Paulina przez noc śniła o niedawno przeżytym pożarze. Obudziła się kilka godzin po południu. W pierwszym odruchu nie miała pojęcia gdzie jest. Lekka panika rozbudziła ją jednak na tyle by przypomnieć sobie to co jej się przydarzyło. Nadal jednak nie dawała wiary temu co wczoraj ujrzała. Nie wiedziała też jak sobie te nietypowe zjawiska wyjaśnić. Wspomnienia z minionego dnia porządkowały się w jej głowie i bardzo trudno było jej odsiać prawdę od fikcji.
"Wszystko co wyrabiała Tasartir i Sora było nienaturalne. To co ona robiła z wodą..."
Gdy ochłonęła wytężyła umysł by przypomnieć sobie gdzie widziała maskę chłopaka który walczył z Pawłem. W końcu jednak się poddała dochodząc do wniosku, że mógł to być zwyczajnie jakiś film lub coś równie mało pomocnego. Dziewczyna zeszła na duł gdzie zastała ja niespodzianka.
"Wszystko co wyrabiała Tasartir i Sora było nienaturalne. To co ona robiła z wodą..."
Gdy ochłonęła wytężyła umysł by przypomnieć sobie gdzie widziała maskę chłopaka który walczył z Pawłem. W końcu jednak się poddała dochodząc do wniosku, że mógł to być zwyczajnie jakiś film lub coś równie mało pomocnego. Dziewczyna zeszła na duł gdzie zastała ja niespodzianka.
„Jak miło, że się pożegnał” - pomyślała dziewczyna, gdy dowiedziała się, że Paweł i cała reszta zdarzyła wyjechać, gdy ona spała.
Nie przejmowała się tym za bardzo. Jedynie żałowała, że nie było jej dane dłużnej pogadać z Sora. Z drugiej strony dobrze że się pośpieszyli. Im szybciej znajdzie drugą połowę wisiora, tym szybciej wrócą do domu. Jej nieplanowany wyjazd zdarzył się podczas roku szkolnego, dlatego była pewna, nieprzyjemnych konsekwencje, które musiały wydarzyć się po powrocie. Przecież ona jeszcze nawet nie zaliczyła polskiego. Dobrze, że tylko z tego miała jedynkę. Wszystkie inne przedmioty jakoś jej szły, nawet znienawidzona przez wszystkich matma jakoś utrzymywała się na zadowalającym dla nauczycieli poziomie trói minus. Nie nie miała talentu do pisania, a wypracowań nie dawało się spisać gdyż każdy, musiał wykazać się „kreatywnością”. Innymi słowy wymyślanie czegoś nowego, oryginalnego. Przynajmniej dzięki temu wiedziała, że to nie może być snem - jej wyobraźnia nie byłaby w stanie stworzyć czegoś takiego.
Nawet bez przysięgi nikomu by o tym nie powiedziała, a najchętniej uznała za sen i zapomniała. Rzecz jasna bez pomocy Pawła. Od kiedy się tu pojawili zaczął się dziwnie zachowywać, choć nienormalny to on był już wcześniej. Teraz wreszcie się wydało, dlaczego tyle „chorował” i nie przychodził do szkoły.
Po przekazaniu wiadomości jej opiekunka wskazała jej łazienkę. Znajdujące się w niej urządzenia nie różniły się niemal niczym od jej znanych. Mimo istnienia możliwości ciepłej kąpieli, wolała zimny prysznic. Potem wysuszyła się i ubrała w to co wcześnie. Sukienka nie zdążyła się ubrudzić, a ona nie miała nic innego na takie pogody. Tutejsza temperatura była typowo letnia. Do tego było goręcej niż dzień wcześniej.
Amber ubrana była w jasno niebieską bluzkę z długimi rękawami. Odsłaniała brzuch i miała wycięcie w karo. Do tego krótka luźną spódnica i długie butki. Po szybkim posiłku wyszły na zewnątrz, gdzie ktoś na nie czekał.
Osoba ta miała na sobie tą samą co wcześniej fioletową sukienkę, ale włosy związała w kitek. Paulina od razu ją poznała.
- To jest moja przyjaciółka Arisa Tasartir. - Amber przedstawiła ich sobie.
- My się już znamy. - poinformowała Paulina.
Amber zaproponowała im by poszły nad rzekę. Dziewczynę zaskoczyła ta propozycja, ale szybko się zgodziła. Nie lubiła spędzać dnia w mieszkaniu nawet jeśli jest ono częścią lasu.
„Skoro nie potrafię pomóc w odbudowie lasu to przynajmniej nie będę przeszkadzać."
Arisa również miała iść. Szykowała się babska wycieczka. Miały spędzić ze sobą jeszcze co najmniej dwa dni, więc to była dobra okazja by się lepiej poznać., zanim jej nieplanowane wakacje się skończą. Ich trasa nieznacznie przecinała zniszczony obszar, przez co spotkały Ciernia. Pracował przy odbudowie lasu.
Jego zadanie polegało na zakopywanie w miarę dużych od siebie odległościach sporych rozmiarami nasion. Gdy coś zasiał kładł na tym swą jasną dłoń, zamykał oczy, a po chwili zaczynało spod niej kiełkować małe drzewko. Proces ten nie był specjalnie szybki. Paulina mogła podziwiać jak na jej oczach mała roślinka wiercąc się to w lewo to w prawo zmierza coraz wyżej ku słońcu. Drzewa nigdy jeszcze nie zrobiły na niej wrażenia, ale to co się działo nie dawało się zignorować. Nawet nie zwracała uwagi na to co robił Cierń wpatrywała się jedynie w metrową sadzonkę powstało po pięciu minutach. Elf obrzucił je, a głównie Amber, zimnym spojrzeniem.
- Nie maiłyście przypadkiem gdzieś pójść? - zwrócił się do blondynki.
Pół elfkę korciło by pokazać mu język, ale się powstrzymała. Złapała Paulinę za rękę i lekko pociągnęła.
- Przepraszam. Chyba trochę minę zanim się to tego przyzwyczaję - szepnęła do niej Paulina gdy znalazły się już nieco dalej.
- Nie musisz za nic przepraszać. To nie twoja wina. Chodziło o mnie. Widzisz jestem mieszańcem, podczas gdy Cierń został wychowany w rodzinie pielęgnującej stare zasady. Przez to my nie za bardzo się... rozumiemy, delikatniej mówiąc.
"To wygląda na rasizm"
- Nie jest aż tak źle - kontynuowała. - Po prostu w ostatnich latach liczba prawdziwych elfów drastycznie zmalała i za ginięcie swojej rasy obwiniają właśnie nas. Takie nie to ni tamto. Można powiedzieć że posiadam wady obu stron. Nie potrafię ani czarować, zaklinać czy choćby celnie strzelać z łuku, tak dobrze jak czystej krwi elfy. Nie jestem też ani tak szybka i silna jak oni, a do tego nie mam tego ognia walki i determinacji co ludzie.
„Ktoś tu ma poważne kompleksy.”
- Co do reszty się nie wypowiadam, ale strzelasz o wiele lepiej niż zwyczajny człowiek. No bo żeby posłać aż osiem strzał tak by trafiły. Tego przeciętny człowiek nie potrafi.
„Już nie wspominając o tym, że udało jej się mnie zaskoczyć co nie wiele osób na świecie potrafi.”
- Choć racja poćwiczyć nie zaszkodzi. No i jesteś o wiele bardziej otwarta od tych wiecznie nadąsanych elfów czystej krwi - kontynuowała czerwonowłosa.
- Dziękuje.
Amber spojrzała na wysokie gałęzie drzew nad ich głowami i rozmarzyła się.
- Powinnaś nas kiedyś odwiedzić tu jesienią. Liście zmieniają wtedy kolor i cały las mieni się na złoto...
„Kto by pomyślał, że można tak się rozkręcić opisując grę światła przechodzącego przez jesienne liście."
Z dwojga złego wolałaby zniknąć pod koniec roku szkolnego niż na jego początku. Co przypomniało jej, że przez tego kurdupla (Pawła) grozi jej utknięcie w drugiej klasie gimnazjum. Co to by była za siara. Gdyby on zdał, a ona nie, albo co gorsza gdyby kiblowali razem. Nie była pewna jego ocen, ale wydawało się, że były nieco gorsze od jej własnych. Możliwe że przyczyna było jego podwójne życie, ale fakt faktem na tym polu była od niego lepsza.
Droga była znacznie dłuższa niż się tego spodziewała. Okazało się bowiem, że ich celem bynajmniej nie jest strumień, który widziała ostatnio lecz prawdziwa duża rzeka do której wpadał.
Podczas gdy ona zastanawiała się gdzie też ją wyprowadzają, Amber skończyła mowę o liściach i przeszła do barwnego opisu rzeki.
- Dolendil, czyli strumyk którym gasiłyśmy ogień jest jednym z wielu dopływów tej rzeki. Nazywa się Alwina, a jej bieg zaczyna się na szczycie Smoczej Góry - wskazała na nikły kształt ledwie widocznej, dalekiej góry po ich lewej stronie.
- Alwina to brzmi jak imię dla człowieka.
- Rzeka nosi imię ducha który ją zamieszkuje. Jest to przyjaciółka wszystkich elfów. Jest żywa i dzieli się tym życiem z innymi. - wyjaśniła cicho, Arisa swym melodyjnym głosikiem.
„Ta... jasne żywa rzeka, duch. Ok... w końcu rozmawiam z pół-elfem”
Po pewnym czasie elfkę zaczął zagłuszać szum wody. Arisa milcząca przez całą drogę, usłyszawszy wodę uśmiechnęła się lekko i niezauważalnie przyśpieszyła kroku.Okazało się, że rzeczka o której była mowa, miała rozmiary większe niż Paulina się spodziewała. Jej tafla była spokojna i niesamowicie czysta. Drzewa na przeciwległym brzegu był ledwo widoczny.
Gdy tylko zobaczyli wodę w Arisa nastąpiła natychmiastowa przemiana Uśmiechnęła się od ucha do ucha, a z jej oczu tryskała radość. Wystartowała w kierunku rzeki jakby na spotkanie starej znajomej, której nie widziała od lat. W biegu zdjęła sukienką i z rozpędu wskoczyła do wody. Pozostałe usiadły w cieniu jednego z mniejszych drzew koło brzegu. Pas ziemi między nimi, a rzeką był porośnięty trawą.
Arisa pływała beztrosko nie zwracając na nich uwagi. Była w swoim żywiole, zupełnie jakby była rybą. Z mokrymi włosami było jej do twarzy, a jej nietopowa karnacja sprawiała że niekiedy, mimo przejrzystej wody, znikała im z oczu.
- Co z nią? - mimo braku żadnych widocznych zmian w wyglądzie Arisa wydała jej się nagle inna niż wcześniej. Jakby odkryła przed nimi swoje prawdziwe JA.
- Arisa jest syreną. - wyjaśniła Amber jakby to był coś normalnego.
- SYRENĄ? - spojrzała znowu w stronę pływaczki szukając czegoś co mogłoby potwierdzić tą hipotezę. Mimo to jak na złość uszy ciągle były szpiczaste, oczy lekko skośne jak u kota i ani śladu rybiego ogona - Najwyraźniej mamy różne wyobrażenia syren.
- No tak... na pierwszy rzut oka nie przypomina swoich sióstr. Różnica wzięła się stąd, że przyjęła taka właśnie formę by móc przebywać na ladzie.
- Może zmieniać kształty?
- Nie - zaśmiała się Amber - To zasługa trójzębu. Widzisz jej pradziadek posiada berło, które umożliwia mu wykonywanie bardzo skomplikowanych zaklęć. Na jaj prośbę zmienił ją w elfa by mogła swobodnie przemieszczać się po powierzchni, jednak nie może za bardzo oddalać się od wody.
Paulina spróbowała to jakoś ogarnąć, ale jeszcze się jej to mieszało.
- Skoro tak bardzo lubi wodę to czemu o to poprosiła?
- Chciała zwiedzić świat i odnaleźć swojego „księcia”.
- Księcia? - dziewczyna z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
- Gdy miała jeszcze rybi ogon często pływała po tej rzece, a ponieważ mosty i promy oraz tratwy czasem się psują, a nie wszyscy potrafią pływać, zdarzało jej się kogoś uratować. Między innymi mojego brata, ale to już inna historia – uśmiechnęła się. - raz do wody wpadł jeden chłopak, człowiek dla ścisłości. Urzekł ją sam fakt że był on odporny na jej dar.
- Czyli że nie mogła go wodą ochlapać?
„Jaki jeszcze dar może mieć syrena?”
- Nie. Na jej śpiew. To na niego był odporny. Syreny podczas śpiewania mają tak przecudny głos, że potrafią do pewnego stopnia zahipnotyzować płeć przeciwną. Dlatego właśnie Arisa rzadko kiedy się odzywa, a śpiewa tylko w miejscach odosobnionych. Po pewnym czasie można nauczyć się nad tym panować, ale ona wtedy jeszcze tego nie potrafiła. Szczególnie podczas pełni jednego z księżyców.
Okazało się że syrenka od dłuższego czasu im się przysłuchuje. Mokra wyglądała o wiele piękniej. Szczególnie woda na jej Woda na jej czarnych długich rzęsach skrzyła się od promieni słonecznych. Usta miała w nieco ciemniejszym odcieniu zieleni niż resztę skóry. Błękitne włosy malowniczo opadały na jej ramiona.
- Słyszałaś o czym takim jak pocałunek prawdziwej miłości? - spytała z uśmiechem swym zwyczajowym szeptem, jednak nieco śmielej niż zazwyczaj.
- Cóż... już się całowałam, choć nie nazwałabym tej osoby miłością życia. - westchnęła Paulina. Słuchaczki momentalnie wlepiły w nią wzrok czekając na ciąg dalszy jej wypowiedzi. - Miałam wtedy dwanaście lat. Był pierwszą osobą która odważyła się mnie poprosić o chodzenie. Już na początku przeczuwałam, że nasz związek nie będzie zbyt długo trwał. Mimo to nawet go lubiłam, więc zgodziłam się. Pierwsze wakacje których nie spędziłam sama wtedy właśni pierwszy raz się całowałam, ale gdy się skończyły moja wakacyjna miłość wyjechała i tyle o nim słyszałam. Rok później było podobnie z kolegą ze szkoły. Łaził za mną wszędzie, ale gdy wyjechał całkowicie zerwał kontakt. Jego rodzice w poszukiwaniu pracy przeprowadzili się razem z nim ze granice, zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Ani jeden, ani drugi nawet ze mną nie zerwali jak należy, nie napisali, jakby o mnie zapomnieli. Od tamtej pory unikam chłopaków.
„Tak jest zawsze puki mnie widzą lgną do mnie jak ćma do światła, jestem wtedy w centrum uwagi jak teraz, a potem… Tylko rodzice utrzymywali kontakt listowy ,gdy wyjeżdżali i zawsze wracali na urodziny.”
- Nie martw się, masz jeszcze czas. Ja mam gorzej, jeśli go nie odnajdę to rodzice sami wybiorą mi męża.
Zawsze jeszcze można pójść do klasztoru. - zażartowała Amber - Ja mam 17 lat, więc według ludzkiej miary jestem już dorosła, ale jako elf jestem traktowana jak dziecko. Dlatego rodzice nie poganiają mnie z małżeństwem. Elfy zwykle nie śpieszą się ze ślubami dlatego mój tata daje mi wolną rękę, choć nie miałaby nic przeciwko gdybym już sobie kogoś znalazła, choć jak każdy ojciec niechętnie by mnie oddał.
Podczas gdy Amber rozmawiała o swojej rodzinie, Paulina powróciła myślami do zagadnienia które dręczył ją od kiedy trafiła w te niesamowite miejsce. Martwiła się oto w domu Emmy, jak i po pożarze i przed zaśnięciem u Amber. Mianowicie o tym co się stanie gdy rodzice dowiedzą się o jej zniknięciu. Ciotka musiała ich powiadomić po tym jak Paulina nie wróciła na noc nawet nie telefonując. Z pewnością będą się martwić, a ona obiecała nic nie mówić.
„Co miała na myśli Amber mówiąc, że trudna złamać przysięgę?”
Z zamyślenia wyrwał ją elfi głos.
- Zanim Paweł odjechał wspomniał o czymś, co przypomniało mi pewną legendę. Mianowicie że ten podpalacz miał pewien artefakt, magiczny przedmiot, dokładniej pierścień - zaczęła Amber nieco tajemniczo. - Pamiętam z niej jedynie fragmenty i nie znam za dużo szczegółów, ale opowiada o złym demonie. Nawiedził on przed stuleciem wyspę i chciał ją zniszczyć. Gdyby to się stało zapanował by chaos. Został powstrzymany przez dwunastkę magów. Uwięzili oni jego dusze w niewielkim przedmiocie, właśnie pierścieniu i ukryli do czasu, aż znajdzie się sposób by go zniszczyć. Niestety moc demona nieznacznie wyciekała na zewnątrz jego więzienia. Potrafił on przyciągać i wykorzystywać nieświadomych niczego ludzi którzy byli podatni ja jego zaklęcia. W zamian dawał im moce na które nikt prócz ich samych nie był odporny.... - Dziewczynę nie specjalni interesowały miejscowe legendy, ale coś jej mówiło, że ta ma więcej z prawdy niż te opowiadane w jej świecie.
Temat zszedł na inne stworzenia z horrorów jakie mogą żyć w Świecie Smoków. Były to wampiry, wilkołaki, gobliny, Zarażeni (osoby które zaraziły się czarną krwią pochodzącą od Cieni), duchy,
Nagle Paulina zaczęła odczuwać na swoich plecach cudze spojrzenie. Do tego usłyszała szeleszczenie za krzakami, ale gdy się odwróciła niczego nie zobaczyła . Coś jej mówiło by to sprawdzić. Pod pretekstem "siusiu" opuściła koleżanki i weszła w las.
"Ach ta moja paranoja... ale jeśli jej nie posłucham to będę żałować" - pomyślała przedzierając się przez roślinność.
Zaszła bardzo daleko, po ledwo dostrzegalnych śladach, zanim znowu poczuła czyjąś obecność. Odwróciła się i mało nie dostała zawału...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz