wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 21: Nareszcie na miejscu


Powietrze było suche, duszne i chłodne. Ciężkie chmury zasłaniające niebo zwiastowały ulewny deszcz.. Cisza przed burzą była wręcz namacalna. Rośliny kołysały się nieznacznie na wietrze. Ich szelest był jedynym dźwiękiem wydawanym przez las. Po zwierzętach nie było śladu. Wyczuwszy napięcie pochowały się do swoich kryjówek.
Wiatr rozwiewał jej krótkie czerwone włosy, tak że niekiedy zasłaniały oczy. Teren stawał się bardzo górzysty. Zatrzymali się na jednym z wyższych wzniesień. Widać z niego było niemal całą okolice. To była jedna z nielicznych przerw na jakie sobie pozwolili.
Alex wpatrywał się w jakiś oddalony punkt na szczycie niewielkiego wzgórza na przeciwko. Spytany na co spogląda, odparł że właśnie tam zmierzają. Paulina nie miała pojęcia co miała zobaczyć we wskazanym miejscu. Było tam tylko kilka wysokich sosen. Czarodziej stwierdził, że trzeba po prostu wiedzieć czego szukać, a ona miała nadzieje że się jeszcze nie zgubili i nie będą musieli nocować w lesie.
Potwornie chciało jej się spać. Przypomniawszy sobie o zmianie czasu, doszła do wniosku że powinna być już północ, podczas gdy słońce niczym nie zrażone prowadziło swa podróż po niebie, co jakiś czas przebłyskując przez niewielkie luki w chmurach.
Nogi ją bolały. Nie była przyzwyczajona do tak długiego marszu, a czuła że ma przemierzone już ponad 12km. Jednak musieli ruszyć dalej. Po pięciu minutach od zejścia z pagórka, jej żołądek zaczną dawać sygnały. Chętnie by coś zjadła z tym że las w którym się znajdowali nie było za wiele jedzenia. Przynajmniej nie na widoku. Brakowało drzew i krzewów owocowych, rzek również nie słyszała.
Szło im się w ciszy puki nie doszedł ich dźwięk cudzych kroków. Zbliżały się aż.
Nagle postać rzuciła się na Alexa i przyparła do drzewa. Byli mniej więcej tego samego wzrostu.
- Luna ? Dawno się nie widzieliśmy. - Alex próbując się oswobodzić.
Kobieta od swojej wizyty w Tharond pozbyła się już ogona i uszu, ale nie tylko to się zmieniło w jej wyglądzie. Jej niemalże czarne włosy nabrały blasku, a źrenice wróciły do ludzkiej normy. Tęczówki znacząco jej pociemniały i stały się czekoladowo brązowe. Ubranie zmieniła na fioletową suknie odsłaniającą ramiona. Czerwonowłosa pierwszy raz widziała,  by ktoś w tym świecie miał makijaż. Usta pomalowane na czarno, oczy podkreślone kredką. Paznokcie pomalowane na ciemno-fioletowo. Wyglądała trochę strasznie.
- Co z Oscarem ?
- A co ja jestem jego niańka? Shadow się spytaj.
- Spytałam i dlatego się martwię. Spotkaliście go po drodze?
- Na szczęście nie. Jak widać żyjemy.
Użyta przez niego liczba mnoga od razu zwróciła jej uwagę. Spojrzała na dziewczynę. Uśmiechnęła się jednocześnie puszczając Alexa.
- Ty musisz być Paulina. Ja jestem Violette Veronique... z klanu Komety, ale możesz mi mówić Luna. - przedstawiła się dziewczynie wyciągając do niej rękę by się przywitać. - Twój stryj mówił mi o tobie. Choć za mną. - gestem ręki zatrzymała Alexa, który zamierzał iść z nimi. - Ty możesz tu zaczekać. Przez barierę i tak nie przejdziesz.
- Powiedz Shadow, że trzymam go za słowo. - odparł.
Dziewczyny ruszyły dalej pod górę. Chłopak oparty o drzewo patrzył przez jakiś czas za nimi. Wzniesienie nie było duże, choć miejscami stromę. Na jego szczycie stał duży dom. Prawdopodobnie właśnie to miał na myśli Alex mówiąc do kruka „spotkamy się w dworku”.
Jednak dla Pauliny było to po prostu nieco większy od kryjówki dzieci w Tharond. Z zewnątrz prezentował się o wiele od niej gorzej. Różnice wynikały głównie z tego, że został zbudowany przez ludzi nie elfy i z brunatnych nie białych kamieni. Nie kojarzył jej się z „dworem”, chyba że takim nawiedzonym. Miał dwa piętra. Nie dzielił się na skrzydła. Wyglądał na stary, zaniedbany i opuszczony ale w tym świecie jeszcze nie udało jej się zobaczyć niczego nowoczesnego więc i to mieściło się w normie. Zaczęło kropić. Dziewczyna poczuła się jak w czarno białym filmie. Mimo skojarzeń wywołanych widokiem upiornego budynku, nie bała się.
Luna weszła po schodkach i bez pukania weszła do środka. Czerwonowłosa poszła za nią. Wnętrze domu wyglądało jak po wojnie. Nie żeby panował tam bałagan, po prostu sprzęty wyglądały na bardzo stare. Całość oświetlały świece, ustawione po kątach, niewielki żyrandol i nie tylko. Na środku dużego pokoju, który robił za połączenie salonu, jadalni i kuchni, stał ciemny drewniany stół. Za nim pod ścianą znajdował się niewielki kamienny kominek wewnątrz, którego znajdował się średnich rozmiarów kociołek. Po obu stronach stały pułki w których trzymano talerze.
Po lewej miała drzwi wiodące prawdopodobnie do kuchni, po prawej daleko pod ściana stała stara jak świat kanapa. Luna przeszła przez pokój okrążając stół i otworzyła przed nią drzwi po lewej stronie kominka. Prowadziły do małego, ciasnego korytarza. Miejsca w nim znajdowało się tyle, by móc otworzyć jednocześnie dwa znajdujące się naprzeciw siebie drzwi. Na szczęście ustawione były tak by metodą slalomu można było przejść nawet w wypadku gdy wszystkie otwierają się naraz.
Luna poprowadziła ją w lewy bok, aż do samego końca gdzie po lewej stronie znajdowały się drewniane schody. Jedne prowadziły w dół, drugie w górę. Wybrały te po lewej i zaczęły schodzić coraz niżej. Stopnie mocno skrzypiały. Niektóre do tego stopnia, że Paulina przeskakiwała je w obawie, że się pod nią zawalą. Zanim je opuściły schody zakręciły w lewo dwa razy.
Znaleźli się w niewielkiej piwniczce. Do ścian przyczepione było mnóstwo półek na, których stały fiolki, słoiki i butelki wszystkich możliwych kształtów i rozmiarów. Pod sufitem wisiała chmura dymu. Na stoliku niczym w sali od chemii, roiło się od szklanych pojemników przeróżnych kształtów, wypełnionych różnobarwnymi cieczami i nie tylko.
- Mistrzu...- Luna lekko dygnęła.
- Ciesze się, że trafiłaś cała. - Shadow zwrócił się do czerwonowłosej.
„Taa...Cała poobijana”
Dziewczyna obejrzała się za siebie by odkryć, że osoba która ją tu przyprowadziła wróciła się już na górę.
- Cześć stryju.
„ i to by było tyle jeśli chodzi o przywitanie” - pomyślała Paulina
- Wszystko w porządku? - spytał mężczyzna gdy zobaczył jej minę.
- Nie nic nie jest w porządku. Gdy się spóźniłeś poszłam cie szukać – troszkę przeinaczyła fakty, ale nie zamierzała tłumaczyć mu o swojej intuicji, która wpakowała ją w to wszystko. - trafiłam na dwójkę sadystów. Jeden z nich mnie gonił. Wpadłam do rzeki...
- Wiem byłem tam. To ja go przez te trzy dni powstrzymywałem przed złapaniem cię.
- No właśnie dlaczego jestem ścigana? Myślałam że nikt tu o mnie nie wie.
- Mówiłem ci wcześniej, że wieści szybko się rozniosły.
- To nadal nie tłumaczy co oni ode mnie chcą.
- Musiałaś za dużo usłyszeć, lub zobaczyć gdy rozmawiali.
Z początku również tak myślała, ale obaliła tą tezę. To musiało być coś innego. Inaczej nie wahali by się potraktować ją tak jak Arise.
- Dlaczego mnie w takim razie nie zabili gdy mieli okazję? - po tym pytaniu nastała dłuższa cisza.
- Nie musisz się o to martwić. Tutaj jesteś bezpieczna. Musisz być zmęczona...
- Jeszcze jedno. - przerwała mu - Czy moi rodzice tu są. Tu w tym świece? Wiedzą, że tu jestem?
- Nie nie wiedzą. Nie jestem w stanie przekazać im tej informacji.
- Znaczy że są tutaj...Dlaczego tylko ja o niczym nie wiem?
- Uwierz mi mieli ważny powód by ci nie mówić.
- Nie dowiem się jaki...- jego milczenie wzięła za odpowiedź twierdzącą.
- Luna zaprowadzi cię do pokoju. - oznajmił gdy ciemnowłosa wróciła.
Dziewczyna przez moment chciała zapytać o Alexa, ale ugryzła się w język.
„Dlaczego miałby to mnie interesować?” - pomyślała sobie.
Wróciły do miejsca z którego przyszły. Do korytarza. W okno, po jej prawej, z impetem uderzały krople deszczu. Na zewnątrz rozpętała się prawdziwa ulewa. Dobrze że znajdowała się w środku, inaczej przemokła by do suchej nitki. Miała jednak świadomość, że nie wszyscy mieli to szczęście.
Psotka ani na chwile nie wychylała się ze swojej kryjówki. Trzymała się ucha czerwonowłosej nieznaczni ją tym łaskocząc. Co ciekawe istotka nie miała problemów z przedostaniem się przez barierę wokół domostwa, a stryj nie zdradzał swym zachowaniem by ją zauważył.
Zaczęły się wspinać na pierwsze piętro. Po drodze minęły niewielki półpiętro. Miejsca tam było niewiele więcej niż w korytarzu. Na ścianie wisiał portret, który wywoływał w niej niepokojące uczucie. Zupełnie jakby osoba na nim namalowana wodziła za nią oczami. Wytłumaczyła to sobie zmęczeniem i ruszyła dalej w górę. Korytarz na piętrze był równie ciasny co na parterze. Przeszły nim do końca.
- Tu – wskazała na drzwi przed nimi. - jest łazienka, natomiast to – wskazała drzwi po ich prawej – jest twój pokój. Możesz się teraz odświeżyć po podróży. Może być problem ze znalezieniem ubrań zastępczych, te trzeba przeprać.
- Mam coś na zmianę – pomyślała o sukience w plecaku, która powinna być jeszcze w nie najgorszym stanie.
- To dobrze. Wejdź pokaże ci co i jak.
Mimo niewielkich rozmiarów łazienki, przewodnik to konieczność. Luna pokazała jej w którym pojemniku znajduje się szampon, a co jest mydłem. Rzeczy niby zwyczajne i podstawowe jednak przy ilości wspomnianych pojemników łatwo się pomylić. Półek było niewiele mniej niż w piwnicy wuja.
Po wyjściu kobiety pierwsze co zrobiła to przypomniała sobie o wynalazku nie ocenionym wynalazku jaki jest papier toaletowy. Później ściągnęła ciuchy i oceniła szkody jakimi były zadrapania dokonane przez krzaczysko przez które się przedzierali niekiedy po drodze. Doszła do wniosku, że jest osoba za delikatną na takie podróże.
Podczas trzydziestu minutach mycia się i wsłuchiwaniu w deszcz, dziewczyna starała się zapomnieć o tym co ją gnębiło. Wcześniej jedynym zagrożeniem jakie wisiało nad jej rodzicami było, że zgubią się, lub bagaż na lotniku i wrócą nieco później. Tymczasem okazuje się że, biorąc pod uwagę tutejszą zabójczą faunę i florę, może im przytrafić się coś o wiele gorszego.
Snem się nie martwiła. Już dawno postanowiła nie przyjmować do wiadomości by mógł się dopełnić. Niepokoiło ją nieco elementy, które zgadzały się z rzeczywistością. Jak ruiny w których się znajdowali. Tak podobne do tych przez, które sama przeszła. Łuk na ścianie, który miała okazję podziwiać dwa razy na realu. Teleport. Sen miała jeszcze na w swoim domu, gdy nie wiedziała jak wygląda taka teleportacja, a jednak ta ściana wody niczym się nie różniła od tej przez którą sama przeszła. Nie podobała jej się to.
Wyszła z wanny i wysuszyła się. Z plecaka wyjęła zapasowe suche i czyste ubranie. Włożyła je i przeczesała palcami włosy. Wysuszenie ich nie zaliczało się do łatwych i wymagało sporo czasu i ręcznika. Po wszystkim poczuła się nieco lepiej. Skierowała się na dół by poszukać Luny. Po drodze zastanawiała się jak zmusić stryja do mówienia.
Mijając obraz na pół pietrze coś ją zaniepokoiło, chciała to sprawdzić, lecz usłyszała, że jest wołana. Luna stała w drzwiach naprzeciw schodów.
- Kolacja gotowa.
Dziewczyna zeszła ze schodów na parter, a potem przekroczyła próg pomieszczenia w którym zniknęła uczennica jej wujka. Była to kuchnia. Prowadziły do niej dwa drzwi. Te w których obecnie stała, oraz te które mijała przechodząc przez salon.
Paulina przez cały posiłek wpatrywała się w zalane woda okno. W życiu nikomu by się nie przyznała (nawet Psotce z którą łączyły ją przyjacielskie stosunki) o czym, czy bardziej o kim myślała. Nie zwracała uwagi na to co je, ale wiedziała, że jest to zjadliwe. W pewnym momencie do głowy przyszło jej pytanie które skierowała do Luny.
- Kim jest Oscar? - na dźwięk tego imienia dziewczynę oblał rumieniec i lekko plącząc wyrazy odpowiedział.
- Mieszkaliśmy razem....znaczy on też jest uczniem Shadow.
- Uczysz się u mojego stryja?
- Tak.
Po kolacji poszła spać. W pokoju było na tyle ciemno, że nie zwróciła uwagi na rozmieszczenie mebli. Po tym jak zlokalizowało po omacku łóżko padła na nie wykończona. Ledwie znalazła siły na ściągnięcie butów. Powieki kleiły jej się do siebie. Umysł odpłyną już dawno.
Zasnęła nie wiedząc, że w miejscu w którym się znajduje czai się coś mrocznego. O istnieniu czego nie wiedział nikt z domowników. Ulewa za oknem przybrała na sile.

Brak komentarzy: