sobota, 1 marca 2014

Rozdział 6: Srebrne smoki

[Tu aż kusi by użyć cytatu: „...który w pogardzie mając tnące szpony mrozu i słońce pustyni. Dnie i noce gnał. Nie pomny przepisów BHP aż dotarł gdzie dotrzeć miał. […] ...mógł zdjąć straszliwy urok. Wpił się więc do najwyższej komnaty w najwyższej wież i ujrzawszy zarys delikatnej postaci rozsunął zasłonę za którą spała...” no ale to w sumie nie jest z książki, poza tym nie jestem zupełnie pewna czy dokładnie tak to szło.]


„Czy może być coś wspanialszego od historii, która za każdym razem, gdy jej słuchamy, wkłada inną sukienkę?”


Sara niedawno skończyła dwadzieścia trzy lata, jednak coś w jej twarzy i zachwianiu dodawało jej powagi i doświadczenia, tak typowych dla ludzi starszych. Alex zawsze współczuł tego, że wybierając ją na Najwyższą, Ewa niemal zupełnie pozbawiła ją dzieciństwa, jednak przyznać musiał, że nie wyobrażał sobie nikogo godniejszego tego tytułu.
Gdyby byli sami wystarczyłoby zwykłe „cześć”, ale przy świadkach należało dla świętego spokoju uklęknąć na jedno kolano. Już miał się przywitać, kiedy Sara klasnęła.
- Jakże się cieszę, że już jesteś Alex – chłopak nie został zapowiedziany, sam nie zdążył się przedstawić i na dobrą sprawę nawet nie zdążył się odezwać, a mimo to niewidoma wiedziała kim jest. 

- Spodziewałaś się mnie... – Nie pytał bo sam się spodziewał, że się go spodziewa, a ona spodziewała się, że on będzie się spodziewał tego, że ona się go spodziewa.
Uśmiechną się, ale spojrzawszy na Klammentha dodał pośpiesznie formułkę „o pani”, co wydało mu się nieco idiotyczne, bo oboje byli niemal w tym samym wieku i znali się dobrze od dzieciństwa. - Wiesz więc z jakimi wieściami przychodzę?
Sara potwierdziła i zaczęła opowiadać jak to bardzo smuci ją sytuacją, której był świadkiem. Alex szybko zrozumiał że większa część jej wypowiedzi została przemilczana. Powodem był fakt iż Sara wiedziała o obecności Klammenth i wyraźnie próbowała mu coś przekazać tak by głowa klanu o tym nie wiedziała. On odpowiadał więc równie tajemniczo i tak zaczęła się gra w skojarzenia i metafory. Poczuł się zupełnie jak podczas zabaw które prowadzili podczas zabawy w ciuciubabkę kiedy Sara odwiedzała go w Dworze Feniksa ponad siedem lat temu.
Niestety w pewnym monecie Klammenth postanowiła się wtrącić do rozmowy żądając wtajemniczenia jej w szczegóły, a Alex świadom że ta baba się nie odczepi, tylko westchnął i zaczął barwną, acz zupełnie nie prawdziwą historię traktującą o jego grzesznej miłości do swego młodszego rodzonego brata, która to w zbiegu tragicznych okoliczności doprowadziła do wojny pomiędzy klanami. Kobieta najwyraźniej nie zauważyła, że nie bardzo to się zgadzało z ich dotychczasowym dialogiem, ale jeśli Alex na czymś się znał to było to odwracanie uwagi.
Kiedy zasugerował, że wszyscy już pewnie o tym słyszeli, Klammentha nie mogła przyznać się do niewiedzy.
„ Typowe dla ludzi z klanu Wyroczni, nawet tych co nie są kapłankami, nigdy nie zdradzą, że są niedoinformowani, lub o czymś nie słyszeli.” - Czarodziej musiał się pilnować by nie zdradzać rozbawienia. - „ Jednocześnie nic tak nie bulwersuje ich jak historia o połączenia kazirodztwa z homoseksualizmem.”
Sam nie miał rodzeństwa i nie pałał afektem do żadnego, ze swych krewnych, a Sara o tym dobrze wiedziała. Poza tym Alex nie należał do żadnego klanu. Jako inspiracja posłużyła mu plotką, którą ktoś kiedyś puścił, by oczernić starsze rodzeństwo jego przyjaciela Foxa, którzy w dodatku byli bliźniakami co stanowiło już mocne połączenie nawet w świecie czarodziejów. Historia dodatkowo podkolorowana, miała posłużyć odstraszeniu mężczyznę, lub choć przestrzec przed drążeniem tematu.
- Co postanowisz Saro? - spytała Klammenth dzielnie pozostając w pokoju, choć z każdym opisywanym przez Alexa szczegółem robił się na przemian, blady i zielony, jakby miał się za moment pozbyć obiadu.
Jako pokutę Sara zaproponowała co następuje: „Udasz się z stąd na wschód. Najdalej jak się da, a później wzdłuż na południe. Gdy ujrzysz dwa srebrne smoki, niczym filary, oznaczać to będzie że jesteś na właściwej drodze. Zwycięstwo nie od pory dnia zależy i nie wymaga pośpiechu. U kresy swej podróży usłyszysz głosy z przeszłości. Podążaj za nim.”
Alex dokładnie zakodował sobie te słowa w celu późniejszej analizy, ukłonił się i wyszedł z pokoju, by tuż po posiłku ruszyć trzymając się wskazówek Sary. Nie miała pojęcia, gdzie go maja zaprowadzić. Z pewnością chodziło jednak o miejsce w obrębie klasztoru. W przeciwnym razie rzuciłaby nazwę jakiegoś miasta zamiast mówić „udasz się stąd na zachód”. „Stąd” a więc względem pokoju, w którym rozmawiali, a nie klasztoru, ani góry. Dokładnie przyjrzał się więc co leży na zachód od pokoju Sary. Przeszedłszy przez ogród, dotarł do kolumnady, za którą znajdowali się drzwi. Jedne obok drugich i tak przez całą długość ściany. Skręcił w lewo i szedł wzdłuż niej. Teraz znaleźć musiał smoka. Na terenie klasztoru roiło się od posągów, ale żaden nie był ze srebra, a już na pewno nie występował w parzę.
Tuż przed sobą dostrzegł dwóch mężczyzn. Po broni poznał, że są to Strażnicy. Tylko im wolno było wnosić tu coś ostrzejszego od obieraczki do ziemniaków. Alex przyjrzał się im uważnie zastanawiając się, dlaczego stoją akurat przy tych drzwiach, skoro tylko Najwyższa wymagała podobnej troski.
„Może na kogoś czekają? Nie. Stoją o wiele za sztywno. Zupełnie jak... filary” - Zachodzące słońce nieznośnie raziło go w oczy odbijając się od czegoś co nosili przypięte do ubrania. - „Szkoda, że nie potrafię zwężać źrenic tak jak oni... Zaraz, przecież to są Smoki.”
Czarodziej stał przyglądając się mężczyzną o dzikich spojrzeniach i gniewnych rysach twarzy, jakby złych na siebie, że dali się wrobić w równie nudną robotę.
„Wiec są smoki, jak filary. Wszystko się zgadza, tylko co z tym srebrem?” - Przyjrzał się temu co do tej pory tak usilnie go raziło i uzmysłowił sobie, że są to srebrne odznaki w kształcie smoka.
„Ale wymyśliła. To odznaki Strażników.”
Uprzejmie przywitał się i ryzykując guza spytał od kiedy do smoki stawia się na straży składzików. Jeden z nich warknął groźnie, ale drugi był tak znudzony, że miłym mu się wydała jakakolwiek rozmowa.
- To nie składzik, tylko pokój. Pan Klammenth kazał pilnować, by nikt z niego nie wychodził.
- To jakaś próba woli? - spytał ich, co ich zainteresowano, choć nie rozumieli o co mu chodzi, a po paru pytaniach okazało się że po prawdzie nie wiedzą czego pilnują i to zaczynało ich już irytować.
„Oczywiście, że nie wiecie, co tam jest, bo gdybyście wiedzieli to byście go nie pilnowali.” – pomyślał.
Smoki były bystre, ale jednocześnie sama sytuacja była niepokojąca przez fakt, że nikt ich nie poinformował o tym czego pilnują. Najwyraźniej już dłuższy czas ich to dręczyło, a kiedy Alex zasiał ziarno zwątpienia twierdząc, że „rządzący tu pan”(Alex po prawdzie zapomniał jak brzmiało to długie imię na „k”) choć nie jest już dzieckiem to głową klanu jest niedawno i może brakować mu jeszcze doświadczenia w przydzielaniu obowiązków.
- Możliwe, że wcale nie wierzy w smoczą potęgę. Z resztą od czego jest kłódka w drzwiach? Znam to miejsce. W tej części nie zamieszkują przecież żadne ważniejsze osobistości, a drzwi których pilnujecie prowadzą do obserwatorium astronomicznego - tak jakiś czas rozmawiali, raz o bezsensownych rozkazach Klemmenth.
Smoki były bardzo silne, zwinne, szybkie, potrafiły latać, wykrywać kłamstwo i wpadać na sprytne pomysły, ale te młode dodatkowo nie posiadały cierpliwości i choć poczucie obowiązku kazało im stać sztywno to dusze im się wyrywały do lotu, rywalizacji. Słowem do życia.
Alex wiedział to i wykorzystał, zasiewając ziarno zwątpienia, ale nie kłamiąc. Przydało się to kiedy smoki, nie bardo mu wierząc przepytały przechodzących obok ludzi o zdanie. Wszyscy zgodnie potwierdzali słowa Alexa co do przeznaczenia pokoi oraz co do tego, że takiej głowy klanu jeszcze nie było.
W końcu udało mu się tak zakręcić im w głowach, że postanowili pójść coś zjeść. Alex nie miał problemu z dostaniem się do środka, zastanawiając się ponownie co, lub kogo tu zastanie. Po wspięciu się po schodach znalazł się w pokoju z okien którego, rozciągał się widok na malowniczy zachód słońca oświetlające śpiącą już postać. Przyjrzał się leżącej na sienniku postaci i przez moment nie był pewien, czy trafił we właściwe miejcie. 

Miała zabandażowaną twarz, a z pomiędzy czerwonych pasemek wyglądały czarne, z których jeszcze nie całkiem zszedł barwnik. Obecnie bowiem nie widział jej oczu, ale jeśli okazałby się szare to oznaczać mogłoby, by pochodzenie z klanu Wyroczni. Przy tym proste, a Alex znał tylko dwie kobiety z klanu wyroczni o prostych rudych włosach. Pierwszą była pani Ewa, drugą jej córka, którą miał okazję poznać kilka lat temu. Obie formalnie nie żyły, ale postać z jaru mogła mieć tyle lat co wspomniana córka.
„Ile miała córka Ewy trzy lata temu? Dwanaście lat?” - Zawsze miał wrażenie, że był od wspomnianej dziewczyny nieco starszy, ale z całą pewności nie mógł stwierdzić o ile. Z reszta wówczas mało go to interesowało i zdążył już tą informację zapomnieć.
Rozpoznanie twarzy uniemożliwiały opatrunki lekko jeszcze czerwone. Swoja drogą nie przypominał sobie, by prowadzona w stronę wozu dziewczyna doznała jakiś ran tej cześć ciała. Mimo wszystko wskazówki Sary wskazywały dokładnie właśnie to miejsce. Chyba, że się pomylił i stoi właśnie w sypialni jakieś obcej dziewczyny.
„Dziewczyny, która była pilnowana przez parę smoków, którym przed wszystkim nie wolno było nikogo wypuszczać. Dziewczyny, która mimo poważnych ran znajdowała się zamknięta w dawnej wieży astronomicznej, zamiast w pokoju szpitalnym. Tak... To musi być ta osoba, którą wskazała mi Sara."

Zrozumiawszy, że na bazie takiej obserwacji nie zyska większej pewności co do tożsamości dziewczyny.
Usiadł na skraju łóżka zastanawiając się w jaki sposób ją obudzić. Wyglądało na to, że miała mocny sen, ale uznał, że potrząsanie nią byłby nieco za brutalną pobudką. Szczególnie, że przecież miał najwyraźniej do czynienia z ranną osobą. 
W zasadzie cała ta sytuacja przywoływała wrażenie deja vu. Smoki pilnujące najwyższej, a w tym wypadku jedynej, wieży w której to spotyka śpiąca kobietę. Nie pamiętał tylko skąd, a kiedy przypomniał sobie skąd wstał naglę z myślą: "Nie. Aż tak mi nie zależy na obudzeniu jej."
Poczuł ulgę i wdzięczność do  Meg kiedy ta przypadkiem stłukła dzbanek z wodą, hałasując przy tym tak ze martwego by obudziła, a co dopiero tajemniczą "królewnę".

_________________________________________________________

Tak moi drodzy wygląda w praktyce minimalizowanie dialogów, do których nie miałam cierpliwości. 

Brak komentarzy: