Zza okna dochodziły ją trele miejscowej skrzydlatej fauny. Chłodne powietrze wpadało do pokoju, lekko rozwiewając zasłonki. Niebo na wschodzie przybrało lekko pomarańczowo – różowy kolor. Przez ten niesamowity widok żałowała, że jej okno wychodzi na południe a nie na wschód. Miałaby lepszy widok. Paulina wstała jako pierwsza. Cały dom pogrążony był jeszcze we śnie. Nudziło jej się.
Według nakręcanego zegara dochodziła już siódma. Jak na jej standardy spała dość długo, biorąc pod uwagę, że zasnęła zaraz po kolacji. Zastanawiała się co ze sobą zrobić.
Już wcześniej przypomniało jej się, że jej buty zostały w nawiedzonej części domu. Nie miała innych, a znalezienie czegoś na zmianę graniczyło z cudem biorąc pod uwagę, że wszyscy domownicy są od niej starsi i co za tym idzie mieli inne niż ona rozmiary.
Pomyślała, że lepiej byłoby poczekać na Psotkę. Z nią będzie jej raźniej, no i może posłużyć za latarkę. Ta ciągle jeszcze spała w najlepsze, dlatego też nie pozostawało nic tylko czekać.
W międzyczasie ubrała się. Spała w sukience, więc jedyne co musiała na siebie włożyć prócz adidasów, to sweter który podkradła z szafy matki, gdyż w pomieszczeniu zrobiło się zimno. Z początku jej wyobraźnia podsunęła jej, że tak dzieje się przez duchy. Przypomniała sobie jednak zapewnienia wuja, któremu ufała jak każdemu członkowi rodziny. Zrzuciła winę na brak ogrzewania.
Wyjęła z plecaka niebieski wisiorek. Mimo licznych przygód anie na chwile jej się nie zawieruszył, choć czasami musiała go nosić pod bluzą dla pewności. Srebrna rama malowniczo odbijała światło, a niebieskie oczko za każdym razem zdumiewało ją swoją oryginalnością. Jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego. Czasem zastanawiała się, czy by samemu nie zacząć szukać bliźniaczego teleportera, by je połączyć i wrócić do domu. Pawłowi z pewnością nie będzie się śpieszyć, a ona zachodziła w głowę dlaczego w jej przypadku jest inaczej.
Dlaczego ten świat powodował w niej taką niechęć, że chciała się jak najszybciej wrócić? Przecież gdzieś tutaj byli jej rodzice. Do czego miała by bez nich wracać? Do pustego mieszkania w którym zawsze spędzała nudne wakacje? Do osób które tylko udawały jej przyjaciół, lub jak Tatiana trzymały się z nią, bo nikt inny z nimi nie chciał gadać?
Stała przed otwarty na oścież oknem, wyglądając w stronę wschodu. W pokoju znajdowały się dwie pufy. Jedna przy nogach jej łóżka druga na środku pokoju. Mimo to gdy jej się do znudziło stanie wolała usiąść po prawej stronie łóżka. Uważała przy tym by nie zbudzić Psotki.
Westchnęła. Nie znosiła się tak nad sobą użalać, a tym bardziej nudzić siedząc w pokoju. Potrzebowała jakiejś akcji. Takiej która by jej nie zabiła i pozostawiła po sobie blizny.
Podnosząc głowę zobaczyła, że na ścianie przed nią wisi obraz. Przestawał on widok który niedawno miała okazję podziwiać. Z tym że przedstawiony na nim wschód wyglądał nieco inaczej. Dół płótna był na tyle ciemny że nie dało się jednoznacznie stwierdzić, czy jest to ziemia czy morze, jednak linia horyzontu była prosta, więc z pewnością nie był to las, ani góry. Promienie słońca miały kształt postrzępionych piór, a niektóre nawet przypominały głowę i dziób. Pomysł porównania słońca ze zwierzęciem wydał jej się dziwny, ale sztuka nie była czymś co by ją interesowało.
Z poduszki dobiegło ją cichutkie ziewnięcie. Wróżka przeciągnęła się, a na twarzy Pauliny pojawił się uśmiech.
„Operację czas zacząć.”
Wyjaśniła pokrótce swój problem. Tak jak się spodziewała wróżka zgodziła się jej towarzyszyć. Obie otworzyły drzwi i wyszły na korytarz. Następnie przeszły na sam jego koniec.
„Nie będzie mnie jakaś zjawa terroryzować.” - postanowiła.
Długo zwlekała przed wejściem do ciemnego jeszcze pomieszczenia. Okna były pozasłaniane. Świeczniki zgaszone. Mimo to wiedziała dokładnie gdzie zostawiła buty i jeśli nikt...czy mnożę bardziej nic, ich nie przestawiło powinny znajdować się pod lewą stroną łózka.
Wspomniany mebel stał pod ścianą po prawej stronie. Chodziła na palcach najciszej jak mogła. Podłoga pod jej stopami skrzypiała nieprzyjemnie. Wcześniej tego nie zauważyła, ale gdy się zastanowiła doszła do wniosku, że belkowane podłoże zawsze, nawet na korytarzu wydawało dźwięki. Jednak dopiero teraz były tak bardzo słyszalne. Jak na złość akurat wtedy gdy nie chciała zdradzać swojej pozycji.
Minęła roztrzaskane krzesło. Dreszcz przeszedł jej na plecach. Przecież to równie dobrze mogło się zamienić w szczątki na jej głowie. Miała farta, że trafiła na ducha który nie zrobił... lub nie zdążył zrobić jej krzywdy.
Rozglądają się nerwowo zrozumiała dlaczego duch wybrał sobie akurat to pomieszczenie. Wnętrze było urządzone, niczym specjalnie dla dziewczyny. Jasne, kremowe ściany, miękki dywan na środku pokoju odgradzający zimną podłogę od jej bosych stup. Często na meblach z jasnego drewna pojawiały się kwiatowe motywy. Niemal dostała zawału gdy zobaczyła swoje odbicie przechodząc obok lustra. Nie zauważyła go wcześniej.
W końcu dotarła do celu. Usłyszała skrzypienie podłogi w miejscu gdzie nikt (a przynajmniej tak jej się wydawało) nie stał. Zabrawszy obuwie spod łóżka, nie oglądają się za siebie wybiegła przez otwarte na oścież drzwi, które następnie zatrzasnęła. Przebiegła przez korytarz, chcąc jak najszybciej znaleźć się z powrotem w bezpiecznym miejscu. Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi odetchnęła z ulgi.
„Mało brakowało.” - serce tłukło jej się po klatce piersiowej z taką mocą jakby miało zaraz wylecieć.
Nie podobało jej się, że jakiejś zjawie udało się tak łatwo ją wystraszyć. Jeszcze nie tak dawno sama śmiałaby się z podobnej reakcji, jakiejś postaci z filmu lub koleżanki z klasy. Teraz nie było jej do śmiechu.
Osunęła się na ziemię. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Ściany i podłoga wyglądały jak powinny, lecz pomieszczenie było mniejsze i inaczej umeblowane niż te w którym zamierzała się znaleźć. Przed nią w koncie pod ścianą znajdowało się jednoosobowe łóżko, obok niego niewielka komoda. Na środku najdłuższej ściany znajdowało się niewielkie okienko szczelnie zasłonięte grubą, zieloną zasłonką. Tak jak wszędzie o tej porze, panowały ciemności.
Spójrz coś jest pod nią jest narysowane.
Psota miała słuszność. Spod mebla wystawał część namalowanego na podłodze koła. Schyliła się by się temu przyjrzeć, lecz było na to za ciemno. Podeszła do małego okienka i rozsunęła zasłony wpuszczając nieco słońca. Dawało to jednak mniej światła niż powinno. Oświeciło ją, że pomyliła strony korytarza i zamiast do siebie trafiła do pokoju naprzeciwko. Znaczy, że te okno wychodziło na północ i dlatego było w nim ciemniej.
Dopiero teraz zauważyła półkę po swojej prawej. Wypełnioną po brzegi lekko poniszczonymi książkami, w większości w twardej okładce. Podchodząc do niej okazało się, że tak jak wszystkie inne meble jest zakurzona. Były również pełne pajęczyn przez co Psotka nerwowo zaczęła się rozglądać za źródłem swojej fobii.
Dziewczyna sięgnęła po pierwszą lepszą książkę. Dmuchnęła wzbijając tumany kurzu. Psotka kichnęła, gdy jego część podrażnił jej drogi oddechowe. Paulina przyjrzała się przedmiotowi pod każdym kątem, próbując zgadnąć co jest w niej zapisane. Przekartkowawszy strony doszła do niesamowitego odkrycia. Mianowicie Książka nie była zapisana ręcznie jak początkowo zakładała. Okazało się więc że w świecie tym nie obcy jest druk. Jednak należało to do jedynych informacji jakich mogła jej dostarczyć gdyż jakby znaków nie odwrócić, nie przypominały znanych jej liter czy cyfr.
Zaskoczyło ją skrzypienie podłogi za sobą. Nie usłyszała by ktoś otworzył drzwi, które ona zamknęła po wbiegnięciu tutaj.
- Kogo my tu mamy ? - spytał znajomy jej głos.
Powoli odwróciła się by sprawdzić kto to...Niewiele brakowało a uderzyłaby głową o półkę za sobą. Momentalnie poznała sylwetkę czającą się w cieniu którego światło zza okna nie było w stanie oświetlić.
Powoli postać wyszła z cienia i weszła w smugę światła zza okna. Na środku pokoju tuż przed nią stał Alex. Z łobuzerskim uśmiechem na twarzy i rękami skrzyżowanymi na piersi czekał na jej reakcję.
- Co ty tu robisz ? - siliła się na obojętny ton, ale trudno jej były ukryć, że zżera ją ciekawość.
- Mógłbym zapytać o to samo. - po dłuższej chwili ciszy w której mierzyli się na oczy, zwrócił się do zwierzęcia na swoim ramieniu - No zobacz Meg. Ledwie się wprowadziliśmy a już mamy gości.
Na usta cisnęło jej się „Jak to się wprowadziłeś?”, ale zamiast tego spytała:
- Czy Shadow wie o twojej obecności tutaj? - Była pewna, że nie gdyż widać było, że się nie lubili delikatnie mówiąc. Jakoś ich sobie nie wyobrażała pod jednym dachem.
- Można powiedzieć, że to dzięki tobie udało mi się uzyskać amnestie i pokój gratis.
Dziewczyna nic na to nie odpowiedział tylko przybrała pytający wyraz twarzy.
- Do tej pory mieszkałem na wyspie. Pewnego razu spotkałem Shadow, który akurat miał problem i nie mógł się rozdwoić. Doszedł do wniosku, że ja nie dam sobie rady
- Dlaczego akurat tutaj?
-Mieszkałem tu odkąd pamiętam ale rok temu musiałem się wynieść.
-Znaczy przebywałeś tu 15 lat – zaniżyła mu wiek by dać do zrozumienia, że nie sprawia wrażenia osoby dorosłej.
- Nie. Tylko osiem. No w pewnym sensie siedem lat.
„Skoro tak to powinien więcej pamiętać.”
Przypomniała sobie, że stoi na bosaka na zakurzonej, klejącej się belkowanej podłodze, a jej buty stoją przy wejściu. Zastanawiała się jak minąć stojącego przed nią chłopaka który najwyraźniej nie zamierzał się odsunąć.
- Wiesz. To co trzymasz służy do czytania. - wskazał na książkę którą właśnie zamierzała odłożyć.
- Wiem.
-Więc dlaczego czytałaś ją do góry nogami? - zakpił.
Nie zamierzała odpowiadać na to pytanie. Postanowiła czym prędzej wyjść z pokoju, świadoma, że wyszła na analfabetę i idiotkę jednocześnie. Te uczucie zażenowania należało u niej do rzadkości. Nie uchodziła za osobę które łatwo wytrącić z równowagi, jednak jemu się to udawało koncertowo. To nie jej wina, że nie miała kiedy nauczyć się rozszyfrowywać tych znaków.
„Umiem czytać, z tym że ja wychowywałam się na innych znakach i nie miałam styczności z runami.” - wytłumaczyła się Psotce w myślach.
Po tym irytującym spotkaniu, udało jej się w końcu trafić do pokoju rodziców. Wciągnęła buty i czym prędzej zeszła na dół, mając nadzieję, że ktoś się już obudził. Po drodze zatrzymała się na półpiętrze by spojrzeć na obraz przedstawiający krajobraz. Nie przewidziało się jej. Teraz już wiedziała jak wygląda duch, który ją nawiedzał. Była to dziewczynka z portretu, której teraz brakowało.
W kuchni zastała Lunę, która przygotowywała śniadanie. Gdy usiadły do stołu, zachowanie dziewczyny zaczęło Paulinie przywodzić na myśl wszystkie jej fałszywe koleżanki z klasy, które trzymały się z nią bo była „fajna” jak to mawiały. Pierwszym powodem jaki naprowadził ją na to skojarzenie był fakt, że ciemnowłosa była dla niej potwornie miła. Nie ukrywała że chce się zakumulować, mimo że się prawie wcale nie znały. Gościnność to jedno, ale to zaczynało naruszać pewną granicę. Czerwonowłosa patrzyła na nią podejrzliwie. Przy tej serii pytań Paulina starała się zawsze mieć coś w buzi by nie móc rozmawiać i zbywała ją lakonicznymi odpowiedziami.
- Gdzie wcześniej mieszkałaś ? Słyszałam, że ten dom stał niemal zupełnie pusty dopóki się nie wprowadziliśmy.
„Rozumiem...może i stryjek wie o dwóch światach, ale jej tej wiedzy nie przekazał. Jest jednym z miliona istnień nie świadomych istnienia równoległej rzeczywistości. Wychodzi na to że jestem teraz takim między-wymiarowcem. ”
- Z rodzicami.
- To nie jest ich jedyny dom?
- Zgadza się - nie kłamała, choć w efekcie zabrzmiało to trochę jak przechwalanie się.
W końcu kogo normalnego stać na utrzymanie dwóch mieszkań? Co prawda mimo iż domostwo to należało do dużych, budżet odciążał brak rachunków, gdyż władze nie wiedziały o tym, że na szczycie pagórka cokolwiek stoi, i nie musieli płacić za prąd i wodę. Brak opłat za to pierwsze jest oczywiste. Tu nie było czegoś takiego. Za to świeczek było od groma. Co do wody, sama jeszcze nie doszła skąd ją biorą i nie interesowało ją to. Postanowiła zmienić temat by się czegoś dowiedzieć.
- Mówiąc „wprowadziliśmy” masz na myśli również Oscara prawda? On również był uczniem Shadow?
-Tak...był. On już skończył szkolenie, bo jest ode mnie trochę starszy. - westchnęła.
„Trochę czyli są mniej więcej w podobnym wieku.” Luna wyglądał jej na ponad 17 lat. O Oscarze mówiła innym tonem co pozwalało czerwonowłosej się domyśleć pewnych rzeczy. Luna wpada w stan zadumy z której wyrwała ją blada dłoń przed jej nosem. Należała do Alexa który zwisając z dachu sięgał po kromkę chleba.
- Co ty wyprawiasz?
- W umowie był nocleg z wyżywieniem. - odparł z łobuzerskim uśmiechem, składając kilka złapanych składników w paide.
- Czemu musisz zwisać z żyrandola? To jest nawiedzone nawet jak na maga.
Luna próbowała mu przemówić do rozsądku, ale on nic sobie z tego nie robił. Gdy skończył robić sobie śniadanie, znikną i zmaterializował się na krześle obok Pauliny, tak nagle, że ta aż podskoczyła. „ Trochę minie nim się do tego przyzwyczaję.”
-Jak tam woje małe wakacje? - zwrócił się do Luny – co u ojca.?
Drugie pytanie jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Obrzuciła go wrogim spojrzeniem.
W porządku.
Nie znosiła rozmawiać o ojcu i on dobrze o tym wiedział. Był jej jedyną rodziną, po tym jak matka, znana czarownica, opuściła ją i ojca. Luna miała wtedy dziesięć lat. Mimo że miała pełne prawo jej nienawidzić, wolała ją bardziej niż swojego niemagicznego tatę. Nie znosiła go, ale rad nie rad musiała od czasu odwiedzać. Nie był zły i bardzo ją kochał. Niczego nie odmawiał, choć nie należał do bogaczy. Po prostu się nie rozumieli
Za to matkę wręcz szanowała i brała z niej przykład, choć niewiele ją pamiętała. Jej rodzicielka miała na imię właśnie „Luna”. Posiadała wyjątkową linie krwi, dar przekazywany z pokolenia na pokolenie. Potrafiła zmieniać się w kota, bez pomocy różdżki czy eliksiru. Jej córka odziedziczyła po niej tą umiejętność.
- O ile się nie mylę mieszka on na kontynencie nie wyspie. Prawda? - dopytywał się dalej Alex.
- Zgadza się – sięgnęła po herbatę i zaczęła ją pić, by mu pokazać, że go ignoruje.
- W takim razie co robiłaś na Lunanor?
Przez te pytanie czarownica wypluła płyn który miała w buzi.
- Skąd wiesz o...- zaczęła krztusząc się
- Pewna mała dziewczynka skarżyła mi się. że ją przestraszył „dziwny kotek”. Widzę że udało ci się nieco zboczyć. Pytanie dlaczego.
W tym momencie czarownica nie wytrzymała.
-Przepraszamy na chwilę. - zwróciła się do Pauliny biorąc Alexa na stronę.
Przeszli do pomieszczenia obok tak by ich nie tylko nie słyszała, ale i nie widziała.
- Odbiło ci. Czy ty wiesz kim ona jest? - zaczęła konspiracyjnym szeptem.
-Jest niemagiczna. - stwierdził obojętnie nie zniżając głosu.
Czarownice nieco zaskoczyły te informacje, ale ciągnęła dalej.
-To nie ważne. Ona jest bratanicą Shadow.
-W każdej rodzinie znajdzie się czarna owca.
- Miałam na myśli to, że jej rodzice są tu właścicielami i...
-Słuchaj. To że lubię tu mieszkać nie znaczy, że będę flirtował z członkami ich klanu tak jak ty...
-O czym ty gadasz?
-O Oscarze. - na dźwięk tego imienia oblała się rumieńcem.
-To wcale nie tak...
-Nie dziwie się, że sobie poszedł...
-Nie zrobił tego z własnej woli.
-W każdym razie nie zamierzam się wżenić w tą rodzinę.
-Jakbyś miała jakiekolwiek szanse na to by to nastąpiło. Chodzi o to byś mnie w to nie wmieszał.
- Jak już wspomniałem nie interesuje mnie bycie miłym, dla wyższego celu. Potrzebowałem jakiejś kryjówki by przeczekać zimę. Wiosną gdy temperatura wróci no normy nie zagrażającej odmrożeniom już mnie tu nie będzie. Do tego czasu na wyspie powinno przycichnąć, bo na razie pewna osoba robi tam zamieszanie.
-Jak będzie się zachowywał jak do tej pory to wylądujesz na ulicy. Nie żeby mnie takowa sytuacja zmartwiła. Teraz gdy masz już 16 lat i jesteś pełnoletni już żadna przysięga nie powstrzyma go przed wyrzuceniem cie jeśli znowu wykręcisz jakiś numer. Z łaski swojej unikaj kłopotów bo ja nie zamierzam znowu się przez ciebie przeprowadzać. - kończąc odwróciła się na pięcie.
Gdy Luna wróciła do stołu Pauliny już nie było. Zostawiła po sobie opróżniony talerz i zasunięte krzesło.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz