________________________________________________________________________________
"Czasami odpowiednio odmierzona prawda jest lepsza niż stuprocentowe kłamstwo."
Dziewiętnastoletni już Alex przyjrzał się uchu białej rzeźby, by odkryć, że ktoś najwyraźniej na powrót je przytwierdził. Młodzieniec uśmiechną się pod nosem.
-Witam. Czym mogę służyć ? - spytał głos, po jego lewej.
Odwrócił się i zobaczył mężczyznę w średnim wieku, o wyglądzie charakterystycznym dla osób z klanu Wyroczni. Burza rudych włosów, krótko przyciętych, okalających piegowatą twarz, szare oczy, o pewnym siebie spojrzeniu kogoś, kto jest niemal wszystkowiedząca i nic nie może go zaskoczyć, a przynajmniej tak mu się wydaje. Z pewnością nie wyglądał, jakby naprawdę zamierzał komukolwiek służyć pomocą. Ten ton sugerował raczej, że gdy nie grzeczność i poniekąd same miejsce, wolałby powiedzieć: „Przepraszam, ale mamy już tu wystarczająco dużo bezdomnych nierobów do wykarmienia, może pan spróbuje gdzie indziej.”
Alex nigdy wcześniej go nie widział i z pewnością nie było go w tym miejscu dwanaście lat temu.
- Dzień dobry - wysilił się na przyjazny ton by nie zyskiwać pierwszego dnia wroga.- Chciałem rozmawiać z Najwyższą Kapłanką.
Po prawdzie spodziewał się zastać Najwyższą modlącą się w tym pozbawianym ogrzewania pomieszczeniu.
- Najwyższa jest chwilowo zajęta.
„A to ciekawe czym? Pieli grządki? Zabawia rozmową Najwyższego kapłana Boga Ognia?”
- To dość pilne – zastrzegł, choć wątpił by chęć rozmowy ze starą znajomą na temat wydarzeń, których był świadkiem mogła ostać uznana przez jego rozmówce za pilną.
- W takim razie chętnie wysłucham tej ważnej wiadomości. Nazywam się Klemmenth, jestem wnukiem Gelgagora, głowy klany Wyroczni i jego następcą. Możesz mi wszystko powiedzieć, a ja przekażę to Najwyższej.
„Tak więc stary Gelgagor nie żyje...” - Gelgagor, był w podeszłym wielki już, kiedy Alex opuszczał to miejsce. Chłopak nigdy nie zapomni jego miny, kiedy starzec zobaczył uszkodzoną rzeźbę. To on był odpowiedzialny, za zdobycie pieniędzy na jej renowacje, a nie należał do bogatych ludzi.
Głową klanu zostawali zazwyczaj mężczyźni, dla swego rodzaju równowagi. Oni pozbawieni daru widzenia, zajmowali się sprawami świeckimi, a kobiety duchowymi. To znaczyło, że stojący przed nim człowiek pozbawiony jest mocy widzenia przyszłości i prawdopodobnie również mocy magicznej.
- Obawiam się, że moja wiadomość jest dość długa, bardzo prywatna, a przy tym zależy mi by dotarła bezpośrednio do Najwyższej.
Wyglądało na to, że przekonała rozmówce, gdyż poprowadził go ścieżką na zachód, w stronę cel kapłanek, a Alexa przez cała drogę prześladowało dziwne przeczucie, że w klasztorze dzieje się coś niedobrego.
Tęcza tworzona przez resztki śniegu tańczyła u stup trójki podróżnych, kiedy ci prowadzili konie przez górzysty teren idąc pozostawionym w błocie niewyraźnym śladem.
- Czy on musi zawsze wybierać takie paskudne miejsca na kryjówkę? Powiedz mi Fello, czy on choć raz nie mógłby wybrać sobie jakąś porządną, przyzwoita oberżę ? Wynająć mieszkanie u dobrze zarabiającego kupca... Cokolwiek. Jak można spać w stodole, jakiejś obskurnej karczmie, czy u krasnoludów? - narzekała Estera.
- U krasnoludów było jeszcze w miarę przytulnie, biorąc pod uwagę ich standardy – wtrącił Fello.
Miał on ciemne włosy z pojedynczymi brązowymi pasemkami, które opadały na prawe oko zmuszając go do odgarniania ich co jakiś czas. Ciemny zarost na bródce dodawał mu wieku. Z reszta przewyższał wiekiem pozostałą trójkę raczej znacznie.
- Jeszcze śmierdzę tamtym powietrzem, prawda? Tą mieszaniną potu, piwa i kto wie czego jeszcze.
- Przesadzasz. Czuć tam było najwyżej przypalonymi ziemniakami - wtrącił Tobi.
- Jeszcze gorzej. Fu..
- Nie słuchaj Tobiego. Skarbie, pachniesz pięknie jak zawsze – skomplementował Fello, co spowodowało że zniesmaczenie które opuściło twarzy Estery zdawało się przejść na Tobiego, który skrzywił się słysząc ten tekst, poparty mydlanym spojrzeniem.
„Trzeba coś zrobić jeszcze trochę i zaczną mi się tu migdalić.” - pomyślał z obrzydzeniem nastolatek.
Tobi przez ostatnie trzy lata nie zmienił się zanadto z wyglądu. Ot zwyczajny ciemnowłosy chłopiec, o przeciętnej urodzie, który wychował się w jednym z większych ludzkich miast w Świecie Smoków.
- Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tak tym smrodem z karczmy. Zapach koni jest znacznie bardziej intensywny. – Zaśmiał się Tobi, gdy jadąca przed nim dwójka zaczęła rzucać sobie spojrzenia niczym w zwolnionym tempie.
Kiedyś Tobi słyną z tego, że znał wszystkie drogi, w Tharond. Obecnie sława ta znaczyła tyle co nic kiedy podróżowało się po wielkim świecie. Tobi był przebiegłym, odważnym, ambitnym chłopakiem, łaknącym przygód i wiedzy. Większość tych cech, które dawały się dostrzec w jego niebieskich oczach nie należały od negatywnych, ale niestety umożliwiały łatwe manipulowanie nim. Miał poza tym nieprzeciętną pamięć, szczególnie przestrzenną, rozeznanie w terenie.
- Jak on to zrobił? - spytała sama siebie Estera i ręce jej opadły.
Starsze towarzystwo chłopca prowadziło konie tuż przed nim skutecznie zasłaniając mu wąska ścieżkę, przez co musiał on przejść się kawałek nim dostrzegł co do tego stopnia załamało kobietę.
Okazało się iż obszar przed nimi pełen był śladów. Trop mieszał się z tropem jak tuzin poplątanych ze sobą szpulek nici i każdy szedł w innym kierunku.
- Ma nad nami dzień przewagi i daimna, który jest w stanie przybierać ludzka formę i latać – zauważył Fello i wyciągnął z juków kartkę i ołówek oraz podpórkę i oparłszy się o drzewo zabrał się za dokańczanie przerwanego kiedyś szkicu, jak gdyby nigdy nic.
Estera stała tak na środku tej plątaniny jakby miała za moment zemdleć, lub się rozpłakać. W takich chwilach – a obaj jej towarzysze wiedzieli to już dobrze – lepiej było zostawić ją i pozwolić dojść do siebie. Tobi przeczekiwał to załamanie bawiąc się lunetą, a że stali na niewielkim wzniesieniu terenu, miał bardzo ładny widok na całą okolicę.
- To jakieś kpiny... - szeptała do siebie. wzięła głęboki wdech i wydech.
Dziewiętnastoletni już Alex przyjrzał się uchu białej rzeźby, by odkryć, że ktoś najwyraźniej na powrót je przytwierdził. Młodzieniec uśmiechną się pod nosem.
-Witam. Czym mogę służyć ? - spytał głos, po jego lewej.
Odwrócił się i zobaczył mężczyznę w średnim wieku, o wyglądzie charakterystycznym dla osób z klanu Wyroczni. Burza rudych włosów, krótko przyciętych, okalających piegowatą twarz, szare oczy, o pewnym siebie spojrzeniu kogoś, kto jest niemal wszystkowiedząca i nic nie może go zaskoczyć, a przynajmniej tak mu się wydaje. Z pewnością nie wyglądał, jakby naprawdę zamierzał komukolwiek służyć pomocą. Ten ton sugerował raczej, że gdy nie grzeczność i poniekąd same miejsce, wolałby powiedzieć: „Przepraszam, ale mamy już tu wystarczająco dużo bezdomnych nierobów do wykarmienia, może pan spróbuje gdzie indziej.”
Alex nigdy wcześniej go nie widział i z pewnością nie było go w tym miejscu dwanaście lat temu.
- Dzień dobry - wysilił się na przyjazny ton by nie zyskiwać pierwszego dnia wroga.- Chciałem rozmawiać z Najwyższą Kapłanką.
Po prawdzie spodziewał się zastać Najwyższą modlącą się w tym pozbawianym ogrzewania pomieszczeniu.
- Najwyższa jest chwilowo zajęta.
„A to ciekawe czym? Pieli grządki? Zabawia rozmową Najwyższego kapłana Boga Ognia?”
- To dość pilne – zastrzegł, choć wątpił by chęć rozmowy ze starą znajomą na temat wydarzeń, których był świadkiem mogła ostać uznana przez jego rozmówce za pilną.
- W takim razie chętnie wysłucham tej ważnej wiadomości. Nazywam się Klemmenth, jestem wnukiem Gelgagora, głowy klany Wyroczni i jego następcą. Możesz mi wszystko powiedzieć, a ja przekażę to Najwyższej.
„Tak więc stary Gelgagor nie żyje...” - Gelgagor, był w podeszłym wielki już, kiedy Alex opuszczał to miejsce. Chłopak nigdy nie zapomni jego miny, kiedy starzec zobaczył uszkodzoną rzeźbę. To on był odpowiedzialny, za zdobycie pieniędzy na jej renowacje, a nie należał do bogatych ludzi.
Głową klanu zostawali zazwyczaj mężczyźni, dla swego rodzaju równowagi. Oni pozbawieni daru widzenia, zajmowali się sprawami świeckimi, a kobiety duchowymi. To znaczyło, że stojący przed nim człowiek pozbawiony jest mocy widzenia przyszłości i prawdopodobnie również mocy magicznej.
- Obawiam się, że moja wiadomość jest dość długa, bardzo prywatna, a przy tym zależy mi by dotarła bezpośrednio do Najwyższej.
Wyglądało na to, że przekonała rozmówce, gdyż poprowadził go ścieżką na zachód, w stronę cel kapłanek, a Alexa przez cała drogę prześladowało dziwne przeczucie, że w klasztorze dzieje się coś niedobrego.
Tęcza tworzona przez resztki śniegu tańczyła u stup trójki podróżnych, kiedy ci prowadzili konie przez górzysty teren idąc pozostawionym w błocie niewyraźnym śladem.
- Czy on musi zawsze wybierać takie paskudne miejsca na kryjówkę? Powiedz mi Fello, czy on choć raz nie mógłby wybrać sobie jakąś porządną, przyzwoita oberżę ? Wynająć mieszkanie u dobrze zarabiającego kupca... Cokolwiek. Jak można spać w stodole, jakiejś obskurnej karczmie, czy u krasnoludów? - narzekała Estera.
- U krasnoludów było jeszcze w miarę przytulnie, biorąc pod uwagę ich standardy – wtrącił Fello.
Miał on ciemne włosy z pojedynczymi brązowymi pasemkami, które opadały na prawe oko zmuszając go do odgarniania ich co jakiś czas. Ciemny zarost na bródce dodawał mu wieku. Z reszta przewyższał wiekiem pozostałą trójkę raczej znacznie.
- Jeszcze śmierdzę tamtym powietrzem, prawda? Tą mieszaniną potu, piwa i kto wie czego jeszcze.
- Przesadzasz. Czuć tam było najwyżej przypalonymi ziemniakami - wtrącił Tobi.
- Jeszcze gorzej. Fu..
- Nie słuchaj Tobiego. Skarbie, pachniesz pięknie jak zawsze – skomplementował Fello, co spowodowało że zniesmaczenie które opuściło twarzy Estery zdawało się przejść na Tobiego, który skrzywił się słysząc ten tekst, poparty mydlanym spojrzeniem.
„Trzeba coś zrobić jeszcze trochę i zaczną mi się tu migdalić.” - pomyślał z obrzydzeniem nastolatek.
Tobi przez ostatnie trzy lata nie zmienił się zanadto z wyglądu. Ot zwyczajny ciemnowłosy chłopiec, o przeciętnej urodzie, który wychował się w jednym z większych ludzkich miast w Świecie Smoków.
- Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tak tym smrodem z karczmy. Zapach koni jest znacznie bardziej intensywny. – Zaśmiał się Tobi, gdy jadąca przed nim dwójka zaczęła rzucać sobie spojrzenia niczym w zwolnionym tempie.
Kiedyś Tobi słyną z tego, że znał wszystkie drogi, w Tharond. Obecnie sława ta znaczyła tyle co nic kiedy podróżowało się po wielkim świecie. Tobi był przebiegłym, odważnym, ambitnym chłopakiem, łaknącym przygód i wiedzy. Większość tych cech, które dawały się dostrzec w jego niebieskich oczach nie należały od negatywnych, ale niestety umożliwiały łatwe manipulowanie nim. Miał poza tym nieprzeciętną pamięć, szczególnie przestrzenną, rozeznanie w terenie.
- Jak on to zrobił? - spytała sama siebie Estera i ręce jej opadły.
Starsze towarzystwo chłopca prowadziło konie tuż przed nim skutecznie zasłaniając mu wąska ścieżkę, przez co musiał on przejść się kawałek nim dostrzegł co do tego stopnia załamało kobietę.
Okazało się iż obszar przed nimi pełen był śladów. Trop mieszał się z tropem jak tuzin poplątanych ze sobą szpulek nici i każdy szedł w innym kierunku.
- Ma nad nami dzień przewagi i daimna, który jest w stanie przybierać ludzka formę i latać – zauważył Fello i wyciągnął z juków kartkę i ołówek oraz podpórkę i oparłszy się o drzewo zabrał się za dokańczanie przerwanego kiedyś szkicu, jak gdyby nigdy nic.
Estera stała tak na środku tej plątaniny jakby miała za moment zemdleć, lub się rozpłakać. W takich chwilach – a obaj jej towarzysze wiedzieli to już dobrze – lepiej było zostawić ją i pozwolić dojść do siebie. Tobi przeczekiwał to załamanie bawiąc się lunetą, a że stali na niewielkim wzniesieniu terenu, miał bardzo ładny widok na całą okolicę.
- To jakieś kpiny... - szeptała do siebie. wzięła głęboki wdech i wydech.
- Myślę że chyba wiem gdzie on jest – zwrócił się do dużo starszego kolegi Tobi, wpatrując się w jakiś punkt przez lunetę.
- Doprawdy? - Estera uniosła brew.
- Tak tam na górę jest jakieś miasto. Dam głowę, że właśnie tam jest.
- To nie miasto tylko klasztor, poza tym to zbyt oczywiste. Iść na północ by dotrzeć do miejsca do którego może wejść każdy. Z którego jest tylko jedno wyjście. - Fello wyliczałby jeszcze długo gdyby nie to, że Tobi na grzbiecie konia pędził już do przodu.
- Doprawdy? - Estera uniosła brew.
- Tak tam na górę jest jakieś miasto. Dam głowę, że właśnie tam jest.
- To nie miasto tylko klasztor, poza tym to zbyt oczywiste. Iść na północ by dotrzeć do miejsca do którego może wejść każdy. Z którego jest tylko jedno wyjście. - Fello wyliczałby jeszcze długo gdyby nie to, że Tobi na grzbiecie konia pędził już do przodu.
- Fello...
- Tak już kończę – oznajmił skrobiąc ołówkiem po papierze, a z każdym kolejnym ruchem skrzydlate stworzenie nabierało życia.
Mężczyzna wrócił do rysowania, położył swe dzieło na śniegu, a potem gestem ręki sprawił, że odkleiło się od kartki i zyskało trzeci wymiar. Z początku nieco schematyczny z czasem nabierał kształtu, koloru... Nietoperz wymiarów kartki A4, podpełzł do jego ręki, dziabnął go w rękę i zaczął sączyć krew. Fello nie protestował, przyglądając się jak jego nowy pupilek rośnie, a kiery potworek sięgał mu już do pasa odezwał się do niego nadając mu imię Chir i wydał pierwszy rozkaz.
Nietoperz pościł rękę i z nieznaczną trudnością wzbił się w powietrze. Tobi nie miał szans i już po kilku chwilach wisiał trzymany za ubranie przez zęby słusznych słusznych rozmiarów latającego ssaka. Potwór upuścił go na ziemie, po czym wylądował tuż obok i wydał dźwięk bynajmniej nie nietoperzy, brzmiący jak syczenie. Tobi znieruchomiał rozumiejąc aluzję.
- Doceniam twój szczery zapał i zaangażowanie mój młody przyjacielu – zwróciła się do niego Estera, kiedy wraz z końmi nieśpiesznie do niego podeszli. - Doceniam, ale to ja tu jestem mózgiem tej misji, a umknął mi moment, w którym kazałam wskoczyć na koń.
Potworek został odwołany, a Tobi odetchnął z ulgą, że nie musi już patrzeć w czarne ślepia rysunku Fello.
Załóżmy, że masz rację i że on tam jest. Co zamierzasz? W pojedynkę zbrojnie napaść wzgórze? - spytała spokojnie jakby tłumaczyła coś niedorozwiniętemu dziecku.
- Wkradłbym się i.. - zawahał się.
- Nie nie wkradłbyś się. Tam znajduje się klasztor Bogini Światła. To nie to samo co wasza świątynia powietrza w Tharond. Tam aż roi się od smoków, a obok nich nie przejdziesz niezauważony.
- Alexa wpuszczono, więc myślałem... - urwał.
- On nie jest czarnym magiem, ma daimona, nie jest już upiorem, a co ważniejsze zna osobiście Najwyższa kapłankę. Poza tym zna te miejsce prawie tak dobrze jak ty Tharond. Przypomnij sobie choćby ostatnią sytuację w jego pokoju. Znał teren i widział którędy wejdziemy i to mu wystarczyło. Widzisz tu wśród nas jakieś daimony? Nie. A widzisz to? – Wskazała na żywy rysunek karmiony przez Fella. - To jest chodzący okaz czarnej magii. Naprawdę sadzisz, że nas tam tak po prostu wpuszczą?
- To co robimy? - spytał z lekką irytacją.
- Czekamy... - po tym komunikacie zapadła dłuższa cisza. Fello zabrał się za dorabianie towarzystwa dla swojego nowego pupila, Estera studiowała mapę okolic, a Tobi rozmyślał nad sytuacją.
- Powiecie mi wreszcie, przynajmniej dlaczego go ścigamy? - spytał po jakimś czasie.
- Skoro Zythrian cię nie wtajemniczył nie widzę powodu bym ja musiała, lub mogła to robić.
- Jeśli chcemy uniknąć zbędnych nieporozumień, może powinnaś choć uchylić rąbka tej tajemnicy – zauważył Fello.
Estera niechętnie przyznała rację i wyjawiła z grubsza to co Tobi już wie. Mianowicie, że muszą schwytać go żywego i w miarę „nie uszkodzonego”, a pełnią sukcesu będzie jeśli da się przekonać by wrócić z własnej woli.
- Stąd te podchody? Zmarnowałaś trzy lata by nawiązać z nim dialog, by go przekonać? - Tobi nie dał rady stłumić parsknięcia śmiechem. - To głupota. Nie łatwiej go po prostu wziąć z zaskoczenia ogłuszyć i siłą...
- Wybacz że ci przerwę – wtrąciła Estera, bardzo rada, że ma z kim dyskutować o swej genialnej strategi. - Tak się składa że to czy nawiążemy dialog przed, czy po doprowadzeniem go na zamek to nie ma znaczenia. Wyjdzie na to samo, a my mamy jeszcze nieco czasu przed sięgnięcia po tą wspomnianą przez ciebie ostateczność i jeśli o mnie chodzi zrobię wszystko, by do niej nie doszło.
Nietoperz pościł rękę i z nieznaczną trudnością wzbił się w powietrze. Tobi nie miał szans i już po kilku chwilach wisiał trzymany za ubranie przez zęby słusznych słusznych rozmiarów latającego ssaka. Potwór upuścił go na ziemie, po czym wylądował tuż obok i wydał dźwięk bynajmniej nie nietoperzy, brzmiący jak syczenie. Tobi znieruchomiał rozumiejąc aluzję.
- Doceniam twój szczery zapał i zaangażowanie mój młody przyjacielu – zwróciła się do niego Estera, kiedy wraz z końmi nieśpiesznie do niego podeszli. - Doceniam, ale to ja tu jestem mózgiem tej misji, a umknął mi moment, w którym kazałam wskoczyć na koń.
Potworek został odwołany, a Tobi odetchnął z ulgą, że nie musi już patrzeć w czarne ślepia rysunku Fello.
Załóżmy, że masz rację i że on tam jest. Co zamierzasz? W pojedynkę zbrojnie napaść wzgórze? - spytała spokojnie jakby tłumaczyła coś niedorozwiniętemu dziecku.
- Wkradłbym się i.. - zawahał się.
- Nie nie wkradłbyś się. Tam znajduje się klasztor Bogini Światła. To nie to samo co wasza świątynia powietrza w Tharond. Tam aż roi się od smoków, a obok nich nie przejdziesz niezauważony.
- Alexa wpuszczono, więc myślałem... - urwał.
- On nie jest czarnym magiem, ma daimona, nie jest już upiorem, a co ważniejsze zna osobiście Najwyższa kapłankę. Poza tym zna te miejsce prawie tak dobrze jak ty Tharond. Przypomnij sobie choćby ostatnią sytuację w jego pokoju. Znał teren i widział którędy wejdziemy i to mu wystarczyło. Widzisz tu wśród nas jakieś daimony? Nie. A widzisz to? – Wskazała na żywy rysunek karmiony przez Fella. - To jest chodzący okaz czarnej magii. Naprawdę sadzisz, że nas tam tak po prostu wpuszczą?
- To co robimy? - spytał z lekką irytacją.
- Czekamy... - po tym komunikacie zapadła dłuższa cisza. Fello zabrał się za dorabianie towarzystwa dla swojego nowego pupila, Estera studiowała mapę okolic, a Tobi rozmyślał nad sytuacją.
- Powiecie mi wreszcie, przynajmniej dlaczego go ścigamy? - spytał po jakimś czasie.
- Skoro Zythrian cię nie wtajemniczył nie widzę powodu bym ja musiała, lub mogła to robić.
- Jeśli chcemy uniknąć zbędnych nieporozumień, może powinnaś choć uchylić rąbka tej tajemnicy – zauważył Fello.
Estera niechętnie przyznała rację i wyjawiła z grubsza to co Tobi już wie. Mianowicie, że muszą schwytać go żywego i w miarę „nie uszkodzonego”, a pełnią sukcesu będzie jeśli da się przekonać by wrócić z własnej woli.
- Stąd te podchody? Zmarnowałaś trzy lata by nawiązać z nim dialog, by go przekonać? - Tobi nie dał rady stłumić parsknięcia śmiechem. - To głupota. Nie łatwiej go po prostu wziąć z zaskoczenia ogłuszyć i siłą...
- Wybacz że ci przerwę – wtrąciła Estera, bardzo rada, że ma z kim dyskutować o swej genialnej strategi. - Tak się składa że to czy nawiążemy dialog przed, czy po doprowadzeniem go na zamek to nie ma znaczenia. Wyjdzie na to samo, a my mamy jeszcze nieco czasu przed sięgnięcia po tą wspomnianą przez ciebie ostateczność i jeśli o mnie chodzi zrobię wszystko, by do niej nie doszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz