czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 17: Na nas już czas

Była bardzo późna, gwiaździsta noc. Po ulicach wymarłego miasteczka błąkały się pozbawione emocji, postacie o bezrozumnym i martwych spojrzeniach. Przechodziły obok nieświadome, że mijają miejsce, które ich pan kazał im znaleźć. Miejsce w którym przebywali ostatni mieszkańcy nie będący pod jego kontrolą. Schowane w dwupiętrowym budynku, który dawniej służył za hotel dla przejezdnych, a jeszcze wcześniej w zamierzchłych czasach za dom jednego z elfich klanów średniej klasy. Ilość pokojów była nie wystarczająca, a ich jakość pozostawiała sporo do życzenia, gdyż miejsce te przynajmniej jeszcze miesiąc temu było opuszczone. Teraz był kryjówką dla sporej grupy dzieci. Jednak tymczasowi lokatorzy, musieli opuścić to lokum. Powód był prosty – z każdym dniem byli w nim miej bezpieczni. W każdym momencie mogli zostać znalezieni.
Mieszkańcy zebrali się na parterze. Haku dokładnie przeanalizował trasę. Oznakowań tych było na mapie dużo więcej, jednak to wskazane przez Haku znajdowało się najbliżej i łatwo było się do niego dostać. Znalezienie go wymagało nie małej znajomości planu miasta przez miejscowych.
  Haku kilkakrotnie omówił zasady takie jak bezwzględna cisza i spokój podczas przemarszu do szkoły. Gdy skończył Paulina nie mogła wyjść z podziwu jego umiejętności zarządzania. Wszyscy się go słuchali, a nawet jeśli nie zawsze się zgadzali po długoszyja rozmowie dochodzili do kompromisu. Był w jej wieku, jednak jego zaradność, dojrzałość i odpowiedzialność była na wyższym poziomie niż nie jednego znanego jej dwudziestolatka. „Będzie w przyszłości dobrym mężem” - przyszło jej nagle na myśl.
Rzecz jasna myślała tak ogólnie. W żadnym razie nie w tak młodym wieku nie planował wyjść za mąż, ani to z kim i jak to będzie wyglądać. Po tym jak niedawno zerwała z chłopakiem (jeszcze w swoim świecie) flirtowanie z kolejnym nie wchodziło w grę. Szczególnie w zaistniałych warunkach.
Miała teraz na głowie poważne kłopot. Polegał na tym, że nie wiedziała jak mogłaby pomóc. O walce nie było mowy, to było za duże ryzyko i tylko pogorszyłaby sprawę. Alexa do tego nie będzie przekonywać. Pomijając kwestie moralne i etyczna byłby z nim tylko kłopot gdyby został ranny. Jego śmierć również by utrudniła. Niechętnie musiała przyznać że go potrzebowała. Choć coraz częściej zastanawiała się czy by nie zacząć wędrówkę sama. Popytałaby kilka razy o drogę i może by i doszła. „Jednak to nie najlepsza myśli, choć bardzo kusząca.” - stwierdziła gdy przypomniała sobie jak wraz z Psotką gładziły i mijały kilka krotonie jeden kamień, kręcąc się w kółko. Doszła do wniosku że poza miastem, miejscem w którym żywność można kupić w sklepie.
Wracając do jej problemu. Ucieczka z miasta też nie wchodziła w grę. Może i była dziewczyna, ale miała swój honor. Nie mówiąc już o tym, że sumienie by ja pożarło żywcem. Szukać miejsca w którym schowano pozostałe dzieci również odpada. Nawet jakby ich znaleźli to co by dało...Nawet jeśli cokolwiek z nich zostało, taka akcja również byłaby równoznaczna z narażaniem zdrowia i życia. Poza tym Przeszukanie wszystkich zakamarków zajęłoby tygodnie. Tu znowu poczuła podziw do Tobiego, który całe to miasto znał. Po spojrzeniu na mapę i jej skale (cyfry to jedyne znaki jakie wyglądały tak samo jak w jej świecie) po prostu oniemiała. „Na świecie żyją naprawdę niezwykli ludzie... i jeden odbiegający od normy”- pomyślała o Alexie, który obecnie kłócił się z młodszym od siebie na temat równie głupi co „Co było pierwsze kura czy jajko?”. Nie chciało jej się tego słuchać uważniej.
Nie miała pojęcia skąd to się bierze, ale czuła dziwną niechęć do osoby czarodzieja. Możliwe że brało się to z faktu iż on również za nią nie przepadał. Problem polegał na tym, że o ile ona nie przywykła do magi on znał się tylko na tym, a nie magiczni ludzie nie kojarzyli mu się specjalnie pozytywnie. Mimo to jednak im pomógł. Choć w pierwszym momencie zamierzał odejść jak najszybciej, by mieć spokój z powierzonym mu zadaniem.
Za oknem było ciemno. Chmury zakryły niebo. To dawało im przewagę. Teraz łatwiej im było przekraść się niezauważenie. Wszyscy byli gotowi, to znaczy mieli spakowany prowiant i kilka swoich rzeczy, których nie było za wiele. Już Paulina miała więcej w plecaku niż każdy z nich na osobę.
Usiadłszy w koncie westchnęła. - „W efekcie nie mogę zrobić, nic zupełnie” - To uczucie bezsilności wypełniła jej umysł.
Starszaki dzielili najmłodszych na pięcioosobowymi grupy. Większa liczba mogłaby zostać zauważona. Nie trzeba chyba dodawać, że operacja ta była wyjątkowo niebezpieczna, wystarczył jeden błąd, jedne dziecko, które nie rozumiejąc sytuacji zaczęłoby się śmiać, lub nie wytrzymało napięcia i by się rozpłakało i wszyscy zostaliby złapani. Pierwsza grupa miała najtrudniej, gdyż się nieco pośpieszyła i wyszła podczas gdy ulice jeszcze nie opustoszały. Potem szło już łatwiej. Dziewczyna zwlekała z wyjściem do ostatniej chwili. Upewniała się czy nic nie może zrobić.
- Damy sobie rade – uśmiechną się Haku ukrywając zasmucenie jakie wywołuje jej odejście.
- Może się jeszcze zobaczymy.
Miała dziwne niczym nie poparte przeczucie, że nie jest to zupełnie wykluczone. W końcu zaraz po tym jak omówi wszystko ze stryjem zamierzała wrócić i dowiedzieć się co ze znajoma jej syreną. Podali sobie ręce na pożegnanie.
-Tobi was odprowadzi. Ja muszę już iść. - złapał za rączkę Majkę, odwrócił się i wyszedł.
- Nie trzeba trafimy do wyjścia. - Alex „Mów za siebie. To miasto to istny labirynt.”


Mimo tego zapewnienia po kilku minutach, Tobi i kilku innych chłopców prowadziło ich labiryntem ciasnych uliczek, aż stanęli przed sporą otwartą przestrzenią. Była to główna ulica która z góry była wyjątkowo widoczna.
Paulina patrzyła nerwowo w niebo, jakby wypatrywała bombowca podczas ataku. Czuła się jakby została żywcem przeniesiona w czasy drugiej wojny światowej. Jednak w tamtych czasach posiadano już jakieś pierwsze komputery. Pod względem techniki przypominało to raczej czasy sprzed wynalezienia elektryczności, późne średniowiecze. Choć u elfów znalazła kilka wynalazków z późniejszych epok.
Architektura nie pasowała ani do gotyku ani do stylu romańskiego. Budynki były przeważnie okrągłe, a jeśli zdarzały się sześcienne ich kąty były zaokrąglone tak by nie było żadnych ostrych krawędzi. tak jak w poprzednim elfim mieście, które zwiedziła, jednak tu wszystko wydawało się większe. Prawie jak w jej rodzinnym miejscu przez co nie robiło to na niej większej różnicy. Białe ściany sprawiały że gdyby nie otaczający ich cień, półmrok byli by bardzo widoczni.
- Teraz wystarczy, że będziecie iść równolegle do tej ulicy, trzymając się w cieniu. Powodzenia.„Równolegle do głównej, najbardziej widocznej i najczęściej odwiedzanej drogi w mieście.”- powtórzyła sobie w myślach to zdanie i wpadła na pewien pomysł. - „Co gdyby znaleźć się na drodze i zostać zauważonym? Co niby mogło się im stać? Te pseudo umarlaki nie dadzą rady ich dogonić puki nie opuszczą miasta. O ile jej wiadomo główna droga powinna mnie zaprowadzić prosto do bariery. "
Zastanawiała się czy zawiadomić Alexa o swoim pomyśle. Z początku nie widziała sensu w informowaniu go o tym co chce zrobić, ale potem uznała że test to dość nieodpowiedzialne. W końcu jakby nie było robi on za jej tymczasowego opiekuna. Wyjątkowo nieudolnego, ale jednak. Poza tym już aż udało jej się go przekonać do swoich racji, może i tym razem.
Paulinę po chwili poczuła, że chłopak łapie ją za rękę. Nie zdążyła w żaden sposób zareagować. Zaczęło ją wciągać. Dobrze znała te uczucie. Niczym przejście przez próżnie w której nie ma nic prócz ciśnienia uniemożliwiającego czynności życiowe. Serce na sekundę jej stanęło, krew przestała płynąć powietrze ją opuściło, a chwile potem wszystko powróciło do normy. Gdy została przeniesiona ze swego świata przez teleport również czuła mdłości, tym razem, nie udało jej się powstrzymać i zwymiotowała. Przeczucie kazało jej sprawdzić, czy jakaś jej część nie została przez przypadek w tunelu. Miała wszystko, nogi, ręce nawet jedną gratis, bo Alex jeszcze jej nie puścił. Wyrwała się. Miała oba oczy, uczy, wszystkie elementy twarzy, choć nie czuła żołądka, ale miała nadzieje, że to chwilowy efekt uboczny. W końcu niedawno pozbyła się jego zawartości, więc nie mogła go nie mieć.
- Aż tak słabego żołądka się nie spodziewałem.
- Co ty wyprawiasz? Tak bez uprzedzenia? - skażały się rudowłosa. - Gdzie my jesteśmy ? - spytała gdy poczuła trawę pod palcami.
- Sama zobacz.
Paulina odwróciła się by ujrzeć miasto Tharond. Nad jego okolicą górował kościół w którym się obudziła i jego wysoka strzelista wieża z której później została zrzucona. Znajdowali się na górce jakieś ćwierć kilometra (wliczając wysokość wzniesienia) od najbliższych zabudowań.
- To się nie dzieje...Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie wiem o co ci chodzi...-wzruszył ramionami„Akurat...już ty dobrze wiesz o co chodzi”
- Tak jest szybciej. Mogłem to zrobić już w ich kryjówce, ale użycie magi mogłoby ich zdradzić. Nie było już żadnego powodu by tam siedzieć. Ani by ryzykować. Nic im nie będzie. Teraz lepiej być poza murami miasta. Zaraz się zacznie.
Nagle zobaczyła na niebie w oddali niewielkie punkciki, które zbliżały się do miasta w bardzo szybkim tempie. Punkty rosły i rosły, aż zaczęła rozróżniać ich kolory. Jeden z nich był czerwony i bardzo duży (z bliska miałby wielkość samolotu osobowego), drugi zielony zdawał się dziwnie znajomy, ale uznała to za absurd. Przecież z tak daleka nie mogłaby stwierdzić kim, czy czym to jest, a były to...
-Smoki...- powiedział Alex.- już są. Teraz możesz się już nie martwić. Oni już się tym zajmą.
-Smoki...masz na myśli ziejące ogniem, łuskowate, latające gady? - chłopak zapatrzony w poruszające się punkty odpłyną i zamyślił się na tyle, że nie usłyszał pytania.
Dziewczynę nieco to zirytowało. Nikt nigdy jej nie ignorował, a już na pewno nie wtedy gdy ona do tego kogoś mówiła. To było dla niej całkiem nowe przeżycie i nie podobało jej się.
- Paulina. - usłyszała głosik Psotki, o której już niemal zapomniała i w pierwszym odczuciu wzięła ja za motyla. - Nazywa się je „smokami” po tym jak prawdziwe zniknęły z naszego świata. Jednak bardzo się od nich różnią i nie są tak silne. Ukryte smoki, zwane też pół-smokami są to ludzie lub elfy, którzy potrafią przybierać smoczą postać. Są range wyższej od przeciętnych Strażników. W każdej drużynie jest przynajmniej jeden.
-Szybko się uwinęli. Te miasto nie płaciło podatków. Dlatego nie sądziłem, że w ogóle się zjawią....- Powiedział gdy punkciki zniknęły gdzieś w środku miasta.
- Skąd ta pewność ?– nie przypominała sobie by ktokolwiek kiedykolwiek o tym wspomniał.
- Gdyby płacili ktoś zauważył by zwlokę w dochodach. Miasto znajdowałoby się pod kontrolą Strażników i co najmniej jeden by ich tu odwiedzał co jakiś czas, by sprawdzić sytuacje. Nie mieli żadnego wojska, straży... słowem nikogo kto by ich chronił, a właśnie za to podatki się płaci. No w każdym razie dzieciaki są bezpieczne. Są już na zewnątrz bariery. W końcu nie po to otwierałem i sprawdzałem te przejście.
-Sprawdziłeś przejście?? - „może jednak źle go oceniłam.”
- Nie magiczni ludzie są na tyle tępi, że mogli by nie przegapić wejście. W końcu do tej pory nic nie wskazywało na to by o nim wiedzieli. A tak nie dość, że przeżyją to jeszcze będą myśleli, że sami sobie poradzili.
Po tych słowach zmazał plusa i zarobił kolejne dwa minusy na swoim kącie. Jeden za obrazę niemagicznych – w tym także jej samej. Drugi za robienie debili z Haku i reszty.
- Oni wcale nie byli idiotami. Gdyby tak było nie poradzili by tam sobie tyle czasu.
- Trzy dni to nie tak znowu dużo. - powiedział lekceważąco odwracając się do miasta plecami.
- To była zgraja głośnych bachorów. Wiesz jak trudno musiało im zachować względną cisze?
Gdy nastała między nimi cisza Paulina po raz kolejny spojrzała w stronę Tharond.
„Koniec końców nic nie pomogłam. Dali nam schronienie i jedzenie, a ja co ? Zniknęłam przy pierwszej okazji... Najgorsze że przez cały czas polegałam na osobie której nie powinnam nawet ufać.”
- Dobrze chodźmy, bo Shadow się ze**a, że jeszcze nas nie ma. - rzucił ruszając przed siebie
„On najwyraźniej jeszcze nie wiem że to moja rodzina.”
- Nie nadajesz się ani na opiekunkę, ani na ochroniarza. Nie wieże by on, z nieprzymuszonej woli wybrał cię byś mnie do niego zaprowadził.
- Nie powiedziałbym że zrobił to nie przymuszony...
- Co mu zrobiłeś?„Co ja bredzę, jak ktoś taki mógłby zagrozić stryjowi. Nawet jeśli ten tu jest magiem. Zaczynam mieć paranoje.”
- Nic – zabrzmiało to tak jakby bardzo tego żałował, ale mimo to mówił szczerze. - moim zadaniem było pokazać ci drogę podczas gdy ona odwraca uwagę. Uznał że ja na jego miejscu nie dałby rady. Ponieważ nie miał pod ręko nikogo innego na te stanowisko, więc powierzył cię mnie. Jak powiedziałem wcześniej zrobił to niechętnie i gdyby nie fakt, że byłem bezrobotny to by mnie to mało obchodziło. Nie mam wprawy w ratowaniu innych, ale jakby na to nie spojrzeć ciągle żyjemy.
- Tylko cudem.
- Odważna się zrobiłaś. Jeszcze nie tak dawno uciekałaś przede mną rzucając ostrymi przedmiotami i krzycząc, a teraz najzwyczajniej w świecie stroisz fochy i pyskujesz. To ryzykowne gdy jest się bezbronnym.
- Nie taka znowu bezbronna. - pokazała swój nuż trzymając go ze środkowym palcem przełożonym przez obręcz rękojeści. - zwinęłam ci go gdy spałeś.
Nie zamierzała go już więcej używać, gdyż po ostatnim razie nie ufała przedmiotowi który leciał nie tam gdzie go posłała.
- Zostałem okradziony. - udał oburzenie.
- Odzyskałam swoją własność niekonwencjonalnymi metodami – sprostowała.
- Naprawdę myślisz, że coś takiego na nie zadziała? - zakpił.
- Trudno bać się kogoś znokautowanego przez małe dziecko.
- Ta mała po prostu trafiła w odpowiedni moment, ale nie sądzę by tobie udało się powtórzyć ten wyczyn.-kpiący uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Dziewczyna szybkim ruchem złapała jakiś przydrożny kamyczek i równie nagle go rzuciła w chłopaka. Nie chciała trafić, jedynie coś sprawdzić. Pocisk nie doszedł do celu gdyż jeszcze pół metra przed nim odbił się od niewidzialnej bariery otaczającej czarodzieja.
„Tak jak sądziłam. W ogóle się nie poruszył. Nawet nie drgną ręką. Nie kiwną palcem”
Po chwili znikną i pojawił się za jej plecami.
-Boisz się?
- Chciałbyś. - odparła hardo, gdy tylko się odwróciła i spojrzała mu w oczy.
Nie kłamała. Taka sztuczka to za mało by ją wystraszyć. Inna sprawa że nie potrafiła kłamać w żywe oczy.
- A powinnaś.
Mówiąc to zrobił szybki ruch ręki, po którym dziewczyna poczuła jak jakaś siła łapie ja za nogi i chwile później wisiała głową w dół , jakieś pół metra od ziemi.
-AA...!!!- krzyknęła w pierwszym odruchu. Ciesząc się w duchy, że miała na sobie spodnie a nie sukienkę.
- Postaw mnie na ziemi i to już. - rozkazała, ale równie dobrze mogłaby mówić do ściany. „Jak ja go nienawidzę"
-Siedzieliśmy tam wystarczająco długo. Lepiej jeśli się teraz pośpieszymy, a jak będziesz tak ciągle marudzić to nie ma mowy byśmy gdziekolwiek doszli.
- Nie rozumiem cię. Chcesz mnie zachęcić bym z tobą szła, czy nastraszyć bym uciekła? Bo zdobywanie cudzego zaufanie ci nie wychodzi.
- Ta...Zauważyłem. Z każdą godziną coraz mniej mi zależy na nagrodzie.
- Na czym? - spytała gdyż nie była pewna czy dobrze usłyszała.
Jednak nie otrzymała już odpowiedzi.

Brak komentarzy: