sobota, 21 stycznia 2012

Rozdział 5: Pożar

Dopiero po wyjściu z pomieszczenia poczuła jak bardzo tutejszy klimat rożni się od tego którego zna. Powietrze było nieco bardziej wilgotne, przez drzewa nie czuło się wiatru, a temperatura była dużo wyższa.
Tutaj ogień nie powinien dotrzeć. Nie musisz iść. - zapewniała ja Amber
- Wiem, ale chce pomóc. - wtrąciła Paulina zanim elfka zaczęła nawijać jak katarynka
Może i nie było wiele sensu w ładowaniu się w kolejne kłopoty po tym jak dopiero co wy zdrowiała, ale z drugiej strony uważała to za dobrą szanse by spłacić dług wobec elfów.
Amber biła się z myślami. Nie należała do osób zbytnio zdecydowanych. Jej Mistrz powierzyła Paulinę jej opiece, ale obie nie zamierzały biernie siedzieć w ukryciu i patrzeć jak miasto idzie z dymem. Jednak ładowanie się w sam środek żywiołu było co najmniej nie odpowiedzialne. Ona sama może jeszcze dałaby sobie rade, ale człowiek to zawsze ryzyko.
- Niby nie musimy iść w do centrum katastrofy. Możemy pójść w stronę rzeki i pomóc nosić wodę - zauważyła Amber.
- Zgoda.
„Byle tylko nie stać bezczynnie.”
Pierwszą rzeczą jakom zobaczyła było jasne szkarłatne światło odbijające się od roślinności. Można by pomyśleć, że ktoś idzie świecąc sobie latarkom, lub w tych okolicznościach pochodnią. Był biały dzień jednak gęste korony drzew dawały tyle cienia ile było trzeba by niczym reflektory samochodu blask zbliżał się do nich. Elfka pociągnęła dziewczynę w bok. Skręcając minęły ścianę płomieni trawiącą w szybkim tempie grupę krzaków.
Gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazał się przerażający widok. Drzewa-domy stały w ogniu, a wszyscy mieszkańcy biegali chaotycznie próbując ugasić szerzące się wszędzie płomienie. Wszędzie pełno było dymu. Nieliczna grupka młodszych elfów była właśnie ewakuowana przez trójkę starszych. Nawet nad rzekę dotarło część płomieni. To tu to tam migały wiadra i cebrzyki z wodom. Niektórym udawało się gasić za pomocom gęsto liściastych gałęzi.
Co ciekawe nie wszystko co drewniane płonęło. Niektóre domy i przedmioty zdawały się być całkowicie żaroodporne. Chociaż cała wioska robiła co mogła, jednak płomienie nie malały. Wręcz zdawały się być coraz większe. Paweł wybiegł dużo przed nimi i był już w środku chaosu, czynnie pomagając. Paulina już dawno straciła go z oczu. Amber trzymała ją blisko siebie.
- Gdzie Paweł? Mam nadzieje, że wie co robi - rozglądała się dziewczyna.
„Znając jego pecha spłonie żywcem i to stojąc po kolana w wodzie z pełnym wiadrem w dłoni"
- Na pewno da sobie rade. Jeśli chcesz pomóc choć za mną - jej opiekunka machnęła na nią ręką.
Amber i Paulina razem z resztą wioski nosili wiadrami wodę z rzeki do ugaszenia pożaru. Pewna niebiesko włosa dziewczyna miała jednak inny sposób.
Na pierwszy rzut oka wyglądał jak elf. Jednak odróżniały ją duże, okrągłe, sarnie oczy, błękitne jak laguna oraz błękitne włosy.



Jej sposób gaszenia ognia był niesamowity. Weszła do rzeki i podniosła ręce, a po chwili tuż przed nią powstała potężna fala wody dzięki czemu zmoczyła wszystko znajdujące się przy brzegu. Powtarzała ten proceder co kilkanaście metrów idąc wzdłuż rzeki.
„To przeczy wszelkim prawą fizyki” - zauważyła Paulina, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
To był pierwszy raz gdy zobaczyła jak ktoś używa magi. Przez panujący gwar i hałas potęgowane przez cichy szum wody, dopiero gdy czarodziejka podeszła bliżej usłyszała śpiewaną przez nią melodie. Piosenka ta nie miała żadnych słów, a przynajmniej nie w żadnym znanym jej języku.  Dźwięk przypominały jej szum morza. Tylko raz udało jej się wyjechać w wakacje nad morze, ale ta melodia nagle przypomniała jej wszystkie tamtejsze dźwięki. Bynajmniej dziewczyna nie szumiała i nie wydawała tych dźwięków, a mimo to w jej umyśle pojawił się obraz plaży.
„Muszę się zacząć przyzwyczajać do tego, że nie wszystko tutaj da się racjonalnie wytłumaczyć"
W pewnym monecie jej lewa ręka zaczęła szczypać w na środku ramienia. Zupełnie jakby ślad po oparzeniu po latach postanowił się odezwać. Z początku myślała, że to pewnie z powodu panującej wokół wysokiej temperatury.
Rozejrzawszy się zdała sobie sprawę, że nie tylko ona przyglądała się nietypowej elfce. Na przeciwnym brzegu strumienia stała wysoka zamaskowana postać. Spod kaptura brązowego płaszcza wystawały ciemne kosmyki włosów. Wyglądał bardzo podejrzanie biorąc pod uwagę okoliczność.  Płomień namalowany na masce zasłaniał buzie i nos podczas, gdy reszta była biała. Tak pomalowane drewno zasłaniała całą twarz, pozostawiając jedynie niewielkie otwory na oczy, umożliwiające mu obserwowanie otoczenia. Nie wyglądało na to by zamierzał pomóc przy gaszeniu. Stał sztywno.


Płomienie przeskakując z drzewa na drzewo dotarły na jego stronę rzeki. Światło ognia rozświetliły jego oczy. Była za daleko by stwierdzić ich kolor, ale wydały jej się jasne, jakby płonęły.  Nagle odwrócił spojrzenie od elfki, skierował je w stronę  Pauliny, a następnie gdzieś ponad jej ramieniem i cofając się znikną w zaroślach. W jego ruchach nie był widać przerażenia, nawet nie biegł. Wyglądało to bardziej na taktyczny odwrót.
- Zdaje się, że znaleźliśmy podpalacza. - usłyszała za sobą głos Pawła.
Ton jego wypowiedzi podpowiedział jej co chłopak zamierza.
- Czekaj! - zdążyła jedynie krzyknąć w jego kierunku, ale on był już na drugiej stronie rzeki, goniąc tajemniczego przybysza.
„W co on się pakuje. Nie ma z nim szans. No i skąd wie że to jego sprawka. Najpierw robi potem myśli."
Nie podobało jej się że chłopak tak się naraża. Jak później wyjaśni jego znajomym i rodzicom, że jednego dnia oboje znikają, a wraca tylko ona. Rozejrzawszy się stwierdziła, że Amber nie ma. Prawdopodobnie zagapiwszy się oddaliła się  od niej nieco za daleko.
- Czarno to widzę. - dodała już na głos – Trzeba by kogoś o tym powiadomić.
Błękitno włosa, która również obserwowała sytuacje, z lekkim zaniepokojeniem, w odpowiedzi na jej propozycje jedynie kiwnęła twierdząco głową i pobiegła po pomoc.
Dziewczyna spojrzała pod nogi. Dno strumienia wyłożone było gładkimi kamieniami, te większe wystające poza tafle wody poustawiane  w rządku tworząc swego rodzaju most. Skacząc z kamienia na kamień, Paulinie udało przedostać się na drugą brzeg. Dalej szła łatwymi do odnalezienia śladami, takimi jak udeptana trawa, okaleczone krzewy, a miejscami i ślady stup.
Coś ją przyciągało do tajemniczego chłopaka. Bynajmniej nie chodziło o to, że jej się podobał, czy interesował. Zdawało jej się, że już gdzieś widziała podobną maskę. Nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie. Poza tym coś czuła, że cała sytuacja może się boleśnie skończyć dla jej kumpla.
Dobiegła do polanki, na której jeszcze nie dotarły płomienie. Zauważyła, że chłopcy zdążyli już zacząć walczyć. Schowana za drzewem, przyglądała się bójce.
Zastanawiała się czy nie powinna pójść po pomoc, ale jakaś niepojęta siła trzymała ja w miejscu nie pozwalała się oddalić. Coś ją ciągle przyciągało do czarnowłosego, podczas gdy strach i zdrowy rozsądek odpychał. Te dwie siły ścierając się sprawiały, że w efekcie ani drgnęła.
Pawłowi szło z początku nawet całkiem nieźle biorąc pod uwagę fakt, że jego przeciwnik w przeciwieństwie do niego był uzbrojony, dużo starszy, wyższy i szybszy. Zdawał się wręcz przewidywać jego ruchy. Do walki używał długich niczym noże igieł. Rzucał nimi podczas gdy czternastolatek łapał je, bądź unikał.Ta dobra passa szybko się jednak skończyła.
Nagle stało się coś dziwnego. Paweł zdawał się zupełnie zdezorientowany. Podczas gdy zamaskowany stał nieruchomo, on z niewiadomego powodu zamiast obserwować przeciwnika zaczął rozglądać się na boki, a nawet odwracać i patrzeć za siebie. Jakby go nie widział.
- Za tobą! - krzyknęła Paulina, ale było już za późno.
Przeciwnik złapał go za uchem. Paweł momentalnie stracił przytomność i padł na ziemie. Czarnowłosy  wyją miecz  zamachną się by go dobić.
Ostrze zawisło na moment w powietrzu przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Z minuty na minutę ogień sprawiał, że na polance zrobiło się jaśniej. Dziewczyna nie wiedziała co robić zanim nadejdzie pomoc może minąć trochę czasu. Może i nie przepadała za Pawłem, ale nie chciała by umarł.  Nie zastanawiając się dłużej chwyciła pierwszy z brzegu kamyk i cisnęła nim w stronę starszaka. Trafiła go w głowę. Nie było to specjalnie silne uderzenie, ale starczyło by odwrócić jego uwagę.
Po tym schowała się za drzewem i przyległa plecami do jego kory. Uderzony namierzywszy jej kryjówkę, zbliżał się do niej. Przez to jak na żądanie nieprzyjemne mrowienie w ręce przybrało na sile. Poruszyła się co on musiał zauważyć. Chciał to sprawdzić, ale zwalczyła ten niemądry impuls. Serce jej waliło ze strachu. Był coraz bliżej i bliżej.
„Jeśli zrobi jeszcze jeden krok to uciekam.” - pomyślała Paulina bacznie się przysłuchując.
Usłyszała trzaskanie gałązek pod stopami . Zagryzła dolną wargę i zaczęła się szykować do taktycznego odwrotu. W życiu by się nie mieszała, gdyby nie była pewna swojego szybkiego biegu.
Wtem uwagę obojga przykuł melodyjny głosik dobiegający z zza krzaków przed nią. To Sora wołała ją po imieniu. Tuż przed nim biegła, niebiesko-włosa czarodziejka. Towarzyszyło im nietypowe zjawisko. Przed nimi, prowadząc ich, leciał mały  ptak. Wyglądał jak błękitna mgiełka, która jedynie przybrała kształt zwierzaka. Gdy Paulina zerknęła za drzewo, zamaskowany chłopiec zdążył już zniknąć. Tym razem nawet ona go nie widziała.
- Gdzie pobiegł? - spytał Sora.
- Chyba w tamtą stronę, ale nie jestem pewna. - wskazała miejsce w którym ostatnio widziała domniemanego podpalacza.
Elf sięgną na plecy i zdjął z nich wysoki kij zakończony błękitnym kamieniem w kształcie elipsy. Wcześniej nie zauważyła by  miał to przy sobie. W miejscu gdzie końcówka kostura dotknęła ziemi powstała jasna świecąca na jasno niebiesko, plama. Z dużą prędkością zaczęła się rozszerzać. Gdy przejście miało już metr średnicy, wyfrunęło z niego całe stadko błękitnych ptasich duchów. Pofrunęły we wskazanym kierunku, po czym rozleciały się we wszystkie strony. Wszystkie zniknęły za drzewami.
Paulina spojrzała na Arise. Dopiero z bliska było widać jej nietypową karnacje. Miała ona blado zieloną skórę. Z wyglądu nie przypominała typowego elfa. Jej błękitne jak laguna oczy był nieco większe i bardziej okrągłe od tych elfich. Nie miała typowego dla nich uroku, tajemniczości i szlachetnych rysów twarzy. Mimo nietypowego wyglądu była piękna. Wyglądała na starszą od Amber, ale była on niej nieznacznie niższa. Ich oczy się spotkały. Sora zauważywszy to i przedstawił je sobie.
- To jest Arisa Tasartir.
- Ty jesteś Paulina? - spytała czarodziejka.
- Tak Paulina Kagawska - uściśliła.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak rzadko przedstawia się z nazwiska. Zwykle kierowała się zasadom, że im mniej inni o niej wiedzą tym lepiej, ale czuła że Arisa jest godna zaufania.
- Co się mu stało? - spytała nieśmiało błękitno - włosa, wskazując na lezącego na ziemi Pawła.
- Chyba zemdlał - odparła Paulina wzruszając ramionami.
Jeszcze sama nie była pewna co widziała, ale wszystko by na to wskazywało. Klatka piersiowa Pawła poruszała się naturalnie i rytmicznie. Z jego ust wydobywały się głośne dźwięki. Nie można tego jeszcze nazwać chrapaniem jednak dziwiło ją żeby w tak młodym wieku tak głośno oddychać.
„Po prostu wiedziałam że to tak się skończy. Miał szczęście, że nie wszystkie moje przeczucia się spełniają.
Po jakimś kwadransie zaczęły wracać pierwsze ptaki – duchy. Doleciawszy do swojego pana kolejno rozpływały się w powietrzu i znikały. Sora wyjaśnił im, iż ścigany nie tylko znikną, ale również wymazał ślady swojej obecności. Zupełnie jakby rozpłyną się w powietrzu. Zanim jednak to się stało duszki stwierdziły, że z całą pewnością był on człowiekiem.
- Budzi się. - zauważyła swoim cichym głosikiem. Patrząc na Pawła.

"Tak to jest jak się nie umie ocenić przeciwnika. Ja nie mogę. Żeby się tak rzucać sam na silniejszego. Nawet nie jesteś świadom jakie miałeś szczęście."
- On nie był silniejszy tylko grał nie fair. Nie widziałem go.
- Co ty gadasz? Przyglądałam się wam przez cały czas i on ani razu nie znikną. Po prostu cię dotkną a ty zemdlałeś.
- Nie zemdlałem – oburzył się chłopak.
Wyglądało jakby chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale się wstrzymał.
- Nie mogłeś poczekać?
- Jakbym poczekał to by uciekł.
- I tak uciekł.
- Dlaczego to musiały być akurat igły ?- spytał wyciągając jedną z ręki. Po czym przyłożył rękaw swojej bluzy by zatrzymać krwawienie.
- Nie powinieneś ich jeszcze wyjmować.- nieśmiało wtrąciła Arisa. - Wykrwawisz się i znowu zemdlejesz.
- Nic mi nie będzie. - zignorował ich ostrzeżenia Paweł.
Był zirytowany własną przegraną oraz na to, że Paulina nie wieży w to że mógłby wygrać gdyby jego przeciwnik nie oszukiwał.  Wyją kolejny zakrwawiony kawałek metalu i obejrzawszy go wyrzucił na ziemie.
- Wszystko może być użyte jako broń. Ludzie od zawsze używali narzędzi. Nawet czarodzieje potrzebują różdżek. Co innego Cienie, oni sami w sobie są niczym narzędzia do sprawiania bólu. - rzekł Sora jakby w odpowiedzi na pytanie Pawła.
"Powinnam sobie zorganizować jakąś broń. Tak na wszelki wypadek jakby nie było w okolicy kamieni."
- Co masz na myśli mówiąc „co innego Cienie”?
- Oni do wykonywania zaklęć nie potrzebują niczego. Wszystkie znaki rysują w powietrzu dłońmi. Podobnie jak my elfy lecz ich magia jest bardziej mroczna i służy wyłącznie do krzywdzenia.
- Po co jej to mówicie? W ogóle co ty tutaj robisz? - spytał Paweł jakby dopiero teraz ją zauważył. Przyłożył rękaw swojej bluzy by zatrzymać krwawienie.
"Sama się czasem zastanawiam."
- Jesteś strasznie kłopotliwy.
Wszyscy wspólnie przeszli  z powrotem przez strumień.Do całej ich grupki dobiegła Amber.
- Czemu ty tak nagle zniknęłaś?- zobaczywszy poranionego Pawła zapomniała co chciała powiedzieć  - Paweł co ci się stało?
Chłopak unikając jej wzroku, zignorował pytanie.
- Pożar nie wybuchł sam. - powiedział Sora – Ktoś mu w tym pomógł. Ktoś umyślnie podpalił wioskę. Paweł z nim walczył
- I jak?
- Lepiej nie mówić. - skomentowała Paulina.
Sora i Arisa zaprowadzili poszkodowanego do uzdrowicielki. Dziewczyny natomiast zwróciły się w innym kierunku.

Brak komentarzy: