czwartek, 7 czerwca 2012

Pamiętnik Amber wpis I


Nieznajoma rudowłosa przedstawiła się jako kapłanką ze Świątyni Bogini Światła.
- Wasza przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie. - ta wieść tak nas zaskoczyła, że nawet Paweł zapomniał wspomnieć, że oni wcale się nie przyjaźnią.
Wypytaliśmy ją o szczegóły. Które jeszcze bardziej nas zaniepokoiły.
- Miała wizje – odpowiedziała. Dla mnie było to jak nieodwracalny wyrok. Każdy wiedział że kapłanki mają moc nieomylnego przepowiadania przyszłości - dotyczyła Pauliny. Ścigają ją sił ciemności. O ile już jej nie dopadły. Nie wiem kiedy to się wydarzy, ale mogę wskazać wam miejsce. Musieliśmy się śpieszyć.
Po rozmowie z nią wszystko momentalnie przyśpieszyło. Znalazł się kolejny powód by przyśpieszyć poszukiwania naszej zagubionej koleżanki. Nie było czasu do stracenia, Jednak nie wszystko poszło po naszej myśli – Sanako otrzymała bowiem misje rangi B.
Podobno miała ona polegać na uratowaniu miasta przed złośliwym magiem...czy może szamanem. Mniejsza z tym. Ludzie operujący maną, niemal zawsze są po złej stronie. Choć wielu z nich wstępuje w szeregi Strażników, są z nich bardzo szybko wydalani, za łamanie . Nie można im ufać. Ciekawe że prośba o pomoc była anonimowa i nie wiadomo jak dostała się do Centrali.
W każdym razie bardzo mi się nie podobało że Mistrzyni przyjęła zadanie. Co prawda na chwile obecna Strażników jest bardzo mało ale na pewno znalazłby się ktoś inny. Byle nie ona.
Co do rangi. Istnieją cztery możliwe, a są to: A, B, C i D. Pierwsze są super niebezpieczne. Nie może w nich brać udziału nikt kto nie przeszedł pełnego szkolenia. B – czyli te które otrzymała nasza Mistrzyni wykonują przeważnie czteroosobowe drużyny, w których uczestniczyć może góra jeden uczeń i to tylko za zgodą nauczyciela. Misje C są nieco trudniejsze niż D. To zwykle właśnie je wykonujemy. Te ostatnie poziomem trudności dorównują zdejmowaniu kota z drzewa. Rzecz jasna to tylko przykład, jakie jest w nich zagrożenie zdrowia. My nie robimy takich rzeczy.
Głównym celem każdego kto przeszedł inicjacje – wie o istnieniu obu światów, jest pilnowanie..tak zwanej „równowagi” i bronienie tajemnicy o istnieniu dwóch równoległych światów. Gdyby się wydała byłby niezły pasztet. Dlatego też dowiaduje się o niej dopiero po przejściu szkolenia tak jak Cierń. Jednak my mieliśmy inaczej.
Sora i ja zawsze żyliśmy pomiędzy światami. Rodzice poznali się w Niemagicznym Świecie zwanym przez nas w skrócie Real. Trochę jak nazwa sklepu, ale do rzeczy. Żyli sobie tam przez jakiś czas do puki się nie urodziłam. Uznali że takie „cudo” trudno byłoby ukryć. Dlatego przeprowadzili się do ojczyzny matki. Tam znaleźliśmy Sora. Byłam za mała żeby pamiętając w jakich okolicznościach to nastąpiła.
W pewnym momencie padł taki pomysł – skoro już znamy tą tajemnice równie dobrze możemy jej chronić.
Mistrz nie może przydzielić swoim uczniom zadanie trudniejszego niż rangi C. Kiedyś było nie do pomyślenia by nie wyszkolone dzieci (tak mam 17 lat, ale uważam się za dziecko) brały udział w misjach rangą wyższą niż D i to bez opieki. Jednak w zaistniałej sytuacji Sanako nie miała większego wyboru. Takie sytuacje były obecnie na porządku dziennym. Wzięła Ciernia do pomocy i połączyła siły ze swoim znajomym i jego uczniem. Pozostawili nam zadanie zlokalizowania wisiora i w miarę możliwości nie mieszania się w walki.
Zrozumiałe że Mistrzyni miała na myśli Paulinę nie przedmiot, ale ona już taka jest. Nie zaprząta sobie głowy imionami. W życiu się nie przyzna że zapomniała. Misja znalezienia NiTe (Tak w skrócie nazwałam Nielegalny Teleport w formie wisioru, nazwa ta nie bardzo się przyjęła), by nie wpadł w niepowołane ręce została oficjalnie rozpoczęta. Brzmiało to według niej lepiej niż „Ratujmy Paulinę”. Cóż może i lepiej, ale moje krótsze.
Po tym gdy w trybie ekspresowym, wszystko zostało omówione, ruszyliśmy się pakować.
Moje włosy były w sporym nieładzie. Tak się przejęłam cała sytuacją, że udało mi się je jedynie związać w niski kitek. Oprócz podstawowych rzeczy spakowałam szczotkę, szkicownik i kilka drobiazgów. Chyba z pięć razy wchodziłam po schodach do swojego pokoju i z powrotem. Gdy już chciałam wyjść zawsze sobie o czymś zapomniałam. W końcu jedziemy na drugi koniec świata i nie będzie mnie z tydzień.
Przy ostatniej próbie chwycenia za klamkę drzwi wyjściowych usłyszałam głos matki: „czy w tym nie będzie ci za zimno tam gdzie zmierzasz?”, „Spakowałaś jedzenie i picie?”
Tak więc w efekcie musiałam jeszcze raz się wracać i przebrać, podczas gdy mama organizowała prowiant. Gdy już w końcu zeszłam byłam naprawdę gotowa na wszystko. Wzięłam kanapki i pożegnałam się.
- No to leć – nakazała gdy otwierałam drzwi.
Obejrzałam się i uśmiechnęłam. Oby udało mi się tu wrócić. Wychodząc zostawiłam wszystkie zmartwienia za sobą.
- No nareszcie ile można czekać? - Paweł wyglądał jakby miał zaraz jajo znieść ze zdenerwowania.
- Nie można poganiać elfa. Dla nas czas płynie inaczej.
Przepraszam – powiedziałam.
- Idziemy. Midori już wyruszyła. Teraz zostaliśmy sami. - poinformował Paweł i wymaszerował.
Dokładnie. Od tej pory jako najstarsza z grupy jestem za nich odpowiedzialna. Nie podobało mi się to anie trochę. Wolałabym by jeden z nich przewodził. Nie uważałam się za osobę wystarczająco odpowiedzialną na to stanowisko. Ok. Pomyślmy pozytywnie. Słońce świeci, ptaki śpiewają, mamy wszystko co potrzeba, wiemy gdzie szukać Pauliny. Co mogłoby się nie udać? Może nawet unikniemy walki. Może jeszcze nic się nie stało. Może...a może nie?

Brak komentarzy: