Jej mama Ewa, brunetka o anemicznej cerze siedziała w kuchni i pisała na kartce instrukcje dla ciotki Pauliny. Miała ona robić za jej opiekunkę, więc musiała wiedzieć gdzie, co jest. Jej ojciec Robert, natomiast pakowała dwa niewielkie plecaki. Brał ze sobą tylko najważniejsze rzeczy. Gdy skończyli ruszyli w stronę wyjścia. Paulina była dla nich zupełnie jak duch. Prawdopodobnie gdyby nie zeszła im z drogi przeniknęli by przez nią jak przez mgłę.
Chwilę później siedziała już na tylnym siedzeniu samochodu między ich bagażami. Samochód zatrzymał się. Wyjrzała przez okno. Gdzie nie spojrzeć drzewa, krzaki albo nieliczne pozostałości murów. Robert i Ewa wysiedli z pojazdu. Otworzyli tylne drzwi by wyciągnąć swoje rzeczy i zamknęli je z powrotem. Paulina wyskoczyła w ostatniej chwili zanim drzwiczki zostały zatrzaśnięte. Potem przez chwile patrzyła jak dwie postacie znikają w ciemnym tuneli. Ruszyła za nimi.
Niedalekimi drzewami miotał wiatr, jednak dziewczyna nie czuła jego chłodu. Nie zwracała uwagi na dźwięki wydawane przez żwirową drogę pod swoimi stopami. Była bosa, ubrana jedynie w piżamę. Nie było jej ani głupio ani zimno w tym stroju. Stanęła przed wejściem.
Z bliska przypominał bardziej zejście do podziemnej jaskini. Słyszała spadające z jego sufitu krople wody. Szła po kamiennych, lekko stromych, krętych schodach. Schodziła coraz głębiej. Nie bała się, choć powinna. Nie wiedziała co się tam znajduje, a z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Miała wrażenie jakby schodziła już kilka godzin zanim schody się skończyły.
Znalazła się w niewielkiej komnacie przed nią stali jej rodzice. Czekali na coś. Dziura w dachu, która wpuszczała blask księżyca, nadawała wnętrzu mroczny nastrój. Wtem światło padło na ścianę przed nimi. Dokładnie na łuk, bądź drzwi wbudowane w kamienną ścianę. Ich powierzchnia zafalowała przez chwile niczym woda, a oni przez nią przeszli. Gdy oboje zniknęli po drugiej stronie, przejście się zamknęło.
Przed oczami Pauliny wszystko się rozmazało, a gdy kontury odzyskały wyraźność była już w zupełnie innym miejscu. Przed nią na ziemi leżały dwie osoby. Obie blade sztywne bez oddechu. Poznała je i poczuła że łzy ściekają jej po policzku.
Paulina otworzyła oczy. Rozszerzona do granic możliwości źrenica, momentalnie się skurczyła oślepiona światłem zza okna, by odsłonić ciemno szarą tęczówkę. Mrugnęła kilkakrotnie. Serce jej waliło jak młot. Dawno nie miała tego typu snów. Tak realistycznych, że jeszcze się bała.
Leżała pod ścianą na swoim jedno osobowym składanym łóżko w swoim niewielkim pokoiku. Na podłodze walały się ubrania lub jakieś kartki z notatkami do szkoły. Jedno spojrzenie na zegarek w sekundę postawiło ją na nogi. Było po siódmej.
Na czystej kartce opisała swój sen. Pośpiesznie schowała Sennik i opis do torby. Gdy miała to z głowy wszczęła poszukiwanie mundurka, którego nie znosiła. Paulina obecnie miała czternaście lat i chodziła do drugiej klasy gimnazjum. Miała drobną budowę ciał i do tego była szczupła, choć dorośli marudzili że jest za chuda. Nie było jednak u niej widać kręgosłupa i żeber, więc uważała, że nie jest z nią tak źle.
Gdy się już ubrała, ruszyła do lustra. Miała cerę w jasnym odcieniu brzoskwini, a usta w kolorze malinowym. Włosy kurtko ścięte do długości twarzy, proste i jasno czerwone. Ich długość sprawiała, że miała z nimi mało roboty. Kilka wsuwek załatwiło problem niesfornych kosmyków zachodzących jej na twarz. Zajrzała jeszcze do sypialni rodziców by upewnić się, że w niej śpią. Wykonała kilka innych rutynowych czynności i wyszła na klatkę schodową.
Zbliżające się lato to okres stanowczo nie należący do jej ulubionych. Wiedziała że w jej mieście było nic ciekawego. Dlatego gdy zbliżały się wakacje wszyscy stąd wyjeżdżali. Miasto pustoszało, a wszyscy jej znajomi znikali. Szła szybkim marszem czasami zmuszając się do biegu.
„Już tak późno! Ale spokojnie, to już niedaleko. Nie możliwe bym miała aż takiego pecha by...”
Ledwie o tym pomyślała, gdy z zza najbliższego rogu wybiegł jej kolega z klasy. Paweł Chaber. Paulina nie zdążyła zwolnić tępa i wpadli na siebie.
Pozbierawszy się rzuciła mu groźne spojrzenie. Dziwił ją fakt że, uliczka z której wyszedł nie była jego drogą do szkoły. Kończyła się ślepym zaułkiem kilka metrów dalej.
„No i wykrakałam „pech” - pomyślała - Przez cały tydzień chorował. Miałam nadzieje, że już go nie spotkam, ale nie. On musiał na mnie wpaść akurat dziś, gdy wyjątkowo dłużej mi się spało.” .
Nie znosiła go. Chłopiec był od niej niższy. Szczupły i jak na swój wiek wysportowany. Miał błękitne oczy i ciemno brązowe, krótko przycięte włosy. Ubrany był na niebiesko jak typowy nastolatek w dżinsy i bluzę z kapturem. W jednej chwili wstał i zastąpił jej drogę.
- Nie możesz tędy iść.
- Dlaczego?- spytała podejrzliwie, nie kryjąc oburzenia
„Co temu znowu odbiło? Teraz mi jeszcze będzie mówił gdzie mam chodzić, a gdzie nie?” - przeszło jej przez myśl.
- Ponieważ...- zmieszał się – przejście jest zamknięte
"To jedyna droga do szkoły i dobrze o tym wiesz."
- Bardzo śmieszne Zejdź mi z przejścia, bo spóźnimy się oboje.
Ominęła go i przebiegła na drugą stronę chodnika. Nagle oślepiło ją światło, jednak zanim zdążyła się odwrócić zniknęło. W zaułku z którego wyskoczył chłopak faktycznie coś się działo, ale ona zupełnie to zignorowała usłyszawszy stłumiony przez odległość dzwonek szkolny.
Jednak nie zdążyła. Mogła jedynie patrzeć na woźnego odwracającego się od zamkniętej już bramy. Zanim do niej dobiegła mężczyzna był już za daleko by go wołać. Poza ty pewnie i tak by nie pomógł.
- To co robimy? - głos za jej plecami sugerował, że Paweł jednak ją dogonił.
"Jakie ”MY” ? To wszystko twoja wina" - pomyślała czując, że za moment wybuchnie.
Szubko jednak ochłonęła i podeszła do zamka. Nie wyglądała na specjalnie skomplikowany.
„Jest jeszcze nadzieja.”
Rozpuściła włosy.
- Co robisz?- spytał gdy zaczęła dłubać wsuwką w otworze.
- Włamuje się. - odparła obojętnym głosem.
- Robiłaś to już kiedyś? – , wyraźnie nie wierzył w jej możliwości.
- Kilka razy. - odparła tym samym tonem bez emocji, całkowicie skupiona na obranym działaniu. - trzeba skądś brać odpowiedzi do sprawdzianów.
Chłopak zbaraniał, ale po chwili zaskoczenie ustąpiło miejsca oburzeniu.
-To przecież przestępstwo. - na ta uwagę dziewczyna tylko wywróciła oczami.
"Na sarkazmie się nie zna. Nie wieże że dał się nabrać. Po prostu osoba z którą dziele szafkę często zapomina klucza, więc musiałam znaleźć jakiś inny sposób na jej otwieranie."
Sama już traciła nadzieje, gdy zamek puścił. Kusiło ja by zatrzasnąć mu bramę przed nosem, ale się wstrzymała. Idąc do klasy minęli plakat informujący o nadchodzącej dyskotece szkolnej. Paulina oczywiście chciała na nią iść. To że była niczym nie odbiegająca od przyjętej normy dziewczyną, nie znaczyło wcale, że była nudna. Uwielbiała imprezy. W tym jednak celu potrzebne były dobre oceny.
Na jednej z lekcji dostali zadanie w grupach. Paulina pracować miała z Pawłem i Tatianą. Ich celem polegało na zrobieniu prezentacji o temacie: „Co jest w twojej okolicy jest wyjątkowe i ciekawe?”
Nauczycielka wyszła z klasy co wystarczyło by powstał chaos. Rozmowy prowadzone było coraz głośniej, aż w końcu w pomieszczeniu był gwarno jak na targu.
„Im szybciej się zorganizujemy tym lepiej.” - chciała już mieć to z głowy.
- Jakieś pomysły drużyno? - pytanie było skierowane głównie do Tatiany.
Dziewczyna próbowała coś zaproponować lecz jej głos był za cichy i giną w wszechobecnym hałasie. W międzyczasie męska część jej grupy zaczęła się kłócić, z chłopakami siedzącymi ławkę za nimi. Jeden do drugiego rzucał teksty typu „zamknij się” w odpowiedzi otrzymując „sam się zamknij.”
Paradoksalnie to właśnie oni byli w tej chwili najgłośniejsi ze wszystkich. W tym momencie jedyną rzeczą o jakiej marzyła Paulina była chwila ciszy by móc się skoncentrować.
Wstała, odsuwając swoje krzesło względnie cicho. Podeszła do tablicy chwyciła w dłoń kredę i przejechała nią z piskiem po tablicy tak, że po chwili cały pokój wypełnił wysoki nieprzyjemny dźwięk.
Pierwszą reakcją zebranych było zatkanie uszów lub nerwowe rozglądanie się za źródłem owego hałasu. Gdy już udało im się je zlokalizować Paulina skrzyżowała ręce i przemówiła na tyle głośno, ile było potrzeba, za to zdecydowanie:
- Spokój. - klasa momentalnie umilkła - Jak wy możecie myśleć w tym hałasie? – spytała wywracając oczami. Nie czekała długo na odpowiedź i zaczęła opanowywać towarzystwo.
- Paweł jeśli chcesz kogoś uciszyć to najlepiej zacznij od siebie.
Zwyczajna osoba zostałaby zignorowana, jednak spojrzenie jej ciemnych oczu mówiło samo za siebie. „Ja tutaj żądze”.
- Przestań udawać, że jesteś lepsza od innych. - odpowiedział chłopak by nie być jej dłużny.
- Ja niczego nie udaje,- odpowiedziała mu, po czym wracając z powrotem na miejsce dodała - a jeśli ty czujesz się ode mnie gorszy do nie moja wina.
- Jaki miałaś pomysł Tatiana? - spytała siedząc już na miejscu.
- W okolicy nie ma chyba nic wyjątkowego za wyjątkiem ruin.
- Myślisz, że to się wlicza do miasta?
- Ej no. Ja tam mieszkam - zauważył Paweł nie kryjąc oburzenia.
- W ruinach? - zaśmiała się.
- Nie. Pół kilometra od granicy lasu w którym się znajdują.
- Chodzi ci o tę stertę gruzów niedaleko tego jeziora w którym nawet ryby nie chcą pływać? - zwróciła to pytanie do dziewczyny - No trudno chyba nie wymyślimy nic ciekawszego.
- Ja się nie zgadzam - stwierdził Paweł.
„Dla niego dzień nie denerwowania mnie to dzień stracony.” - stwierdziła i westchnęła.
- Dlaczego nie?
- To kiepski pomysł. Lepiej gdzie indziej.
- Nie mów że się boisz tego ducha. - zaśmiała się Paulina. - no wiesz tego co to podobno nawiedza te miejsce.
- Pewnie, że się nie boje. Ale...
- No to postanowione. - przerwała mu - Tatiana znajdzie informacje, my zdjęcia, a nuż i jakieś zjawisko paranormalne, a potem to wszystko połączymy i …
- Byle nie u mnie - powiedziała Tina - Rodzice nie pozwalają mi spraszać gości do domu.
- Najbliżej będzie u Pawła.
- To ja już nie mam nic do powiedzenia? - zaprotestował się chłopak.
- Chcesz powiedzieć, że wolisz iść z buta, cztery kilometry do mnie do domu.
Paweł zastanawiał się chwile po czym zrezygnowany stwierdził wreszcie, że nie ma na to żadnego kontrargumentu.
Pozostałe lekcje mijały szybko w typowo rutynowy sposób. Niektóre dziewczyny próbowały ją zeswatać z Pawłem.
- Nie rozumiem skąd w ich farbowanych łepetynach pomysł że do siebie pasujemy? - spytała Tatiany, gdy zmierzały na w-f.
- To pomysł Fanek Horoskopów. Robią tak od kiedy się dowiedziały, że jesteście z tego samego żywiołu. No wiesz on jest spod znaku strzelca, a ty lwa. Oba są z ognia. Poza tym dziwnie się zachowujecie w swojej obecności i one musiały to opatrzenie zrozumieć.
- Jak będę chciała sobie znaleźć chłopaka to znajdę - była całkiem popularna więc prawdopodobnie nie miałaby z tym większych kłopotów - Niech już one się tym nie martwią. Co do horoskopów to zwyczajna bzdura. Nic co związane z przyszłością nie jest pewne. Nie wieże by gwiazdy miały na tyle duży wpływ na ludzi.
- Ćwiczysz ?
- Nie.
- Masz zwolnienie czy, znowu zamierzasz powiedzieć panu że kosmici ukradli ci strój, w drodze do szkoły? - obie zaczęły się śmiać.
- No nie wiem ostatnio nie jest w humorze na zgłębianie prawdy wszechświata. - odparła Kosmo maniaczka.
Tina była fanka science – fiction. Miała włosy krótsze od Pauliny. Odsłaniały jej szyje, ale czoło pozostawało zasłonięte przez prostą grzywkę. Ciemne kosmyki posiadały niebiesko-szare pasemka, a cerę jasną.
Doszedłszy do sali od w-f, znalazły nauczyciela i dały mu lewe zwolnienia. Mężczyzna westchną tylko i kazał im usiąść na ławce. Ćwiczące grały w siatkę, a z powodu ich niedoświadczenia w tym sporcie piłki latały po hali. Siedząc na ławce musiały odbijać piłki niemal równie często co osoby na boisku. Gdy sytuacja na chwile się uspokoiła udało jej się wyjąć z torby opis snu i wzięła się za tłumaczenie go.
"Sen o schodzeniu po schodach to symbol niepowodzeń w sprawach finansowych oraz w miłości, natomiast śmierci członka rodziny to zapowiedz okresu pełnego problemów i stresu" - przeczytała na głos z sennika.
- No tak horoskop to głupota, ale w prorocze znaczenie snów to już wierzysz.
- To nie to samo. Sny są przeczuciami, które zawsze można zmienić. W tym czasie mózg znajduje się w takim stanie że czas staje się tylko iluzją. Sny pokazują nie tylko przyszłość ale również przeszłość.
Nie odrywając oczu od stronic trzymanej książki, złapała
- Wow. - skomentował ten wyczyn Tina - Ej ale czy to nie znaczy że jeśli coś widziałaś to to się spełni?
- Nie wszystko jest takie oczywiste.- wyjaśniła odrzucając piłkę - Nasz mózg szyfruje przed nami pewne informacje. Chociaż czasami... - urwała.
Wolała nawet nie myśleć co by się stało gdyby ten sen się spełnił dosłownie.
Z nieopisanej radości jaką był koniec lekcji, Paulina niemal skakała ze szczęścia. Po wejściu do mieszkania zamknęła za sobą drzwi i przeszła do przeszukiwania pomieszczeń. Poszło jej to szybko gdyż było ich niewiele i same były raczej małe. Usłyszawszy hałas w kuchni mina zbuntowanej nastolatki ustąpiła miejsca anielskiemu uśmiechowi i z miejsca rzuciła się by przywitać rodziców. Jak wielki było jej rozczarowanie gdy zamiast nich w kuchni spotkała swoja ciotkę Samantę.
- Witaj Paulinko, jak tam w szkole? – przywitała ją pogodnie.
- Dobrze – odparła lakonicznie. Na chwile nastał niezręczna cisz – A... - zaczęła- Czy on tu jeszcze są? - mówiąc „tu” miała na myśli miasto. Ciotka Samantę westchnęła lekko. Paulina znała pełną odpowiedz zanim ta jeszcze padła.
- Przykro mi, ale musieli wyjechać wcześniej. Przepraszali, że nie mogli na ciebie poczekać. Marta mówiła coś jeszcze, ale Paulina już jej nie słuchała.
- Aha – mruknęła. - siadając do stołu na którym leżał już pełny talerz zupy.
Była mocno zawiedziona, ale nie zdziwiło jej to. Ewa już wczoraj przygotował ją na to, że może wystąpić taka ewentualność. No i w swoim śnie też to widziała, a mówiąc dokładniej, właśnie nie widziała. W swojej wizji nie widziała by rodzice się z nią żegnali.
„Nie. Spokojnie. Wszystko na to wskazywało, to nie ja to przewidziałam. To zbieg okoliczności, że tak się stało. Dobrze że przynajmniej wczoraj udało nam się pożegnać ze sobą przed pójściem spać.”
Po obiedzie, który miną w ciszy Paulina poruszyła temat szkoły.
- Jadę do kolegi, na obrzeża miasta, w rejon jeziora. Będzie z nami Tatiana. Musimy zrobić projekt do szkoły. Wrócę trochę późno. Wezmę ze sobą komórkę w razie czego. - dodała zmierzając do wyjścia z kuchni.
- Przed północą. – dodała ciocia.
- Zgoda. - przystała obojętnie.
Zawsze miała luzy w poruszaniu się po mieście do późna o ile następnego dnia miała wole od szkoły tak jak dziś. W pokoju zastała stan taki jak przed wyjściem. Dziewczyna przeszła kilka kroków i ukuła się w nogę czymś ostrym.
„Jest piątek, więc wypadałoby trochę tu ogarnąć przed wyjściem.”
Podniosła z podłogi strzałkę lotkę i rzuciła nią w plansze powieszoną na ścianie. Trafiła niemal w sam środek. Pozbieranie wszystkiego z podłogi i ułożenie na odpowiedni miejsce zajęło jej krótka chwile.
W niecałe 10 minut była już przebrana w ciemne rybaczki i czarny sweter, z długimi rękawami, odsłaniający lekko ramiona. Na to zarzuciła pomarańczową bluzę z kapturem. Wzięła mały plecak, aparat i wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz