wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 28: Pacjent znikł

Wracając koło szóstej w nocy. Wspięła się po kilku stopniach i złapała klamkę. Drzwi prowadzące do salonu odtworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Przekroczyła próg i ostrożnie rozejrzała się dokoła. W pomieszczeniu panowały egipskie ciemności.
Paulina ostrożnie przymknęła drzwi i przeszła kilka kroków.
W połowi drogi zatrzymało ją ziewanie dobiegające z kanapy w kącie. Wszystko wskazywało na to, że stryj postanowił nocować poza swoim pokojem, choć równie dobrze mógł to być jego pies, który (jak się dowiedziała od Luny) wabił się Szczęściarz.
Wzięła wdech i powoli wznowiła skradanie się do wejścia na korytarz. Jednak mimo jej usilnych starań i chodzenia na palcach wiekowa podłoga skrzypiał niemiłosiernie.
Światło świecy rozświetliło wnętrze salono-jadalni przez co w jednej chwili cała jej nadzieja o niezauważonym przemknięciu się prysła jak bańka mydlana
- Co ty robiłaś o tej porze na dworze? - zaczął Shadow podnosząc się z kanapy.
- Poszłam się trochę przejść,. Nie mogła spać. Jestem przyzwyczajona wstawać wcześnie.
Kłamanie wychodziło jej nie najgorzej puki nie patrzyła danej osobie w oczy. Z wujem nie miała tego problemu. Przy okazji przekonała się, że on również stosuje taktykę unikania kontaktu wzrokowego. Jakby miał co do ukrycia. Mimo to przez chwile bała się, że zacznie coś podejrzewać.
Uwierzył i jedynie zrobił wykład o tym by uważała i nie oddalała się, szczególnie w nocy, a najlepiej by w ogóle nie wychodziła. Normalnie dziewczyna by się zbulwersowała takim nakazem i zrobiła awanturę że traktowana jest jak dziecko, jednak zmęczenie wzięło górę i zrobiła jedynie urażona minę po czym odwróciwszy się na pięcie pomaszerowała do pokoju.

Fox wpadł do środka chatki i skierował się do miejsca w którym miał leżeć ranny. Otwierając drzwi wywołał przeciąg. Zimny wiatr rozwiał zasłony. Łóżko stało puste. Na pościeli leżały zakrwawione bandaże. Chłopaka wyraźnie zaskoczyło jak szybko jego pacjent wrócił do zdrowia po tak ciężkiej ranie.

„Zwykle jego mana ładowała się dłużej.”
Za nim zmaterializował się się człowiek wyglądający na nie więcej niż trzydzieści lat. Uważnie obejrzał pomieszczenie i zatrzymał spojrzenie na łóżku.
- Więc gdzie on jest? - ściszonym niskim głosem.
- Wybacz mi mistrzu. On uciekł. - wytłumaczył Fox przybyłemu przybierając skruszoną pozę.
Mężczyzna tylko westchną. Po dłuższej chwili odezwał się.
-Najwyraźniej to spotkanie nie jest nam jeszcze pisane. Za wcześnie na to. Jednak muszę przyznać, że trochę się rozczarowałem.
-Znajdę go...
-Nie ma takiej potrzeby. Sam przyjdzie. - tajemniczy człowiek uśmiechną się. - Mam dla ciebie zadanie.


Shadow ze świecą w ręku schodził do swojej pracowni umiejscowionej w piwnicy. Znalazłszy się na samum dole podszedł do jednaj z licznych w pomieszczeniu szafek. Z jej wnętrza wyją poduszkę na której spoczywała kryształowa kula. Postawił przedmiot na stole. Po pewnym czasie przeźroczyste szkło zaczęło mętnieć. W pewnym momencie z białej mgły we wnętrzu kuli pojawiła się twarz. Jasna, piegowata i nieco chuda, otoczona kręconymi rudymi włosami.

-Saro to ja.
-Witaj Shadow. Miło mi cię słyszeć.
- Nic nie wskazuje na to by jej moc zaczeła się rozbudzać, mimo to uważam że powinnaś do nas przyjechać.
-Dobrze. Tak się składa że jestem niedaleko. To kwestia godzin.
-Jeszcze coś. Czy widziałaś coś o czym powinienem wiedzieć?
-Nie mogę ci zdradzić szczegółów, ale niedługo coś się zacznie. Widziałam chaos i pewną osobę która ma moc, by go zatrzymać.
-Pojawi się Wybraniec?
-Na to wygląda.
-Miałem nadzieje, że dane jest nam więcej czasu.
-Nie nam decydować o losach świata.
-Racja. Pośpiesz się.
-Dobrze. Do usłyszenia.


Paulina odrzuciła możliwość opowiedzenia o wszystkim stryjkowi. Po pierwsze - jak by wyjaśniła, że znalazła się w środku miasta nocą. Po drugie - wydałoby się, że go okłamała. Po trzecie - chłopak mógłby przez to mieć kłopoty, a te co miał w tej chwili chyba już wystarczały. Po czwarte - nie ufała wujkowi od kiedy znalazła w jego pokoju maskę. Na razie sama nie wiedziała komu ufać.

Pierwszą godzinę spędziła siedząc na skraju łózka. Zmęczona i śpiąca, wzrok miała nieobecny. Zaczynało do niej docierać co się stało. Na jej oczach prawie umarł człowiek. Ciągle miała przed oczami obraz czarnej jak smoła krwi na jego bladej skórze. Gdy przez dłuższy czas nie potrafiła namierzyć jego pulsu, naprawdę się bała. Co więcej, jeszcze się trzęsła. Objęła się ramionami próbując się ogrzać. Mimo ognia w kominku czuła przenikliwy chłód. Odchyliła się do tyłu i padła na poduszki. Wpatrzyła się w sufit. W jej głowie kłębiły się pytania.
„Czy zrobiłam wszystko co mogłam? Dlaczego znalazłam się w środku miasta? Co mnie tam zaciągnęło?..."
Nagle zdała sobie sprawę, że powieki same jej się zamykają. Jednak nie mogła sobie pozwolić zasnąć. Głównym powodem była niechęć przed lunatykowaniem. Nie wiedziała skąd to się bierze ale wolała tego unikać.
Starając jakoś oderwać myśli od przeżytego horroru zabrała się za sprzątanie. Z początku nawet trochę pomagało, ale nie na długo gdyż w 3 godziny owinęła się z: usuwaniem kurzu że wszystkich kątów, sortowaniem ubrań matki według koloru, rozmiaru i stopnia użytkowość oraz pokładaniem wszystkich innych przedmiotów z perfekcyjną dbałości o szczegóły.
Nagle usłyszała stukanie do drzwi. Luna poinformowała ją, że śniadanie jest już gotowe. Denerwowała się. Dodatkowo dobijała ja myśl, że była w tym odosobniona. Nikt w domu nie przejął się nieobecnością Alexa. Luna twierdziła, że to u niego norma, takie znikanie bez słowa, nawet na na kilka dni. Rzecz jasna nie powiedziała nikomu co się stało. Tylko ona i Psotka wiedziały, że został ranny.
Postanowiła tym razem dokładnie przepytać Lunę o całe zdarzenie. Dowiedziała się jednak niewiele. Lunie nagle naszło opowiadanie o tym jaki, jest czy był Oscar. Paulina nie wyłapała co się z nim stało, ale wyszło na jaw że jest od adoptowanym synem jej stryja i jednocześnie jego uczniem, co wiedziała już wcześniej.
Cały dzień szwendała się bez celu, lub pomagała Lunie w pracach domowych. Cały czas walcząc z sennością, co pod koniec dnia nie uszło uwadze czarownicy, która kazała jej iść wcześniej do łóżka.
Leżąc w ubraniu na łóżku rodziców, odganiała sen zmuszając się do rozmowy z Psotką. Zadaniem wróżki było zmobilizowanie jej umysłu do myślenia. Gadały o wszystkim i o niczym: pogodzie, ilości pokoi, ulubionych kolorach, nawet myszach które podobno mieszkały gdzieś na 3 piętrze. Nagle rozmowa zeszła na mieszkańców Dworu.
- Dlaczego nie zakumulujesz się z Luną? Ciągle tylko ją wypytujesz i przesłuchujesz jak jakiegoś szpiega. Nie wydaje się być złą osobą co więcej ona chyba nawet nie wie co tu tak naprawdę się dzieje.
-Znam takie osoby jak ona. Poza tym nie potrzebuje żadnych kumpelek czy przyjaciółek. Ufam tylko sobie.
-A ja?
-Dlaczego nie powiedziałaś że jesteś czyimś daimonem?
- Nie pytałaś.
- Więc teraz pytam. Czyim daimonem jesteś? Ja nie jestem czarownicą więc kto jest twoim właścicielem?
- Nie mogę powiedzieć.
Dziewczyna tylko westchnęła i przewróciła się na brzuch. Nadal nie uważałam Psotki za zagrożenie i nie obchodziło ją za bardzo kto ją nasłał. Jej myśli powędrowały do ostatniego z mieszkańców dworu, który jeszcze niedawno znajdował się w stanie krytycznym. Umysł nasuwał jej obrazy wspomnienia, wyraźne i ostre jak zdjęcia zrobione cyfrówką. Do tej pory myślała, że oczy Alexa mają bardziej zielonkawy odcień, lecz ostatnim razem wyglądały na brązowe. Gdy tak o tym rozmyślała jej powieki powoli zaczęły opadać i zasnęła.




Brak komentarzy: