sobota, 27 października 2012

Rozdział 69: Gdy nie wszystko idzie jak w planie

Paulina niewiele myśląc otworzyła pierwsze lepsza drzwi, by się ukryć. Nawet nie rozglądała się gdzie trafiła. Ktokolwiek znajdował się obecnie w pomieszczeniu – a nikogo nie słyszała – z pewnością nie jest przyczyną tego, że swędzi i piecze ją lewa ręka. Wyjrzała przez dziurkę do klucza, by się upewnić, czy postać już przeszła. Jednak zamiast pustego korytarza ujrzała dziewczynkę beztrosko rozmawiającą ze służbą. Mówiła cicho jakby zaraz miała zemdleć. Niewinnie i potulnie co jakiś czas kaszląc.
„Symuluje chorobę” - osądziła Paulina. Znała się na tym. Ileż to razy sama tak robiła.
Gdy drobna postać przechodziła koło drzwi ręka przestała swędzieć. Teraz bolała niemiłosiernie jakby ktoś wbił jej nuż i kręcił ostrzem w ranie powiększając ją. Trzymała się za nieistniejącą pogłębiająca się ranę, a potem poczuła, że ktoś kładzie rękę na jej ramieniu. Wzdrygała się i włosy stanęły jej dęba. Wszystko stało się jednocześnie. Klamka poruszyła się i wszystko znikło i wydział już tylko ciemność, choć zachowała pełną świadomość.  


Paweł wraz z Rozalindom stali w jej pokoju. Chłopak czuł, że nie powinno go tu być, a mina księżniczki potęgowała to uczucie. Twarz jej ciemnoskóra, wymalowana, pozbawiona emocji, które wyraźnie pozwalała mu dostrzec w swych fiołkowych oczach. Ubrana w fioletową suknie do ziemi ze złotymi elementami i koronką wyglądała jak na księżniczkę przystało. Długie czarne włosy spięła w kok ozdobiony kilkoma błyszczącymi drobiazgami. Kilka pojedynczych kosmyków opadało jej na ramiona. Dzięki złotej biżuterii wręcz jaśniała, co mocno kontrastowało z tym jak ją zapamiętał po ich pierwszym spotkaniu. Wyglądała jak zupełnie inna osoba, przy czym jej zachowanie również uległo zmianie. Paweł nadal czuł ucisk w żołądku, który towarzyszył mu od kiedy ją zobaczył w tańcu. Bał się, że za moment zwymiotuje przez ta tremę. Jeśli okazałoby się, że Roza stoi po stronie siostry i dajmy na to będą musiał z nią walczyć to wiedział jedno: nie jest w stanie jej zranić. Serce uderzało mu jak młot w żebra, gdy zastanawiał się jak zacząć.
„Coś musisz powiedzieć. Nie po to to wszystko żeby teraz stać jak ten kołek” - skarcił się w duchu.
– Nie powinnam była cię zapraszać – zaczęła Rozalinda nim ten zdołał wydobyć jakiś dźwięk z buzi którą lewie co otworzył.

– Ale jestem – wtrącił byle coś powiedzieć, a gdy ona przyglądała mu się intensywnie dodał: - Po tym co się wydarzyło nieco się martwiłem. Meridiana jest niebezpieczna.
– Ja tak nie uważam. Obserwowałam ją. Nie wiem co tam widziałam na polanie, ale nie wieżę, że to ona.
– Przykro mi, ale to nie był sen. Nie możesz lekceważyć tego zarżenia. Razem z bratem omówiłem tą sprawę. Jesteśmy w stanie zapewnić ci ochronę jako świadka koronnego... - Sam nie wierzył, że mówił zupełnie jak jakiś policjant, albo przedstawiciel tajnej agencji wywiadowczej. Nie miało to zabrzmieć tak bezdusznie, ale przez dystans jaki ona między nimi wytworzyła samo tak wyszło.
– Nie pozwolę wam jej skrzywdzić. To moja siostra.
– Nie mogę obiecać, że nic jej się nie stanie, ale wiedź, że mnie perspektywa zabijania małej dziewczynki też się nie podoba i jako smok dołożę wszelkich starań by nikt niewinny nie ucierpiał.
I znowu wydawało się, że jedynie powiększył dzielący ich metafizyczny mur. Żałował że nie ma z nim kogoś kto by pomógł. Na przykład Pauliny, która by go dyskretnie kopnęła jak to ona tylko potrafi w takich sytuacjach, albo Fox który rzuciłby jakimś żartem. Mógłby towarzyszyć choć Alex, lub jego starszy brat Cinnabar którzy wzięliby na siebie przekazania jej tych mniej przyjemnych informacji.
– Ona jest niewinna jeśli o to ci chodzi. - Spojrzenie Rozy stało się nieprzyjemne, ale Paweł wytrzymał je. - Wiesz co myślę? Że to wy i wasza magia jej to zrobiliście. Mówiłeś, że ten kogo zabiła był magiem. Może to była jej forma obrony.
– Przecież widziałaś, że z pewnością nie wyglądało to na niewinną obronę, tylko jakiś rytuał. Nie pamiętasz co mówiła? Ten człowiek nie mógł jej nic zrobić przywiązany do drąga.
– Nie wiem co widziałam i słyszałam. Skąd mam wiedzieć czy to nie jakaś sztuczka.
Paweł nie wiedział co o tym myśleć. Gdy ostatnio się widzieli byli zgodni, że Meridiana jest niebezpieczna. Roza rozumiała swe położenie i mimo to zgodziła się pomóc. Teraz po kilku tygodniach spędzonych z siostrą zobaczyła w niej człowieka, co nie byłby niczym złym gdyby nie zaistniała sytuacja.
- Pomóż mi tylko znaleźć Pierścienie, a będziesz mogła sama zdecydować, czy mi ufasz czy nie. Jeśli tu są będzie to dowodem, a jeśli nie To zawsze możesz wezwać Łowców.
–    Nie chce nasyłać na nikogo Łowców. Po prostu wyjdź jak wszedłeś.
–    Nie mogę.
Wreszcie powiedział coś czego był zupełnie pewien. Determinacja w jego błękitnych oczach zaskoczyła Roze. Zapadła cisza, która mówiła więcej niż wypowiedziane wcześniej słowa. Mur pomiędzy nimi stopniowo zmalał. W oczach Pawła nie gościł ani cień fałszu, czy oszustwa i ostatecznie znikła niepewność. Musiał znaleźć to czego szukał i dopilnować by Roza była bezpieczna. 
Nie wiadomo, czy to przez pamięć, że uratował jej życie, czy przez jego szczere oczy i szacunek do podejmowanego przez niego ryzyka, choć nie zaufała mu od razu  udało mu się przekonać Roze do przeszukania pokoju jej siostry. Meridiana obecnie podobno pojechała do lekarza, gdyż ostatnio nie najlepiej się czuła. Smok wiedział, że jeśli w tym najbardziej oczywistym miejscu nie znajdą niczego obciążającego – a nic nie wskazywało na to by tak się stało – to Roza krótko mówiąc nie będzie chciała go znać. Na razie pomagała mu tylko ponieważ wiedziała że Paweł wierzy w to co mówi, a to czy to prawda to inna kwestia.

Pomieszczenie było spore i chłodne. Podłogę wyścielały kolorowe miękkie dywany, a ściany posiadały wszystkie odcienie błękitu. Nic nie wskazywało na to by właściciel pokoju posiadał skłonność do pozbawiania ludzi dusz, lub ambicję zdobycia władzy nad światem, ale Paweł nie spodziewał się przecież otwartego na oścież wejścia do groty w której przetrzymywała swe przyszłe ofiary, ani mapy z planami podboju. Jeszcze stojąc we drzwiach patrząc od lewej do prawej przyjrzał się dokładnie wszystkim meblom. Łóżko stanowczo za duże jak dla dziecka z zagłowię skierowanym do lewej ściany, regalik z ulubionymi książkami w okładce ze skóry z odręcznymi ilustracjami na pół strony. Kilka drewnianych kuferków prawdopodobnie na zabawki z zdobionych wyrzeźbionymi w drewnie muszelkami i delfinami. Naprzeciw wejścia znajdowało się duże okno zasłonięte przez ciężkie załomy do podłogi. Przed nim stało krzesło. Dalej po parowej od okna toaletka, której mogłaby używać młoda dama do czesania się a z czasem i do malowania się. Pawłowi jednak lustro kojarzyło się nieco inaczej. Jeśli ma zdolności magiczne mogła używać tego do porozumiewania się na odległość ze swymi sługami. Oczywiście nie dzielił się tym spostrzeżeniem z Rozą, gdyż brzmiało paranoiczne. Przecież lustra można znaleźć wszędzie. Dalej na ścianie naprzeciw łóżka ciągnęły się przykręcone do ściany półki z lalkami.
–     Ładna kolekcja – powiedział Paweł.
–     Niemal wszystkie znane mi jej równolatki bawią się takimi. To takie dziwne?
–     Nie – przyznał przyglądając się armii pluszowych lalek różniących się między sobą jedynie włosami i kolorem oczu oraz niekiedy ubranek. - Zawsze jest tu tak zimno?
Może to jego wyobraźnia i świadomość, że znalazł się w jaskini lwa, ale wyraźnie czuł przeciąg. Jego smocza intuicja sprawiała iż dręczyło go coś jeszcze. Przerwy pomiędzy nimi wydały mu się  mocno nieregularne, co rzucało się w oczy przy pedantycznych skłonnościach właścicielki do czystości i porządku. Rozsunął grupkę lalek przytulonych do siebie tak jakby żyć bez siebie nie mogły, a za nimi odkrył niewielki przycisk.
–     Coś mi mówi, że to nie włącznik światła – mruknął  do siebie świadom, że tutaj nie ma elektryczności.
–     A mnie coś mówi – odezwał się obcy żeński głos za jego plecami – że masz kłopoty chłoptasiu...

Czuł trzonek różdżki przyłożony mu do głowy. 
Nie bał się. Jako smok był odporny na większość zaklęć jednak głupotom byłoby zdradzanie się dopóki nie będzie to konieczne.
–     Kim tu jesteś? - spytała się Roza nieznajomej.
Paweł poczuł swego rodzaju ulgę wiedząc, że dziewczyna jest równie zaskoczona co on. W przeciwnym razie oznaczałoby to, że zdradziła.
- Ah... gdzież moje maniery. Jestem Symphonia. - Tuż za nią pojawiło się kilku mężczyzn, których również przedstawiła.
 Czarownica miała rudę kręcone włosy i wyglądała jakby była spokrewnia z Foxem. Posiada bowiem ten sam chytry uśmiech i szelmowski błysk w oku nie mówiąc już o rysach twarzy upodabniających ją do łasicy.
Pół tuzina czarnych magów ubranych w ciemne barwy poznawalnych im wtapiać się w cienie panujące w pokoju – co z początku utrudniło Pawłowi oszacowanie ich liczebności – wycelowali w nich swe różdżki.
- Koniec zabawy. Pójdziecie z nami, albo zaboli.

 

To było straszne, ekscytujące i bolesne jednocześnie. Choć może nie koniecznie w tej kolejności.  W jednej chwili zbliżający się demon, w drugiej jest już pewna, że została znaleziona, a chwilę potem znajduje się w szafie. Paulina domyśliła się tego ostatniego przez zapach detergentów i wymacanej w ciemności arami szczotek, ścierek, wiader i zmiotek, które uniemożliwiają jej swobodne poruszanie się na małej przestrzeni niecałego jednego metra kwadratowego. Na przestrzeni którą dzieliła z kimś jeszcze. Wyraźnie słyszała jego przyśpieszony oddech, który jednak nie dorównywał jej własnemu.
–    Jeszcze chwila i było by...interesująco – powiedział Alex. Wydawało jej się, że się uśmiechnął, ale z braku jakiegokolwiek oświetlenia nie mogła zyskać pewności. Równie dobrze mogłaby mieć zamknięte oczy. Wszystkie pozostałe zmysły nieznacznie wyostrzyły się, a może i były takie same jak wcześniej tylko po prostu bardziej się nie nich skupiała. Jej nos mówił jej, że tak blisko czarodzieja jeszcze nie była, a na pewno nie aż tak długo. Jedyny zapach jaki potrafiła nazwać to sosnowych igieł. Reszta była za bardzo subtelne. Skojarzył jej się z wiatrem który fruwa po lesie i nosi za sobą płatki śniegu. Przez dotyk czuła, że chłopak stoi tuż przed nią, chcą nie chcą z braku miejsca przy piskając ją do drzwi. Składzik na miotły musiał być zakluczony gdyż pomimo iż naciskała klamkę – która swoją droga wpijała jej się w bok – nie wywoływało to pożądanej reakcji.
–    Szkoda, że nie ma tu Foxa – skomentował czarodziej, gdy mu to przekazała.
–    Jak na mój gust wystarczająco tu ciasno.

Tym razem Alex na pewno się zaśmiał. Jej nie było do śmiechu gdy przypomniała sobie co Fox mówił jej o zagrożeniach związanych z teleportacją. Co gdyby wylądowali w ścianie? Przecież z pewnością nie znał rozkładu pokoi. Czy nie bezpieczniej byłoby dać się zauważyć niż aż tak ryzykować?
–    Chodziło mi o to, że on nie miałby problemu by otworzyć zamek. Masz coś co mogło by posłużyć jako wytrych?
–    Tak. Moja wsuwka do włosów.
–    Gdzie? - spytał przeczesując jej włosy.
Przeszedł ją dreszcz. Próbując wywalczyć nieco przestrzeni Paulina spróbowała go nieco  odepchnąć. Gdy poczuła jego serce uderzające centralnie pod jej dłonią przypomniało jej się jak się poznali.
„By udowodnić, że nie jest żadnym upiorem chwycił jej związane ręce i przyłożył do okolicy dziury, którą wykonała. Poczuła bicie jego serca. Było nieco za szybkie jak na jej gust, ale można to tłumaczyć tym, że przed chwilą musiał ją nieść.”
„A czym obecnie można by wyjaśnić to tętno? - pytała sama siebie. -  Czego się bał? Co miał na myśli mówiąc, że byłoby ciekawie gdyby nie zainterweniował?”
Oczywiście mogło chodzi po porostu o to, że demon niemal nie odkrył ją w miejscu gdzie jako gość balu nie powinna się znajdować. Pytanie czy mała Meridiana zrobiłaby jej krzywdę na oczach towarzyszącego jej dorosłego? A może chodzi o coś innego.
Alex wreszcie zdobył wsuwkę Pauliny i jej włosy opadły jej na oczy.  Nie mogła ich odgarnąć. Zresztą po co jej teraz oczy? Ale denerwowało ją uczucie, że coś znajduje się przed nią i łaskocze w nos. Oczy czarodzieja znajdują się na poziomie jej własnych choć  ich spojrzenie koncentrowało się na zamku w którym dłubał zaimprowizowanym wytrychem. Wiedziała o tym ponieważ czuła włosy z jego grzywki na własnym czole.
Miarowe i niemalże rytmiczne klikanie w zamku wywoływane przez bezowocne próby czarodzieja rozgryzienia jego mechanizmu stały się jej jedynym sposobem na odmierzanie czasu.
„Jeśli jedno kliknięcie to jedna sekunda to siedzimy tu już przynajmniej kwadrans.”
Obecnie ona również żałowała, że z nimi nie ma Foxa. Słodkie sam na sam z Alexem nie byłoby takie złe gdyby nie fakt, że czuła iż niedługo nie wytrzyma w pozycji stojącej, a usiąść się nie da.

Jej zmysły wyostrzały się coraz bardziej i już nie tylko widziała dotykiem, węchem, smakiem,  słuchem ale i szóstym zmysłem, który ujawnił się w dość nietypowy sposób. Mianowicie z zamkniętymi oczami i bez światła widziała światło bijące od  jej towarzysza. Z początku pomyślała, że może to jakieś zaklęcie, albo efekt działania jakiegoś medalionu, ale w rzeczywistości te światełko było jego istotą. Unosiło się w nim i emanowało jego aurą.
„Śliczne” - powiedziała do siebie w myślach. - „Tylko czemu ja to widzę.”
Nie chciała już siedzieć w tej szafie, a Głos namawiał ją.
„Potrzeba nam tylko trochę energii i same stąd wyjdziemy.”
Usta Alexa znajdowały się bardzo blisko. On sam nadal skupiał się na zamku. Wytrych poruszał się coraz szybciej jakby czarodziejowi kończyła się już cierpliwość. Sama nie do końca świadoma co robi położyła mu dłoń na policzku, ale gdy od to zauważył otrzeźwiała na tyle by zdać sobie sprawę ze coś jest nie tak.
–    Alex...Ja zaczynam się bać. Coś...niedobrego się ze mną dzieję.
–    Potem porozmawiamy. - Zdjął jej rękę ze swojej twarzy. - Zaraz skończę. Pójdziemy na miejsce spotkania i tam porozmawiamy. Zgoda ?
Kiwnęła głową. W ścisku w jakim stali nawet jeśli nic nie widział i tak musiał zauważyć ten gest. Mimo to nadal nie do końca czuła się sobą.
„Potrzeba tylko odrobiny – kusił ponownie Głos.”
Kto wie jak by się to skończyło gdyby Alex wreszcie nie rozgryzł mechanizmu zamka. Ponieważ Paulina przez cały czas opierała większą część swego ciężaru na drzwiach siłą rzeczy po ich otwarciu wylądowała plecami na chłodnej posadce, a Alex na niej. Czarodziej szybko uniósł się na łokciach i rozejrzał po korytarzu szerokości ulicy i porównywalnej długości. Gdyby spojrzał na Paulinę zobaczyłby złoty błysk, który stopniowo znikał.
–     Ktoś idzie – szepnął Alex nasłuchując kroków po ich lewej.

Paulina usiadła, lecz nim cokolwiek powiedziała i zanim właściciel kroków zdążył ich zobaczyć czarodziej teleportował się. Została sama, w sukni i rozczochranymi włosami tuż przed otwartym składzikiem na miotły.




niedziela, 21 października 2012

Rozdział 68: Bal

Trista właściwie nie było stolicą Imperium, ale osiem lat temu po narodzinach młodszej córki, Meridiany, król postanowił osiedlić się na stałe w wschodnim pałacu. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak postąpił i co nim kierowało.
Wspomniany pałac znajdował się w centrum miasta. Jego wierzę górowały nad całym miastem i dawało się je zobaczyć już z dużej odległości, tak więc nie dawało się nie trafić. Ze wszystkich stron otoczony nie tyle drzewami, czy ogródkiem co wręcz parkiem. Trzymetrowe mury otaczające przypałacowe rośliny oddzielały tą niegdysiejszą fortecę wzniesioną przez magów od reszty miasta.
Człowiek który był odpowiedzialny za całe Imperium i wszystkie magiczne istnienia, które z jego rozkazu zginęły publicznie, lub w niewoli nie wybladła na okrutnika. Dobrze patrzyło mu z oczu. Często szczerze uśmiechał się do gości i zdawał się wszystko o wszystkich wiedzieć.

To ostatnie nieco zestresowało młodego smoka. Co bowiem jeszcze zwróci się do niego z pytaniem kim on jest? Zdawał się znać z widzenia każde dziecko biegające po sali. Co jeśli zauważy, że wśród nich pojawił się ktoś nowy? Co jeśli zdemaskuje go ktoś inny.
Plan jaki przedstawił bratu był w teorii prosty. Znaleźć Roze, porozmawiać z nią, wspólnie znaleźć Pierścienie, a potem uciec tak by nikt nie odkrył kradzieży z porwaniem.

„Meridiana nie wie jak wyglądam w ludzkiej postaci i przy odrobinie szczęścia nie wie nic o istnieniu Wybrańca który jest w stanie ją spalić razem z duszą.” - tak rozmyślał chłopak próbując się wmieszać w tłum wystrojonych i wymalowanych panien oraz pięknych panów.
Sala w której odbywał się bal była olbrzymia. Musiała mieć takie rozmiary by pomieścić bogatych gości z niemal połowy kontynentu. Obecność na balu była obowiązkowa. Jasne ściany i sufit pomalowane na kremowo odbijały światła z licznych świec, żyrandoli i wszelkich innych źródeł.

Wchodząc głównym wejściem człowiek najpierw zauważał iż stoi na szczycie schodów. Z tego poziomu wszyscy zwykle rozglądali się po sali. Po prawej znajdowały się balkony które ciągnęły się wzdłuż zewnętrznej ściany budynku. Łukowate szklane drzwi pozwalały gościom wychodzić na nie by podziwiać rozdzierający się na zewnątrz zielony krajobraz. Pod ścianą na przeciwko wejść znajdowały się dwa trony, dla króla i królowej. Droga do nich prowadziła po czerwonym dywanie. Każdy gość zostawał zapowiedziany jeszcze zanim pojawiał się u szczytu schodów. Następnie podchodził do pary królewskiej by wymienić grzeczności i kilka zdań. Na szczęście Paweł zdołał uniknąć zaszczytu rozmowy z monarchą wchodzą przez balkon. Skorzystał z faktu iż niemagiczni nie kochali natury na tyle by ryzykować przeziębienia, którego mogliby się nabawić stając w przeciągu w pierwszy dzień kalendarzowej zimy.
Paweł rozglądał się po sali, ale nigdzie nie widział Rozalindy. Co więcej swoim zachowaniem zwrócił na siebie uwagę pewnego blondyna.

- Może mogę ci w czymś pomóc? Szukasz kogoś? - spytał.
Był to przystojny młodzieniec w jego starszego brata Cinnabara. Nawet jeśli faktycznie jego chęć pomocy brała się z troski, jego twarz wyrażała coś innego. Zupełnie jakby schowany za maską uprzejmości chciał powiedzieć: „Młody przestał się kręcić jak wrzeciono i nachalnie się na wszystkich gapić. To niegrzeczne.”
- Ja...em...- wyższość jaką demonstrował tamten wprawiła go w zakłopotanie. - Szukam...- Poczuł że robi mu się gorąco.
- Oh... kuzyku! - zawołała do niego jakaś dziewczyna, której z początku nie poznał.
Miała czarne krótkie, proste włosy. Biegnąć w jego stronę lekko zadzierała swoją pomarańczowo- różową sukienkę, która odsłaniała jej ramiona. Mimo bucików na obcasie poruszała się całkiem pewnie i ani razu się nie potknęła. Makijaż tak jak u innych panien znajdujących się na balu pokrywał całą twarz niczym maska.
Przepraszam. Mam nadzieje, że nie sprawiał kłopotów. - Mówiła głosem tak słodkim, że Pawela aż zemdliło, po czym przeszła do usprawiedliwiań. - To jego pierwszy raz na balu. Do tej pory zawsze chorował w tym okresie i musieliśmy go zostawiać w domu. W pewnym momencie zgubił nam się w tłumie. On jest niemożliwy. Dziękuje panie, że go odnalazłeś. - Uśmiechnęła się tak anielsko, że młodzieniec rażony jej urokiem nie mógł nie odwzajemnić tego gestu.
- To nic wielkiego. Tylko proszę na przyszłość pilnować kuzyna. I uważać by samej się nie zgubić.
- O to proszę się nie martwić. Niedaleko jest tu mój tata, a jego wujek - mówiąc to wskazała czarnowłosego mężczyznę stojącego niedaleko koło szwedzkiego stołu ustawionego niedaleko balkonów.
Pawłowi człowiek wydał się z twarzy znajomy, ale nie miał pojęcie skąd. Po wymienieniu kilku grzeczności dziewczyna złapała go za przegub i zaciągnęła w stronę stołu. Paweł nie stawiał oporu ale miał mętlik w głowie.
- Dobrze się bawisz ? - spytał go czarnowłosy pijąc poncz i mrugając łobuzersko.
Zaraz... - Do Pawła zaczęło coś docierać. Spojrzał na dziewczynę. Spod ciemnej zasłony włosów spoglądały na niego znajome szare tęczówki. Twarz również nie była mu obca. - Paulina? Co z twoimi włosami?
Chłopak co prawda wiedział, że dziewczyna chce pomóc, ale myślał, że jej pomoc skończyła się w momencie w którym zorganizowała mu pieniądze na kupno ubrania na bal.
- Tak jest kuzynku. To ja. A włosy chwilowo ufarbowane hennom.
- zaśmiała się i widząc jego pytające spojrzenie przedstawiła mu jego „wujka”. - To jest Fox.
- Ale dlaczego wygląda...? - nie wiedział jak to ubrać w słowa.
Czarodziej w niczym nie przypominał dawnego siebie. Nawet oczy.
- Magia – wyjaśnił.
- Można by powiedzieć, że zajął miejsce pewnego szlachcica który nie może z pewnych przyczyn tu być.
- Z jakiś przyczyn? - spytał Paweł i przeszedł go dreszcz.
- Miał wypadek.
- O bogowie...- szepnął młody smok który już myślał o najgorszym.
- Nie przesadzaj. Nikomu nic się nie stało – uspokajał go Fox i wypił coś co jak na jego gust miało za mało promili by choćby poczuć lekkie zawroty głowy, a co dopiero się upić. - Po prostu jego powóz zatrzymał się w karczmie po drodze, a jemu samemu zginęły klucze tuż po tym jak się zakluczył dla prywatności. Oczywiście posłał po ślusarza ale daleko nie zajedzie bez koni. - Fox stłumi swój śmiech „geniusza zbrodni” biorąc kolejny łyk po czym rzucił z wyrzutem. - Nie dałeś nam za wiele czasu na wymyślenie czegoś lepszego.
Przecież prędzej, czy później was odkryją.
- Więc lepiej szybko działaj. - Paulin obróciła go w stronę parkietu na którym wirowała para przykuwająca wszystkie spojrzenia.
- Roza...- powiedział Paweł rozpoznając tancerkę. Serce zabiło mu mocniej, jednak poczuł dziwne ukucie gdy poznał kto z nią tańczy. - To ten sam blondyn co wtedy.
- E...Paweł przestań gadać do siebie tylko idź i pamiętaj: nie zgub się bo obiecałam cię pilnować kuzynku – Po chwili szepnęła mu na ucho. – Wiem gdzie znajduje się pokój Meridiany, jeśli Roza nie będzie chciała cię słuchać idź do wschodniego skrzydła i wypatruj gobelinu – tu opisała mu jak ten konkretny wygląda. -  Spotkamy się w sali balowej na pierwszym balkonie od wejścia.
Powodzenia.


Goście przestali się schodzić, a czerwony dywan dyskretnie zwinięto i zaczęły się tańce. Roza wraz ze swym partnerem jako pierwsi wirowali na parkiecie. Z czasem dołączały do nich kolejne pary. Monotonna, melancholijna muzyka wypełnia całą salę. Może i towarzystwo to wyglądało jak porcelanowe lalki, ale trzeba było przyznać, iż tańczyli z niesamowita gracją i lekkością ruchów. Przez co cała scena wyglądała bajkowo.
Rozalinda uśmiechała się dopóki nie wyłapała w tłumie niebieskookiego bruneta. Jej partner zmartwił się widząc zaskoczenie i niepokój w jej oczach, ale nim podążył za jej spojrzeniem młody smok znikł w tłumie. 

Paulina musiała zwalczyć samolubną pokusę jaką było  dołączenie do tańczących. Ostatnio nie wiele miała okazji by pozwolić się porwać muzyce. Kusiło ją to mimo ciągłych narzekań Foxa, iż atmosfera jest drętwa jak na pogrzebie. Dziewczyna dyskretnie wymknęła się niezauważona z sali wyjściem dla służby, znajdującym się po lewej stronie rzeźbionych schodów. Zostawiła Foxa samego  by miał oko na Pawła. Uważając na służbę, przekradała się przez sale i korytarzem przytłoczona ogromem i bogactwem pałacu. Sala balowa wydawała się niezwykle skromna przy całej reszcie budynku. Mimo wszystko od każdego złocenia i rzeźby wiało chłodem, jakby duch pałacu  sprzeciwiał się takiemu traktowania i nie chciał należeć do nowych właścicieli.
Miała wrażenie jakby odmienione przez niemagicznych ściany przyglądały jej się równie intensywnie co ona im. Podłogi z kamieni stanowiły jedyny element, którego zwykle nie zmieniano, jedynie niekiedy przykrywano dywanem, który jednak nie zakrywał całe powierzchni, którą niegdyś na co dzień przechodzili się magowie rządzący w Illuminaris.

Jeszcze kilka godzin temu razem z czarodziejami wyszła z tunelu i znalazła się w magicznym podziemiu. Tak dosłownie jak i w przenośni. Było to coś co skojarzyło jej się z dyskoteką. Znajdowali się pod karczmą na obrzeżach  miasta. Pomieszczenie przypominało niedorobioną piwnicę, lub jaskinię. Wszystko trzymało się chyba wyłącznie na magii. Nieliczne pochodnie i magiczne światła były jedynym powodem dla którego jeszcze się ni potknęła. Tam właśnie świętowali wszyscy ukryci w pobliży Trista magowie, niczym na sabacie. Muzyka grała cicho, tak że gwar rozmów zupełnie ją zagłuszał. Wszyscy odziani w ciemne luźne ubrania i klanowe maski, jakby bali się, że ktoś może ich zdemaskować. Mimo tej napiętej i przepełnionej wzajemną nieufnością  atmosfery, świąteczna zabawa wyglądała na całkiem udaną mimo iż jeszcze nawet nie zaczęła się na dobre rozkręcać.
Wiele par tańczyło, do przez siebie tylko słyszanej melodii, która nijak się miała do tej przytłumionej cicho granej na fijarkach. W ciemności czaiło się wiele postaci, której nie dane jej było dostrzec i miała tego bolesną świadomość. Zastanawiała się, czy wśród nich może znajdować się Zythria lub któryś ze Żmij.  Pewnie mają obecnie lepsze rzeczy do roboty jak ochrona Pierścienia, ale nie mogła wykluczyć takiej możliwości.
–    Cześć – zwrócił się Alex do jakiegoś kształtu za prowizorycznym blatem który prawdopodobnie miał robić za barek. A może w tym wypadku nazywa się to „szynkwas” czy jakoś tak...
Paulina zapamiętała sobie, że nikt nie mówi tu do siebie po imieniu i wcale nie jest to uważane za brak kultury.
–    Kształt odwrócił się i w magicznym zielonym świetle Alexa pokazał się mężczyzna po czterdziestce o łysej głowie, który zmierzył Paulinę chłodnym spojrzeniem od czubka głowy aż po buty i z powrotem. 
–    Cześć – odpowiedział powoli. - Nie przypominam sobie panienki. Nowa w okolicy?
–    Tak – odpowiedział za nią Fox, który jeszcze w tunelu zobowiązał się mówić w ich imieniu.
–   Już złożyła przysięgę o tym, że nikomu nie powie o tym miejscu – zapewnił, choć w rzeczywistości jeszcze do tego nie doszło. - Nie chcemy nikomu psuć świątecznej zabawy, ale mamy kilka spraw do załatwienia i potrzebujemy pomocy. - tutaj Fox wymienił przedmioty i ludzi których szuka.

Po kilku bardzo długich minutach Fox wręczył łysemu kilka listów, a potem targowali się o cenę pewnej paczki.
–    Chcemy ją tylko wypożyczyć. Powiedźmy jedna sztuka srebra.
–    Chyba żartujesz. Znam takich jak wy. Nie urodziłem się wczoraj. Ona już do mnie cała nie wróci.
–    Dziesięć to przesada.
–    Jej prawdziwa cena liczone jest w złocie. Dziesięć jest w ramach świątecznej promocji.  Normalnie żądałbym co najmniej pięćdziesięciu srebra i to za pożyczenie.
–    Fox targował się dalej, ale widocznie stres zrobił swoje, bo nie był w formie. Człowiek opuścił cenę do trzydziestu srebrnych i kilku miedziaków, gdy zniecierpliwiony Alex dosłownie wytrząsł je z Feliksa i  zaklęciem przywołania zebrał z podłogi. W efekcie czego Fox stał się zupełnym bankrutem.
–     Jeszcze coś. Czy jej rodzice wiedzą, że jest w waszym towarzystwie?
–    Jeśli to pana uspokoi to ja również nie wiem gdzie oni się włóczą – mruknęła Paulina.
Ta odpowiedź widać nie usatysfakcjonowała mężczyzny gdyż nadal przyglądał jej się. Wytrzymała te spojrzenie, a potem Fox zapewnił, że z nimi nic jej się nie stanie i odeszli na bok.
–    Będziesz musiała mi zwrócić te pieniądzem Młoda.
–    Coś mi mówi, że całkiem szybko może pojawić się okazja do spłacenia tego długu.
 Alex zaprowadził ich do pomieszczenia w którym Paulina mogła mieć nieco prywatności w paczce bowiem było jej przebranie - balowa suknia. Co ciekawe tym pomieszczeniem okazał się nie żadna łazienka, tylko sypialnia dla dwojga. Dziewczyna starał się nie mówić co o tym myśli i jakie skojarzenia jej się nasuwają.
Tymczasem chłopcy czekali na nią w głównej sali. Siedzieli sobie grzecznie przy stoliku pod ścianą i głównie pili. Napój Alexa parował i przyjemne ogrzewał mu zmarznięte dłonie. Obaj czarodzieje rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Ten stan utrzymywał się dopóki nie podszedł ktoś kogo Fox się nie spodziewał.
–    Hej. Ja cię pamiętam g****u. Kojarzysz w Deanuarres. Okradłeś mnie.
–    Alex spojrzał z ukosa na nieznajomego, który na moment ściągnęła maskę by się przypomnieć złodziejowi. Feliks próbował się wymigać mówiąc iż musiała nastąpić pomyłka. To jednak nie przekonało człowieka, który twierdził, że takiej twarzy – choć on kierowany emocjami użył innego wyrazu na opisanie tej części ciała – się nie zapomina. Potem złapał Foxa za koszulkę i uniósł po czym rzucił o sięgną i dobył różdżki.
–    Alex mógłbyś pomóc? – szepnął Fox.
Jasnowłosy nie mógł zignorować wezwania o pomoc przyjaciela, ani dopuścić by wyrzucono ich przez bójkę.
- Przepraszam – zwrócił się do obrabowanego. - Ile on ukradł? - Alex nawet przez chwilę nie wątpił, że Fox jest do tego zdolny.
–    Równowartość jednej złotej monety. Nawet nie jesteście w stanie wyobrazić sobie ile człowiek musi pracować by w tych czasach tyle zebrać.
–    Akurat ja wiem ile. Złamałem sobie wówczas rękę i i zwyciężyłem kostkę skacząc z dachu – mruknął Fox, na swoje szczęście za cicho by człowiek w masce w kwadraty go usłyszał. 
–    A gdyby pan dostał tą sumę z powrotem?  Bardzo nam zależy by załatwić sprawę w bezkrwawy sposób.
–    Mam rozumieć, że masz taką sumę przy sobie? - spytał tamten nieufnie.
Alex nie miał. Jego budżet wynosił nie więcej niż 40 srebrnych, a i tego nie był całkiem pewny. Co jeśli pieniądze które niedawno wytrząsł z Foxa należały niegdyś do niego? Westchnął. Może udałoby się to jakoś odpracować w przyszłości, z tym że Fox nie zatrzymał się w okolicy na stałe.
–    Jaką sumę? - spytała Paulina pod płaszczem okrywająca swą balowa kreację.
Przyjrzała się wszystkim po kolei i zatrzymała się na Feliksie który patrzył na nią błagalnie.

- Twoja kleptomania nas kiedyś zgubi – podsumował Alex gdy było już po sprawie. - Jeśli do końca tygodnia nie zwrócisz mi kasy, to skończysz gorzej niżbyś skończył gdybyśmy się nie złożyli.
–    No wiesz ty co. Pieniędzy żałujesz?
–    To było wszystko co mam – to ciche stwierdzenie zamknęło  lisiemu chłopcu usta.
–    Tak jak mówiła. Udało mi się spłacić sukienkę szybciej niż myślałeś. A teraz ty mi jesteś winny bo sukienka kosztowała się około trzydziestu, a ja musiałam ratować twoją skórę większą sumą. Eh...coś mi mówi, że na  resztę zakupów niewiele nam zostało...


Paulina koncentrowała się obecnie na trzech rzeczach: pilnowaniu by nikt jej nie zauważył, oraz by się nie zgubić w labiryncie sal i korytarzy do tego oraz na słuchaniu intuicji. Gdzieś za jedyni z armii drzwi musiała znajdować się skrytka z Pierścieniami, a ona musiała wyczuć za którymi. Oczywiście jak ognia unikała czerwonego dywanu, który według jej snu znajduje się koło pokoju Meridiany. Z drugiej strony często kusiło ją by zignorować to ostatnie postanowienie. Za każdym razem gdy widziała drogę, która w jakiś sposób kojarzyła jej się z jej snem i mogła prowadzić do siedliska demona. Co ciekawe  mimo ryzyka które podejmowała czuła się całkiem bezpiecznie jakby jeszcze do niej nie dotarło gdzie się znalazł. Powagę sytuacji zrozumiała dopiero usłyszawszy zbliżające się kroki.

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 67: Nowy opiekun cz II



Przez noc domek musiał niezauważenie zmienić lokalizację gdyż prócz śniegu wszystko wyglądało zupełnie inaczej, a i jezioro znajdowało się bliżej niż powinno.
Oboje ciepło ubrani w grube kurtki i czapki zrobione na drutach przez Jagodę wędrowali w zaspach po kolana.
- U was zawsze jest taka zima?
- Nie martw się niedługo to wszystko stopnieję.
Nigdzie nie widać żadnej drogi ani ścieżki, czy drogowskazu, a jednak udało im się nie zbłądzić i dotarli do zamarzniętego jeziora. Paulina już raz je widziała, gdyż mijała je w drodze podczas ucieczki i w drodze powrotnej z Lunanor do domu.
Z tego co pamiętała zwane było Cichym Jeziorem. Szczerzę nie miała pojęcia dlaczego ten zbiornik wodny miałby być mniej lub bardziej cichy od innych. Ona widziała jedynie olbrzymie lodowisko w środku lasu.
Fox spojrzał w stronę jeziora, a potem na słońce, które ledwie było widać i poprowadził ją brzegiem jeziora, ta zmiana miejsca również miała swój cel. 

- Wiesz, nigdy nie przyjaźniłem się z dziewczyną.
- Nie dziwię się.
- Nie. Poważnie. Nie wiem jak się zachować.
- To tak jak przyjaźń z chłopakiem, tylko wyobraź sobie jakbym była twoją siostrą. 
- Siostry też nigdy nie miałem. Nawet kuzynki, czy bratanicy. Puki co prócz matki otaczają mnie faceci. 
- W takim razie nie wiem co ci poradzić. Ty stosunkowo szybko zawierasz znajomości. 
- Możliwe, ale zazwyczaj trudno mi znaleźć kogoś kto jest porządny, a jednocześnie nie wymaga bym sam taki był.
- Nie przesadzaj. Można na ciebie liczyć.
- Tylko się nie zdziw jak was porzucę w pałacu jak tylko coś pójdzie nie tak.
- Na pewno tak nie będzie. 
Stanęli przez rurą poziomo wkopaną przez, którą ludzie kiedyś czerpali wodę z jeziora. Z czasem zaczęli tą samą drogą wlewać do zbiornika ścieki i nieczystości. Obecnie stal, zapomniana i nieużywana zardzewiała i pracowała już jedynie jako długi, prosty i niski tunel. Wnętrze rury wypełniały nieprzeniknione ciemności. 
- Pozostaje tylko czekać.
"Poczekać aż zyskają pewność, że nikt ich nie obserwuje przez kryształową kulę."
Paulina ponownie spojrzała na jezioro. Przypomniała sobie jak ostatnio była na lodowisku z rodzicami. W jej świecie zimom choćby nie wiadomo jaki był mróz rzadko kiedy tak duże zbiorniki wody zamarzały.
- Myślisz, że lód wytrzyma nasz ciężar? - spytała wskazując na jezioro zapominając po co właściwie tu przybyli.

- Myślę, że tak, ale nie ma powodów by się śpieszyć. - Zważył w ręku sporą śniegową kulę, ale nim ją rzucił Paulina zrobić unik i schować się. Bitwa trwała do momentu w którym Dziewczyna ukryła w jednej z kul kamyk. Rzuciła nim w drzewo za Foxem.
- Dziewczyno, gdzie ty celujesz ? - zaśmiał się a chwilę później został obsypany istną lawina opadłego z gałęzi białego puchu.
Paulina nie kryła radości i samozadowolenia. Uwielbiała wygrywać. Feliks tymczasem otrzepał się i wyglądało na to, że miał już dość śnieżek do końca życia po tej sprowokowanej lawinie.
- Nie za dobrze się bawicie? - spytał ich głos w wnętrza rury.

Jasnowłosy chłopak wynurzył się z cienia, odziany w czarny gruby płaszcz z pod którego wystawał kawałek brązowego swetra, rękawiczki tym razem ogrzewały całe dłonie. Ciemnoczerwony szalik zasłaniał część bladej twarzy, jednak oboje od razu go poznali. 
- Alex - dziewczyna nie kryła radości z tego, że go widzi.
- Shadow dał sobie spokój jakieś pięć minut temu, ale nie chciałem wam przerywać zabawy.
- A szkoda - mruknął Fox. - Może wówczas nie zmókłbym tak. 
- Chodźmy - zaproponował i wszyscy znaleźli się w ciemnej rurze.
Droga którą obrali nie posiadała rozgałęzień, prowadziła prosto do miasta, więc nie było sensu marnować manę na oświetlanie.
Mimo to złapali się za ręce by się nie pogubić i Paulina mogła z całą stanowczością, że jeszcze nigdy w swym życiu nie trzymała żadnego chłopaka za rękę tak długo - bo aż kilka kilometrów marszu - jak wówczas Alexa, co z początku utrudniało jej koncentrację. Paulina przypomniała sobie sytuację, która ostatnio zmusiła ją do korzystania z tunelu. Ostatnio również był ciemny i zimny, ale wówczas cały wykopany w ziemi i biegł pod rzeką. Prawie pożarł ją pająk. Uratował ją wystający korzeń którego potwór nie zauważył i się nań nadział. W tej przygodnie towarzyszyła jej Pstotka, która obecnie zapewne spała w pokoju Pauliny. 
Istniała jeszcze jedna różnica - tym razem dziewczyna nie zamierzała uzależniać się od losu i pomóc szczęściu.

__________________________________________________


Czekam na jakieś komentarze.



poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 67: Nowy opiekun

Wszyscy domownicy jedli śniadanie, nad którym zrobieniem Paulina męczyła się całe dwie godziny. Zegar wybijał dziewiąta. Gdy Paweł pochłoną odpowiedzią ilość kanapek i czegoś co od  biedy można by nazwać owsianką wraz z bratem wyszli na mróz by pobiegać. Gdy drzwi się otworzyły Paulinę przeszedł dreszcz.
„To szaleństwo wychodzić w taką zamieć.” - pomyślała wyglądając przez zaszronione i częściowo zasypane przez śnieg okno w salonie.
Stół był cały w okruszkach, ale talerze i misy zostały opróżnione równie szybko i skutecznie co  portfele z pieniędzmi przed Świętami Bożego Narodzenia w jej świecie. Paulina westchnęła i już brała się już za sprzątanie ze stołu. Stała się rzecz niesłychana – jej wuj odezwał się. Z początku martwiła się, że może dowiedziawszy się iż wysprzątała bibliotekę wymyślił jej nowe zadanie, jednak wieść okazała się bardziej nieprzewidywalna.
–    Po obiedzie będziemy mieli gościa – obwieścił, a Paulina zdała sobie sprawę, że już niemal zapomniała jaki jej wuj ma głos, a był on poważny rzeczowy i nieco znudzony, czy może zmęczony, jak wykładowca na uniwersytecie który po raz setny mówi to samo.
O gościu Paulina wyciągnęła z niego niewiele, jedynie iż spotkał ją – bo chodziło o kobietę – w mieście oraz iż jest to jego stara znajoma i rzec by można sąsiadka, bo jej dom znajdował się w  tym samym lesie co ich.
Ze stosem naczyń ruszyła do kuchni. Oscar wspaniałomyślnie przytrzymał jej otwarte drzwi. Wrzuciwszy wszystko do misy zagotowała gorącą wodę w czajniku i  przygotowała roztwór na bazię soku z cytryny i soli, który miał posłużyć za płyn do mycia naczyń. Podczas pracy dawała upust swojej niechęci i braku zaufania do stryja.
„Ciekawe, czy oni naprawdę powiadomili moich rodziców, czy to zmyślili by łatwiej mnie przekonać do powrotu i pozostania tu. Co jeśli cały czas kłamał?”
Te myśli nie brały się same z siebie. Każdą negatywną myśl dodatkowo podsycał Głos w jej głowie.
„Jak on śmie” - mówił. - „Lepiej niech zajmie się własnymi sprawami zamiast nieudolnie próbować wychowywać i karać nieswoje dzieci.”
Jedyną rzeczą jaka powstrzymywała ją od zrobienia czegoś głupiego była świadomość, że w niczym nie polepszy to jej sytuacji, a jedynie pogorszy.

Gościem okazał się siwowłosa staruszka. Była niska, garbata i gruba, acz o o kościstych palcach. Na pokrytej zmarszczkami twarzy znajdowało się parę włochatych kurzajek. Największa wyrastała z czubka nosa. Brakowało jej kilka zębów, ale pozostałe wyglądały na zdrowe, a w każdym razie ich barwa nie odbiegała od normy.
–    Pani Jagoda zabierze cię do siebie na kilka dni – orzekł Shadow, po pewnym czasie, gdy staruszka zdążyła już się rozsiąść
„Pani Jagoda>Jaga>Baba Jaga” - analiza tego imienia tak ją zaskoczyła, iż musiała poprosić o powtórzenie reszty zdania.
- Pani Jagoda potrzebuje pomocy przy swoim gospodarstwie, a ponieważ ty się nudzisz mogłabyś z nią nieco pomieszkać w charakterze osoby towarzyszącej i przy okazji trochę pomóc.
Paulina skrzywiła się na myśl o tym nocowaniu. To nie to, że dziewczyna brzydziła się emerytów. Po prostu całym swym jestestwem buntowała się przeciw  robienia czegoś czego jej się narzucało. Zacisnęła ręce w pieści i zamknęła oczy szykując się do tego by powiedzieć co o tym wszystkim sądzi, ale wtem w okno salonu uderzyła kula śnieżna.
Na krotki moment wszystkich to rozproszyło, ale Jagoda szybko zaczęła wypytywać o umiejętności swojej przyszłej pracownicy, przez co Paulina czuła się jak towar na targu niewolników. Jednak ta piguła, która uderzyła w okno, była dla nastolatki niczym sygnał, choć nie miała pewności, czy dobrze go rozszyfrowała.
–    To ja pójdę się spakować.
Wychodząc specjalnie trzasnęła drzwiami. Po pierwsze dlatego iż tak nagła zmiana zdania mogłaby się wydać Shadow podejrzana, po drugie niech kobieta wie z kim będzie mieć do czynienia. Zresztą nie musiała udawać zdenerwowanej. 
–    Obiecuje, że codziennie będę cie odwiedzać – przyrzekł Oscar, jakby to miał ją pocieszyć.
–    Nie martw się młodzieńcze. Nie zabraknie jej towarzystwa. Niedawno przyjechało do mnie dwóch moich wnuków. Jeden, dwunastoletni, jest całkiem uroczy, ruchliwy chłopak, wszędzie go pełno, jest przyjacielski i pomocny, a drugi...cóż  potrafi być denerwujący, ale można przywyknąć. - Wstała wspierając się na lasce. - Idziemy?

Jagoda ciągle zwracała się do niej: „ślicznotko”, „gwiazdeczko” „ robaczku” „Kruszyno”, słowem jakkolwiek byle tylko nie wypowiedzieć jej imienia.  Po kwadransie przedzierania się przez głębokie zaspy obie stanęły przed budynkiem, który wydał się Paulinie znajomy. Pierwszy raz gdy go wiedzowa było ciemno, ale tą kurza nogę, obecnie  lekko zasypaną przez biały puch,  chatki nie sposób zapomnieć. Do tego miejsca zaprowadził ją Fox, gdy w mieście Alex został postrzelony strzałą. Choć może nie do końca do tego samego, gdyż domek stał w zupełnie innej okolicy niż wówczas.
„Śniegowa kula, wrodzona skłonność staruszki do pomijania imion, choć Shadow nas sobie przedstawił,  fakt iż Fox obiecał coś wymyślić, a teraz ten domu. Wygląda na to, że miałam rację.”
–    No moja panno, już jesteśmy na miejscu. Vix!! - krzyknęła lekko zachrypniętym głosem. - Zrzuć drabinkę dziecko!

Po dostaniu się na górę, obie znalazły się w salono-kuchnio-pralnio- spiżarni. Tak więc prócz bujanego fotela, pokrzywionego wieszaka na kurtki i płaszcze wyrastający jakby z ściany niedaleko drzwi, znajdowała się tam również  piecyko-kuchenka przytulona do lewej ściany. Jakimś cudem wśród mnóstwa słojów i innych naczyń, które liczebnie przewyższały wszystkie mikstury Shadow z ich składnikami do eliksirów oraz zapasami Violett razem wziętymi, mieścił się również niewielki stołek z czwórka składanych drewnianych krzeseł oraz balia z doga i tarka do prania. Pod sufitem wisiały mokre ubrania i bielizna.
 Paulina ze zdumieniem odkryła iż prócz głównego pokoju domek posiada jeszcze trzy, których  w teorii nie powinny istnieć biorąc pod uwagę rozmiary chatki z zewnątrz. Pierwsze drzwi po lewej prowadziły do jej tymczasowej sypialni, którą miała dzielić z Jagodą. To prawdopodobnie właśnie tam zostały przeniesione łóżka, które dotąd znajdowały się w salonie. Krótko mówiąc  domek ciasny, ale własny.
–    To lista twoich obowiązków. Przeczytaj ją dokładnie przy świecy w pokoju – rozkazała jej staruszka dając zapisany czarnym tuszem pergamin.

Lista obowiązków okazała się jednak listem i to wcale nie napisanym przez Jagodę.


Cześć Mała

Czytając to staraj się okrywać emocję. Nie rozglądaj się. Możliwe że Shadow cię właśnie obserwuje przez kryształową kulę. Jutro z pewnością również będzie obserwować jak sobie radzisz. Tak więc nie wierć się, nie oddychaj, nie rób nic podejrzanego. Z tym oddychaniem to żartowałem. XD
Pewnie domyśliłaś się, że Jagoda to moja babcia.  Co by się nie działo nie kłam jej. Ona ceni szczerość. Nie zdradziłem jej szczegółów mojego planu, ale  możliwe, że się już domyśliła. Jest sprytna i dobrze mnie zna. Bądź grzeczna, uczynna i udawaj, że masz na mnie więcej dobrego wpływu niż ja na ciebie złego ;>.
Shadow mnie się zna, tak więc jutro się poznamy.
Tylko pamiętaj – nie znasz mnie i używamy haseł.
Trzymaj się. Baba potrafi być wymagająca.

Fox    ^^ 

PS: Alex cię pozdrawia i przesyła całusy. Zobaczycie się jutro przy jeziorze. 



Paulina nie miała pojęcia jak można nie okazywać emocji przy czytaniu takiego listu.
„Alex przesyła całusy” - było dla niej jasne, że Fox się z niej nabija. Co najgorsze nie mogła mu się zrewanżować. Takie są minusy jednostronnej korespondencji.
–    Już skończyłaś czytać? - spytała ją Jagoda stajać w drzwiach pokoju. - Jeśli tak to zgaś świeczkę. Musimy na nich oszczędzać.
Paulina wykonała polecenie i wyszła z ciemnego pokoju.

Dwunastoletni Vix  przez swe krótkie lekko kręcone złote włosy i niebieskie oczy na pierwszy rzut oka przypominał aniołka. Jednak po pierwszym uśmiechu te skojarzenia szybko się rozwiało, gdyż jego zęby bardziej upodobniały go do szczurka, którego trzymał na ramieniu. Paulina podczas pobytu w domku na kurzej stopie miała okazję przekonać się dwóch rzeczy. Po pierwsze szczurek, zwany pieszczotliwie Hix, posiadał zdolność zmieniania swych rozmiarów. Puki siedział na swym czarodzieju ledwie się go zauważało, ale gdy na przykład wyszło z nim na dwór rósł tak, że poruszanie się w dwu metrowych zaspach nie sprawiały mi problemu, przy czym często robił za środek transportu. Po drugie Vix potrafił nieźle rozrabiać, jednak każda jego psota wychodziła mu zawsze przypadkiem i zawsze szczerze za wszystko przepraszał.  Tak więc nawet potłuczone talerze, pomalowane ściany i plamy na ubraniach nie zmieniały faktu iż był najniewinniejszą osóbką mieszkająca kiedykolwiek pod dachem domku na kurzej łapie. 
Pokoju obok zajmował Vix i jego kolega, którym okazał się być Tobi, którego Paulina nie wadziła od pamiętnej nocnej afery w leśniczówce.
Nastolatek miał spędzić ferie zimowe u Pani Jagody, a na wiosnę uczyć się razem z Vixem u jej córki. Ten układ nie specjalnie mu się podobał, a fakt że musiał zmarnować całą zimę nim go zaczną czegoś uczyć drażnił go. Dodatkowo irytował go konieczność bawienia się ze swym rówieśnikiem, który w jego oczach zachowywał się jak dziecko. Podczas gdy Vix  radował się widokiem baniek mydlanych i  rozpływał się z tęsknoty nad zabawą w śniegu, Tobi siedział ponury okrywając oczy za ciemną grzywką, która nie wiedzieć kiedy mu wyrosła.
–    Zobacz znowu pada śnieg – krzyczał podekscytowany Vox szarpiąc kolegę. - Jak przestanie ulepimy Taaakiego bałwana. Będzie większy niż największa forma mojego daimon.
„Bogowie dajcie mi siłę” - zadawało się mówić spojrzenie Tobiego.
Ostatni pokój miał zamieszkiwać starszy brat Vixa, a więc Fox we własnej osobie, który ponoć właśnie pracuje w co Paulina nie więzła gdyż z reguły czarodziejom trudno o uczciwą prace. Z drugiej strony pozostaje jeszcze kwestia tej nielegalnej.
Po poznaniu domowników i zwiedzeniu ich czterech kątów na krzyż, Paulina odkryła smutną prawdę iż łazienka znajduje się na dworze w drewnianej budce przypominającą szopę na narzędzia.
Na szczęście szybko okazała się, iż nie jest tak źle. Po pierwsze łazienka miała przestronniejsze wnętrze niż się wydawało z zewnątrz. Przez dziurawy dach nic nie przeciekało, a ściany nie przepuszczały mrozu. Kamienna podłoga grzała lekko jak wykładzina. Co więcej po wejściu i zamknięciu drzwi na zasuwę, dla kogoś stojącego z zewnątrz wydawało się iż szopa znika. Jedynym problemem był brak bieżącej wody i konieczność przechodzenia z wanny do domu przez mróz z mokrą głową. 

Nie zamierzała zatrzymywać się u nich długo więc uznała, że wytrzyma te kilka dni bez kąpieli.
Przed kolacją w domu pojawił się Fox pozwalając się poznać Paulinie z zupełnie nowej strony, a mianowicie jako odpowiedzialny starszy brat. Choć rolę ta odgrywał na swój własny sposób.
–    Vix nie jedź palcami, używaj sztućców.
–    Uważaj bo usiądziesz na różdżce.
–    Złaź z tego sufitu bo ci zaraz nogi powyrywam z...
–    Paulinę zmuszono do prac domowych o wiele bardziej wymagających niż miała do czynienia kiedykolwiek w swojej życiu, ale nie mogła powiedzieć, że jest nudno. W chatce na kurzej łapie panowała rodzinna wesoła atmosfera i ciągle coś się działo.
Każdy z domowników był na swój sposób zwariowany, z wyjątkiem Tobiego, który najwyraźniej czuł się nieco obco i nieswojo. Zanim przyszła pora by iść spać Paulina bolały już usta i przepona od ciągłego, szczerego śmiechu.
W środku nocy śpiąc na twardym posłaniu owinięta ciepłą kołdrą, nie było już jej do śmiechu. Miała sen.

Widziała lustro. Z początku tak jak w Tharond obserwowała swe Odbicie, ale w pewnym momencie zamieniła się z nim miejscami i zajęła jego miejsce w lustrze. Nie mogła się uwolnić. Uderzała w przezroczystą zimna powierzchnię, ale to nic nie dawało.
Tymczasem odbicie korzystając z okazji wyssało życie z Foxa. Wyglądało to zupełnie tak jak opisał to Paweł. Prawie jak pocałunek, ale nie stykali się wargami. Po prostu w jednej chwili chłopak się uśmiechał, a w drugiej został przez nią przyciągnięty, iskierka znajdująca się w okolicy jego serca opuściła go przez usta i została przez nią wchłonięta, a on pobladł i przestał oddychać.
Następnie Odbicie przeszukała dom i postąpiła podobnie ze wszystkimi domownikami. W zasadzie tylko Shadow wiedział co się dzieje i próbował się bronić, ale on również poległ, tak samo jak Oscar i Luna, która nie wiedzieć czemu nie była już u swojego ojca.
Wyraźnie czuła rosnącą siłę tego co nazywała Odbiciem.

Obudziła się wystraszona. Rozejrzawszy się po ciemnym, mrocznym pokoju z początku nie wiedziała gdzie się znajduję, a nawet gdy już to sobie uświadomiła potrzebowała czasu  by się uspokoić. Słyszała miarowego oddechu starszej kobiety śpiącej na łóżku obok i wiatr za zaszronionym oknem. Po kwadransie położyła się i z czasem znów zasnęła wmawiając sobie, że to co widziała to tylko wynik stresu, a nie żaden rozkaz, czy ostrzeżenie.
Niestety za drugim razem również nie dane jej było spokojnie przespać do rana.

Już kiedyś znajdywała się w tym zamku, tym razem był to jednak inny jego rejon. Podłoga lśniła czystością do tego stopnia, że można się dawało się w niej przejrzeć jak w lustrzę. Ściany zdobiły gobeliny i wazy, a z sufitu zwisały skromne żyrandole. Szła przez siebie. Widziała wszystko jak własnymi oczami, czuła nogi które nią niosą, ale nie miała możliwości rozglądania się na boki. Nie miała żadnej kontroli nad ciałem, jakby przeżywała wspomnienie, ale cudze nie własne. Co więcej wydawało jej się, że nie jest to przeszłość za odległa, a kto wie może i teraźniejszość, ale taka na którą nie można wpływać będąc jedynie obserwatorem w cudzym ciele. 

Tak więc szerokimi marmurowymi schodami zeszła na parter i dalej do ogrodu, a ten rozciągał się we wszystkie strony. Nie rozglądała się. Nie miało to sensu, gdy wokół panowały egipskie ciemności. Chmury na niebie przepuszczały niewiele księżycowego blasku. Tylko tyle by się nie potknąć o fiołkową sukienkę jaką nosiła. 
Dokładnie znała cel swej nocnej wędrówki i już po chwili stała przed grupką...czarnych magów, Żmij.
Nie czuła żadnych emocji, gdy ją witali. Przez dłuższy czas  obojętnie słuchała wieści jakie przynieśli.
- Podczas balu Pierścienie muszą być dokładniej strzeżone - zauważyła w pewnym momencie, dziecięcym głosikiem. 
- Żaden smok nie jest na tyle bezczelny by wtargnąć tu podczas balu. Przy takiej ilości ludzi...- zaczął pewien czarodziej.
- Smoki potrafią być bezczelne powyżej miary, poza tym... -zrobiła pauzę i popatrzyła po wszystkich jakby oczekując, że za moment sami na to wpadną. - Prawdziwe smoki nie istnieją. Mówimy tu o człowieku, który ma smoczego ducha, a więc z łatwością może wtopić się w tłum. 
- Może odwołać bal?
- Co prawda potrafię kontrolować królem, ale odwołanie balu mogłaby wywołać ogólnokrajowe niezadowolenie, a tego mimo wszystko chyba wolelibyśmy uniknąć. Niech szlachta żyje w swym pięknym świecie i baluje puki może. 
- Osobiście się zajmę zabezpieczeniem Pierścieni. Nikt nawet nie zbliży się do krypty - zobowiązała się rudowłosa czarownica.
- Potrzebuje wszystkich Elementów. Niedługo pojawią się pozostałe dwa i wówczas pierwszego miesiąca nowego rok sprawami że świat nas zapamięta, a smoki na dobre znikną.  Jeśli zawiedziecie możecie zapomnieć o układzie - w jej głosie nie dało się wychwycić wyższości. Zwracała się do nich jak do równorzędnych partnerów, choć obie strony miały świadomość kto tu ma większe doświadczenie i moc zdolną ich wszystkich na raz zabić.


Nie dane jej było poznać zakończenia tej narady, gdyż wszystko się rozmyło i znalazła się w równie ciemnym miejscu. pod sobą czuła zimny kamień, a w sercu podobną pustkę co w kilku poprzednich snach. Tym jednak razem nie mogła powiedzieć, że nie czuje nic.
Czuła chęć zemsty, rządzę krwi i mordu. Oczami wyobraźni widziała jakąś dziewczyn z krwawiąca raną na głowie. Żal mieszał się z poczuciem winy i wspomnianymi negatywnymi uczuciami, a to wszystko razem było jednocześnie ludzkie i potworne.

Paulina obudziła się zalana potem, a serce biło jej jak szalone. Momentalnie wyskoczyła z łóżka, dochodząc do wniosku, że tej nocy nijak nie zaśnie. Nie dopuszczała do siebie odpowiedzi na pytanie co i dlaczego widziała. 
Marzyła by o tym zapomnieć i zrozumieć jednocześnie. 
"Ten pierwszy sen. Byłam Meridianą. Ona wie, że Paweł...nie nie wie o Pawle, ale wie że jakiś smok może próbować zabrać jej Pierścień." - chaotyczne myśli powodowały mętlik. 
Powinna ostrzec pozostałych, ale wówczas mogliby zmienić zdanie. 
"Nie. To nic nie zmienia. Od początku wiedzieliśmy że będą Pierścienie będą pilnowane, co za różnica czy będą się spodziewać czy nie"  - takie rozumowanie wydało jej się wówczas logiczne. Prawdopodobnie dlatego, że czuła iż musi iść na bal. Chciała znaleźć się w tym pałacu ze swojego snu, zdeterminowana nie zamierzała się wycofać, choćby na jej drodze stanęła kawaleria, artyleria, a cały teren był skażony radioaktywnymi chemikaliami. 
Nie myślała o pozostałych i ich bezpieczeństwie, a w każdym razie nie był to priorytet. Nie egoizm nią kierował, tylko przeświadczenie że gdy już się tam znajdzie wszystko się wyjaśni. Nie wiedziała czemu, ale musiała tam być i... spojrzeć w oczy Meridianie 
Nagle przeszedł ja dreszcz. Ledwie zamknęła za sobą drzwi, a poczuła czyjąś obecność. W salonie, na stole świeciła się która niewiele oświetlała, ale sama jej obecność wskazywała na to że ktoś tam był. Jagoda oszczędza na wosku, więc nie zostawiłaby jej tak, a z resztą jaka świeca wytrzymałaby tak długo? Z pewnością wybiła już trzecia w nocy. 
Gdy dostrzegła ruch, prawie dostała zawału.
- Spokojnie to tylko ja - powitał ją Fox w jednokolorowej dwuczęściowej piżamie. - Też nie mogłaś spać? - spytał widząc jak pobladła.
Oboje usiedli do stołu. 
- Miałam koszmary. 
- Ja też. Śniło mi się, że zostałem rozciągnięty prze ziemię na dwa kawałki, a potem żywcem zakopany.  To takie dziwne bo w zasadzie powinienem zginąć od razu, a ten Cień...W każdym razie czuje, że na trzeźwo nie dam rady wam towarzyszyć. Nie mówię, że upiję się w trupa, ale tak całkiem trzeźwy... Eh, wiesz ja z natury nie jestem za odważny. 
- Więc po co idziesz?
- Nie zostawię Alexa samego, a widać że to dla niego ważne, choć może on sam jeszcze o tym nie wie. Chcesz mleko, melisę, albo jakieś proszki na sen? - spytał wstając.
- Nie, dzięki. Myślisz, że w dworze wszyscy śpią?
- Myślę, że Shadow ma o tej godzinie ważniejsze rzeczy do roboty niż obserwowanie jak sobie pochrapujesz. - Mimo jej sprzeciwu nalał jej mleka. - Eh... że też babcia nie ma tu nic z procentami, prócz denaturatu.
"A więc już jutro. Obyśmy wszyscy wyszli z tego cało, bo o to że wszystko pójdzie pomyślnie nie ma co marzyć. "


Paulina i Fox siedzieli przy stole w piżamach do porannej wizyty Oscara. Czarnowłosy nie zabawił długo zjadł z nimi śniadanie popytał Pauliny jak się tu czuje, a Jagody jak się dziewczyna sprawuje.
Fox przywołał na stół kilka produktów spożywczych, za co oberwało mu się laską babki po głowie. 
- Nie będzie wysługiwania się magia przy moim stole - orzekła swym nieprzyjemnych skrzeczącym głosem. - Teraz wstajesz odkładasz wszystko na miejsce, siadasz, a potem przynosisz z powrotem. 
Wnuk Jagody bez sprzeciwu wykonał rozkaz.
- Nie rozumiem tylko dlaczego Vix może sobie w ten sposób ułatwiać sobie życie.
- Bo dla niego przywołanie jedzenia jest równie trudne co przyniesienie, a dzięki temu nauczy się korzystać z różdżki. To taki trening, na który ty jesteś za stary.
Fox westchnął, a wszyscy pozostali roześmiali się. Wszyscy prócz Tobiego, który zazdrościł Voxowi takiego treningu. On w ramach nauki musiał koncentrować jakieś, jago zdaniem, idiotyczne światełko na końcu różdżki tak by nie urosło większe niż oko. 
Musiał to robić by nie stracić mocy i ćwiczyć kontrolę. Za każdym razem, gdy próbował się popisać, iż potrafi więcej obrywał po głowie.
- Kiedy będę się uczyć teleportacji ? - wypalił w pewnym momęcie Tobi.
- Jak będziesz miał dwudziestkę. - odpowiedział mu Fox.
Spytany czemu Alex potrafi mimo iż ma tylko szesnaście, odpowiedział:
- Teleportacja to ostatnie, najtrudniejsza umiejętność jaką może nauczyć mistrz i jest oznaką iż skończyło się szkolenie. Co do Alexa. Mój najstarszy brat droczył się z nim, że nastolatkowi nigdy się nie niczego nie nauczy sam oraz że książki i instrukcję to za mało. By mu to udowodnić przekazał mu całą wiedzę teoretyczną i za każdym razem jak Alex do nas przychodził pytał go o postępy. Gdy widziałem go ostatnio w Deanuarres jeszcze tego nie potrafił, ale wydać musiał to nadrobić w wolnym czasie. W każdym razie to wyjątkowy przypadek.

Zaraz po wyjściu Oscara, Fox zaproponował Paulinie przejście się nad jezioro. Dziewczyna pojęła aluzję i spytała czy nie powinien wpierw pożegnać się z bratem.
- Nie zamierzam umierać - skomentował to i wyszedł.
Oczywiście Vix  zobaczywszy ich przerwał bitwę na śnieżki z Tobim i chciał iść z bratem, ale ten kategorycznie zabronił mu oddalać się od domu.
- Pomóż babci. My niedługo wrócimy - rozkazał i odwrócił się na piecie. 
Feliks poczuł się dziwnie. Był pewien, że jego ojciec powiedział mniej więcej coś takiego.
"Pomóż mamię. Niedługo wrócę" - tak dokładnie tak to brzmiało, choć on dodał jeszcze coś by nie rozrabiał. 



___________________________________________________

Ten fragment ze nami to całkowita improwizacja, więc jak znam życie pewnie nie wyłapałam wszystkich powtórzeń.

sobota, 13 października 2012

Rozdział 66: Wśród książek cz II

Czarodziej zastanawiał się co tak właściwie motywuje go do wspierania Wybrańca.  Z początku czuł się biernym obserwatorem. Chciał się przekonać, czy Sara i jej legenda w czymkolwiek mówiła prawdę.  Teraz okazuje się, że wszystko w stu procentach się zgadza i co teraz? Oczywiście nie może dopuścić, by jego świat ogarnął chaos, ale sytuacja wydaje się po prostu nierealna. Bo jakim sposobem w jednej chwili coś może się skończyć? Czyż w naturze zjawiska takie jak koniec świata nie powinny zachodzić stopniowo?
„Nie to nie możliwe by coś tak rozległego jak świat znikło w jednej chwili” - pomyślał, gdy przypomniał sobie wszystkie swoje podróże, a przecież przestrzeń, którą zwiedził była jedynie niewielkim ułamkiem całości.
–     Który miesiąc? - spytał Fox, który jak się okazało przez cały czas stał za nim.
–     Co? - Alex wyrwany z zamyślenia nie rozumiał pytania.
–     No bo wiesz ostatni masz humory jak kobieta w ciąży.  Normalnie aż przez chwilę  myślałem, że zostanę ojcem chrzestnym.
–     Nie mam nastroju na żarty.
–     No właśnie o tym mówię. - Ponownie zaczął zdanie od „no”, po czym Alex się domyślił, że dał sobie już spokój z kwiecistą mową. - Ty już od dłuższego czasu nie masz nastroju. Czyżby stało się coś o czym nie wiem?
–     Po prostu nie znoszę takich sytuacji w których muszę się jasno opowiadać się po jednej za stron.
–     A co wolałbyś zbierać Pierścienie w innym calu niż by je zniszczyć? Bo wiesz w tej kwestii to chyba nie dano nam wyboru. Albo robimy co możemy, albo giniemy w kataklizmach wywołanych przez jakieś potwory.
–     Potwory?
–     No tak, demony, potwory to na jedno wychodzi.  
Alex zamyślił się. On kilkakrotnie został nazwany potworem, przy czym miał świadomość, że rzeczownika tego niemagiczni wręcz naużywali do nazywania czegoś czego nie rozumieli. Czarodziej zabijający żabę do sporządzenia eliksiru na kaszel uważano za kogoś okrutniejszego niż rzeźnika, który zarzyna krowę by jakiś pan mógł się krótko mówiąc nażreć, bo mało kto w imperium głodował puki był czystej krwi normalnym człowiekiem bez krzty magii.
–     Dlaczego wyszedłeś?
–     Chciałem dać wam nieco prywatności, poza tym skoro mamy się przedostać do siedziby wroga, to wolałbym potrenować kilka zaklęć zamiast bawić się w bibliotekarkę.
–     Cóż, my już nie potrzebujemy prywatności. A wysprzątanie biblioteki jest istotnym punktem w moim planie. Po tym Shadow nie będzie miał co z nią zrobić, a ty dobrze wiesz, co się dzieje gdy kończą mu się pomysły. Dlatego - złapał Alexa za rękę i pociągnął w stronę schodów – jesteś jej potrzebny. Oboje wiemy, że nie planowałeś powrotu do tego domu, z robiłeś to by mieć na oku pewną osobę,  więc skoro już tu jesteś to się tego trzymaj.
Fox dosłownie kopnął go tak, że ten wpadł przez drzwi do przedsionka biblioteki.
–     I nie zapomnij, że za dwie godziny obiad. - Mrugnął i zamknął za sobą.

Fox miał rację. Jasnowłosy chciał mieć pewną osobę na oku, jednak nie powodowało tego żadne romantyczne uczucie, co Feliks z pewnością sugerował.
Alex otrząsnął się i zobaczył Paulinę ze stertą książek. Dziewczyna szybko a przy tym dyplomatycznie zagoniła go do pracy, ale ten już po kwadransie miał dość ciągłego noszenia i odkurzania. Usiadł przed kominkiem czując, że gdyby nie płonący w nim ogień i ruch już dawno by zamarzł.
„Dobrze, że Fox...” - urwał myśl nagle coś sobie uświadomiwszy. - „Fox rozpalił ogień nie zwracając na siebie uwagi Szczęściarza”
 Można to było wyjaśnić tym że czarodziej  zna się na tym by tak używać magii by nie zostać wykrytym, ale bardziej prawdopodobna opcja nasuwała się jeśli zna się zaawansowaną teorię.
„Fox użył żywiołu. Zrobił to prawdopodobnie odruchowo zapominając o zakazie.”
Wpadł na plan.
–    Może znajdziemy coś co pozwoli nam odkurzyć to pomieszczenie w inny sposób. Uniwersalne zaklęcia zostaną wykryte, ale użycie żywiołu trudniej wyczuć. Mały przeciąg nie powinien zaszkodzić, ale musi to wyglądać niewinnie. - Wyjaśnił, że pies nie może wyczuć magii opartej na żywiołach, jednak sam nie znał jeszcze zaklęć pozwalających na takie powietrzne manewry. - Pocięcie wszystkiego niewiele by nam pomogło, a tylko to umiem.
–    Cóż, trudno o lepsze miejsce do nauki. - Uśmiechnęła się Paulina, uradowana, że mają jakiś plan.
Nie minął kolejny kwadrans, a na jednym z już wysprzątanych regałów znaleźli to czego szukali – podręcznik do nauki Magii Powietrza. Wówczas sięgnęli po książkę jednocześnie. Ich ręce się spotkały, ale paulina wycofała się.
–     Lepiej ty weź. Ja i tak nic nie zrozumiem, zresztą ciągle jest ze mnie analfabetka.
–     Dlaczego twoi rodzice cię nie nauczyli?
–     To dobre pytanie. Jak ich zobaczę w najbliższym czasie to z pewnością je im zadam. To i kilkaset innych. - Alex przez chwile patrzył ponad jej ramieniem na szafki za nią - Ty ciągle chodzisz w tych rękawiczkach? - spytała by zmienić temat zauważywszy gdzie on kieruje wzrok.  - Nie jest ci w nich zimno na dworze? No i po co je nosić w domu? - umilkła wyczekując odpowiedzi uprzytomniwszy sobie, że mówi za szybko.
Alex zamiast odpowiedzieć spojrzał na spis treści  nie zwracając uwagi na nerwowość dziewczyny. 
–    Wiesz, może i jestem nieco wścibski, ale umiem dochować tajemnicy, lub nie pytać o coś jeśli ktoś nie chce.
Paulina spojrzała na niego nie rozumiejąc co ma na myśli.
–    Nie musicie tak się przejmować ukrywaniem przede mną tamtych zakluczonych szafek. - Przewrócił na następną stronę.
–    Szafki. - Paulina milczała, dopóki Alex nie podniósł na nią spojrzenia znad podręcznika. – Cóż...To taka tajemnica rodzinna. Właściwie uważam, że ukrywanie tego to głupota i gdyby to zależało ode mnie...- urwała.
Gdyby mogła powiedziałaby mu wszystko o swoim świecie. Bardzo ją ciekawiło jak by na to zareagował. Poza tym co dziwne nie chciała ukrywać tego skąd pochodzi, nie przed nim. 
–    No nie ważne, w każdym razie nie jesteśmy z Foxem pewni, czy nie ma tam jakiegoś magicznego alarmu, czy coś co mógłby uaktywnić – tłumaczyła dalej.
Brwi Alexa zniknęły za pod jego grzywką.
–    Skoro to sekret rodzinny to dlaczego rozmawiałaś o tym z Foxem?
„On jest za bystry” - pomyślała zastawiając się jak wykaraskać się z tej sytuacji.
–    Eh...powiedzmy, że nie tylko moja rodzina ma tą tajemnicę.
–    W porządku. Nie musisz tłumaczyć – wrócił do wertowania stron i już zmierzał w stronę czytelni, ale ona złapała go za rękę zatrzymując go w miejscu.
Przeszedł ją dreszcz i nie wiedziała, czy to przez to co właśnie zrobiła, robi czy to co zrobi.
–    Co Shadow mówił ci o tym skąd pochodzę?
Alex spojrzał na nią uważnie, a potem na moment zamknął oczy jakby starając sobie przypomnieć ten moment gdy Shadow „poprosił” go o to by przyprowadził jego bratanice.  Szwendał się wówczas od miast do miast bez żadnego konkretnego celu. Nagle gdy podczas jednej z takich podróży chciał umyć twarz, obraz głowy Shadow pojawił się w jeziorze. Dokładnie pamiętał jak wyglądała rozmowa. Po krótkiej i rzeczowej  opisie sytuacji, brunet przekazał mu kilka cech poszukiwanej.  Samotna dziewczynka w środku lasu raczej powinna rzucać się w oczy, więc nie była to misja trudna. Alex ppytał czy, skoro jak powiedział może być spłoszona i nieufna, powinien się przygotować się na jakiś konkretny żywioł. Odpowiedź go zaskoczyła.
–    Jest niemagiczna. Po prostu postaraj się jej nie wystraszyć. Nie jest przyzwyczajona do magii.
Mimo to nie zadawał więcej pytań wiedząc, że znając Shadow pewnie i tak na nie nie odpowie i tylko popsuje mu to humor, dlatego od razu przeszli do zapłaty.
–     Wiesz, oficjalnie nie jesteś już moim prawnym opiekunem i nie muszę już ciebie słuchać. Jestem niezależny i wolny, a ty masz kłopot i mnie potrzebujesz.
Postać w rzece westchnęła.
–    Czego chcesz?
–    Robi się zimno, a ja nie mam gdzie przezimować...
Ich pierwsze spotkanie wyszło nie do końca tak jak to Alex planował. Gdy Meg wytropiła Paulinę i przekazała mu  iż śpi czarodziej biegł tak szybko, że płoszył pobliskie zwierzęta. przed człowiekiem nie uciekały, ale w stosunku do półupiorów nie były już tak ufne.
Na miejscu miał okazję przyjrzeć się dziewczynie z drzewa, ale tylko chwilę gdyż spłoszone zwierzęta najwyraźniej ją obudziły.  Słońce przenikające przez korony drzew padało pod taki kontem iż zdawało się oświetlać tylko ją. Oczy miała koloru srebra. Nie licząc drobnej figury i czerwonych włosów  dziewczyna włosami nie przypominała swojej matki, czy innych znanych mu  Wyroczni praktycznie w niczym.
Nie udało mu się zrobić na niej dobrego pierwszego wrażania, ale po czasie zyskał jej wymuszone zaufanie. 
„Jak wiele się zmieniło od tamtego czasu, a to tylko parę tygodni temu.”
–    Alex! Pamiętasz cokolwiek? - Głos Pauliny uświadomił mu, że za daleko zaszedł ze swą retrospekcją. Dziewczyna spoglądała na niego wyczekująco, jakby chciała mu uświadomić coś ważnego. Ciągle trzymała jego rękę. Alex pomyślał, że jeszcze kilka tygodni temu unikała takiego kontaktu jak ognia. Na przykład, gdy uciekali przed zombi w Tharond nieustannie mu się wyrywała, gdy próbował ją gdzieś poprowadzić.
–    Nie pamiętam. Nie powiedział niczego wprost – przyznał w końcu.
 Paulina puściła go i pozostawiwszy go z mętlikiem w głowie. Ona wznowiła przerwane sprzątanie, a on usiadł w czytelni rozszyfrowując runy i rozmyślając.
„Jest niemagiczna. Po prostu postaraj się jej nie wystraszyć. Nie jest przyzwyczajona do magii.” - powiedział wtedy Shadow, co od razu Alexowi nie pasowało.
„Jak nie jest przyzwyczajona do magii? Przecież w jej rodzinie wszyscy, są magiczni. Gdzie oni ja trzymali w piwnicy?”
Inna sprawa, że nie wiedział nawet iż Eberrond ma córkę. Pamiętał nawet, że gdy wprowadzili się do tego domu i przydzielili mu pokój Ederrond wygadał się iż kiedyś w jednym z pomieszczeń był pokój dziecięcy, wieże się z tym za wiele wspomnień i dlatego on musi zadowolić się tym co jest.  Zawsze wówczas myślał, iż po prostu mają dorosłe dzieci, które z jakiś przyczyn ich nie odwiedzają.
„W takim razie skąd ona się wzięła? Czyżby dotąd mieszkała na Lunanor wśród elfów? Jeśli tak  dlaczego nie oswoiła się z magią? Gdy przyszło co do czego okazało się, że szybko jej to idzie. Szybko gdyż z ograniczonej  niemagicznej stała się osobą która od czarownicy różni się właściwie jedynie brakiem różdżki. Klasztor. Tam czary nie są na porządku dziennym” - pomyślał, ale szybko oszacował, że gdy on miał osiem lat ona miała tylko o dwa mniej i powinien ją w takim razie spotkać już wtedy. Innych opcji nie widział. 

Po godzinie ćwiczeń Alex doszedł do wniosku, że mu się udało wyuczyć się zaklęcia kontrolowania przeciągu. Nie było to zaklęcie, które kiedykolwiek planował trenować, ale udało się. Wiatr o lekko zielonkawym kolorze wleciał przez jedno okno i zdmuchnął kurz z pomiędzy wszystkich ksiąg, a następnie wyfrunął przed drugie okno zabierając brudne powietrze ze sobą.
- Chyba polubiłam magię - powiedziała Paulina.
- Bo potrafi wyręczać w pracach domowych ? - spytał z nutą ironii żałując, że pomagał.
- Nie. Raczej dlatego że za jej pomogą można nie tylko zabijać i krzywdzić, ale też robić coś pożytecznego. Jakoś do tej pory nie miałam okazji by poznać te dobre zastosowania. 
Pierwszy raz zetknęła się z magią zjawiając się w nieznanym i obcym świecie, potem gdy pewna syrena za  pomocą magii wody  walczyła z pożarem. Następnie była świadkiem jak korzysta z mocy Cień i osoba owładnięta przez Pierścień.
Alex częściej wykorzystywał ją do obrony, lub jako oświetlenie, ale to nadal nie zmazało negatywnego skojarzenia. 
- Nie pomyślałem o tym - przyznał czarodziej. - Dla mnie to zawsze był styl bycia i cześć mnie samego. Nie dzieliłem magii na dobrą i złą. To chyba zależy od ludzi jak z niej korzystają. 

Sztuczkę z przeciągiem należało powtórzyć jeszcze parę razy. Po chwili na całym pietrze panował przenikliwy chłód, a pojedyncze kartki latały jak motyle pod sufitem. Wydychane powietrze przybierało postać mgły.


Nagle od pokoju wpadł Fox razem z Pawłem.
–    Paulina mamy mały problem – Tu chłopak-lis wskazał na niższego od siebie o ponad głowę kolegę.
–    Bo widzisz...ja – tu mruknął coś tak cicho, że nikt prócz Foxa go nie rozumiał. - A ty...się na tym  znasz więc...- bełkotał zwracając się do Pauliny czerwony jakby prosił ją co najmniej o rękę.
Dziewczyna łamała sobie głowę o cóż to może mu chodzić, ale w końcu się podała i poprosiła Foxa by jej to przetłumaczył.
–    Chłopak nie potrafi tańczyć, a w końcu, idzie tu o bal, a więc gównie tańce.
Paweł nieśmiało przytaknął. Teraz Paulina spojrzała na bruneta tak, że ten się wydał się od niej niższy niż zwykle.
–    To co pomożesz? - spytał z nadzieją. -  Z tego co wiem to uczyłaś się prywatnie tańców towarzyskich.
Miał rację. Nie było żadną tajemnicą iż posiada takowe hobby, jednak chodzić na lekcję i na dyskoteki to jedno, uczyć kogoś to drugie. Istniał też inny problem.
- Nie wiem, czy tutaj są takie same tańce.
–    Pewien że są – zapewnił ich Fox. - Ci ludzi to konserwatyści i przez ten cały czas nie zmienili ani kroku, a przecież ich kultura w większej części pochodzi o ci znanych. 

Znów spojrzała na Pawła. Zażenowanie na jego twarzy powili zmieniało się w determinację.
–    Zgoda. Przynajmniej jeśli się zbłaźnisz to nie będzie moja wina, choć nie bardzo wiem jak ty sobie wyobrazić nauczyć się wszystkiego w jedną lekcje.
Podczas tej lekcji z pewnością nie brakowało śmiechu. Fox zorganizował grająca książkę.
–    Mechanizm przypomina ten w grających kartkach okolicznościowych, ale zasilany jest magią -  wyjaśnił Paulinie na ucho.
Potem wspólnymi siłami starali się wytłumaczyć Pawłowi co to jest „talia”, czyli gdzie ma położyć jedną z rąk.
–    To taka wklęsła linia, która podkreśla górne i dolne krągłości kobiety – zdefiniował to Fox.
Paulina skrytykowała taki opis, a czarodziej usprawiedliwił się tym że zamierza studiować historię sztuki, przez co niekiedy wszystko widzi za pomocą kółek i kresek.
–    A  nie lepszy dla ciebie było wybranie takiego zawodu jak ślusarz? Nie bliższe to twym pasją?

 -   Co do talii – wrócił do głównego tematu Alex. - To po prostu bok. - Zademonstrował od tyłu łapiąc Paulinę w talii, prze co ta prawie podskoczyła zaskoczona.
Lekcją druga: przetestowania poczucia rytmu Pawła, a tego niestety nie każdy ma. Przeszli do praktyki. Mody smok patrzał w ziemie by ograniczyć do minimum nadeptywanie na palce przyjaciółki, ale wszyscy byli zgodni, że choćby patrzył w sufit to i tak deptałby po niej dokładnie tyle samo, gdyż po prostu bardziej się już i tak nie dało.
–    Taka rada Paweł – wtrącił się znów Fox. - Jeśli dziewczyna będzie o głowę od ciebie wyższa to staraj się nie patrzyć przed siebie gdyż wówczas twoje oczy znajdą się na poziomie jej...
–    Tak wiemy na jakim poziomie – przerwała mu Paulina.
–    Po prostu z doświadczenia wiem, że kobiety tego nie lubią, no w każdym razie dopóki wasze relację nie są na pewnym poziomie. - mrugnął porozumiewawczo. - a właśnie czy...? - zaczął pytanie, ale w słowo wszedł mu Alex.
–    Paweł może byłoby ci łatwiej gdybyś nie myślał? Znaczy...może się nie znam na tańcu, ale wedle definicji są to określone sekwencję ruchów w rytm muzyki w którym tańczący wyraża siebie. Więc o ile się nie mylę, twoja pasja – tu zwrócił się do Pauliny - nie polega na myśleniu tylko na przekazywaniu uczuć...
–    Przestańcie mu robić wodę z mózgu. - Westchnęła. - To prawda  w tańcu właśnie o to chodzi. Wolność, wyrażanie samego siebie. Jednakże gdyby Paweł miał pokazać jakieś uczucia będąc w pałacu w którym z miejsca może zostać zabity, to tym uczuciem byłby głównie stres i może strach,  napięcie czy coś podobnego. Musiałby czerpać z tańca radość żeby to ukryć i dlatego właśnie uważam cały ten plan za całkowicie niewykonalny – to mówiąc puściła Pawła, odsunęła się i usiadał na zakurzonej czerwonej kanapie przy kominku.
–    Oj tam – powiedział zawsze optymistycznie nastawiony Fox i padł na fotel przed nią. - Wystarczy, że nauczy się kilku kroków i będzie dobrze.
–    Na chwilę obecną bardziej się martwię co będzie jeśli ktoś nas rozpozna. Na przykład ten białowłosy.
Nastała długa cisza.
–    Zythrian nic o nas nie powie Meridianie – odezwał się Fox cicho. - Czarodzieje nie mają wstępu na bal. Nawet jeśli dla niej pracują. Poza tym nie wiem czego on chce, ale gdyby planował nas zabić, lub zaciągnąć Wybrańca do niej, to już by to zrobił.
–    Chyba, że woli żebym sam tam przyszedł i oszczędził im fatygi – po tych słowach wszyscy zwrócili spojrzenia na Pawła.
–    Jest pewien, że chcesz tam iść? To naprawdę niebezpieczne, szczególnie jeśli coś pójdzie nie tak – W głosie Pauliny dźwięczała autentyczna troska.
–    Nawet jeśli nie znajdziemy Pierścieni to może uda mi się jakoś zabrać stamtąd  Roze. Długo o tym myślałem i teraz żałuje, że nie zrobiłem tego od razu. Ona jest w niebezpieczeństwie.
–    To mi wygląda na coś poważniejszego – wtrącił Fox, ale nikt nie zwrócił uwagi na jego romantyczną teorię.
Decyzja o pójściu na bal nieodwołalnie zapadła. Jednak dalsze lekcję przerwał Oscar. 

- No co? Zabroniłeś nam pomagać Rudej, ale nic nie wspomniałeś, że nie wolno nam tańczyć w bibliotece.
- Ponieważ jak widać nie nadążam za waszą kreatywnością.  - Pokręcił głową. - Paulina spóźnisz się z obiadem. 
Gdy zamknięty się za nim drzwi Paulina  powadziła Pawłowi, że jeśli nie znajdą czasu na jeszcze jedną lekcję to powinien unikać tańca jak ognia.
- Jakoś sobie poradzisz - pocieszyła go i wówczas ostatni raz rozmawiała z nim przed balem.