środa, 23 lipca 2014

Rozdział 12:Smocza Wieża


- Zacznijmy jeszcze raz... Pewnie wiecie kim jestem...Oczywiście, że wiecie inaczej was by tutaj nie było. Mam plan, czy może bardziej cel. Z resztą to trudno dokładniej sprecyzować... Bo ja właściwie nie mam żadnego planu, ale o tym raczej nie powinniście wiedzieć. Nie wiem co robić, ani co powiedzieć... Nie jeszcze raz. Zaprosiłem was tutaj, bo się boje, że chyba mi się nie udało. Zanim pomyślicie, że żartuje, albo zwariowałem... a wcale tak nie jest. To znaczy widzę Paulinę, choć jej wcale nie ma, ale to jeszcze nic nie znaczy. Nie ważne. W każdym razie mam przeczucie, że... stanie się coś złego, a nikt mnie nie słucha więc...Byłoby miło gdybyście nie wyszli od razu... Eh... - Paweł stał przed zlewał patrząc w swoje odbicie. Sytuacja jest beznadziejna. - Jak mam ich przekonać? - spytał sam siebie i zamknął oczy.
- Paweł! - zza drzwi dobiegł go głos młodszego brata Kacpra - Co ty tam robisz? Siedzisz tam już pół godziny. Inni też chcą skorzystać.
- Zaraz! - Umył twarz, wytarł ręcznikiem i ruszył w stronę drzwi.
- Mamo! A Paweł zajął łazienkę!
- Mówiłem, że już wychodzę – usprawiedliwił się chłopak.
- Paweł, jeśli masz jakieś problemy trawienne to w apteczce... - dobiegł go głos rodzicielki z parteru.
- Nie mamo, nie trzeba. - Zwrócił się w stronę schodów. Łazienka znajdowała się na piętrze. By dotrzeć do kuchni należało zejść w dół, ale moment przystanął przy uchylonych drzwiach swojego pokoju. Stały tam pudła w które popakował swoje rzeczy. Cześć planował porozdawać, inne już wyrzucił. Niewielki z tego ułamek miał zabrać do nowego mieszkania w Smoczej Akademii. Był to ostatni nieobowiązkowy etap szkolenia, który miał rozpocząć za kilka miesięcy. Wybrał to zamiast ukończenia liceum, w którym kompletnie mu nie szło.
Większość smoków nie tylko była w stanie pogodzić obowiązki obu światów, ale jeszcze robić to na pewnym poziomie. Paweł pewnie też dałby rade gdyby miał do tego chęci. Tymczasem nawet nie próbował czytać podręczników, a na lekcji mało co do niego trafiało.
Na korytarzu pojawiła się okrągła kobieta po czterdziestce z czteroletnią szatynka na ręce. Oczywiście musiała się upewnić i radziła dalej. Ostatnimi czasu takie sytuacje zdarzały się bardzo często. Każdy pretekst był dobry do rozmowy. Oczywiście nie takiej szczerej o uczuciach. Na tą nikt nie miał za bardzo energii. Nie prędko Pawłowi udało się zmienić temat, by skończyć monolog o lekach.
- Mamo... chyba obrałaś sweter na lewa stronę – zauważył.
- Oj... gapa ze mnie – zaśmiała się podając mu małą Alę.
Paweł jednak od razu postawił dziewczynkę na ziemi i konsekwentnie nie zgadzał się wziąć ją na „opa”, czyli na ręce. Tłumaczył, że ma własne nogi. Swoja drogą bardzo pulchne i prawie nie używane, gdyż Ala już dawno odkryła, że wygodniej być noszoną, lub bawić się na siedząco, niż zużywać energię na bezcelowe przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
„Z takim podejściem jako smoczyca będzie bardzo dobra w lataniu, ale do pierwszych lekcji latania na nic jej się ta niechęć przyda.”
Na ten temat również wymienił z mamą kilka uwag, ale nie miał pojęcia, czy cokolwiek do niej dotarło bo chwile później posadziła dziewczynkę przy stole w jadalni i przyniosła jej jedzenie. Ali jednak nie w głowie było jeść, kiedy zobaczyła na ramieniu brata wiewiórkę.
- Mamo... – tym razem w głosie Kacpra nie brzmiała pretensja tylko zaciekawienie. - Skoro Paweł może mieć zwierzaka to czy ja też bym mógł? Na przykład psa?
- Amber nie jest jakimś zwierzakiem, tylko elfką – zauważył Paweł, a Kacper kulturalnie przeprosił i wyjaśnił, że nie wiedział.
Tymczasem Ala na słowo „pies” zaczęła płakać. Z czasem okazało się, iż nie chce psa, bo ten wystraszyłby Burka, czyli dachowca którego dokarmiała i obserwowała przez okno, kiedy w telewizji nie leciała akurat żadna ciekawa bajka. Trudno powiedzieć co bardziej zaskoczyło Kacpra: jej reakcja na słowo „pies”, czy imię Burek nadane kotu. Chłopak niewiele tak naprawdę wiedział o swojej siostrze, bo większość czasu spędzał w równoległym świecie, gdzie przechodził trening. Był uważany za młodego geniusza pogniewać mutacja przebiegła u niego szybciej i wcześniej, a do tego dobrze wypadał w testach.
Paweł czasem się zastanawiał, czy przepowiednie się nie pomyliły i czy to nie Kacper powinien być wybrańcem. Z drugiej strony miał nadzieje że tak się nie stało, bo chłopak był za młody na ten wątpliwy zaszczyt. Miał dopiero dwanaście lat, a to za mało nawet dla geniusza by sobie poradzić.
„Niestety to muszę być ja. Kacper i Ala są za młodzi, Magda ze smoka ma chyba tylko charakter, a Darek...” - Spojrzał na matkę, która na pewno jeszcze przezywała tą tragedię i na pewno bała się o pozostałe przy życiu dzieci, a szczególnie o Kacpra, któremu treningi zabierały dzieciństwo, a z czasem edukacja mogła zabrać mu coś o wiele cenniejszego – życie, bo zacząć miały się misję szkoleniowe. Oczywiście o Pawła też okropnie się martwiła, ale tak jak i wszyscy była przekonana, że on najgorsze ma już za sobą i przełożeni dadzą mu już spokój.
Poniekąd miała rację. Od pamiętnego dnia gdy miał okazję się wykazać nikt nie dał mu misji trudniejszej od przetransportowała czegoś z punktu A, do B. Ostatnie trzy lata były jak jedno wielkie oczekiwanie, choć z początku sam nie wiedział na co. Myślał że całe piekło ma już za sobą tymczasem wszystko ciągle powracało w snach, koszmarach.
Po południu, Kacper z matką wyszli z domu, a Paweł został z Alą i swoimi kartonami do podpisania i pokojem do wymiecenia.
- Jeszcze tylko jeden karton od zapakowania, a potem wszystko na dół – powiedział Paweł trochę do siebie, a trochę do swojego starego kundelka lezącego na korytarzu.
Całe jego dzieciństwo, a mianowicie to co z tego dzieciństwa jeszcze do czegokolwiek się nadawało znajdowało się obecnie starannie jak nigdy posortowane i poukładane w pudłach. Figurki, komiksy, gry wszelkiego rodzaju, plakaty, modele, kilka książek otrzymanych od krewnych, filmy, płyty, przeróżne roboty, pojazdy i drobiazgi z płatków i tym podobne. Z każdym przedmiotem żegnał się indywidualnie. Część zamierzał rozdać, przekazać młodszemu bratu, część sprzedać, większość wyrzuć i to tak by matka się w miarę możliwości nie dowiedziała.
Co inne pozwolić dziecku się wyprowadzić, co inne parzyć jak wyzbywa się wszelkich dóbr materialnych, jakby planował w niedalekiej przyszłości umrzeć.
Po raz chyba setny tego dnia Paweł rozejrzał się po pokoju, w którym spędził większą część życia, a który obecnie musiał opuścić. Bez stert najprzeróżniejszych przedmiotów i cuchów, które zazwyczaj walały się gdzie popadło, pomieszczenie te wyglądało przerażająco pusto. Niemniej nadal nie zdawało się czyste, choć połowa śmieci zapełniła już trzy duże na śmieci i kilka worków.
Na wierzchu jednego z kartonów leżało stare zdjęcie klasowe. Szare oczy jednej z dziewczyn nadal dręczyły go w koszmarach. Dokładnie pamiętał zarówno okoliczności powstawania zdjęcia. Oboje będąc tego samego wzrostu często lądowali w tym samym rzędzie. Dopiero w gimnazjum Paulina się wybiła. W pamięci zapadł mu również dzień w którym się poznali. Był to Wrzesień, klasa w podstawówce.

Matka przyprowadziła Pawła do szkoły dużo przed rozpoczęciem zajęć. Miał sporo czasu na samotną zabawę klockami. Kiedy budowla już prawie sięgała chmur wymalowanych na ścianie zawsze się zawalała. Chłopiec postanowił pokonać ten limit i kiedy już kład przedostatni klocek, który dzielił go od zwycięstwa usłyszał nieziemski pisk, a jego konstrukcja zachwiała się niebezpiecznie.
-NIEeeee! - jęczała mała dziewczynka wyrywając swoją rękę z uścisku nauczycielki. - Nie chce !!!
Paweł jeszcze nigdy nie słyszał tak wysokiego głosu. Ostatecznie kobieta poddała się, puściła dziecko i załamała ręce. Dziewczynka ubrana w różową sukienkę ze złości tupała nóżką
- Tato, ja chce do domu – Tupała w miejscu.
Obecny przy tym rodzic pokręcił głową i chwile jej coś cicho tłumaczył, za cicho by Paweł usłyszał. Klęcząc przed nią, ale ona buntował się dalej.
- Obiecujesz?- spytała płaczliwym głosem patrząc ojcu prosto w oczy, a on wytrzymał te spojrzenie i potaknął. Pogłaskał ją po głowie i zostawił z nadąsaną miną i skrzykiwanymi na piersi rękami.
Trochę trwało nim zachęcona przez nauczycielkę usiadła koło niego. Wydawało mu się, że jest bliska płaczu. Gdy przyjrzał jej się bliżej stwierdził, że nie widział jej jeszcze ani na zajęciach, ani na apelu, ani na podwórku, czy placu zabaw.
Paweł cały czas stał z klockiem trzymanym w połowie drogi do celu i w tej pozie został przylapany przez nagle suche spojrzenie szarych oczu. Zdawało się mówić „Nic nie wdziałeś” „Na co się patrzysz?” albo... cóż w sumie w tym wieku nie był jeszcze za dobry w interpretacji cudzych spojrzeń. Wiedział tylko, że nie było przyjazne i musiał się nieźle wysilić by się uśmiechnąć, wyciągnąć rękę i się przedstawić, tak jak uczyła go mama.
- Palel Hlabel ? - powróżyła lekko sepleniąc.
- Chaber – powtórzył Paweł i nieudolnie próbował przeliterować swoje nazwisko– H-B-R...e... nie ważne...
Dziewczynka przyjrzała się krytycznie budowli, a w jej oczach nagle błysnęło zrozumienie.
- Tak wyobrażałam sobie Smoczą Wieże, o której opowiadał mi tata.
Paweł zamarł słysząc znajomą nazwę po czym potwierdził kiwnięciem i podał jej klocek tłumacząc swój zamiar. Tymczasem kiedy ich budowla pięła się stopniowo ponad chmury w klasie pojawiły się inne dzieci.  Jedna śmielsza blondynka pociągnęła Paulinę za włosy.
- Są prawdziwe ? Dlaczego są czerwone? Wyglądają jak pomidor – zaśmiała się, ale kiedy Paulina obrzuciła ją swoim władczym spojrzeniem zarówno jej jak i jej znajomym uśmiech zbladł.
- Zazdloscis, bo są sto lazy ladniejse od twoich. - Oczywiście żadna z nich nie wiedziała jeszcze co to jest sto, ale to wydawało się tak strasznie dojrzałe sformułowanie, że na wszystkich zrobiło wrażenie. Nikt też nie spodziewała się takiej pewności siebie. Nie trzeba było wiele czasu by wszyscy chcieli się z nią bawić. Z czasem niemal wszystkie dziewczyny naśladowały ją w czym się dało, a jeśli komuś przeszkadzało, że Paulina sepleni i ma dziwne włosy to był to jego problem.
Paweł nie miał już okazji by zapytać ile ona wie o smokach. Sam też znalazł paru przyjaciół. Dopiero z czasem zaczął bez niczyjej pomocy stawać się obiektem ogólnej uciechy przez tajemnice, które coraz bardziej utrudniały życie. Tak wszystko trwało przez całą podstawówkę. Z czasem Paulina ścięła na krótko włosy i coś się w niej zmieniło. Paweł miał wrażenie, że nie zostało już w niej nic z dziewczynki, która miała dokończyć budowę pomniejszonej wersji Smoczej Wieży, która sięga chmur, a i on zapomniał i zbagatelizował tą rozmowę, bo czy to mało jest opowieści o smokach dla dzieci? W końcu cały Świat Smoków brzmi jak jedna z wielu bajek.
Z tymi myślami Paweł odłożył zdjęcie. Właśnie zabrał się do heroicznego wyczynu, czyli sprawdzenia co też za potworności zebrały się przez lata pod jego łóżkiem. Z dołu dobiegały go śmiechy Ali która bawiła się z Amber. Nagle te sielankowe odgłosy zagłuszył dzwonek do drzwi, a po dłuższej chwili, kiedy już myślał że tylko mu się wydawało, pukanie.
Zaskoczony zbiegł szybko po schodach i wytarł zakurzone ręce w brudne dresy. Na progu powitać dziewczynę o głowę od niego niższą, choć będącą w jego wieku. Włosy zaplotła w gruby warkocz, a wytarte dżinsy i dużo za luźna koszula o krótkim rękawku z zespołem Lordi, skrywała jej okrągłe kształty. Twarz miała surowe rysy, jednak spojrzenie jej błękitnych jak lody Skandynawii oczu było nieśmiałe, ukryte za okularami, których nienawidziła.


- Cześć Tija.
Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem, odgarnęła z czoła swoje włosy koloru miodu lipowego i przyjrzała mu się niepewnie, podczas gdy on czekał, aż ta poda powód swej wizyty.
- Mogę wejść? - spytała wreszcie.
- Tak – odparł zakłopotany. - Tylko... spodziewałem się gości dopiero w środę i jest... bałagan.
- Aha... - Dziewczyna kiwnęła potakująco pokazując, że rozumie, po czym zmarszczyła czoło. - Ale, środa jest dziś.
Chłopak przyglądał jej się dłuższy czas, a trybiki w jego mózgu powoli przetwarzały tą informacje. Nastała niezręczna cisza kiedy tak stał w szoku, po czym zostawił ją na progu i pobiegł do kuchni. Okazało się że w kalendarzu nikt na bieżąco nie skreślał dni. Niezmiennie panował piątek, dopiero data w komórce udowodniła mu smutna prawdę.
„I ty świat chcesz ratować, jak nawet uporządkowanie domu na czas ci nie wychodzi.” – powiedział sam do siebie.
Wrócił do drzwi wejściowych, ale za nimi nikogo już nie zastał.
- Masz ładny dom – doszedł go cichy głos z salonu naprzeciw wejścia.
- Tak – przyznał myśląc tylko o tym, że będzie go musiał niedługo opuścić.
Tabita nieproszona pomogła mu przygotować salon. Niedługo pojawić miała się reszta niespodziewanych, choć zaproszonych gości.
Miejsce to może nie było tyle ładne co po prostu przytulne i zadbane. Od ścian odchodziła miejscami tapeta i wszędzie było sporo przebarwień i zacieków, a w rogach czaiły się rysunki Ali, ale jednocześnie nie było ani jednej pajęczyny. Stare podrapane i miejscami poodklejane naklejkami meble stały pod ścianami, bez jakiegoś szczególnego zamysłu. Wszędzie panowały motywy kwiatowe, które jego mama tak kochała. W szczególności róże, chabry, fiołki i goździki. Były tak na meblach, wykładzinie, ścianach jak i obrazach znajdujących się pomiędzy zdjęciami rodzinnymi. To wszystko nadawało pokojowi ciepła i złudzenie braku miejsca.

 - Podsumowując – zaczął Cierń, upewniwszy się że nikt więcej nie dojdzie. - Mamy dwa nie wyszkolone, młode smoki, emerytowaną wiedźmę i... - Zmarszczył brwi, po czym przetarł twarz – i wiewiórkę? - spytał mając nadzieje, że to żart. Przez chwile spojrzał na stworzonko na ramieniu Pawła po czym kontynuował. - Swymi wspólnymi siłami mamy zapobiec zagrożeniu jakimi są demony, które teoretycznie nie zginęły, bo wasza czwórka ma takie mocne przeczucie?
- Wiem jak to brzmi – próbował się bronić młody smok.
- To nie tylko brzmi, to czyste szaleństwo – podsumował Cierń z klanu Gilandar, po czym ponownie spojrzał na wiewiórkę i westchnął.
Ściągnięcie Ciernia nie należało do rzeczy łatwych. W tym celu należało wedle procedury otoczyć dom zaklęciem ochronnym, by nikt nie mógł elfa zobaczyć. Mimo tego zabezpieczenia nie wolno mu było pojawić się w świecie ludzi ciałem, więc formalnie rozmawiali z jego duchem, a precyzyjniej rzecz ujmując obrazem czy też hologramem, iluzją.  Ów niematerialny gość ubrany jak zwykle w tunikę uszytą z naturalnych materiałów, ozdobioną roślinnymi motywami wyszytymi drogimi nićmi siedział po turecku na dywanie dostojnie jak tronie.
Nastała niezręczna cisza, po czym siedząca na kanapie Sara zacmokała z dezaprobatą.
- To nie ładnie tak wypominać ludziom wiek. Poza tym skoro to takie niedorzeczne to co ty tutaj robisz?
Owa domniemana emerytowana wiedźma, wyglądałam tymczasem na niemal młodą studentkę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby jej więcej niż dwadzieścia sześć lat. Miała piękne długie do łopatek blond włosy, grzywkę na boku, pełny, acz delikatny makijaż i uśmiech aniołka. Tylko jej błękitne oczy zdradzały ogromne doświadczenie i spryt.
- Eh... też to czuje – przyznał niechętnie Cierń. - Byłem wtedy w okolicy świątyni i od tego czasu męczy mnie to, że za łatwo nam poszło. Niemniej, spodziewałem się, że osób mi podobnych będzie więcej i przed rozpoczęciem jakiś działań będą mieli coś więcej niż przeczucia.
- Spodziewałeś się może armii elfów z wysokich rodów ze skrzynią drgających artefaktów wyczuwających powstanie demonów? - zaśmiała się Sonia. - Cóż, myślę że nie są nam tu potrzebni. Szykuje nam się tu przede wszystkim akcja wywiadowcza. Nie da się zaatakować wroga, którego nie widać, a co więcej nie wiadomo gdzie i w jakiej formie się znajduje.
- Ale wiewiórka? - Cierń tym razem nawet nie zaszczycił spojrzeniem futrzaka, które kiedyś było jego znajomą.
- To nie maskotka tylko Amber. Wiesz o tym. Coś rzuciło na nią klątwę. Prawdopodobnie to właśnie Trzeci Element. To dowód...
- Tak, na to że one jeszcze gdzieś się czają. Tylko… Ona nawet jako pół elf potrafiła zagrozić powodzeniu misji, co dopiero w takiej formie.
Paweł wymienił spojrzenia z wiewiórka na swoim ramieniu.
- Ona chce pomóc, a ja zobowiązałem się jej pilnować.
- Nie możesz jej dać orzecha i oddać jej rodzicom ? - Widząc jak Paweł zaprzecza, westchnął i po krótszej wymianie zdań zgodził się im towarzyszyć w wyjaśnianiu sprawy.
- Amber jest bardzo wrażliwa na aurę, zna tą demonów i Pierścieni a także upiorów i pół upiorów, gdyby się takie trafiły. Wyczuwa ją także w Świecie Ludzi. - Po dłuższej przerwie gdy nic mu nie przychodziło do głowy poza oczywistymi zdolnościami każdej wiewiórki dodała jakby to przesądzało sprawę, że mama Amber ma uczulenie na zwierzątka futerkowe.

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 11: Żaby i retrospekcja



„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.”

Kiedy Alex ugasił pragnienie wodą z jeziora i zmył popiołu z twarzy i włosów. Tylko szczękanie zębów Pauliny przerywało ciszę. Chłopak czuł się jak szczur kryjący się w ściekach, ale walka z tymi ptaszyskami nie miała sensu, ani szansy powodzenia. Pozostawało tylko czekać i liczyć na szczęście.
- Jak myślisz, co to była za chmura? - spytała Paulina.
- Zgaduje, że składała się z dużej gromady czegoś ze skrzydłami. - Zakręciło mu się w głowie, kiedy tylko usiadł.
- Czego?
- Nie wiem, nie chce wiedzieć i lepiej tego nie sprawdzać. Jeśli coś cię goni, to spytanie go imię i nazwisko niewiele pomaga. - To powiedziawszy ułożył się w kącie.
Paulina nie zadawała już więcej pytań zanadto pochłonięta wewnętrznym dialogiem ze swoim „alter ego”. Z drugiej strony trudno nazwać rozmową sytuację, kiedy jedna strona śmieje się demonicznie, a druga ją ucisza.
„Pozbyłam się tych przeklętych wizji to i głosów z głowy się pozbędę” - nie otrzymała odpowiedzi, a śmiechy stopniowo cichły, jakby ją ignorując. - „I znów będę normalna. Tak jak na początku.” - marzyła, ale był problem by ten cel urzeczywistnić.
„My to nieśmiertelność, wieczność, ty nie.” - nadprogramowa świadomość wydała jej się rozproszona. Zawsze podczas rozmowy oplatała i napierała na całą jej jaźń szukając luki i próbując przejąć kontrole. Teraz zdawało się zajmować ją coś innego. 

Niemniej miała rację.
Meg tymczasem dzielnie trzymała wartę, gotowa w każdej chwili wszcząć alarm. Nagle jednak straciła zainteresowanie wejściem i skupiła się na swoim czarodzieju, po czym podleciała do Pauliny i zaczęła jej nachalnie tuż przed oczami machać skrzydłami.
- Oszalałaś? Sio.. - W pierwszym odruchu dziewczyna ją odgoniła, ale szybko zrozumiała, że coś jest nie tak. - O co ci chodzi?
„Głupia śmiertelniczko, nie czujesz krwi?” - spytał demon.
Paulina spojrzała na Meg, a potem na miejsce w którym ostatnio słyszała Alexa. Wołanie go po imieniu nie dawało żadnego rezultatu. Ptak podleciał do niego i trącił dziobem. Gdy i ona znalazła się przy nim, nie bardzo rozumiała co się dzieje i nie podobało jej się to. Trudno powiedzieć co dziwiło ją bardziej. To że Alex nagle stracił przytomność, czy to że Trzeci Element zwrócił jej na to uwagę, gdyż nigdy wcześniej nie pomagała nawet przez przypadek.  

Kiedy Paulina dotknęła ramienia Alexa poczuła wilgoć, a choć w ciemności nie widziała prawie nic domyśliła się, że to nie woda. Całe ubranie chłopaka przesiąknięte było krwią i wszystko wskazywało na to, że to była jego własna.
Wcześniej zauważyła kilka ranek, ale były maleńkie. Gdzieś jedna ukryć musiała się poważniejsza, albo taka, która otworzyła się w drodze do jaskini, kiedy uciekali pod górkę.
„Jak to możliwe, że Alex nie zauważył tego, że został posiekany jak kapusta pekińska do sałatki? Nie tylko on nie zauważył, ale i nam to umknęło.” - zaczęła panikować. - „A jeśli to robota tego sadysty to może to może to być wina trucizny.”
Oczywiście równie dobrze wywołała to woda ze źródełka, lub cokolwiek innego.
„Nie... To tylko sen. Zasnęłam i mam koszmary. W sumie już nie takie sceny mnie nawiedzały.” - myśląc gorączkowo nieustannie wołała Alexa potrząsając nim.
Już dawno, po śmierci rodziców postanowiła, że nikt więcej nie zginie z jej powodu. Tym bardziej gdyby to miał być ktoś jej znajomy. Takich postanowień, które nie bardzo zależą od nas, najtrudniej jest dotrzymać
„Co robić?” - powtarzała, a krakanie Meg nie pomagało w skupieniu się.
Trudno powiedzieć, czy ptak chciał jej powiedzieć co powinna robić, czy po prostu nie podobało się mu, że potrząsa nieprzytomnym tak gwałtownie.
W każdym razie nie wytrzymała i ugryzła Paulinę w palec, a ból nieco ja orzeźwił. Świadoma, że sama nic nie zdziała wysłała Meg, która upewniwszy się, że panika dziewczyny przeszła machnęła w ciemności skrzydłami i już jej nie było.




- O nie. - Estera zakryła usta dłońmi w geście przerażenia. 
Znajdowali się w jaskini, która służyła za schronienie Alexa przed rysowanymi ptakami. Oczywiście w miejscu ty rzeczonego uciekiniera nie znaleźli, za to w świetle swoich magicznych świateł wyraźnie widzieli dość widoczny krwawy ślad, który spowodował iż białowłosa czarownica po prostu zemdlała. 
- Co jej? - Brew Tobiego powędrowała w górę. - Przecież gdyby tu umarł to znaleźlibyśmy ciało.
- Niekoniecznie. Ktoś mu towarzyszył- zauważył Fello.
- I tak pośpiesznie dokonali pogrzebu? Przecież nie zdążyli by nawet dołu wykopać. Inna sprawa, że to wcale nie powód by mdleć! Poza tym mówiłeś, że nawet stąd nie wyszli.
Fello zabrał swa ukochaną na świeże powietrze, polecając młodszemu przeszukanie jaskini. Sam tymczasem wyciągnął szkicownik i przywołał pozostałe narysowane zwierzęta które wskakiwały w puste kartki pozostawiając na nich obraz tego co udało im się zobaczyć.
W ten sposób uzbierał cały plik szkiców, dotyczących oderwanych z kontekstu scen w losowej kolejności. Na razie miał pewność co do tego, że ktoś Alexowi towarzyszył w drodze do jaskini. Przyjrzał się uważnie dziewczynie o krótkich potarganych włosach. Na większości obrazów odwrócona była tyłem. Czasem jednak widać było jej szczupły nos i delikatny profil twarzy.
Fello próbował odgadnąć kim była.
„Widzącą? Czarownicą? Nosiła spodnie, więc równie dobrze może być najemnikiem. To powszechne w tym fachu, że kobiety udają mężczyzn. Z drugiej strony czarownicom też się to zdarza. ” - Brak kolorów bardzo utrudniał mu zdanie. Wiedział jedynie, że młoda kobieta nie jest blondynką i nie ma czarnej skóry. - „Trzeba będzie przekazać te szkice Zythrianowi. Nie wykluczone, że dziewczyna go zainteresuje.”
- Fello! Znalazłem tunel. Prowadzi w stronę gór – krzyczał Tobi.






Późny wieczór. Spacer z przyjacielem i te nagłe niepokojące uczucie. Zaraz się zacznie, straci przytomność i będzie tak strasznie zimno. 
- Feliks, ja dalej nie pójdę.
Umawialiśmy, że nazywam się Fox. Jeśli nie będziesz mnie tak nazywać to nie nauczę się zmieniać w lisa.
Alex nie miał pojęcia jak niby nazywanie go w ten sposób ma w czymkolwiek pomóc, ale to nie pierwszy z nielogicznych pomysłów jego przyjaciela i z pewnością nie ostatni. To teraz jednak nie miało znaczenia. Zatrzymał się. Musiał wracać do domu i to już. Shadow wie co robić podczas ataków. Feliks jednak odczytał jego zwlekanie w inny sposób.
- Chyba się nie boisz? - zaśmiał się okazując dziurę w miejscu w którym wypadł mu niedawno mleczny ząb. - Nie martw się wrócimy nim zrobi się naprawdę ciemno. Do zachodu słońca jest jeszcze mnóstwo czasu. - wołał widząc jak Alex się zawraca.
- Nie boje się. Po prostu źle się czuje... - przyśpieszył kroku słysząc, że Feliks za nim biegnie.
Alex złapał się za brzuch udając że go boli. Próbował i innych sposobów by się go pozbyć ale na próżno. Przyjaciel niewzruszony trwał w swym postanowieniu, z czasem jednak i i on musiał dostrzec, że coś jest nie tak.
- Faktycznie źle wyglądasz. Oczy masz zaczerwienione i zbladłeś jak ściana. Masz jakąś alergie?
Alex nawrzeszczał na niego, by się od niego odczepił. Zwymyślał go od najgorszy, przypominając sobie wszystkie brzydkie słowa jakie zasłyszał od jego starszego rodzeństwa i może by Feliks dał za wygraną gdyby nie to, że Alex padł na kolana, a jego ciałem zaczęły miotać dreszcze.
- Czekaj, odprowadzę cię – zaoferował się, a on nie protestował.
To nigdy nie zaczynało się nagle. Powinni zdążyć dojść. Niestety droga okazała się dłuższa, a Feliks za słaby, by iść bez robienia przystanków.
W efekcie kiedy Alex stracił kontrolę znajdowali się ledwie u podnóża pagórka. Ostatnie co pamiętał to to, że kazał Feliksowie biec po Shadow, ale towarzysz albo go nie usłyszał, albo nie zrozumiał, lub po prostu nie posłuchał, gdyż kiedy Alex odzyskał przytomność ujrzał go leżącego w kałuży własnej krwi ze sporą raną na korpusie i przez długą chwilę był pewny, że jest już martwy. Kiedy tylko oderwał spojrzenie od rany spojrzał w surowe karcące oczy Shadow. Oscar uspokoił że żyje, że rana nie jest aż tak głęboka i nie uszkodziła serca.
Nie wiedział czy wierzyć tym zapewnieniom bowiem, widział przyjaciela przez cały kolejny miesiąc, a może i dłużej.
W końcu przestał czekać na jakiekolwiek wieści i zaczął przyzwyczajać się do myśli, że w rzeczywistości Feliks nie żyje i to przez niego. Nikt nie był w stanie wyprowadzić go z tego wniosku. Oscar pocieszał go by się nie zadręczał. Mówił że Shadow pracował nad czymś dzięki czemu Alex będzie mógł przewidzieć swój atak z większym wyprzedzeniem. Ostatnimi czasy nie widział powodu by ubierać swe myśli w słowa mówione. Przytaknął więc tylko skinieniem na te zapewnienia i wrócił do czytania „obrony przed czarną magia”.
Doszedł do momentu w którym opisywano iż w żyłach stworzeniach zrodzonych z mroku (a w każdym razie tych materialnych) zwykła płynąć krew o czarnej barwie i odmiennej od prawdziwej kwi właściwościach. Uważana jest za przeklętą i w niektórych przypadkach można się nią zarazić przez bezpośredni kontakt z otwartą raną lub poprzez wypicie.
Czytając to skrzywił się, bo nie wyobrażał sobie by komukolwiek chciało się coś takiego pić z własnej woli. Już spożywanie zwykłej krwi wydawało się straszne a co dopiero takiej spaczonej. To jednak nie było jeszcze najgorszym fragmentem lektury. Zupełnie z równowagi wyprowadziły go sposoby neutralizacji czarnej krwi. Czasem koniecznie należało zabić źródło zarazy. Zastanawiał się czy Fox mógł się zarazić. Czy właśnie to przed nim ukrywają? Czy Shadow rozważa zabicie go? Nie. Obiecał panu Eberrondowi, że będzie go pilnować i opiekować. Poza tym nie ma pewności, czy to właśnie on jest źródłem zarazy. Ale jeśli nie on to kto, lub co? Czy Shadow ma jakieś podejrzenia.
Kolejnymi sposobami pozbycia się czarnej krwi były rzadkie lub niemożliwe do zdobycia substancje. Miedzy innymi krew jednorożca. Chłopiec nie wiedział za bardzo co to jednorożec. W okolicy nigdzie takich istot nie było, ale z opisu przypominał konia. Dlaczego Shadow ma taki problem ze zdobyciem krwi konia? Nawet jeśli jest to jakaś, występująca daleko rasa nie powinno być z tym problemu.
Postanowił poszukać jaki informacji o tych zwierzakach w encyklopedii. Tymczasem usłyszał jakiś hałas na schodach. Kroki zbliżały się do jego pokoju, a on szybko zastanowił się kto to może być. Ostatnimi czasy nie dokuczał Violett, a Shadow nie dał mu żadnego zadania, a obowiązki już wykonał. Możliwe że Oscar znów chce go pocieszać. To mu się nie podobało. Nie znosił gdy ktoś się nad nim litował. Już wolał być besztany. Miał więc nadzieje, że może po prostu, ktoś odnalazł ten talerz, który stłukł tydzień temu podczas mycia. Jak on nie znosił zmywać.
Jakież było jego zaskoczenie gdy drzwi otworzył nie kto inny jak Feliks. Przywitał go przyjacielskim „cześć” na co Alex odpowiedział tak cicho że ledwie sam siebie usłyszał. Nastała niezręczna cisza, którą rudowłosy przerwał potokiem słów.
- Ja bym nie wytrzymał, by siedzieć cały dzień takiej klitce – zauważył rozglądając się po pomieszczeniu. Mówił jeszcze wiele, ale Alex był w zbyt wielkim szoku. - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.- Uśmiechnął się, ale naglę sam zamarł – O... nie! widzę, że czytasz – skrzywił się wyrywając mu książkę i przekartkował. - No nie i to w dodatku bez obrazków! Nudy... Jakby nie to ze tata mi zabronił pokazałbym ci co to komiks. To jest dopiero lektura, a nie taki coś. – Pokręcił głową. - Widzę że przyszedłem w sama porę - orzekł rzucając przedmiot na w kąt łóżka.
- Feliks, co ty tu robisz?
- Jak to co? Nie pamiętasz? Mieliśmy łapać żaby – ściszył głos. – By je później podrzucić Violett. No przecież sam tego nie zrobię?
- Dobrze się czujesz? - Alexowi przez myśl przeszło, że może widzi ducha?
- Trochę chorowałem, ale już mi lepiej. Nawet nie pamiętam co mi było. Ostatnie co pamiętam to te żaby. - "Nawet nie pamiętam" - Te zdanie rozbrzmiało ehem w jego świadomości i przywołało inne świeższe wspomnienie.


A...To. – Feliks spojrzał na Alexa. - Cóż...oficjalna wersja jest taka, że pojedynkowałem się z czarodziejem, który potrafił się zmieniać w niedźwiedzia, albo stadem harpii... to było tak dawno, że nie pamiętam – podrapał się w głowę udając zakłopotanego swą sklerozą.
Tobi go wyśmiał a Alex nie mógł patrzeć na szramę na jego tułowiu.
– Coś mi mówi, że ty ten incydent pamiętasz – zaczepiła go czternastoletnia Paulina.
– Oficjalna wersja mówi, że zaatakowało go zwierzę i gdyby nie Oscar i Shadow rozerwałoby go na strzępy...nieoficjalna...- urwał, a wszystkie spojrzenia powędrowały w jego stronę. – Przytrafiło mu się to co Amber tydzień temu.
W zasadzie tylko Toby nie zrozumiał tego zaszyfrowanego przekazu, ale gdy zobaczył rekcją innych zrozumiał, że nikt mu nie powie. Niezręczną cisze jaka nastała przerwał Fox, a jego ton był tak beztroski jakby mówił o pogodzę.
- A więc rozumiem, że wszyscy wszystko już o sobie wiedzą. Fajnie że zostałem poinformowany o waszych wspólnych przygodach.
- Nam ludziom zostają do końca życia. Co więcej nie mam tego Alexowi za złe. Ostatnim czasy dziewczyny lecą na takie blizny. A to nie jedyna. Jest jeszcze na nodze.
„Nie mam tego Alexowi za złe” – kolejny wyraz zwielokrotniony przez echo. Ból głowy, zawroty. Ostatnia myśl. - "On kłamał. Wszystko pamiętał."

Tym razem znalazł się w ciemnej przestrzeni rozświetlonej przez wirujące światełka. Nie stał, a wisiał w powietrzu, czy raczej w próżni.
Co ty tu robisz? Przecież ty żyjesz! - usłyszał głos, a obróciwszy się zobaczył coś ciemnego ukrytego jakby za szkaradna maską.
- Ty zabrałaś Sarę.
- Chcesz być następny?
- Nie wiem jak wrócić – odpowiedział zmieszany.
Jak dotąd nigdy nie prowadził takiej rozmowy. Wyczuwał Obecność i nasłuchiwał, ale...
- Zaraz ci pomogę – powiedziała i uderzyła Alexa w twarz.


Wdech. Ból głowy. Osłabienie. Wszystko go bolało w tym serce które uderzało jak oszalałe, oraz policzek. Nad nim pochylała się Paulina. Nieco rozmazana, ale z pewnością ona. Potem jakiś czas dochodził do siebie. Wyraźnie czuł, że jest niesiony. Zimny wiatr.

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 10: Popioły

Jest źle jest źle... Tylko nie wiem co i jak to naprawić, ale myślę, że nie jest najgorzej. Dużą się działo, a że każda akcja niesie reakcje (a opisanie każdej łatwe nie jest szczególnie gdy trzeba wkomponować w całość) wyszło jak wyszło.
W ostatnim rozdziale: Wielki powrót Pauliny Akane Kagawskiej, Ludzkiego Pierścienia Trzeciego Elementu o żywiole Ognia.... Gdybym to ja wiedziała jak to skrócić... No więc kiedy ścigający Paulinę Najemnicy pojmali Sarę w celu wykorzystania jej jako wabika, po czym postanowili zabić, dziewczynę ogarnęła czarna rozpacz. By nieść pomoc na scenę wkracza Alex, który marnie sobie radzi a jeszcze gorzej kończy kiedy Trzecia (lepszego skrótu nie znajdę) przejmuje kontrolę nad swoim Pierścieniem (to znaczy Pauliną).
Całe wydarzenie nie mogło przejść niezauważone. Co będzie dalej?
________________________________________________________________________

„Śmierć nie czeka na nikogo, a jeśli czeka, to niezbyt długo.”

Po charakterystycznym szybkim
 skrobaniu Estera domyśliła się, że jej chłopak doszedł już do tego etapu tworzenia, który nazywał cieniowaniem. Korciło ją by przyjrzeć się jego dziełu przez ramię, ale nie chciała go rozpraszać. Jeszcze przed świtem, przy świetle ogniska rozpoczął pracę, a ona był dumna, że tak się angażował, choć formalnie nie był jeszcze członkiem rodziny. 
Tymczasem uczeń Zythriana spał sobie w najlepsze, a ona delikatna kobieta musiała trzymać wachtę, podczas, której nie tylko pilnowała swoich towarzyszy, ale dodatkowo wyglądała Alexa, mając jednocześnie nadzieje, że w nic się nie wpakował.
„Spokojnie. Ostatnio wszedł do Klasztoru, tam nie mogło mu się przydarzyć nic złego.”
Podczas jej rozmyślań słońce rozświetliło niebo na wschodzie, budząc Tobiego, który zaczął kręcić po ich prowizorycznym obozowisku. Od razu zauważył pracę Fella.
- Co ty robisz? Fe... Co to jest?
- To będą nasze oczy – odpowiedziała za Fella Estera.
- Gdybym miał takie oczy to bym je sobie chyba rozżarzonym żelazem wydłubał. Naprawdę myślicie, że on nie zauważy tak cudacznych ptaszysk?
- Nie są cudaczne – broniła artystę Estera. - To zwykłe padlinożerne ptaki z odrobiną wizji twórczej Fella. Spojrzenie Tobiego dało jej do zrozumienia, że tego ostatniego jest cokolwiek więcej niż być powinno, więc dodała: - Nawet jeśli je zauważy to co zrobi? Nie da rady wszystkich zniszczyć, a jeśli będzie próbował to zmarnuje czas i go złapiemy. Rzecz w tym byśmy wiedzieli, czy i którędy wyszedł z klasztoru – tłumaczyła cierpliwie, choć sama nie wiedziała, czy Tobi słucha. Machnął on bowiem na wszystko ręka i wyrwał jej lornetkę z ręki.
Kiedy już otwierała usta by mu wyjaśnić, że wystarczyło poprosić, on poinformował ich, że jedno z ich „oczu” właśnie kaleczenie zataczając się przez nadpalone skrzydło.



Las i zapach sosnowych igieł. Na horyzoncie widok gór. Powietrze niesie zapach morza. To wszystko było jednak tylko tłem dla ciepłej aury i nuty pokrzywy i babki lancetowatej. Cisza przerywana tylko szumem morskiego wiatru. Przed nim stała wysoka postać. A może to on był mały, jakby się skurczył? Miała długie jasne włosy. Widział ją jak przez mgłę, ale był pewien, że to do niego się uśmiecha. Kobieta ubrana w zieloną sukienkę. Jej dłonie kreśliły w powietrzu znajome znaki....

Pierwszy był oddech i piekący ból w klatce piersiowej. Naprawdę nie chciało mu się otwierać oczu, ale czy miał wybór? Kiedyś będzie musiał, poza tym, ktoś go wołał.
- Tylko mi tu nie umieraj Oli – słyszał.
Dawno nikt go tak nie nazwał. Tylko jedna osoba tak dziwacznie przekręcała jego imię. Co dziwne ta sama osoba nadała mu imię Alex. Niby imiona nie są ważne, jednak jak by nie spojrzeć czasem się przydawały.
- Powiedz cokolwiek – prosił głos.
- Cokolwiek – wychrypiał Alex.
W odpowiedzi usłyszał śmiech, gdy czyjeś zdecydowane ręce pomagają mu usiąść. Młody czarodziej parokrotnie zakaszlał i odważył się otworzyć oczy. Płomienie przepadły, lecz unoszący się dyn nadal szczypał oczy. Najpierw zobaczył lekko kanciastą twarz pokrytą jednodniowym zarostem. Młodzieniec niewiele od niego starszy miał jasno brązowe krótko ścięte włosy i brązowe oczy charakterystyczne dla ludzi z klanu Feniksa. Mimo upływu lat Alex nie miał problemu z rozpoznaniem Daniela, choć ten bardzo wyrósł przez ostatnie kilka lat, po ich krótkim spotkaniu na zgliszczach Dworu Feniksów.
Tymczasem trochę dalej Paulina siedziała obok, odwiązanego już od drzewa ciała Sary. Wyglądało na to, że wróciła do normy i zamiast siać chaos siedziała spokojnie i najwyraźniej szlochała. To do tego stopnia zaskoczyło chłopaka iż zaczął się zastanawiać, czy mu się wszystko nie przyśniło, jednak powalone przez fale ognia i zwęglone doszczętnie drzewa na obrzeżach polanki i czarne groteskowo powyginane resztki tego co pozostało po najemnikach upewniło go, że wcale nie śnił.
"Nie ma nic gorszego niż zapach palonych włosów i ludzkiej skóry  o poranku." - Skrzywił się. 

- Co się stało? - spytał bardziej by poznać wersję Daniela niż by poznać prawdę.
- Miałem nadzieje, że ty mi opowiesz.
- Było gorąco – odpowiedział i kaszlnął.
- Też widziałem ogień. Taki niecodzienny... mnóstwo ognia i szybko się domyśliłem, że przyczyny. Nie pamiętam czy ty wiesz o Paulinie? Wiesz o jej... problemie. - Alex kiwnął w odpowiedzi twierdząco.
„Jeśli posiadanie w ciele nadprogramowej jaźni można nazywasz problemem.”
- Uwolniła ją. Powiedziała mi, że chciała ratować Sarę, ale skończyło się tak, że gdybym nie przyszedł to...
Alex sam sobie dopowiedział i nawet nie zawracał głowy wyrazem "uwolniła". Cieszył się, że żyje. Jeszcze niedawno był przekonany o swym nieuchronnym końcu a teraz oddychał i byłby nawet szczęśliwy gdyby nie widok Sary. Daniel pomógł mu i już po chwili cała trójka klęczała przy młodej kapłance.
- Alex, zrób coś – Jeszcze niedawno płonące i przeszywające go ogniem oczy teraz pełne łez błagały. - Ona nie może umrzeć.
Chłopak przyjrzał się Sarze. Szybko się domyślił, że nie umarła tuż po otrzymaniu rany. Pod skórą nie wyczuwał już pulsu, ale ciało zachowało jeszcze ciepło, nie ostygło i podejrzewał, że jej dusza jest jeszcze gdzieś w środku. Zaczął od połączenia głównych żył. Potem zamierzał pobudzić jej uśpione serce. Nagle jednak poczuł coś co go zatrzymało. Przy ciele klęczał jeszcze ktoś czwarty, a w zasadzie piąty, jeśli liczyć Meg. Owa dodatkowa Obecność, nie posiadała ciała, podróżowała jako niematerialna istota, a jednak już tak często ją widział we śnie i nie tylko. Towarzyszył jej zwykle płacz żałobników, szczery lub wymuszony, krzyki protestu tak jak ten, który miał się zaraz wydobyć z piersi Pauliny. Najczęściej pojawiała się na polach bitew, równie często zaskakiwała w mieszkaniach.
Teraz tak jak miała w zwyczaju owa Obecność sięgnęła po Sarę, a ona ruszyła bez wahania, choć jej ciało nie ruszyło się nawet na minimetr. Alex spojrzał na spokojne oblicze umierającej i na jej krew. Czerwonej posoki widział stanowczo za dużo. Nic nie dało się już zrobić. To co dawało jej żyć po prostu z niej wypłynęło, a ona odeszła bez skargi.
- Nie mogę nic dla nie zrobić – szepnął, a kiedy Paulina kazała mu powtórzyć głośniej jedynie pokręcił przecząco głową i próbował wstać, ale mu nie pozwoliła.
Nie słuchał tego co krzyczała. Nie widział w tym sensu. Ona po prostu tego potrzebowała, wyżycia się na kimś by sama nie czuć się aż tak winna. Nie widział powodu, by brać to do siebie, czy choć udawać, że się przejmuje. Z resztą, wiedział co ona czuje, bo Sara była i jemu bliska, choć bardzo często się kłócili i na oczach Pauliny nigdy nie był dla kapłanki miły. To doprowadziło dziewczynę do mylnych wniosków, których on nie zamierzał naprawiać.
Zignorował ją gdyż Meg zwróciła jego uwagę na to, że są obserwowani. Na pierwszy rzut oka na gałęziach wokół nich rozsiadło się stado padlinożernych ptaków, ale po bliższym przyjrzeniu dostrzegało się że ich wygląd odbiegał od normy, choćby tym że zamiast czarnych piór miały szare, niczym rysik do rysowania. Dzioby miały pełne ostrych ząbków. Wiedział że groźne ptaszyska mimo przewagi liczebnej nie zaatakują. Są po prostu szpiegami, przekazującymi swym właścicielom dane o jego lokalizacji. Nie trudno domyślić się komu.
Spojrzał ostatni raz na Sarę wiedząc, że odeszła i już jej z nimi nie było, a płacz niczego tu nie zmieni. Żyła już tylko w jego wspomnieniach.
- Musze już iść – powiedział jakby od niechcenia. Paulina przyjrzała mu się badawczo, po czym spojrzała na gałąź której niedawno się przyglądał, ale ptaków już nie było.
- Masz rację – pochwycił Daniel, który najwidoczniej nie zauważył, że Alex użył liczby pojedynczej, nie mnogiej. - Musimy stąd zniknąć. Tuż za mną ruszyli ludzie Klammetha. Chyba nas przejrzeli, albo tak im się wydaje.
- Mamy ją tak zostawić?! - Paulinie ten pomysł nie przypadł do gustu.
- Oni się nią zaopiekują. Była ich Najwyższą Kapłanka. Wyprawią jej piękny pogrzeb, a nie wiem co zrobią kiedy zobaczą was w tym pobojowisku.
Alex przysłuchując się rozmowie bacznie obserwował ptaszyska.
- Idźcie przodem ja ich zatrzymam. Wytłumaczę im to jakoś... - Daniel wstał.
- Jak? - spytał Alex. - Uwierzą, że najemnicy sami się spalili?
-Mogła wybuchnąć pomiędzy nimi kłótnia. Posiadali materiały wybuchowe... Nie wszystkim się podobało, że Kavet zabił Sarę. Coś wymyślę. Coś w miarę bliskiego prawdy, a ty zaprowadź Paulinę w stronę gór. Nie martw się. To co miało miejsce już się nie powtórzy. Dogodnie was.
„Tak, a Alex jest pod ręką to go wykorzystamy nie pytając, czy ma jakieś inne plany, no bo po co?” - pomyślał młody czarodziej wstając.
Dziewczyna wyglądała na rozkojarzoną i zmęczoną, ale Daniel oderwał ją od Sary i pchnął w storę ścieżki sam ruszając w druga stronę.
Alex tuż po wyleczeniu kaca, bawił się w podchody w klasztorze igrając z Klammethem, a następnie uciekał przez zatęchłe jaskinie i tunele, toczył walka z jakimś mutantem, a chwile później z demonem we własnej osobie. Obie przegrał, prawie umarł, nie zdążył uzdrowić Sary i został skrzyczany i zwymyślany przez Paulinę, a teraz Daniel każe mu marszem iść pod górkę, robiąc za opiekunkę dla nawiedzonej nastolatki i to po nieprzespanej nocy. Do tego Estera nieustannie deptała mu po piętach. Wkurzny na cały świat przyśpieszył kroku.
Po drodze na swój sposób przeżywał śmierć kapłanki. Przypominał wszystkie zabawy, nieporozumienia i dyskusje, kłótnie. To jak mu opowiadał różne historie, których się nauczyła od swych nauczycielek. Zastanawiał się dlaczego to musiało się tak skończyć. Co chciała przez to osiągnąć? Czy to przez jeden z tych swoich niemądrych snów postanowiła popełnić samobójstwo? Jaki sens ma takie czekanie na rzeź skoro mogłaś schować się w klasztorze. Nie miał pojęcia czy bardziej złościł się na siebie, czy na Sarę, ale pewne było jedno, że wiedziała co robi. Zawsze wiedziała.
-Hey! - zawołała go z daleka Paulina, czy też Nie-Paulina, kiedy oddalili się już wystarczająco od miejsca masakry. - Czekaj! - gdy nie zareagował zrównała się z nim. - Gdzie ty idziesz? Powinniśmy zaczekać na Daniela. Tu niedanego jest nasza kryjówka.
-Dogoni nas – wytłumaczył, choć sam zaczynał się wahać.
- Zapomniałam ci powiedzieć że nie nazywam się Paulina. Tym imieniem nic nie zdziałasz. Paulina już nie żyje – powiedziała nieco tajemniczo obejmując się ramionami. 
- Skoro Paulina umarła to jak się nazywasz?
- Chodzi mi o to, że gdy tracę kontrolę to te imię nie działa, bo rodzice nadali mi je później. Pieczęć jest zaprogramowana z moim pierwszym imieniem Akane. Zwolnij idziesz za szybko...
-Dlaczego rodzice nadali ci drugie imię zamiast używać pierwszego?
-Tam gdzie... – zastanowiła się przez moment - gdzie się przeprowadziliśmy nie pasowałoby, brzmiałby dziwnie.
Alex nieco zwolnił zaskoczony
-Gdzie się przeprowadziliście? - to pytanie wpadło mu tak naglę ale w zasadzie od kiedy poznał Paulinę zawszę się zastanawiał skąd ona pochodzi. Dokąd odchodzili jej rodzice, kiedy żegnali się z Shadow? Dlaczego nie mieszkała w Dworze Feniksów w Illuminaris? Dlaczego pojawiła się tam tak naglę? Nie dało się ukryć, że była inna. Jakby nieprzystosowana, jak nie z tego świata.
Paulina mruknęła coś niezrozumiałego, a potem nagle urwała w pól zdania, a do Alexa doszedł odgłos upadku. Gdy się odwrócił okazało się, że dziewczyna leży jak długa na ścieżce. Spytana czy dobrze się czuje wyjaśniła, że się potknęła. Z trudem podniosła się na nogi i otrzepała się. Alex zrozumiał, że nie on jeden jest zmęczony i czując, że zaraz straci cierpliwość patrzył to na góry to na klasztor wokół którego krążyć musiały czarne ptaszyska. Część z nich zmierzała właśnie w jego stronę. Próbując choć udawać opanowanie zapytał, czy przed nimi są jeszcze jakieś kryjówki znane Danielowi.
-Podobno przygotował parę na całej doradzę do portu, a co?
Alex nie zamierzał jej się zwierzać dlaczego się śpieszy i przed kim dokładnie ucieka, wskazał więc tylko za siebie.
-Widzisz tą chmurę, która leci na nas z klasztoru? Mam wobec niej złe przeczucia.
Paulina najwyraźniej święcie przekonana, że nienaturalnie wyglądający obłok ma coś wspólnego z ludźmi jej „wujka” poprowadziła go dalej. Kryjówką Daniela okazała się jaskinia wydrążona przez podziemny strumyk. W jej wnętrzu panował potworny chłód i ciemność gdyż wschodzące słońce jeszcze nie sięgało tam swoimi promieniami. Wiatr przez lata naniósł tyle igieł i ziemi, że pod nogami nie dało się ani dojrzeć ani wyczuć ani jednego kamienia. Kamienny sufit niemal pozbawiony nacieków takich jak stalaktyty osłaniał ich z góry i boków, a wąskie i niskie wejście zasłaniało ich zupełnie od strony drogi. By dopełnić efektu przydałby się krzaki, które jednak nie były w stanie wyrosnąć w tak kamiennym podłożu, więc Alex stworzył iluzję. Nauczony doświadczeniem dopilnował by było ona dwustronna. Niestety z braku talentu wprawne oko mogło dostrzec iż stworzony przez niego obraz jest płaski i sztywny, ale to musiało wystarczyć. Miał nadzieje, że ptaki nie są tak sprytne.
_________________________________________________________________________________

Co powiecie o psychice bohaterów? Udało mi się jakoś ja przestawnic, czy są jakieś nieścisłości?
Gdybyście mogli zadać Paulinie jakieś pytanie, jak by ono brzmiało? 
Całkiem zapomniałam pokazać wam, czy może bardziej przypomnieć pewien obrazek. Tak wygląda właśnie Akane gdy jej odjąć ubranie wierzchnie. 




sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 9: Robi się gorąco

Miałam pomysł na mocny rozdział, ale uznałam że trochę cenzuruje, złagodzę. Tyle ile się da, ale poważnie szykuje się ostra jatka więc radze nic podczas lektury nie pić, by nie wypluć na monitor. 
_______________________________________________________

„Ja jestem częścią tej siły, która pragnie zła, a dobro czyni.”


Polankę otaczały głównie sosny, wiatr poruszał ich gałęziami strzepując stare igły na miejsce, których wyrastały nowe. Wśród leśnego poszycia rosły barwne kwiaty, które nieśmiało wyglądały spod resztek tęczowego śniegu. Świerze źdźbła trawy zdążyły w tym miejscu pokryć ziemie niczym zielony dywan, mimo że przedwiośnie dopiero się rozpoczęło. Niedługo miało się tu wydarzyć, coś co odmieni ten spokojny zakątek.
Sara choć niewidoma czuła to wszystko. Wiatr na twarzy, zapach kwiatów w powietrzu, ból związanych w nadgarstkach rąk, chropowatą powierzchnię drzewa za sobą, trawę pod nogami i pierwsze poranne promienie słońca na skórze, nie wykluczone, że ostatnich jakich doświadczy w swoim życiu, biorąc pod uwagę chłód noża w okolicy szyi.
- To co zamierzasz, nie zwróci ci przyjaciela – powiedziała spokojnie do właściciela broni, ale ten nie zareagował.
Najemnicy istotnie pojmali Sarę i fakt iż jej grozili pozwalał wysnuć wniosek, że jej komfort psychiczny jest im obojętny.
- Kavet, ktoś idzie – zawiadomił jeden z najemników tego z nożem.
- Wiem – odpowiedział elfo-podobny najemnik strzygąc uszami i uśmiechając się złowieszczo. - Jakieś ostatnie słowo kapłanko? - dodał już głośniej, a echo poniosło się po lesie.
- Modle się do bogów by ci wybaczyli i zesłali na twą duszę spokój.
- Myślę, że powinnaś bardziej martwić się o własną duszę. - Uśmiechnął się Kavet, a był to upiorny grymas.
- Ja nie mam się czego bać – obwieściła pewnie Sara i zamknęła niewidzące oczy. Cała jej istota emanowała spokojem.

Alex biegł ile sił w płucach, ale nie był w stanie dogonić Pauliny. Teren przed nim opadał jednak tak, że z daleka widział scenę wydarzeń. Nie wiedział jak wyglądał plan Pauliny, ale zgadywał że to ona, a dokładniej rzucana przez nią bombka, jest przyczyną poparzeń części najemników. Wydawało mu się również, że elfo -podobna istota nie miała wcześniej tak malowniczej szramy biegnącej od lewego oka po niemalże szyje. To jednak było bez znaczenia, gdyż podobnie jak kuzynka została schwytana.
- Hym... Zastanawiam się czy, by tym razem nie ograniczać się do twarzy, co? – mieszaniec zwracał się po trochu do Pauliny trzymanej przez parę osiłków, a po trochę do reszty kompanów.
- Myślisz, że Klemmath kupi to po raz drogi? - spytała dziewczyna.
- On tu nie ma już nic do gadania. Zwolnił nas będąc pewnym, że wpadł na rozwiązanie, dzięki któremu nie uciekniesz. Rozumiesz nie miał już nam czym płacić. Głodne dzieci i takie tam. Jak widać te rozwiązanie nie jest tak genialne jak mu się wydawało.
- Skoro tak to macie co chcecie. Możecie ją już wypuścić.
Szybko okazało się, że Sara jest jedynie przynętą i to taką, która wypełniwszy swe zadanie jest nie tylko zbędna, ale wręcz niebezpieczna, jako świadek. Tego domyślił się Alex już wcześniej. Ani przez chwile nie planowali jej puszczać żywej, z paroma wyjątkami.
- Kavet, naprawdę chcesz zabić kapłankę? To podobno przynosi pecha – zauważył jeden z ludzi. - Może by poprzestać na odcieniu języka. Bez niego nic nie wygada, a niewidoma nie może pisać.
Oczy Pauliny zrobiły się okrągłe ze zgrozy, próbowała przemówić im do rozumu, ale nie szło jej to za dobrze, szczególnie że jednym z argumentów brzmiał: „To był głupi zwierzak. Bezmózgi gad. Zamierzasz zabić bezbronnego człowieka, by go pomścić?”. Ponieważ dla Kaveta salamandra to nie „jakiś głupi zwierzak” argument ten tylko jeszcze bardziej go rozzłościł.
Paulina widząc, jak Kavet zbliża się do Sary zdecydowała zapomnieć o dumie i upokorzona zaczęła przepraszać za całą sytuację z salamandrą. Okazało się, że na próżno, bo Kavet nie zwraca już na to uwagi.
Sara widocznie chciała coś powiedzieć Paulinie, ale trudno mówić ze sztyletem wbitym po rękojeść w ciało. Powietrze wypełnił krzyk Pauliny, ale ta nie mogła nic zrobić. Alex co prawda widział wszystko, ale stał za daleka by zdążyć dobiec. Pozostawała teleportacja. Miał nadzieje, że dzięki niej zyskać element zaskoczenia, jednak jak się okazało Kavet, posiadał zdolność wyczuwania many, a teleportacja należała do „głośniejszych” zaklęć. W chwili kiedy Alex pojawił się za nim ten był już przygotowany i błyskawicznie odparł atak drugim sztyletem pierwszy ciągnę trzymając w ranie i wykonując długie ukośne cięcie.
Młodego czarodzieja zdekoncentrował cichy jęk Sary i widok krwi wypływowej jej z ust. Przeciwnik wykorzystał to odpychając go i kończąc ciecie obrotem wokół własnej osi. Doszło do nierównego pojedynku na sztylety, ponieważ Alex nie znał się za bardzo na szermierce, a mieszaniec był za silny. Wystarczyło, że kilka rzazy ich ostrza się skrzyżowały, a broń Alexa poszybowała w powietrze. Chwile później koło ucha przeleciało mu parę strzał. Pozostali najemnicy nie zamierzali stać bezczynnie. Większość z nich należało do doświadczonych strzelców i tylko posiadanie amuletu ochronnego przeciw pociskom latającym uratowała Alexowi życie, niemniej szybko zyskał mnóstwo dodatkowych dziur w swoim ubraniu i jeszcze więcej zadrapań na skórze. Musiał się pilnować, by jego plecy osłaniały drzewa. W pewnym momencie kiedy Kat stał na linii strzału jego towarzysze dali sobie spokój. Możliwe że miała z tym coś wspólnego Paulina, której Alex nie miał okazji wyłapać i śledzić bezustannie koncentrując się na robieniu uników.
 Kavet kopnięciem powalił go na kolana i już planował skrócić o głowę, albo przynajmniej uszkodzić tętnice szyjną, gdyż sztylety nie są bronią stworzoną do miażdżenia rdzenia kręgowego.
- Nie wiem kim jesteś, czarodzieju, ale zaraz pożałujesz że wchodzisz mi w drogę.
Nagle zrobiło się dosłownie gorąco i  wszystkich stojących uderzyła fala gorąca i to na tle silna, że zapłonęły ubrania. Inni zapłonęli cali. Zjawisko to przeleciało tuż nad Alexem powodując, że stracił na moment rozeznanie w sytuacji oraz równowagę i padł na plecy. Gorąco, oślepiająca czerwieni pośród cieni przedświtu, krzyki, potępieńcze jęki palonych i kaszel duszących się dymem. 
W zimnym powietrzu czuło się duszący zapach spalenizny i równie nieprzyjemny metaliczny smak krwi. Gdzieś niedaleko dostrzegł, upiornie lodowatą aurą, mrożącą go do szpiku. Jej właściciel musiał być jednocześnie sprawcą chaosu i autorem tego, jak mu się wydawało wybuchu. Obracając się na bok rozpoznał on znajomą postać przechadzającą się wśród zgliszczy jakby obserwowała nie ludzi, a zwykle zapałki.  Nie licząc zmienionych oczu i płomieni otaczających twarz istota przypominała Paulinę. 
- Paulina – wołał ją, ze ściśniętym gardłem, ale nie reagowała. 
Dopiero poniewczasie zrozumiał, że zmiana jaka w niej zaszła nie jest przypadkowa, a otaczające ich płomienie są podsycane przez czarną magie. W przeciwnym razie nie mogłyby istnieć z niczego tam gdzie ogień nie miał czym się żywić, nie stanowiły więc części natury skoro nie podlegały jej prawą i wyrastały nawet z błota oplatając ludzi niczym liny.  
Poczuł przypływ paniki. Meg wysłał po Daniela, wiec nie mogła mu pomóc, a on sam czuł jeszcze efekt siły, która go powaliła na ziemie. Trwało wiec nim wpadł na pomysł czołgania, a jeszcze więcej niż wcielił go w życie. W końcu udało mu się dotrzeć do jednego z niewielu stojących jeszcze drzew i za jego pomocą podciągnąć się do pozycji stojącej. 
Ledwie jednak zdołał się rozejrzeć po pobojowisku, dostrzegł że Nie-Paulina zmierza w jego kierunku. Jej czarne włosy płonęły, a złote oczy emitowały równym zimnem co aura. Za sobą pozostawiała spopieloną ziemie. Alex miał dość czasu by przywołać broń, ale nadal był jeszcze lekko ogłuszony. Próbując uciec potknął się o własne nogi. 
- Dotąd to uciekasz, synu Gwiazdy? - pytała obcym mu głosem, klękając obok, podczas gdy on odwracał się na plecy, jednocześnie lekko unosząc na łokciach, by przynajmniej nie leżeć zupełnie płasko. 
Płonąca ręka złapała go za podbródek, a po jego szyi zaczęły ślizgać się zimne płomienie. Nawet na sekundę nie mogąc oderwać spojrzenia od złotego blasku w tęczówkach płomiennowłosej, kiedy już raz w nie zerknął. Kryła się w nich jakaś niepokojąca żądz. Czuł się jakby patrzył w samo jądro szalejącego żywiołu, który przenika jego istotę i widzi wszystko. Z pewnością również paraliżujący go strach satysfakcjonujący ucieleśnienie ognia.  
Płonąca istota przybliżyła się do niego, jednocześnie go przyciągając. Odgarnęła mu włosy z twarzy i dotknęła lodowatą ręką jego policzka powodując dreszcze.
Alex próbował się wyrwać, odepchnąć, ale niewiele to dało. Twarze przybliżały się, aż niespodziewanie zetknęły się ich usta. Trudno to jednak nazwać pocałunkiem. Chłopak tracił oddech, czemu towarzyszył ból i ucisk w klatce piersiowej i ukłucie zimna, choć jednocześnie zadawało się ze wypełnia go ogień. Serce mu przyśpieszyło i ogarnęła go panika. Z czasem z powodu niedotlenienia zaczęła ogarniać o ciemność i przekonany, że to jego koniec, zamknął oczy. Ostatnią rzeczą jaką słyszał, lub wydawało mu się, że słyszy to słowo „Akane” dobiegające gdzieś z daleka jak z głębokiej studni, ale cokolwiek znaczyło przyszło za późno...




_____________________________________________________

Skargi i wytknięte niedociągnięcia, proszę kierować na piśmie. 
Poważnie, wydaje mi się że ten rozdział nie wyszedł do końca tak jak bym chciała. Trochę jak naszkicowany, czarno biały ogień. 


Rozdział 8: Ostatnia przepowiednia

„Jasnowidz zawsze potwornie cierpi, bo nie rozumie większości wizji. Niczego nie rozumie. Nie umie zmienić biegu wypadków, zanim nie staną się przeszłością. A potem jest już za późno. Ból rodzi nowe cierpienie.”

- Jeszcze raz. Do czego wam jestem potrzebny? - dopytywał się Alex dwójki Wyroczni.
Sara powoli powtórzyła to co powiedziała Paulinie, kiedy Alex mieszał proszek z czymś tłustym by stworzyć coś co pomogłoby Paulinie na jej twarz.
- Klemmentha ma możliwość śledzenia podróżny każdej Wyroczni. To środki bezpieczeństwa podjęte po tym jak pewnego razu porwano Evalionę, którą wy znacie jako Ewa. Porwano wówczas ją oraz jej przyjaciółkę Utrisse.
- Saro, nie mieszaj mu. Nie ważne skąd to się wzięło.
- Przeszłość jest równie ważne co chwila obecna i to co dopiero nastąpi. Aby sprawić by Paulina stała się widzialna dla głowy klanu musi przestać być Wyrocznią. To taka formalność... do której jest potrzebny, najlepiej mężczyzna. A tak się składa że ty...
- To tylko tak wygląda – zażartował Alex, który już wyczuwał w co chcą go wmanewrować. - po prostu gdzieś mi się zapodziała spódnica i torebka.
- Po pierwsze nawet z makijażem i spódnicą, byłaby z ciebie szpetna kobieta, a po drugie czy nie lepiej zaczekać na Daniela? – wtrąciła się Paulina widząc niechęć znajomego. - Kiedy zauważy, że nie ma mnie w moim pokoju i zorientuje się w sytuacji to na pewno się domyśli, że jesteśmy tutaj – upierała się Paulina.
Alex również znał Daniela, ale nie spodziewał się go w tym miejscu, choć wiedział, że jego dobry znajomy z dzieciństwa, jest obecnie Strażnikiem. Daniel był uczniem Eberronda i dalszym kuzynem Pauliny, choć nie wiadomo, czy ktoś uświadomił Paulinę o tym drugim fakcie.
- On się spóźni – obwieściła Sara. - Bardzo spóźni. Umknie mu cała ceremonia i nawet więcej. Widziałam jednak ja cię dogania jeszcze nim dojdziesz.
Alex przyjrzał się obu paniom.
- Jakby to delikatnie powiedzieć... - zaczął zwracając się do Pauliny. - Nie zrozum mnie źle. Lubię cię, ale bardziej jak przyjaciółkę... Po dzieciństwie w klasztorze rude po prostu kojarzą się z moją niańką i nie są w moim typie. To była straszna baba. – Przeszedł go dreszcz. - Poza tym nie za zimno tutaj na takie „formalności”? Poza tym w takich warunkach nie da się pracować...
- Bogowie dajcie mi cierpliwości. - Paulina przejechała ręką po twarzy załamana całą sytuacją.
Cała trójka wiedziała jakie krążą ploty na temat Ceremonii Zerwania. Skoro wizje mogły mieć jednie dziewice logiczne wydawało się co zrobić należy, by je trzeciego oka pozbawić.
Dopiero kiedy Sara upomniała go, że nie mają za dużo czasu, Alex roześmiał się i przyznał że wie iż rzeczywistość mocno rożni się od plotek. Zgodził się i wyciągnął do Pauliny rękę, którą dziewczyna ujęła w swoją, posyłając mu jednocześnie wściekłe spojrzenie. Sara tymczasem zaczęła wypowiadać słowa, skierowanych do bogów.
Kobiety z klanu Wyroczni często umierały podczas narodzin obdarzonych bliźniaczek, lub bliźniaków gdzie tylko dziewczynka jest obdarzona. Ceremonia powstała by przed zrzuceniem celibatu zobowiązać dowolnego przedstawiciela płci brzydkiej, by zobowiązał się chronić dziecko które odziedziczy dar widzenia. Bynajmniej nie musiał być powodem dla którego Wyrocznia pozbywała się swego daru. Prędzej, czy później przypadała mu po postu rola swego rodzaju wujka, który miał za zadanie przetransportować następczynie obdarzonej z punktu, A do klasztoru, o ile brzemienna wcześniej się tam nie udała.
„Skoro nawet smok i demon nie dali rady zabić Pauliny to coś mi mówi, że nie będę miał wiele do roboty, a gdyby nawet nie to jakie problemy może sprawiać noworodek w podróży?” - motywował swą decyzję Alex.
Paulina myślała o swojej matce, która oddała swe trzecie oko dla ukochanego. Nastolatka miała właśnie znacznie bardziej praktyczny i pozbawiony romantyzmu powód.
Sara wysłuchawszy ich deklaracji dotknęła ich złączonych dłoń. Dopiero za trzecim razem jej się udało, bo na ślepo miała trudności z wyczuciem odległości. Gdy Alex myślał, że ceremonia już się skończyła źrenice Pauliny rozszerzyły się do granic, jak do granic, przez co jej oczy przypominały mu dwie czarne studnie. Jej spojrzenie błądziło przed siebie jakby widziała przez wszystko na wylot. Sara stała tuż za nią w razie, gdyby ta miała zemdleć. Wizje zawsze pojawiały się tylko we śnie, dlatego czarodzieja zaskoczył ten finał. Wszystko trwało jednak bardzo krótko i o zaskoczyło Sarę, Paulina ledwie się tylko zachwiała. Ceremonia dobiegła końca, a jednak jeszcze jakiś czas nikt się nie poruszył, nie wiedząc co dalej.
- A więc – przerwała ta niezręczna ciszę Paulina. - ykhym.. czas w drogę.
- Zobaczyłaś ją? - dopytywała się kapłanka.
W ostatniej wizji kobiety miały okazje zobaczyć swe córki, gdy jednak Paulina wzruszyła ramionami i pokiwała przecząco głową.
- Gratulacje – wtrącił się Alex i uznał za pewne, to o czym żadna nawet nie pomyślała. - To chłopczyk, lub dwóch, lub trzech...
- Nie planuje dzieci – warknęła, a Alex wybuchnął śmiechem.
- Nie wiem jak ty, ale ja jestem żywym efektem tego, że tego się czasem zaplanować nie da... Taka rada. Nie pozostawiaj dziecka samego sobie, bo nie wiesz jaki może z niego wyrosnąć wariat.
- Ty niczego nie rozumiesz... - szepnęła Paulina i przyjrzała się własnej zabandażowanej na całej długości lewej ręce.
Opatrunki ukrywały coś gorszego niż rana o czym chłopak nie mógł wiedzieć.


Sara odprowadziła ich na zewnątrz, dała Paulinie mieszek z pieniędzmi wyjaśniając, że jest to część finansów jej rodziców i uściskały się mocno. 
- Myślę że znasz swa drogę dużo lepiej niż ja – powiedziała na odchodnym Najwyższa Kapłanka. - Dążąc do celu nie zapomnij o tym co ważne i uważaj na siebie. 
Paulina podziękowała jej oraz Alexowi i wszystko wyglądało na to że cała trójka rozejdzie się w różne strony. Dziewczyna ruszyła przed siebie nie oglądając się za siebie. 
Podczas pożegnania Alex miał opory przed pozostawieniem niewidomej samej sobie w środku lasu, ale gdy ta zaczęła mówić coś o wierze i bożej ochronie, po prostu dal za wygraną. 
- Zapomniałabym – Sara wyciągnęła z torby notes w twardej skórzanej oprawie. - Powinieneś to mieć. Nie musisz tego czytać, ale powinieneś to trzymać przy sobie. Jesteś urodzony pod zodiakiem Wagi, więc uznajmy, że to prezent urodzinowy. 
- Co to jest? - Wziął przedmiot do ręki, ale nie dostrzegł na okładce żadnego tytułu, podobnie z drugiej strony. 
- Jeśli naprawdę będziesz chciał odpowiedzieć sobie na to pytanie, po prostu otwórz i przeczytaj. Domyślisz się. To niegroźne zapiski pewnej osoby... - Nie bez trudności, związanych z niewiedzą dokładnej odległości jaka ich dzieli, przytuliła się do niego na pożegnanie, co wprowadziło go w niemałe zdziwienie. 
„Czy zwykłe >pa< tym razem nie wystarczało? A może to taka tradycja kapłanek, że ściskają jubilata?” 
- Alex. Czeka cię długa i daleka podróż poza to co znasz, ale ja wierzę w ciebie, w was wszystkich równie mocno co w bogów, którzy nas prowadzą. Wasze pokolenie będzie burzą, która przetoczy się przez ten świat i zmieni go zupełnie. 
- Czyli powinienem się bać? Bo czuje emocjonalny dyskomfort na myśl, że ma od niego zależeć coś poważniejszego. 
- Pośpiesz się i dogoń Paulinę. - Odsunęła się i spojrzała tam gdzie spodziewała się jego twarzy. - Ona ciebie potrzebuje. 
Alex nie wiedział co powiedzieć na ten... rozkaz, to chyba odpowiednie słowo. Stał więc tak obserwując jak jego przyjaciółka z dzieciństwa znika pomiędzy pniami sosen. 
Meg dziobnęła go w ucho chcąc przekazać, by się ruszył w jakimkolwiek kierunku, byle tylko nie stał w miejscu, jak słup soli. Nie miało dla niego znaczenia czy będzie podróżował sam czy nie, więc ruszył w ślad za Pauliną, dogonił ją i jakiś czas szli obok siebie. Dziewczyna była tak zamyślona, że dopiero po kilku minutach go zauważyła. Alex wyjaśnił jej, że do klasztoru nie ma co wracać, bo Klammeth z pewnością już się domyślił kto stoi za zrujnowaniem mu dnia. Prędzej czy później musiał odkryć że cała historia, którą opowiadał Sarze jest zmyślona, smoki na pewno wspomną, że to czarodziej przekonał ich, że stanie na warcie godzi w ich honor, a dalej już z łatwością głowa klanu dopowie sobie resztę. 
W tym momencie Alex zdał sobie sprawę, że tego wszystkiego dokonał właściwie zupełnie bez użycia magii. Nie wykonał ani jednego uroku, nie licząc słabego uzdrowienia na twarzy Pauliny. Dumny z siebie zastanawiał się, czy Shadow też tak by potrafił w wieku dziewiętnastu lat.
Shadow, jego opiekun i swego rodzaju nauczycielem, choć w zasadzie jedyna rzeczą jakiej go uczył to kontrola. Za każdym razem twierdził, że chłopak nie jest gotowy na nic innego. Tak więc Alex zadowalał się podglądaniem lekcji, których udzielał on Violett, starszej o kilka lat pół-czarownicy. Dużo czytał i ambitnie dążył do tego, by przewyższyć swojego mistrza. Niestety Shadow umarł. Alex na dobrą sprawę nie zdążył nawet spytać się w jakich okolicznościowych. Obecnie rozpoczęcie tego temat wydało mu się nie na miejscu zważywszy na to że jego towarzyszka myślami była gzie indziej. Z drugiej strony nie miał pewności, czy dziewczyna cokolwiek wie. Podejrzewał, że to Żmije, czarni magowie na usługach Meridiany, lub pierwszy element we własnej osobie. 
- Słyszysz to ? - Paulina rozglądała się nerwowo dookoła. 
Usłyszeli tupanie, hałasy, ktoś pędził przez las i nie był to Daniel z którym mieli się spotkać. Kamyki na drodze drgały lekko, a ona widząc to zaczęła rozglądać się za jakąś kryjówką. Wokół nich rosły sosny, które nie stanowiły dobrego schronienia. Większość z nich była młoda i cienka, niewysoka. Musieli cofnąć się biegiem spory kawałek, by trafić na porośniętą mchem skałę, na tyle dużą i umiejscowioną na dogodną od ścieżki odległość, by się za nią schować. 
To najemnicy? 
- Tak. Założę się, że dokładnie ci sami. Musieli już się dowiedzieć, że zniknęłam z klasztoru i teraz będą krążyć wokół góry. 
- Tak jak podejrzewała, przed nimi przejechała grupa ludzi na olbrzymich bestiach, z których wilk był jednym z normalniej wyglądających. Alex nadal nie rozumiała dlaczego taka zgraja nie zostawia za sobą śladów. Przecież nie byli duchami. Może to on nieumiejętnie badał ślady? 
- Doprowadziłeś Sarę do wejścia tunelu? - spytała szeptem, kiedy upewniła się, że ich minęli. 
- Chciałem, ale... 
- Jakie „ale” ?! Jak mogłeś ją tak o prostu porzucić w nocy, w środku lasu? 
Tłumaczył jej, że Sara choć niewidoma, potrafi się poruszać równie sprawnie co on, a w nocy nawet lepiej niż on. Poza tym wejście do tunelu nie jest tak daleko. Ona tymczasem upierała się, że najemnicy mogą skrzywdzić Sarę, by wydobyć z niej informację o tym gdzie jestem. Nie dbają o świętości. Gdyby ktoś ich pytał nie przyznają się, że widzieli jakąś inną Wyrocznie jeśli nikt im za to nie zapłaci. Chciała się wrócić, ale Alex nadal ją trzymał, a on był przekonany, że Sara nie da się złapać, chyba że miałaby w tym swój cel, plan. Paulina zmierzyła go gniewnym spojrzeniem i wyrwała się z jego uścisku. 
- Chcesz ją zostawić?! 
Alex nie wiedział co odpowiedzieć na tak postawione pytanie. To brzmiało jakby twierdząca odpowiedź skazywała jego dobrą znajomą na pewną śmierć, a nie o to chodziło. 
- Twierdzę, że ona wie co robi. Chce dać nam czas - tłumaczył. 
Paulina tylko pokiwała głową z niedowierzania. 
- A ja się łudziłam, że przez brak czarnej krwi staniesz się ludzki. 
To powiedziawszy odwróciła się do niego plecami i pognała przez las, Alex patrząc za nią, nie musiał posiadać daru widzenia, by wiedzieć że źle się to skończy. Z drugiej strony również miał złe przeczucia. To pożegnanie jakie zafundowała mu Sara było co najmniej niepokojące. Stał jakiś czas bijąc się z myślami ostatecznie jednak również się wrócił, mając nadzieje, że Paulina ma jakiś dobry plan.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 1 - poprawiony

Po ostatnich wydarzeniach postanowiła poprawić rozdział 1 (to znaczy poprawiony on był dawno tylko go nie umieściłam na blogu by nie mieszać, ale w sumie...). W wersji ostatecznej  poprzedza go Prolog, ale tego wam oszczędzę i tak jest co czytać. 
Ten obszerny fragment dedykuje Anonimowi (obyś kiedyś zrozumiał na czym polega istota blogowania i tak wiem, nigdy nie osiągnę perfekcji, ale jakoś trzeba zabić czas nim śmierć zajrzy w oczodół ;-)) oraz, przede wszystkim Wilczycy, dzięki której zachował się jeden fragment z pierwotnej wersji, choć w nieco zmienionej formie.
_____________________________________________________

Rozdział 1


„To już ten przystanek” - pomyślała Paulina wyglądając przez okno autobusu.
Gdy pojazd się zatrzymał wstrzymała się z pisaniem SMSów. Wyszła z autobusu i stanęła obok znaku drogowego, do którego przypięto rozkład jazdy. Obok natknęła się na wspomnienie niegdyś tam stojącej ławki.
Kto by pomyślał, że przyjdzie jej szweda się po takim miejscu, a wszystko przez to, że na lekcji dostali zadanie w grupach. Ponieważ to nauczyciel układał skład grup na zasadzie losowania Paulina pracować miała z dwójką najmniej lubianych osób w klasie. Cel pracy polegał na zrobieniu prezentacji na temat:„Historia twojej okolicy”. Materiały do niej zamierzali znaleźć właśnie tu.
W domu jedynie zjadła obiad i zamieniła mundurek na pomarańczową koszulkę z krótkim rękawkiem i czarną bluzkę.
Zbliżało się lato, toteż słońce pięknie grzało, choć powietrze nadal niosło ze sobą ostatnie echa zimowego mrozu. Śnieg stopniał jeszcze nie tak dawno pozostawiając po sobie kałuże, które zmuszona była przeskakiwać.
Z przystanka nie od razu trafiła na odpowiednią ścieżkę. Droga prowadząca do jej celu zupełnie zarosła przez wysoką trawę, tak że przejście właściwie nie istniało. Z drugiej strony ruiny, do których zmierzała, graniczyły tylko z jeziorem. Żeby je przebyć, trzeba byłoby umieć latać, lub mieć łódkę. Dalej leżała tylko miejscowość w której mieszkał Paweł, chłopak z którym miała robić projekt. Tatiana, ostatnia z trzy osobowej grupy powinna dojechać drugim autobusem.
Po przedarciu się przez metrowe trawy, Paulina znalazła się w iglastym lesie. Znajdowały się w nim głównie sosny, gdzieniegdzie świerki rosnące w dużych o siebie odległościach, śladowe ilości innych dzikich roślin, niewielkie grupki krzaków.
Niegdyś duży porządny las, obecnie przerzedzony przez ludzi potrzebujących drewna, lub miejsca na działki, niemal wycięty w pień. Niemal ponieważ przez pewne incydenty nikt nie chciał kupić tych terenów, bo zawsze coś szło nie tak i rzec by można, że jest nawiedzony, lub ciąży na nich klątwa. Nikt oczywiście nie wierzył w duchy. Tłumaczono sobie zawsze iż budowa czegokolwiek w tym miejscu jest po prostu nieopłacalne. Paulina uważała, że nie było żadnego paranormalnego zjawiska, las nie broni się sam, po prostu jakiś inny człowiek robi reszcie na złość.
W końcu trafiła na miejsce spotkania, gdzieś nieopodal trafiła na duży kamień wprost stworzony, by na nim usiąść. Czekając planowała zabrać się za wysyłanie SMSów kumpeli, lecz okazało się, że nie ma zasięgu. Przyjrzała się ponownie ostatniej otrzymanej wiadomości.
"Sen o schodzeniu po schodach to symbol niepowodzeń w sprawach finansowych oraz w miłości, natomiast śmierci członka rodziny to zapowiedz okresu pełnego problemów i stresu"
Po przeczytaniu tych niedorzeczności dziewczyna pożałowała, że w ogóle komukolwiek opowiadała swój sen. Wolała nawet nie myśleć co by się stało gdyby ten sen się spełnił dosłownie, jednak taka interpretacja na podstawie sennika uważała za niedorzeczność. Przecież ona nie miała żadnych „spraw finansowych”. Jak czegoś potrzebowała rodzice jej to kupowali, no i żadnych stresów i problemów również nie miała. Nie licząc jednego...
Dziś po powrocie ze szkoły zamiast rodziców zastała swą ciotkę, która wyjaśniła jej iż jej rodzice wyjechali, bez pożegnania. Coś takiego spotkało ją pierwszy raz. Rodzice raz na jakiś czas i owszem wyjeżdżali w, jak twierdzili, ważnych sprawach bez niej, ale nigdy tak nagle. Najgorsze było jednak to iż tego dnia właśnie to jej się śniło. Między innymi właśnie to miejsce wybrała do swojego projektu i nikt nie był w stanie jej tego wyperswadować, choć wmawiała sobie, że jej sen nie ma z tym nic wspólnego, że to po prostu idealne miejsce. Problemów finansowych z ciotką mieć również nie będzie. 
Na niebie nie zauważyła nawet najmniejszej chmury i nie czuła wiatru, dlatego zdziwiło ją szybko przemieszczający się obiekt przysłonił na moment słońce. Potem cień przysłonił ziemie nad nią i zdawał się lądować. Wszystko to zdarzyło się tak szybko, że Paulina nie zdążyła mu się przyjrzeć. Wiedziała tylko, że jest to nieco większe od człowieka, ma skrzydła i wylądowało gdzieś w miejscu gdzie ogrodzenie skręca. Pobiegła tam i gdy znajdowała się już prawie na miejscu zerwał się wiatr, unosząc tym samym kłęby dymu. Piasek wpadł jej do oka przez co nic nie widziała.
Gdy już się uporała z pyłkiem w oku, okazało się że nikogo nie ma. Pełna frustracji, wróciła na miejsce spotkania, a tam już czekał na nią Paweł. Nie codziennie się zdarza żeby Paweł Chaber przyszedł na miejsce spotkania jako pierwszy i się nie spóźnił. Z drugiej strony, on miał najbliżej.
Chłopiec był od niej niższy, do tego szczupły i jak na swój wiek wysportowany. Miał ciemno niebieskie oczy i ciemno brązowe, krótko przycięte włosy. Ubrany był na błękitno jak typowy nastolatek w dżinsy i bluzę z kapturem w kieszeniach której schował dłonie. Trzeba dodać, że Paulina go nie znosiła go.
„Co za pech.” - pomyślała - Przez cały tydzień chorował. Miałam nadzieje, że już go nie spotkam, ale nie. On musiał przyjść do szkoły, akurat jak nauczyciel dzielił na grupy za pomocą metody losowej zamiast spytać kto chce być z kim.”
- Cześć. Coś się stało? - spytał.
- Nie.
Nie zamierzała mu mówić o tym dziwnym, obiekcie latającym, który ma cień, ale nie widać go na tle nieba.
„To był pewnie tylko wiatr, ptak, albo coś takiego – tłumaczyła sobie. - Duchy nie istnieją.
Oczekiwania na ostatniego członka drużyny przebiegły w ciszy. Gdyby zaczęli bez niej ta na pewno by się zgubiła, a tego nie chcieli. Tatiana była jedyną osobą, która jeszcze nigdy tu nie była. Paweł oparty o ścianę rozmyślał o czymś podczas gdy Paulina klikała w komórce. Z lekkim zaniepokojeniem stwierdziła, że nadal nigdzie nie ma zasięgu, a jej bateria słabnie w zastraszającym tempie. Gdy wyłączyła swojego Samsunga usłyszała szelest w krzakach za sobą i podekscytowany głosik. Ich drużyna była już w komplecie.
Tatiana, fanka science – fiction o niebieskich oczach, w których czaiła się dziecinna fascynacja wszystkim co kojarzyć się może z fizyką i kosmosem oraz równie infantylną naiwnością. Włosy krótkie odsłaniające szyje, zakrywające czoło prostą grzywką. Pomiędzy ciemnymi kosmykami igrały szare pasemka. 
- Nie możemy tam wejść – orzekł Paweł kiedy jako pierwszy z całej trójki doszedł do ogrodzenia obok którego wisiała tabliczka „Wstęp wzbroniony”. Co ciekawe nie napisano z jakiego powodu.
-Dlaczego?- spytała Paulina ignorując tabliczkę. - Chyba nie jest pod napięciem?
-Ponieważ...- zmieszał się – Cały teren jest zagrodzony. Mówiłem, że to zły pomysł, ale nie słuchałyście.
- To jedyny sposób na to, by zaliczyć to zadanie. Poza tym tam jest furtka.
- Furtka jest zamknięta na kłódkę, a nie ma mowy o tym, by zdobyć klucz.
-Odsuń się – rozkazał i wyminąwszy go, podeszła do ogrodzenia i furtki.
-To co robimy? - głos za jej plecami sugerował, że Paweł zagląda jej przez ramię, a ona tymczasem kontemplowała stara kłódkę. Nie wyglądała na specjalnie skomplikowaną. 
„Jest jeszcze nadzieja.”
Rozpuściła włosy wyciągając wsuwkę, bez której grzywka zachodziła jej na oczy.
-Co robisz?- spytał ponownie, gdy zaczęła dłubać wsuwką w dużym, zardzewiałym otworze.
-Włamuje się - odparła obojętnym głosem.
-Robiłaś to już kiedyś? – wyraźnie nie wierzył w jej możliwości.
-Kilka razy. - odparła tym samym tonem bez emocji, całkowicie skupiona na obranym działaniu. - trzeba skądś brać odpowiedzi do sprawdzianów.
Chłopak zbaraniał, ale po chwili zaskoczenie ustąpiło miejsca oburzeniu.
-To przecież przestępstwo. - Na ta uwagę dziewczyna tylko wywróciła oczami.
"Na żartach się nie zna. Nie wierze, że dał się nabrać."
Prawda była taka, że  osoba z którą Paulina dzieliła szafkę, często zapominała klucza, więc musiała znaleźć jakiś inny sposób na jej otwieranie.
Wreszcie zamek dał za wygraną, co każde z dzieci przywitało inaczej. Paulina z radością i ulgą, oraz dumą z samej siebie, Paweł z rozczarowaniem, zmartwieniem i niechęcią do dalszej wędrówki, a Tatiana z podziwem i podekscytowaniem.
-Łamiemy prawo – pisnęła ta ostania.
-A co jak ja powiem, że nie chce tam wchodzić?
-Nikt ci nie broni wracać do domu, jak się boisz. Pójdziemy bez ciebie.

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 7: Głos z przeszłości

Być może strzeliłam sobie właśnie samobója, ale postanowiłam wprowadzić kalendarz. Bliżej omówię go w dalszych rozdziałach. Co jest czymś nieco głupim, bo daty to coś z czymś mam nie lada trudności. Zawsze kiedy ktoś pyta ile mam lat muszę się dwa razy zastanowić. Podobnie kiedy chodzi o wiek brata... Ma chyba siedemnaście. Może łatwiej zapamiętam jak skojarzę, że jest w wieku moich postaci ? Paweł i Paulina to rocznik „96”.

Dla amatorów wzruszeń trochę dłuższy rozdzialik, który mam nadzieje wzbudzi gamę emocji.
__________________________________________________


Rozdział 7: Głos z przeszłości

„Wolnoć to wielkie brzemię, niezwykłe i trudne do zrozumienia dla ducha. Nie jest łatwa. Nie jest darem, lecz dokonanym wyborem. I ten wybór nie jest wcale prosty. Droga wiedzie w górę, do światła, lecz zmęczony podróżnik może nigdy nie dostrzec jej końca.”


- Wujek? - spytała sennym głosem dziewczyna, siadając i ocierając zaspane oczy. - Ty nie wyglądasz jak wujek Klam – przyjrzała się mu oskarżającym wzrokiem, jakby to była jego wina, że nie jest tym, kogo ona się spodziewa.
Alexa bardziej niż jej spojrzenie, szarych jak podejrzewał oczu, martwił głos za dziecinny jak na osobę, która wyglądała na... no ponad szesnaście lat. Co prawda nie szło o głos jako-taki, ale o sposób wypowiedzi i ruchy, zachowanie. Sytuacja zrobiła się zupełnie komiczna.
Kiedy próbował wyciągnąć z niej jakieś informacji, odpowiadała, że wujek nie pozwala jej rozmawiać z obcymi, przez co parokrotnie musiał tłumaczyć, że on wcale nie jest obcy.
- Twoja kuzyna mnie tutaj wysłała, bo podobno źle się czujesz...
Po pośpiesznym badaniu źrenic i odruchów Alex stwierdził to co mógł się już domyśleć – ktoś zrobił jej pranie mózgu, ale bynajmniej nie za pomocą magii. Raz, że wymagałoby to skasowania wszystkich wspomnień do momentu narodzin, a coś takiego jest niemożliwe i bezsensowne. Poza tym magia oddziałująca na umysł nie pozostawia zewnętrznych śladów, które dałyby się zauważyć z zewnątrz jak na przykład poszerzone źrenice. Podczas całego zabiegu dziewczyna z infantylną prostotą opowiadała, że boli ją i swędzi twarz, że wujek zabronił jej się po niej drapać i kazał spać i zakazał wychodził.
- Muszę być grzeczna, bo się zdenerwuje...
- Oczywiście, a tego nie chcemy... - Kiwał głową cierpliwie słuchając. - A śniło ci się coś ciekawego jak spałaś? Jakieś kucyki? Jednorożce?
Zastanawiał się, czy nakazał jej również jak najmniej myśleć i jak najwięcej mówić. Wszystko to wskazywałby, by na wysokie stężenie eliksiru kontroli. Działa podobnie jak alkohol z tym, że nie powoduje mdłości i wybuchów śmiechu, tylko nieprzyjemną pustkę w głowie i otępienie, utrudnione myślenie, a przy tym pełna zależność od osób trzecich. Zazwyczaj podawany bywa zombi... to znaczy nie prawdziwym żywym trupom tylko ludziom, którzy zostają otruci narkotykiem, który wprowadza w stan pozornej śmierci. Po odkopaniu człowiek, nie zależni magiczny czy nie, mógł wybudzić z pozornej śmierci. Tu kończył się etap pierwszy, który w przypadku dziewczyny pominięto. Dopiero później w grę wchodził eliksir kontroli, którego nazwa mówi sama za siebie i który należy podawać ofierze regularnie, by nie doszła do siebie. Z tego ostatniego powodu, Alex szybko domyślił się kto i po co właśnie wspina się na wieżę po schodach.
- Zagramy w taką grę, zgoda? Zrobimy twojemu wujkowi małą niespodziankę.
- Nie jestem pewna, czy wujek Klem, lubi niespodzianki... - mówiła nieprzekonana dziewczyna.
- Zobaczysz, że będzie zabawnie. Tylko bądź cichutko i nic nie mów, zgoda? Najlepiej udaj że śpisz.
Trzy minuty później Klemmenth znajdując się w wieży, odłożył na mały stolik filiżankę z herbatą. Ledwie zdążył zauważyć stłuczony dzban i siedzącą obok wronę, a chwilę później leżał ogłuszony na podłodze, a dziewczyna zerwała się na równe nogi krzycząc, choć „piszcząc” bardziej może opisywało wydobywający się z jej gardła dźwięk.
- Ci... -upomniał ją Alex. - Wujek był zmęczony i zasną. To mu dobrze zrobi, wiesz, ma stresującą pracę. Zabawa się jeszcze nie skończyła. - Wyminął ją i zerwał z łóżka prześcieradło, by użyć go jako sznura, do skrepowanie mężczyzny. Skończywszy podszedł do dziewczyny i zabrał się za rozwijanie bandaży. Ku swemu zdziwieniu, odkrył masę głębokich, cienkich nacierać biegnących przez całe czoło, policzki i szczękę. Za tymi ranami, kryła się ta sama twarz, którą widział w jarzę. Sprawdziły się również jego podejrzenia.
-Paulina? Co ty tu robisz.
Dziewczyna słysząc to spojrzała na niego z ukosa. Powtórzyła słowo „Paulina” i najwyraźniej z czymś to jej się skojarzyło.
-Paulina nie żyje – powiedziała wreszcie po czym złapała się za głowę. - Niebieski ogień. Wszyscy muszą w niego wierzyć. On mnie zabił...
Wyglądało na to, że coś zaczyna jej świtać, ale mimo wszystko zachowywała się jakby miała bredziła po środkach odurzających, co nawet miało sens, gdyż eliksir kontroli stanowił swego rodzaju narkotyk. Chłopak uspokajał ją i tłumaczył jej to czego sam do końca nie rozumiał, a potem tknięty przeczuciem sięgnął do plecaka i wyjął naszyjnik z błękitnego bursztynu oprawiony w srebro. Wyglądał jak ćwiartka większej całości.
- Pamiętasz to? - Machał przedmiotem niczym wahadełkiem hipnotyzera.
Najraźniej eliksir przestawał działać, co w połączeniu z widokiem naszyjnika zaczęło dawać efekty. W każdym razie przestała bredzić, a spojrzenie zaczęło zdradzać przytomność umysłu. Przypominała sobie, choć opornie.
- Kiedyś przeprowadziłem cię z Lunanor do Dworu Feniksa, gdzie przez pewien czas mieszkaliśmy obok siebie – podpowiadał. - Byłaś inicjatorką pewnej wycieczki do podziemi Świątyni Powietrza. Gdyby nie twoja pomoc utopiłbym się tam. Wyciągałem cię z pożaru domu. Zdjęłaś za mnie klątwę i sprawiłaś, że mam normalna krew.
- Alex! - powiedziała, dumna z tego, że tak wiele sobie przypomniała, po czym nagle się skrzywiła i dotknęła strupów na twarzy. - Ała.
W tym momencie ponownie usłyszał kroki na schodach, a następnie wołanie. To była Sara.

Niewidoma zaprowadziła Alexa do kryjówki w podziemiach klasztoru. Niewielu wiedziało o ich istnieniu, jeszcze mniej dopuszczono do tajemnicy tego gdzie jest do nich wejście, a osoby które znały ten istny labirynt dało się policzyć na palcach jednej ręki, jednak o dokładnej lokalizacji nory, w której się znajdowali nie wiedział właściwie nikt, gdyż powstała bardzo niedawno. Po tym jak Widząca zirytowała Alexa mową o tym jak to od razu wiedziała, że mu się powiedzie, zabrali się za odpowiadanie na pytania Pauliny na temat jej przeszłości. Robili to w zasadzie dla zabicia czasu. Kiedy eliksir przestał działać wszystko do niej wróciło samo, a wówczas to Alex mógł pytać.
- Kto ci to zrobił? - Miał na myśli rany na jej twarzy, które uleczył na tyle na ile mógł. W efekcie dał rade jedynie
- Jeden z najemników. Właściciel salamandry. Nie spodobało mu się to co zrobiłam jego wierzchowcowi. Kazał przeprosić, a nie zamierzała i powiedziałam mu co myślę jego gadzie.
Klemmenth uwierzył w bajkę najemników o tym, że Paulina z własnej głupoty się poturbowała, wpadając w ostre krzaki. Dziewczyna z góry uznała, że nikt nie uwierzy w jej wersję. Nikt prócz Sary, która znała wydarzania zanim będą miały miejsce jednocześnie mając „związane ręce”.
Alex obiecał, że wynajdzie zaraz coś czym mogłaby uleczyć te nie najlepiej wyglądające skaleczenia, gdyż magią dał radę zasklepić jedynie skórę właściwa. Naskórek przedstawiał coś znacznie bardziej skomplikowanego. Wszystkie dostępne składniki miał w torbie: zioła sproszkowane na drobne i coś w czym zawarte w nich składniki lecznicze mogłyby się rozpuścić, a co jednocześnie je połączy.
Po prawdzie sam nie rozumiał dlaczego działał tak szybko Nikt mu w sumie nie kazał niczego robić, a przez jego zaniedbanie Paulina, by raczej nie umarła... no chyba, że wdałoby się zakażenie.
„Siła przyzwyczajenia” - tłumaczył sobie przypominając, że pół roku spędził wraz z Akuszerką z Colorist lecząc ludzi, na tyle zdeterminowanych, by prosić o pomoc podejrzaną o magię kobietę.
podczas gdy Alex formułował w głowie pytania, które zada Paulinie, kiedy ta  będzie już na to gotowa, Sara zaczęła omawiać ze swa kuzynka swój plan.


Życie ostatnio nie rozpieszczało Pawła. Przez żałobę po starszym bracie z trudem zdał gimnazjum. Najdłużej zajęło mu wydostanie się z pierwszej klasy, ale trzecia również nie dała się, tak gładko zaliczyć, choć nauczyciele naprawdę starali się, go „wypchnąć” na wszelkie możliwe sposoby. Nie obyło się bez paru rodzinnych awantur. Wytchnienie dawało mu jedynie, wykonywanie smoczych obowiązków, które zwalniały go za szkoły. Już nawet nie udawał przed nauczycielami, że choruje. Otwarcie „wagarował”. Po siedemnastych urodzinach, które obchodził w grudniu, ogłosił, że nie wybiera się do szkoły średniej. Jakiś czas potem zdał sobie sprawę z tego, że niedługo minąć mają przepowiedziane trzy lata, po których demon obiecał powrócić w razie swej przegranej. Może „przypomniał” nie jet tu właściwym słowem. Świadomość tego zaczęła dręczyć go we śnie i na jawie.
Zaniepokojeni rodzice i opiekunowie wysłali go do pedagogów, terapeutów, psychologów i psychiatrów. Oczywiście takich, którzy wiedzieli, że jest on smokiem, w przeciwnym razie zostałby uznany za wariata wcześniej niż to konieczne. 
Wszyscy stwierdzali paranoję, obłęd, schizofrenię, Twierdzili że ma przewidzenia i pytali, czy słyszy głosy. Zwykle nie musiał odpowiadać twierdząco. Potwierdzeniem był fakt, że rozmawiał sam ze sobą, widział coś, czy może kogoś, kogo nie ma i po sprawdzeniu okazało się, że nie jest to bynajmniej duch, a w każdym razie nie nieumarły, upiór czy zjawa, którą byłoby w stanie wykryć medium, w postaci kapłanki Boga Powietrza.
- Wcale nie zwariowałem – tłumaczył jednemu ze specjalistów.
- Oczywiście, że nie - uspokajał go psycholog udając, jak każdy przedstawiciel tego zawodu, że rozumie pacjenta. - Masz po prostu problem do którego nie chcesz się przyznać i przez to nie dajesz sobie pomóc. Zrozum, że Pierścienie już zostały zniszczone, co zawdzięczamy właśnie tobie. Świątynia Ciemności zniknęła pod ziemią.
- One wrócą... Może już wróciły. Nie możemy stać bezczynnie i czekać.
- Aoigsnisie – użył smoczego imienia Pawła i zaczął upewniać go o tym, że wszyscy są bezpieczni, a Strażnicy pilnują, by tak pozostało. - Wszyscy jesteśmy ci wdzięczni, za to czego dokonałeś w tak młodym wieku. Uratowałeś świat, niosłeś na sobie wielką odpowiedzialność, na którą nie zostałeś przygotowany. Teraz świat jest bezpieczny, a ty najwyraźniej albo nie jesteś w stanie przyjąć tego do siebie, albo...
- Albo co?
Zaczął wypytywać o rodzinę Pawła, o kontakty z matką, ojcem, o rodzeństwo. Pytał również o szkołę.
- Twój brat Kacper zaczął niedawno szkolenie na Strażnika prawda? Rodzice muszą to bardzo przeżywać. Ostatni syn powoli wylatuje z gniazda...
Paweł nie był głupi. Domyślał się do czego to prowadzi. Doktor sugerował, że to zazdrość i chęć zwrócenia na siebie uwagi rodziców i kto wie może ogólnie otoczenia pchnęła go do tego, by przypominać wszystkim o Pierścieniach. Mógłby dzięki temu znów poczuć się ważny i wyjątkowy czego mu w tej chwili brakowało.
Paweł tracił już cierpliwość. Wcześniej przynajmniej podejmował próby wymieniania racjonalnych dowodów na to, że demony nie zginęły. Amber, jego przyjaciółka pół-elfka, na przykład, nadal wyglądała jak wiewiórka, choć klątwa powinna stracić swą moc, a na ręce Pawła nadal widniał symbol przysięgi złożonej Trzeciemu Elementowi.
Tu należałoby przypomnieć, że choć demon pierwotnie istniał jeden, to dla bezpieczeństwa podzielono go na pięć elementów. Każdy element miał jakąś specjalność. Pierwszy – wodę, drugi – powietrze, trzeci -ogień, czwarty – ziemię, piąty - niewidzialność. Wszystkie pierwotnie zostały zamknięte w pierścieniach, część z nich jednak zniszczono, co jak się okazało spowodowało iż demony przeniosły się na ludzi. Głównie niemagicznych, ale bywały wyjątki.
Nosicielką Pierwszego Elementu, a w każdym razie ostatnią, miała na imię Meridiana. Siły ciemności obrały ją za cel, prawdopodobnie dlatego iż dawało im to dostęp do króla Imperium. Paweł nie zdziwiłby się gdyby znajdował on się nadal pod wpływem Pierścienia, choć według jego teorii prawdopodobnie oddziaływanie to zmieniło swoja postać. Oczywiście wszyscy uznawali to za paranoje, ale on wiedział swoje.
„Nie zwariowałem” - mówił sobie, jednak jeszcze przed wyjściem z gabinetu znów ją zobaczył. Stała pod oknem i przyglądała się mu błyszczącymi na złoto oczami.
- My nigdy nie łamiemy umów i nie kłamiemy. Przegrasz przechodzimy bez walki, wygrasz masz trzy lata. Trzy to dobra liczba. - powiedziało złudzenie, które wyglądało podejrzanie rzeczywista.
Chłopak nie potrafił odwrócić od niej wzroku, a doktorowi to nie umknęło.
- Jaka mamy datę ? – Paweł silił się na normalny głos choć gardło miał ściśnięte.
- Dwudziesty trzeci dzień września, w Świecie Smoków wczoraj skończył się trzydziesty dzień Enta, czyli dziś pierwszy dzień Wagi.
- A kiedy miała miejsce bitwa pod Świątynią Ciemności ?
- Trzy lata temu i jeden tydzień. Dwudziestego drugiego Enta.
"Za dużo strąciłem już czasu."