_________________________________________________
Subtelne odgłosy nocy nie stanowił wszystkim innym przeszkody by spać. Rzeka znajdowała się w na tyle dużej odległości od ich obozu, że jej szum niemal do nich nie docierał. Czyste nocne niebo, nie zwiastowała w najbliższym czasie nawet drobnego deszczyku. Żadnych niepokojących stworzeń krążących koło nich, ani nawet tych niepozornych jak mysz, jaszczurka, czy pająk, które nieczęsto są dla straszniejsze niż stado wilków. Nawet Paweł zdawał się tym razem ciszej oddychać. Mimo że nawet ta cisza nie miała w sobie nic złowróżbnego, Paulina nie potrafiła zasnąć. Wszystko wskazywała na to, że na dobre przestawiła się na nocny tryb życia.
Nie była jedyna. Po zmierzchu, gdy Amber, Paweł i Psotka pogrążyli się w głębokim śnie, Alex niepostrzeżenie wymknął się na, jak się zdawało, nocną przechadzkę. Dziewczyna uznała, że to jego sprawa i nie zamierzała go śledzić, przynajmniej dopóki nie doszedł jej odgłosy. Właściwie nie miała pojęcia dlaczego przeszkadzały jej one, by pogrążyć się w przemyślenia lub marzenia na pograniczu snu i jawy. Hałasy nie były dużo głośniejsze od oddechu Pawła.
„Może to tylko moja wyobraźnia” - uznała, gdy po dłuższej chwili wsłuchiwania się nic już nie słyszała, ale te w pewnym momencie znów wróciły.
Ognisko które rozpalili niewiele przed zmierzchem, teraz już jedynie się żarzyło, przez co stopniowo robiło się coraz chłodniej. Pogrzebawszy w plecaku znalazła kilka ciuchów na taką okazję. Były za cienkie na jesienny dzień, więc stwierdziła, że idealnie się sprawdzą na chłodną letnią noc. Taka kołdra jednak wcale nie pomogła ani zasnąć, ani zaspokoić jej ciekawości.
„Skąd te metaliczne dźwięki?” - zastawiała się sennie.
W końcu nie wytrzymała. Wiedziała, że już nie zaśnie. Po krótkiej gimnastyce i rozciągnięciu się wstała i ruszyła w ślad za czarodziejem. Nie widziała jeszcze powodów, by budzić resztę.
„W razie gdyby wymagała tego sytuacją zawsze mogę krzyknąć, albo tu podbiec. To niedaleko”
Uderzenia stali o stal mieszały się z szumem niedalekiej rzeki, a Paulina coraz bardziej się niepokoiła.
„Przecież ustaliliśmy, że nie będziemy się rozdzielali.”
Martwiła się o Alexa. Jednocześnie wątpiła, by coś mu groziło.
Stanęła przed kępą roślinności, która skutecznie ograniczała jej widok. Wiedziała, że cokolwiek ją niepokoił jest niedaleko. Dopiero teraz poznała, że brzmi to jak odgłosy walki, ale musiała się upewnić nim zacznie niepokoić Amber i Pawła. W końcu nie miała wielu okazji, by usłyszeć te dźwięki i mogła się mylić.
Tym razem jednak jak najbardziej miała rację. Odgarnąwszy kilka gałęzi ujrzała dwie ścierające się ze sobą postacie. Obie tego samego wzrostu, postury. Niczym dwa cienie tej samej postaci wykonywali bliźniacze ruchy w tym nietypowym tańcu. Jeden atakował drugi blokował i na odwrót.
Zgrzyt żelaza z czasem wydał jej się mniej natarczywy, a sam potyczka nie groźna. Przynajmniej do czasu. Paulina odkryła tożsamościowy walczących i nie wierzyła własnym oczom. Kilka metrów przed nią nad brzegiem rzeki Alex walczył z...Alexem. Obaj byli identyczni i dziewczyna nie była w stanie stwierdzić, który jest prawdziwy...o ile w ogóle jakiś był.
„To musi mi się śnić...albo dwoi mi się w oczach.”
Zacisnęła powieki i kilkakrotnie uszczypnęła, ale zabiegi te nic nie zmieniły. Nadal siedziała w krzakach nad głową miała dwa księżyce, a dwójka identycznie wyglądających nastolatków młóciła powietrze próbując się nawzajem...co najmniej pociąć. Ta zabawa przestała jednak być zabawna gdy jeden ciął szyje drugiego. Ranny stał jak posąg. Jego głowa poturlała się po ziemi, a Paulina poczuła, że robi jej się słabo. Zemdlała.
- Nie wygłupiaj się Meg – zwrócił się ten prawdziwy Alex do swego daimoniona, który po omacku szukał głowy. - Kiedyś to było śmieszne, ale teraz walczymy na poważnie.
- Czy ja wyglądam na mistrza szermierki? - spytała głowa. - A tak właściwie, czy to nie Paulina tam leży? - bezgłowe ciało wskazało w stronę krzaków.
Alex podszedł do nieprzytomnej podczas, gdy jego sobowtór rozpadał się. Po chwili w miejscu bezgłowej postaci stał kruk, który wzleciał w powietrze. Czarodziejowi udało się jakoś ocucić Paulinę.
- Dobrze się czujesz ?- spytał.
- Miałam koszmarny sen. - Potarła oczy.
Ognisko które rozpalili niewiele przed zmierzchem, teraz już jedynie się żarzyło, przez co stopniowo robiło się coraz chłodniej. Pogrzebawszy w plecaku znalazła kilka ciuchów na taką okazję. Były za cienkie na jesienny dzień, więc stwierdziła, że idealnie się sprawdzą na chłodną letnią noc. Taka kołdra jednak wcale nie pomogła ani zasnąć, ani zaspokoić jej ciekawości.
„Skąd te metaliczne dźwięki?” - zastawiała się sennie.
W końcu nie wytrzymała. Wiedziała, że już nie zaśnie. Po krótkiej gimnastyce i rozciągnięciu się wstała i ruszyła w ślad za czarodziejem. Nie widziała jeszcze powodów, by budzić resztę.
„W razie gdyby wymagała tego sytuacją zawsze mogę krzyknąć, albo tu podbiec. To niedaleko”
Uderzenia stali o stal mieszały się z szumem niedalekiej rzeki, a Paulina coraz bardziej się niepokoiła.
„Przecież ustaliliśmy, że nie będziemy się rozdzielali.”
Martwiła się o Alexa. Jednocześnie wątpiła, by coś mu groziło.
Stanęła przed kępą roślinności, która skutecznie ograniczała jej widok. Wiedziała, że cokolwiek ją niepokoił jest niedaleko. Dopiero teraz poznała, że brzmi to jak odgłosy walki, ale musiała się upewnić nim zacznie niepokoić Amber i Pawła. W końcu nie miała wielu okazji, by usłyszeć te dźwięki i mogła się mylić.
Tym razem jednak jak najbardziej miała rację. Odgarnąwszy kilka gałęzi ujrzała dwie ścierające się ze sobą postacie. Obie tego samego wzrostu, postury. Niczym dwa cienie tej samej postaci wykonywali bliźniacze ruchy w tym nietypowym tańcu. Jeden atakował drugi blokował i na odwrót.
Zgrzyt żelaza z czasem wydał jej się mniej natarczywy, a sam potyczka nie groźna. Przynajmniej do czasu. Paulina odkryła tożsamościowy walczących i nie wierzyła własnym oczom. Kilka metrów przed nią nad brzegiem rzeki Alex walczył z...Alexem. Obaj byli identyczni i dziewczyna nie była w stanie stwierdzić, który jest prawdziwy...o ile w ogóle jakiś był.
„To musi mi się śnić...albo dwoi mi się w oczach.”
Zacisnęła powieki i kilkakrotnie uszczypnęła, ale zabiegi te nic nie zmieniły. Nadal siedziała w krzakach nad głową miała dwa księżyce, a dwójka identycznie wyglądających nastolatków młóciła powietrze próbując się nawzajem...co najmniej pociąć. Ta zabawa przestała jednak być zabawna gdy jeden ciął szyje drugiego. Ranny stał jak posąg. Jego głowa poturlała się po ziemi, a Paulina poczuła, że robi jej się słabo. Zemdlała.
- Nie wygłupiaj się Meg – zwrócił się ten prawdziwy Alex do swego daimoniona, który po omacku szukał głowy. - Kiedyś to było śmieszne, ale teraz walczymy na poważnie.
- Czy ja wyglądam na mistrza szermierki? - spytała głowa. - A tak właściwie, czy to nie Paulina tam leży? - bezgłowe ciało wskazało w stronę krzaków.
Alex podszedł do nieprzytomnej podczas, gdy jego sobowtór rozpadał się. Po chwili w miejscu bezgłowej postaci stał kruk, który wzleciał w powietrze. Czarodziejowi udało się jakoś ocucić Paulinę.
- Dobrze się czujesz ?- spytał.
- Miałam koszmarny sen. - Potarła oczy.
- Znowu lunatykowałaś?
- Nie, ja... - urwała gdy się rozejrzała i ujrzała rzekę. - Wcale mi się to nie śniło. Naprawdę było ciebie...było was dwóch.
Alex westchnął.
- Czy ty ustaliłaś sobie jako punkt honoru odkryć wszystkie moje tajemnicę?
- Usłyszałam hałasy.
- A ja naiwny myślałem, że wszyscy śpią i rzeka mnie zagłuszy.
- Nie zmieniaj tematu. Co tu jest właściwie grane?
- Meg zaprezentuj, bo nam nie da spokoju. Taki trening i tak jest bez sensu.Meg była dużo bardziej bezczelna i irytująca niż jej towarzysz. Wydała z siebie coś jak westchnienie i niemal przewrócił oczami. Otoczyła się czarnymi piórami, które wirowały w powietrzu. W pewnym momencie ptak uniósł się na wysokość serca Alexa, a czerń wokół niego przybrała kształt istoty ludzkiej. Z czasem w miejsce twarzy pojawiło się coś na kształt skorupy o rysach Alexa. Reszta ciała również zmieniła kolor i przyjęła stan stały.
Paulina wpatrywała się w klona i stopniowo zaczynała rozumieć co widziała.
- To jest jej talent? Jako daimon potrafi się zmieniać w człowieka?
Sama nie wiedziała skąd wie o tym, że daimony maja jakieś talenty, ale to by miało sens.
- Tylko we mnie potrafi się zmienić. Bardzo przydatne jak chce się być w dwóch miejscach naraz, albo do trenowania. - Podał jej rękę i pomógł wstać.
Razem przeszli się kawałek wzdłuż rzeki.
- Nie rozumiem – przyznała, gdy już doszła do siebie. - Dlaczego będąc czarodziejem trenujesz walkę mieczem?
- Staram się nie używać magii jako broni – odpowiedział, choć była to tylko część prawdy.
Już Sora zauważył, że ludzie mają skłonność do używania narzędzi i broni. Gdy jest się w stanie powalić przeciwnika bez niczego to tak jakby samemu było się bronią, lub używało się sztuki magicznej tylko w celu krzywdzenia innych. Zresztą mana zawsze może się skończyć, a miecz nie.
Paulina zamiast drążyć temat, wzięła wdech i postanowiła zadać pytanie, o którym myślała od kiedy została załapana w iluzję.
- Nauczyłbyś mnie chronić się przed magią?
Upewniwszy się, że dziewczyna mówi poważnie Alex spytał ją jak ona to sobie wyobraża.
- Może mam paranoje, ale wydaje mi się, że puki co jestem łatwym celem, dla każdego kto zna podstawy czytania w myślach i tworzenia iluzji. Potrzebuje rady. Pomyślałam, że co jak co, ale ty się na tym znasz.
- Słusznie – stwierdził i zamyślił się. - Z tego co wiem dotąd uczyłaś się tego w praktyce z Amber?
Paulina opowiedziała mu czego na razie dowiedziała się od Amber oraz jak wyglądał ich trening. Alex nie przepadał za włamywaniem się do cudzych umysłów. Nie zależało mu przesadnie na poznawaniu cudzych myśli. Wolał najpierw wyjaśnić jej teorię, ale wątpił, by to ją interesowało. W końcu gdyby było inaczej to elfka zdziałała, by więcej niż dotychczas i jego pomoc stałaby się zbędna.
- Naprawdę cie to interesuje? Bo może się okazać, że w przyszłości wcale ci to nie będzie potrzebne.
- Jak kolejnym razem trafię na jakąś podejrzaną rzeźbę, chciałabym wiedzieć, dlaczego moi znajomi chcą mnie zabić. Jak zaczniesz nudzić dam ci znać.
Rozmawiali idąc wzdłuż brzegu rzeki zgodnie z jej nurtem. Znajdowali się wystarczająco daleko od wody, by się nie zmoczyć, a jednocześnie na tyle blisko, by wyraźnie słyszeć jej szum. Odgłos płynącej wody nie zagłuszały ich rozmowy. Po lewej mieli drzewa. Nie posiadały gigantycznych rozmiarów, ale jak na wierzby i brzozy miały wysoko sięgające gałęzie i nieco grubsze pnie.
„On naprawdę tym żyje” - stwierdziła Pauliną mając na myśli związek między Alexem, a magią.
Chłopak opowiadał czego się do wiedział, a czasem wspominał też przebieg swojej nauki. Oczami wyobraźni niemal widziała dziewięciolatka ślęczącego nad książkami albo ciągle pytającego „dlaczego?” „czemu tak a nie inaczej?” „jak to działa?” wszystkich napotkanych dorosłych. Wiedziała też, że Shadow musiało doprowadzać to do szału. Z własne doświadczenie mówiło jej, że nie znosi on dziec, a szczególnie tych ciekawskich, zadających pytania na które nie chce mu się odpowiadać.
Usiedli koło pewnego mostku, a był to ten sam przez który przeszli w drodze do Tharond. Tak jak się spodziewała tego Paulina Wyglądał bajkowo, jakby był ze złota nie drewna.
- Tak na poważnie. Co cię tak naglę zmotywowało, by poprosić mnie o radę. Jeszcze całkiem niedawno byłaś na mnie obrażona.
- Cóż w końcu jesteśmy jedna drużyną. Sporo razem przeszliśmy.
- Wcale nie tak sporo. Właściwie to tylko kilka kroków od ołtarza świątyni, po schodach do ściany, a potem od „kostnicy” do ostatniej komnaty, gdzie miał być Pierścień. Właściwie prawie wcale nie współpracowaliśmy.
- Ciekawe, że tak to widzisz...
- Mam rozumieć, że zyskałem twą sympatię i zaufanie prawie się topiąc, a potem wytykając ci, że się rządzisz i jak niewiele wiesz o smokach. Może powinienem to robić częściej?
- No...dobra wygrałeś. Niedawno, jeszcze przed ostatnim posiłkiem, ktoś... - „Dlaczego tak trudno mi to powiedzieć?”
Miała w sobie jakąś niezrozumiałą blokadę.
- Ktoś cie zaatakował – domyślił się.
Kiwnęła głową. Nadal nie mogąc nic powiedzieć na ten temat, co więcej czując, że chce go zmienić.
- Czegoś takiego nie powinnaś taić – urwał. - Chyba, że nie jesteś w stanie nic powiedzieć.
Dotknął jej czoła. Była pewna, że ten krótki gest coś zmienił. Jego rękawiczki, posiadały blaszki „rozwianie myśli”. Te dwa słowa znaczyły tyle co „dekoncentracja”, jednak potrafiły również rozwiać niektóre zaklęcia. Zapisane runami słowa nie był same w sobie niczym niezwykłym dopóki, ktoś nie użył na nim many.
- Co widziałeś w mojej głowie?
- Tyle co ty.
- Ale ja nic nie widziałam.
- Ja też nie. Straszna tam pustka – zażartował.
- Bardzo zabawne... Ja mowie poważnie.
- Nie martw się. Wspomnieć ci żadnych nie usuwałem. Pewnie już zauważyłaś, że nie jestem w tym najmocniejszy.
- W takim razie co zrobiłeś?
- Usunąłem coś w rodzaju pluskwy z twojego umysły. Ktoś umieścił w twoim umyśle coś co pozwalało mu patrzeć twoimi oczami. Co więcej nikt, by się o tym nie dowiedział, bo ty byś niczego nie powiedziała przez powiązany z tym urok.
Paulina potarła czoła jakby spodziewała się znaleźć jakąś dziurę, albo inna fizyczną oznakę tego o czym on mówi. "Jak? Gdzie? Kiedy? Po co?"
- Skoro ty jesteś taki mądry to dlaczego potrzebowałeś mojej obrony w podziemiach?
- Obrony? Sam prędzej, czy później sam wyszedłbym spod tego lodu.
Paulinie jednak nie o to chodziło.
- Dlaczego tak bardzo ukrywasz fakt, że potrafisz uzdrawiać?
- Ja ciebie nie pytam o twoje sprawy rodzinne, więc byłbym wdzięczny gdybyś nie pytała o moje.
- To ma coś wspólnego z twoja rodziną? Znaczy odziedziczyłeś to po kimś? Wstydzisz się tej umiejętności.
- Nie... Jestem z niej bardzo dumny, ale nie chce by świat się o niej dowiedział. Niektórzy mogli by dojść do pewnych wniosków. Dlatego jestem wdzięczny, że nikomu nie mówiłaś.
- Nikomu nie mówiłam - potwierdziła. - Tylko ja i Psotka o tym wiemy.
Siedzieli tak nad brzegiem rzeki, nie wiedząc o czym dalej rozmawiać.
Paulina nie odrywała spojrzenia od mostu i rzeki przed sobą. Światłołapy naładowane za dnia obecnie oddały światło słońca co wyglądało jak gdyby na szczycie każdego drewnianego słupa znajdowała się chmara świetlików.
Latarnie odbijały się w szemrzącej wodzie, która z kolei obmywała brzeg. To niezwykłe, że czasem wystarczy trochę błysku, światła, płomyka, by przywołać na twarzy uśmiech. Noc była chłodna, a mimo to Paulinie wcale nie było zimno.
Alex odchylił się do tyłu i padł plecami na trawę. Nad głową miał gwiazdy przyćmione przez światło bijące od mostu, ale nadal widoczne.
- W górach niebo było inne – mruknął do siebie tak cicho, że Paulina usłyszała tylko niezrozumiałą część tej wypowiedzi..
Czarodziejowi do głowy przyszła pewna ciekawostka dotycząca Tęczowej Rzeki przed nimi.
Ponoć woda która z niej wyparuje zmienia się w chmury i wędruje aż na Zachodni Kontynent i tam skrapla się nad Białymi Górami. Dzięki temu tamtejszy śnieg mieni się wszystkimi kolorami. Nie wiem, czy początek to prawda, ale mieszając w klasztorze miałem okazję przekonać się na własne oczy, że w Colorist wiosną śnieg jest prawdziwie tęczowy.
- Byłeś na północy?
- Tam spędziłem pierwsze dni, które pamiętam.
Alex mógł się jedynie domyślać jak wyglądało jego życie zanim stał się Zarażonym. Chłopak streścił ten krótki okres swojego życia, który spędził wśród wiecznej zimy w przyklasztornym sierocińcu pod opiekom kapłanek. Prawdopodobnie był to ten sam do którego Shadow zamierzał ją wysłać.
Tam znalazł mnie twój ojciec. Wspomniał, że kogoś mu przypominam, potem twoja matka dowiedziała się, że mogą być synem jej przyjaciółki z dzieciństwa. Powiedział, że nie mogą mię zaadoptować, ale jeśli chce mogę u nich zamieszkać. Koniec końców zamieszkałem z Shadow, a ich samych za często nie widziałem. – zakończył dość zwięźle.
- Nasze matki się znały?
- Na to wygląda...- widać ta informacja nie znaczyła dla niego tyle ile dla Pauliny.
„Nasze rodziny coś łączy.”
- Nie, ja... - urwała gdy się rozejrzała i ujrzała rzekę. - Wcale mi się to nie śniło. Naprawdę było ciebie...było was dwóch.
Alex westchnął.
- Czy ty ustaliłaś sobie jako punkt honoru odkryć wszystkie moje tajemnicę?
- Usłyszałam hałasy.
- A ja naiwny myślałem, że wszyscy śpią i rzeka mnie zagłuszy.
- Nie zmieniaj tematu. Co tu jest właściwie grane?
- Meg zaprezentuj, bo nam nie da spokoju. Taki trening i tak jest bez sensu.Meg była dużo bardziej bezczelna i irytująca niż jej towarzysz. Wydała z siebie coś jak westchnienie i niemal przewrócił oczami. Otoczyła się czarnymi piórami, które wirowały w powietrzu. W pewnym momencie ptak uniósł się na wysokość serca Alexa, a czerń wokół niego przybrała kształt istoty ludzkiej. Z czasem w miejsce twarzy pojawiło się coś na kształt skorupy o rysach Alexa. Reszta ciała również zmieniła kolor i przyjęła stan stały.
Paulina wpatrywała się w klona i stopniowo zaczynała rozumieć co widziała.
- To jest jej talent? Jako daimon potrafi się zmieniać w człowieka?
Sama nie wiedziała skąd wie o tym, że daimony maja jakieś talenty, ale to by miało sens.
- Tylko we mnie potrafi się zmienić. Bardzo przydatne jak chce się być w dwóch miejscach naraz, albo do trenowania. - Podał jej rękę i pomógł wstać.
Razem przeszli się kawałek wzdłuż rzeki.
- Nie rozumiem – przyznała, gdy już doszła do siebie. - Dlaczego będąc czarodziejem trenujesz walkę mieczem?
- Staram się nie używać magii jako broni – odpowiedział, choć była to tylko część prawdy.
Już Sora zauważył, że ludzie mają skłonność do używania narzędzi i broni. Gdy jest się w stanie powalić przeciwnika bez niczego to tak jakby samemu było się bronią, lub używało się sztuki magicznej tylko w celu krzywdzenia innych. Zresztą mana zawsze może się skończyć, a miecz nie.
Paulina zamiast drążyć temat, wzięła wdech i postanowiła zadać pytanie, o którym myślała od kiedy została załapana w iluzję.
- Nauczyłbyś mnie chronić się przed magią?
Upewniwszy się, że dziewczyna mówi poważnie Alex spytał ją jak ona to sobie wyobraża.
- Może mam paranoje, ale wydaje mi się, że puki co jestem łatwym celem, dla każdego kto zna podstawy czytania w myślach i tworzenia iluzji. Potrzebuje rady. Pomyślałam, że co jak co, ale ty się na tym znasz.
- Słusznie – stwierdził i zamyślił się. - Z tego co wiem dotąd uczyłaś się tego w praktyce z Amber?
Paulina opowiedziała mu czego na razie dowiedziała się od Amber oraz jak wyglądał ich trening. Alex nie przepadał za włamywaniem się do cudzych umysłów. Nie zależało mu przesadnie na poznawaniu cudzych myśli. Wolał najpierw wyjaśnić jej teorię, ale wątpił, by to ją interesowało. W końcu gdyby było inaczej to elfka zdziałała, by więcej niż dotychczas i jego pomoc stałaby się zbędna.
- Naprawdę cie to interesuje? Bo może się okazać, że w przyszłości wcale ci to nie będzie potrzebne.
- Jak kolejnym razem trafię na jakąś podejrzaną rzeźbę, chciałabym wiedzieć, dlaczego moi znajomi chcą mnie zabić. Jak zaczniesz nudzić dam ci znać.
Rozmawiali idąc wzdłuż brzegu rzeki zgodnie z jej nurtem. Znajdowali się wystarczająco daleko od wody, by się nie zmoczyć, a jednocześnie na tyle blisko, by wyraźnie słyszeć jej szum. Odgłos płynącej wody nie zagłuszały ich rozmowy. Po lewej mieli drzewa. Nie posiadały gigantycznych rozmiarów, ale jak na wierzby i brzozy miały wysoko sięgające gałęzie i nieco grubsze pnie.
„On naprawdę tym żyje” - stwierdziła Pauliną mając na myśli związek między Alexem, a magią.
Chłopak opowiadał czego się do wiedział, a czasem wspominał też przebieg swojej nauki. Oczami wyobraźni niemal widziała dziewięciolatka ślęczącego nad książkami albo ciągle pytającego „dlaczego?” „czemu tak a nie inaczej?” „jak to działa?” wszystkich napotkanych dorosłych. Wiedziała też, że Shadow musiało doprowadzać to do szału. Z własne doświadczenie mówiło jej, że nie znosi on dziec, a szczególnie tych ciekawskich, zadających pytania na które nie chce mu się odpowiadać.
Usiedli koło pewnego mostku, a był to ten sam przez który przeszli w drodze do Tharond. Tak jak się spodziewała tego Paulina Wyglądał bajkowo, jakby był ze złota nie drewna.
- Tak na poważnie. Co cię tak naglę zmotywowało, by poprosić mnie o radę. Jeszcze całkiem niedawno byłaś na mnie obrażona.
- Cóż w końcu jesteśmy jedna drużyną. Sporo razem przeszliśmy.
- Wcale nie tak sporo. Właściwie to tylko kilka kroków od ołtarza świątyni, po schodach do ściany, a potem od „kostnicy” do ostatniej komnaty, gdzie miał być Pierścień. Właściwie prawie wcale nie współpracowaliśmy.
- Ciekawe, że tak to widzisz...
- Mam rozumieć, że zyskałem twą sympatię i zaufanie prawie się topiąc, a potem wytykając ci, że się rządzisz i jak niewiele wiesz o smokach. Może powinienem to robić częściej?
- No...dobra wygrałeś. Niedawno, jeszcze przed ostatnim posiłkiem, ktoś... - „Dlaczego tak trudno mi to powiedzieć?”
Miała w sobie jakąś niezrozumiałą blokadę.
- Ktoś cie zaatakował – domyślił się.
Kiwnęła głową. Nadal nie mogąc nic powiedzieć na ten temat, co więcej czując, że chce go zmienić.
- Czegoś takiego nie powinnaś taić – urwał. - Chyba, że nie jesteś w stanie nic powiedzieć.
Dotknął jej czoła. Była pewna, że ten krótki gest coś zmienił. Jego rękawiczki, posiadały blaszki „rozwianie myśli”. Te dwa słowa znaczyły tyle co „dekoncentracja”, jednak potrafiły również rozwiać niektóre zaklęcia. Zapisane runami słowa nie był same w sobie niczym niezwykłym dopóki, ktoś nie użył na nim many.
- Co widziałeś w mojej głowie?
- Tyle co ty.
- Ale ja nic nie widziałam.
- Ja też nie. Straszna tam pustka – zażartował.
- Bardzo zabawne... Ja mowie poważnie.
- Nie martw się. Wspomnieć ci żadnych nie usuwałem. Pewnie już zauważyłaś, że nie jestem w tym najmocniejszy.
- W takim razie co zrobiłeś?
- Usunąłem coś w rodzaju pluskwy z twojego umysły. Ktoś umieścił w twoim umyśle coś co pozwalało mu patrzeć twoimi oczami. Co więcej nikt, by się o tym nie dowiedział, bo ty byś niczego nie powiedziała przez powiązany z tym urok.
Paulina potarła czoła jakby spodziewała się znaleźć jakąś dziurę, albo inna fizyczną oznakę tego o czym on mówi. "Jak? Gdzie? Kiedy? Po co?"
- Skoro ty jesteś taki mądry to dlaczego potrzebowałeś mojej obrony w podziemiach?
- Obrony? Sam prędzej, czy później sam wyszedłbym spod tego lodu.
Paulinie jednak nie o to chodziło.
- Dlaczego tak bardzo ukrywasz fakt, że potrafisz uzdrawiać?
- Ja ciebie nie pytam o twoje sprawy rodzinne, więc byłbym wdzięczny gdybyś nie pytała o moje.
- To ma coś wspólnego z twoja rodziną? Znaczy odziedziczyłeś to po kimś? Wstydzisz się tej umiejętności.
- Nie... Jestem z niej bardzo dumny, ale nie chce by świat się o niej dowiedział. Niektórzy mogli by dojść do pewnych wniosków. Dlatego jestem wdzięczny, że nikomu nie mówiłaś.
- Nikomu nie mówiłam - potwierdziła. - Tylko ja i Psotka o tym wiemy.
Siedzieli tak nad brzegiem rzeki, nie wiedząc o czym dalej rozmawiać.
Paulina nie odrywała spojrzenia od mostu i rzeki przed sobą. Światłołapy naładowane za dnia obecnie oddały światło słońca co wyglądało jak gdyby na szczycie każdego drewnianego słupa znajdowała się chmara świetlików.
Latarnie odbijały się w szemrzącej wodzie, która z kolei obmywała brzeg. To niezwykłe, że czasem wystarczy trochę błysku, światła, płomyka, by przywołać na twarzy uśmiech. Noc była chłodna, a mimo to Paulinie wcale nie było zimno.
Alex odchylił się do tyłu i padł plecami na trawę. Nad głową miał gwiazdy przyćmione przez światło bijące od mostu, ale nadal widoczne.
- W górach niebo było inne – mruknął do siebie tak cicho, że Paulina usłyszała tylko niezrozumiałą część tej wypowiedzi..
Czarodziejowi do głowy przyszła pewna ciekawostka dotycząca Tęczowej Rzeki przed nimi.
Ponoć woda która z niej wyparuje zmienia się w chmury i wędruje aż na Zachodni Kontynent i tam skrapla się nad Białymi Górami. Dzięki temu tamtejszy śnieg mieni się wszystkimi kolorami. Nie wiem, czy początek to prawda, ale mieszając w klasztorze miałem okazję przekonać się na własne oczy, że w Colorist wiosną śnieg jest prawdziwie tęczowy.
- Byłeś na północy?
- Tam spędziłem pierwsze dni, które pamiętam.
Alex mógł się jedynie domyślać jak wyglądało jego życie zanim stał się Zarażonym. Chłopak streścił ten krótki okres swojego życia, który spędził wśród wiecznej zimy w przyklasztornym sierocińcu pod opiekom kapłanek. Prawdopodobnie był to ten sam do którego Shadow zamierzał ją wysłać.
Tam znalazł mnie twój ojciec. Wspomniał, że kogoś mu przypominam, potem twoja matka dowiedziała się, że mogą być synem jej przyjaciółki z dzieciństwa. Powiedział, że nie mogą mię zaadoptować, ale jeśli chce mogę u nich zamieszkać. Koniec końców zamieszkałem z Shadow, a ich samych za często nie widziałem. – zakończył dość zwięźle.
- Nasze matki się znały?
- Na to wygląda...- widać ta informacja nie znaczyła dla niego tyle ile dla Pauliny.
„Nasze rodziny coś łączy.”
Ciekawe, czy tak samo jest z Violett. Czy również mieszka z nimi przez jakieś więzi rodzinne?
Chciała na głos zadać kolejne pytanie, ale przypomniała sobie co jej niedawno powiedział „Ja ciebie nie pytam o twoje sprawy rodzinne, więc byłbym wdzięczny gdybyś nie pytała o moje.”
Chciała na głos zadać kolejne pytanie, ale przypomniała sobie co jej niedawno powiedział „Ja ciebie nie pytam o twoje sprawy rodzinne, więc byłbym wdzięczny gdybyś nie pytała o moje.”
Alex podniósł się na powrót do pozycji siedzącej.
- Należysz do osób raczej wścibskich, prawda?
- Powieszałabym raczej, że potrafię się znaleźć w odpowiednim miejscu i czasie.
- Co jakby ktoś poznał jakąś twoją tajemnicę?
- Na pewno by mi się to nie podobało, dlatego tak się zdenerwowałam jak się dowiedziałam, że ktoś siedział w mojej głowie.
- Na przykład o tym śladzie na twojej ręce – kontynuował jakby nie słyszał jej poprzedniego zdania.
- To akurat żadna tajemnica. Poparzyłam się, gdy miałam trzy latka. Od tego czasu mam taką...bliznę.
- Która ma kształt regularnego okręgu. Czym się oparzyłaś?
- Nie pamiętam. Byłam wtedy dzieckiem. Właściwie moje pierwsze wspomnienia pochodzą z – chciała powiedzieć „przedszkola”, ale w porę zdała sobie sprawę że w tym świecie coś takiego nie funkcjonuje. - Z okresu gdy miała cztery, czy pięć lat.
- Rozumiem. Nigdy się o to nie dopytywałaś?
- Nie.
Właściwie spytała kilka razy, ale przestała gdy zauważyła jak rodzice na to reagują. Na twarzach pojawiało się im poczucie winy i widać było, że nie chcą o tym mówić. W końcu co to za rodzić, który nie upilnował jednej trzyletniej, wówczas dość spokojnej dziewczynki?
„Kiedyś ci to wyjaśnimy” - obiecywali tylko.
„Akurat powiedzą.” - odezwał się jakiś obcy głos w jej głowie. - „Skoro nie zrobili tego wtedy to czemu mieliby to robić teraz?”
- Dlaczego cię to interesuje? - spytała nieco podejrzliwym tonem.
W końcu do tej pory nie przejawiał zainteresowania jej osobom, do tego stopnia by pytać o takie szczegóły z jej życia. Alex chciał coś powiedzieć, ale jego uwagę przykuły szeleszczące krzaki daleko przed nimi. Bycie Zarażonym ma ten plus, że ma się wyostrzone zmysły. Nagle spomiędzy krzaków wyszedł znajomy im wilczur. Stał na drugiej stronie rzeki, jednak zobaczywszy ich zawył i skierowawszy się w stronę mostu, by przejść na ich stronę.
_______________________________________________________
Mam nadzieję, że nie ma większych niedociągnięć, ale jakby co śmiało piszcie.
Kolejny rozdział pojawi się do niedzieli, a na razie idę spać.
- Należysz do osób raczej wścibskich, prawda?
- Powieszałabym raczej, że potrafię się znaleźć w odpowiednim miejscu i czasie.
- Co jakby ktoś poznał jakąś twoją tajemnicę?
- Na pewno by mi się to nie podobało, dlatego tak się zdenerwowałam jak się dowiedziałam, że ktoś siedział w mojej głowie.
- Na przykład o tym śladzie na twojej ręce – kontynuował jakby nie słyszał jej poprzedniego zdania.
- To akurat żadna tajemnica. Poparzyłam się, gdy miałam trzy latka. Od tego czasu mam taką...bliznę.
- Która ma kształt regularnego okręgu. Czym się oparzyłaś?
- Nie pamiętam. Byłam wtedy dzieckiem. Właściwie moje pierwsze wspomnienia pochodzą z – chciała powiedzieć „przedszkola”, ale w porę zdała sobie sprawę że w tym świecie coś takiego nie funkcjonuje. - Z okresu gdy miała cztery, czy pięć lat.
- Rozumiem. Nigdy się o to nie dopytywałaś?
- Nie.
Właściwie spytała kilka razy, ale przestała gdy zauważyła jak rodzice na to reagują. Na twarzach pojawiało się im poczucie winy i widać było, że nie chcą o tym mówić. W końcu co to za rodzić, który nie upilnował jednej trzyletniej, wówczas dość spokojnej dziewczynki?
„Kiedyś ci to wyjaśnimy” - obiecywali tylko.
„Akurat powiedzą.” - odezwał się jakiś obcy głos w jej głowie. - „Skoro nie zrobili tego wtedy to czemu mieliby to robić teraz?”
- Dlaczego cię to interesuje? - spytała nieco podejrzliwym tonem.
W końcu do tej pory nie przejawiał zainteresowania jej osobom, do tego stopnia by pytać o takie szczegóły z jej życia. Alex chciał coś powiedzieć, ale jego uwagę przykuły szeleszczące krzaki daleko przed nimi. Bycie Zarażonym ma ten plus, że ma się wyostrzone zmysły. Nagle spomiędzy krzaków wyszedł znajomy im wilczur. Stał na drugiej stronie rzeki, jednak zobaczywszy ich zawył i skierowawszy się w stronę mostu, by przejść na ich stronę.
_______________________________________________________
Mam nadzieję, że nie ma większych niedociągnięć, ale jakby co śmiało piszcie.
Kolejny rozdział pojawi się do niedzieli, a na razie idę spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz