wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 27: Długa noc

Oba księżyce schowały się za chmurami. Noc była jeszcze młoda. Światło latarni ulicznych przyświecały jasnowłosemu młodzieńcowi drogę ucieczki. Pościg siedział mu na ogonie. Mieli nad nim przewagę liczebną. Jedna z ich strzał świsnęła mu koło ucha. Przyśpieszył i kilka razy skręcił w boczne uliczki. Korzystając z tego, że go nie widzą schował się za kilka beczek. Straż miejska minęli go nawet o tym nie wiedząc. Dotarłszy do rozwidlenia przegrupowali się. Alex wyszedł ze swej kryjówki. Meg usiadła mu na ramieniu. Gdyby nie stracił many ucieczka trwałaby krócej.
Miejsce do którego teraz zmierzał nie nazwałby domem, ale było to miejsce bezpieczniejsze niż ulica. W drodze rozmyślał o poznanej niedawno blondynce. - „Najpierw ci durni Strażnicy olewają nas gdy nasza ojczyzna ma kłopoty, a potem jeszcze mamy im pomagać w poszukiwaniach. Do tego tak go zagadała, że niedoszłe żaby mi zwiały.”
-Jak ja mam się uczyć w takich warunkach? - towarzyszące mu zwierzęcia wykonało bezradną pozę.
Nagle usłyszał skrzypienie dachu mijanego domu. Pora dnia nie sprzyjała przeprowadzaniu remontów, kominiarz też to być nie mógł. Postanowił to sprawdzić. Spodziewał się jakiegoś strażnika miejskiego z kuszą czyhającego na jego życie. Nieźle się zdziwił widząc Paulinę. Nie spodziewał się jej zastać w nocy w takim miejscu.
Ubrana w ciuchy codzienne zamiast piżamy, zwrócona do niego plecami szła niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi. Zawoławszy ją po imieniu kilka razy upewniło go, że jest nie przytomna. Chodząc we śnie zrobiła krok do przodu. Z pewnością spadłaby gdyby nie to że ją złapał i chwile później oboje stali już na ziemi. Gdy zemdlała wizą ją na ręce.
„Trzeba przyznać, że nie można się z nią nudzić” - pomyślał Alex patrząc na śpiącą.
Nagle przypomniał sobie, że i bez tego nie może narzekać na brak wrażeń. W końcu jest ścigany. Nerwowo rozejrzał się by upewnić się, że nikt go jeszcze nie zauważył. Niespodziewanie poczuł jak głowa nastolatki nieświadomie się w niego wtula, a ręka zaciska na jego koszulce.
Trzeba przyznać, że wyglądała uroczo. Jednak pamiętał jaka jest po obudzeniu. Powieki poruszyły się zwiastując koniec tej cichej chwili. Prawdopodobnie znowu zostanie oskarżony o to, że to jego wina, bo ona rzecz jasna nie przypomina sobie by lunatykowała. Jej czarne, gęste wachlarze rzęs odsłoniły zaspane oczy, które w świetle latarni migotały jak dwa węgielki.
 

 
Złote oczy. Takie przyciągające, a jednocześnie przerażające. Tylko dlaczego? Czego od niej chcą? Musi iść. Wie gdzie. Jej cel się przemieszcza. Nie zwraca na nią wagi. Po jakimś czasie gdy się do niego zbliży na odpowiednią odległość, zauważa ją. Przez jakiś czas dziewczyna stoi w miejscu, choć gdyby miała wybór uciekłaby. Jednak nie może. Przyciągają się nawzajem.
Nagle na skraju świadomości słyszy głos „co ty tu robisz?”. Nie odpowiada. Nie może. Nie wie jak. Te oczy każą jej iść. Robi krok do przodu i spada. Przez moment nie wie gdzie jest góra a gdzie dół. Otworzywszy oczy uprzytamnia sobie kto ją trzyma. Sen pryska jak bańka mydlana. Paulina usilnie stara go sobie przypomnieć lecz nic z tego. Czuje tylko że miała coś zrobić.
- Co ja tutaj robię? - szepnęła tak cicho, że tylko Psotka ją usłyszała.
- Widziałam jak sama się ubrałaś, wyszłaś prze okno i doszłaś aż tu. - odpowiedziała jej wróżka.
- Możesz stać, czy musisz być niesiona ? - Spytał chłopak powoli stawiając jej nogi na ziemi.
- Dam rade sama...- zachwiała się przez chwile.
„Co się ze mną dzieje?” - jej spojrzenie było wciąż nieobecne.
- Słyszałaś o czym takim jak godzina policyjna? Znów cię ciągnęło do jakiegoś kościółka? Tylko wiesz szłaś nie w te stronę. Najbliższy jest tam – wskazał za siebie.
- Bardzo śmieszne... – odparła z sarkazmem.
Nie miała teraz humoru na jego żarty. Znała z widzenia te miejsce, więc poprosiła Psotkę by ta zaprowadziła ją do domu. Nie czuła się dobrze. Wróżka kiwnęła głową i poleciała do przodu. Dziewczyna podążyła za nią. Dla Alexa Paulina była jak druga Luna. Obie traktowały go albo jak powietrze, albo jak lokaja. Przyzwyczaił się. Przed chwilą uratował ja przed upadkiem z dachu, a ona nawet nie podziękowała. Teraz jak ta księżna szła przed siebie nawet się nie obejrzawszy.
- Jesteś pewna, że idziesz w dobrą stronę?
- Skoro jesteś taki mądry to... - Paulina odwróciła się chcąc mu odpowiedzieć, jednak urwała wpatrzona w przestrzeń za nim.- Uważaj! Za tobą!
Ledwie się odwrócił gdy strzała przeszyła go na wylot jednocześnie pozostając w ranie. Chłopak upadł na kolana. Łucznik wyglądał na wystraszonego. Nie wierzył, że podjął próbę zabicia czarodzieja. Jego spojrzenie skakało od Pauliny do Alexa, który przyciskał rękę do rany blad coraz bardziej. Nikt się nie ruszał. W końcu strzelec nie wytrzymał napięcia. Młodsi, mieli przewagę liczebną i w jego mniemaniu oboje wyglądali na magicznych. W dodatku czerwone włosy dziewczyny kojarzyły mu się z Cieniem, lub innym opętańcem. To wystarczyło by uciekł.
Gdy znikną za zakrętem Alex upadł na bok tracąc przytomność. Dziewczyna podbiegła do niego i uklękła przy nim. Pocisk powinien choć po części zatamować krwawienie. Mimo to rana krwawiła nie naturalnie obficie z obu stron, zaczerniając jego ubranie. Nie wiedziała co zrobić. Z pierwszej pomocy pamiętała jedynie jak postępować w wypadku lekkich oparzeń i krwotoku z nosa. Dotknęła strzały z zamiarem jej wyciągnięcia. Chłopak jękną cicho.
- Jeśli ją wyciągniesz szybciej się wykrwawi. - poinformowała ją wróżka.
To co mam zrobić by przestało? - w jej głosie dało się słyszeć początki paniki.
Musiałabyś zatamować krwotok,
- Nie mam przy sobie apteczki. Leć po pomoc. - rozkazała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Czerwonowłosa długo za nią patrzyła. Nie mogli tu zostać, ale bała się przenosić rannego, by przypadkiem nie pogorszyć jego stanu. Już myślała, że ustały mu akcje serca, jednak po dłuższych poszukiwaniach udało jej się znaleźć jego puls. Wzięła kilka głębszych oddechów, dla uspokojenia.
„To nie czas na tracenie głowy”
-Alex! Nawet mi się nie waż teraz mdleć. Słyszysz! Ten facet może tu wrócić w każdej chwili z posiłkami.- Chłopak utkwił jedynie nieprzytomne spojrzenie w jakimś punkcie za nią i uśmiechną się blado. Szepną niedosłyszalne kilka słów brzmiących jej na łacinę i zamkną oczy. Paulina odwróciła się, ale nic nie widziała. Pochyliła się nad chłopakiem przypadkiem dotykając rany. Wypływająca z niej wydzielina była za ciemna nawet jak na krew tętniczą. Zaniepokoiło ją to.
„To czarna krew!” - Nastolatka skojarzywszy ten fakty pośpiesznie wytarła dłoń o bluzę.- „Dlaczego on ją ma? Myślałam, że to oddziela dusze od ciała i zmienia w czerwonooką bestie.„
Postanowiła więcej nie dotykać czarnego płynu gołymi rękami. Zdjęła bluzkę i odpruła od niej rękawy. Za ich pomocą uciskała ranę. Wszystko by jakoś spowolnić jej wyciekanie i kupić trochę czasu, o ile już nie było za późno.


Czuła że minęła już wieczność. Gdy traciła już nadzieje usłyszała kroki. Serce jej stanęło na moment. Uspokoił ją dopiero widok niebieskiego światła. To Psotka prowadziła pomoc. Nie był to ani Shadow, ani Luna.

Chłopak wyglądał ja rówieśnika Alexa. Miał pomarańczowe krótko przystrzyżone włosy. To jedyna cecha wyglądu na jaka zwróciła na razie uwagę i to tylko dlatego, że rzucała się w oczy. Po różdżce w ręce poznała, że jest on czarodziejem.
Kawałki drewna pod nim uniosły i zaczęły lewitować w stronę czarodzieja. Ciało Alexa uniosło się lekko w górę by po chwili opaść na dwóch belkach. Na tych noszach udało im się wynieść rannego z miasta do lasu. Przez ten czas nie odzywali się do siebie. W środku nocy wszystko wyglądało jej tak mrocznie, że aż przebiegał ją dreszcz na samą myśl o tym, że przeszła go chodząc we śnie.
By odgonić złe myśli zaczęła krótką pogawędkę z chłopakiem, by potwierdzić to czego już się domyśliła. Czarodziej kazał na siebie mówić Fox. Nie ukrywał, że nie jest to jego imię.
Dotarli przed chatką na kurzej nodze. Wyglądała na żywą w pewnym sensie i zadawała się...spać. Nosze wleciały do środka, a oni weszli po drabinie. Wnętrze równie ubogie co wygląd zewnętrzny nietypowego mieszkanka. Nie było podziału na pokoje. Wszystko znajdowało się w jednym pomieszczeniu. Tak więc zobaczyła stary piecyk jaki miała okazję już oglądać w domu stryja jak i swego czasu w muzeum lub u babci swoich koleżanek z klasy, mieszkających na wsi. Były dwa prycze. Na jednej z nich położony został ranny.
Fox od razu zabrał się za rozcinanie ubrania by mieć wgląd do rany. Widok czarnej krwi wcale go nie zaskoczył. Dziewczyna zauważyła, że ma gumiane rękawiczki.
- To twój daimon? - spytał wskazał na Psotkę.
- Nie...ona nie jest „moja”
Nigdy nie traktowała wróżki jako swojej własności. Po prostu przyczepiła się do niej. Wyjaśnił jej, że Daimon to towarzysz czarownicy. Duch przybierający postać najczęściej zwierzęcia. Wróżki nie zaliczają się do zwierząt, jednak Psotka nie wygląda mu na typowego Duszka. Dalsza jej niewiedza na zadawane jej pytania. Chłopak zaczął (dosłownie) węszyć, stanowczo naruszając jej przestrzeń osobistą. Wystraszona przywarła plecami do ściany, gdy jego oczy rozbłysły. Przez chwile miała mętne przeczucie, że gdzieś już jej mignęły. Jakby już kiedyś co najmniej się z nim minęła.
-Ty nie jesteś czarownicą. Tylko zwykłym człowiekiem. - przyjrzał jej się badawczo. -Nic nie mam do niemagicznych. - te zapewnienie sprawiło jej ulgę, ale mimo to nie potrafiła się uspokoić. Głównie dlatego że chłopak ciągle był za blisko. - Przynajmniej puki nie chcą mnie spalić na stosie. - dodał po czym odsunął się i wrócił do rany.
-Tak w ogóle – zagadną po dłuższej chwili milczenia, gdy kończył bandażowanie. - co was łączy że się tak wyrażę? Dlaczego go tam nie zostawiłaś. Z takim wyglądem spokojnie wzięliby cię za wiedźmę.
-No więc ja i on mieszkamy razem. Mój stryj dał mu dach nad głową w zamian za...- ugryzła się w język by nie zdradzić za dużo.
„Jest diabelnie dobry w wyciąganiu wiadomości.”
-Skończone. - powiadomił dziewczynę, która mimo niedawnego napięcia teraz niemal spała na stojąco. - Moja babcia jest wiedźmą, wiąże się to jednak z niepojętej dla mnie niechęci dla niemagicznych, więc lepiej by cię tu nie było gdy wróci. Nie martw się. Nic mu nie będzie.
Przez chwile zastanawiała się czy nie spróbować Alexowi czegoś powiedzieć, ale zrezygnowała z tego pomysłu wiedząc że i tak jest nieprzytomny. Patrząc na odwróconego do niej Foxa powoli zeszła po drabince. Kilkakrotnie odwracając się za siebie z pomocą Psotki wróciła do domu.
„To była długa noc” - nogi się pod nią uginały od nadmiaru wrażeń, a jak się okazało czekała ją jeszcze rozmowa ze stryjem.

Brak komentarzy: