wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 73: Po czyjej jesteś stronie? cz I

Paulina obudziła się w znajomym pomieszczeniu, w którym starała się nie przebywać nie dłużej niż to konieczne. To tu nocowała pierwszej nocy gdy zaatakował ją duch i to tu spała po ucieczce z domu. Zazwyczaj starała się nie rozglądać po pomieszczeniu, ale tym razem odważnie omiotła spojrzeniem każdy kąt.
Nie czuła się tu swobodnie i wątpiła by ktokolwiek mógł.  To właśnie dlatego Shadow ją tu przeniósł za karę.  Poza tym pokój jej wuja znajdował się tuż pod podłogą co pozwalała mu to na szybką reakcję w razie potrzeby.
Te cztery kąty, w których  przyszło jej nocować zdawały się dawno zapomniane przez żywych. Brakowały tu „kobiecej ręki”. Kogoś kto posprzątałby i nieco ozdobił poste i zaniedbane meble i powierzchnie. 
Właściwie ona mogłaby być tym kimś. Mogłaby zmienić tą ponurą trupiarnie w przyzwoity pokoik. Potrzebowałaby jedynie kilku godzin. Mimo to nawet tego nie próbował.

Dziewczyna domyśliła się, że Oscar musiał ja tu przynieść za namową Baby Jagi...to znaczy pani Jagody. Powód był jasny – choroba. Choć w zasadzie Jagoda prędzej by ją wyleczyło niż   „rodzinna” atmosfera panująca w tym domu. Zastanawiało ją tylko, dlaczego nadal była ubrana w balową suknie? Czyżby wszyscy przegapili ten drobny szczegół. Przecież Shadow nie mógł się o tym wszystkim dowiedzieć a przez to na pewno zacznie coś podejrzewać.
Włosy sterczały jej na wszystkie strony.  Nie miała pojęcia co babka zrobiła by pozbyć się czarnego barwnika w tak ekspresowym czasie, ale po wszystkim zapomniała ich doprowadzić  do porządku.
Westchnęła.
„Czy ja nigdy nie mogę obudzić się bez żadnych sensacji ?” - spytała sama siebie.
Pierwsze co zrobiła po wyjściu z łóżka to sięgnięcie po szczotkę i podejście do lustra. Mdłe światło poranka wpadające przez okno pozwalało jej dostrzec wystarczająco wiele szczegółów swojego odbicia by zrozumieć, że coś jest nie tak.
Strój który zobaczyła w odbiciu nie był sukienką, a jedynie spódnica, skromną i burą do której nosiła ten sam czarny sweter w którym wyszła z dworu. Mniej więcej tak musiał wyglądać bajkowy kopciuszek po powrocie z balu gdy czary straciły swoją moc.  Nie zgadzała się to z tym co wiedziała na sobie gołym okiem, ale wiele wyjaśniało. Jeśli Oscar widział to co ona w lustrze to nie wzbudziło to w nim żadnych podejrzeń. Wątpiła w to by Shadow dał się nabrać na tą sztuczkę.
Z zamyślenia wyrwał ją cichutki oddech śpiącej w szufladzie wróżki. Zapomniała, że musi teraz zachowywać się bardzo cicho. Tak  więc stłumiła atak kaszlu i postanowiła się przebrać w coś cieplejszego.  Ostrożnie chodząc na palcach po drewnianej, zimnej, skrzypiącej podłodze przeszukała szafę i wszystkie szuflady. Uzbroiła się od stup po szyję w ciepłą odzież, ale mimo to cała się trzęsła. Musiała posprawdzać wszystkie okna w pokoju i dorzucić do pieca nim zrozumiała że ma gorączkę.  Zamarzyła jej się ciepła kąpiel i długa drzemka pod ciepłą kołdrom, ale z drugiej strony czuła, że choćby wskoczyła do wulkanu, wcale nie poczułaby się lepiej.
–    Co mi jest? Co się ze mną dzieje - spytała samą siebie, gdyż nie sadziła by same zapalenie płuc było temu winne.
–    Wiesz to się zaczyna robić żałosne. – Usłyszała za sobą głos.
To Laura, właśnie nawiedziła pokój siedząc sobie na parapecie.
–    Sama jesteś żałosna – odparowała Paulina zdenerwowana.
–    Ja przynajmniej nie okłamuję samej siebie. Nie rozumiem co ci to daje?  Po co udajesz głuszą niż jesteś w rzeczywistości ?  Przecież już od dawna wiesz kim jesteś. To dlaczego to ukrywasz przed resztą jet zrozumiałe, ale dlaczego z takim uporem wmawiasz sobie że nic się nie dzieję? To po prostu głupie i męczące.
–    Nikt cię nie prosił o radę.
–    Ja też z początku nie mogłam uwierzyć, że jestem duchem  i to w dodatku takim, którego wszyscy widzą. Który może poruszać przedmiotami. Ale ta niewiara nie trwała aż tak długo... Pewne fakty należy zaakceptować.
Paulina nie wiedziała co powiedzieć udawanie głupiej – jak to powiedziała Laura – nic by nie dało, więc pozwoliła zjawie kontynuować.
–    Tylko nie myśl, że cię pocieszam.  Nienawidzę cie. To takie potwory jak ty przyczyniły się do śmierci mojej i mojej mamy. Jej odebrane duszę dzięki której mogłaby przejść na drugą stronę, lub choć być tu ze mną... Ja po drugiej stronie nie mam nikogo. Dlatego czekam na Alexa. Gdy przyjdzie czas pójdę razem z nim, ale do tego musi on mieć dusze. Dlatego nie pozwolę ci by spotkała go to co moją mamę.
–    Jakiś demon odebrał twojej mamie duszę?
–    Nie jakiś tylko ty Trzeci Elemencie.
–    Cała złość Pauliny nagle gdzieś przepadła. Paulina nie mała już siły. Nagle zrobiło jej się tak gorąco i duszno, że musiała ściągnąć część ciuchów. Po czym padła na łóżko. Zamknęła oczy na dłuższa minutę. Próżno opisywać co się działo w jej głowie i sercu.
- Przykro mi że coś takiego ci się przytrafiło, ale mogę ci tylko obiecać, że będę się od niego trzymała z dala o ile on odpowie mi na jedno moje pytanie...
–    Domyślam się na jakie, ale nie masz się co łudzić. Nie wiem po co w ogóle ci to mówię. Chyba jest mi po prostu ciebie żal, bo jeśli mówisz prawdę i jet w tobie jakaś cząstka człowieka to niedługo zniknie bezpowrotnie.  A do tego czasu będziesz sama, bo nikt ci nie pomoże w walce z samą sobą. - Ostatnie słowa powiedziała bardzo cicho i smutno. Spojrzała na czerwonowłosą wpatrzoną w sufit. Nim Laura całkiem zniknęła jej twarz z przepełnionej współczuciem zmieniła się na powrót w obraz bezgranicznej nienawiści.  Odwróciła wzrok i  wstała z parapetu. Dopiero gdy doszła do ściany jej zarys zupełnie się rozmył, a w pokoju zapanowała normalna temperatura.
–    Paulina jednak tego nie zauważyła. Wzięła kilka uspokajających wdechów i spojrzała na bransoletkę otrzymaną od Sary. Dokładnie przejrzała się pięciu przywieszką oddzielonych koralikami.  Przypomniała sobie co o tym przedmiocie mówiła wcześniej Sara.
„To magiczny artefakt, czyli coś co działa nawet na niemagicznych. Ten jednak reaguje tylko na kobiety z naszej rodziny.”
„...powinna ci pomóc odróżnić prawdę od sennej iluzji oraz blokować twoje...koszmary. Nie zobaczysz niczego jeśli nie będziesz tego chciała.”
„To nie ma nic wspólnego z mocą magiczną...Jest to błogosławieństwo dane nam przez Bogini Światła, a które jest dziedziczone z matki na córkę w obrębie naszego klanu.”
„Twoja mama chciałaby byś to nosiła.”
 „Wiedziała kim będziesz i kim się staniesz.”
Dopiero wspomnienia tych słów sprawiły, że się rozpłakała. Cały czas sądziła, że rodzice nie powiedzieli jej o istnieniu tego świata gdyż nie była magiczna. Teraz rozumiała co było prawdziwym powodem...W realnym świecie demony są bezsilne...Tak jak wszystkie inne magiczne istoty. Tym razem nie mogła już tłumić kaszlu, ale Psotki to nie obudziło. Nadal leżała cichutko w swoim małym łóżeczku. Po raz pierwszy Paulina pomyślała, że jej mamie musi być smutno bez swojego daimona.
Usiadła i otarła łzy ramieniem. Musiała się uspokoić jeśli miała zrobić to co zaplanowała – przywoła wizję. Uspokajała się bardzo długo. Ponownie poczuła, że jest jej zimno i ma gorączkę. W pewnym momencie sama nie zauważyła kiedy zasypia.  Ktoś innym powiedziałby, że po prostu majaczyła w gorączce z to co widziała nie miało sensu.


Pokój jej rodziców. Ewa i Robert rozmawiają nie widząc jej, choć ona stoi tuż przed nimi. Jak zwykle nie do razu przywykła, że jej tam tak naprawdę nie ma.  
–    To co proponujesz? - spytał Robert?
–    Uciekać. Tym razem nie dasz rady. Nie tym razem. Ja i bez wizji wiem jak to się skończy.
Przed czym uciekać? Co się skończy? - myślała Paulina.
–    Uciekać? Niby dokąd? To jest nasz dom i ja bez wizji wiem co należy robić. Po prostu uwierz...
–     Tym razem to nie kwestia wiary. To nie sprawdzian naszej wiary tylko życie, wojna.
Pierwszy raz widziała swoją mamę w takim stanie. Płakała i niemal krzyczała jak histeryczka.
–     Wszystkie teleporty są pozamykane. Nie mamy wyboru. - Uspokoił oddech i spojrzał na nią. - Ewa, ja w nią wierzę. Ona da radę w końcu to nasza córka.
Paulina poczuła, że erce bije jej szybciej. Mówili o niej.
–    Czas naszego pokolenia się kończy teraz możemy już tylko być wsparciem dla tego nowego.

Kolejne wizję mieszały się chaotycznie. Widzi walkę i wiele ludzi których jeszcze nie poznała i prawdopodobnie już nie będzie miała okazji.
Blask, błękitne światło pozbawione ciepła. „To co rozdzielone scala się w jedno by Światy łączyć...” - napis na czymś metalowym.
Ciemne kamienne, kręcone schody prowadzące w dół w ciemności. Ktoś ją prowadził, ale ona już mu nie ufała tak jak kiedyś. Czuła w sobie gniew.
Dwa ciała leżące na ziemi. Jej rodzice.  Nie żyją... W tle widziała ogień. Płonący dom. Dom z którym już nic ją nie łączyło.
Paweł zmienia się w imponującego błękitnołuskiego smoka. Jego oko zwęża się jak u kota. Wygląda groźnie, ale ona już się go nie boi. Nie boi bo on już wszystko wie...
Lustro, a w nim jej odbicie o złotych oczach...
Te same oczy wyłaniają się z ciemności pewnego więzienia, ale to już nie ona. Tylko jakiś chłopak. Nie widzi jego twarzy.
Cień o upiornej twarzy, cały we krwi  trzyma w garści dwa Pierścienie.
Bezbronny Fox w czoło którego ktoś mierzy różdżką.
Oscar pojmany w niewole.
Psotka znika.

Nagle gdy myśli, że to już koniec widzi mężczyznę o białych włosach i zielonych oczach. Czarodziej ubrany jest w ciemne barwy maskujące go w mroku. Na twarzy  nosi maskę z gwiazdą. 
–     Lampa Iaar, tak jak sobie życzyłaś.
–     Wspaniale -  odpowiedział mu demoniczny chór głosów odbierając przedmiot.  - Zaraz gdzie ty idziesz?
–     Myślałem, że to jasne. Nasza umowa została  zerwana.
–     Co proszę?
–     W cyrografie, który podpisywałem  był jeden warunek. Alexowi włos z głowy nie spadnie i nie odważysz się go tknąć czy wywołać Ataku dopóki będę wypełniał twoje polecenia. To działa również w drugą stronę. Skoro wywołano atak u mojego syna bez przyczyny ja nie muszę już wykonywać kolejnych poleceń. - To powiedziawszy nawet nie  odwracał się do swojego rozmówcy i ruszył przed siebie. - Poza tym niedługo on również nie będzie w twojej mocy.
Paulina nie wiedziała gdzie odbywa się to spotkanie, ale było tu dużo miejsca oraz ludzi.
–     Klątwę zawsze można na kogoś rzucić. Naprawdę aż tak ci tu źle, że będziesz ryzykował bezpieczeństwo własne i bliskich?
–    Każdy kto coś dla mnie znaczy został już na twoje klątwy uodporniony, pozostałych możesz sobie torturować ile ci się chce.
–    Meridianie nie podobało się, że jej ulubiony pinek zamierza odejść. Bez kontroli mógłby stać się za silny.
–     Zgoda. I tak cię nie potrzebuję. Wiem już gdzie są ostatnie. Trzeci i czwarty element. - Zythrianowi drogę zastąpiła grupa Żmij. - Ale nikt żywy ode mnie nie odchodzi.
–    Grupka magów rzuciła się na niego – nie dosłownie, po prostu zaatakowali go magią – ale on szybko sobie z nimi poradził. Odbił ataki, a chwilę potem Żmije albo plunęły od własnych zaklęć które odbite wrodziły od nich, albo trzymali się za gardła duszeni jego własnym atakiem. Kilka osób uniósł za pomocą magii i gestem dłoni  rzucił w Meridianę.
–     Naprawdę muszę zabić połowę twoich wyznawców nim zdecydujesz się przemyśleć moja propozycję?
–    „Jak śmiesz” - mówiły złote oczy demona, który najwyraźniej postanowił sam zająć się zamordowaniem zdrajcy.
Paulina widziała jak Meridiana szykuje się do walki, której wynik jej zdaniem był już przesądzony. W końcu nie ma mowy by czarodziej w pojedynkę pokonał demona. Człowiek sam ciągnął na siebie śmierć, ale czego się spodziewał zadzierając z siłami ciemności?


Dziewczyna ocknęła  się będąc zaskakująco spokojna jak na osobę która przed chwilą miała okazję oglądać tyle niepokojących obrazów z przyszłości, której nie da się zmienić. Nie mogła jednak przewidzieć, że nie jest w pokoju sama. 


_______________________________________________-




Pisane pod wpływem weny. Może być pełne błędów.

Brak komentarzy: