Wszyscy domownicy jedli śniadanie, nad którym zrobieniem Paulina męczyła się całe dwie godziny. Zegar wybijał dziewiąta. Gdy Paweł pochłoną odpowiedzią ilość kanapek i czegoś co od biedy można by nazwać owsianką wraz z bratem wyszli na mróz by pobiegać. Gdy drzwi się otworzyły Paulinę przeszedł dreszcz.
„To szaleństwo wychodzić w taką zamieć.” - pomyślała wyglądając przez zaszronione i częściowo zasypane przez śnieg okno w salonie.
Stół był cały w okruszkach, ale talerze i misy zostały opróżnione równie szybko i skutecznie co portfele z pieniędzmi przed Świętami Bożego Narodzenia w jej świecie. Paulina westchnęła i już brała się już za sprzątanie ze stołu. Stała się rzecz niesłychana – jej wuj odezwał się. Z początku martwiła się, że może dowiedziawszy się iż wysprzątała bibliotekę wymyślił jej nowe zadanie, jednak wieść okazała się bardziej nieprzewidywalna.
– Po obiedzie będziemy mieli gościa – obwieścił, a Paulina zdała sobie sprawę, że już niemal zapomniała jaki jej wuj ma głos, a był on poważny rzeczowy i nieco znudzony, czy może zmęczony, jak wykładowca na uniwersytecie który po raz setny mówi to samo.
O gościu Paulina wyciągnęła z niego niewiele, jedynie iż spotkał ją – bo chodziło o kobietę – w mieście oraz iż jest to jego stara znajoma i rzec by można sąsiadka, bo jej dom znajdował się w tym samym lesie co ich.
Ze stosem naczyń ruszyła do kuchni. Oscar wspaniałomyślnie przytrzymał jej otwarte drzwi. Wrzuciwszy wszystko do misy zagotowała gorącą wodę w czajniku i przygotowała roztwór na bazię soku z cytryny i soli, który miał posłużyć za płyn do mycia naczyń. Podczas pracy dawała upust swojej niechęci i braku zaufania do stryja.
„Ciekawe, czy oni naprawdę powiadomili moich rodziców, czy to zmyślili by łatwiej mnie przekonać do powrotu i pozostania tu. Co jeśli cały czas kłamał?”
Te myśli nie brały się same z siebie. Każdą negatywną myśl dodatkowo podsycał Głos w jej głowie.
„Jak on śmie” - mówił. - „Lepiej niech zajmie się własnymi sprawami zamiast nieudolnie próbować wychowywać i karać nieswoje dzieci.”
Jedyną rzeczą jaka powstrzymywała ją od zrobienia czegoś głupiego była świadomość, że w niczym nie polepszy to jej sytuacji, a jedynie pogorszy.
Gościem okazał się siwowłosa staruszka. Była niska, garbata i gruba, acz o o kościstych palcach. Na pokrytej zmarszczkami twarzy znajdowało się parę włochatych kurzajek. Największa wyrastała z czubka nosa. Brakowało jej kilka zębów, ale pozostałe wyglądały na zdrowe, a w każdym razie ich barwa nie odbiegała od normy.
– Pani Jagoda zabierze cię do siebie na kilka dni – orzekł Shadow, po pewnym czasie, gdy staruszka zdążyła już się rozsiąść
„Pani Jagoda>Jaga>Baba Jaga” - analiza tego imienia tak ją zaskoczyła, iż musiała poprosić o powtórzenie reszty zdania.
- Pani Jagoda potrzebuje pomocy przy swoim gospodarstwie, a ponieważ ty się nudzisz mogłabyś z nią nieco pomieszkać w charakterze osoby towarzyszącej i przy okazji trochę pomóc.
Paulina skrzywiła się na myśl o tym nocowaniu. To nie to, że dziewczyna brzydziła się emerytów. Po prostu całym swym jestestwem buntowała się przeciw robienia czegoś czego jej się narzucało. Zacisnęła ręce w pieści i zamknęła oczy szykując się do tego by powiedzieć co o tym wszystkim sądzi, ale wtem w okno salonu uderzyła kula śnieżna.
Na krotki moment wszystkich to rozproszyło, ale Jagoda szybko zaczęła wypytywać o umiejętności swojej przyszłej pracownicy, przez co Paulina czuła się jak towar na targu niewolników. Jednak ta piguła, która uderzyła w okno, była dla nastolatki niczym sygnał, choć nie miała pewności, czy dobrze go rozszyfrowała.
– To ja pójdę się spakować.
Wychodząc specjalnie trzasnęła drzwiami. Po pierwsze dlatego iż tak nagła zmiana zdania mogłaby się wydać Shadow podejrzana, po drugie niech kobieta wie z kim będzie mieć do czynienia. Zresztą nie musiała udawać zdenerwowanej.
– Obiecuje, że codziennie będę cie odwiedzać – przyrzekł Oscar, jakby to miał ją pocieszyć.
– Nie martw się młodzieńcze. Nie zabraknie jej towarzystwa. Niedawno przyjechało do mnie dwóch moich wnuków. Jeden, dwunastoletni, jest całkiem uroczy, ruchliwy chłopak, wszędzie go pełno, jest przyjacielski i pomocny, a drugi...cóż potrafi być denerwujący, ale można przywyknąć. - Wstała wspierając się na lasce. - Idziemy?
Jagoda ciągle zwracała się do niej: „ślicznotko”, „gwiazdeczko” „ robaczku” „Kruszyno”, słowem jakkolwiek byle tylko nie wypowiedzieć jej imienia. Po kwadransie przedzierania się przez głębokie zaspy obie stanęły przed budynkiem, który wydał się Paulinie znajomy. Pierwszy raz gdy go wiedzowa było ciemno, ale tą kurza nogę, obecnie lekko zasypaną przez biały puch, chatki nie sposób zapomnieć. Do tego miejsca zaprowadził ją Fox, gdy w mieście Alex został postrzelony strzałą. Choć może nie do końca do tego samego, gdyż domek stał w zupełnie innej okolicy niż wówczas.
„Śniegowa kula, wrodzona skłonność staruszki do pomijania imion, choć Shadow nas sobie przedstawił, fakt iż Fox obiecał coś wymyślić, a teraz ten domu. Wygląda na to, że miałam rację.”
– No moja panno, już jesteśmy na miejscu. Vix!! - krzyknęła lekko zachrypniętym głosem. - Zrzuć drabinkę dziecko!
Po dostaniu się na górę, obie znalazły się w salono-kuchnio-pralnio- spiżarni. Tak więc prócz bujanego fotela, pokrzywionego wieszaka na kurtki i płaszcze wyrastający jakby z ściany niedaleko drzwi, znajdowała się tam również piecyko-kuchenka przytulona do lewej ściany. Jakimś cudem wśród mnóstwa słojów i innych naczyń, które liczebnie przewyższały wszystkie mikstury Shadow z ich składnikami do eliksirów oraz zapasami Violett razem wziętymi, mieścił się również niewielki stołek z czwórka składanych drewnianych krzeseł oraz balia z doga i tarka do prania. Pod sufitem wisiały mokre ubrania i bielizna.
Paulina ze zdumieniem odkryła iż prócz głównego pokoju domek posiada jeszcze trzy, których w teorii nie powinny istnieć biorąc pod uwagę rozmiary chatki z zewnątrz. Pierwsze drzwi po lewej prowadziły do jej tymczasowej sypialni, którą miała dzielić z Jagodą. To prawdopodobnie właśnie tam zostały przeniesione łóżka, które dotąd znajdowały się w salonie. Krótko mówiąc domek ciasny, ale własny.
– To lista twoich obowiązków. Przeczytaj ją dokładnie przy świecy w pokoju – rozkazała jej staruszka dając zapisany czarnym tuszem pergamin.
Lista obowiązków okazała się jednak listem i to wcale nie napisanym przez Jagodę.
Cześć Mała
Czytając to staraj się okrywać emocję. Nie rozglądaj się. Możliwe że Shadow cię właśnie obserwuje przez kryształową kulę. Jutro z pewnością również będzie obserwować jak sobie radzisz. Tak więc nie wierć się, nie oddychaj, nie rób nic podejrzanego. Z tym oddychaniem to żartowałem. XD
Pewnie domyśliłaś się, że Jagoda to moja babcia. Co by się nie działo nie kłam jej. Ona ceni szczerość. Nie zdradziłem jej szczegółów mojego planu, ale możliwe, że się już domyśliła. Jest sprytna i dobrze mnie zna. Bądź grzeczna, uczynna i udawaj, że masz na mnie więcej dobrego wpływu niż ja na ciebie złego ;>.
Shadow mnie się zna, tak więc jutro się poznamy.
Tylko pamiętaj – nie znasz mnie i używamy haseł.
Trzymaj się. Baba potrafi być wymagająca.
Fox ^^
PS: Alex cię pozdrawia i przesyła całusy. Zobaczycie się jutro przy jeziorze.
Paulina nie miała pojęcia jak można nie okazywać emocji przy czytaniu takiego listu.
„Alex przesyła całusy” - było dla niej jasne, że Fox się z niej nabija. Co najgorsze nie mogła mu się zrewanżować. Takie są minusy jednostronnej korespondencji.
– Już skończyłaś czytać? - spytała ją Jagoda stajać w drzwiach pokoju. - Jeśli tak to zgaś świeczkę. Musimy na nich oszczędzać.
Paulina wykonała polecenie i wyszła z ciemnego pokoju.
Dwunastoletni Vix przez swe krótkie lekko kręcone złote włosy i niebieskie oczy na pierwszy rzut oka przypominał aniołka. Jednak po pierwszym uśmiechu te skojarzenia szybko się rozwiało, gdyż jego zęby bardziej upodobniały go do szczurka, którego trzymał na ramieniu. Paulina podczas pobytu w domku na kurzej stopie miała okazję przekonać się dwóch rzeczy. Po pierwsze szczurek, zwany pieszczotliwie Hix, posiadał zdolność zmieniania swych rozmiarów. Puki siedział na swym czarodzieju ledwie się go zauważało, ale gdy na przykład wyszło z nim na dwór rósł tak, że poruszanie się w dwu metrowych zaspach nie sprawiały mi problemu, przy czym często robił za środek transportu. Po drugie Vix potrafił nieźle rozrabiać, jednak każda jego psota wychodziła mu zawsze przypadkiem i zawsze szczerze za wszystko przepraszał. Tak więc nawet potłuczone talerze, pomalowane ściany i plamy na ubraniach nie zmieniały faktu iż był najniewinniejszą osóbką mieszkająca kiedykolwiek pod dachem domku na kurzej łapie.
Pokoju obok zajmował Vix i jego kolega, którym okazał się być Tobi, którego Paulina nie wadziła od pamiętnej nocnej afery w leśniczówce.
Nastolatek miał spędzić ferie zimowe u Pani Jagody, a na wiosnę uczyć się razem z Vixem u jej córki. Ten układ nie specjalnie mu się podobał, a fakt że musiał zmarnować całą zimę nim go zaczną czegoś uczyć drażnił go. Dodatkowo irytował go konieczność bawienia się ze swym rówieśnikiem, który w jego oczach zachowywał się jak dziecko. Podczas gdy Vix radował się widokiem baniek mydlanych i rozpływał się z tęsknoty nad zabawą w śniegu, Tobi siedział ponury okrywając oczy za ciemną grzywką, która nie wiedzieć kiedy mu wyrosła.
– Zobacz znowu pada śnieg – krzyczał podekscytowany Vox szarpiąc kolegę. - Jak przestanie ulepimy Taaakiego bałwana. Będzie większy niż największa forma mojego daimon.
„Bogowie dajcie mi siłę” - zadawało się mówić spojrzenie Tobiego.
Ostatni pokój miał zamieszkiwać starszy brat Vixa, a więc Fox we własnej osobie, który ponoć właśnie pracuje w co Paulina nie więzła gdyż z reguły czarodziejom trudno o uczciwą prace. Z drugiej strony pozostaje jeszcze kwestia tej nielegalnej.
Po poznaniu domowników i zwiedzeniu ich czterech kątów na krzyż, Paulina odkryła smutną prawdę iż łazienka znajduje się na dworze w drewnianej budce przypominającą szopę na narzędzia.
Na szczęście szybko okazała się, iż nie jest tak źle. Po pierwsze łazienka miała przestronniejsze wnętrze niż się wydawało z zewnątrz. Przez dziurawy dach nic nie przeciekało, a ściany nie przepuszczały mrozu. Kamienna podłoga grzała lekko jak wykładzina. Co więcej po wejściu i zamknięciu drzwi na zasuwę, dla kogoś stojącego z zewnątrz wydawało się iż szopa znika. Jedynym problemem był brak bieżącej wody i konieczność przechodzenia z wanny do domu przez mróz z mokrą głową.
Nie zamierzała zatrzymywać się u nich długo więc uznała, że wytrzyma te kilka dni bez kąpieli.
Przed kolacją w domu pojawił się Fox pozwalając się poznać Paulinie z zupełnie nowej strony, a mianowicie jako odpowiedzialny starszy brat. Choć rolę ta odgrywał na swój własny sposób.
– Vix nie jedź palcami, używaj sztućców.
– Uważaj bo usiądziesz na różdżce.
– Złaź z tego sufitu bo ci zaraz nogi powyrywam z...
– Paulinę zmuszono do prac domowych o wiele bardziej wymagających niż miała do czynienia kiedykolwiek w swojej życiu, ale nie mogła powiedzieć, że jest nudno. W chatce na kurzej łapie panowała rodzinna wesoła atmosfera i ciągle coś się działo.
Każdy z domowników był na swój sposób zwariowany, z wyjątkiem Tobiego, który najwyraźniej czuł się nieco obco i nieswojo. Zanim przyszła pora by iść spać Paulina bolały już usta i przepona od ciągłego, szczerego śmiechu.
W środku nocy śpiąc na twardym posłaniu owinięta ciepłą kołdrą, nie było już jej do śmiechu. Miała sen.
Widziała lustro. Z początku tak jak w Tharond obserwowała swe Odbicie, ale w pewnym momencie zamieniła się z nim miejscami i zajęła jego miejsce w lustrze. Nie mogła się uwolnić. Uderzała w przezroczystą zimna powierzchnię, ale to nic nie dawało.
Tymczasem odbicie korzystając z okazji wyssało życie z Foxa. Wyglądało to zupełnie tak jak opisał to Paweł. Prawie jak pocałunek, ale nie stykali się wargami. Po prostu w jednej chwili chłopak się uśmiechał, a w drugiej został przez nią przyciągnięty, iskierka znajdująca się w okolicy jego serca opuściła go przez usta i została przez nią wchłonięta, a on pobladł i przestał oddychać.
Następnie Odbicie przeszukała dom i postąpiła podobnie ze wszystkimi domownikami. W zasadzie tylko Shadow wiedział co się dzieje i próbował się bronić, ale on również poległ, tak samo jak Oscar i Luna, która nie wiedzieć czemu nie była już u swojego ojca.
Wyraźnie czuła rosnącą siłę tego co nazywała Odbiciem.
Obudziła się wystraszona. Rozejrzawszy się po ciemnym, mrocznym pokoju z początku nie wiedziała gdzie się znajduję, a nawet gdy już to sobie uświadomiła potrzebowała czasu by się uspokoić. Słyszała miarowego oddechu starszej kobiety śpiącej na łóżku obok i wiatr za zaszronionym oknem. Po kwadransie położyła się i z czasem znów zasnęła wmawiając sobie, że to co widziała to tylko wynik stresu, a nie żaden rozkaz, czy ostrzeżenie.
Niestety za drugim razem również nie dane jej było spokojnie przespać do rana.
Już kiedyś znajdywała się w tym zamku, tym razem był to jednak inny jego rejon. Podłoga lśniła czystością do tego stopnia, że można się dawało się w niej przejrzeć jak w lustrzę. Ściany zdobiły gobeliny i wazy, a z sufitu zwisały skromne żyrandole. Szła przez siebie. Widziała wszystko jak własnymi oczami, czuła nogi które nią niosą, ale nie miała możliwości rozglądania się na boki. Nie miała żadnej kontroli nad ciałem, jakby przeżywała wspomnienie, ale cudze nie własne. Co więcej wydawało jej się, że nie jest to przeszłość za odległa, a kto wie może i teraźniejszość, ale taka na którą nie można wpływać będąc jedynie obserwatorem w cudzym ciele.
Tak więc szerokimi marmurowymi schodami zeszła na parter i dalej do ogrodu, a ten rozciągał się we wszystkie strony. Nie rozglądała się. Nie miało to sensu, gdy wokół panowały egipskie ciemności. Chmury na niebie przepuszczały niewiele księżycowego blasku. Tylko tyle by się nie potknąć o fiołkową sukienkę jaką nosiła.
Dokładnie znała cel swej nocnej wędrówki i już po chwili stała przed grupką...czarnych magów, Żmij.
Nie czuła żadnych emocji, gdy ją witali. Przez dłuższy czas obojętnie słuchała wieści jakie przynieśli.
- Podczas balu Pierścienie muszą być dokładniej strzeżone - zauważyła w pewnym momencie, dziecięcym głosikiem.
- Żaden smok nie jest na tyle bezczelny by wtargnąć tu podczas balu. Przy takiej ilości ludzi...- zaczął pewien czarodziej.
- Smoki potrafią być bezczelne powyżej miary, poza tym... -zrobiła pauzę i popatrzyła po wszystkich jakby oczekując, że za moment sami na to wpadną. - Prawdziwe smoki nie istnieją. Mówimy tu o człowieku, który ma smoczego ducha, a więc z łatwością może wtopić się w tłum.
- Może odwołać bal?
- Co prawda potrafię kontrolować królem, ale odwołanie balu mogłaby wywołać ogólnokrajowe niezadowolenie, a tego mimo wszystko chyba wolelibyśmy uniknąć. Niech szlachta żyje w swym pięknym świecie i baluje puki może.
- Osobiście się zajmę zabezpieczeniem Pierścieni. Nikt nawet nie zbliży się do krypty - zobowiązała się rudowłosa czarownica.
- Potrzebuje wszystkich Elementów. Niedługo pojawią się pozostałe dwa i wówczas pierwszego miesiąca nowego rok sprawami że świat nas zapamięta, a smoki na dobre znikną. Jeśli zawiedziecie możecie zapomnieć o układzie - w jej głosie nie dało się wychwycić wyższości. Zwracała się do nich jak do równorzędnych partnerów, choć obie strony miały świadomość kto tu ma większe doświadczenie i moc zdolną ich wszystkich na raz zabić.
Nie dane jej było poznać zakończenia tej narady, gdyż wszystko się rozmyło i znalazła się w równie ciemnym miejscu. pod sobą czuła zimny kamień, a w sercu podobną pustkę co w kilku poprzednich snach. Tym jednak razem nie mogła powiedzieć, że nie czuje nic.
Czuła chęć zemsty, rządzę krwi i mordu. Oczami wyobraźni widziała jakąś dziewczyn z krwawiąca raną na głowie. Żal mieszał się z poczuciem winy i wspomnianymi negatywnymi uczuciami, a to wszystko razem było jednocześnie ludzkie i potworne.
Paulina obudziła się zalana potem, a serce biło jej jak szalone. Momentalnie wyskoczyła z łóżka, dochodząc do wniosku, że tej nocy nijak nie zaśnie. Nie dopuszczała do siebie odpowiedzi na pytanie co i dlaczego widziała.
Marzyła by o tym zapomnieć i zrozumieć jednocześnie.
"Ten pierwszy sen. Byłam Meridianą. Ona wie, że Paweł...nie nie wie o Pawle, ale wie że jakiś smok może próbować zabrać jej Pierścień." - chaotyczne myśli powodowały mętlik.
Powinna ostrzec pozostałych, ale wówczas mogliby zmienić zdanie.
"Nie. To nic nie zmienia. Od początku wiedzieliśmy że będą Pierścienie będą pilnowane, co za różnica czy będą się spodziewać czy nie" - takie rozumowanie wydało jej się wówczas logiczne. Prawdopodobnie dlatego, że czuła iż musi iść na bal. Chciała znaleźć się w tym pałacu ze swojego snu, zdeterminowana nie zamierzała się wycofać, choćby na jej drodze stanęła kawaleria, artyleria, a cały teren był skażony radioaktywnymi chemikaliami.
Nie myślała o pozostałych i ich bezpieczeństwie, a w każdym razie nie był to priorytet. Nie egoizm nią kierował, tylko przeświadczenie że gdy już się tam znajdzie wszystko się wyjaśni. Nie wiedziała czemu, ale musiała tam być i... spojrzeć w oczy Meridianie
Nagle przeszedł ja dreszcz. Ledwie zamknęła za sobą drzwi, a poczuła czyjąś obecność. W salonie, na stole świeciła się która niewiele oświetlała, ale sama jej obecność wskazywała na to że ktoś tam był. Jagoda oszczędza na wosku, więc nie zostawiłaby jej tak, a z resztą jaka świeca wytrzymałaby tak długo? Z pewnością wybiła już trzecia w nocy.
Gdy dostrzegła ruch, prawie dostała zawału.
- Spokojnie to tylko ja - powitał ją Fox w jednokolorowej dwuczęściowej piżamie. - Też nie mogłaś spać? - spytał widząc jak pobladła.
Oboje usiedli do stołu.
- Miałam koszmary.
- Ja też. Śniło mi się, że zostałem rozciągnięty prze ziemię na dwa kawałki, a potem żywcem zakopany. To takie dziwne bo w zasadzie powinienem zginąć od razu, a ten Cień...W każdym razie czuje, że na trzeźwo nie dam rady wam towarzyszyć. Nie mówię, że upiję się w trupa, ale tak całkiem trzeźwy... Eh, wiesz ja z natury nie jestem za odważny.
- Więc po co idziesz?
- Nie zostawię Alexa samego, a widać że to dla niego ważne, choć może on sam jeszcze o tym nie wie. Chcesz mleko, melisę, albo jakieś proszki na sen? - spytał wstając.
- Nie, dzięki. Myślisz, że w dworze wszyscy śpią?
- Myślę, że Shadow ma o tej godzinie ważniejsze rzeczy do roboty niż obserwowanie jak sobie pochrapujesz. - Mimo jej sprzeciwu nalał jej mleka. - Eh... że też babcia nie ma tu nic z procentami, prócz denaturatu.
"A więc już jutro. Obyśmy wszyscy wyszli z tego cało, bo o to że wszystko pójdzie pomyślnie nie ma co marzyć. "
Paulina i Fox siedzieli przy stole w piżamach do porannej wizyty Oscara. Czarnowłosy nie zabawił długo zjadł z nimi śniadanie popytał Pauliny jak się tu czuje, a Jagody jak się dziewczyna sprawuje.
Fox przywołał na stół kilka produktów spożywczych, za co oberwało mu się laską babki po głowie.
- Nie będzie wysługiwania się magia przy moim stole - orzekła swym nieprzyjemnych skrzeczącym głosem. - Teraz wstajesz odkładasz wszystko na miejsce, siadasz, a potem przynosisz z powrotem.
Wnuk Jagody bez sprzeciwu wykonał rozkaz.
- Nie rozumiem tylko dlaczego Vix może sobie w ten sposób ułatwiać sobie życie.
- Bo dla niego przywołanie jedzenia jest równie trudne co przyniesienie, a dzięki temu nauczy się korzystać z różdżki. To taki trening, na który ty jesteś za stary.
Fox westchnął, a wszyscy pozostali roześmiali się. Wszyscy prócz Tobiego, który zazdrościł Voxowi takiego treningu. On w ramach nauki musiał koncentrować jakieś, jago zdaniem, idiotyczne światełko na końcu różdżki tak by nie urosło większe niż oko.
Musiał to robić by nie stracić mocy i ćwiczyć kontrolę. Za każdym razem, gdy próbował się popisać, iż potrafi więcej obrywał po głowie.
- Kiedy będę się uczyć teleportacji ? - wypalił w pewnym momęcie Tobi.
- Jak będziesz miał dwudziestkę. - odpowiedział mu Fox.
Spytany czemu Alex potrafi mimo iż ma tylko szesnaście, odpowiedział:
- Teleportacja to ostatnie, najtrudniejsza umiejętność jaką może nauczyć mistrz i jest oznaką iż skończyło się szkolenie. Co do Alexa. Mój najstarszy brat droczył się z nim, że nastolatkowi nigdy się nie niczego nie nauczy sam oraz że książki i instrukcję to za mało. By mu to udowodnić przekazał mu całą wiedzę teoretyczną i za każdym razem jak Alex do nas przychodził pytał go o postępy. Gdy widziałem go ostatnio w Deanuarres jeszcze tego nie potrafił, ale wydać musiał to nadrobić w wolnym czasie. W każdym razie to wyjątkowy przypadek.
Zaraz po wyjściu Oscara, Fox zaproponował Paulinie przejście się nad jezioro. Dziewczyna pojęła aluzję i spytała czy nie powinien wpierw pożegnać się z bratem.
- Nie zamierzam umierać - skomentował to i wyszedł.
Oczywiście Vix zobaczywszy ich przerwał bitwę na śnieżki z Tobim i chciał iść z bratem, ale ten kategorycznie zabronił mu oddalać się od domu.
- Pomóż babci. My niedługo wrócimy - rozkazał i odwrócił się na piecie.
Feliks poczuł się dziwnie. Był pewien, że jego ojciec powiedział mniej więcej coś takiego.
"Pomóż mamię. Niedługo wrócę" - tak dokładnie tak to brzmiało, choć on dodał jeszcze coś by nie rozrabiał.
___________________________________________________
Ten fragment ze nami to całkowita improwizacja, więc jak znam życie pewnie nie wyłapałam wszystkich powtórzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz