyba powinniśmy coś zrobić. Jest ich zbyt wielu. Pójdę po posiłki, a ty tu zostań i nie wychylaj się...
W tym momencie Paweł uderzony zaklęciem Alexa przeleciał kilka ładnych metrów i uderzywszy w drzewo na moment stracił przytomność. Roza rozejrzał się za jakąś bronią, ale nim zdążyła podnieść choć gałąź została złapana przez parę czarnych magów. Na nic zdały się próby wyrwania się. Alex z rozkazu Meridiany zamierzał dobić bruneta.
- On go zabije.
„Trzeba działać już teraz” - pomyślała i wiedziona tym impulsem wstała i ruszyła przed siebie.
Daleko nie zaszła bo Fox szybko wciągnąć ją z powrotem w krzaki.
-Puszczaj - syknęła gdy przygniutł ją do ziemi.
– On nie jest sobą. Nie pozna cię.
– Wiem.
– Paweł chyba nie da się tak po prostu zabić. Jest smokiem.
– Posłuchaj znam go. Ten gad muchy nie skrzywdzi co dopiero kogoś kogo nazywa przyjacielem.
„Muszę coś zrobić. Coś by pokazać wszystkim i udowodnić samej sobie po czyjej jestem stronie.”
- Jeśli coś ci się stanie to...
- Mam plan. O ile się pośpieszysz z wezwaniem pomocy. Nic mi nie będzie. – Wysiliła się na uśmiech.
Spojrzawszy w jej oczy chłopak nie potrafił się sprzeciwić. Emanowało z nich pewnością siebie.
– Puść mnie. – To zabrzmiało zupełnie jak rozkaz. Rozkaz który tym razem usłuchał - Liczę na ciebie.
Przez moment obserwował osłupiały jak dziewczyna przebiega obok czarnych magów. Ci na razie nie reagowali.
– Alex !! - krzyczała, choć nie donosiło to skutku.
„Odwróć się. Zostaw go. Tutaj jestem”
Sadza wycelował w Paulinę różdżkę, ale Meridiana powstrzymała go gestem reki.
– Nie sądzicie, że robi się ciekawie? Ciekawe ile jeszcze znajomych przyprowadził ze sobą nasz bohater.
„Bohater” tymczasem na wszystkie sposoby próbował wybić Paulinie jej pomysł z głowy.
– Paulina uciekaj stąd!! Oni tylko na to czekają.
Było już jednak za późno by się wycofać.
Nie mogła już zawrócić. W biegu wpadła na Alexa, objęła go od tyłu i zahamowała go. Dopiero wówczas ją zauważył. Przez moment stał jakby zastanawiając się co robić. Nagle dziewczyna poczuła jak dotyka jej ręki. Przeszedł ją dreszcz, a chwile później ból, nieważkość i uderzenie o coś twardego. Gdy odzyskała przytomność – swoją drogą dość szybko jak na okoliczności – leżała na ziemi, a Alex stał tuż obok. Znajdowali się w zupełnie innej części polany daleko od Pawła który stopniowo podejmował próby podniesienia się. Jednak nawet gdyby mu się to udało z pewnością nie mógł dobiec na czas.
Alex złapał swą ofiarę za gardło podnosząc ją na nogi. Paulina z każdym oddechem czuła jak uchodzi z niej życie. Spojrzawszy w jego czerwone oczy przypomniała sobie gdy pierwszy raz je widziała.
Mroczny Les.
Mordercze nieprzyjazne rośliny.
Alex wpada do bagna.
Wychodząc nie jest już sobą.
Ciemna, czerwonooka postać na tle lasu.
Wówczas to również był on. Teraz rozumiała dlaczego Shadow dał jej nuż. Cienia by nim nie zabiła, on samonakierowywał się na serce Alexa. Prawdopodobieństwo, że Alex będzie musiał go zastąpić oraz, że akurat w tym momencie będzie mieć atak było niewielki, ale istniało. Tak ja wtedy w lesie tak i teraz Paulina czuła ukłucie paniki. Nie mogła użyć noża, nawet gdyby sięgała do miejsca w którym był schowany. Jednak to nie tego zamierzała użyć.
__________________________________________________
Zmierzając w kierunku odgłosów – głównie chichotów czarnych magów - dobiegli na miejsce. Ostatni odcinek pokonali skradając się pod osłoną roślinności. Paulina wyraźnie czuła jak swędzenie ręki się nasila. Z początku nie rozumiała sytuacji.
Alex emanując czarną magią zbliżał się do klęczącego na trawie Pawła.
- Roza schowaj się. Poradzie sobie – szepnął Paweł po czym zwrócił się do Alexa. - Musisz mnie pamiętać. To ja Paweł. Przyjaźnimy się. Razem walczyliśmy z upiorami na Lunanor. Zwiedzaliśmy podziemia świątyni powierza. Nie wierzę w to, że jesteś jednym z nich. Meridiana nie ma nad tobą takiej władzy. Nie może odebrać ci wolnej woli.
To ostatnie niestety nie było prawdą, ale w to właśnie wierzył młody smok i ta wiara w jakiś sposób musiała przenikać do świadomości czarodzieja. Nawet Paulina dostrzegła te wahanie i zaczynała rozumieć na czym polegała moc Pawła, jako Wybrańca. Tak jak wcześniej wybudził Roze – czego ona nie widziała - tak teraz walczył z Pierwszym Elementem na poziomie serca i umysłu Alexa.
Niestety dla młodego smoka czarodziej był nieobecny duchem, nie odróżniał wrogów od przyjaciół, serce miał puste i słuchał tylko swej pani. Na tym właśnie polegała klątwa.
Paulinę spojrzała na Meridianę, a ręka zapiekła ją jakby ktoś przyłożył jej rozgrzany metal. Trwało to krótko. Musiała się położyć płasko na ziemi, gdyż bała się że czarnowłosa również coś poczuła. Myliła się jednak. Została niezauważona.
„Może na tym to polega? Może mam w sobie coś co mnie przed Pierścieniami ostrzega?”- pomyślała i na moment zapomniała o Pawle i Alexie. Przyjrzała się Meridianie i przeszedł ją dreszcz.
Była gotowa pomyśleć, że to dziecko nie ma w sobie już nic z człowieka, dopóki nie zauważyła jak dziewczynka przytula rękę. Ona drżała. Bała się, ale te emocje nie pochodziły od demona. Paulina pomyślała, że patrzy na kogoś kto jest do niej podobny, a przyjemniej znalazł się w tej samej sytuacji i ta k z jednej strony, chciała przytuli i pocieszyć małą, a z drugiej lękała się, że ta ja zauważy i pozna...
Dlaczego Paweł jej nie zabił? - Bo była dzieckiem.
Czym się różni dziecko od dorosłego? - Jest podatne na wpływy, a więc dziecko zawsze jeszcze można „naprawić”. Dziecko samo w sobie nigdy nie jest złe. Źródłem zła zawsze jest to co na nie wpływa. W tym przypadku oczywiście był to demon.
Wzdrygnęła się czując jak Fox dotyka jej ramienia.
– Dobrze się czujesz? Cała się trzęsiesz – zauważył. - Pożyczyć ci kurtkę? - spytał i nim zdążyła odpowiedzieć zdjął okrycie z siebie i okrył przyjaciółkę, która ubrana była w samą sukienkę.
Szczękanie z czasem minęło, ale nadal się trzęsła z emocji.
– Dziękuje...
– Chyba powinniśmy coś zrobić. Jest ich zbyt wielu. Pójdę po posiłki, a ty tu zostań i nie wychylaj się...
W tym momencie Paweł uderzony zaklęciem Alexa przeleciał kilka ładnych metrów i uderzywszy w drzewo na moment stracił przytomność. Roza rozejrzał się za jakąś bronią, ale nim zdążyła podnieść choć gałąź została złapana przez parę czarnych magów. Na nic zdały się próby wyrwania się. Alex z rozkazu Meridiany zamierzał dobić bruneta.
- On go zabije.
„Trzeba działać już teraz” - pomyślała i wiedziona tym impulsem wstała i ruszyła przed siebie.
Daleko nie zaszła bo Fox szybko wciągnąć ją z powrotem w krzaki.
-Puszczaj - syknęła gdy przygniutł ją do ziemi.
– On nie jest sobą. Nie pozna cię.
– Wiem.
– Paweł chyba nie da się tak po prostu zabić. Jest smokiem.
– Posłuchaj znam go. Ten gad muchy nie skrzywdzi co dopiero kogoś kogo nazywa przyjacielem.
„Muszę coś zrobić. Coś by pokazać wszystkim i udowodnić samej sobie po czyjej jestem stronie.”
- Jeśli coś ci się stanie to...
- Mam plan. O ile się pośpieszysz z wezwaniem pomocy. Nic mi nie będzie. – Wysiliła się na uśmiech.
Spojrzawszy w jej oczy chłopak nie potrafił się sprzeciwić. Emanowało z nich pewnością siebie.
– Puść mnie. – To zabrzmiało zupełnie jak rozkaz. Rozkaz który tym razem usłuchał - Liczę na ciebie.
Przez moment obserwował osłupiały jak dziewczyna przebiega obok czarnych magów. Ci na razie nie reagowali.
– Alex !! - krzyczała, choć nie donosiło to skutku.
„Odwróć się. Zostaw go. Tutaj jestem”
Sadza wycelował w Paulinę różdżkę, ale Meridiana powstrzymała go gestem reki.
– Nie sądzicie, że robi się ciekawie? Ciekawe ile jeszcze znajomych przyprowadził ze sobą nasz bohater.
„Bohater” tymczasem na wszystkie sposoby próbował wybić Paulinie jej pomysł z głowy.
– Paulina uciekaj stąd!! Oni tylko na to czekają.
Było już jednak za późno by się wycofać.
Nie mogła już zawrócić. W biegu wpadła na Alexa, objęła go od tyłu i zahamowała go. Dopiero wówczas ją zauważył. Przez moment stał jakby zastanawiając się co robić. Nagle dziewczyna poczuła jak dotyka jej ręki. Przeszedł ją dreszcz, a chwile później ból, nieważkość i uderzenie o coś twardego. Gdy odzyskała przytomność – swoją drogą dość szybko jak na okoliczności – leżała na ziemi, a Alex stał tuż obok. Znajdowali się w zupełnie innej części polany daleko od Pawła który stopniowo podejmował próby podniesienia się. Jednak nawet gdyby mu się to udało z pewnością nie mógł dobiec na czas.
Alex złapał swą ofiarę za gardło podnosząc ją na nogi. Paulina z każdym oddechem czuła jak uchodzi z niej życie. Spojrzawszy w jego czerwone oczy przypomniała sobie gdy pierwszy raz je widziała.
Mroczny Les.
Mordercze nieprzyjazne rośliny.
Alex wpada do bagna.
Wychodząc nie jest już sobą.
Ciemna, czerwonooka postać na tle lasu.
Wówczas to również był on. Teraz rozumiała dlaczego Shadow dał jej nuż. Cienia by nim nie zabiła, on samonakierowywał się na serce Alexa. Prawdopodobieństwo, że Alex będzie musiał go zastąpić oraz, że akurat w tym momencie będzie mieć atak było niewielki, ale istniało. Tak ja wtedy w lesie tak i teraz Paulina czuła ukłucie paniki. Nie mogła użyć noża, nawet gdyby sięgała do miejsca w którym był schowany. Jednak to nie tego zamierzała użyć.
__________________________________________________
sobota, 24 listopada 2012
Rozdział 70: Nadzieja umiera ostatnia
Mijała kolejne zakręty niekończonego się labiryntu korytarz. Towarzyszący jej blondyn zdradził, iż zwie się Kell z klanu Pawia, a salę balową opuścił gdyż szuka księżniczki Rozy.
– Wyszła z sali bez słowa nie mówiąc po co – wyjaśnił.
– A zazwyczaj wszystko tobie mówi?
– Oczywiście – potwierdził nadal się rozglądając, jakby się bał, że idąc pustym korytarzem przeoczy poszukiwaną. - Jest moja narzeczoną.
Paulinę wieść o zniknięciu księżniczki nie specjalnie martwiła. Wiedziała, że jest ona z Pawłem i przekonała Kella, że nie ma powodów by się martwić.
- To w końcu jej pałac prawda? Na pewno się tu nie zgubi.
- Po prostu mam złe przeczucia - szepnął tamten bardziej do siebie.
Fox w swym przebraniu spokojnie stał na posterunku. Od czasu do czasu próbował flirtować z samotnymi pannami, ale doszedł do wosku, że już równie dobrze można by próbować nawiązać kontakt z obcą cywilizacją z innej planety. W najlepszym wypadku chichotały, jakby go wyśmiewały, zwykle jednak obrzucały go lodowato zimnym spojrzeniem. Racja wiele dziewczyn go zbywało, ale jeszcze nigdy żadna nie robiła tego w taki niezrozumiały sposób.
"Coś mi mówi, że pod koniec wieczoru osoba w której ukradłem tożsamość będzie miał zniszczoną opinię w towarzystwie, ale nic nie poradzę, że nie wiem z kim i jak rozmawiać wolno, a z kim nie." - Wzruszył ramionami i dalej pił. "Ciekawe co z Alexem i Pauliną..." - myślał przypominając sobie rozmowę jaką niedawno odbył ze swym przyjacielem tuż po dostaniu się do pałacu. Mieli się rozdzielić, by znaleźć Pawła. Paulina poszła przodem i szybko zniknęła im za zakrętem.
- Co o niej myślisz? - spytał wówczas Fox.
Alex tylko wzruszył ramionami.
- Zależy o co ci chodzi.
- O tym że jest niesamowita. Pamiętasz jak w tunelu rzuciła to swoje "To nie ja idę z wami tylko wy ze mną." - Fox uśmiechał się na to wspomnienie z drogi do pałacu. Mówiła tak jakby naprawdę w to wierzyła. - Drugiej takiej dziewczyny ze świecą szukać.
- Tak...Pewnie - powiedział Alex nieco zamyślony.
Fox zastanawiał się, czy on w ogóle go słucha.
- Jest całkiem ładna - ciągnął.
- Do czego zmierzasz? - przerwał mu Alex.
- Do niczego - skłamał. - Stwierdzam fakt.
- Nic do niej nie czuje, jeśli o to ci chodzi. Skoro ci się podoba to przestał robić z siebie pajaca i jej to powiedź.
- Nie o to chodzi.
- Nie? Uważasz, że dla pewności powinienem ją tak jak ty pocałować i sprawdzić, czy nie da mi w twarz czy coś jest na rzeczy? - Przystanął widząc pytające spojrzenie Foxa. - Ostatnio byłeś w jej pokoju. Gdy wchodziłem leżałeś na podłodze, a ona była cała czerwona i wyraźnie zmieszana. Masz szczęście, bo widocznie była na tyle bystra by uznać to za żart. Ciekawe co byś zrobił jakby wszystko potoczyło się inaczej.
- Przez cały czas wiedziałeś?
Alex jednak zignorował te pytanie, gdyż odpowiedź była oczywista i kontynuował.
- Ja nie robię dziewczynie nadziei dopóki sam nie jestem pewien co czuje.
Feliks przez jakiś czas zastanawiał się czy Alex przypadkiem nie jest homo, ale szybko odrzucił tą myśl. W końcu fakt że nie ślini się na widok każdej dziewczyny i nie jest wylewny w zwierzeniach na temat spraw damsko-męskich jeszcze nic nie znaczy.
Teraz Fox pewien był jednego - nie chce dziewczyny zranić i dlatego nie zamierzał jej mówić tego co się dowiedział, choćby go końmi rozrywali. Gównie też i dlatego, że bał się jak ona zareaguje na wieść o tym, że sprowokował rozmowę na ten temat bez jej zgody.
Gdy tak przeczesywał wzrokiem sale w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi ujrzał zbliżającą się do niego dziewczynę w różowo-pomarańowej sukience. Strój ten lekko odsłaniała ramiona i zupełnie zasłaniała nogi. Mimo zmiany koloru włosów z czerwonych na czarne, wszędzie ją poznał. Nawet gdyby nie był obecny przy wspomnianym przefarbowani się niewiasty.
Pamiętał że gdy Alex mu poradził by on również się przebrał odparł mu, że co prawda róż i pomarańcz podkreślają mu oczy jednak sam krój by go pogrubiał i sama Paulina wygląda w sukience o wiele lepiej. Chyba żadna dziewczyna nie wyglądałaby w tym dość skromnym ubraniu tak jak ona.
Paulina uśmiechała się i pomachała w jego stronę. Tuż za nią szedł pewien blondyn, który oddalił się po wymienieniu z nią kilku zdań.
Fox poczuł dziwną mieszankę uczuć. Oto miał przed sobą dziewczynę, za którą poszedłby na koniec świata, pomimo iż jak sam się przekonał nie czuł do niej nic romantycznego.
Lubił ją, dlatego Alex słusznie zauważył musiał to sprawdzić w taki nie inny haniebny sposób i zawiódł sam siebie, gdy nic nie poczuł. Dotąd żył w przekonaniu, że płeć piękna może się podobać lub nie, a jeśli tak to koniecznie musi być z tego coś więcej. Teraz okazało się, że istnieją dziewczyny z którymi można normalnie pogadać, pośmiać się i to bez zobowiązań. Taka bratnia dusza okazała się może nie koniecznie tym czego szukał, ale może nawet czymś lepszym.
Choć mało to sens, nie wierzył w to, że między Alexem a Pauliną była tylko taka przyjaźń.
"Ten palant po porostu tego nie widzi, albo nie chce zobaczyć."
Sam nie wiedział co nim kieruje. Sympatia do Pauliny i chęć by żyła długu i szczęśliwie jak księżniczki w bajkach, które czytała mu mama, gdy miał sześć lat? Udowodnienie, że ma rację i że wcale sobie tego nie ubzdurał? A może to co czuje widź lub czytelnik jakiegoś romansu który uważa, że wszystko musi się skończyć w stu procentach szczęśliwie bo inaczej historia jest do kitu.
Co prawda życie nie jest ani bajką na dobranoc, ani przesłodzonym romansem, ale to przecież szczegół, prawda? Poza tym jego intuicja, którą odziedziczył po matce – nie, nie chodziło o kobiecą intuicję - nigdy się w tych sprawach nie myliła...przynajmniej jeszcze nie.
- Witaj Paulinko - Tak oto nareszcie zapamiętał jej imię.
-Tylko nie Paulinko...- powiedziała zirytowała tym że zdrabnia jej imię, choć jednocześnie cieszyła że wreszcie je zapamiętał.
- Nie tym tonem moja panno - rzucił Fox nieco za głośno, udając ton karcącego rodzica, którego grał.
Paulina stłumiła uśmiech lekkim kaszlnięciem.
- Coś ty tam wyprawiała z tym blondynem, że ci się wsuwka zgubiła? - szepnął konspiracyjnie, gdy stali już blisko siebie.
- To długa historia... - odparła rozglądając się po sali.
- Pawła nie widać ?
- Nie, ale to nic niepokojącego. Na pewno dobrze się bawi.
-Meridiana się nie pojawi na sali. Udaje chorą, więc... - urwała, gdy jakaś dama podeszła nieco za blisko nich zmierzając, by odpocząć od tańczenia, lub namolnego wielbiciela.
Fox dopowiedział sobie resztę.
"Skoro Meridiany nie ma na sali to znaczy, że może się kręcić po zamku."
- Mogę pójść na balkon? - spytała tak by dama obok mogła usłyszeć.
- Oczywiście córuniu - uśmiechnął się odgrywając swą rolę Fox domyślając się, że poszła by nawet bez jego zgody. - Tylko się nie przezięb.
Paulina mruknęła coś w odpowiedzi i już jej nie było.
Przez duże szklane drzwi, niemal cały balkon spokojnie dawało się zobaczyć z sali, w myśl zasady iż przed plotkarzami i ciekawskimi oczami nigdzie się człowiek nie nie ukryje. Jedynie barierka zarośnięta przez winorośl i sąsiadująca z gałęziami jeszcze nie w pełni ogołoconego z liści drzewa i kawałek przestrzeni koło niej nie obejmowała smuga światła z sali balowej.
Na omówionym miejscu nikogo nie zastała, ale wcale jej to nie zaskoczyło. Stanąwszy tak by nikt jej nie widział po cichu zawołała go po imieniu.
Odpowiedź tak jak się spodziewała docierała z zza barierki.
Alex siedział na kawałku drewna, który unosił się w powietrzu jakieś w połowie wysokości pomiędzy ziemia a balkonem.
Okazało się jednak, że jego środek transportu to nie miotła a grabie. Tak się bowiem składa, że sprawienie by przedmiot latał dla czarodzieja którego żywiołem jest powietrze to żadna filozofia. Równie dobrze mógłby latać w fotelu, jednakże w ogrodzie znalazł tylko to.
Paulina obserwowała to nie bez trwogi. Uzmysłowiła sobie, że Alex przywołał właśnie pewne jej wspomnienie związane z lataniem. Burza, dziecięcy płacz, spadanie...
- Spokojnie. To tylko tak niebezpiecznie wygląda - zapewnił Alex mylnie odczytując jej wyraz twarzy. - Poza tym nie zamierzam cię uczyć latać. Pamiętam o twoim lęku wysokości.
Uniósł się tak, że jedno nogi opierały się o barierkę po czym wskoczył na balkon.
- Zgoda. Ty nie będziesz mnie uczyć latać, a ja oszczędzę ci lekcji tańca.
- Pomijając tą umowę to chyba nie najlepszy moment na tańce. - Po chwili ciszy powiedział już poważniejszym głosem. - Musimy porozmawiać.
Paulina przyglądał mu się uważnie. Wiedziała że ma rację, ale nie paliła się by zacząć. Wtedy w schowku na miotły kierował nią impuls i paniczny strach. Teraz bała się przede wszystkim zabić tą nadzieje. Nadzieje że on jednak nic nie wie i to co ona wówczas czuła i widziała, jego duszę, że to tylko halucynacja wywołana brakiem tlenu, czy zapachem detergentów na bazie wyciągów z roślin i prostych kwasów.
- Jak tak się zastanowić zawsze dowiadywaliśmy się różnych faktów o sobie na wzajem przez przypadek. Gdyby nie to nie wiedziałabym o zarazie, ani o zdolnościach twojego daimona, tego że potrafisz leczyć i wielu innych. Szczera rozmowa to coś nowego.
Alex nie zamierzał od razu przechodzić do sedna.
- Pewnie jesteś zwiedzona, że twoi rodzice nie wrócili na święta?
- Nie. Bardziej mnie martwi, że w ogóle wyjechali i nie wiem co z nimi. Zawsze wracali na moje urodziny, a do tego mają jeszcze czas.
- Nie wracali na święta?
Święta w tych okolicach i prawdopodobnie i na całym tym świecie tworzyły połączenie znanych jej Świąt Bożego Narodzenia z Nowym Rokiem. Oznaczało to prezenty, zabawę, wspólny posiłek przy stole, obecność rodziny obowiązkowa. Oczywiście szczegółów Paulina nie znała. W jej świecie był obecnie środek lata.
Podczas ferii zimowych i świątecznych rodzice, zawsze byli w domu, a wówczas Paulina mogła się cieszyć wszystkimi plusami bycia jedynaczką. Zawsze lubiła być w centrum zainteresowania, a święta były jednym z tych dni w których wszystko kręciło się wokół jej osoby.
- Jak zazwyczaj spędzasz święta?
- Zwyczajnie - odpowiedział wymijający, nie o sobie bowiem chciał rozmawiać.
- Czuje się strasznie głupio w tym przebraniu - zmieniła temat podchodząc do barierki biegnącej naprzeciw drzwi, ale nadal stojąc poza smuga światła.
- Nie przejmuj się. Nie ważne jak wyglądasz. Jak sama przyznałaś to tylko przebranie. Nie chodzi w nim o podkreślenie tego kim jesteś, dlatego też niemożliwym jest byś czuła się w tym sobą. To wszystko do ciebie nie pasuje bo nie jesteś...Nie jesteś jedną z nich.
- To zabrzmiało prawie jak komplement - zaśmiała się, choć on mówiąc to miał poważną minę. - Z drugiej strony jako niemagiczna niewiele się od nich...
- Nie jesteś niemagiczna. - Spojrzeli sobie prosto w oczy. Po krótkiej przerwie ciągnął dalej. - Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale... - Spróbował dotknąć jej reki, ale ona instynktownie ją cofnęła. Wówczas jego dłoń rozbłysł na zielono. Wcześnie stworzył barierę by inni magowie nie wyczuli wykorzystywanej przez niego magii.
- Co robisz? - Nie miała już możliwości się cofnąć, z resztą nawet gdyby mogła pewnie nie skorzystałaby z niej. Nie czuła się zagrożona.
Jego dłoń nie dotykała ani jej skóry ani ubrania. Zielone światło skanowało jej ramie aż trafiło na te miejsce w lewej ręce które piekło ją ostatnio tak niemiłosiernie.
- Tutaj. - Wskazał. - Czuje uwięzioną energię. To na pewno mana, ale nie rozumiałem dlaczego rodzice mieliby pozbawiać cię mocy magicznej.
Spojrzał na nią wyczekując odpowiedzi, ale nie doczekał się jej.
– Wyczułaś jakieś Pierścienie, prócz Meridiany?
Nie od razu odpowiedziała.
- Tak... niedaleko pokoju do którego weszłam.
- Musiałem coś przeoczyć. Może to i lepiej. Tylko smoki są w stanie z tym walczyć. Nie powinienem tego dotykać, ani nawet oglądać.
- Więc po co szukałeś?
- Żeby przekazać smokom gdzie on jest. Paweł niedługo powinien tu się pojawić prawda?
- Tak. Tylko że na razie nie wiemy co z nim, a Meridiana może być gdzieś w zamku.
- Racja...może szybciej było by go poszukać?
- Alex.
- Tak?
- Co teraz zrobisz ? Masz gdzie mieszkać? - Trudno chyba o gorszy moment do rozmyślania o dalszej przyszłości gdy chwila obecna jest tak niepewna i decydująca, ale już dłuższy czas nurtowała ją ta kwestia.
- O to się nie martw. Jakoś sobie poradzę. - Potarł i chuchnął w dłonie by je rozgrzać.
Już w tunelu Alex nie ukrywał, że nie lubi zimy i wszystkiego co się z tej porą roku wiążę. Szczególnie jeśli chodziło o zimę w tych okolicach. Mimo wszystko starał się nie narzekać na ziąb.
- Jeśli chcesz możesz zamieszkać z nami. Shadow na pewno się zgodzi, a jeśli nie, to przekonam razem z moimi rodzicami. Nie będzie miał nic do gadania.
- Dziękuje Paulina, ale nie trzeba. Ja nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Miło jest gdzie przezimować, ale chciałem przy najbliższej okazji udać się na Wschodni Kontynent. Mam tam paru znajomych.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie miałabym nic na przeciw. Zależy mi by cię lepiej poznać.
- Na pewno będziemy mieć jeszcze okazję by po tym wszystkim się spotkać. Latem na pewno tu wrócę. A jakbym się tam zasiedział, to przypomnij Foxowi o jego długu, bo jeszcze uzna to za prezent świąteczny.
Nagle poczuł, że dziewczyna złapała go za rękę. Widza determinację w jej oczach i zrozumiał, że chce ona mu coś wyznać, jeszcze zanim zaczęła układać zdania.
- Posłuchaj... Chciałabym wiedzieć, kim dla ciebie jestem...? - mówiła powoli ostrożnie dobierają słowa i ton, ani trochę się nie jąkając.
Alex spojrzał na nią uważnie i już miał odpowiedzieć, gdy jego spojrzenie przykuł ruch daleko, w ogrodzie za jej plecami. Chłopak momentalnie pobladł, choć przy jego anemicznej cerze trudno było dostrzec różnice.
- Chyba wiem gdzie jest Paweł - mówiąc to wyrwał swoją rękę i podbiegł do barierki tak, że prawie przez nią wyleciał. - Tak to on i Żmije. Pełno ich.
- Gdzie? - Paulina szybko zapomniała o wszystkich głupotach o których myślała jeszcze przed chwilą i z zaangażowaniem przeglądała ciemne zarośla w poszukiwany choć śladu swego przyjaciela. - Nic nie widzę.
Wiedziała, że Alex nie żartowałby z czegoś takiego, nawet gdyby zmiana tematu była mu na rękę. Mimo to naprawdę nic nie widziała. Za mało światła. Natomiast po Alexie jak się okazało nie zostało już śladu.
- Fox !! - zawołała nie zwracając uwagi na to czy usłyszy to ktoś postronny. - Fox!! - Wybiegła z balkonu do sali. Nie musiała długo szukać czarodzieja, gdyż bardzo szybko na niego wpadła.
- Co jest?
- Zaczęło się - powiedziała zwięźle, licząc na jego domyślność. - Na zewnątrz, w ogrodzie, chyba złapali Pawła.
– Pozbędę się tego – tu wskazał na siebie, nie będącego sobą. - Spotkamy się na zewnątrz.
– Wyszła z sali bez słowa nie mówiąc po co – wyjaśnił.
– A zazwyczaj wszystko tobie mówi?
– Oczywiście – potwierdził nadal się rozglądając, jakby się bał, że idąc pustym korytarzem przeoczy poszukiwaną. - Jest moja narzeczoną.
Paulinę wieść o zniknięciu księżniczki nie specjalnie martwiła. Wiedziała, że jest ona z Pawłem i przekonała Kella, że nie ma powodów by się martwić.
- To w końcu jej pałac prawda? Na pewno się tu nie zgubi.
- Po prostu mam złe przeczucia - szepnął tamten bardziej do siebie.
Fox w swym przebraniu spokojnie stał na posterunku. Od czasu do czasu próbował flirtować z samotnymi pannami, ale doszedł do wosku, że już równie dobrze można by próbować nawiązać kontakt z obcą cywilizacją z innej planety. W najlepszym wypadku chichotały, jakby go wyśmiewały, zwykle jednak obrzucały go lodowato zimnym spojrzeniem. Racja wiele dziewczyn go zbywało, ale jeszcze nigdy żadna nie robiła tego w taki niezrozumiały sposób.
"Coś mi mówi, że pod koniec wieczoru osoba w której ukradłem tożsamość będzie miał zniszczoną opinię w towarzystwie, ale nic nie poradzę, że nie wiem z kim i jak rozmawiać wolno, a z kim nie." - Wzruszył ramionami i dalej pił. "Ciekawe co z Alexem i Pauliną..." - myślał przypominając sobie rozmowę jaką niedawno odbył ze swym przyjacielem tuż po dostaniu się do pałacu. Mieli się rozdzielić, by znaleźć Pawła. Paulina poszła przodem i szybko zniknęła im za zakrętem.
- Co o niej myślisz? - spytał wówczas Fox.
Alex tylko wzruszył ramionami.
- Zależy o co ci chodzi.
- O tym że jest niesamowita. Pamiętasz jak w tunelu rzuciła to swoje "To nie ja idę z wami tylko wy ze mną." - Fox uśmiechał się na to wspomnienie z drogi do pałacu. Mówiła tak jakby naprawdę w to wierzyła. - Drugiej takiej dziewczyny ze świecą szukać.
- Tak...Pewnie - powiedział Alex nieco zamyślony.
Fox zastanawiał się, czy on w ogóle go słucha.
- Jest całkiem ładna - ciągnął.
- Do czego zmierzasz? - przerwał mu Alex.
- Do niczego - skłamał. - Stwierdzam fakt.
- Nic do niej nie czuje, jeśli o to ci chodzi. Skoro ci się podoba to przestał robić z siebie pajaca i jej to powiedź.
- Nie o to chodzi.
- Nie? Uważasz, że dla pewności powinienem ją tak jak ty pocałować i sprawdzić, czy nie da mi w twarz czy coś jest na rzeczy? - Przystanął widząc pytające spojrzenie Foxa. - Ostatnio byłeś w jej pokoju. Gdy wchodziłem leżałeś na podłodze, a ona była cała czerwona i wyraźnie zmieszana. Masz szczęście, bo widocznie była na tyle bystra by uznać to za żart. Ciekawe co byś zrobił jakby wszystko potoczyło się inaczej.
- Przez cały czas wiedziałeś?
Alex jednak zignorował te pytanie, gdyż odpowiedź była oczywista i kontynuował.
- Ja nie robię dziewczynie nadziei dopóki sam nie jestem pewien co czuje.
Feliks przez jakiś czas zastanawiał się czy Alex przypadkiem nie jest homo, ale szybko odrzucił tą myśl. W końcu fakt że nie ślini się na widok każdej dziewczyny i nie jest wylewny w zwierzeniach na temat spraw damsko-męskich jeszcze nic nie znaczy.
Teraz Fox pewien był jednego - nie chce dziewczyny zranić i dlatego nie zamierzał jej mówić tego co się dowiedział, choćby go końmi rozrywali. Gównie też i dlatego, że bał się jak ona zareaguje na wieść o tym, że sprowokował rozmowę na ten temat bez jej zgody.
Gdy tak przeczesywał wzrokiem sale w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi ujrzał zbliżającą się do niego dziewczynę w różowo-pomarańowej sukience. Strój ten lekko odsłaniała ramiona i zupełnie zasłaniała nogi. Mimo zmiany koloru włosów z czerwonych na czarne, wszędzie ją poznał. Nawet gdyby nie był obecny przy wspomnianym przefarbowani się niewiasty.
Pamiętał że gdy Alex mu poradził by on również się przebrał odparł mu, że co prawda róż i pomarańcz podkreślają mu oczy jednak sam krój by go pogrubiał i sama Paulina wygląda w sukience o wiele lepiej. Chyba żadna dziewczyna nie wyglądałaby w tym dość skromnym ubraniu tak jak ona.
Paulina uśmiechała się i pomachała w jego stronę. Tuż za nią szedł pewien blondyn, który oddalił się po wymienieniu z nią kilku zdań.
Fox poczuł dziwną mieszankę uczuć. Oto miał przed sobą dziewczynę, za którą poszedłby na koniec świata, pomimo iż jak sam się przekonał nie czuł do niej nic romantycznego.
Lubił ją, dlatego Alex słusznie zauważył musiał to sprawdzić w taki nie inny haniebny sposób i zawiódł sam siebie, gdy nic nie poczuł. Dotąd żył w przekonaniu, że płeć piękna może się podobać lub nie, a jeśli tak to koniecznie musi być z tego coś więcej. Teraz okazało się, że istnieją dziewczyny z którymi można normalnie pogadać, pośmiać się i to bez zobowiązań. Taka bratnia dusza okazała się może nie koniecznie tym czego szukał, ale może nawet czymś lepszym.
Choć mało to sens, nie wierzył w to, że między Alexem a Pauliną była tylko taka przyjaźń.
"Ten palant po porostu tego nie widzi, albo nie chce zobaczyć."
Sam nie wiedział co nim kieruje. Sympatia do Pauliny i chęć by żyła długu i szczęśliwie jak księżniczki w bajkach, które czytała mu mama, gdy miał sześć lat? Udowodnienie, że ma rację i że wcale sobie tego nie ubzdurał? A może to co czuje widź lub czytelnik jakiegoś romansu który uważa, że wszystko musi się skończyć w stu procentach szczęśliwie bo inaczej historia jest do kitu.
Co prawda życie nie jest ani bajką na dobranoc, ani przesłodzonym romansem, ale to przecież szczegół, prawda? Poza tym jego intuicja, którą odziedziczył po matce – nie, nie chodziło o kobiecą intuicję - nigdy się w tych sprawach nie myliła...przynajmniej jeszcze nie.
- Witaj Paulinko - Tak oto nareszcie zapamiętał jej imię.
-Tylko nie Paulinko...- powiedziała zirytowała tym że zdrabnia jej imię, choć jednocześnie cieszyła że wreszcie je zapamiętał.
- Nie tym tonem moja panno - rzucił Fox nieco za głośno, udając ton karcącego rodzica, którego grał.
Paulina stłumiła uśmiech lekkim kaszlnięciem.
- Coś ty tam wyprawiała z tym blondynem, że ci się wsuwka zgubiła? - szepnął konspiracyjnie, gdy stali już blisko siebie.
- To długa historia... - odparła rozglądając się po sali.
- Pawła nie widać ?
- Nie, ale to nic niepokojącego. Na pewno dobrze się bawi.
-Meridiana się nie pojawi na sali. Udaje chorą, więc... - urwała, gdy jakaś dama podeszła nieco za blisko nich zmierzając, by odpocząć od tańczenia, lub namolnego wielbiciela.
Fox dopowiedział sobie resztę.
"Skoro Meridiany nie ma na sali to znaczy, że może się kręcić po zamku."
- Mogę pójść na balkon? - spytała tak by dama obok mogła usłyszeć.
- Oczywiście córuniu - uśmiechnął się odgrywając swą rolę Fox domyślając się, że poszła by nawet bez jego zgody. - Tylko się nie przezięb.
Paulina mruknęła coś w odpowiedzi i już jej nie było.
Przez duże szklane drzwi, niemal cały balkon spokojnie dawało się zobaczyć z sali, w myśl zasady iż przed plotkarzami i ciekawskimi oczami nigdzie się człowiek nie nie ukryje. Jedynie barierka zarośnięta przez winorośl i sąsiadująca z gałęziami jeszcze nie w pełni ogołoconego z liści drzewa i kawałek przestrzeni koło niej nie obejmowała smuga światła z sali balowej.
Na omówionym miejscu nikogo nie zastała, ale wcale jej to nie zaskoczyło. Stanąwszy tak by nikt jej nie widział po cichu zawołała go po imieniu.
Odpowiedź tak jak się spodziewała docierała z zza barierki.
Alex siedział na kawałku drewna, który unosił się w powietrzu jakieś w połowie wysokości pomiędzy ziemia a balkonem.
Okazało się jednak, że jego środek transportu to nie miotła a grabie. Tak się bowiem składa, że sprawienie by przedmiot latał dla czarodzieja którego żywiołem jest powietrze to żadna filozofia. Równie dobrze mógłby latać w fotelu, jednakże w ogrodzie znalazł tylko to.
Paulina obserwowała to nie bez trwogi. Uzmysłowiła sobie, że Alex przywołał właśnie pewne jej wspomnienie związane z lataniem. Burza, dziecięcy płacz, spadanie...
- Spokojnie. To tylko tak niebezpiecznie wygląda - zapewnił Alex mylnie odczytując jej wyraz twarzy. - Poza tym nie zamierzam cię uczyć latać. Pamiętam o twoim lęku wysokości.
Uniósł się tak, że jedno nogi opierały się o barierkę po czym wskoczył na balkon.
- Zgoda. Ty nie będziesz mnie uczyć latać, a ja oszczędzę ci lekcji tańca.
- Pomijając tą umowę to chyba nie najlepszy moment na tańce. - Po chwili ciszy powiedział już poważniejszym głosem. - Musimy porozmawiać.
Paulina przyglądał mu się uważnie. Wiedziała że ma rację, ale nie paliła się by zacząć. Wtedy w schowku na miotły kierował nią impuls i paniczny strach. Teraz bała się przede wszystkim zabić tą nadzieje. Nadzieje że on jednak nic nie wie i to co ona wówczas czuła i widziała, jego duszę, że to tylko halucynacja wywołana brakiem tlenu, czy zapachem detergentów na bazie wyciągów z roślin i prostych kwasów.
- Jak tak się zastanowić zawsze dowiadywaliśmy się różnych faktów o sobie na wzajem przez przypadek. Gdyby nie to nie wiedziałabym o zarazie, ani o zdolnościach twojego daimona, tego że potrafisz leczyć i wielu innych. Szczera rozmowa to coś nowego.
Alex nie zamierzał od razu przechodzić do sedna.
- Pewnie jesteś zwiedzona, że twoi rodzice nie wrócili na święta?
- Nie. Bardziej mnie martwi, że w ogóle wyjechali i nie wiem co z nimi. Zawsze wracali na moje urodziny, a do tego mają jeszcze czas.
- Nie wracali na święta?
Święta w tych okolicach i prawdopodobnie i na całym tym świecie tworzyły połączenie znanych jej Świąt Bożego Narodzenia z Nowym Rokiem. Oznaczało to prezenty, zabawę, wspólny posiłek przy stole, obecność rodziny obowiązkowa. Oczywiście szczegółów Paulina nie znała. W jej świecie był obecnie środek lata.
Podczas ferii zimowych i świątecznych rodzice, zawsze byli w domu, a wówczas Paulina mogła się cieszyć wszystkimi plusami bycia jedynaczką. Zawsze lubiła być w centrum zainteresowania, a święta były jednym z tych dni w których wszystko kręciło się wokół jej osoby.
- Jak zazwyczaj spędzasz święta?
- Zwyczajnie - odpowiedział wymijający, nie o sobie bowiem chciał rozmawiać.
- Czuje się strasznie głupio w tym przebraniu - zmieniła temat podchodząc do barierki biegnącej naprzeciw drzwi, ale nadal stojąc poza smuga światła.
- Nie przejmuj się. Nie ważne jak wyglądasz. Jak sama przyznałaś to tylko przebranie. Nie chodzi w nim o podkreślenie tego kim jesteś, dlatego też niemożliwym jest byś czuła się w tym sobą. To wszystko do ciebie nie pasuje bo nie jesteś...Nie jesteś jedną z nich.
- To zabrzmiało prawie jak komplement - zaśmiała się, choć on mówiąc to miał poważną minę. - Z drugiej strony jako niemagiczna niewiele się od nich...
- Nie jesteś niemagiczna. - Spojrzeli sobie prosto w oczy. Po krótkiej przerwie ciągnął dalej. - Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale... - Spróbował dotknąć jej reki, ale ona instynktownie ją cofnęła. Wówczas jego dłoń rozbłysł na zielono. Wcześnie stworzył barierę by inni magowie nie wyczuli wykorzystywanej przez niego magii.
- Co robisz? - Nie miała już możliwości się cofnąć, z resztą nawet gdyby mogła pewnie nie skorzystałaby z niej. Nie czuła się zagrożona.
Jego dłoń nie dotykała ani jej skóry ani ubrania. Zielone światło skanowało jej ramie aż trafiło na te miejsce w lewej ręce które piekło ją ostatnio tak niemiłosiernie.
- Tutaj. - Wskazał. - Czuje uwięzioną energię. To na pewno mana, ale nie rozumiałem dlaczego rodzice mieliby pozbawiać cię mocy magicznej.
Spojrzał na nią wyczekując odpowiedzi, ale nie doczekał się jej.
– Wyczułaś jakieś Pierścienie, prócz Meridiany?
Nie od razu odpowiedziała.
- Tak... niedaleko pokoju do którego weszłam.
- Musiałem coś przeoczyć. Może to i lepiej. Tylko smoki są w stanie z tym walczyć. Nie powinienem tego dotykać, ani nawet oglądać.
- Więc po co szukałeś?
- Żeby przekazać smokom gdzie on jest. Paweł niedługo powinien tu się pojawić prawda?
- Tak. Tylko że na razie nie wiemy co z nim, a Meridiana może być gdzieś w zamku.
- Racja...może szybciej było by go poszukać?
- Alex.
- Tak?
- Co teraz zrobisz ? Masz gdzie mieszkać? - Trudno chyba o gorszy moment do rozmyślania o dalszej przyszłości gdy chwila obecna jest tak niepewna i decydująca, ale już dłuższy czas nurtowała ją ta kwestia.
- O to się nie martw. Jakoś sobie poradzę. - Potarł i chuchnął w dłonie by je rozgrzać.
Już w tunelu Alex nie ukrywał, że nie lubi zimy i wszystkiego co się z tej porą roku wiążę. Szczególnie jeśli chodziło o zimę w tych okolicach. Mimo wszystko starał się nie narzekać na ziąb.
- Jeśli chcesz możesz zamieszkać z nami. Shadow na pewno się zgodzi, a jeśli nie, to przekonam razem z moimi rodzicami. Nie będzie miał nic do gadania.
- Dziękuje Paulina, ale nie trzeba. Ja nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Miło jest gdzie przezimować, ale chciałem przy najbliższej okazji udać się na Wschodni Kontynent. Mam tam paru znajomych.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie miałabym nic na przeciw. Zależy mi by cię lepiej poznać.
- Na pewno będziemy mieć jeszcze okazję by po tym wszystkim się spotkać. Latem na pewno tu wrócę. A jakbym się tam zasiedział, to przypomnij Foxowi o jego długu, bo jeszcze uzna to za prezent świąteczny.
Nagle poczuł, że dziewczyna złapała go za rękę. Widza determinację w jej oczach i zrozumiał, że chce ona mu coś wyznać, jeszcze zanim zaczęła układać zdania.
- Posłuchaj... Chciałabym wiedzieć, kim dla ciebie jestem...? - mówiła powoli ostrożnie dobierają słowa i ton, ani trochę się nie jąkając.
Alex spojrzał na nią uważnie i już miał odpowiedzieć, gdy jego spojrzenie przykuł ruch daleko, w ogrodzie za jej plecami. Chłopak momentalnie pobladł, choć przy jego anemicznej cerze trudno było dostrzec różnice.
- Chyba wiem gdzie jest Paweł - mówiąc to wyrwał swoją rękę i podbiegł do barierki tak, że prawie przez nią wyleciał. - Tak to on i Żmije. Pełno ich.
- Gdzie? - Paulina szybko zapomniała o wszystkich głupotach o których myślała jeszcze przed chwilą i z zaangażowaniem przeglądała ciemne zarośla w poszukiwany choć śladu swego przyjaciela. - Nic nie widzę.
Wiedziała, że Alex nie żartowałby z czegoś takiego, nawet gdyby zmiana tematu była mu na rękę. Mimo to naprawdę nic nie widziała. Za mało światła. Natomiast po Alexie jak się okazało nie zostało już śladu.
- Fox !! - zawołała nie zwracając uwagi na to czy usłyszy to ktoś postronny. - Fox!! - Wybiegła z balkonu do sali. Nie musiała długo szukać czarodzieja, gdyż bardzo szybko na niego wpadła.
- Co jest?
- Zaczęło się - powiedziała zwięźle, licząc na jego domyślność. - Na zewnątrz, w ogrodzie, chyba złapali Pawła.
– Pozbędę się tego – tu wskazał na siebie, nie będącego sobą. - Spotkamy się na zewnątrz.
Paulina od początku wiedziała, że coś takiego może mieć miejsce. Pozostali również mieli świadomość iż mogą zostać zdemaskowani, prędzej czy później. Jednak żadni z nich tak naprawdę nie do końca pojęło co im tak naprawdę grozi. Byli za modzi by bać się śmierci, by rozumieć jak łatwo zginąć oraz że powzięte przez nich przez nich przedsięwzięcie to nie zabawa.
Dziewczyna kilkoma zręcznymi ruchami pozbyła się z twarzy makijażu wycierając wszystko w rękaw sukienki, który zrobił się, czerwono-czarny. Już nie musiała martwić się o przebranie i "maskę" damy na twarzy. Goście nie kryli zaskoczenia i niekiedy oburzenia jej zachowaniem, gdy jak błyskawica uciekała z sali balowej. Straż próbowała ją zatrzymać, ale najwyraźniej mieli ochoty na uganianie się za nieletnią panną. Inaczej się sprawa miała, gdy Fox w postaci zwierzęcej przebiegł przez sale i jakby specjalnie robiąc jak największe zamierzanie skakał po stołach i tacach, które nosiła służba. Straż mimo jego lisiego warczenia i nieprzyjaznych ostrzegawczych odgłosów próbowała go dopaść, jednak zręcznie im się wymykał. Cała sytuacja skończyła się tym, że jeden z dzielnych zbrojnych wylądował wśród ciastek, drugi w misie z napojem, a inni dzielni ochotnicy próbujący wygonić dzikiego zwierza zostali pogryzieni po nogach, rękach itd. Wiele dam – i nie tyko – zemdlało z nadmiaru wrażeń.
Wybiegłszy z sali lis wielokrotnie przebiegł pod nogami kelnerów i sukniami pokojówek. Kilka mebli na korytarzy zostały lekko przesunięte, a znajdujące się na nich przedmioty pozrzucane. Zbroje rozsypywały się na części przez lisie manewry wymijania straży.
– Siostrzyczko – mówiła Meridiana słodko. - Nie bój się. Jesteśmy rodzinom. Wiem że ten chłopak cię przekonał do poszukiwań Pierścieni. Ty nie masz nic z ty wspólnego, prawda? Ty nawet nie wiesz czym one są. Nigdy nie chciałaś mnie zniszczyć. Nie musisz umierać. Wystarczy że się do mnie przyłączysz.
Roza z początku trzeźwo myślą zadawała pytania chcąc oddalić w czasie konieczność podjęcia decyzji. Jednocześnie odwracała uwagę od Pawła. Meridiana kazała Żmijom rozwiązać siostrę jakby myślała że to wystarczy by kupić jej zaufanie. Tymczasem przywiązany do drzewa Paweł nie zamierzał biernie obserwować. Za pomocą wcześniej zdobytego noża próbował przeciąć krępujące go więzy.
– Tata wie? - spytała Rozalinda. Brak wiążących ją lin również nie sprawił by poczuła się bezpieczniej.
– Wie. Od dnia moich narodzin. Gdy nie mogłam się sama przemieszczać, robi dla mnie wszystko. Jest moją ulubioną lalkom – mówiąc to dziewczynka przytuliła swą zabawkę. - Nie mogłam jednak pozwolić byś mu powiedziała i dlatego pojechał na dłuższe wakacje. Zapanowała chwila ciszy. Paweł starał się zrozumieć co jest grane. Dlaczego Roza nie mogła mu powiedzieć skoro wiedział? Po co demonowi szmaciana lalka? Po co ta cała szopka? Dlaczego po prostu nie złamie woli Rozy magiom?
By odpowiedzieć na te pytania należałoby zauważyć iż nie miał do czynienia z czystym złem, lecz gorzej – z ludzkim dzieckiem, które jest przez demona jedynie manipulowane. W ciele dziewczynki od zawsze istniały dwie jaźnie. Demon nie wchłonął jej duszy, tylko dlatego że potrzebował tej ludzkiej otoczki, stanowiła jego przykrywkę gdyż sam nie miał i nie rozumiał ludzkich uczuć. Księżniczka pełniła rolę pojemnika demona, a cały świat widziała jako zabawę, w której otaczający ją ludzie są jedynie lalkami. Gdyby nie ta zła energia stałaby się pusta i dlatego też nie walczyła z nią.
Rozalinda świadoma grozy sytuacji, a jednocześnie niczym w transie wsłuchiwała się w głos Meridiany, która subtelnie zachęcała ją do dołączenia do jej kolekcji „lalek”.
Po prostu podaj mi rękę...
Ku zgrozie Pawła ręka Rozy drgnęła i zaczęła sięgać w stronę siostry.
- Rozalinda. Nie! - krzyk Wybrańca, wystarczył by dziewczyna się otrząsnęła.
Chłopiec uwolniwszy się rzucił nożem w stronę Meridiany, który z tej, lub innej przyczyny nie dosiągł celu. Czarodzieje zareagowali bardzo szybko Paweł był na celowniku właściwie od chwili w której Sadza dostrzegł błysk noża kończącego przecinanie liny. Mimo to żadne z zaklęć nie dotarło do celu i odbijały się od przyrodzonej magicznej tarczy albo od tej stworzonej przez Alexa, który go osłaniał.
Prawie o tobie zapomniałam – przyznała Meridiana, a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
Paweł obserwował swego śmiertelnego wroga – siedmioletnią dziewczynkę o kruczoczarnych, prościutkich włosach sięgających do łopatek. Nie sięgał mu nawet do brody, a twarzyczkę miała tak jak siostra o lekko brązowym odcieniu z czerwonymi ustami. Filigranowa postura, głosik i fiołkowe oczęta młodszej księżniczki sprawiały iż z trudem dawał wiarę temu iż ktoś taki mógłby za parę chwil spróbować go zabić. Roza nie miała już podobnych wątpliwości po tym jak jej siostrzyczka zmaterializowała się z mgły – co właściwie było jedynie drobną próbką tego co potrafiła młodsza księżniczka.
– Alex zabierz stąd księżniczkę Rozalindę! - nakazał przyjacielowi Paweł.
Czarodziej tylko na moment spojrzał w stronę Rozy by zaraz wrócić do odpierania napierających na niego czarnych magów.
- Nie. Nie dam rady. Powstrzymam ich przez chwilę. Zrób to teraz. Nie ma sensu tego przedłużać.
"Co? Teraz?" - Spojrzał raz na Meridianę, a chwilę potem na Roze i z powrotem na jej siostrę, która czekała na jego ruch. - "Nie dam rady. Musi być jakiś inny sposób..." - Zabijanie to coś czego jeszcze się nie uczył, coś czego nie chciał próbować.
– Chce cie uciec? - spytała dziewczynka widząc panikę w jego oczach.- Oj, nie wydaje mi się.
Meridiana zaczeła od siostry, która będąc w głębokim szoku powolnymi krokami tyłem zmierzała w stronę skraju polany. W pewnym momencie jednak przystanęła i mimo chęci nie mogła się ruszyć. To czarna magia trzymała ją w miejscu.
- Wiedziałaś że większa część ludzkiego ciała to woda?
Wszytko potem wydarzyło się bardzo szybko. Roza niczym marionetka poruszana na sznurkach została rzucona w Pawła. Potem zebraną wokół siebie wodę Meridiana zmieniła w niebezpieczne kawałki lodu o kształcie ostrza i rzuciła nimi w kierunku zdezorientowanej dwójki.
Z początku nie chciała zabijać starszej siostry, ale co począć? Ta zabawa jej się już nudziła, a wokół było tak zimno. Rodzice jakoś zrozumieją.
Alex dmuchnął w błotniste kałużę magią powietrza tak, że ochlapał mokrą ziemią twarze części czarnych magów kupując sobie nieco czasu. Pozostałych od tyłu zaatakowała Meg. Zmienił kurs lodowych pocisków i pobiegł w stronę demona. Zatrzymał się jednak w pół kroku wbrew swej woli. Poczuł ból jakiego mało kto ma okazję doświadczyć. Ogarniający całe ciało, a promieniujący z naczyń krwionośnych, w którym nastąpiła nagła zmiana ciśnienia krwi.
W skład krwi bowiem również wchodzi woda, którą Pierwszy element mógł kontrolować.
– A to ciekawe. Ta krew...taka jakby znajoma. Czyżby to był efekt mojej klątwy? Dziecko Niespodzianka nie upilnowane przez opiekuna samo prosi się o kłopoty. - Zacisnęła ręce w pięści, a czarodziej uniósł się kilka cali nad ziemię i krzyknął przeraźliwie.
Paweł przekrzykując go kazał Rozie uciekać. Jego smocza intuicja podpowiada mu co zaraz się wydarzy. Nie mylił się. Oczy jego przyjaciela zaświeciły na czerwono i miał okazję przyjrzeć się z bliska istocie, która prawie zabiła Amber kilka tygodni temu.
„A więc wcale nie był Zarażonym. To klątwa...” - spostrzeżenie te niewiele zmieniało.
Nadal stała przed nim mała dziewczynka/demo, której nie był w stanie spalić żywcem choć powinien choć spróbować. Na co czekał?
Rozalinda trzęsła się. Nie należała do tchórzy, ale walka z demonem przerastała jej siły.
Jedyne ich wsparcie zmieniło się w kolejną przeszkodę. Zwykła magia nic by mu jako smokowi nie zrobiła, jednak tu wpływała nie bezpośrednio na niego, a na powietrze. Każdy podmuch wiatru zdawał się setką tnących skórę żyletek od których nie było sposobu się opędzić.
„Może być ciężko.”
Przede wszystkim odciągał ataki od Rozy. Meridiana, najwyraźniej po raz kolejny zmieniła zdanie, bo na razie zostawiła ją w spokoju.
Demon wydawał się usatysfakcjonowany przedstawieniem jaki zorganizował dla swych sług, choć jego/ją samego/samą to nie bawiło. Ten nic nie znaczący człowiek jakom zdawał się Paweł, który znalazł się tu z własnej głupoty, nie przygotowany, nie przedstawiał sobą nic ciekawego, żadnej wartości jako jej marionetka i nie było powodu by go przekonywać do złożenia przysięgi. Jednak trzeba było wyjaśnić kilka spraw.
– Nie rozumiem co taki niedorobiony Strażnik próbuje osiągnąć w pojedynkę...
– Wcale nie jestem sam... - wydyszał zanim zdążył pomyśleć. Podnosząc się z wilgotnej ziemi myślał o swoim starszym bracie przeszukującym w tej chwili pałac razem z – jak mu się wydawało- Pauliną i Foxem. Może i w tej chwili był sam, ale w każdej chwili mógł ich wezwać, z tym że nie zamierzał. Postanowił kupić im nieco czasu.
– Tak to ma sens – Meridiana udała, że się zamyśliła. - Ale wiesz... Magowie których tu widzisz to tylko mały ułamek tych którzy pilnują Pierścieni. W zamku jet ich więcej. Masz moje słowo, że twoi przyjaciele tu do nas dołączą.
Po plecach młodego smoka przeszedł dreszcz, ale udał, że w to nie wierzy. Nie mógł teraz wątpić. Pozostali na pewno dadzą radę, któreś z nich trafi na to czego szukają, a potem może i z mnóstwem siniaków, ale uciekną i zniszczą choć te dwa. Tym razem da radę. Od kiedy próbował pierwszy raz stopić Pierścień minęło wystarczająco dużo czasu by mógł mieć nadzieję na to iż stał się silniejszy. Czuł wypełniający go od środka ogień i dopóki on płoną to nie był jeszcze koniec.
_________________________________________________
Było trudno, ale jest. Teraz już pójdzie z górki. Siedziałam nad tym dość długo, ale jeśli mimo to przegapiłam jakieś niedopatrzenie to dajcie znać.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

