Po ostatnich wydarzeniach postanowiła poprawić rozdział 1 (to znaczy poprawiony on był dawno tylko go nie umieściłam na blogu by nie mieszać, ale w sumie...). W wersji ostatecznej poprzedza go Prolog, ale tego wam oszczędzę i tak jest co czytać.
Ten obszerny fragment dedykuje Anonimowi (obyś kiedyś zrozumiał na czym polega istota blogowania i tak wiem, nigdy nie osiągnę perfekcji, ale jakoś trzeba zabić czas nim śmierć zajrzy w oczodół ;-)) oraz, przede wszystkim Wilczycy, dzięki której zachował się jeden fragment z pierwotnej wersji, choć w nieco zmienionej formie.
_____________________________________________________
Rozdział 1
„To już ten przystanek” - pomyślała Paulina wyglądając przez okno autobusu.
Gdy pojazd się zatrzymał wstrzymała się z pisaniem SMSów. Wyszła z autobusu i stanęła obok znaku drogowego, do którego przypięto rozkład jazdy. Obok natknęła się na wspomnienie niegdyś tam stojącej ławki.
Kto by pomyślał, że przyjdzie jej szweda się po takim miejscu, a wszystko przez to, że na lekcji dostali zadanie w grupach. Ponieważ to nauczyciel układał skład grup na zasadzie losowania Paulina pracować miała z dwójką najmniej lubianych osób w klasie. Cel pracy polegał na zrobieniu prezentacji na temat:„Historia twojej okolicy”. Materiały do niej zamierzali znaleźć właśnie tu.
W domu jedynie zjadła obiad i zamieniła mundurek na pomarańczową koszulkę z krótkim rękawkiem i czarną bluzkę.
Zbliżało się lato, toteż słońce pięknie grzało, choć powietrze nadal niosło ze sobą ostatnie echa zimowego mrozu. Śnieg stopniał jeszcze nie tak dawno pozostawiając po sobie kałuże, które zmuszona była przeskakiwać.
Z przystanka nie od razu trafiła na odpowiednią ścieżkę. Droga prowadząca do jej celu zupełnie zarosła przez wysoką trawę, tak że przejście właściwie nie istniało. Z drugiej strony ruiny, do których zmierzała, graniczyły tylko z jeziorem. Żeby je przebyć, trzeba byłoby umieć latać, lub mieć łódkę. Dalej leżała tylko miejscowość w której mieszkał Paweł, chłopak z którym miała robić projekt. Tatiana, ostatnia z trzy osobowej grupy powinna dojechać drugim autobusem.
Po przedarciu się przez metrowe trawy, Paulina znalazła się w iglastym lesie. Znajdowały się w nim głównie sosny, gdzieniegdzie świerki rosnące w dużych o siebie odległościach, śladowe ilości innych dzikich roślin, niewielkie grupki krzaków.
Niegdyś duży porządny las, obecnie przerzedzony przez ludzi potrzebujących drewna, lub miejsca na działki, niemal wycięty w pień. Niemal ponieważ przez pewne incydenty nikt nie chciał kupić tych terenów, bo zawsze coś szło nie tak i rzec by można, że jest nawiedzony, lub ciąży na nich klątwa. Nikt oczywiście nie wierzył w duchy. Tłumaczono sobie zawsze iż budowa czegokolwiek w tym miejscu jest po prostu nieopłacalne. Paulina uważała, że nie było żadnego paranormalnego zjawiska, las nie broni się sam, po prostu jakiś inny człowiek robi reszcie na złość.
W końcu trafiła na miejsce spotkania, gdzieś nieopodal trafiła na duży kamień wprost stworzony, by na nim usiąść. Czekając planowała zabrać się za wysyłanie SMSów kumpeli, lecz okazało się, że nie ma zasięgu. Przyjrzała się ponownie ostatniej otrzymanej wiadomości.
"Sen o schodzeniu po schodach to symbol niepowodzeń w sprawach finansowych oraz w miłości, natomiast śmierci członka rodziny to zapowiedz okresu pełnego problemów i stresu"
Po przeczytaniu tych niedorzeczności dziewczyna pożałowała, że w ogóle komukolwiek opowiadała swój sen. Wolała nawet nie myśleć co by się stało gdyby ten sen się spełnił dosłownie, jednak taka interpretacja na podstawie sennika uważała za niedorzeczność. Przecież ona nie miała żadnych „spraw finansowych”. Jak czegoś potrzebowała rodzice jej to kupowali, no i żadnych stresów i problemów również nie miała. Nie licząc jednego...
Dziś po powrocie ze szkoły zamiast rodziców zastała swą ciotkę, która wyjaśniła jej iż jej rodzice wyjechali, bez pożegnania. Coś takiego spotkało ją pierwszy raz. Rodzice raz na jakiś czas i owszem wyjeżdżali w, jak twierdzili, ważnych sprawach bez niej, ale nigdy tak nagle. Najgorsze było jednak to iż tego dnia właśnie to jej się śniło. Między innymi właśnie to miejsce wybrała do swojego projektu i nikt nie był w stanie jej tego wyperswadować, choć wmawiała sobie, że jej sen nie ma z tym nic wspólnego, że to po prostu idealne miejsce. Problemów finansowych z ciotką mieć również nie będzie.
Na niebie nie zauważyła nawet najmniejszej chmury i nie czuła wiatru, dlatego zdziwiło ją szybko przemieszczający się obiekt przysłonił na moment słońce. Potem cień przysłonił ziemie nad nią i zdawał się lądować. Wszystko to zdarzyło się tak szybko, że Paulina nie zdążyła mu się przyjrzeć. Wiedziała tylko, że jest to nieco większe od człowieka, ma skrzydła i wylądowało gdzieś w miejscu gdzie ogrodzenie skręca. Pobiegła tam i gdy znajdowała się już prawie na miejscu zerwał się wiatr, unosząc tym samym kłęby dymu. Piasek wpadł jej do oka przez co nic nie widziała.
Gdy już się uporała z pyłkiem w oku, okazało się że nikogo nie ma. Pełna frustracji, wróciła na miejsce spotkania, a tam już czekał na nią Paweł. Nie codziennie się zdarza żeby Paweł Chaber przyszedł na miejsce spotkania jako pierwszy i się nie spóźnił. Z drugiej strony, on miał najbliżej.
Chłopiec był od niej niższy, do tego szczupły i jak na swój wiek wysportowany. Miał ciemno niebieskie oczy i ciemno brązowe, krótko przycięte włosy. Ubrany był na błękitno jak typowy nastolatek w dżinsy i bluzę z kapturem w kieszeniach której schował dłonie. Trzeba dodać, że Paulina go nie znosiła go.
„Co za pech.” - pomyślała - Przez cały tydzień chorował. Miałam nadzieje, że już go nie spotkam, ale nie. On musiał przyjść do szkoły, akurat jak nauczyciel dzielił na grupy za pomocą metody losowej zamiast spytać kto chce być z kim.”
- Cześć. Coś się stało? - spytał.
- Nie.
Nie zamierzała mu mówić o tym dziwnym, obiekcie latającym, który ma cień, ale nie widać go na tle nieba.
„To był pewnie tylko wiatr, ptak, albo coś takiego – tłumaczyła sobie. - Duchy nie istnieją.
Oczekiwania na ostatniego członka drużyny przebiegły w ciszy. Gdyby zaczęli bez niej ta na pewno by się zgubiła, a tego nie chcieli. Tatiana była jedyną osobą, która jeszcze nigdy tu nie była. Paweł oparty o ścianę rozmyślał o czymś podczas gdy Paulina klikała w komórce. Z lekkim zaniepokojeniem stwierdziła, że nadal nigdzie nie ma zasięgu, a jej bateria słabnie w zastraszającym tempie. Gdy wyłączyła swojego Samsunga usłyszała szelest w krzakach za sobą i podekscytowany głosik. Ich drużyna była już w komplecie.
Tatiana, fanka science – fiction o niebieskich oczach, w których czaiła się dziecinna fascynacja wszystkim co kojarzyć się może z fizyką i kosmosem oraz równie infantylną naiwnością. Włosy krótkie odsłaniające szyje, zakrywające czoło prostą grzywką. Pomiędzy ciemnymi kosmykami igrały szare pasemka.
- Nie możemy tam wejść – orzekł Paweł kiedy jako pierwszy z całej trójki doszedł do ogrodzenia obok którego wisiała tabliczka „Wstęp wzbroniony”. Co ciekawe nie napisano z jakiego powodu.
-Dlaczego?- spytała Paulina ignorując tabliczkę. - Chyba nie jest pod napięciem?
-Ponieważ...- zmieszał się – Cały teren jest zagrodzony. Mówiłem, że to zły pomysł, ale nie słuchałyście.
- To jedyny sposób na to, by zaliczyć to zadanie. Poza tym tam jest furtka.
- Furtka jest zamknięta na kłódkę, a nie ma mowy o tym, by zdobyć klucz.
-Odsuń się – rozkazał i wyminąwszy go, podeszła do ogrodzenia i furtki.
-To co robimy? - głos za jej plecami sugerował, że Paweł zagląda jej przez ramię, a ona tymczasem kontemplowała stara kłódkę. Nie wyglądała na specjalnie skomplikowaną.
„Jest jeszcze nadzieja.”
Rozpuściła włosy wyciągając wsuwkę, bez której grzywka zachodziła jej na oczy.
-Co robisz?- spytał ponownie, gdy zaczęła dłubać wsuwką w dużym, zardzewiałym otworze.
-Włamuje się - odparła obojętnym głosem.
-Robiłaś to już kiedyś? – wyraźnie nie wierzył w jej możliwości.
-Kilka razy. - odparła tym samym tonem bez emocji, całkowicie skupiona na obranym działaniu. - trzeba skądś brać odpowiedzi do sprawdzianów.
Chłopak zbaraniał, ale po chwili zaskoczenie ustąpiło miejsca oburzeniu.
-To przecież przestępstwo. - Na ta uwagę dziewczyna tylko wywróciła oczami.
"Na żartach się nie zna. Nie wierze, że dał się nabrać."
Prawda była taka, że osoba z którą Paulina dzieliła szafkę, często zapominała klucza, więc musiała znaleźć jakiś inny sposób na jej otwieranie.
Wreszcie zamek dał za wygraną, co każde z dzieci przywitało inaczej. Paulina z radością i ulgą, oraz dumą z samej siebie, Paweł z rozczarowaniem, zmartwieniem i niechęcią do dalszej wędrówki, a Tatiana z podziwem i podekscytowaniem.
-Łamiemy prawo – pisnęła ta ostania.
-A co jak ja powiem, że nie chce tam wchodzić?
-Nikt ci nie broni wracać do domu, jak się boisz. Pójdziemy bez ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz