czwartek, 4 października 2012

Rozdział 64: Ci szarzy

Głębokie zaspy już od tygodnia utrudniały ludziom w Colorist problemy z poruszaniem się uliczkami.  Miejscowość należała do najbardziej wysuniętych na północ w całym Iumperium, toteż mróz był tu wyjątkowo dotkliwy. Mało kto wyściubiał nos poza dom. Jednak znalazło się kilka osób,  które zamiast w domu przeczekały zamieć w karczmach i gospodach. Do takich właśnie ludzi zaliczał się mężczyzna, który znajdując się w stanie nie koniecznie trzeźwym wracał samotnie do mieszkania.
Pijak nie wiedział iż jest śledzony. Obserwująca go osobnik wyszedł razem z nim z karczmy, po czym, z kacią zręcznością wskoczył na zaśnieżony dach. 
Ubrany według obowiązującej w tej rejonie  mody, w  gruby kożuch, który sprawiał iż ten szczupły chłopak zdawała się większy i grubszy niż w rzeczywistości. Szalik skutecznie zasłaniał jego szyje i znaczną część twarzy. Dodatkowo kaptur naciągnął tak, że widać dało się jedynie kawałek jego brązowej skóry i szmaragdowe oczy na, które opadały pojedyncze kosmyki lekko kręconych ciemnozielonych włosów.
Pijany zostawił za sobą ostatnie budynki mieszkalne w tej części miasta i przeszedł przez most.  Ze po lewej miał skromną szkołę i ubogą  bibloteko-księgarnie, a po prawej opustoszały o tej porze dnia i roku targ.  Zielonowłosy upewniwszy się, że nie ma żadnych świadków rzucił się na człowieka...

Skończywszy demon rzucił swą ofiarę w zaspę, czując obrzydzenie.
„Do czego ja się muszę zniżać” - pomyślał.
Przez chwilę stał, tak wpatrując się swymi zielonymi oczami w zaspę, po czym podniósł szalik, który spadł mu podczas ataku. Właśnie okręcał go sobie wokół szyi, gdy pewna krępa młoda  kobieta, ubrana w gruby kożuch wyskoczyła na niego i uderzyła go w głowę pięścią. Chłopak-demon jęknął i złapał się za bolące miejsce.
–    Ała, to boli.
–    To ma boleć, bo to kara. Green, właśnie zabiłeś człowieka, choć wiesz,  że ci nie wolno. - Kobieta wyglądała na jego równolatkę. Z kaptura wystawały jej anielsko jasne włosy o naturalnych loczkach. Błękitne oczy zdawały się wnikać w głąb jego duszy toteż nie był w stanie znieść kontaktu wzrokowego.
–    Jaki tam człowiek – bronił się. - Zwykły pijak i menda społeczna.
„Jego dusza nie miała w sobie nic wartościowego – pomyślał Green.”
–    Mógł mieć rodzinę – próbowała obudzić sumienie zabójcy.
–    Nie miał. Sprawdziłem.
–    A więc jeszcze go obserwowałeś, przed atakiem? To już przecież zabójstwo z zimną krwią.
–    Przesadzasz, zaraz z zimną. Uznaj to za ofiarę nieudanego odwyku, który ja się zdawało zakończył się kilka lat temu. Posłuchaj, normalnie nad tym panuję, ale teraz, chyba coś się dziele.
Kobieta najwyraźniej jednak go nie słuchała, przy czym dała mu jasno do zrozumienia że jest na niego zła i nie chce go widzieć na oczy.
–    Amelia. Ja mówię poważnie. To było silniejsze ode mnie. Przecież mnie znasz...
–    Okazuje się, że nie – odpowiada tamta zmierzając w stronę mostu, ale Green zastępuje jej drogę i ją zatrzymuje.
–    Dzieję się coś niedobrego. Próbowałem ci to powiedzieć już wcześniej, ale byłaś za bardzo przejęta świętem zimowego przesilenia. Nie myślałem o tym co robię i jest mi przykro, ale nie zamierzam przepraszać za coś czego nie mogłem powstrzymać. Poza tym życia mu nie wrócę.
Amelia nie do końca przekonana patrzyła mu prosto w oczy.
–    Cóż, święta to czas, gdy się wybacza. Powiedźmy że ci wieżę, ale jeśli nie zrobiłeś tego świadomie to co takiego się dzieje, że tracisz kontrole ?
–    Jakiś czas temu śnił mi się pałać w Trista i pokój dziecięcy a w nim czarnowłosa dziewczynka obserwująca deszcz. - Zrobił efektowną pauzę, jakby oczekując że Amelia sama się domyśli do czego on zmierza, ale niestety musiał powiedzieć to wprost. -  Pierwszy element wzywa pozostałe.  Wszystkie Pierścienie niedługo zbiorą się na miejscu.
–    Ale jest jeszcze przed czasem – jasne brwi dziewczyny zmarszczyły się w geście niezrozumienia.
–    Widocznie Meridianie to nie przeszkadza.


Podczas gdy rozprawiali o groźbie, która zawisła nad światem, pół tuzina magów ukrytych  w krzakach gotowali się do ataku z zaskoczenia. Jeden z nich mniej przywykły do niskich temperatur nie zdołała powstrzymać się przed kichnięciem i tylko to sprawiło, że Green i Amelia w porę opuścili most, nim ten został zalany przez lodowatą wodę z rzeki.

Chłopiec-Pierścień  rozejrzał się i ze zgrozą zauważył, że co poniektóre zaspy wokół nich wcale nie są ze śniegu. Białe kształty w rzeczywistości byli odzianymi w biel Magami Kręgu. Przewodził im sędziwy mężczyzna imieniem Cletus, podpierający się wysokim kosturem z którego biło jasne światło. Jako jedyny posiadał długą białą brodę i kilka innych cech świadczących o jego wieku.  Jego mętne oczy przepełniała nienawiści jaką żywił do stojącego przed sobą młodzieńca, twarz jednak nie wyrażała niczego.
Green i jego towarzyszka zostali otoczeni.
–    Uciekaj. Oni przyszli po mnie – szepnął do kobiety, którą zasłaniał.
–    Co chcesz zrobić?
–    To co mi wychodzi najlepiej – postraszyć.
–    Młoda damo – zwrócił się w ich stronę białobrody. - Dla własnego bezpieczeństwa odsuń się od demona.
Po prośbie Greena, Amelia zamierzała odejść, ale teraz zmieniła zdanie i stanęła pomiędzy swym towarzyszem, a grupą celującą w niego ludzi.
–    Chyba zaszła jakaś pomyłka, bo nie ma tu żadnego demona.
–    Nieboszczyk w zaspie ma chyba o tym odmienne zdanie – zauważył jeden z magów.
–    Jestem pewna że można to załatwić bez walki – powiedziała powoli i spokojnie, z determinacją w oczach, jednocześnie wyrywając rękę  w  rękawiczce z uścisku Greena.
–    Wątpię czy twój przyjaciel pójdzie z nami dobrowolnie.
–    Po co ma z wami iść?
–    Pierścienie w takiej formie są trudniejsze do kontrolowania – zauważył czarnowłosy mag, który niedawno zdemaskował swych kompanów przez kichnięcie.
–    Ten który opętał jakiegoś chłopaka i podpalił Złoty Las, wyrządził dużo większe szkody, niż Green, który żyje tu sobie spokojnie już kilka lat i nikomu nie wadzi - zauważyła kobieta, ale jej słowa nie odniosły na nich pożądanego efektu.

Sytuacja stała się niebezpieczna.
Cletus doszedł do wniosku, iż mają tu do czynienia z przypadkiem opętania i że Amelia jest kontrolowana. Jednym z młodo wyglądający nieśmiertelnych magów wyglądający nie ma jak kobieta, złapał starszego za rękę, gdy ten mierzył do niej kosturem. Zgadzali się co do tego iż żywe Pierścienie nie powinny w ogóle istnieć i przyszedł czas by uwolnić tą biedną duszę (Greena) od brzemienia, które musi dźwigać, ale młodszy nie zgadzał się by wplątywać w walkę cywili. 
- Triften, to nie czas na takie dyskusję - twierdził Cletus
Tymczasem Green nie próżnował i zbierał siły i myśli by stworzyć taktykę. Zamierzał najpierw  osłonić Amelię kopułą z ziemi, a następnie zbombardować magów cegłami z pobliskiego budynku. Do tego celu wybrał starą fabrykę, która niedługo sama miała się zawalić. Stała co prawda trochę dalej niżby chciał, ale Amelii nie spodobałby się rozebranie szkoły, czy biblioteki.
Na jego nieszczęście podczas gdy dwóch magów się kłócili pozostali zauważyli dokąd wędruje spojrzenie młodzieńca i nim on zdążył czegokolwiek spróbować, wyrywniejsi magiczni posłali w stronę Pierścienia zaklęcia, które wyminęły Amelię i przyszpilili Greena do ściany. Pozostali idąc za ich przykładem wzmocnili zaklęcie, ale na niewiele się to zdało puki ich ofiara miała wolną rękę. Green bez trudu stworzył ścianę chroniącą go przed atakami od frontu, jednak przez całe zamieszanie zapomniał o Amelii. Zaklęcia zmieniły swój charakter z pułapki na bomby próbujące rozsadzić ścianę, za którą znajdował się Pierścień, na drobny mak. Dziewczyna znajdowała się na środku pola walki i choć na czworaka, próbowała się ewakuować świszczące nad jej głową pociski mocno jej to uniemożliwiały.
Dwójka magów skończyła nierozstrzygnięta kłótnie i dołączyła do roztrzaskiwania ściany, która trzymała się właściwie tylko z magii, gdyż składała się ze żwiru i kilku śmieci leżących na drodze. Każde uderzenie magicznej bomby wzbijało tumany kurzu. W końcu Green, wyplątał się z zaklęć, które go przyszpiliły do ściany i dał za wygraną z utrzymywaniem ściany, odskakując na bok.  Gdy żwir i jego drobniejsza odmiana opadła i zmieszała się ze śniegiem. Green ujrzał Amelię leżąca nieruchomo. Nie miał pewności, czy jest to jej taktyka, czy coś jej się stało więc kilkakrotnie zawołał ją po imieniu.
–    Nie masz już nad nią władzy – przerwał te krzyki Cletus. - Jej dusza należy już do bogów.
–    Green szybko zrozumiał aluzję i zacisnął ręce w rękawiczkach w pieści.
–    Trafiliście na niewłaściwego demona – powiedział chłopiec mrożąc szmaragdowe oczy, mierząc starca nienawistnym spojrzeniem.
Nienawiść i gniew były jednymi z niewielu ludzkich uczuć, które rozumiał. Ziemia niespodziewanie zadrgała. Stopniowo słabo, z czasem coraz intensywniej. W końcu każdy bez trudu je wyczuwał, Drobne kamyki drgały, wydając z siebie złowróżbne coraz głośniejsze dźwięki, aż w końcu za sprawą najczystszej odmiany magii ziemi zbiły się w jedną dużą kulę, która zwiększać swą masę nie zmieniała objętości robiąc się coraz bardziej zbita i ciężka. 
Gdy uznał że pocisk jest wystarczający by zabić cisnął go w przywódcę magów, którego obwiniał za śmierć  Amelii. Jednak atak nie trafił celu, gdyż na drodze mu stanął Triften  i zasłonił Cletusa i skazał się na  zostanie zmiażdżonym i wrzuconym do rzeki. Z pewnością nie mógł tego przeżyć, lecz na polu walki pozostało nadal piątka magów. Mieli przewagę liczebną. Ziemia ciągle się trzęsła. Pomiędzy magami a demonem ziemia pękła i utworzyła szczelinę z której ziało czerwone światło z wnętrza ziemi. Śnieg stopniał. Magowie kręgu cofnęli się o krok. Ze szczeliny trysnęły rozgrzane kamienie i spłynęły na magów. Po chwili pokrywająca ich lawa ostygła tworząc otaczająca ich ze wszystkich stron kopułę.
Wówczas jednak Green popełnił błąd. Zmęczony, myśląc, że to już koniec walki, podbiegł do Amelii. Odwrócił ją i zobaczył krew sącząca się z rany na głowie i zabarwiając jej jasne włosy na rudo. Nienawiść znikła na moment zastąpiona przez smutek, żal i poczucie winy. Przecież to wszystko mogło się skończyć zupełnie inaczej.
Słysząc kroki na śniegu Green odwrócił się, ale było już za późno. Magowie jakimś cudem przeżyli atak lawy i otoczyli go. Chwilę potem chłopak nie widział już i nie czuł, ale jeszcze żył. Jeszcze. 
______________________________________________________

Rozdzialik  miał być krótszy więc można rzec iż się rozpisałam. 
Co sądzicie o tej postaci? 
Żałuje że nie mam na razie ilustracji, ale facet nie chce dać się narysować :-/

Brak komentarzy: