czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 61: W kryształowej kuli

"Shooting Star"pl - Jeden z moich pierwszych filmików zrobionych na komórce.  

Tu ta sama piosenka powinna być w lepszej jakości 
____________________________________________________________________



Lasy wschodniego kontynentu śmiało można nazwać miejscami magicznymi, gdyż są niczym wyciągnięte z bajki. Zamieszkują je zwierzęta fantastyczne, niespotykane i w większości rzadkie. Te znajdujące się na wyginięciu, lub wymagające szczególnego troski znajdowały się pod ochroną, a ich siedliska traktowano jak rezerwaty. Potężne czary nie pozwalały nieporuszonym gościa wedrzeć się na taki teren. Nawet burzowe chmury omijały takie oazy spokoju, dzięki czemu niebo zawsze pozostawało bezchmurne, chyba że rośliny potrzebowały podlewania.
Nad Polaną Jednorożców, jednego rezerwatu w którym można ujrzeć śnieżnobiałe konie o białym rogu, panowała ciepła jasna noc. Gwiazdy powolnym, niemalże niedostrzegalnym ruchem przesuwały się po niebie, nad głową pewnego młodego człowieka, który miał niedługo skończyć piętnaście lat.
Ktoś mógłby spytać: co on robi w tym bezludnym miejscu? Otóż zaklęcia nie przepuszczają osób o złych zamiarach i nie czystych intencjach, ale on do takowych nie należał. Oczywiście gdyby go ktoś przyłapał, miałby kłopoty, dlatego musiał zachować ostrożność.
Podłożywszy sobie pod plecy plecak jako poduszkę, usiadł pod rozłożystym drzewem na skraju polany, na której zmieściłby się porządny pałac z ogrodem. Otaczające go rośliny również nie należały do pospolitych. Gałęzie drzew zdawały się sięgać do gwiazd, a pień mógłby, gdyby nie zakaz, w każdej chwili stać się sporym domem dla rozbudowanej elfiej rodziny. Na łące przed nim rosło mnóstwo niespotykanych i cennych ziół oraz magicznych kwiatów, które dla kogoś nie znającego się na zielarstwie mogły by wyglądać niepozornie. Wokół chłopca przeważała zieleń i każdy wiat stosował się do tej mody. Brak jaskrawych kolorów rekompensował kształty i światło. Nie tylko od nieba bił blask. Tej nocy wiatr wzbijał w powietrzem migoczący pyłek pochodzący z kwiatów, które chłopiec nazywał migotniki. Tutaj pszczoły i wróżki zapylające nie były potrzebne, choć nie raz również i tu je widywano. 
Jeden z księżyców, Cyzy, nieśmiało wyjrzał zza gęstej gałęzi przysłanianej chłopcu niebo, a chwile potem bliźniaczy obiekt niebieski, Eiske schował się do opuszczonej przez niego kryjówki.
„Zupełnie jakby bawiły się w chowanego.” - Przynajmniej tak widział to Saveryn. 



Ciała niebieskie interesowały go jak co trzeciego czarodzieja, ale chyba żaden nie miał tylu okazji do ich podziwiania. Księżyce – oczy bogini nie raz do niego mrugały. Wiedział też, że niedługo ma nastąpić podwójna pełnia.
„Najjaśniejsza noc w roku” - rozmarzył się nie będąc świadom, że wraz z tą datą zbliża się groźba zagłady tego świata.
Są ciemności których nie jest w stanie rozjaśnić żadne, nawet najintensywniejsze światło. Do tych wyjątków należały dusze i serca demonów, upiorów oraz wiele innych  rzeczy jak na przykład czarne włosy Saveryna. Ich kolor zmieniał się co prawda czasem na zupełnie jasny blond, jednak działo się to wyjątkowo rzadko, gdy coś zupełnie wytrąciło go z równowagi, a moment przejściowy był krótki niczym mrugnięcie. Wydarzyło mu się to tylko dwa razy. Wówczas jako małe dziecko denerwował się, kiedy zostawał sam. Teraz natomiast bardzo lubił samotność i ciszę.
Oczy już nieco jaśniejsze barwą przypominały czekoladę i bardziej podatne na zmianę oświetlenia. Kryła się w nich dziecinna ufność, wręcz łatwowierność, ciekawość świata, niewinność i dobro. Patrząc na niego człowiek musiałby mieć chorobliwą paranoję, by podejrzewać go o cokolwiek. Młodzieniec ten był czysty niczym kryształ.
Właśnie ze z względu na ten zestaw cech jego mistrz powierzył mu zadanie.
„Już nadchodzą.”
Saveryn całą noc czekał na okazje spotkania stada jednorożców. Wszystkie razem z początku wyglądały jak mgła, ale on wiedział, że w tych okolicach nie ma takich zjawisk. Wbiegły na polanę i spojrzały w jego stronę. Nie uciekły jednak pozostały na przeciwległej krawędzi łąki.
W pewnym momencie jeden z nich, bardziej ciekawski oddzielił się od ściana i podbiegł do Saveryna. Jego kopyta wzbijały błyszczący pyłek migotników. Chłopak uśmiechnął się i wstał, by powitać przyjaciela. Nadał mu imię Srebrny, choć zwierz nie różnił się wiele barwą od reszty przedstawicieli swego gatunku. Powoli, nie okazując strachu przed niebezpiecznie wyglądającymi kopytami zwierzęcia, które mogłyby go stratować w razie gdyby Srebrny poczuł się zagrożony, Saveryn na wyciągnięcie ręki przed głową jednorożca. Słynny róg od którego pochodziła nazwa gatunku znajdował się tak blisko, że pomimo bijącego on niego blasku wyraźnie widział znajdujące się na nim wzór przypominający spiralną muszlę morskiego ślimaka.
Chłopak pamiętał, że do konia należy podchodzić tak by zwierzę go widziało, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i najlepiej nie patrzeć się za intensywnie w oczy, a te u jednorożców posiadały swój hipnotyczny urok. Znaleźć w nich dało wszelkie szlachetne przymioty, a także niebywała inteligencję, zupełnie jakby były w stanie wyczytać w ludzkiej duszy jak ludzie z książek, lub centaury z gwiazd.
- Witaj przyjacielu. Mam do ciebie prośbę. Myślę że z twoją pomocą można, by stworzyć lekarstwo i uratować nim życie pewnej osobie.
Jednorożec słuchał uważnie. Mimo iż ufał człowiekowi zaczął przejawiać pewne zdenerwowanie. Chłopak wyciągną dłoń i zaczął głaskać zwierzę uspokajająco. Zamiast kontynuować spojrzał w niebo.
- Większości pewnie nie będziemy w stanie pomóc, ale jest pewna osoba. Jego przypadek jest wyjątkowy. Żyje na pograniczu życia i śmierci. Nie jest upiorem, ale z każdą chwilą coraz mniej w nim człowieka. Nie znam go osobiście, ale bardzo chciałbym mu pomóc. Wiem że twój róg potrafi uzdrawiać, a twoja krew- tutaj koń lekko się obruszył, jednak nadal słuchał, więc czarnowłosy kontynuował - ...ma niezwykłe właściwości. Wiem też, że picie jej uważane jest za coś bardzo złego, ale jeden z jej składników mógłby, że tak powiem, przyszyć jego lekko odprutą duszę do ciała. - Wyraził się dość poetycznym porównaniem, ale nie wiedział jak lepiej ubrać to w słowa.
Uspokajał go i tłumaczył jak zabieg, by wyglądał. Gdy jednorożec zgodził się, kazał mu zamknąć oczy. Wyjął pustą strzykawkę i przyszykował ją. Ostrożnie namierzył żyłę. Po wszystkim przyłożył wacik.
- Dziękuje. Obiecuje ci, że nie zmarnuje tego i że nie pozwolę by trafi w niepowołane ręce.
Spojrzał w stronę stada. Miał nadzieję, że pozostałe jednorożce niczego nie widziały i nie wyczuły. Srebrny mu ufał, ale reszta mogłaby nie wyrazić zgody na coś takiego.
Nie od razu pożegnał się ze Srebrnym. Powinno mu się śpieszyć z raportem, ale przecież nie przyszedł tu tylko by pobrać krew, odejść i już nie wrócić. Musiał jeszcze upewnić, że ten drobny ubytek nie pozostawi po sobie skutków ubocznych. Poza tym Saveryn naprawdę uważał jednorożca za przyjaciela i lubił z nim rozmawiać, choć wiedział, że ten mu nie przekaże za pomocą gestów żadnej dłuższej lub bardziej skomplikowanej myśli. Wiedział, że zwierze z pewnością go rozumie, choć nie zawsze to zdradzało.
„Możemy już nie mieć zbyt wielu okazji, by się spotkać. Niedługo wyruszę do domu. Chciałbym być w obserwatorium, gdy dojdzie do pełni. Przez teleskop wiele więcej widać.”
Niebo na zachodzie pojaśniało, a jednorożce powoli zaczęły się zbierać, by ruszyć do miejsca, które zajmują przez dzień.
- Jednorożce to piękne stworzenia – powiedział jakby do siebie.
- Oczywiście ty również jesteś urocza. – Gdyby ktoś go teraz obserwował mógłby pomyśleć, że mówi on sam do siebie. Wszystko przez to ze jego rozmówca to niewielkich rozmiarów pajęczak koloru tak ciemnego iż wtapiał się we włosy i ciemny sweter Saveryna.
Misja wypełniona. Miał strzykawkę pełną srebrzystej krwi. Teraz tylko musiał znaleźć jakieś bezpieczne miejsce z którego będzie mógł się skontaktować z mistrzem.
 
Młody smok z niewielką pomocą skrzydeł wdrapał się na drzewo. Spojrzał w dół. Znajdował się wysoko. Pod sobą widział trójkę innych chłopaków, ale nie zwracał na nich uwagi. Nagle bez zastanowienia, wiedziony impulsem zrobienia czegoś szalonego odbił się od gałęzi jak od trampoliny i skoczył na bombę do wody.
Tymczasem Alex tłumaczył Tobiemu istotę magii i panujące w jej świecie zasady, a Fox siedział na drzewie w celu podejrzenia dziewczyn.
- Wiesz, że zachowujesz się jak stary, zboczony dziad? - zwrócił się do niego Alex siedząc w cieniu drzewa kompletnie ubrany podczas, gdy cała pozostała trójka pozostała tylko w niezbędnej bieliźnie.
 
Był nieco nerwowy, zdawałoby się, że chce być gotowy psychicznie i fizycznie na każde niebezpieczeństwo, które pojawić się może w każdej chwili. Co więcej czuł, że ktoś ich obserwuje.
- Za to ty jak gej – odpowiedział mu w odwecie Fox.
- Przyzwoitość, a bycie gejem to nie to samo.
Co prawda posiadanie innej orientacji nie jest przestępstwem, a w świecie czarodziejów jest uważane za coś normalnego, jednak nie zdarzyło mu się jeszcze poczuć czegoś romantycznego do kogoś tej samej płci co on sam. 

Z resztą jeszcze kilka lat temu może by i do niego dołączył, gdyby nie to, że jednej z dziewczyn  miał okazję bliżej się przejrzeć, gdy ja uzdrawiał by mogła przeżyć noc, a podglądanie drugiej wydało mu się z jakiś przyczyn wręcz niewłaściwe. W końcu Paulina była niemal jego przyjaciółką.
Fox wrócił do przerwanej czynności, jednak, gdy już Amber pozbywała się góry ubrania, tuż przed chłopakiem jak spod ziemi wyrosła Meg.
Ptak nie tylko zasłonił mu widok, ale w dodatku wręcz wwiercał w niego swe czarne paciorkowate oczy.
- Sio – machnął, jakby miał do czynienia ze zwykłym wróblem.
Jednak każdy kto nie docenia Meg musi ponieść haniebną porażę. Chwilę później Fox spadł z drzewa w krzaki krzycząc: „Zabierzcie to ptaszysko”. Alex gdy tylko zorientował się w sytuacji zaniósł się śmiechem.
- Wybacz Fox, ale nie mogę nic poradzić na kobiecą solidarność jaką łączy dziewczyny i Meg, nawet gdyby mi się chciało.
Trzeba zaznaczyć, że czarodziej nie ma takiej władzy nad daimonem, jaki ten duch-opiekun ma nad nim. Alex mógłby spróbować ją przywołać, ale, czy by to coś dało? Cóż Meg była upartą ptaszyną. Kruk zagonił go do rzeki, a tam Fox tak się przewrócił, że nabił sobie guza i cały mokry dał za wygraną.
Chłopaki na brzegu starali się stłumić śmiech gdy do nich podchodził. Po jakimś czasie im się to udało i Fox zaczął się interesować o czym to mówili.
- Opowiadałem Tobiemu trzy historię. Pierwsza o człowieku bez różdżki, który zatracił swą moc, o innym który wyrzekł się swego daimona i przeszedł na zła stronę oraz o takim, który w poszukiwaniu mocy zaprzedał dusze i stał się Cieniem.
- A tak...horrory dla nastoletnich czarodzieju w których jedyne co straszne to to, że są to prawdziwe historię. Jeszcze nie zasnął?
- Jak widać jeszcze nie. Co więcej, co chwila ma jakieś pytania.
Głównie Tobiego nurtowało to dlaczego Alex nie używa różdżki i kiedy on dostanie swą własną oraz daimona, ale były i te które wymagały dłuższych przemyślanych odpowiedzi. Jak choćby: dlaczego Zmiennokształtni jak Fox nie mają daimonów?
- Mają, co więcej są z nimi bardzo zżyci.
- Nasze zwierzęce duchy stróże żyją w nas – dopowiedział Fox.
Wspólnie wytłumaczyli mu, że daimony to struże chroniący czarodziei przez zejściem na złą drogę. Nie byli świadomi, że ich definicja bliska jest interpretacji anioła. Człowiek wyrzekający się tej ochrony, stopniowo przestawał być człowiekiem i zwykle prędzej, czy później stawał się Cieniem. Jedyną dobrą stroną tego stanu rzeczy było to iż nie tracił mocy nie używając różdżki, co więcej miał jej więcej, za cenę duszy i człowieczeństwa, ale jednak.
Alex pytany o to jak stał się taki jaki się stał odpowiadał zgodnie z prawdą iż nie wie, ale nie wierzył, że jako ośmiolatek zrobił coś złego. Dlatego obwiniał swych ówczesnych opiekunów tudzież ich brak.
- W każdym razie są trzy główne ograniczenia. Przedmiot – różdżka, moc – ilość mana i daimon. Jednocześnie te ograniczenia są jednocześnie czymś pomocnym.
- Mówiłeś że człowiek który się wyrzeknie daimona z czasem zaprzedaje duszę, ale komu?
- Demonom. Do tej pory tak ja ty teraz uważałem to za żart, ale ostatnio...- Alex urwał i mimo woli spojrzał w stronę dziewczyn.
- Co ostatnio? - dopytywał się Fox, acz bez cienia zainteresowania opierając się o pień tego samego co on drzewa i roztwarzając, czy tak jak Paweł popływać sobie by tracić czas na edukowanie jakiegoś dzieciaka.
Alex westchnął i spojrzawszy tak jak jego przyjaciel na rzekę udał, że zmienia temat.
- Myślisz, że mając obu magicznych rodziców można urodzić się niemagicznym i dopiero po dłuższym czasie tą moc odzyskać? - celowo podkreśli „mając obu magicznych rodziców” bowiem nie było niczego dziwnego w tym, że gdy jedno jest niemagiczne dziecko również rodzi się bez mocy. Pół czarownicy byli dość rzadko spotykanym zjawiskiem.
- Z tego co wiem – podjął niechętnie temat chłopak-lis - jeśli moce się nie obudza przed góra trzynastymi urodzinami to znikają. Dlatego ostatnio coraz nas mniej, bo gdy spotykamy takiego dzieciaka i nie jesteśmy w stanie znaleźć mu różdżki i nauczyciela to tracimy okazję „przedłużenia gatunku”.
Jednak dyskusja szybko się urwała gdyż Tobi wrócił do poprzedniego tematu.
- Wiecie...gdyby znaleźć jakimś sposobem bardzo dużo mocy to można by oszukać demony i odzyskać duszę – zauważył dwunastolatek.
- Może, ale nikomu się to jeszcze nie udało, więc dla własnego dobra lepiej nie kombinuj. Jak raz już zejdziesz na złą drogę nie ma powrotu. 





Stara drewniana chata, na drzewie gdzieś na północno-wschodnim terenie Imperium, chwiała się i skrzypiała targana jesiennym wiatrem.
- Jak raz już zejdziesz na złą drogę nie ma powrotu - dźwięk przekazany przez kryształową kulę przed nim, był nieco stłumiony przez odległość, ale wyraźny.
Podsłuchujący ta rozmowę Zythrian uśmiechnął się z politowaniem.
„ Młodzież – myślą, że pozjadali wszystkie rozumy i wszystko już wiedza o życiu. Cóż nikt nie może im zabronić tworzyć zwoje własne puste definicje. Z drugiej strony kto wie. Może jest w tym jakaś racja?...Nie raczej nie. ”
Zythrian przyjrzał się każdemu z czarodziei.
„Fox, wie dobrze, że jestem w posiadaniu kryształowej kuli i wie, że ja wiem że zdradził, a mimo to jest taki spokojny. Czyżby wiedział o tym, że przyrzekłem nie zbliżać się do jego przyjaciela puki on sam do mnie nie przyjdzie? Wygląda na to, że podsłuchał więcej niż się spodziewałem i wie jak to wykorzystać.
Tobi, cóż za interesująca duszyczka. Nie skażona bezmyślnymi ograniczeniami, a do tego chętna do nauki.”
Co jak co, ale Zythrian potrafił dostrzec, gdy ktoś posiada potencjał na czarnego maga.
- Ciekawość i kombinowanie by obejść zasady to pierwsze stopnie do stania się czarnym magiem.
Po tym jak to powiedział zauważył, że Alex rozgląda się na boki, jakby czegoś szukał. Zythrian wstrzymał oddech, gdy zielone oczy chłopaka spojrzały prosto na niego. Przez ten moment czarodziej nie ważył się nawet mrugnąć.
„Nie to nie możliwe. Nie mógł mnie zobaczyć” - powtarzał sobie Zythrian w myśli, gdy Fox nieświadomie odwrócił uwagę Alexa. - „Choć wyczuć to już inna sprawa. Zarażeni i Cienie mają mocno wyczulony szósty zmysł, więc może on również.”
Naglę poczuł żal, że nie może porozmawiać z tym szesnastolatkiem. Już miał dotknąć zimnej powierzchni kryształowej kuli, gdy ta się zamgliła.
Sygnał, że ma na linii rozmowę. Odczekał chwilę, by uspokoić emocję. To mogła być tylko jedna osoba. Szybkim ruchem odgonił mgłę z wnętrza kuli. Gdy ta zniknęła ujrzał jasną, piegowatą, pulchną twarz pewnego czarnowłosego chłopca. 





- Saveryn, jak miło cię widzieć.
Co prawda było by mu dożo bardziej miło go widzieć gdyby się odezwał trochę później.
„Oby to były dobre wieści, a nie kolejne wymówki typu: martwię się że go wystraszę, nie wiem czy mi wystarczająco ufa, nie chce stracić przyjaźń Srebrnego itp. bzdury.
- Mistrzu udało mi się – powiedział po wcześniejszym przywitaniu się.
- Bardzo mnie to cieszy Sav – tym razem Zythrian naprawdę się cieszył.
Sam nie byłby w stanie zdobić krwi jednorożca, a nawet gdyby niosłoby to za sobą spore ryzyko. W takich przypadkach Saveryn ze swą miłością do natury okazywał się wyjątkowo przydatny.
- Mógłbym tu zostać jeszcze na klika nocy?
Zythrian zamyślił się, a jego twarz nie zdradzała niczego. Wolałby co prawda już mieć krew u siebie, ale co nagle to po diable. Na razie i tak nie ma czasu by się w to bawić.
- Oczywiście. Baw się dobrze, tylko uważaj na siebie.
„Gdyby Strażnicy cię złapali i przejrzawszy twe myśli mnie znaleźli skomplikowałoby to nieco sprawę. W końcu są pewni że nie żyje” - dopowiedział w myśli.
Gdy obraz Saveryna znikł. Zythrianowi siedział opierając głowę na splecionych ze sobą palcach obu rąk opartych o blat stołu. Przeszło mu przez myśli, że udawanie dobrodusznego wujka wcale nie jest taki łatwe, jak mogłoby się wydawać. Jednak to niewielka cena za tak zaufanego pomocnika.
Kula stała się przeźroczysta, a mężczyzna zaczął zastanawiając się, czy by nie wznowić obserwacji nieletnich czarodziei. Coś jednak przerwało mu te przemyślenia.
- Mogę wiedzieć co mu się udało? - Zythrian niemal dostał zawału gdy usłyszał głos za sobą. 

Szybko się opanował i powoli odwrócił.
- Nie usłyszałem jak wchodzisz – usprawiedliwił się.
W zasadzie przemawiając do niego postać jeszcze nie do końca weszła. Dopiero głowa zmaterializowała się wśród mgły wchodzącej przez okno. Zanim Zythrian wstał biała zasłona rozrzedziła się ukazując jego oczom małą czarnowłosą dziewczynkę. Postać może i niepozorna, a jednak śmiertelnie groźna i kapryśna. Mag nie przywykł jeszcze do tego wcielenia Pierwszego Elementu. Tak się bowiem składa, że znał już większość z nich i zwykle odnajdowały go, albo on je, gdy były dorosłe. Kilka wcieleń temu Pierścieniem był członkiem jego klanu. Wówczas to Zyhrian został zmuszony by raz na zawsze zerwać więzi przyjaźni zarówno z Eberrondem jak i Shadow. Ten drugi od tamtego czasu już dawno spisał go na straty i znienawidził.
- No więc? - dopytywał się demon.– Co udało się twemu uczniowi co cię tak ucieszyło?

Brak komentarzy: