Paulina niewiele myśląc otworzyła pierwsze lepsza drzwi, by się ukryć. Nawet nie rozglądała się gdzie trafiła. Ktokolwiek znajdował się obecnie w pomieszczeniu – a nikogo nie słyszała – z pewnością nie jest przyczyną tego, że swędzi i piecze ją lewa ręka. Wyjrzała przez dziurkę do klucza, by się upewnić, czy postać już przeszła. Jednak zamiast pustego korytarza ujrzała dziewczynkę beztrosko rozmawiającą ze służbą. Mówiła cicho jakby zaraz miała zemdleć. Niewinnie i potulnie co jakiś czas kaszląc.
„Symuluje chorobę” - osądziła Paulina. Znała się na tym. Ileż to razy sama tak robiła.
Gdy drobna postać przechodziła koło drzwi ręka przestała swędzieć. Teraz bolała niemiłosiernie jakby ktoś wbił jej nuż i kręcił ostrzem w ranie powiększając ją. Trzymała się za nieistniejącą pogłębiająca się ranę, a potem poczuła, że ktoś kładzie rękę na jej ramieniu. Wzdrygała się i włosy stanęły jej dęba. Wszystko stało się jednocześnie. Klamka poruszyła się i wszystko znikło i wydział już tylko ciemność, choć zachowała pełną świadomość.
Paweł wraz z Rozalindom stali w jej pokoju. Chłopak czuł, że nie powinno go tu być, a mina księżniczki potęgowała to uczucie. Twarz jej ciemnoskóra, wymalowana, pozbawiona emocji, które wyraźnie pozwalała mu dostrzec w swych fiołkowych oczach. Ubrana w fioletową suknie do ziemi ze złotymi elementami i koronką wyglądała jak na księżniczkę przystało. Długie czarne włosy spięła w kok ozdobiony kilkoma błyszczącymi drobiazgami. Kilka pojedynczych kosmyków opadało jej na ramiona. Dzięki złotej biżuterii wręcz jaśniała, co mocno kontrastowało z tym jak ją zapamiętał po ich pierwszym spotkaniu. Wyglądała jak zupełnie inna osoba, przy czym jej zachowanie również uległo zmianie. Paweł nadal czuł ucisk w żołądku, który towarzyszył mu od kiedy ją zobaczył w tańcu. Bał się, że za moment zwymiotuje przez ta tremę. Jeśli okazałoby się, że Roza stoi po stronie siostry i dajmy na to będą musiał z nią walczyć to wiedział jedno: nie jest w stanie jej zranić. Serce uderzało mu jak młot w żebra, gdy zastanawiał się jak zacząć.
„Coś musisz powiedzieć. Nie po to to wszystko żeby teraz stać jak ten kołek” - skarcił się w duchu.– Nie powinnam była cię zapraszać – zaczęła Rozalinda nim ten zdołał wydobyć jakiś dźwięk z buzi którą lewie co otworzył.
– Ale jestem – wtrącił byle coś powiedzieć, a gdy ona przyglądała mu się intensywnie dodał: - Po tym co się wydarzyło nieco się martwiłem. Meridiana jest niebezpieczna.
– Ja tak nie uważam. Obserwowałam ją. Nie wiem co tam widziałam na polanie, ale nie wieżę, że to ona.
– Przykro mi, ale to nie był sen. Nie możesz lekceważyć tego zarżenia. Razem z bratem omówiłem tą sprawę. Jesteśmy w stanie zapewnić ci ochronę jako świadka koronnego... - Sam nie wierzył, że mówił zupełnie jak jakiś policjant, albo przedstawiciel tajnej agencji wywiadowczej. Nie miało to zabrzmieć tak bezdusznie, ale przez dystans jaki ona między nimi wytworzyła samo tak wyszło.
– Nie pozwolę wam jej skrzywdzić. To moja siostra.
– Nie mogę obiecać, że nic jej się nie stanie, ale wiedź, że mnie perspektywa zabijania małej dziewczynki też się nie podoba i jako smok dołożę wszelkich starań by nikt niewinny nie ucierpiał.
I znowu wydawało się, że jedynie powiększył dzielący ich metafizyczny mur. Żałował że nie ma z nim kogoś kto by pomógł. Na przykład Pauliny, która by go dyskretnie kopnęła jak to ona tylko potrafi w takich sytuacjach, albo Fox który rzuciłby jakimś żartem. Mógłby towarzyszyć choć Alex, lub jego starszy brat Cinnabar którzy wzięliby na siebie przekazania jej tych mniej przyjemnych informacji.
– Ona jest niewinna jeśli o to ci chodzi. - Spojrzenie Rozy stało się nieprzyjemne, ale Paweł wytrzymał je. - Wiesz co myślę? Że to wy i wasza magia jej to zrobiliście. Mówiłeś, że ten kogo zabiła był magiem. Może to była jej forma obrony.
– Przecież widziałaś, że z pewnością nie wyglądało to na niewinną obronę, tylko jakiś rytuał. Nie pamiętasz co mówiła? Ten człowiek nie mógł jej nic zrobić przywiązany do drąga.
– Nie wiem co widziałam i słyszałam. Skąd mam wiedzieć czy to nie jakaś sztuczka.
Paweł nie wiedział co o tym myśleć. Gdy ostatnio się widzieli byli zgodni, że Meridiana jest niebezpieczna. Roza rozumiała swe położenie i mimo to zgodziła się pomóc. Teraz po kilku tygodniach spędzonych z siostrą zobaczyła w niej człowieka, co nie byłby niczym złym gdyby nie zaistniała sytuacja.
- Pomóż mi tylko znaleźć Pierścienie, a będziesz mogła sama zdecydować, czy mi ufasz czy nie. Jeśli tu są będzie to dowodem, a jeśli nie To zawsze możesz wezwać Łowców.
– Nie chce nasyłać na nikogo Łowców. Po prostu wyjdź jak wszedłeś.
– Nie mogę.
Wreszcie powiedział coś czego był zupełnie pewien. Determinacja w jego błękitnych oczach zaskoczyła Roze. Zapadła cisza, która mówiła więcej niż wypowiedziane wcześniej słowa. Mur pomiędzy nimi stopniowo zmalał. W oczach Pawła nie gościł ani cień fałszu, czy oszustwa i ostatecznie znikła niepewność. Musiał znaleźć to czego szukał i dopilnować by Roza była bezpieczna.
Nie wiadomo, czy to przez pamięć, że uratował jej życie, czy przez jego szczere oczy i szacunek do podejmowanego przez niego ryzyka, choć nie zaufała mu od razu udało mu się przekonać Roze do przeszukania pokoju jej siostry. Meridiana obecnie podobno pojechała do lekarza, gdyż ostatnio nie najlepiej się czuła. Smok wiedział, że jeśli w tym najbardziej oczywistym miejscu nie znajdą niczego obciążającego – a nic nie wskazywało na to by tak się stało – to Roza krótko mówiąc nie będzie chciała go znać. Na razie pomagała mu tylko ponieważ wiedziała że Paweł wierzy w to co mówi, a to czy to prawda to inna kwestia.
Pomieszczenie było spore i chłodne. Podłogę wyścielały kolorowe miękkie dywany, a ściany posiadały wszystkie odcienie błękitu. Nic nie wskazywało na to by właściciel pokoju posiadał skłonność do pozbawiania ludzi dusz, lub ambicję zdobycia władzy nad światem, ale Paweł nie spodziewał się przecież otwartego na oścież wejścia do groty w której przetrzymywała swe przyszłe ofiary, ani mapy z planami podboju. Jeszcze stojąc we drzwiach patrząc od lewej do prawej przyjrzał się dokładnie wszystkim meblom. Łóżko stanowczo za duże jak dla dziecka z zagłowię skierowanym do lewej ściany, regalik z ulubionymi książkami w okładce ze skóry z odręcznymi ilustracjami na pół strony. Kilka drewnianych kuferków prawdopodobnie na zabawki z zdobionych wyrzeźbionymi w drewnie muszelkami i delfinami. Naprzeciw wejścia znajdowało się duże okno zasłonięte przez ciężkie załomy do podłogi. Przed nim stało krzesło. Dalej po parowej od okna toaletka, której mogłaby używać młoda dama do czesania się a z czasem i do malowania się. Pawłowi jednak lustro kojarzyło się nieco inaczej. Jeśli ma zdolności magiczne mogła używać tego do porozumiewania się na odległość ze swymi sługami. Oczywiście nie dzielił się tym spostrzeżeniem z Rozą, gdyż brzmiało paranoiczne. Przecież lustra można znaleźć wszędzie. Dalej na ścianie naprzeciw łóżka ciągnęły się przykręcone do ściany półki z lalkami.
– Ładna kolekcja – powiedział Paweł.
– Niemal wszystkie znane mi jej równolatki bawią się takimi. To takie dziwne?
– Nie – przyznał przyglądając się armii pluszowych lalek różniących się między sobą jedynie włosami i kolorem oczu oraz niekiedy ubranek. - Zawsze jest tu tak zimno?
Może to jego wyobraźnia i świadomość, że znalazł się w jaskini lwa, ale wyraźnie czuł przeciąg. Jego smocza intuicja sprawiała iż dręczyło go coś jeszcze. Przerwy pomiędzy nimi wydały mu się mocno nieregularne, co rzucało się w oczy przy pedantycznych skłonnościach właścicielki do czystości i porządku. Rozsunął grupkę lalek przytulonych do siebie tak jakby żyć bez siebie nie mogły, a za nimi odkrył niewielki przycisk.
– Coś mi mówi, że to nie włącznik światła – mruknął do siebie świadom, że tutaj nie ma elektryczności.
– A mnie coś mówi – odezwał się obcy żeński głos za jego plecami – że masz kłopoty chłoptasiu...
Czuł trzonek różdżki przyłożony mu do głowy.
Nie bał się. Jako smok był odporny na większość zaklęć jednak głupotom byłoby zdradzanie się dopóki nie będzie to konieczne.
– Kim tu jesteś? - spytała się Roza nieznajomej.
Paweł poczuł swego rodzaju ulgę wiedząc, że dziewczyna jest równie zaskoczona co on. W przeciwnym razie oznaczałoby to, że zdradziła.
- Ah... gdzież moje maniery. Jestem Symphonia. - Tuż za nią pojawiło się kilku mężczyzn, których również przedstawiła.
Czarownica miała rudę kręcone włosy i wyglądała jakby była spokrewnia z Foxem. Posiada bowiem ten sam chytry uśmiech i szelmowski błysk w oku nie mówiąc już o rysach twarzy upodabniających ją do łasicy.
Pół tuzina czarnych magów ubranych w ciemne barwy poznawalnych im wtapiać się w cienie panujące w pokoju – co z początku utrudniło Pawłowi oszacowanie ich liczebności – wycelowali w nich swe różdżki.
- Koniec zabawy. Pójdziecie z nami, albo zaboli.
To było straszne, ekscytujące i bolesne jednocześnie. Choć może nie koniecznie w tej kolejności. W jednej chwili zbliżający się demon, w drugiej jest już pewna, że została znaleziona, a chwilę potem znajduje się w szafie. Paulina domyśliła się tego ostatniego przez zapach detergentów i wymacanej w ciemności arami szczotek, ścierek, wiader i zmiotek, które uniemożliwiają jej swobodne poruszanie się na małej przestrzeni niecałego jednego metra kwadratowego. Na przestrzeni którą dzieliła z kimś jeszcze. Wyraźnie słyszała jego przyśpieszony oddech, który jednak nie dorównywał jej własnemu.
– Jeszcze chwila i było by...interesująco – powiedział Alex. Wydawało jej się, że się uśmiechnął, ale z braku jakiegokolwiek oświetlenia nie mogła zyskać pewności. Równie dobrze mogłaby mieć zamknięte oczy. Wszystkie pozostałe zmysły nieznacznie wyostrzyły się, a może i były takie same jak wcześniej tylko po prostu bardziej się nie nich skupiała. Jej nos mówił jej, że tak blisko czarodzieja jeszcze nie była, a na pewno nie aż tak długo. Jedyny zapach jaki potrafiła nazwać to sosnowych igieł. Reszta była za bardzo subtelne. Skojarzył jej się z wiatrem który fruwa po lesie i nosi za sobą płatki śniegu. Przez dotyk czuła, że chłopak stoi tuż przed nią, chcą nie chcą z braku miejsca przy piskając ją do drzwi. Składzik na miotły musiał być zakluczony gdyż pomimo iż naciskała klamkę – która swoją droga wpijała jej się w bok – nie wywoływało to pożądanej reakcji.
– Szkoda, że nie ma tu Foxa – skomentował czarodziej, gdy mu to przekazała.
– Jak na mój gust wystarczająco tu ciasno.
Tym razem Alex na pewno się zaśmiał. Jej nie było do śmiechu gdy przypomniała sobie co Fox mówił jej o zagrożeniach związanych z teleportacją. Co gdyby wylądowali w ścianie? Przecież z pewnością nie znał rozkładu pokoi. Czy nie bezpieczniej byłoby dać się zauważyć niż aż tak ryzykować?
– Chodziło mi o to, że on nie miałby problemu by otworzyć zamek. Masz coś co mogło by posłużyć jako wytrych?
– Tak. Moja wsuwka do włosów.
– Gdzie? - spytał przeczesując jej włosy.
Przeszedł ją dreszcz. Próbując wywalczyć nieco przestrzeni Paulina spróbowała go nieco odepchnąć. Gdy poczuła jego serce uderzające centralnie pod jej dłonią przypomniało jej się jak się poznali.
„By udowodnić, że nie jest żadnym upiorem chwycił jej związane ręce i przyłożył do okolicy dziury, którą wykonała. Poczuła bicie jego serca. Było nieco za szybkie jak na jej gust, ale można to tłumaczyć tym, że przed chwilą musiał ją nieść.”
„A czym obecnie można by wyjaśnić to tętno? - pytała sama siebie. - Czego się bał? Co miał na myśli mówiąc, że byłoby ciekawie gdyby nie zainterweniował?”
Oczywiście mogło chodzi po porostu o to, że demon niemal nie odkrył ją w miejscu gdzie jako gość balu nie powinna się znajdować. Pytanie czy mała Meridiana zrobiłaby jej krzywdę na oczach towarzyszącego jej dorosłego? A może chodzi o coś innego.
Alex wreszcie zdobył wsuwkę Pauliny i jej włosy opadły jej na oczy. Nie mogła ich odgarnąć. Zresztą po co jej teraz oczy? Ale denerwowało ją uczucie, że coś znajduje się przed nią i łaskocze w nos. Oczy czarodzieja znajdują się na poziomie jej własnych choć ich spojrzenie koncentrowało się na zamku w którym dłubał zaimprowizowanym wytrychem. Wiedziała o tym ponieważ czuła włosy z jego grzywki na własnym czole.
Miarowe i niemalże rytmiczne klikanie w zamku wywoływane przez bezowocne próby czarodzieja rozgryzienia jego mechanizmu stały się jej jedynym sposobem na odmierzanie czasu.
„Jeśli jedno kliknięcie to jedna sekunda to siedzimy tu już przynajmniej kwadrans.”
Obecnie ona również żałowała, że z nimi nie ma Foxa. Słodkie sam na sam z Alexem nie byłoby takie złe gdyby nie fakt, że czuła iż niedługo nie wytrzyma w pozycji stojącej, a usiąść się nie da.
Jej zmysły wyostrzały się coraz bardziej i już nie tylko widziała dotykiem, węchem, smakiem, słuchem ale i szóstym zmysłem, który ujawnił się w dość nietypowy sposób. Mianowicie z zamkniętymi oczami i bez światła widziała światło bijące od jej towarzysza. Z początku pomyślała, że może to jakieś zaklęcie, albo efekt działania jakiegoś medalionu, ale w rzeczywistości te światełko było jego istotą. Unosiło się w nim i emanowało jego aurą.
„Śliczne” - powiedziała do siebie w myślach. - „Tylko czemu ja to widzę.”
Nie chciała już siedzieć w tej szafie, a Głos namawiał ją.
„Potrzeba nam tylko trochę energii i same stąd wyjdziemy.”
Usta Alexa znajdowały się bardzo blisko. On sam nadal skupiał się na zamku. Wytrych poruszał się coraz szybciej jakby czarodziejowi kończyła się już cierpliwość. Sama nie do końca świadoma co robi położyła mu dłoń na policzku, ale gdy od to zauważył otrzeźwiała na tyle by zdać sobie sprawę ze coś jest nie tak.
– Alex...Ja zaczynam się bać. Coś...niedobrego się ze mną dzieję.
– Potem porozmawiamy. - Zdjął jej rękę ze swojej twarzy. - Zaraz skończę. Pójdziemy na miejsce spotkania i tam porozmawiamy. Zgoda ?
Kiwnęła głową. W ścisku w jakim stali nawet jeśli nic nie widział i tak musiał zauważyć ten gest. Mimo to nadal nie do końca czuła się sobą.
„Potrzeba tylko odrobiny – kusił ponownie Głos.”
Kto wie jak by się to skończyło gdyby Alex wreszcie nie rozgryzł mechanizmu zamka. Ponieważ Paulina przez cały czas opierała większą część swego ciężaru na drzwiach siłą rzeczy po ich otwarciu wylądowała plecami na chłodnej posadce, a Alex na niej. Czarodziej szybko uniósł się na łokciach i rozejrzał po korytarzu szerokości ulicy i porównywalnej długości. Gdyby spojrzał na Paulinę zobaczyłby złoty błysk, który stopniowo znikał.
– Ktoś idzie – szepnął Alex nasłuchując kroków po ich lewej.
Paulina usiadła, lecz nim cokolwiek powiedziała i zanim właściciel kroków zdążył ich zobaczyć czarodziej teleportował się. Została sama, w sukni i rozczochranymi włosami tuż przed otwartym składzikiem na miotły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz