Meridiana okrążyła stół i znalazła się w gorzej oświetlonej części chaty. Teraz widać było jedynie zarys jej drobnej postaci. Oczy czarnowłosej dziewczynki zaświeciły się na złoto, a głos obniżył się. Jej postać się rozpłynęła i stała się ciemnością panująca w pomieszczeniu. Zythrian nie mógł zdradzić jej prawdziwego powodu dla którego jego uczeń
– Saverynowi po prostu udało się wyuczyć nowego zaklęcia, a mnie, jego mistrza bardzo cieszą jego postępy. - Nie łatwo kłamać w żywe oczy komuś tak groźnemu nie zdradzając się, jednak Zythrian miał już w tym wielowiekową wprawę i doświadczenie.
– Znalazł się pedagog – prychnęła z rozbawienia. - Do rzeczy. Masz to po co tu jestem, czy nasz młody czarodziej ma po raz kolejny mieć atak? - Oczywiście mówiąc „młody czarodziej” nie miała na myśli Saveryna.
Zythrian wiedział po co przyszła i wiedział jak demon zamierza To wykorzystać. Przyglądał się złotemu pierścionkowi, który miał za chwilę oddać. Pierścień w którym zamknięto II Element, powietrze. Gdy Meridiana i pozostałe Pierścienie znajdą się w tym samym czasie w Świątyni Bogini Ciemności, nastanie koniec ery i prawdopodobnie większość życia w Świecie Smoków zginie ze smokami włącznie.
– Już nie mogę się doczekać – powiedziała Meridiana patrząc na Pierścień jak na dawno utraconego członka rodziny.
Zythrian posiadając moc choć jednego Pierścienia zamiast niszczyć Świat zreformowałby go, ustanowić nowe, własne zasady. Nie chodziło mu o władzę, czy nieśmiertelność. Już i tak żył stanowczo za długo. Czas by nowe pokolenie przejęło inicjatywę. Oczywiście, gdy tylko skończy swój plan. Jednak nowy świat musiało poczekać...
Czarny mag położył Pierścień na stole pozwalając Meridianie go zabrać. Jasna dziecięca dłoń wysunęła się z cienia i choć tak strasznie jej zależało na przedmiocie, sięgała po niego powoli rokoszując się tym małym zwycięstwem.
– Jeszcze tylko trzy. Wiesz gdzie kolejne? – spytała i wcale nie przemawiała przez nią chciwość.
Wszystko musiało być już gotowe. Pełnia jest coraz bliżej, a do tego czasu musi odnaleźć wszystkich. Już tak blisko. Niedługo spełni swe przeznaczenie jako cząstka potężnego demona, a do tego stanie się najpotężniejszą z całej piątki. Wszystkie te potworne marzenia rozwiało jedno słowo.
– Nie – powiedział Zythrian lakonicznie.
Złote oczy zdające się, wisieć w ciemnościach, spojrzały na niego z mieszaniną niedowierzania i rozbawienia. Widocznie to kłamstwo było znacznie łatwiejsze do przejrzenia.
– Były Mag Kręgu, którego zadaniem było tropienie i strzeżenie Pierścieni nie wie gdzie one są?
– Zadaniem Magów Kręgu jest również doprowadzić do zniszczenia wszystkich Pierścieni.
– Zniszczyć? - w tym momencie demon wybuchnął upiornym śmiechem, który wypełnił chatkę. – Poważnie myślisz, że na świecie istnieje cokolwiek co jest w stanie nas zniszczyć? Skoro takie jest wasze przeznaczenie czemu ci potężni magowie których zdradziłeś, jeszcze nas nie starli z powierzchni ziemi?
Zythrian odczekał aż jej wesołość przeszła.
– Oni czekają na Wybrańca – powiedział jakby od niechcenia, uważnie obserwował reakcję demona.
Jak się spodziewał szybko został zasypany pytaniami typu "Jaki wybraniec?" "Kim on jest i gdzie się znajduje?" oraz "Dlaczego dopiero teraz dowiaduje się o czymś takim?" Wlepiła w niego swe diabelskie złote oczy i mówiła cicho, z pozornym spokojem.
„Gdybym ci powiedział nie byłoby niespodzianki” - pomyślał Zythrian odwracając się by ukryć uśmiech.
– Wybraniec, czyli ktoś, kto ma moc by zniszczyć twą istotę. O niczym nie mówiłem, gdyż do niedawna uważałem to za legendę. Jako mag kręgu nie potrafię go wykryć tak jak Pierścienie – mówił prawdę jednak umiejętnie ukrywał pewne fakty.
Z chmur wcześniej zebranych nad domem lunął ulewny deszcz. Woda bardzo szybko dostała się do mieszkania, przez okna drzwi oraz kran, który nagle wybuchnął. Zebrawszy się wokół Meridiany zamarzła i przybrała kształt potłuczonych, ostrych kawałków szkła.
– Chcesz mi powiedzieć, że cały mój plan – zaczęła podejrzanie spokojnie, a jej ostre jak noże kryształki lodu niebezpiecznie zbliżały się do Zythriana – może legnąć w gruzach przez jakąś legendę, o której zapomniałeś mi powiedzieć, a która okazała się prawdą? - Czarnowłosa dziewczynka. Zamknęła na moment oczy i wzięła się za analizowanie sytuacji. Gdy je ponownie otworzyła skierowała się do wyjścia – Szukaj Pierścieni. Został niecały tydzień. Jeśli jutro nie będzie postępów to wiesz co się stanie.
Nie zamierzała okazywać, że wieść o Wybrańcu ją martwi. Opuszczając chatę również nie korzystała z drzwi. Zamiast tego ona i jej lodowe kryształy uległy sublimacji i wyleciały przez okno.
U podnóża gór szóstka młodzieży znalazł opuszczony domek w środku lasu. Rozpadające się pokryte mchem ściany, miały tej nocy stanowić ochronę przez chłodnym wiatrem z zewnątrz.
Podczas gdy inni spali w środku tej skromnej, drewnianej budowli, Fox skorzystał z okazji i wyszedł na zewnątrz. Wziął ze sobą swój wiązany na rzemienie plecak, gdyż w przeciwieństwie do Alexa nie potrafił niczego przywoływać. Strasznie mu tej umiejętności zazdrościł, ale co zrobić? Nie każdy jest samoukiem, a duma nie pozwalała mu prosić przyjaciela o korepetycję. W takich momentach tęsknił za swoim pierwszym nauczycielem-swoim tatą.
Znalazłszy ustronne miejsce gdzie nawet z nieoszklonych okien domku nie dało się go dojrzeć, Fox zatrzymał się usiadł na pokrytym mchem kamieniu i wyjął z plecaka czarny kanciasty przedmiot. Uważnie przestudiował, czy się nie porysował.
Dzisiejszy dzień nie należał z jego punktów widzeń do specjalnie udanych. Podziobany przez kruka, przemoczony do suchej nitki jeszcze przed kolacją oberwał z liścia od Amber, a przecież niemal nic nie zobaczył. W zasadzie więcej usłyszał, ale nie były to informację specjalnie ciekawe.
Pamiętał jak Alex zaczął się dziwnie rozglądać, a potem utkwił podejrzliwe spojrzenie w tafli wody niedaleko jakiegoś spróchniałego pnia. Gdy spytał go co się dzieje ten odparł „nic”, jednak coś czuł, że to nie prawda.
„Coś widział albo wyczuł, ale nie chciał powiedzieć. Może nie mógł, albo nie widział sensu w tym by mi mówić, bo nic by to nie dało?”
W każdym razie gdy Alex kazał Meg coś sprawdzić, Fox postanowił zobaczyć co u dziewczyn. Tym razem bez żadnych zboczonych zamiarów, a jedynie z ciekawości. Wiedział, że już skończyły się kąpać i teraz niemal całkiem suche zaplatają sobie warkocze. To znaczy, Paulina zaplatała warkocza Amber, a jej kosmyki zaplatały się same. Przynajmniej tak widział to chłopoiec-lis, gdyż nie był w stanie dojrzeć błękitnej mgiełki latającej koło dziewczyny.
– Ciekawe co u Sora – zastanawiała się Amber z niepokojem wymalowanym na twarzy.
– A co miałby u niego być? Pewnie razem z Sanako załatwiają własne sprawy.
– Ostatnio mam złe przeczucia. Rozumiałam się z bratem bez słów i zawsze łączyła nas taka telepatia, a teraz czuje że stało się coś niedobrego.
– Kiedy ostatnio rozstawaliście się na kilka dni?
– Nie wiem...może pół roku temu...
– Po prostu za nim tęsknisz. Ja mam tak samo. Dawno nie widziałam rodziców, a przez to że nie wiem co z nimi jest to wyobrażam sobie najczarniejszy scenariusz. Na pewno nie ma powodów do zmartwień.
Półelfka niepewnie przyznała jej rację, choć nie wyglądała na przekonaną. Ta czarna rzeka i wyludnione miasto jasno jej udowodniły, że na wyspie dzieje się coś niedobrego.
Foxowi ta więź brat-siostra wyglądała na jakieś kazirodztwo. Może dlatego że jego z rodzeństwem nie łączyło żadne duchowe łącze. Cała piątka mogłaby być obecnie po uszy w kłopotach, a on nic nie czuł, choć ich matka z pewnością niepokoiła się co dzień o wszystkich bez przyczyny.
Tak rozmyślając czarodziej patrzył się jak zahipnotyzowany w ekran swej komórki, czyli wspomnianego kanciastego przedmiotu, który wyciągnął. Nie od razu poczuł, że ktoś mu się przygląda. Gdy skończył jeden poziom gry włączył „Pause” i powoli odwrócił głowę. Spodziewał się jakiegoś ciekawskiego zwierzęcia. Zbladł jak ściana, gdy ujrzał czerwonowłosą nastolatkę stojącą kilka metrów od niego i intensywnie przyglądająca się jego komórce.
- O... cześć – powiedział zakłopotany, chowając zakazany w Świecie Smoków przedmiot za plecami, jednak muzyka z gry nadal była dobrze słyszalna
Fox myślał, że dziewczyna jest zwykłą mieszkanką Świata Smoków i zaraz zacznie zadawać pytania, na które on nie powinien odpowiadać. Nie wolno mu było zdradzić, że jest więcej niż jeden świat.
– Ja już podejrzewałam cię o najgorsze, a tu okazuje się, że ty tu sobie siedzisz i grasz w gry na komórce. - Pokręciła głową z niedowierzaniem.
– To ty też..?- Nie dokończył pytania gdyż dziewczyna pokazała mu swojego Samsunga.
Gdy Fox zrozumiał, że ma do czynienia z „bratnią duszą” poczuł niewysłowioną ulgę. Nie znał się na zaklęciu pozbawienia pamięci, nie umiał grzebać ludziom w głowie, a przynajmniej nie za pomocą magii.
Paulina tym razem nie obudziły żadne hałasy. Już od jakiegoś czasu podejrzewała, że Fox nie do końca jest stąd. Dlatego przeczekała i widząc iż wychodzi on na zewnątrz wysłała za nim Psotkę, a następnie ruszyła za jej światłem tak, by nie zostać zauważona. Wróżka nie była wtajemniczona w istnienie czegoś poza Światem Smoków, więc kazała jej wracać do chatki.
Stojąc przed chłopakiem nie mogła uwierzyć, że udało jej się znaleźć kogoś kto pochodzi z jej świata, a nie jest Strażnikiem. Jednocześnie nie podobało jej się iż był to właśnie on.
Fox uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Sam nigdy bym nie zgadł. Nieźle się maskujesz.
– W przeciwieństwie do ciebie. – Skrzyżowała ręce na piersi. - Praktycznie przez całą drogę rzucałeś teksty dla miejscowych nie zrozumiałe, a pochodzące ze spotów reklamowych. Momentami używałeś nawet slangu.
– Lubisz wytykać ludziom błędy, prawda?
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu. Spojrzała w stronę leśniczówki i zastanawiała się po co w ogóle z niej wychodziła.
„Chyba tylko dlatego, że nie sądziłam iż zastane go na niewinnej zabawie, ale skoro moje podejrzenia okazały się nieprawdziwe to właściwie nie mam po co tu stać na zimne.”
– Cóż...skoro już ci wytknęłam co miałam to dobranoc – powiedziała odwracając się na pięcie i znikając w krzakach.
– Ej ! Czek...- Fox zerwał się z miejsca i pobiegł za dziewczyną. Gdy ją dogonił złapał za rękę. - Poczekaj. Wiem że nie zrobiłem na tobie dobrego pierwszego wrażenia, czy może drugiego, bo już wcześniej się spotkaliśmy tylko nie mailiśmy za bardzo okazji pogadać...
– Wiesz jak się tak zastanowić to za każdym razem jak ty coś powiesz to mam ochotę albo dać ci z liścia, albo zignorować.
– Jeśli powiedziałem wcześniej coś co cię uraziło, to chciałem przeprosić.
Paulina spojrzą mu prosto w oczy. Tym razem miały błękitny odcień i wydał jej się znacznie bardziej szczere od jego lisio-malinowych. To musiał być czarodziej czystej krwi. Pół czarownica, Violett też potrafiła zmieniać kolor tęczówek, jednak tych dwoje różniło coś czego Paulina nie była w stanie nazwać, a co wyraźnie czuła.
„Moc – podpowiedział jej ten obcy głos w jej głowie – pół magiczni są na niższym poziomie.”
Z resztą kto inny mógłby przyjaźnić się z Alexem? Pół czarodziej nie zrozumiałby jego inności.
Dziewczyna przypomniała sobie długą bliznę jaką posiadał Fox i nagle zainteresowało ją jak dokładnie powstała. Jak ich przyjaźń mogła przetrwać coś takiego? Skoro skończyło się to podobnie jak u Amber to znaczy, że musiał być w stanie krytycznym. Nie powinien przeżyć czegoś takiego. Pozostał mu ślad, a więc żaden uzdrowiciel się nim nie zajął. Dlaczego Alex nie uleczył swego przyjaciela? Nie potrafił? Nie mógł, czy nie chciał?
Dziewczyna przypomniała sobie długą bliznę jaką posiadał Fox i nagle zainteresowało ją jak dokładnie powstała. Jak ich przyjaźń mogła przetrwać coś takiego? Skoro skończyło się to podobnie jak u Amber to znaczy, że musiał być w stanie krytycznym. Nie powinien przeżyć czegoś takiego. Pozostał mu ślad, a więc żaden uzdrowiciel się nim nie zajął. Dlaczego Alex nie uleczył swego przyjaciela? Nie potrafił? Nie mógł, czy nie chciał?
– Ktoś mnie ostrzegał iż może ci coś odbić i będziesz chciał się zemścić.
– Ja mścić? Ależ gdzieżby tam. - Nie zabrzmiało jej to za szczerzę dlatego też wyrwała mu swoją rękę i cofnęła o krok. - Ok... załóżmy, że zrewanżuje się potem. Co to za zemsta bez elementu zaskoczenia?
Paulina zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
– Zgoda powiedźmy, że ci wierzę i zostanę. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziesz naruszać mojej przestrzeni osobistej i zachowasz trzy metry odstępu. O czym mielibyśmy rozmawiać?
– Cóż... w końcu okazało się, że łączy nas więcej niż nam się wydawało. Może wymienimy się numerami telefonów?
– Obawiam się, że moja już donikąd nie zadzwoni...
– Dlaczego?
– Zepsuła się. Wpadła do wody i zamokła.
– Może udałoby mi się ją naprawić. - Chłopak zamyślił się na moment. - W zamian dasz mi swój numer.
Paulina z początku odebrała to jak szantaż, ale w końcu nikt jej nie kazał się zgadzać. Komórka była tu nie potrzebna. W tym świecie nie znano sztucznych satelita, więc nie istniało tu coś takiego jak internet, ani żaden inny sposób przesyłania danych. Przekonało ją to samo co kazało dać mu drugą szansę – ciekawość oraz fakt, że Alex mu ufał.
„Ufał a jednak mnie przed nim ostrzegł. Jednak ciekawi mnie jak on zamierza naprawić za pomocą magii coś co nie pochodzi z tego świata.”
Podała mu swojego Samsunga i usiadła ze trzy i pół metra obok. Tak więc na tyle, by widzieć co on wyprawia, a jednocześnie mieć czas na reakcję. Szczerzę nie wierzyła, że mu się uda. Fox wyciągnął różdżkę wycelował w przedmiot. Na twarzy chłopaka pojawiło się skupienie. Przez moment nic się nie działo aż w końcu po dłuższym oczekiwaniu ekran komórki zaświecił się.
- Mam nadzieje, że pamiętasz PIN. – Uśmiechnął się chłopak i podał jej „pacjenta”.
– Jak ty to zrobiłeś? Trudno mi uwierzyć, że jakiś czarodziej stworzył zaklęcie naprawiające przemoknięty sprzęt elektroniczny.
– Nie wiarygodne, ale prawdziwe. Mój tata mnie tego nauczył. Jestem jedynym jego synem, którego zabrał ze sobą do tego skomputeryzowanego świata.
– Dlaczego akurat ciebie?
– Bo tylko ja byłem na tyle mały, lekki i cichy, by zasnąć w jego plecaku, będąc w postaci lisa.
– Rozumiem.
– Doszedł do wniosku, że to trochę nie w porządku kasować pamięć własnemu dziecku, poza tym uznał, że widać dzieje się wola boska (bo bardzo wierzący był) i od tamtej pory częściej mnie ze sobą zabierał.
– Używasz czasu przeszłego, bo już nie jest tak wierzący i cię już nie zabiera?
– Nie. Teraz już sam chodzę do tamtego świata...a co do ojca, kto wie...pewnie nadal jest wierzący. - Paulina zauważyła u chłopca mieszankę uczuć których się i niego nie spodziewała – rozmarzenie, melancholia i coś jak tęsknota, wręcz smutek.
Fox spojrzał w niebo, na gwiazdy. Wiele niewykształconych osób ma przeróżne teorię na temat tego jak powstają i choć on sam dobrze wiedział, że są to po prostu olbrzymie kule gazów, to teorię o duchach zmarłych patrzących w tej chwili na niego wydawała mu się znacznie bardziej...romantyczna.
Dokładnie pamiętał ten dzień, który z początku wydawał się normalny.
– Co ty sobie myślałeś? Jakbym nie miała dość kłopotów to jeszcze musisz mi dokładać zmartwień. Jak ojciec się dowie dostanie lanie. Ja już nie mam siły. Haruje tu jak wół, a wy zamiast mnie wesprzeć jeszcze demolujecie dom – krzyczała na niego matka.
Dom, a właściwie ten jeden pokój faktycznie wyglądały nie najlepiej, ale jego obecny stan nie wynikał z umyślnego działania.
– Ale mamo...przecież i tak myślałaś o remoncie kuchni – próbował złagodzić sprawę Fox, przybierając pozę aniołka.
– Do pokoju i nie wychodzisz dopóki nie wróci ojciec.
Fox i Alex, będący jego towarzyszem w zbrodni, wspięli się po schodach na piętro.
– Wiesz czasem ci zazdroszczę, że jesteś sierotą – powiedział Fox do ośmioletniego Alexa. - Przynajmniej nikt nie ma prawa się na ciebie wydzierać, ani dawać kar cielesnych.
– Z dwojga złego wolałbym chyba dostać klapsa niż być non stop ignorowany, lub porażany tym zimnym spojrzeniem Shadow – wyznał Alex zamykając drzwi pokoju, który służył za sypialnie dla sześciu chłopców. - Następnym razem, jak będziesz eksperymentować z eliksirami, które mają skłonność do wybuchania, to idziemy do mnie. Chciałbym zobaczyć minę Shadow...Czegoś takiego nie mógłby zignorować. - Alex zamyślił się i usiadł na podłodze. - To co robimy?
Fox zabrał się za snucie szczegółowy plan naprawienia sytuacji. Nagle uwcześnień dziesięcioletni Xawier wpadł do pokoju. Z początku myśleli, że ich podsłuchał, albo odkrył jakiś ich sekret, ale szybko zrozumieli, że gdyby do tego doszło to raczej, by się uśmiechał złośliwie, jak to miał w zwyczaju gdy trafia mu się okazja by naskarżyć, na młodszego brata. Tymczasem ten, blady jakby właśnie zobaczył ducha, podszedł do nich powoli i wyraźnie chciał Foxowi coś przekazać, ale widać nie potrafił tego ubrać w słowa.
– Co? Tata już wrócił z pracy? - to jedyne co na ten momenty przychodziło Feliksowi do głowy, choć sam nie rozumiał czemu. Może przez godzinę, która mu się skojarzyła z tym, że ich rodzina staje się kompletna, albo miał jakieś przeczucie.
– Ojciec już nie wróci – wydusił z siebie Xawier.
– O czym ty mówisz? - Feliks był pewien, że brat robi sobie z niego żarty.
Tymczasem Alex spojrzał na nich ze współczuciem, jakby do niego te słowa dotarły szybciej.
Chwilę później chłopcy byli już w salonie gdzie zastali zapłakaną matkę. Kolejny dowód na to, że nie są to żadne żarty. Nie należała bowiem do osób, które łatwo zmusić do płaczu. Obok niej bliźniaki Ian i Dan starali się ją jakoś pocieszyć. Każdy na swój sposób. Czteroletni wówczas Vix zdawał się zupełnie nie rozumieć sytuacji i bawił się w najlepsze gdzieś w kącie kuchni. Do zgromadzonych docierały jego wesołe śmiechy.
– Felikś – łkała matka wyciągając ręce by go przytulić. Fox czuł, że nogi się pod nim uginały. Zawsze gdy matka zdrabniała tak, prawdopodobnie niepoprawnie, jego imię i to w dodatku tym tonem, wiedział, że zamierza mu przekazać coś co mu się nie spodoba. - Tata miał wypadek...
– Żaden wypadek. - Vastian, najstarszy z braci chodził nerwowo po pomieszczeniu i pakował się. - Ktoś go zamordował i ja tego ktoś znajdę.
Chłopak miał szesnaście lat i z punktu widzenia prawa był pełnoletni, poza tym jako pierworodny miał prawo się mścić za ojca. Gdy Vastian wyszedł jego matka wybuchła ponownie płaczem.
Feliks nawet nie zauważył jak go przytuliła. Normalnie by się wyrywał i prosił by dała sobie spokój z takimi czułościami, ale teraz był jak sparaliżowany. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
Dopiero kilka tygodni, gdy żałoba minęła, a Fox już nieco pogodził się z myślą o tym, że został pół sierotą, Alex powiedział mu coś co dokładnie zapamiętał.
– To że twój tata umarł to nie znaczy, że go przy tobie nie ma. Wydaje mi się, że mimo wszystko jesteście sobie bliżsi niż ja i ten przez którego się urodziłem. - Podał mu prawiony w skórę dziennik. Fox pamiętał, że ojciec obiecał, że będzie go uczyć gdy tylko obudzą się w nim moce mimo śmierci poniekąd spełnił te przyrzeczenie, choć wiedza jaką przekazał ograniczała się do teorii. Dziennik był jedyną książka jaką Fox w życiu przeczytał.
– Ale przez ciebie złapałem doła – powiedział oskarżycielskim tonem, jakby miał jej za złe że poruszyła ten temat. Fox schował twarz w dłoniach, ale nie wyglądało by miał się rozpłakać. Położył się na plecy.
– Em...Przepraszam – powiedziała niepewna za co przeprasza.
Nie miała pojęcia co konkretnie chłopak mian na myśli mówiąc o swoim ojcu. Był wierzący, ale możliwe, że nadal jest. Zabierał go na wycieczki do innego świata, ale już nie zabiera.
„Chyba lepiej nie dążyć tego tematu”-pomyślała.
Spytała jakim żywiołem się posłużył by naprawić komórkę, na co on odparł, że czarodzieje w przeciwieństwie do elfów nie ograniczają się do żywiołów. Zdziwił się, że nie zauważyła, że teleportacja, transformacja i naprawianie to jedne z wiele, które nie mają żadnego konkretnego żywiołu.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę wyrywał dziewczynę na takie teksty.
– A ja nie sądziłam, że uda mi się ciebie znieść przez więcej niż pięć minut.
Rozmowa było o tyle przyjemna, że nie musiała udawać miłej, a on nie brał niczego do siebie.Jednak z tego wszystkiego zapomniała o co chciała go spytać.
– A wracając do umowy. Miałaś mi podać swój numer.
Paulina wyrzuciła z siebie ciąg cyfr tak szybko, że normalny człowiek miałby problem ze zrozumieniem, a co dopiero z zanotowanie, jednak o dziwo Fox powtórzył całość bez pomyłki i klikał do swojego telefonu. Gdy skończył obiecał, że przy najbliższej okazji zadzwoni i ponownie się umówią na randkę.
– To nie jest żadna randka. - Gdyby taka rozmowa sam na sam z chłopakiem, po ciemku to wychodziłoby, że z Alexem miała już trzy randki.
Nagle zdała sobie, że właśnie dała swój numer komuś kogo nie zna z imienia.
– Jak się nazywasz? Fox to przecież nie może być twoje imię.
– Oj Malina...Ja mam pewne zasady - nie zdradzam takich rzeczy na pierwszej randce.
– Nie nazywam się Malina.
– Oj...wybacz. Zapamiętałem, że twoje imię kończy się na „lina”, ale zapomniałem pierwszej sylaby. Kalina?
– Nie.
Przez kolejne pięć minut Fox podawał swoje propozycję próbując sobie przypomnieć, lub tylko udając, że zapomniał. Przy okazji Paulinia miała okazję się przekonać jak wiele imion kończy się tak samo jak te jej.
– Konstantlina ?
„To takie imię w ogóle istnieje? Nie no teraz to mnie już wrabia” - nie mogła powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
– Karolina? Malwina? Alina?
– To drugie nawet się nie kończy na „lina”. Heh – nie wiedzieć czemu ta cała sytuacja ją rozśmieszyła - Paulina jestem.
– Byłem blisko.
– Ciekawe kiedy...
– Jesteś Polką?- strzelił po trzech próbach odgadnięcia jej narodowości.
Paulina zrobiła wielkie oczy i spytała po czym poznał. No przecież nie po imieniu. Z czasem zamarzyła by przerwać rozmowę, bo bała się, że z czasem chłopak będzie w stanie odgadnąć jej dokładny adres zamieszkania.Chłopak potrafił tak poprowadzić rozmowę, że nie tylko dowiadywał się czego chciał, ale w dodatku nie zdradzał nic o samym sobie i sprawiał ze dziewczyna sama nie wiedziała o co go chciała spytać.
– Ja chyba będę się już zbierać. Śpiąca jestem.
– Nie krępuj się możesz się tu pożyć – zaśmiał się, ale nawet nie marzył, że weźmie tą propozycję na serio.
– Aż tak jeszcze ci nie ufam. - Wstała, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
– Jeszcze – uśmiechnął się łobuzersko, gdyż plan jego zemsty powoli nabierał realnych kształtów. - W takim razie dobranoc.
____________________________________________________________________________
Jeszcze przed końcem Sierpnia, ale już po 28 pojawi się ostatni rozdział serii "Drużyna". Staram się by nie wyszedł za długi.
Nim zacznę ostatnią serię, którą zatytułuje chyba "era demonów" zrobię sobie małą, kilku tygodniową przerwę. Podział na serie jest nieco sztuczny i wymuszony. W każdym razie koniec jest już bliski.
Czy wspomnienia powinny być streszczone, czy rozwlekane jak w tym wypadku?
Jeszcze przed końcem Sierpnia, ale już po 28 pojawi się ostatni rozdział serii "Drużyna". Staram się by nie wyszedł za długi.
Nim zacznę ostatnią serię, którą zatytułuje chyba "era demonów" zrobię sobie małą, kilku tygodniową przerwę. Podział na serie jest nieco sztuczny i wymuszony. W każdym razie koniec jest już bliski.
Czy wspomnienia powinny być streszczone, czy rozwlekane jak w tym wypadku?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz