piątek, 20 stycznia 2012
Rozdział 4: Dom w drzewie
Gdy tylko zauważyli zniknięcie Pauliny, ruszyli jej szukać. Jasna noc umożliwiała im podążanie jej śladem. Wyjątkowo gęsty las pełen był roślin przez co las był wyjątkowo gęsty. Utrudniało to szybsze przemieszczanie i ograniczało widoczność. Nawet gdyby dziewczyna stała trzy metry od nich nie od razu by ja zobaczyli, choć z pewnością usłyszeli mimo odgłosów nocy. Paweł zdążył opowiedzieć z grubsza co się mu przytrafiło.
- Mam nadzieje, że nic się jej nie stało. - zamartwiała się elfka.
- Jeśli się nie znajdzie to będę mieć kłopoty. Jak Rada się o tym dowie to mnie chyba zabiją.
- Dramatyzujesz. Wątpię by Radę interesował jakiś niemagiczny błąkający się po naszych lasach. Poza tym oni nie zabijają za takie drobnostki. To się często zdarza.
- Tylko dlaczego zawsze mnie? Musimy ją znaleźć nie ma innej opcji - gdy znowu się zatrzymali, a elfka zaczęła sprawdzać ziemie, po dłuższym oczekiwaniu dodał - Jak na elfa nie idzie ci czytanie śladów.
- Jestem pół elfem.
- Nie możesz zrzucać całej winy na swoją ludzka połowę. Poza tym ludzie też nieźle się na tym znają.
- To również dlatego, że nie mam dość doświadczenia, dopiero zaczęłam naukę. Skoro tu trafiłeś też będziesz musiała zacząć nieco wcześniej. Puki co i tak nie wrócicie dopóki nie zaleziecie bliźniaczego medalionu. Jeden nic nie da. Jak tylko znajdziemy Paulinę będziesz musiał powiadomić rodziców.
- Ta i powiedzieć im o mojej koleżance z klasy, która została sama w moim domu, z bratem przechodzącym mutacje - głos chłopaka zaczął powoli zdradzać panikę.
- Moc się w nim budzi. Poważna spraw. To musi być nieprzyjemne. Czy nie zaczęło mu się trochę za wcześnie? Poza tym żeby w tak młodym wieku spraszać dziewczyny do domu? No nieźle Paweł, zadziwiasz mnie.
- To dłuższa historia - westchną.
Blondynka nagle stanęła jak wryta z głową zwrócona ku ziemi.
- Mam złe wieści. Widzisz to? - wskazała cztery wyraźne ślady łap odbijające się na ziemi.
- O kurcze. Tylko mi nie mów, że ją dopadł.
- W tej trawi trudno będzie stwierdzić, ale było ich na pewno więcej niż jeden. Wygląda na zarażone wilki.
- Musimy się pośpieszyć.
Amber wystrzeliła do przodu przy czym poruszała bardzo cicho i lekko z gracją sarenki. Paweł nawet nie miał co marzyć by ją dogonić. Nagle się zatrzymał. Koło drzewa, które prawie minęli, zauważyli spore ślady krwi, ale nie było widać ciała ofiary. Znalezisko bardzo zaskoczyło, zmartwiło i przeraziło chłopaka. Jedynym tropem była wydeptana w wysokiej trawie ścieżka, miejscami na trawie i liściach dało się znaleźć czerwone kropelki. Cokolwiek tu się wydarzyło, było to niedawno. W powietrzu wyczuwał lekko dostrzegalną aurę czarnej magi, jedyna pozostałość po bestiach z piekła rodem. Amber przyglądał się temu zmartwiona, ale spojrzawszy nieco wyżej utkwiła wzrok w jednym punkcie i uśmiechnęła się.
-Sora tu był.
-Po czym poznałaś?
- Jeden z jego duchów zostawił tu pióro. - pokazała mu niewielki błękitny dowód przyczepiony do drzewa, na wysokości oczu. Jej szpiczaste uszy poruszyły się lekko - Ktoś tu idzie.
- Kolejny cywil?
- Możliwe - westchnęła, dalej nasłuchując.
Gdy tak leżała nie przytomna w jej głowie pojawiały się kolejno różne obrazy, dźwięki, zapachy, smaki, uczucia. Czas stał się jedynie iluzją, przyszłość, przeszłość i teraźniejszość zlały się w jedną całość. Po jakimś czasie zaczęły wirować coraz szybciej aż wreszcie zniknęły robiąc miejsce wizji.
Było ciemno, światło księżyca oświetlało jakąś postać. Gdy podeszła bliżej, brązowowłosy chłopak odwrócił siłę. Paweł, albo ktoś bardzo do niego podobny. Zdawało się, że jej nie widzi, jakby była powietrzem. Jego pełne determinacji spojrzenie przenikało ją na wylot. Nagle postać chłopaka zniknęła, a z obłoków dymu, które pojawiły się na jego miejscu, wyszedł potwór.
Na pierwszy rzut oka przypominał jaszczurkę, ale niektóre cechy wyglądu nie pasowały. Był rozmiarów konia. Jego ciało pokrywały zrogowaciałe, błękitne łuski. Na grzbiecie w równych odstępach stał rządek ostrych kolców. Błoniaste skrzydła pokryte były licznymi żyłkami. Zarówno skrzydła jak i łapy zakończone były lekko zakrzywionymi białymi pazurami. Pysk (inaczej tego nazwać się nie dało) wypełniony był ostrymi jak szable zębiskami. Źrenice zwężały się jak u kota. Tylko tęczówki się nie zmieniły. Nadal miały błękitny odcień. Wpatrywała się w nie z boku, kiedy nagle wizja rozmazała się .
Zdała sobie sprawę, że leży na czymś miękkim w bardzo ciepłym miejscu. Z trudem otworzyła oczy. Nad nią znajdował się ciemny drewniany sufit. Nie był belkowany, lecz zdawał się składać z jednej, dużej, nierównej płyty.
Wnętrze było utrzymane w naturalnych barwach. Głównie zielenie i brązy. Nie dało się dostrzec granicy między podłogą, a ścianą oraz między ścianą a sufitem. Wszystko tworzyło jedną całość. Meble takie jak ten na którym leżała, wyrastały z podłogi.
Lampa nad łóżkiem wyglądała nietypowo. Nie miała żarówki i nie było widać żadnych kabli, a mimo to świeciła. Ona również wyrastała z sufitu. Na ścianach nie było obrazów, a okno nie miało szyb. Nie wyglądało na to by można je było otworzyć. Zupełnie jakby było nierozerwalnie połączone z resztą domu.
Nad nim znajdowała się obręcz na której wisiała zasłona. Wyglądała na zrobioną z liści. Była cienka , długa i sięgała niemal do podłogi. W tej chwili była rozsunięta i wpuszczała promienie słońca. Po ich kolorze Paulina stwierdziła, że jest już późny ranek.
Leżała w bieliźnie na niewielkim łóżku, przykryta kocem. Na ręce i nogach czuła grube bandaże. Były śnieżnobiałe. Czuła się bardzo słaba, nawet wykonanie najmniejszego ruchu sprawiało jej trudności, ale nic ją nie bolało.
Mimo ból który czuła zanim zemdlała, był aż nadto prawdziwy nadal nie miała pewności, czy aby nie śni.
Bała się gdyż nie wiedziała gdzie jest i martwiła się czy tamte wilki nie miały przypadkiem wścieklizny. Z wysiłkiem jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Jej ubrania leżały na poręczy krzesła po jej prawej. Po jej lewej stronie znajdowały się drzwi, a raczej dziura w ścianie, o zbliżonych do nich kształcie, wielkości i pełniącej tą samą funkcje. Wejście te zasłonięte było brązowawą zasłonką, przez co na pierwszy rzut oka zlewało się za ścianą.
Coś mówiło jej że za chwile ktoś przez nią przejdzie. Z pewnym rodzajem ulgi stwierdziła że jej przeczucia ciągle jeszcze działają. Mimo że nie zdradzały tego żadne dźwięki, faktycznie zasłona po jakimś czasie rozsunęła się ukazując średniej wysokości postać kobiety w długiej do ziemi zielonej sukience. Miała długie kruczoczarne loki opadające do połowy pleców. Cerę miała jasną, a twarz nieludzko piękną. Na widok otwartych oczu Pauliny uśmiechnęła się pogodnie i przedstawiła się.
- Jestem Emmy, jestem miejscową uzdrowicielką.
Wyglądała na młodszą niż by na to wskazywał doświadczenie w jej głosie. Mówiła powoli i spokojnie, ale nie w sposób, który za zwyczaj Paulinę irytuje u starszych osób.
- Dzień dobry - to jedyna rzecz jaka przyszła jej do głowy, po namyśle dodała - Gdzie ja jestem
Znajdujesz się w mojej dziupli. Dzisiaj w nocy przyniósł cię tu jeden z nas. Czyżbyś nie wiedziała że nie należy przebywać w lasach w których władze wykryły zarazę?
- Zarazę?
- Nie jesteś z tond prawda?
- Chyba nie jestem chora?
- Nie. Na całe szczęście. Zaraza rozprzestrzenia się przez krew, a ty zostałaś tylko ugryziona.
- Tylko? Przecież mogły mnie zabić.
- Puki co nie znaleziono lekarstwa na tą chorobę. Niektórzy uważają że to los gorszy od śmierci. Powinnaś się cieszyć że nie wykryłam jej u ciebie.
Jeśli tak wyglądają u nich szpitale to mogłaby się przyzwyczaić. Żadnych igieł, kroplówek i tego charakterystycznego zapachu i atmosfery. W tym miejscu unosił się zapach sosnowych igieł. Paulina czuła go w lesie wokół ruin, ale nie aż tak intensywnie.
- Wie pani możne kto mnie tutaj przyniósł?
- Tak, ale będziesz musiała trochę poczekać zanim go poznasz. Poszedł się upewnić czy ktoś jeszcze nie został w lesie. Spotkasz go trochę później. Najpierw musisz coś zjeść, musisz być bardzo zmęczona. Poza tym, jesteś strasznie chuda.
„Znowu się zaczyna"
Nie widziała potrzeby wspominania o Pawle. Blondynka, która z nim była wspominała coś o tym że potrafi unieruchomić wilka, więc jakoś sobie poradzą.
Gdy przyniosła jej miskę z jedzeniem, Paulina z lekkim zaskoczeniem zauważyła, że kobieta również ma szpiczaste uszy. Miska zawierał jarzyny z których większość była zielona. Dziewczyna nie znosiła jeść zielonych rzeczy, ale w tym wypadku nie wybrzydzała. Była bardzo głodna.
„No przecież mnie nie otruje skoro wcześniej pomogła."
Plecak leżący po jej prawej, był w tej chwili wszystkim co miała i co mogła uznać za własne. Nie za dobrze się z tym czuła. Ubrania w większej mierze nie nadawały się już do niczego. Na nogawkach i rękawach były czerwone plamy, nie mówiąc już o dziurach. Mimo to Emma obiecała spróbować je przywrócić do normalnego stanu. Dziewczyna postanowiła, że swoich rzeczy nie porzuci jeśli da się je jeszcze odratować. Na czas oczekiwania elfka dała jej długom za kolana, jasnozieloną, cienką sukienkę na ramiączka. Dziewczyna nawet nie pytała skąd wzięli jej rozmiar.
Już drugi dzień obudziła się w środku elfiej dziupli. Pierwszy dzień cały przespała, wstawała tylko by coś zjeść. Jeszcze nigdy nie zjadła tak dużo zieleniny i innej zdrowej żywności jednego dnia, ale musiała odzyskać energie. Emma nie pozwalała nikomu jej przeszkadzać, dlatego ciągle nie była pewna tego co się z nią stanie gdy wyjdzie. Zdrowienie w takiej scenerii było co najmniej niezwykłe.
Drzewo uzdrowicielki stało na górce w środku zewnętrznego pierścienia miasta. Dlatego z okien był niesamowity widok na leśne budowle. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak duże drzewo. Dopiero po dłuższej obserwacji zauważało się okna i drzwi, w komponowane w pień. Okna będące nielicznymi elipsowatymi otworami w pniu od wewnątrz zasłoniętymi przeważnie zielonkawymi zasłonkami.
Dla Pauliny wszystkie elfy wyglądały tak samo. Obserwując je przez okno zobaczyła ich już wystarczająco dużo by zauważyć różnice między nimi a ludźmi. Mianowicie były wyższe i bardziej smukłe. Na ich twarzach nie było widać żadnej skazy czy oznak starzenia takich jak zmarszczki. Ich włosy bywały białe lub srebrne lecz nigdy siwe. Poruszali się z kocia zręcznością i gracją. Zawsze byli wyprostowani, nie garbili się. W zachowaniu również różnili się od ludzi. Nigdy się nie śpieszyli, mimo że potrafili się szybko poruszać. Mieli swój własny rytm, czas płyną dla nich inaczej. Ich uszy były szpiczaste lub jak w przypadku Amber jedynie tak się kończyły. Ich oczy przeważnie były lekko skośne, jak u kota . Byli niezwykle piękni, a dziewczynie kojarzyli się ze zjawami, duchami lasu. Zdawali się być zbyt doskonali, by móc być prawdziwi.
Elfy mimo nietypowego wyglądu, który nie wiedzieć czemu nie wzbudzał jej zaufania były bardzo gościnne. Była im wdzięczna, że nie porzucili jej w tamtym lesie.
Jej rany ciągle jeszcze się leczyły co akurat jej nie dziwiło. Nie należała do osób szybko zdrowiejących. Był to główny powód dlaczego nie uprawiała sportów ekstremalnych i unikała niebezpiecznych zajęć.
Drzwi otwierając się nie wydały żadnego dźwięku, nawet nie zaskrzypiały.
- Wydaje mi się że bandaże nie będą ci już potrzebne. - zwróciła się do niej Emma z uśmiechem.
- Tak szybko? - zdziwiła się.
"Nie znam się na medycynie, ale chyba moja rehabilitacja powinna trwać dłużej."
- Powiedziałbym wręcz. że wyjątkowo wolno. Nie były potrzebne gdybyśmy nie musieli mieć pewności, że wszystkie złe rzeczy, które wilki mogły ci przekazać przez ugryzienie nie zostały usunięte z twojego organizmu.
Gdy spojrzała na to pod tym kątem zauważyła że bandaże z początku białe teraz lekko pożółkły. Moment zdjęcia bandaży nieco ją przerażał. Kto wie co za pamiątkę zostawiły jej psiaczki. Zbaraniała gdy okazało się że po ugryzieniach nie ma śladu. Żadnej blizny zarówno na rękach jak i nogach.
„To niemożliwe, przecież czułam... bolało jak nie wiem co i... zniknęło? Dobra teraz zaczynam się bać."
Paweł i Amber, oprócz licznych cywili których musieli bezpiecznie eskortować poza zagrożony teren, spotkali w lesie resztę grupy z którą trzymała się elfka. Był wśród nich jej brata o imieniu Sora. To on uratował wcześniej Paulinę i zaniósł ją do uzdrowicielki. Paweł spotkał się z ich opiekunką i nauczycielka, Sanako Midori. Kobieta zgodziła się przejąć nad nim opiekę do momentu ich powrotu do domu. Ponieważ jeden z jej podopiecznych skończył już szkolenie pozwoliła mu się u siebie uczyć.
Sanako miała płócienny, luźny strój o zielonej barwie z czarnymi paskami na jego brzegach. Był niesymetryczny. Zakrywał on i prawe ramie rozszerzającym się rękawem lewą nogę do kolan. Jednocześnie odkrywał brzuch lewe ramie i prawą nogę. Na lewym odsłoniętym ramieniu miała tatuaż. Włosy miała długie, czarne jak smoła i lekko kręcone. Grzywka zaczesana na lewe oko całkiem je zasłaniało. Prawe natomiast miało ciemno zieloną barwę. Miało w sobie dzikość która nie pasowała do elfa. Mimo to patrząc na nią była to jedyna rasa do której można ją przypisać.
Sora był to niezwykle urodziwy elf o złotych prostych włosach. Jego jasno błękitne oczy wydawały jej się bardziej ludzkie niż te Amber. Przedstawiła go jako swojego brata, ale nie byli specjalnie do siebie podobni. Wyglądało na to że rodzeństwo było do siebie zbliżenie wiekiem, choć Sora był od swojej siostry nieco wyższy.
Gdy skończyli swoja misje zamierzali zajrzeć do rannej by omówić parę kwestii. Trafili jednak na nie odpowiedni moment gdyż zastali ją śpiącą. Uzdrowicielka wyrzuciła ich, czyli Amber i Pawła i kazała przyjść potem. Gdy potem nadeszło odwiedziła ją cała pięcioosobowa grupa.
Ja jak już wiesz jestem Amber. To mój brat Sora z klanu Jantaru Cierń z klanu Gilandar i nasz nauczycielka Sanako z klanu Midori. - przedstawiła wszystkich blond elfka. - jak się czujesz?
Już lepiej. - dziewczyna przeleciała wzrokiem po zebranych.
Cierń również był elfem. Miał długie srebrne włosy. Rysy twarzy były poważne i nie okazywały żadnych emocji. To właśnie on był z trójki uczniów najstarszy i niedawno ukończył szkolenie. Ubrany w zielona tonikę ozdobioną roślinnymi motywami, stał na uboczu obserwując wszystko bez cienia zainteresowania.
Po co tu wszyscy przyszliście. Czemu się tak na mnie patrzycie?
- My – Amber wskazała na siebie i brata – chcieliśmy się upewnić czy wszystko w porządku. Pozostali chcieliby prócz tego poprosić o kilka rzeczy.
- Musimy ruszyć do stolicy – zaczęła Sanako w imieniu pozostałych. - by złożyć raport. W tym czasie zostaniesz pod opiekom Amber i jej brata.
- Nasi rodzice wyjechali, więc jest wolne miejsce. - wyjaśniła blondynka.
Paweł przedstawił jej sytuacje w jakiej się znaleźli. Przez jego ciągłe marudzenia czuła się jak niechciany świadek. Jak osoba która wie za dużo i powinna zostać usunięta. Nie miała jednak aż takiej paranoi by sądzić że ktokolwiek chce ją skrzywdzić. Paweł z pewnością by się na to nie odważył. Nawet nie wiedziała jak zamierza sprawić że zapomni, ale sama myśl że może tak się stać nie wiedzieć czemu. budziła w niej panikę.
- Pozwól że to sobie poukładam. Jesteśmy tu bo ty – wskazała na bruneta- nie dopełniłeś swoich obowiązków i trzymałeś w swoim domu na wierzchu coś co powinno zostać zniszczone. Niemówiąca już że zgubiłeś do tego klucz w miejscu publicznym i pozwoliłeś mnie i Tatianie wejść do miejsca, którego miałeś pilnować. Jedynym moim grzechem był fakt, że zauważyłam podobny wzór na wisiorze.
-Już za to dostałem ochrzan, więc możesz to sobie darować. Poza tym coś czuje, że skoro idziemy do stolicy to dopiero początek. Nie zostałabyś zaatakowana przez wilki gdyby ci się nie chciało łazić w środku nocy sam po lesie - próbował się odgryźć chłopak.
Paulinę irytowało, że ktoś będący w jej wieku, a nawet nieco młodszy robi jej wykłady na temat odpowiedzialności.
- Przepraszam, że wygryzłam cie z twojej roli. No wiesz.. Dotąd to ty robiłeś za problem. Na przykład gdy zatrzasnąłeś się w toi - tiu na wycieczce szkolnej, albo zatrułeś się w Macdonaldzie i wymiotowałeś cała drogę. Nie możesz mieć pretensji że istnieje na świecie osoba która nie zamierza spędzać z tobą każdej minuty swojego życia. Poza tym w naszych lasach nie ma takich bestii. Nie spodziewałam się...
- To nie są żadne bestie. Kiedyś byłe zwyczajnymi wilkami. One są po prostu chore. - poprawiła Amber
- Mimo to je zabijacie.
- Na to nie ma lekarstwa. Umiera się z chwilą zarażenia, a właściwie dzień po. Potem twoja zewnętrzna powłoka zostaje przejęta i atakujesz wszystko co się rusza.
- Kto to Cień? - spytała by zmienić temat.
- Tak się nazywa magów którzy zeszli na złą drogę. Dali się opętać czarnej magi by zwiększyć swoją moc magiczną tracąc przy tym część duszy. Stają się czymś gorszym od ludzi. Nazwa Cień wydaje się krótsza od „czarny mag opętany przez złe duch” więc używa się jej częściej. - tym razem odpowiedziała jej Amber
- Czekajcie. Nie mówcie jej. Już i tak dużo rzeczy trzeba będzie wymazać z jej głowy. Po co marnować oddech na tłumaczenie czegoś co i tak zapomni?
- Zapomnę? - prawie krzyknęła poruszona.
- Powinna poznać sytuacje w której się znajdujemy w końcu puki co musi tutaj przebywać. - zauważył Cierń.
- Chcecie mi wyprać mózg by nikt się nie dowiedział o tym że znalazłam księże w której żyją elfy?. Kto by mi niby w to uwierzył?
- Tak będzie jej łatwiej wrócić do normalności. Im mniej się dowiesz tym krócej zajmie mi kasowanie twojej pamięci. I tym mniej będzie bolało. - wszyscy zgromadzeni posłali mu karcące spojrzenia.
- Co ? - im dłużej go słuchała tym mniej jej się to podobało.
- Chciałem powiedzieć... - zaczął się tłumaczyć.
- Paweł te przekonywanie nie wychodzi ci.
- Nie sadzę by to było konieczne – staną w jej obronie Sora.
Pierwszy raz zabierając głos w rozmowie, jak u każdego elfa był on niezwykle melodyjny i równie piękny co osoba która go używa.
Po długiej kłótni i przekomarzaniach doszli do wniosku, że puki co kasowanie pamięci i tak nie miałoby sensu dopóki nie znajdzie się druga połowa wisiora. Dlatego postanowili przełożyć tą kwestie na później. Paulina mimo wszystko nie zgadzała się na to by ktokolwiek wdzierała się do jej umysłu. Choćby nie wiadomo jak miało to wyglądać.
- Nikt nie powinien wiedzieć o połączeniu między naszymi światami. To jest ściśle tajne nawet tu. - wytłumaczyła jej zielonooka elfka.
- Żadne z nas nie ma uprawnień by pozwolić ci swobodnie chodzić z tą wiedzą. Chyba że złożysz przysięgę
- Przysięgę?
- Tutaj przysięgi to coś więcej niż puste słowa.Musisz obiecać, że nie powiesz nikomu o istnieniu połączenia pomiędzy światami.
-Chodzi tylko o to czy czy powiem komukolwiek o tym jak tu dotarłam? Zgoda. Skoro to dla was takie ważne. Przysięgam, że nikomu nie powiem o tym jak i skąd się tu dostałam - po tych słowach poczuła się dziwnie.
Jakby zrobiła coś co później będzie żałować.
- Mógłbyś sprawdzić co się dzieje w mieście? - spytała chłopaka wskazując okno.
- Po co ? - spytał podejrzliwie, jakby spodziewał się tam pułapki.
Paulina tylko wywróciła oczami Nie chciało jej się z nim teraz sprzeczać, więc sama podeszła i wyjrzała na zewnątrz.
- Nie chce siać paniki, ale tam unosi się dym. Czy to normalne?
Wszyscy zerwała się na równe nogi i podbiegli do okna. Paulina przesunęła się by ich przepuścić. Paweł wybiegł na zewnątrz. Istotnie nad drzewami unosił się gęsty czarny dym.
- Pali się. - zawołała z przerażeniem Amber.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz