sobota, 21 stycznia 2012

Rozdział 6: Po pożarze


- Gdzie idziemy? - spytała Paulina walcząc z sennością.
Nogi się pod nią uginały i kręciło w głowie. Wykorzystała już cały swój zapas energii i jechał na rezerwie.
- Musimy przejść przez to pobojowisko do centrum, a z stamtąd do mojego domu. Tam się wszyscy spotkamy.
„Kiedy oni niby to ustalili?" - jej umysł był przemęczony, więc nawet jeśli faktycznie o tym wspomnieli musiało jej to umknąć.
Gdy oświetlające noc, piekielne światła gasły, zrobiło się potwornie ciemni. Mimo że ogień zgasł powietrze pełno jeszcze było dymu, niosącego płacz i smutek. Wszyscy byli zmęczeni i zrozpaczeni. Udało im się wygrać z żywiołem, ale zanim to nastąpiło zdążył zniszczyć pół zewnętrznego pierścienia miasta.  Mijane po drodze nieliczne mieszkalne drzewa uchowały się tylko dzięki zaklęciom ochronnym. Były to przeważnie schrony, szkoły oraz ważne dla elfów miejsca.
Dziewczyny  szły w ciszy. Elfka nie zdradzała objawów zmęczenia. Przynajmniej nie fizycznego. Ogrom zniszczeń wstrząsnął nią do głębi. Z trudem powstrzymywała łzy. W końcu to jej rodzinne miasto, w którym mieszkała od urodzenia. Paulina spojrzawszy na nią ze smutkiem stwierdziła, że nie jest w stanie jej pocieszyć. Rozglądała się równi zszokowana, choć z miejscem tym nie łączyły jej żadne więzy i nie zapowiadało się na to by miała płakać. Pierwszy raz była światkiem czegoś podobnego. Słyszała o pożarach, w jej mieście również się zdarzały, ale nigdy jeszcze nie znajdowała się tak blisko jego centrum. Nie miała okazji kiedykolwiek wcześniej porównać obrazu sprzed i po. Musiała przyznać, że różniły się diametralnie. Z olbrzymich niegdyś drzew zostały jedynie zwęglone konary. Kwiaty i trawa zniknęły zupełnie. Ziemia stała się czarna od popiołu.
- Jak tak można. Kto mógłby zrobić coś tak strasznego? - jej towarzyszka jeszcze przeżywała widok poprzedniego krajobrazu.
- Spokojnie. Przecież nie wszystko spłonęło, - była to jedyna pocieszna  myśl jaka przychodziła jej do głowy - Poza tym da się wszystko odbudować. Racja? Możecie posadzić nowe drzewa-domy.
- Da się, ale potrzeba na to kilka miesięcy jeśli nie lat zanim las się odbuduje, a przez ten czas wiele elfów będzie bez dachu nad głową. - westchnęła i spojrzała na Paulinę. - Będą musieli wyjechać, ale nie o mieszkańców się martwię. My bardzo szybko się przystosowujemy. Najbardziej przejmuje się losem i zwierząt. Mieszkając tu stałam się bardzo wrażliwa na odgłosy lasu, a podczas pożaru zdawał się wręcz krzyczeć z bólu. Ciągle słyszę te jęki.
Wszystkie pytania jakie pojawiały się w głowie Pauliny dotyczyły pożarów, ale wolała nie sprowadzać rozmowy na ten temat. Amber z początku mocno przybita, pod koniec podróży nieco się rozchmurzyła, lub przynajmniej udawał że wszystko jest w porządku i rozmawiały już normalnie. Na każde pytanie odpowiadała co najmniej wylewnie. W ten sposób Paulina, nie pytając o to wprost, dowiedziała się, że Sora nie jest jej rodzonym bratem. Został jedynie adoptowany przez jej rodziców, ale również tak jak ona był pół-elfem. Magia jakiej używał to Przywoływanie, przez co on sam był Przywoływaczem. Dowiedziała się również wiele na temat nazewnictwa. Świat z którego pochodziła zwał się Realny, natomiast ten Światem Smoków, gdyż według ich wierzeń  to one go stworzyły.
Wewnętrzny pierścień był w większości murowany, a domy budowano z kamienia, więc ogień sam w sobie nie wyrządził dużych szkód. Paulinę uderzyło podobieństwo tamtejszych budowli do tych w ruinach niedaleko jej rodzinnego miasta. Tutejsze jednak zbudowane były głównie na planie koła i zawierały dużo motywów roślinnych. Wyglądały jak kamienne drzewa, które żyły i rosły. Miały przeważnie dwa piętra, a te na skraju lasu połączono mostami i drabinkami z drzewami.  Konstruktorzy tej części  miasta wzorowali się na głównie przyrodzie, jednak  dziewczyna często widywała podobizny skrzydlatych jaszczurek podobnych do dwóch głazów które fotografowały z Tatianą. 
 na kontynent.Dziewczyna zdała sobie właśnie, sprawę z tego że nie ma pojęcia gdzie jest.
„Powinnam zacząć zadawać więcej pytań, bo sami mi nic nie powiedzą”
Spytana o to Elfka odparła:
-Znajdujemy się na wyspie Lunanor. Nazwa wzięła się prawdopodobnie stąd, że z góry wygląda jak sierp księżyca. Na naszej planecie są dwa kontynenty Zachodni i Wschodni. Na tym pierwszym mieszkają ludzie, a na drugim istoty magiczne. Nasza wyspa znajduje się dokładni pośrodku utrzymując pomiędzy nimi równowagę. Dlatego mogą tu przebywać przedstawiciele wszystkich ras.
- Czyli są tu także inni ludzie?
- Oczywiście że tak. Gdyby nie to, nie pozwoliliby ci tak chodzić po wiosce. Dla niewtajemniczonych jesteś dziewczynką z sąsiedniej wioski, która zgubiła się w lesie i została pogryziona przez wilki. Emmy po tylu nietypowych pacjentach może już coś podejrzewać, ale jest godna zaufania.
„Ta... to wiele wyjaśnia. Dziwiło mnie, że uzdrowicielka nie wypytywała się o pochodzenie, czy imię itp. Prawdopodobnie była jeszcze mniej wścibska niż ja.”
- Wracając do ludzi. W większości nie lubią oni magii, choć są i tacy co sami czarują...
Paulinie nie udało się zamaskować ziewnięcia.
- Na pewno jesteś zmęczona. Zapomniałam, że wy ludzie musicie sypiać. Jeśli chcesz możesz się zdrzemnąć w moim pokoju, zaprowadzę cię.
„Czy ona właśnie zasugerowała, że nie musi spać?”
- Elfy również śpią, ale możemy dłużej bez tej przyjemności wytrzymać - odpowiedziała jakby czytając jej w myśli. - Ta wytrzymałość to cecha, którą mam po moim  tacie. Wszystkie ludzkie cechy odziedziczyłam po matce.
- Dlaczego się za mną wstawiłaś gdy była mowa o usuwaniu pamięci? Z tego co zrozumiała dużo ryzykujecie ufając mi.
- Skoro złożyłaś przysięgę myślę, że nic nam nie grozi. Bardzo trudno jest je złamać. Oni nieco panikują bo boją się co mogłoby się stać gdyby sekret się wydał. To byłoby bardzo niebezpieczne uwierz mi na słowo. Niewiele mogę ci powiedzieć, ale jak będzie chciała coś wiedzieć to pytaj. Ciesze się, że wreszcie mam z kim pogadać o tej tajemnicy. Nie idzie mi rozmowa z chłopakami, a jestem jedyną dziewczyną w grupie. No wiesz oprócz Sanako, ale ona rzadko kiedy rozmawia o takich błahostkach. Ona różni się nieco od innych elfów, ale to już inne tabu. Czuje, że zostaniemy przyjaciółkami. Kiedyś byłam w waszym świecie. To było niesamowite przeżycie. Nie chciałabym tego zapomnieć - Amber  rozgadała się na całego.
„Dziwne że nikt jej nie rozpoznał. Czyżby ludzie w moim świecie byli aż tak ślepi? Przecież ich odmienność aż rzuca się w oczy."
Nie chodziło wyłącznie o szpiczaste uszy. Po całym dniu spędzonym na obserwowaniu ich rozpoznałaby elfa nawet gdyby był zamaskowany i zakryty płaszczem jak tamten iglasty typek. Ich styl chodzenia, melodyjne wysokie głosy, uroda i ta ich aura. Nie otaczała ich żadna mgła i widziała ich wyraźnie, ale czasem czuła, jakby za chwile mieli się rozpłynąć i okazać snem, marą.
Amber wyglądała na dużo od niej starszą, ale zachowywała się i mówiła jak dziecko. Często się uśmiechała. Mimo że wyglądała jak typowy elf naturę miała typowo ludzką, miedzy innymi wskazywało na to jej gadulstwo.
„Może Arisa też nie jest elfem czystej krwi."
Dom Amber był jednym z niewielu, które ogień ominą, znajdował się bowiem daleko od terenów zagrożonych. Był blisko centrum miasta jednak znajdował się jeszcze w drzewie. Podobny do chatki uzdrowicielki Emmy, ale był większy i miał kilka pięter. Całe drzewo porośnięte było błękitnymi kwiatami które przylegały do jego konarów.
Amber mieszkała z rodzicami, którzy pracowali obecnie w stolicy, więc była sama z bratem.
Znalazłszy wejście, które nie było w żaden sposób zamknięte, weszły do środka. Przed nimi stały drewniane kręcone schody. Po ich lewej stronie znajdował się jasno oświetlony przez słońce salonik. Po prawej zaś mała kuchnia. Wszystkie drewniane meble były częścią drzewa i tworzyły spójna całość. Przemeblowania nie było możliwe, zresztą nie było konieczne. Wszystko było dokładnie tam gdzie miało, a to wszystko w środku drzewa bez ranienia go.
"Magia"- pomyślała.
Amber zaprowadziła Paulinę po schodach na górę do pokoju, w którym mogła odpocząć. Paulina była tak zmęczona, że od razu padła na najbardziej przypominający łóżko mebel i zasnęła...

Na terenie Lunanor znajduje się cała masa telereporterów działających na światło księżyca i słońca. Dzięki nim można przemieszczać się do wielu miejsc na Smoczej Ziemi. Powstała na skutek licznych erupcji wygasłego już wulkanu. Obecnie ten wysoki szczyt pokrywaj  wieczne lody które topnieją jedynie latem, dając początek trzem rzeką. Z dużej wysokości wyglądające, jak widły zwrócone w stronę olbrzymiej  zatoki. 
Na tej wulkanicznej glebie rośliny słyną z dużych rozmiarów. Znajduje się pośrodku oceanu w równych odległościach od obu olbrzymich kontynentów. Kontynentu wschodniego należącego do istot magicznych, podczas gdy zachodni opanowali ludzie.
Według legend wyspa stworzona została przez smoki. Jej zadaniem było utrzymywać równowagę na świecie. Nazywana jest również Dryfującą Wyspą gdyż podobno potrafi zmieniać swoje położenie. Jest to jedyne miejsce gdzie ludzie i stworzenia magiczne żyją w pokoju.
Dzieje się tak dzięki Strażnikom – organizacji która powołana została by interweniować w sytuacjach kryzysowych. W ich szeregach znaleźć można przedstawicieli wszystkich ras. Nie mogą oni jednak naruszać praw innych krajów, dlatego nie interweniują w przypadku wojny między nimi, chyba że jako mediatorzy na polecenie jednej ze stron.
- Co z nią? - spytał Sora swojej siostry gdy ta schodziła po schodach.
Drewno pod jej stopami nie wydawało nawet najmniejszych dźwięków.
- Śpi - szepnęła.
Wszyscy członkowie pięcioosobowej grupy zebrali się w saloniku Amber. Na środku pomieszczenia stał okrągły stolik. Wyrastał z podłogi, lecz jego blat był całkiem gładki i płaski. Tuż nad nim na drewnianym haku wisiała wyłączona już lampa.
- Dwóch świadków podpalenia zostało zabitych. Przyczyna zgonu byłe te dwie zatrute igły - zaczął Cierń prosto z mostu.
- Takie jak te którymi oberwałeś. Szczęście że jesteś odporny – zwróciła się blondynka do Pawła.
- No... – mrukną w odpowiedzi, ciągle jeszcze nadąsany.
- Nie mamy pojęcia dokąd uciekł - poinformował Sora - przepraszam zgubiłem ślad, ale wiem jedno. - Pożar miał jedynie odwrócić uwagę od jego prawdziwego celu.
- Co masz na myśli?
- Zaginęły akta ludzkich członków Strażników, głównie tych byłych, którzy zostali wyrzuceni.
- Paweł jak on wyglądał? - chłopak nieco się ożywił po pytaniu Sanako.
- Ubrany był w brązowy płaszcz i miał białą maskę z czerwonym płomieniem pomiędzy oczami...
- Wszystko wskazuje na klan Feniksa - zielonooka zamyśliła się. - Coś jeszcze?
- Miał czarne włosy długości twarzy, złote oczy...
- Złote? - zdziwiły się elfy.
- Chyba nie użył magi, ale na pewien czas znikną. Nie miał przy sobie różdżki, ale nie wyglądał na Cienia. Jego skóra nie była na tyle blada. Bardziej przypominał skrytobójce niż maga. Nic nie mówił przez cała walkę i miał specyficzny sposób poruszania się. Ledwie za nim nadarzałem. Nie atakował od frontu. Tylko czaił się za plecami. Wyjątkowo celnie rzucał, znał moje słabe strony. - Potarł dłoń w którą oberwał jedną z igieł. Rany już nie było, zdążyła się zagoić.
- Wydaje mi się że powinniśmy mimo to złożyć wizytę w ich siedzibie.
- Z tego co wiem większość z nich wyruszyła na bitwę - Sanako ciągle coś nie pasowało.
- Klanów ? - upewnił się Paweł.
- Nie. Bitwę między dwoma gildiami - poprawiła.
- Ci ludzie zawsze muszą o coś konkurować - skarcił Cierń.
Amber i Sora poczuli się lekko tym urażenia lecz Paweł ani drgnął. Był zamyślony i nieobecny.
- Widać nie wszyscy wyruszyli. Ktoś musiał zostać -  ciągną  Cierń. - i chyba nawet wiem kto...- zamyśli się.
Tylko Sanako wiedziała o kogo mu chodzi.
- Najpierw do stolicy. Już jesteśmy spóźnieni. Trzeba dowiedzieć się czegoś o skradzionych aktach. Kto dokładnie w nich był. Poza tym donieść im o twojej obecności Pawle, byś mógł stać się legalnie moim uczniem i zwrócić się o pomoc w odbudowie lasu. Cierń powinieneś tutaj zostać. Twoje umiejętności bardzo się tu przydadzą. Zastąpi cię Sora. Amber...
- Tak ?
Sanako spojrzała na nią poważnym wzrokiem, jakby się zastanawiała czy dziewczyna temu podoła.
- Miej oko na ludzką dziewczynę.
- Na Paulinę?...Tak jest – odpowiedziała dziewczyna z entuzjazmem.
- Szykujcie się do drogi. Wyruszamy za godzinę. Wrócimy za jakieś dwa dni - ostatnia wiadomość skierowana była do Ciernia.

Było wczesne popołudnie. Słońce prześwitywało przez korony wysokich drzew. Samotny mężczyzna w średnim wieku, szedł przez las wolnym marszem. Jego ciemnobrązowy płaszcz sprawiał, że wręcz wtapiał się w otaczające go pnie potężnych drzew. Jednak był świadom, że gdyby jakiś przedstawiciel Pięknego Ludu tędy przechodził nie miałby najmniejszej trudności w odróżnieniu go od kory. Dlatego musiał zachować ostrożność. W tym miejscu nawet wiewiórce nie można ufać.
Nagle się zatrzymał. Koło drzewa, które mijał zauważył ślady zaschniętej już krwi. Znalezisko bardzo go zainteresowało. Słyszał że niedawno w tych lasach wprowadzono zakaz wstępu dla cywili. Ślad był dosyć spory, ale nie dało dostrzec nawet śladu po ciele ofiary. Jedynym tropem jaki znalazł to wydeptana w wysokiej trawie ścieżka, miejscami na trawie i liściach znaleźć można była miejscowe zaczerwienienia. Cokolwiek tu się wydarzyło, było to niedawno. W powietrzu wyczuwał lekko dostrzegalną aurę czarnej magi.
„Wszystkie znalezione ślady wskazują na to, że dużo tu się działo. Skoro były ofiary to znak że do tej misji dali jakiś niedoświadczonych młodzików.  Te braki w ludziach są straszne skoro do takich zadań wysyła się dzieci. Jednak jakby nie patrzyć oczyścili watahę z chorych osobników.”
Nie miał nic do elfów, ani Strażników, ale miał nieodparte przeczucie, że spotkanie z nimi w tym czasie nie byłoby przyjemne, a jemu bardzo się śpieszyło. Kierunek w którym zmierzał nie był jego planowanym celem, ale musiał sprawdzić pogłoski, które słyszał o zagubionym w tych lasach ludzkim dziecku.
„Może to ona. Wszystko pasuje do jej opisu. Czerwone włosy, wiek i to jak niespodziewanie tu trafiła. Elfy nawet nie wiedzą ,że mieszkają niedaleko nieoznakowanego odbiornika nielegalnego telereportera. Trudno uwierzyć, że po tych wszystkich niespodziewanych wizytach nietypowych ludzi , sekret jeszcze się nie wydał.”
Mężczyzna spojrzał w górę. Las był za gesty, a drzewa za wysokie by można było dostrzec co się dzieje dalej, ale czuć było dym. Mimo odległości jaka dzieliła go od ognia, charakterystyczny zapach spalonego drewna był wyczuwalny dzięki temu, że szedł pod wiatr.
„Nie zdążyłem. Już tu dotarł. W takim razie nie zabawie tu za długo. Muszę się pospieszyć”

Brak komentarzy: