wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 29: Wejście smoka

 Druga połowa tego rozdziału kojarzy mi się z pierwszym openingiem z Naruto Shippuuden:  Nobodyknows - Heroe's Come Back

_________________________________________________________________________________
Chmury szczelnie zakryły nocne niebo. Zapowiadało to kolejny deszcz w okolicy. Widok ten jednak nie przeszkodził Paulinie by po raz trzeci lunatykować. Tym razem jednak nikt nie mógł jej obudzić. Nikt nie mógł przerwać tej nocnej wycieczki. Tym razem miała dotrzeć do celu. Rudy lisek stojący przy ostatnim mijanym przez nią drzewie spłoszył się, gdy wyczuło mroczną energie dobiegającą zza głazu do którego zmierzała dziewczyna.
Powoli z ukrycia wyszedł sprawca całej sytuacji. Był to ten sam chłopak, który mniej więcej tydzień temu nawiedził elfie miasto na wyspie Lunanor. Miał co najmniej siedemnaście lat. Wysoki, szczupły, tylko tyle dało się wywnioskować przez brązowy płaszcz z kapturem. Czarne jak sadza włosy okalały twarz. Jego oczy były jedynym źródłem światła w otaczających ich ciemnościach nocy. Pozbawione emocji oblicze znajdowało się ukryte za drewnianą maską z wymalowanym między oczami czerwonym płonieniem.


Leżący na kanapie mężczyzna nagle zerwał się z miejsca. Usiadłszy na skraju mebla wytykał sobie, że znowu zasną podczas gdy miał pilnować. Noc to ta pora której ostatnio najbardziej się obawiał. Musiał uważać by nikt nie dostał się niepostrzeżenie do domu, a przede wszystkim by pewna osoba go nie opuściła. Nie wiedział na ile stwierdzenie Alexa o tym, że Paulina lunatykuje jest prawdziwe (mógł to być tylko jego żart), ale niepokoiło go to. Co jeśli ma to jakiś związek z Pierścieniem?
Te niepokoje sprawiły, że jego nogi poprowadziły go na piętro. Z kieszeni wyjął zapasowy klucz i przekręcił go w zamku. Następnie najciszej jak mógł zajrzał do pokoju. Było grubo po dwunastej i powinien zastać ją śpiącą. Rozejrzawszy się ze zgrozą odkrył że pomieszczenie jest puste a okno otwarte na oścież. Stąd do ziemi było dość wysoko, jednak najwyraźniej dziewczynie to nie przeszkadzało. Jak mógł nie zabezpieczyć okna...
Natychmiast zwiło się do budzenia domowników. Alexa rzecz jasna nie zastał w pokoju.
„Pewnie znowu gdzieś się włóczy po nocach” - pomyślał - „ Nigdy nie dorośnie. Jest taki sam jak jego ojciec”
Gdy obudził Violette (Lune), ta z początku nie za bardzo kontaktowała i bredziła rozmarzonym głosem. Zorientowawszy się jaj jest sytuacja momentalnie otrząsnęła się i zameldował, że za pięć minut będzie gotowa do wyjścia.
Ostatnim mieszkańcem jakiego powiadomił był jego daimon Szczęściarz. Dał do powąchania psu kawałek ubrania Pauliny. Zwierze nie nadawało się specjalnie do akcji poszukiwawczych. Było dość stare i niechętnie się ruszyło z wygodnego posłania. Jednak jak każdy psowaty posiadał nienaganny zmysł powonienia. Po dłuższym czasie złapał trop i ruszył przed siebie.

W tym czasie Paulinie śniły się bardziej lub mniej przyjemne sny. Z błogiej nieświadomości niebezpieczeństwa wybudził ją ból w ręce. Gdy otworzyła oczy i zobaczyła napastnika, momentalnie zaczęła się wyrywać. Niestety na darmo gdyż ten trzymał ją w żelaznym uścisku. Pierścień na jego dłoni w zetknięciu z jej skórą powodował nieprzyjemne uczucie, którego nie dało się zakwalifikować ani do kicia, parzenia, czy odmarzania. Wpadła w panikę.
„To musi być sen” - powtarzała sobie, choć wiedziała, że to nieprawda.
Nagle poczuła że koś ją odpycha od czarnowłosego młodzieńca i jednocześnie przyciąga do siebie. Upadła na ziemie. Gdy w pozycji siedzącej spojrzała przed siebie ujrzała Pawła.
-Paulina nic ci nie jest? - Spytała Amber z troską.
-Zabierz ją stąd i powiadom Sora – polecił chłopak pół-elfce niespuszczająca z oczu przeciwnika – tym razem będzie inaczej.
Brunet mierzył starszaka wzrokiem. Tym razem był bardziej pewny wygranej niż za pierwszym razem gdy się spotkali. Czarnowłosy musiał wcześniej odskoczyć gdyż dystans między nimi wynosił co ponad dwa metry. Nie należało to do tchórzostwa z jego strony. Paulina już od dawna wiedziała że jest on typem preferującym walkę na średni dystans.
Gdy dziewczyny zniknęły w gęstym lesie, walka się rozpoczęła. Paweł, otoczony dymem przez którego ludzkie oko nie jest w stanie się przedrzeć, zaczął ekspresową przemianę. Jego pełna smocza postać wielkością przypominała przeciętnego konia. W miejsce rąk pojawiły się ostre szpony, oczy mimo ciemność zwęziły się w pionowe szparki odsłaniając niebieskie tęczówki. Niemal całe ciało pokryte zostało szafirowymi łuskami wyglądającymi jak setka małych klejnotów. Skrzydła, znacznie dłuższe niż jego ciało, złożone na plecach nie były mu chwilowo potrzebne. Wszystko toczyć się miała na ziemi.
Wiedział że nie utrzyma tej postaci za długo, dlatego też liczyła się każda sekunda. Musiał to skończyć najszybciej jak się da. Napięcie przed walką nie trwało długo. Pierwsze igły zostały rzucone jeszcze zanim opadł otaczający chłopca dym. Pociski jednak nie wyrządziły większej krzywdy odbijając się od naturalnej tarczy otaczającej smoka.
Gad rykną, lecz czarnowłosy nie wyglądał na przestraszonego. Zwiększył jednak nieznacznie dystans. W tak duży cel łatwo mu było trafić jednak nie miało to sensu skoro nic tym nie zyskiwał. Smok był za mało doświadczony by w tej postaci zionąć ogniem to też co chwila zamachiwał się na zamaskowanego ogonem. Uzyskiwało to różny skutek. Za pierwszym razem niewiele brakowało, za drugim jedynie rozłupał kawałek kory drzewa. Po kilku próbach udało mu się złapać Czarnowłosego i rzucić nim o głaz. Był pewien, że coś mu tym złamał, jednak po niecałych dwóch minutach ten z powrotem stał na nogach. Jego niewidzialność nie działała chwilowo na Pawła gdyż wyczuwał on ledwie dostrzegalne ciepło, którego ten nie był w stanie wymazać. Szykowało się na wyjątkowo wyrównany pojedynek.


Tymczasem Amber prowadziła nie do końca jeszcze rozbudzoną Paulinę do obozu Strażników. Psotka i kula energi Amber przyświecały im jak latarki, czy pochodnie. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co widziała opuszczając polane. Na jej oczach jej kolega z klasy przemienił się w jaszczurko-podobną bestie. Dokładnie jak w śnie który miała jakiś tydzień temu. Przez ostatnio natłok wrażeń wiedziała jedno – nie dojdzie do siebie za szybko.
Nagle zza drzew wyłoniła para świecących się punkcików. Przed nimi stała kotka, która na oczach nastolatki zmieniła się Lunę.
„Czy tutaj już nikt nie jest tylko człowiekiem?”
Amber i Violette zostały sobie przedstawione i wyjaśniły sobie sytuację tzn. Paulina dowiedziała się, że Stryj jej szuka, natomiast Luna została powiadomiona, że przyszli, nieletni Strażnicy przybyli w te strony są jej znajomymi. Gdy czarownica odkryła z kim obecnie walczy Paweł pobladła.
- Oscar tu jest?
- Co? Oscar i ten sadysta to ta sama osoba?
- On wcale nie jest sadystą. On....- chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej brutalnie przerwano.
- Ależ oczywiście że jest. – usłyszeli spokojny wyluzowany głos dobiegający z gałęzi z której po chwili ktoś zeskoczył – Z tym że zanim mu odbiło był po naszej stronie – Alex uśmiechną się w typowy dla siebie sposób.
Paulina patrząc na niego, wyglądała jakby zobaczyła ducha. Chłopakowi niewiele do upiora brakowało. Wydawał się bledszy niż ostatnio a do tego miał mocno podkrążone oczy, których bliżej nie określony kolor miały z powrotem swoje zielonkawe zabarwienie. Przez to Paulina sama nie była już pewna czy to co wtedy zobaczyła nie było jakimś snem. Takim dobrym snem bo szczerze mówiąc w brązowych tęczówkach nawet jej się podobał. Do rzeczywistości sprowadził ją głos Amber.
- Ja cię znam. - powiedziała wskazując na chłopaka.
Czarodziej jednak zignorował elfkę i zwrócił spojrzenie na jej brata, który od jakiegoś czasu wszystkiemu się przysłuchiwał.
- W takim razie po jakiej wy stoicie stronie? - spytał nieufnie Sora.
- Powiem to tak.... -zaczął Alex jednak dokończyła za niego Violette.
- Tylko spróbujcie mu coś zrobić to macie ***** .
Paulina pierwszy raz była świadkiem jak czarownica się tak wyraża. Oczy Luny zmieniły swą barwę, a po chwili zmieniła się na jeżącego sierść kota.
- Sam bym tego lepiej nie ujął – z rękawa Alexa wyleciał jego niewielki miecz.
Wszyscy przygotowali się do walki. Sora przywołał trzy duchy wilków, a Amber napięła cięciwę łuku. Tego było za wiele. To wszystko naraz – nieprzespane noce, wszystkie nowości, Paweł smokiem, Oscar po stronie Luny i Alexa. Do tego wszyscy jej „przyjaciele” znaleźli się w tym samym miejscu i czasie i wyglądało na to że zaraz zaczną ze sobą walczyć. Nastolatce zakręciło się w głowie i poczuła wyraźne osłabienie. Świat zawirował jej przed oczami i zemdlała, co zwróciło uwagę wszystkich zebranych. Na szczęście ktoś złapał ją nim uderzyła o ziemie. 

W momencie w którym towarzystwo zaczęło szykować się do walki powoli zaczął padać deszcz. Już mieli się na siebie rzucić gdy Pulina, którą wcześniej zaatakował Oscar osłabła. Tym który złapał mdlejącą Paulinę był jej stryj.

- Mogę wiedzieć co się tu dzieje? - spylał mężczyzna zebranej młodzieży.
Wspólnie streścili mu sytuacje w mniej lub bardziej obiektywny sposób. Zanim skończyli rozpadało się już na dobre. Grzmienie słychać było już nieco wcześniej lecz nikt nie zwracał na to uwagę. Teraz zdawało się jakby
- Nasza nauczycielka będzie tu lada moment – poinformował Sora.
- On nie jest groźny.
- Jego czyny mówią co innego – Sora przeważnie był bez konfliktowy, jednak tym razem chodziło o jego przyjaciółkę Arise.
- On nie zrobiłby niczego złego. To przez klątwę. Ten przedmiot na jego palcu go kontroluje.
Violette uspokój się. Zajmę się tym. Ty i...Amber zgadza się? – elfka kiwnęła twierdząco – zabierzcie stąd Paulinę. Ja i chłopcy pójdziemy pomóc Ukrytemu smokowi, ale najpierw musicie wiedzieć, że atakowanie samego Oscara nic nie da. Trzeba go pozbawić pierścienia, który nosi na palcu prawej dłoni. Violette idź już – rozkazał widząc jak czarownica ociąga się i podsłuchuje.
- Skąd ten przeklęty przedmiot się wziął? - spytał Sora przy czym epitet „przeklęty”został użyty tu jako nazwa własna.
- To dłuższa historia. - tu mężczyzna spojrzał nieznacznie na Alexa.
- No co? Skąd miałem wiedzieć, że w tych ruinach jest jakiś nawiedzony Pierścionek przez, który zacznie świrować.
- Starszy czarodziej westchną.
- Jak już mówiłem to dłuższa historia w której sam Oscar niewiele zawinił. - wytłumaczył Shadow po czym gestem nakazał, by iść za nim.

Smoczy ryk niczym burzowy grzmot przerwał panującą wokół cisze. Był to znak, że chłopak nie zdołał dłużej utrzymać smoczej postaci. Mimo to nie poddał się. Podczas gdy wszyscy w najlepsze się ze sobą kłócili lub rozmawiali Paweł już w ludzkiej postacie starał się na ślepo unikać pocisków rywala. Wiele czynników mu w tym jednak utrudniało. Przez załamanie chmury lało jak z cebra. Wszędzie słychać było grzmoty, a czarnowłosy stał się nie tylko niewidzialny, ale również nie wykrywalny. Jednak Pół-smok odkrył jego słabą stronę. Mianowicie jeśli uderzyło się go odpowiednio mocno na kilka minut jego kamuflaż przestawał działać.

W tej chwili Paweł wyraźnie przegrywał. Deszcz padał stosunkowo od niedawna. Ubranie lepiło mu się do skóry, a włosy opadające na oczy skutecznie zawężały pole widzenia. Zastanawiał się czy jego przeciwnik przypadkiem już sobie nie poszedł, znudzony tą potyczką. W końcu to nie od był celem, tylko Paulina. Co jakiś czas Pół-smok rozglądał się uważnie. Martwiło go, że jest sam.
„Sora już dawno powinien tu być”- Stracił wiarę w wygraną. „Sam nie dam rady. O co ja walczę?” Pomyślał o tym przez chwile i skarcił się w myśli za wszelkie wątpliwości. - „Dla Arisy. Poza tym obiecał to jej siostrze, no i nie zamierzam tu umierać, ani uciekać.” - to wystarczające powody by komuś przyłożyć. - obietnica zemsty, honor, obowiązek i może trochę instynkt samozachowawczy.
Obudził się w nim wewnętrzny ogień, determinacja i wola walki. Wstał z kurzy w której wylądował i dysząc ciężko wytarł rękawem twarz. Deszcz już nie przeszkadzał. Oczy zwęziły się w szparki. Krople parowały od ciepła jakie wytwarzał. Wziął wdech i przyłożył dłoń do ust, a następnie zioną ogniem paląc wszystko wokół siebie. Pobił przy tym swój życiowy rekord gdyż płonień miał rozmiary przeciętnego samochodu. Udało mu się sięgnąć przeciwnika. Poznał to po płomieniu który zawisł w powietrzu i ruszał się niespokojnie.
Czarnowłosy na powrót stał się widoczny, a Paweł miał jeszcze jedne zionięcie w zanadrzu. Nie zamierzał go jeszcze wykorzystać. Wróciła mu pewność siebie i wróciła wola walki. Podbiegł do zamaskowanego i rozpoczęła się szybka wymiana ciosów. Buzująca w nim adrenalina ogłuszała strach i zmęczenie. Przez długi czas walka wydawała się być wyrównana do czasu aż zza maski błysnęły na złoto oczy. Starszak złapał Pawła za bluzę i odepchną jednocześnie kopiąc. Brunet został odrzucony, a Oscar płynnym ruchem wstał z rozpędu na równe nogi. Rozpoczęła się Pół-smok uderzony w żebra ponownie wylądował w kałuży. Czuł, że to jego limit. Świat wirował mu przed oczami. Już szykował się psychicznie do ostateczności - użycia ognia, choć nie był pewny czy da rade, gdy.... usłyszał głosy.
- To się nazywa smocza wytrwałość. Długo dawał radę.
- Szczerze myślałem, że zastaniemy już trupa. - odparł młodszy.
- Zajmij się nim. - rozkazał pierwszy.
Wtedy jak przez mgłę Paweł usłyszał, że ktoś do niego podchodzi. Gdy obraz wrócił do normy dostrzegł przed sobą jasnowłosego czarodzieja. Zwrócony do niego tyłem przypatrywał się do postaci na środku pola bitwy.
- Przykro mi Oscar, - zaczął a miecz wyskoczył mu z rękawa - ale to cię zaboli bardziej niż mnie.
Czarnowłosy wyciągną kunai. Rozległ się odgłos uderzania ostrza o ostrze. Chwile później do walki włączył się Sora. Smok nie miał jednak okazji im się przyglądać, gdyż po chwili podszedł do niego człowiek wyglądający identycznie jak młody czarodziej. Aż się wzdrygną na to odkrycie.
- Ilu was jest? - krzykną zdezorientowany.
Nieznajomy uśmiechną się.
- Potrafię stworzyć tylko jednego klona. - odpowiedział.
„No tak. Klon. Dlaczego na to nie wpadłem? Jeden z nich jest iluzją, dość namacalną i zbliżoną do oryginału, ale jednak iluzją.”
Alex zaczął oglądać jego rany.
-Auć...to musiało boleć. - skomentował.
- Jak się czujesz chłopcze? - spytał starszy czarodziej zdejmując kaptur i klękając obok.
- Dobrze. - po tym jak jego rozmówcy wymienili między sobą spojrzenia dodał. - nic mi nie będzie.
- Dwa złamane żebra. „Nic mi nie będzie” to trochę za optymistycznie powiedziane. - zauważył Alex po przyjrzeniu się obrażeniom.
- Potrafię się szybko regenerować. Jestem tylko trochę zmęczony.
„I piekielnie głodny” - dodał w myślach.
Młodszy czarodziej wyją z rękawa niewielką buteleczkę, odkręcił ją i bez pytania wlał mu całą jej zawartość go gardła. Paweł poczuł jak płyn rozgrzewa go od wewnątrz.
- Nie wiem, czy to zadziała. Smoki są praktycznie czaro-odporne, ale może Pół-smokowi to pomoże.
- Że też musi być tak ciemno.- myślał na głos Shadow - Nie mogę wykorzystać Zaklęcia Manipulowania Cieniem.
- Potrzeba panu światła? - upewnił się Paweł, po czym uśmiechną i wstał.
Chłopak woził wdech. Mógł zionąć jeszcze tylko jeden raz. Wiedział, że nie utrzyma tego za długo, ale miał już plan. Skierował płomienie w stronę drzew. Te natychmiast zajęły się ogniem jak gigantyczne pochodnie. W zasadzie ogień był za słaby by je od razu spalić, jednocześnie za mocny by deszcz dał rade go zgasić.
Nagle opętany na nowo stał się widoczny. Światło niebieskiego ognia skutecznie blokowało jego umiejętność maskowania się. Wtedy właśnie z cieniem Shadow dziać się zaczęły ciekawe rzeczy. Za pomocą różdżki wydłużył się on na tyle, że zdołał chwycić cień Oscara. Nie był to zwyczajny cień, albowiem skutecznie unieruchomił on na chwile czarnowłosego. To jednak było za mało. Do akcji wkroczył Sora i jego wilki oraz Alex. Szarpanina trwała dłuższy czas.
- Zdejmijcie mu pierścień. - rozkazał w pewnym momencie dziewczęcy głos.
Paweł uklękną przy reszcie i wykonał ten rozkaz. Pomimo Sora i jego wilków, zaklęcia Shadow oraz Alexa który z zaangażowaniem przytrzymywał ręce, złapany nadal się wiercił. Dopiero gdy Paweł wstał ciało zamaskowanego nagle zamarło w bezruchu. Połączenie zostało przerwane. Rozległ się zbiorowy odgłos ulgi. Wszyscy padli na ziemie. To była długa walka, która wszystkich wycieńczyła.
- Chyba zjawiłam się w samą porę. - odezwał się spokojny, powolny głos zza skały na środku polany.
Wszyscy zwrócili spojrzenia w tym kierunku.

Brak komentarzy: