niedziela, 21 października 2012

Rozdział 68: Bal

Trista właściwie nie było stolicą Imperium, ale osiem lat temu po narodzinach młodszej córki, Meridiany, król postanowił osiedlić się na stałe w wschodnim pałacu. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak postąpił i co nim kierowało.
Wspomniany pałac znajdował się w centrum miasta. Jego wierzę górowały nad całym miastem i dawało się je zobaczyć już z dużej odległości, tak więc nie dawało się nie trafić. Ze wszystkich stron otoczony nie tyle drzewami, czy ogródkiem co wręcz parkiem. Trzymetrowe mury otaczające przypałacowe rośliny oddzielały tą niegdysiejszą fortecę wzniesioną przez magów od reszty miasta.
Człowiek który był odpowiedzialny za całe Imperium i wszystkie magiczne istnienia, które z jego rozkazu zginęły publicznie, lub w niewoli nie wybladła na okrutnika. Dobrze patrzyło mu z oczu. Często szczerze uśmiechał się do gości i zdawał się wszystko o wszystkich wiedzieć.

To ostatnie nieco zestresowało młodego smoka. Co bowiem jeszcze zwróci się do niego z pytaniem kim on jest? Zdawał się znać z widzenia każde dziecko biegające po sali. Co jeśli zauważy, że wśród nich pojawił się ktoś nowy? Co jeśli zdemaskuje go ktoś inny.
Plan jaki przedstawił bratu był w teorii prosty. Znaleźć Roze, porozmawiać z nią, wspólnie znaleźć Pierścienie, a potem uciec tak by nikt nie odkrył kradzieży z porwaniem.

„Meridiana nie wie jak wyglądam w ludzkiej postaci i przy odrobinie szczęścia nie wie nic o istnieniu Wybrańca który jest w stanie ją spalić razem z duszą.” - tak rozmyślał chłopak próbując się wmieszać w tłum wystrojonych i wymalowanych panien oraz pięknych panów.
Sala w której odbywał się bal była olbrzymia. Musiała mieć takie rozmiary by pomieścić bogatych gości z niemal połowy kontynentu. Obecność na balu była obowiązkowa. Jasne ściany i sufit pomalowane na kremowo odbijały światła z licznych świec, żyrandoli i wszelkich innych źródeł.

Wchodząc głównym wejściem człowiek najpierw zauważał iż stoi na szczycie schodów. Z tego poziomu wszyscy zwykle rozglądali się po sali. Po prawej znajdowały się balkony które ciągnęły się wzdłuż zewnętrznej ściany budynku. Łukowate szklane drzwi pozwalały gościom wychodzić na nie by podziwiać rozdzierający się na zewnątrz zielony krajobraz. Pod ścianą na przeciwko wejść znajdowały się dwa trony, dla króla i królowej. Droga do nich prowadziła po czerwonym dywanie. Każdy gość zostawał zapowiedziany jeszcze zanim pojawiał się u szczytu schodów. Następnie podchodził do pary królewskiej by wymienić grzeczności i kilka zdań. Na szczęście Paweł zdołał uniknąć zaszczytu rozmowy z monarchą wchodzą przez balkon. Skorzystał z faktu iż niemagiczni nie kochali natury na tyle by ryzykować przeziębienia, którego mogliby się nabawić stając w przeciągu w pierwszy dzień kalendarzowej zimy.
Paweł rozglądał się po sali, ale nigdzie nie widział Rozalindy. Co więcej swoim zachowaniem zwrócił na siebie uwagę pewnego blondyna.

- Może mogę ci w czymś pomóc? Szukasz kogoś? - spytał.
Był to przystojny młodzieniec w jego starszego brata Cinnabara. Nawet jeśli faktycznie jego chęć pomocy brała się z troski, jego twarz wyrażała coś innego. Zupełnie jakby schowany za maską uprzejmości chciał powiedzieć: „Młody przestał się kręcić jak wrzeciono i nachalnie się na wszystkich gapić. To niegrzeczne.”
- Ja...em...- wyższość jaką demonstrował tamten wprawiła go w zakłopotanie. - Szukam...- Poczuł że robi mu się gorąco.
- Oh... kuzyku! - zawołała do niego jakaś dziewczyna, której z początku nie poznał.
Miała czarne krótkie, proste włosy. Biegnąć w jego stronę lekko zadzierała swoją pomarańczowo- różową sukienkę, która odsłaniała jej ramiona. Mimo bucików na obcasie poruszała się całkiem pewnie i ani razu się nie potknęła. Makijaż tak jak u innych panien znajdujących się na balu pokrywał całą twarz niczym maska.
Przepraszam. Mam nadzieje, że nie sprawiał kłopotów. - Mówiła głosem tak słodkim, że Pawela aż zemdliło, po czym przeszła do usprawiedliwiań. - To jego pierwszy raz na balu. Do tej pory zawsze chorował w tym okresie i musieliśmy go zostawiać w domu. W pewnym momencie zgubił nam się w tłumie. On jest niemożliwy. Dziękuje panie, że go odnalazłeś. - Uśmiechnęła się tak anielsko, że młodzieniec rażony jej urokiem nie mógł nie odwzajemnić tego gestu.
- To nic wielkiego. Tylko proszę na przyszłość pilnować kuzyna. I uważać by samej się nie zgubić.
- O to proszę się nie martwić. Niedaleko jest tu mój tata, a jego wujek - mówiąc to wskazała czarnowłosego mężczyznę stojącego niedaleko koło szwedzkiego stołu ustawionego niedaleko balkonów.
Pawłowi człowiek wydał się z twarzy znajomy, ale nie miał pojęcie skąd. Po wymienieniu kilku grzeczności dziewczyna złapała go za przegub i zaciągnęła w stronę stołu. Paweł nie stawiał oporu ale miał mętlik w głowie.
- Dobrze się bawisz ? - spytał go czarnowłosy pijąc poncz i mrugając łobuzersko.
Zaraz... - Do Pawła zaczęło coś docierać. Spojrzał na dziewczynę. Spod ciemnej zasłony włosów spoglądały na niego znajome szare tęczówki. Twarz również nie była mu obca. - Paulina? Co z twoimi włosami?
Chłopak co prawda wiedział, że dziewczyna chce pomóc, ale myślał, że jej pomoc skończyła się w momencie w którym zorganizowała mu pieniądze na kupno ubrania na bal.
- Tak jest kuzynku. To ja. A włosy chwilowo ufarbowane hennom.
- zaśmiała się i widząc jego pytające spojrzenie przedstawiła mu jego „wujka”. - To jest Fox.
- Ale dlaczego wygląda...? - nie wiedział jak to ubrać w słowa.
Czarodziej w niczym nie przypominał dawnego siebie. Nawet oczy.
- Magia – wyjaśnił.
- Można by powiedzieć, że zajął miejsce pewnego szlachcica który nie może z pewnych przyczyn tu być.
- Z jakiś przyczyn? - spytał Paweł i przeszedł go dreszcz.
- Miał wypadek.
- O bogowie...- szepnął młody smok który już myślał o najgorszym.
- Nie przesadzaj. Nikomu nic się nie stało – uspokajał go Fox i wypił coś co jak na jego gust miało za mało promili by choćby poczuć lekkie zawroty głowy, a co dopiero się upić. - Po prostu jego powóz zatrzymał się w karczmie po drodze, a jemu samemu zginęły klucze tuż po tym jak się zakluczył dla prywatności. Oczywiście posłał po ślusarza ale daleko nie zajedzie bez koni. - Fox stłumi swój śmiech „geniusza zbrodni” biorąc kolejny łyk po czym rzucił z wyrzutem. - Nie dałeś nam za wiele czasu na wymyślenie czegoś lepszego.
Przecież prędzej, czy później was odkryją.
- Więc lepiej szybko działaj. - Paulin obróciła go w stronę parkietu na którym wirowała para przykuwająca wszystkie spojrzenia.
- Roza...- powiedział Paweł rozpoznając tancerkę. Serce zabiło mu mocniej, jednak poczuł dziwne ukucie gdy poznał kto z nią tańczy. - To ten sam blondyn co wtedy.
- E...Paweł przestań gadać do siebie tylko idź i pamiętaj: nie zgub się bo obiecałam cię pilnować kuzynku – Po chwili szepnęła mu na ucho. – Wiem gdzie znajduje się pokój Meridiany, jeśli Roza nie będzie chciała cię słuchać idź do wschodniego skrzydła i wypatruj gobelinu – tu opisała mu jak ten konkretny wygląda. -  Spotkamy się w sali balowej na pierwszym balkonie od wejścia.
Powodzenia.


Goście przestali się schodzić, a czerwony dywan dyskretnie zwinięto i zaczęły się tańce. Roza wraz ze swym partnerem jako pierwsi wirowali na parkiecie. Z czasem dołączały do nich kolejne pary. Monotonna, melancholijna muzyka wypełnia całą salę. Może i towarzystwo to wyglądało jak porcelanowe lalki, ale trzeba było przyznać, iż tańczyli z niesamowita gracją i lekkością ruchów. Przez co cała scena wyglądała bajkowo.
Rozalinda uśmiechała się dopóki nie wyłapała w tłumie niebieskookiego bruneta. Jej partner zmartwił się widząc zaskoczenie i niepokój w jej oczach, ale nim podążył za jej spojrzeniem młody smok znikł w tłumie. 

Paulina musiała zwalczyć samolubną pokusę jaką było  dołączenie do tańczących. Ostatnio nie wiele miała okazji by pozwolić się porwać muzyce. Kusiło ją to mimo ciągłych narzekań Foxa, iż atmosfera jest drętwa jak na pogrzebie. Dziewczyna dyskretnie wymknęła się niezauważona z sali wyjściem dla służby, znajdującym się po lewej stronie rzeźbionych schodów. Zostawiła Foxa samego  by miał oko na Pawła. Uważając na służbę, przekradała się przez sale i korytarzem przytłoczona ogromem i bogactwem pałacu. Sala balowa wydawała się niezwykle skromna przy całej reszcie budynku. Mimo wszystko od każdego złocenia i rzeźby wiało chłodem, jakby duch pałacu  sprzeciwiał się takiemu traktowania i nie chciał należeć do nowych właścicieli.
Miała wrażenie jakby odmienione przez niemagicznych ściany przyglądały jej się równie intensywnie co ona im. Podłogi z kamieni stanowiły jedyny element, którego zwykle nie zmieniano, jedynie niekiedy przykrywano dywanem, który jednak nie zakrywał całe powierzchni, którą niegdyś na co dzień przechodzili się magowie rządzący w Illuminaris.

Jeszcze kilka godzin temu razem z czarodziejami wyszła z tunelu i znalazła się w magicznym podziemiu. Tak dosłownie jak i w przenośni. Było to coś co skojarzyło jej się z dyskoteką. Znajdowali się pod karczmą na obrzeżach  miasta. Pomieszczenie przypominało niedorobioną piwnicę, lub jaskinię. Wszystko trzymało się chyba wyłącznie na magii. Nieliczne pochodnie i magiczne światła były jedynym powodem dla którego jeszcze się ni potknęła. Tam właśnie świętowali wszyscy ukryci w pobliży Trista magowie, niczym na sabacie. Muzyka grała cicho, tak że gwar rozmów zupełnie ją zagłuszał. Wszyscy odziani w ciemne luźne ubrania i klanowe maski, jakby bali się, że ktoś może ich zdemaskować. Mimo tej napiętej i przepełnionej wzajemną nieufnością  atmosfery, świąteczna zabawa wyglądała na całkiem udaną mimo iż jeszcze nawet nie zaczęła się na dobre rozkręcać.
Wiele par tańczyło, do przez siebie tylko słyszanej melodii, która nijak się miała do tej przytłumionej cicho granej na fijarkach. W ciemności czaiło się wiele postaci, której nie dane jej było dostrzec i miała tego bolesną świadomość. Zastanawiała się, czy wśród nich może znajdować się Zythria lub któryś ze Żmij.  Pewnie mają obecnie lepsze rzeczy do roboty jak ochrona Pierścienia, ale nie mogła wykluczyć takiej możliwości.
–    Cześć – zwrócił się Alex do jakiegoś kształtu za prowizorycznym blatem który prawdopodobnie miał robić za barek. A może w tym wypadku nazywa się to „szynkwas” czy jakoś tak...
Paulina zapamiętała sobie, że nikt nie mówi tu do siebie po imieniu i wcale nie jest to uważane za brak kultury.
–    Kształt odwrócił się i w magicznym zielonym świetle Alexa pokazał się mężczyzna po czterdziestce o łysej głowie, który zmierzył Paulinę chłodnym spojrzeniem od czubka głowy aż po buty i z powrotem. 
–    Cześć – odpowiedział powoli. - Nie przypominam sobie panienki. Nowa w okolicy?
–    Tak – odpowiedział za nią Fox, który jeszcze w tunelu zobowiązał się mówić w ich imieniu.
–   Już złożyła przysięgę o tym, że nikomu nie powie o tym miejscu – zapewnił, choć w rzeczywistości jeszcze do tego nie doszło. - Nie chcemy nikomu psuć świątecznej zabawy, ale mamy kilka spraw do załatwienia i potrzebujemy pomocy. - tutaj Fox wymienił przedmioty i ludzi których szuka.

Po kilku bardzo długich minutach Fox wręczył łysemu kilka listów, a potem targowali się o cenę pewnej paczki.
–    Chcemy ją tylko wypożyczyć. Powiedźmy jedna sztuka srebra.
–    Chyba żartujesz. Znam takich jak wy. Nie urodziłem się wczoraj. Ona już do mnie cała nie wróci.
–    Dziesięć to przesada.
–    Jej prawdziwa cena liczone jest w złocie. Dziesięć jest w ramach świątecznej promocji.  Normalnie żądałbym co najmniej pięćdziesięciu srebra i to za pożyczenie.
–    Fox targował się dalej, ale widocznie stres zrobił swoje, bo nie był w formie. Człowiek opuścił cenę do trzydziestu srebrnych i kilku miedziaków, gdy zniecierpliwiony Alex dosłownie wytrząsł je z Feliksa i  zaklęciem przywołania zebrał z podłogi. W efekcie czego Fox stał się zupełnym bankrutem.
–     Jeszcze coś. Czy jej rodzice wiedzą, że jest w waszym towarzystwie?
–    Jeśli to pana uspokoi to ja również nie wiem gdzie oni się włóczą – mruknęła Paulina.
Ta odpowiedź widać nie usatysfakcjonowała mężczyzny gdyż nadal przyglądał jej się. Wytrzymała te spojrzenie, a potem Fox zapewnił, że z nimi nic jej się nie stanie i odeszli na bok.
–    Będziesz musiała mi zwrócić te pieniądzem Młoda.
–    Coś mi mówi, że całkiem szybko może pojawić się okazja do spłacenia tego długu.
 Alex zaprowadził ich do pomieszczenia w którym Paulina mogła mieć nieco prywatności w paczce bowiem było jej przebranie - balowa suknia. Co ciekawe tym pomieszczeniem okazał się nie żadna łazienka, tylko sypialnia dla dwojga. Dziewczyna starał się nie mówić co o tym myśli i jakie skojarzenia jej się nasuwają.
Tymczasem chłopcy czekali na nią w głównej sali. Siedzieli sobie grzecznie przy stoliku pod ścianą i głównie pili. Napój Alexa parował i przyjemne ogrzewał mu zmarznięte dłonie. Obaj czarodzieje rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Ten stan utrzymywał się dopóki nie podszedł ktoś kogo Fox się nie spodziewał.
–    Hej. Ja cię pamiętam g****u. Kojarzysz w Deanuarres. Okradłeś mnie.
–    Alex spojrzał z ukosa na nieznajomego, który na moment ściągnęła maskę by się przypomnieć złodziejowi. Feliks próbował się wymigać mówiąc iż musiała nastąpić pomyłka. To jednak nie przekonało człowieka, który twierdził, że takiej twarzy – choć on kierowany emocjami użył innego wyrazu na opisanie tej części ciała – się nie zapomina. Potem złapał Foxa za koszulkę i uniósł po czym rzucił o sięgną i dobył różdżki.
–    Alex mógłbyś pomóc? – szepnął Fox.
Jasnowłosy nie mógł zignorować wezwania o pomoc przyjaciela, ani dopuścić by wyrzucono ich przez bójkę.
- Przepraszam – zwrócił się do obrabowanego. - Ile on ukradł? - Alex nawet przez chwilę nie wątpił, że Fox jest do tego zdolny.
–    Równowartość jednej złotej monety. Nawet nie jesteście w stanie wyobrazić sobie ile człowiek musi pracować by w tych czasach tyle zebrać.
–    Akurat ja wiem ile. Złamałem sobie wówczas rękę i i zwyciężyłem kostkę skacząc z dachu – mruknął Fox, na swoje szczęście za cicho by człowiek w masce w kwadraty go usłyszał. 
–    A gdyby pan dostał tą sumę z powrotem?  Bardzo nam zależy by załatwić sprawę w bezkrwawy sposób.
–    Mam rozumieć, że masz taką sumę przy sobie? - spytał tamten nieufnie.
Alex nie miał. Jego budżet wynosił nie więcej niż 40 srebrnych, a i tego nie był całkiem pewny. Co jeśli pieniądze które niedawno wytrząsł z Foxa należały niegdyś do niego? Westchnął. Może udałoby się to jakoś odpracować w przyszłości, z tym że Fox nie zatrzymał się w okolicy na stałe.
–    Jaką sumę? - spytała Paulina pod płaszczem okrywająca swą balowa kreację.
Przyjrzała się wszystkim po kolei i zatrzymała się na Feliksie który patrzył na nią błagalnie.

- Twoja kleptomania nas kiedyś zgubi – podsumował Alex gdy było już po sprawie. - Jeśli do końca tygodnia nie zwrócisz mi kasy, to skończysz gorzej niżbyś skończył gdybyśmy się nie złożyli.
–    No wiesz ty co. Pieniędzy żałujesz?
–    To było wszystko co mam – to ciche stwierdzenie zamknęło  lisiemu chłopcu usta.
–    Tak jak mówiła. Udało mi się spłacić sukienkę szybciej niż myślałeś. A teraz ty mi jesteś winny bo sukienka kosztowała się około trzydziestu, a ja musiałam ratować twoją skórę większą sumą. Eh...coś mi mówi, że na  resztę zakupów niewiele nam zostało...


Paulina koncentrowała się obecnie na trzech rzeczach: pilnowaniu by nikt jej nie zauważył, oraz by się nie zgubić w labiryncie sal i korytarzy do tego oraz na słuchaniu intuicji. Gdzieś za jedyni z armii drzwi musiała znajdować się skrytka z Pierścieniami, a ona musiała wyczuć za którymi. Oczywiście jak ognia unikała czerwonego dywanu, który według jej snu znajduje się koło pokoju Meridiany. Z drugiej strony często kusiło ją by zignorować to ostatnie postanowienie. Za każdym razem gdy widziała drogę, która w jakiś sposób kojarzyła jej się z jej snem i mogła prowadzić do siedliska demona. Co ciekawe  mimo ryzyka które podejmowała czuła się całkiem bezpiecznie jakby jeszcze do niej nie dotarło gdzie się znalazł. Powagę sytuacji zrozumiała dopiero usłyszawszy zbliżające się kroki.

Brak komentarzy: