poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 72: Jak pocieszyć?

Fox otworzył okno na oścież. Mimo iż był środek zimy wolał już zamarznąć niż się udusić. W chacie babci Jagody panował ścisk i zaczynało brakować tlenu, którego on potrzebował. Każdy skrawek salonu zajmowała jakaś istota żywa, jak nie jeden z jego braci, smoki lub księżniczka Roza to zwykle daimon, a wśród nich ropucha Jagody, sokół Vastiana, sowa Xawiera, oraz zwierzaki bliźniaków. Tak się bowiem składało że Fox jako jedyny z rodzeństwa potrafił przemieniać się w lisa. Szczurek Vixa korzystając z talentu do zmiany swych rozmiarów pokonywał trasę z pokoju w którym leżał Alex do szafek i kredensów podając Jagodzie przedmioty potrzebne do leczenia rannych. Jego właściciel też bardzo pomagał.
Zaklęcie, które rzucono na jasnowłosego miało bowiem na celu doprowadzić do tego by się wykrwawił i żaden opatrunek uciskowy nie mógł temu zapobiec. Staruszka zastanawiała się czasem czy nie łatwiej by było amputować rękę, ale nie mówiła tego na głos.
Babcia nie była uzdrowicielką, ale wiedziała jakie zioła pomagają przy magicznych urazach. W czasie niektórych powstań o Illuminaris, jej chata robiła za schron i azyl dla rannych. 
Fox już miał iść w stronę pokoju do którego wysłano  Paulinę by nie przygadała się ropie wydobywającej się z ręki jej kolegi; jednak został zatrzymany przez swojego starszego brata.
–    Macie szczęście, że się pojawiliśmy. Gdyby nie my to bylibyście już martwi, albo gorzej. Ze wszystkich waszych pomysłów ten był najgrubszy. Im starsze to tym...
–     Xawier. Nie udawaj mi tu, że nic o tym pomyśle nie wiedziałeś – upomniała go Jagoda, która zdawała się być w kilku miejscach jednocześnie.  

Xawier  specjalizował się w robieniu młodszemu rodzeństwu wykładów na temat etycznego i moralnego zachwiania. Wyglądem prawie niczym nie różnił się od Vasiana. Ciemno rude włosy w  oświetleniu traciły
–      My zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym – poskarżył się Xawier w imieniu reszty braci. - Feliks wysłał nam wiadomość co planuje wiedząc że rzucimy wszystko, by mu pomóc... - Xawier chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu Vastian siedzący do tej pory w koncie z zamyślona miną.
- Ja tam nie mam mu za złe- zaczął Vastian uśmiechając się łobuzersko. - Miło było uczestniczyć w tym małym powstaniu.
–     I co ci to pseudo powstanie dało?
–     Udowodniliśmy, że nie boimy się wejść do pałacu który kiedyś był nasz. Czy tylko ja uważam, że puki co czarodzieje  tchórzą? Nasza rodzina i kilka innych.  Zabrano nam ojczyznę, nasza ziemię. Sprawili, że musimy się ukrywać. Żmije to głupcy schlebiając demonom, ale oni przynajmniej próbują. Desperacko ale jednak.
–     O czym w w ogóle gadacie? - wtrącił  Dan. - Dzieciaki włamali się do zamku by ukraść jakieś demoniczna pierścionki. Co to ma do ojczyzny?
–     O to debilu – odpowiedział mu jego brat bliźniak – że to nie niemagiczni nas wygnali. Skoro demon potrafi kontrolować umysły, a jest członkiem rodziny królewskiej to dotarcie do króla to dla niego pestka. Przez cały czas to nie król wydawał rozkazy tylko Meridiana, a wcześniej jej inne wcielenie pewnie też maczał palcem w tej sprawie. Kłócił nas ze sobą, przez co z jednej strony ma teraz Żmije, a z drugiej całe Imperium.
–    Nadal nic nie rozumiem. - Dan podrapał się po głowie. - Przecież Vasian powiedział...
–     Że Żmije przynajmniej coś robią – powtórzył Vastian. - Nie zdają sobie sprawy dokąd to prowadzi, ale dla nich my jesteśmy tchórzami którzy nic nie robią dla niepodległości i mają racje.
 Podczas gdy bracia omawiali sprawy narodową jak prawdziwi patrioci, Feliks podszedł do siedzącej na łóżku Pauliny. Nie wyglądała za dobrze, a do tego miała kaszel. Tego drugiego można się było spodziewać po bieganiu na boso w samej sukience po dworze w czasie zimy. Nadal miała na sobie większą część kostiumu. Poszarpaną sukienkę oraz farbę spod, której powoli wychodziły czarowne końcówki włosów. Pytana czy nie wolałaby pójść spać odpowiadała, że nie jest śpiąca, choć poprzedniej nocy również nie zmrużyła oka. Widać, że wolałaby być sama, ale Fox nie zmierzał uszanować tego niewerbalnego życzenia. 

- Nie przejmuj się. Alex wychodził już z gorszych opresji. 
- Ty nic nie rozumiesz - mruknęła w odpowiedzi i zakaszlała. 
- To było niesamowite jak go na powrót odmieniłaś. Jak to zrobiłaś?  Paweł mówił że twoja kuzynka jest Wyrocznią, to prawda? - Spojrzał na bransoletkę na ręce dziewczyny - To dzięki temu?
- Tak, mniej więcej... - znów zakaszlała.
- Jednak dobrze że poszłaś. Szczerzę to trochę mnie ten pomysł martwił. Babcia nie byłaby zadowolona gdyby...
- To że poszłam wcale nie było dobrym pomysłem, ale stało się...
Feliks popatrzał na niż chwilę, starając się zrozumieć o czym ona mówi, ale na darmo... Nie potrafił sobie nawet wyobrazić co właśnie przechodziła i jakie myśli chodziły jej po głowie. Postanowił próbować ją rozśmieszyć lub choć sprawić by jej myli powędrowały w innym kierunku.
- Spójrz na mnie - powiedział, a gdy z niechęcią usłuchała najpierw pokazał jedną monetę, którą żonglował między palcami, a potem prawił że zniknęła. 
- Fox, wiem że jesteś czarodziejem i taki sztuczki nie robią na mnie wrażenia. 
- Racja umiem czarować, ale w przeciwieństwie do Alexa nie bez różdżki - zauważył uśmiechając się przebiegle.
- W takim razie jak?
- Tak samo jak zrobiłem to - "Wyczarował" jej monetę z ucha. Była cała złota. Paulina zaczęła podejrzewać, że to jej własna. - I to -  Gdy oglądała monetę, pomachał  jej przedtwarza niebieskim medalionem. 
- Skąd ty go masz? - spytała, ale nim on choć otworzył usta ona już się domyśliła. To mogło mieć miejsce gdy włamał jej się do pokoju. Zanim się obudziła miał mnóstwo czasu. Albo gdy sprzątała bibliotekę a on kręcił się po budynku. - Grzebałeś w moich rzeczach ?! 
 - Nie złość się byłem po prostu ciekawy. Chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć. Jesteś bardzo interesującą osobą. Nie spodziewałem się tak nielegalnego przedmiotu. Wiesz że Strażnicy zakazali ich już bardzo dawno temu. Co to by było gdyby taki demon lub Cień go zdobyli?
- Spadaj na drzewo! - warknęła choć chciała powiedzieć coś znacznie gorszego. - Ja nie brałam tego do pałacu. Z resztą nawet gdyby demon znalazł się w realnym świecie, byłby bezsilny, tam nie ma magii...- urwała, gdyż coś nagle do niej doszło. - Byli by bezsilnie wszyscy...
Te uniesienie trwało jednak krótko. Nie ma co się ekscytować tym przebłyskiem geniuszu skoro, nie ma drugiej połówki, a bez tego wisior jest bez wartości.
–    Jeśli Oscar jutro pojawi się z rana lepiej by nie zobaczył cię w tym stanie – zauważyła Jaga zaglądając do nich wycierając ręce w szarą ściereczkę.
Na chwilę obecną, cały dom osłaniały maskujące zaklęcia tak mocne, że nawet kryształowa kula nic by przez nie nie zobaczyła. Shadow musiało to martwić jeśli to zauważył.
Na uwagę starszej kobiety nastolatka jedynie kiwnęła twierdząco głową po czym dalej siedziała patrząc na swoje buty. Twarz jej miała umęczony wyraz, jakby czuła się winna za wszystko co miało miejsce na terenie pałacu
-  Przepraszam, ale po tym wszystkim i tak nie zasnę. 
- Wypij - poleciła jej podając kubek z ciepłą herbatą. - Pomoże na kaszel. - Mówiąc to wróciła do rannego. 
Dziewczyna piła powoli nie zwracając uwagi na smak i temperaturę naparu. Fox obserwował jak się uspokaja, aż w pewnym momencie zaczęła się kiwać na boki jak pijana, a kubek wypadł jej z rąk. Złapał ją w ostatniej chwili nim upadła na podłogę. Z początku nie rozumiał co się stało. Nie mogła przecież aż tak naglę zasnąć. 
- Babciu. Dlaczego mam rażenie że to nie było zwykłe lekarstwo na kaszel, ani melisa? 
  

 
W tym całym zamieszaniu tylko Vixa martwiła nieobecność Tobiego. Jego kilkudniowy przyjaciel przepadł jak kamień w wodę. A przecież jeszcze tak wielu rzeczy nie zdążyli razem zrobić. Vix tak bardzo cieszył się iż nareszcie pojawił się ktoś z kim mógłby się bawić, a tymczasem ten ktoś nie czuł nawet potrzeby by powiedzieć mu iż wychodzi...



Prawda był taka iż Tobi nie uważał go za przyjaciela. Co więcej Vix irytował go swoją dziecinnością, charakterem, sama obecnością a głównie umiejętnościami magicznymi.

„Po dwóch miesiącach nauki nie wie jak różdżkę się trzyma. Jest dowodem nieporadności swoich nauczycieli i ich metod w praktyce." 
Tobi zamieszkał z nimi by się czegoś nauczyć oraz gdyż nie miał chwilowo żadnego domu. Jednak Alex, Fox, Jagoda i cała reszta zamiast go edukować traktowali go jako niańkę dla Vixa. Nienawidził gdy ktoś nie traktuje go poważnie, a co gorsza ignoruje zbywając go jakimiś głupimi farmazonami o równowadze, cierpliwości i jakiś roślinach o których powinien coś wiedzieć.
„Na co mi wiedza o chwastach? Założę się że ta baba nie umie nic prócz tego jak i z czego parzyć herbatki. Taka z niej wiedźma co z koziej d... trąba.”

Nigdy jej jeszcze nie przyłapał na tym by użyła magii.

Nie, ta baba ani nikt kto z nią spokrewniony nie mógł być dla niego wzorem, a tym bardziej mistrzem. On chciał być taki jak Alex – pierwszy i ostatni czarodziej który zrobił na nim jakieś pozytywne wrażenie.

Teraz już nic nie łączyło Tobiego z poprzednim życiem w Tharond. Tamten chłopiec już nie istniał. Jego starzy przyjaciele z dzieciństwa i rodzina bali się go, więc nie miał tam czego szukać, chyba że kiedyś zachciało mu się by te ich lęki potwierdzić. Nic groźnego oczywiście. Nie chciał nikogo krzywdzić, choć zranili go. Teraz chciał być czarodziejem, ale nie jednym z wielu tylko najlepszym.

Niestety z tym marzeniem został sam, gdyż jego nowi znajomi zupełnie go zignorowali. Najbardziej zabolało go to że Alex który zobowiązał się mu pomóc, który zamiast uśpić w nim moc dał mu różdżkę, poszedł sobie włóczyć się zamiast choć zadać mu jakąś lekturę o magii.

To przebrało miarkę. Gdy Fox i Paulina wyszli „nad jezioro” pobiegł za nimi. Wówczas idąc za ich śladami w śniegu spotkał Zythriana.

Wydał się mu miłym człowiekiem, choć nieco tajemniczym. Na pytania odpowiadał niezrozumiałymi półsłówkami i uśmiechał się w sposób, który nie do końca wzbudzał zaufanie. Tobi sam nie wiedział jak to się stało że gdy padło pytanie „Co tu robisz?” opowiedział mężczyźnie o wszystkich swoich problemach. Może to dlatego, że został wysłuchany jak jeszcze nigdy. Zythrian miał podejście do młodzieży i był czarodziejem. W kwadrans nauczył go więcej niż jego magiczni koledzy i Jagoda przez całą znajomość. Chłopcu jednak nie umknął pewien szczegół.
- Pan nie używa różdżki.
- A ciebie uczono, że jest ona niezbędna? To co ci powiedziano nie było kłamstwem. Początkujący nie potrafią inaczej niż za pomocą tego narzędzia, ale musisz wiedzieć że jest jeszcze drugi poziom który mało kto poznaje. Ale wiesz co? Myślę że jesteś zdolny i szybko opanujesz podstawy jeśli ktoś ci pomoże.
-Uczyłbyś mnie?
- Z radością, ale mam dwa warunki. Po pierwsze będziesz musiał przez całą edukację robić co ci karzę. Inaczej nic z tego nie będzie, a po drugie chciałbym byś coś dla mnie zrobił. To czego cię nauczyłem jest zaklęciem używanym do obrony własnej. Używaj go tylko w ostateczności. Nie jest za silne i jedynie ogłusza, ale nie szalej z nim...

Wszystko co mówił było dla Tobiego tak logiczne i zrozumiałe.

Brak komentarzy: