wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 2: Wojna... Jaka wojna?


Poprzedni rozdział:  Rozdział 1
____________________________________________________________________________________


„Ludzie zabijają się od zawsze i nadal będą się zabijać, bo taka jest ich natura.”

Duże ciężkie drzwi otworzyły się z trzaskiem. Nagłe niczym wejście smoka, choć paradoksalnie Roza od dziecka uważała smoki i wszystko co z nimi związane za zło wcielone.  Niedawno jej światopogląd drastycznie się zmienił, a to za sprawą jednego przyjaznego smoka, którego poznała kilka lat temu. 
Pewnym szybkim krokiem ruszyła przez korytarz na końcu, którego znajdowały się drzwi do sali tronowej. Nim jednak do nich doszła drogę zagrodziły jej halabardy strażników. 
- Król odbywa naradę wojenną.
- Ja właśnie w tej sprawię – powiedziała krzyżując ręce na piesi. Nie widziała z kim to jej ojciec mógł chcieć walczyć. Imperium było jedynym miejscem w którym żyli ludzie. Od północy ograniczone górami, od południa pustkowiem wypalonym przez Smoki. Państwo to jednoczyło wszystkich ludzi. Z nikim nie graniczyło nie licząc klasztoru Wyroczni w górach białych, ale ten był nietykalny. Ludzie wierzyli w ta samą Boginię Światła co smoki, elfy czy magiczni.  To może oznaczać jedynie większą kampanię, gdzieś za morze, za ocean a ten pomysł jej się nie podobał. 
- Mam instrukcję by nikogo nie wpuszczać. - tłumaczył jeden z mężczyzn odzianych w zbroje.
- Czy ty wiesz z kim masz do czynienia?- Choć chwilowo nie miała na sobie biżuterii, drogiej sukni i pachniała koniem i potem zamiast perfumami, to była pewna, że strażnik musiał ją poznać. Jej status był widoczny jeśli nie przez sposób poruszania, mówienia i spoglądania, to po twarzy, którą znano w całym kraju i daleko poza jego granicami. Opalonej twarzy otoczonej kruczoczarnymi włosami, o delikatnych rysach. Poza tym po świcie krążyły setki pieśni wychwalające intensywną czerwień jej ust i fiołkowe oczy. - Jestem Księżniczką Rozalindą, Kwiatem Imperium, najstarszą, jedyna córką króla i jedyną prawowita następczynią tronu. Wystarczy jedno moje słowo by ścięto ci głowę.
Oczywiście nie zamierzała nikogo zabijać swym rozkazem, ale on o tym nie wiedział. Mężczyźni spojrzeli po sobie i przełykając ślinę pozwolili jej przejść, przepraszając. W sali tronowej czekało ją podobne przyjęcie. Zebrani tam doradcy i król pochyleni dotąd nad mapą świata, nagle zwrócili w jej stronę zaniepokojone spojrzenia. 
- Rozalindo, co ty tu robisz? - spytał król takim tonem jakby za jedyną słyszą odpowiedź uznawał tylko: „Pomyliłam pokoje, przepraszam już wychodzę”. Roza odpowiedziała jednak inaczej.
- Chce z tobą pomówić ojcze.
- Jestem chwilowo zajęty. - Odwrócił się na powrót do mapy. 
W tłumie mężczyzn kobieta ujrzała swojego, od niedawna, męża Kella i poczuła się zdradzona. 
- Co tu się dzieje? - spytała gdy do niej podszedł i najwyraźniej próbował delikatnie nakłonić do tego by wyszła. Wyrwała się jednak. 
- To nic. Zwykła nudna polityka...
- Dla mnie wcale nie jest taka nudna. Chętnie usłyszałabym o paru sprawach. Na przykład o ostatniej egzekucji czarownic. 
- Kto ci o niej powiedział? - Tak jak się domyślała Kell wiedział o wszystkim. - To znaczy... kto ci naopowiadał takim... - Młody człowiek plątał się.
- Kłamstw? Nikt. Sama widziałam.
- Nie mogłaś widzieć – oburzył się król. - Egzekucję tego typu gdy już się odbywają to na placu targowym, a jego nie widać z pałacu... Opuściłaś pałac bez straży? - Szybko sam sobie odpowiedział. - Jak ty w ogóle jesteś ubrana? Twoja matka wie tym że nosisz się jak... jakaś...
Rozalinda miała na sobie długie, dopasowane spodnie. Pierwotnie uszyte do treningów Łowcy, z czasem przystosowane do jazdy na koniu. 
Król wydawał się niezadowolony, w przeciwieństwie do Kella, gdyż strój księżniczki podkreślał jej figurę a w szczególności nogi. 
- Nie zmieniaj tematu. Tato, czy znów ciebie coś opętało?Dlaczego planujesz wojnę i z czym?
- Nie. Czuje się zdrowy na umyślę. Planuje to już od trzech lat. Postanowiłem, że to co mnie dotknęło już nigdy się nie powtórzy. 
- Co to ma znaczyć?
- Zamierzamy raz na zawsze skończyć z magami z Illuminaris. Nie spoczniemy dopóki wszyscy magiczni nie znikną...
- Tato. Przecież smoki i cały wschód staną po stronie czarodziejów. - „Nawet jeśli nie sprzeciwili się ostatniej wojnie domowej” - dodała w myśli. - Nie rozumiesz, że to zapoczątkowałby...
- Jesteśmy gotowi na wojnę ze wschodem. 
- Nigdy nie będziemy na to gotowi, a nawet gdyby to na co nam to?  
- By przestać żyć w strachu. Robię to dla twojego dobra. Kiedy zasiądziesz po mnie na tronie...
- Nie chce władać takim państwem – protestowała Rozalinda, ale ojciec już jej nie słuchał i kazał straży odprowadzić ją do jej pokoju. 
„Trzeba coś zrobić i to szybko tylko co?” - rozmyślała gorączkowo księżniczka przechadzając się po swym pokoju dopóki jej spojrzenie nie padło na czystą kartkę i atrament.
Trzy lata temu jej przyjaciel pomógł jej gdy okazało się, że najmłodsza księżniczka Meridiana została opętana. Obecna sytuacja powinna go tym bardziej zainteresować ponieważ był smokiem. List taki to niczym policzek w twarz ojca, ale nie widziała innego wyjścia. Nie mogła dopuścić do wybuchu wojny. Ani zewnętrznej, ani wewnętrznej. 
„Drogi Pawle...”

Brak komentarzy: