czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 15: Mapa do podziemi

  

Plan się przyjął i zaczął być opracowywany.Trzeba zakraść się do biblioteki miejskiej. Przeszukać tamtejsze zbiory i znaleźć mapę. Następnie przemycić ją tak, by nie zostać złapanym i nie zdradzić naszej kryjówki. Kto się zgłasza?
Dla dzieci nie ma nic gorszego niż bezczynne ukrywaniu się w zabitym deskami pomieszczeniu. Dlatego też nie trudno było o ochotników, mimo że wycieczka ta niosło za sobą ryzyko. Do zadania zgłosiła się czwórka chłopców. Mieli mniej po dwanaście lat. Wśród nich był rudowłosy Tobi.
- Możemy pójść z wami?- spytał jeden siedmiolatek.
- Tak prosimy...- dodał drugi niewiele od niego młodszy.
Oboje nosili okulary i mieli bardzo ciemna skórę i czarne, krótkie kręcone włosy zupełnie jak rdzenni mieszkańcy Afryki Południowej. Wyglądali na rodzeństwo. Co więcej, jeden ze starszych śmiałków, Tafari również wyglądał na ich rodzinę. Paulinie wszyscy zostali przedstawieni. Większość imion zapomniała, ale chłopcy już od jakiegoś czasu rzucali się w tłumie, w oczy swym śmiałym zachowaniem. Starszy który odezwał się pierwszy to Bapoto, a młodszy Tendai.
- Nie ma mowy. Jesteście za mali - powiedział Haku.
- Ale... - upierał się dalej Bapoto podczas gdy jego młodszy brat dał już za wygraną
- Żadnych „ale”. To niebezpieczne. Co jak was złapią? Oni w tym stanie nie pamiętają kim jesteśmy. Niektórych już porwali. To nie jest zabawa.
- To nie w porządku. Tafari jest ode mnie tylko kilka lat starszy...
- Wiem, że jesteście odważni, ale nie możemy ryzykować. Nie chcemy by coś wam się stało.
Pięć lat to spora różnica jednak, gdy dziewczyna zdała sobie sprawę z powagi sytuacji zaczęła się martwić.

-Poradzicie sobie? - spytała Paulina Tobiego z powątpiewaniem
-To łatwizna – odparł Tobi z przesadną pewnością siebie. – Wystarczy znać kilka skrótów i przejść, a tak się składa, że mieszkamy tu od urodzenia i znamy miasto jak własną kieszeń. Ponadto potrafimy się skradać niezauważeni...
- Jak na ludzi - wtrącił Alex.
- Wystarczająco cicho w każdym razie. To nie pierwsza taka akcja zwykle to właśnie my zdobywamy jedzenie i inne potrzebnych do przeżycia rzeczy. To ja i chłopaki znaleźliśmy to miejsce i do tej pory nie musieliśmy się stąd uciekać - tu spojrzał na Paulinę, która od dłuższego czasu upierała się przy tym, że nie mogą tu siedzieć, bo prędzej, czy później zostaną odkryci - Tym razem też nam się uda.
- Dadzą sobie rade. – zapewnił Haku.






Po ich wymarszu Paulina nie nudziła się. Została sama z Psotką, bo jej towarzysz i jego zwierzak zniknęli, zaraz po rozmowie z Majką. Nie dosłyszała jaka była jej treść, ale czarodziej wydał się dość poruszony wieściami jakie wyciągną od nieletniej. Ominęła go praca. Wszyscy zajęci byli przesuwaniem mebli pod drzwi.
„Jak tak dalej pójdzie nie będzie miał jak wejść z powrotem, choć o ile się nie mylę może się zawsze teleportować.”
Kontrole naziemne w postaci rodziców – zombi były coraz bliższe zlokalizowania ich kryjówki. Przeszukiwali okolice, snując się po ulicach, drapiąc w sąsiednie drzwi i tłukąc okna.
Małolaty skupiły się, w najbardziej oddalonym od drzwi, koncie. Wszyscy prócz Pauliny i Haku trzęśli się ze strachu, a niektórzy płakali oczekując co się wydarzy. Ukrywający się nieletni odetchnęli z ulgą patrząc jak ostatnia kolumna żywych trupów odchodzi ominąwszy ich drzwi. Mimo to nie ważyli się rozmawiać głośniej niż szeptem.
- Szaman podziel ich zombi na dwie grupy. Gdy jedna pracowała zamknięta w podziemiach kościółka druga patrolowała miasto, lub pozostając pod barierą, przez którą oni również nie mogli przejść, zajmowali się sobą. Chociaż zachowywali się jakby nie mieli dusz ich ciała ciągle miały własne potrzeby które musiały być spełniane. Nikt nie wie jak wygląda ich praca w podziemiach, ale wychodzili stamtąd bardzo brudni.
- To nie jest wasza pierwsza kryjówka? – podchwyciła Paulina.
- Wcześniejsze bywały odkrywane. To było jeszcze na początku zanim się zebraliśmy w jedna grupę. Wszyscy ci którzy nie zdołali uciec zostali wyłapani. Na dodatek przez własnych rodziców i opiekunów. Nie wiemy gdzie ich trzymają, ale nawet jeślibyśmy wiedzieli i tak za wiele by nam to nie dało. Z jakiś przyczyn nie zostali przemienieni, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Starców również nie widać w ich szeregach. Mnie udało się w porę zorientować. Nie zachowywali się normalnie. Jakby nie byli sobą. Nie czuli bólu. Nic nie czuli. Nie pamiętali nic z poprzedniego życia. Nie pamiętali nas. Nic na nich nie działało i można było jedynie uciekać.
- To trochę straszne.
„Nawet więcej niż straszne. Zupełnie jak w horrorze, oddziałujący na wszystkie zmysły.
- Skąd pochodzisz? - zapytał w pewnym momencie chłopiec.
- Z takiego jednego miasta. Bardzo daleko stąd. - odparła siląc się na naturalny ton.
-Domyślam się. Po ciuchach. Tutaj zwykle nie zwracamy uwagi na wygląd. Każdy z nas jest inny, jednak ty bardzo się wyróżniasz.
„ Jak tak teraz o tym pomyśle to nie potrzebnie ubierałam z powrotem własne ubranie. Sukienka mniej rzucałaby się w oczy.”
- Mieszkasz w tym mieście od urodzenia?
- Tak. Nigdy nie odchodziłem od niego dalej niż na skraj lasu z którego do nas przyszłaś.
- Znaczy nie opuszczałeś nigdy okolic miasta?
Dla dziewczyny było to czymś nie do pomyślenia. Ona wykorzystywała każdą okazje by wyrwać się z nudnej dziury jaką było jej rodzinne miasto. Choć z pewnością nie myślała o aż takiej przygodzie jak wyprawa do zupełnie innego świata. Mimo że byli bardzo daleko od jej ojczyzny i znajdowali się w miejscu w którym krzyżowały się wszystkie znane jej kultury wszyscy mówili tym samym znanym jej językiem. Trudno jej było uwierzyć, by polski przyjął się jako język narodowy.
- Dlaczego tutaj zawędrowałaś?
Paulinę zatkało.







„Co mam powiedzieć? Uciekam przed sadystą z igłami? A może... Idę do stryja, by dowiedzieć się czy moi rodzice tu są, czy jestem jedyną osobą z rodziny, która nie zna prawdy o tym, że istnieje kilka Światów?”
Nie mogła powiedzieć prawdy i przez to poczuła się nieco samotna. W końcu nawet Psotka nie wiedziała o tej tajemnicy.
„To nie w porządku” - pomyślała.
Spojrzała w oczy chłopaka, który z zaciekawieniem wyczekiwał odpowiedzi.
- No więc... - zaczęła, po czym postanowiła że nie będzie kłamać. - Sprawy rodzinne. Zamierzałam kogoś odwiedzić, ale zboczyłam z drogi i przez pewną osobę znalazłam się tu.
„Ciągle nie przyjmuje do wiadomości, że lunatykuje. Za nie lunatykuje. Nigdy nie lunatykowałam.”
- Nawet gdy nie było bariery bardzo mało ludzi pojawiało się w naszym mieście. Jeśli już przyciągało wyłącznie dziwaków. Głównie byli to zagubieni, ledwie żywi podróżni. Brudni i obszarpani bredzący o niestworzonych rzeczach. Ten ostatni był wyjątkiem i już to, jak przeszedł przez las bez najmniejszego zadrapania, powinno było dać nam do myślenia. No niestety, ale dobrze jest spotkać kogoś takiego jak ty. - uśmiechną się do niej.
Przez pewien czas wpatrywali się w okna w oczekiwaniu na coś co nie nadeszło. Wszyscy ciągle siedzieli w kontach nie ważąc się choćby drgnąć.
- Czy Majka jest twoją rodzoną siostrą? - Było to trochę wścibskie wypytywać o takie rzeczy, ale chciała w jakiś sposób przełamać panującą ciszę i jednocześnie dowiedzieć się czegoś o chłopaku. To pierwsze co jej przyszło na myśl.
- Nie wygląda prawda. Cóż czasem pokrewieństwo nie jest aż tak widoczne, ale z tego co zauważyłem dziedziczy się nie tylko wygląd, ale i niektóre cechy zachowania.
- Ja po ojcu mam brak orientacji w terenie. - Zaśmiała się.

Po chwili nie wierzyła, że to powiedziała na głos. Opowiadanie innym o własnych słabościach i wadach nie należało do jej nawyków, wręcz przeciwnie. Jednak z Haku rozmawiało jej się wyjątkowo łatwo i swobodnie.
Usłyszeli, że ktoś szarpie drzwi od zewnątrz. Klamka unosiła się i opadała podczas gdy wszyscy w pokoju zaczęli wpadać w panikę. Meble barykadujące wejście drgały niespokojnie. Nagle wszystko ucichło i usłyszeli skrobanie przy oknie. Deska po desce zostawała odrywana wpuszczając oślepiające światło słoneczne. Przez dość sporą szparę w nieoszklonym oknie weszła postać. Włamywaczem okazał się nie kto inny jak Alex.
„Tak coś myślałam, że kogoś brakuje. Nie widziałam go odkąd wymyśliliśmy plan działania. Ciekawe gdzie się włóczył.”
- Gdzie byłeś? - spytał Haku z ciekawości.
- Trochę pozwiedzać. - uśmiechną się przebiegle, zupełnie jakby podczas tego „zwiedzania” znalazł coś interesującego- Przy okazji upewniłem się, że da się przejść pod barierą. Runy wyryte są w skale umieszczonej na pewnej głębokości, ale w o pewnym momencie się kończy. Niczym kamienna obręcz.
- Dlaczego wszedłeś przez okno?
- Masz na myśli dlaczego się nie teleportowałem? Użycie zaklęcia mogłoby zdradzić naszą pozycję. Nie wiemy jak bardzo utalentowany jest nasz szaman i jak dużo majstrował przy barierze.
- Wtedy gdy spadaliśmy... a raczej ty mnie zrzuciłeś, wtedy również wydarzyło się coś nienormalnego.
- Aa... to masz ma myśli. Cóż to nie do końca było zaklęcie. W każdym bądź razie jeśli nie zauważył Tego po tym jak przeszedłem przez barierę to znaczy, że już go nie wykryje.
To zdanie powiedziało jej tyle co nic. Koniec końców nie wyjaśnił czy jest owe „To” i jak działa. Gdy harmider został opanowany, dało się usłyszeć rytmiczne pukanie w drzwi. Był to sygnał że poszukiwacze mapy wrócili. Misja osiągnęła sukces, ale nie bez ofiar. Tobi trzymał w dłoni bardzo długi zwitek lekko pożółkłego pergaminu, podczas gdy dwóch innych trzymało Bladego ze strachu i lekko krwawiącego kolegę. Rana nie była wielka, znajdowała się na nodze i wyglądało na zadrapanie. Wszyscy się tym przejęli, prócz Czarodzieja. Zwłaszcza, gdy odkryli, że zadał je jeden z dorosłych...
Zostanie zadrapanym przez zombi było dla nich równoznaczne z zostaniem zarażonym. Bo jakże inaczej „choroba” miała zostać rozprzestrzeniona?
- Tak szczerze. Skąd wy bierzecie takie głupoty?- zakpił czarodziej - Czymś takim nie można się „zarazić” a już na pewno nie tak. Musielibyście mieć bezpośredni kontakt z krwią, a nawet wtedy musielibyście się bardzo postarać by dało to choć najmniejszy efekt. To co innego niż zaraza.
- Zarażeni tak samo nie mają duszy. - zauważył Tobi
- Może, ale oni nie są zarażeni i mają dusze. Tylko że uwięzione.
-Znaczy się oni żyją? - spytał Tendai.
„Więc to miał na myśli mówiąc - To żywi ludzie tacy jak my” - pomyślała dziewczyna, która mimo wszystko nie odnajdywała się w zaistniałej sytuacji. - "To wszystko jest jak z jakiegoś kiepskiego Science Fiction."
- Jak to działa. - To pytanie zaskoczyło czarodzieje. Do tej pory nie zdarzało się, by nie magiczny interesował się wiedzą tajemną.
- Szamani to tacy prymitywni czarodzieje. W przeciwieństwie do innych magów, polegają nie na swojej mocy, a jedynie wiedzy o zielarstwie i działaniu zaklętych przedmiotów. Potrafią sporządzać mikstury, które wprowadzają w stan podobny do śmierci. Może to zmylić nawet doświadczonych medyków. Otruta w ten sposób osoba jest mylona z trupem i zakopywana. Potem gdy nikt nie patrzy szaman wykopuje „zwłoki” i „ożywia” je podając narkotyk pozwalający im się poruszać. Jednak ich umysły są na tyle otępiony, że nie koga jasno i przytomnie myśleć*. Takie osoby łatwo się kontrolują.
- To znaczy że można wszystkich do wrócić do normy?
- Tak...- Alex chciał jeszcze coś powiedzieć, jednak mu przewał
- Znaczy mama i wujek będą znów ludzcy? - Bapoto
- A tatę i babcie? - dopytywał się najmłodszy Tendai.
- Tak ale....- próbował wyjaśnić jasnowłosy.
- Taty nie. - wtrącił Bapoto.
"Wybredne dziecko. Chyba jeszcze za mało czasu spędził jako śrota"
Weście chłopak nie wytrzymał i zasłonił Bapoto usta by tej przestał przerywać
Trzeba by zmusić Szamana – kontynuował - by przestał podawać im narkotyk i mieć nadzieje, że nie byli zakopani przez długi czas gdyż w przeciwnym razie ich mózgi mogły stać się na tyle niedotlenione, że mogą cierpieć na nieodwracalne skutki uboczne. Jednak puki ma zakładników załatwienie go jest trudne.
- Jakich zakładników?
- Nie licząc samych zombi, nie wydaje mi się by ten żłobek/sierociniec mieścił wszystkich przedstawicieli miasta poniżej 12roku życia.
- Zgadza się większość dzieci zostało porwane i jest przetrzymywane gdzieś w mieście. - potwierdził Haku
„Robi się coraz poważniej. Mieszanie się w tą sprawę jest nieodpowiedzialne. Tylko niepotrzebnie się narażam. "
Haku rozłożył mapę na ich jedynym stole. Po krótkiej dyskusji na temat tego gdzie jest jej góra, zaczęli z pamięci nanosić na nią orientacyjne elementy. Znalezienie czegokolwiek trochę trwało.
-Tu jest budynek szkoły – poinformował Haku wskazując schematyczny rysunek schodów pośrodku pergaminu.
Dzięki legendzie umieszczonej na dolnym prawym rogu wiedzieli, że tak oznaczone się przejścia do podziemi. Umieszczenie jednego z nich w szkole, lub może bardziej szkoły blisko przejścia było mądrym posunięciem umożliwiającym w przyszłości przeprowadzenie sprawnej ewakuacji. Jednak fakt że wszyscy zebrani pierwszy raz o tym słyszeli wskazywało na to, że wiedza ta nie była ani powszechnie znana ani przekazywana z pokolenia na pokolenie. Innymi słowy przejście te zostało dawno zapomniane i nie wykorzystane.
- Nie podoba mi się to. To że ten przybłęda twierdzi że przejście jest nie znaczy, że można mu ufać. Już mieliśmy problemy przez obcych - szepną Tobi do Haku. Jednak zrobił to nieco za głośno w rezultacie niemal wszyscy go usłyszeli.
po pierwsze nie mówię że jest, tylko że powinna być droga. Po drugie nie interesuje mnie, czy mi ufacie czy nie, to wasza sprawa. My nie musimy tu siedzieć.
- To prawda? - spytał Haku Paulinę.
Przez całą ich rozmowę ten zajmował się raną kolegi, jednak mimo to uważnie słuchał ich rozmowy. Wiadomość ta wyraźnie go zasmuciła. Rudowłosa obrzuciła czarodzieja spojrzeniem, którego on nie zauważył ponieważ kontynuował dyskusje z Tobim.
- Już wcześniej wam mówiłem, że działa to jedynie na osoby tu urodzone, stąd pochodzące. My nie mamy z tym miejscem nic wspólnego więc możemy je opuścić w każdej chwili. Magia Tharond na nas nie działa.
- Wyjaśnij jedno. Skąd to cholerstwo się wzięło? - wypalił rudzielec.
- Tobi – skarcił go starszak za przekleństwo.
„W tym wieku już używać takiego słownictwa...To pokazuje jego poziom kultury słowa.”- pomyślała Paulina.
- Najwyraźniej daliście naszemu „niedoszłemu nekromancie” za dużo swobody. Musiał odkryć jak działa i odwrócić jej efekt.
- Miał na to sporo czasu. Bawił tu niemal rok, zanim uderzył swoją armią. On i ta cała magia.
- Jak ci się nie podoba magia, nie trzeba było się tu osiedlać. - powiedział Alex - Poza tym to nie wina magów tylko elfów które to zbudowały i wasza bo nie chciało wam się uczyć o przeznaczeniu miejsca w którym mieszkacie.
Paulinę zaczęły denerwować te kłótnie, które choć na razie nie przekraczały pewnego progu decybeli, sprawiały że bolały ją uszy.
- Może przejdźmy do tego co teraz robić.
- Cóż skoro nic was nie trzyma to przy najbliższej okazji możecie już iść. - Odparł Tobi.

Brak komentarzy: