poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 55: Wizja niedaleka przyszłość

Wszedł do pokoju. Pomieszczenie wydało mu się znajome. Może to jego dom, albo wujka Pauliny w którym kiedyś przebywał...Tak zgadza się to jej pokój, ale tym razem było ciemno. Drewniane ściany dach i podłoga skrzypiały gdy się poruszał, lub gdy wiatr na zewnątrz chwiał niestabilnym budynkiem. Nagle błyskawica przecinająca burzowe niebo oświetliła ukrytą w koncie postać. Chłopak niemal dostał zawału, ale po chwili ją poznał. Siedziała skulona w rogu pokoju wpatrzona w ciemną przeciwległą ścianę. Powoli spojrzała na niego. Jej oczy wyglądały na ciemniejsze niż zwykle. Przez panujące oświetlenie jej źrenice były nieznacznie rozszerzone co jeszcze bardziej potęgowało ten efekt.
Zauważywszy cień strachu na jego twarzy uśmiechnęła się.
-Co jest Paweł? Boisz się ciemności? - nastąpiła pauza podczas, której żadne z nich się nie odezwało. Paulina wstała i otrzepała spodnie.- a może burzy i piorunów, które mogą z miejsca wszystko spalić, a ty nie możesz nic na to poradzić ?
Nim wszystko się rozwiało w oczach Pauliny ujrzał niepokojący złoty  błysk.
 
Obudził go głośny, szczery śmiech. Ostatnie co pamiętał to oczy wilka, a teraz leżał na boku na ziemi. Otworzywszy oczy zobaczył przed sobą, ale w znacznym oddaleniu Paulinę siedzącą na brzegu zamarzniętego basenu. Rozmawiała z Alexem przy czym często uśmiechała się w sposób tak zaraźliwy, że na bladej twarzy Alexa mimo zmęczenia również zagościła wesołość. Paweł nie miał jeszcze okazji jej taką widzieć.  Oczywiście często była wesoła, w końcu nie należała do jakiś przesadnych smutasów. Często się wyśmiewała się z wielu rzeczy, ale tym razem pierwsza raz smok widział jak śmieje się ona szczerzę od serca.
Tej strony Pauliny jeszcze nie dane mu było poznać. Zwykle uważał ją za złośnica, która potrafi się tylko złośliwie śmiać z kogoś.
Chłopak drgnął gdy usłyszał swe imię i od tego momentu przysłuchiwał się rozmowie. 
- Zgoda. - Paweł poznał głos Pauliny. - Obiecuje, że już nie będę się rządzić. Kto wie może nie będzie to nawet konieczne. Gdy byliśmy w labiryncie Paweł nawet nieźle sobie radził. Okazało się, że nie jest taką ofiarą za jaką go początkowo miałam...Tylko nie mów mu tego, bo jeszcze coś sobie pomyśli.
To i jego sen dały mu do myślenia. Poczuł się winny że był w sosunku do niej podejrzliwy.
"Ten sen...to jasny dowód na to, że przesadzam w swoich podejrzeniach. To chore. Przecież ona nie jest potworem ani nikim podejrzanym. Amber miała racje. Nie jest powiedziane, że moja intuicja zawsze musi mieć rację.”
Paweł postanowił, że od tej pory będzie jej bardziej ufał. W końcu to ona pokazała mu drogę w labiryncie i kilkakrotnie uratowała mu skórę.

Po jakimś czasie Amber również wstała. Prócz licznych stłuczeń, siniaków i zadrapań cała czwórka nie miała żadnych obrażeń wymagających pierwszej pomocy medycznej. Bez zbędnych narad otworzyli ostatnie drzwi i znaleźli się w miejscu gdzie być powinien Pierścień. Jednak ku swojemu zaskoczeniu zastali kamienne podwyższenie, na którym nie leżało zupełnie nic. Światłołapy oświetlały pustą przestrzeń. Nic ani nie leżało na kamieniu ani nie unosiło się nad nim.
Gdy wszyscy zaczęli się wspinać i rozglądać nad rozwiązaniem zagadki, Paulina zauważyła, że jej bransoletka zaczęła świecić tak jak przed atakiem Alexa. Ten jednak nie wyglądał jakby miało coś się z nim stać. Choć zupełnie jej się to nie podobało postanowiła dowiedzieć się o co chodzi.
Nie miała co prawda praktyki w posługiwaniu się magicznymi przedmiotami jednak skoncentrowanie się na nim przyszło jej bardzo naturalnie. Zupełnie jak używanie własnej kończyny. Trudniej jednak było zrozumieć te wszystkie obrazy w jej głowie szczególnie, że do tej pory wizje przychodziły w nocy, gdy mózg pracuje inaczej. Cofnęła się do bardzo bliskiej przyszłości, którą można niemal nazwać teraźniejszością. 

Jako duch stała o dwa piętra wyżej, koło jednej z kolumn otaczających miejsce, w którym stała obecnie drużyna. Jednak to nie jej Ja z przyszłości, którą pierwszy raz miała okazję zobaczyć, przyciągnęło jej uwagę. Zamiast tego przyjrzała się mężczyźnie stojącym obok niej. Miał typową dla czarodziei rozczochraną fryzurę, białe włosy, zza maski na której wymalowano trzy zielone gwiazdy, dobiegał złowieszczy śmiech.
- Zdolne dzieciaki. Zaszli dalej niż się spodziewałem - powiedział do siebie.
Podrzucił w powietrze małym złotym przedmiotem. Poznała w tym Pierścień z Drugim Elementem - powietrzem. Próbowała mu go wyrwać, ale tylko przenikała przez niego, jakby jedno z nich było niematerialne. On natomiast nic sobie nie robił z jej obecności. Nie widział jej. Dziewczyna poczuła się potwornie bezsilna, podczas gdy nieznajomy wpatrywał się w czwórkę nastolatków na dole. Jej przyjaciele coś do siebie mówili. 
- Nie dotykaj – ostrzegł młody czarodziej Pawła gdy ten kład dłoń na piedestale. - To pułapka.
- W jaki sposób złodziej jej nie uaktywnił? - usłyszawszy te pytanie wszystko sobie poukładała.
- Może dlatego że sam ją skonstruowałem i wiem jak działa – powiedział do siebie białowłosy tak cicho, że tylko Paulina-duch mogła go usłyszeć.
W chwili gdy Paulina zobaczyła samą siebie, jej wizja niedalekiej przyszłości nagle się skończyła. 

Ocknęła się stojąc w tym samym miejscu co wcześniej. Czuła się jakby jakaś jej część przed chwilą znajdowała się gdzieś poza ciałem w innym wymiarze.
"Ten ktoś zastawił tutaj pułapki. Tylko kiedy i po co?"
- Paulina co ci jest? - Zawołała Amber zauważywszy, że czerwonowłosa niespokojnie przygląda się otaczające ich kolumny. 
W cieniu jednej z nich stał czarodziej. Wiedziała co się stanie, jednak nastąpiło to tak szybko, że nie zdążyła zareagować. Zobaczyła jedynie rozbłysk zielonego światła, które zbliżało się do niej niczym błyskawica. Zaraz potem  dziewczyna leżał już na ziemi. W pełnie przytomna jednak nie mogąc się ruszyć, jakby jej ciało było z ołowiu. Zaklęcie sparaliżowało nie tylko ją. Jej towarzyszę ledwie zdążyli zawołać ją po imieniu, gdy chwile potem znaleźli się w tej samej sytuacji. Wszyscy prócz Pawła, który na tego typu magię był odporny, oraz Alexa, który miał swą tarcze z magii.
Paraliż trwał krótko. Gdy wszyscy wstali gotowi na wszystko białowłosy opierał się o framugę wejścia. Najwidoczniej nie chciało mu się z nimi walczyć. Zamiast ponownie zaatakować opuścił pomieszczenie. Przeciąg, który pojawił się nie wiadomo skąd pomimo braku okien czy innych wyjść, zatrzasną za nim kamienne skrzydła wrót. Paweł mimo znikomych szans pobiegł za nim, ale mimo użycia skrzydeł do przyśpieszenia nie zdążył i tylko uderzył w kamień nie zdążywszy wyhamować.

- Ała...- jęknął smok pocierając czoło. - Alex dlaczego jakoś nie zatrzymałeś tych drzwi!? - krzyknął nie kryjąc urazy w głosie. 
Nie krył że sytuacja w jakiej się znaleźli nie podobała mu się.
- Ja...- zaczął czarodziej, ale nie potrafił się usprawiedliwić.
- Niech zgadnę. To dlatego że ty możesz stąd wyjść za pomocą teleportacji? - spytała Amber.
- Nie! - oburzył się Alex – Mogłem swobodnie poruszać się po labiryncie, gdy wokół nie było żadnych barier, ale między nami i powierzchnią istnieje jedna duża bardzo silna. Gdybym działam z tym facetem to uciekłbym razem z nim zamiast zostawać tutaj.
- Nikt z nas cię o to nie oskarża – zaczęła Paulina.
- Sam się wkopałeś – powiedział Paweł opacznie zrozumiawszy jego wypowiedź.
- Nikt mnie nie oskarżył bezpośredni, ale to oczywiste. Zawsze jak jeden czarodziej coś zrobi to wszyscy pozostali zaraz okazują się jego wspólnikami.
- Jak wyjaśnisz fakt, że tylko ty nie oberwałeś, gdy zaatakował? Dlaczego nie próbowałeś go zatrzymać? Tak właściwie po co z nami tu przyszedłeś nie wyglądało na to by brak Pierścienia cię zaskoczył.
- Wiesz myślałem, że smoki są nieco bardziej inteligentne, ale skoro już musisz mieć jakiegoś kozła ofiarnego...
- Alex jeśli masz jakieś usprawiedliwienie to po prostu powiedź, a nie zaraz robisz sceny – zauważyła Amber, której nie podobało się dokąd zmierza rozmowa.
- Serio uważacie, że dałbym się tu z wami zamknąć?
- Nie wiem...może chciałeś się upewnić, czy wszystko pójdzie z godnie z planem planem. 
Paulina nie wierzyła własnym uszom. Dlaczego ze wszystkich osób które mógłby podejrzewać Alexa o zdradę, musiał to być właśnie Paweł? Co się działo z tym łatwowiernym chłopakiem, którego znała od przedszkola? Prędzej podejrzewałaby Amber, która została przez czarodzieja poturbowana, albo samą siebie. Z drugiej strony na miejscu Pawła też by jej to wszystko nie pasowało gdyby nie jeden szczegół o którym tylko ona wiedziała.
„On nie miał many. Zużył całą podczas uzdrawiania i z jakiegoś powodu broni tej tajemnicy pilniej od faktu iż jest Zarażony. To że nie zastaliśmy Pierścienia mnie również nie zaskoczyło, bardziej zdumiewał fakt że z początku nie było widać tego kto go ukradł, ale gdy i to się wyjaśniło...”
Podjęcie decyzji zajęło jej czas od słów Pawła „Dlaczego jakoś nie zatrzymałeś drzwi” do ostatniego pytania Alexa.
- Paweł, nie pomyślałeś, że po tej całej walce z iluzjom nie miał już siły. Ledwie przed chwilą użył tarczy i nie miał już potem jak cokolwiek zatrzymać? - Wszyscy spojrzeli w jej stronę, jakby oczekując, że dociągnie swą obronę do końca, odpowie na wszystkie pytania i poda konkretne dowody. - Widziałam, że często używał magii odpierając ataki Amber gdy oboje nie byli sobą...
- Zanim na was wpadliśmy trafiliśmy do pewnego pomieszczenia – podjęła temat elfka.- W ścianach znajdowały się kolce które z każdą chwilą stawały się dłuższe...czy może to te kolczaste ściany się przybliżały. Wtedy Alex narysował krąg i użył go, by wywołać wybuch. Wcześniej ponoć wpadł na kilka pułapek i ratował się magią. Tak więc nie można wymagać, by cały czas miał manę...
Pawłowi to wystarczało, by poczuć się nieco głupio, że tak wyskoczył z tymi wszystkimi oskarżeniami. Szczerzę przeprosił Alexa. Amber by rozładować napięcie, powiedziała, że Paweł zawsze palnie jakąś głupotę, gdy jest głodny.  Nagle wszyscy sobie przypomnieli że dawno nic nie jedli. Na ratunek przyszła im spłaszczona, pognieciona zawartość ich plecaków. 
Podczas tej przerwy na posiłek smok przypomniał sobie, że nie została jeszcze wyjaśniona kwestia tego dlaczego Alex właściwie za nimi podążał. To jednak zeszło na boczny tor, gdy nagle coś zrozumiał. 
- Paulina, jak mogłaś widzieć to jak Alex walczy z Amber skoro sama nie byłaś sobą? 
- Od samego początku wiedziałam o iluzji. Gdy tylko zobaczyłam rzeźbę wilka krzyknęłam byście uważali. Cóż mogliście tego nie słyszeć. W każdym razie byłam świadoma tego co się dzieje i w praktyce niemal musiałam walczyć z wami wszystkimi. Nie chciałam wam o tym wcześniej mówić, bo... To głupie z początku myślałam, że mam coś wspólnego z Pierścieniem, ale to pewnie przez to co mówił Alex. Jestem z klanu Feniksa i dlatego wiedziałam o wszystkich pułapkach, znałam całą drogę itd.
- Tak to ma sens – wydukał Paweł wracając do jedzenia. Ponieważ obiecał sobie, że będzie ufał Paulinie nie drążył tematu. Pozostawała kwestia jak się wydostać z tej ostatniej pułapki, której nikt z nich nie przewidział.
- Skoro Wybraniec ma za zadanie zniszczyć Pierścień to może również wyjść z miejsca gdzie go zamknięto - zauważyła Paulina. - Jeśli ktoś może nas stąd wydostać to właśnie ty Paweł.
Jesteś  teraz przywódcą jak chciałeś– po słowach Pauliny wszyscy spojrzeli na młodego smoka.
- Ta zrzućcie całą odpowiedzialność na mnie... - wydawało mu się że Paulina mój to tylko dlatego, by mu coś udowodnić, ale potem przypomniał sobie co mówiła, gdy nie wiedziała, że on słucha.
-  Na pewno jakoś się stąd wydostaniemy.
- Ciekawe jak!? Mam wyważyć wrota? 
Z początku uznał pomysł za idiotyczny, ale z czasem zarówno on jak i pozostali pomyśleli że niby czemu nie. 
- Trzeba najpierw sobie zadać pytanie co jest mocniejsze – zaczął Alex.
- Wrota, czy ściana? - dokończyła za niego Paulina pochwyciwszy jego tok rozumowania. - I co nam to da... Ja nie jestem w stanie nas poprowadzić do wyjścia.
- A może powinniśmy pomyśleć o suficie? - pomyślała na głos Amber. Ta uwaga sprawiła, że wszyscy spojrzeli do góry. - Co jest bardziej kruche? Kamień, czy te kryształy? - wskazała na światłołapy.
- To drugie. - pewność w głosie czarodzieja była pokrzepiająca - Ich obecność świadczy, że niedaleko do powierzchni. Skądś muszą brać te światło. 
Spojrzenia na powrót powędrowały do Pawła, który powili odzyskiwał pewność siebie. Mieli już plan.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 54: Smocza klątwa


Alex trząsł się z zimna, usta zrobiły mu się sine, a twarz biała jak ściana. Był cały mokry. Jednak wyglądało na to, że już się opamiętał i nie będzie musiała z nim walczyć. Zresztą nawet gdyby musiała, nie miałaby już zupełnie siły. Oboje zmęczeni oparli się o ścianę.
- Dlaczego ty jeden się „przebudziłeś” z tego stanu? - zapytała w końcu czerwonowłosa, gdy oboje złapali oddech.
- Wpadłem do wody.
- Paweł także wpadł i nic to nie dało.
- Nie wiem – powiedział szczerze i zamyślił się. – Może to dlatego, że już miałem do czynienia z tym wilczkiem. – Wskazał na posążek. - Tylko tamta iluzja była nieco inna. W pewnym momencie zrozumiałem, że jestem w iluzji, tylko nie wiedziałem, jak z niej wyjść. Potrzebny był jakiś bodziec z zewnątrz.
- Już myślałam, że ty jeden posłuchałeś mojego polecenia. Chyba powinniśmy sprawdzić, czy nic im nie jest i czy nie wrócą do tamtego stanu.
- Raczej już nie będą chcieli nas zabić...
Chłopak zauważył, że całe ubranie się do niego klei.
- Nie obrazisz się jeśli, najpierw sprawdzę, czy sam nie mam jakiejś otwartej rany? No wiesz czy nie krwawię...
- Wiem, co to rana otwarta – zauważyła, mając wrażenie, że robi z niej idiotkę.
Paulina prawie zapomniała o zagrożeniu, jaką jest jego krew. Zawsze jak o tym myślała, przypominała jej się pewna choroba z jej świata – AIDS. Z ta różnicą, że człowiek z wirusem HIV nie traci duszy i nie zmienia się w upiora. Te przemyślenia przerwał jej Alex, który zdjął wierzchnią koszulę i zabierał za rozsupłanie rzemieni na rękawach białej. Paulina odwróciła wzrok. Psotka i Meg przycupnęły na kamiennym podłożu niedaleko basenu. Najwyraźniej wróżka, mimo wrodzonej nieśmiałości, próbowała zagadać, ale ptak widocznie nie był zainteresowany zawieraniem znajomości, bo nie odrywał wzroku od swojego pana, który wyciskał wodę z ubrań, oszczędzając w ten sposób manę. Tylko spodnie wysuszył magią.
Na barku, lewym boku i miejscami na ramionach miał głębsze zadrapania. Ich obecność od początku zdradzały dziury w i tak nie najlepiej wyglądającym ubiorze. W pewnym momencie błysnęło zielone światło i wszystkie po kolei zaczęły znikać. Paulina pomyślała, że to trochę śmieszne, że on dygocze z zimna, gdy ona wręcz się zgrzała podczas walki i czuła jakby lód na którym siedziała miał się za moment roztopić. Ręka ją zapiekła na całej długości. By nieco przygasić ból, chwyciła jeden z większych odłamków zamarzniętej wody i przyłożyła do skóry. Alex zauważył to, gdy skończył się leczyć i wkładać ciuchy.
- Coś ci się stało w rękę –  bardziej stwierdził niż zapytał.
- To przez Pawła. Nikt mnie nie uprzedził, że potrafi tak mocno uderzać. - Spojrzała na dziurę w ścianie, którą utworzył, chcąc przerobić jej głowę na krwawą miazgę.
„W dodatku już wcześniej coś miałam z tą lewą ręką” - pomyślała, wspominając upadek z drzewa i przebudzenie się na brzegu jeziora po wpadnięciu do rzeki Alwiny.
- Pomóc?
- Znaczy co? Dobijesz mnie? - powiedziała zdając sobie sporawe, że na chwile obecną wszystko ją boli.
Nogi przeszły paręnaście kilometrów w tym część biegiem, brzuch który się skręcał z głodu, ręka i cała reszta.
- Taa...śmierć to jest jakaś ulga, ale nie o tym mówię. – Złapał ją za rękę.
W tej chwili nastolatka przysięgłaby, że jej krótkie włosy stanęły jej dęba. 
Ręka która jej dotknęła była wręcz lodowata. Prawdopodobnie przez  to, że jej właściciel niedawno wpadł do zimnej wody. Możliwe też, że to dlatego że ona sama czuła sie na zgrzaną.
 Nawet nie zdążyła zaprotestować nim chłopak podwinął jej rękaw i zlokalizował miejsce do którego niedawno przykładała lód. Ostrzegł ją że może poczuć przez chwilę zimno i rzeczywiście poczuła. Jakby jej nerwy zamarzły. Wystraszyła się myśląc, że za moment odmrozi sobie kończynę, albo straci w niej czucie. Mimo to ufała mu na tyle, że miała pewność, iż nie zrobi jej świadomie krzywdy. Pozostawała co prawda kwestia tej nieświadomego, niecelowego okaleczenia jej, ale o tym wolała nie myśleć. Syknęła kilka razy, ale z czasem poczuła ulgę. Wszystko było w porządku dopóki, coś powyżej złamania nie zaczęła się odzywać. Była to jej pieczęć. Kiedy lodowe znieczulenie dotarło do jej śladu po oparzeniu wiedziona impulsem, nad którym nie panował wyrwała swoją dłoń
- Odwal się ! - krzyknęła po czym szybko zasłoniła usta.
Pierwszy raz powiedział coś takiego. Na co dzień udawało jej się panować nad sobą i nie wysławiała się tak...agresywnie i niekulturalnie. Alex jednak nie bardzo się tym przejął.
- No dobra...- Wzruszył ramionami. – Zresztą nie spodziewałem się podziękowań.
Nastał niezręczna cisza. Paulina nie wiedziała co powiedzieć.
Paweł i Amber zostali jedynie lekko potłuczeni i ich życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Alex nie widział też potrzeby, by ich wiązać. Gdy wrócił na miejsce po pewnym czasie okazało się, że ciekawość czarodzieja jest silniejsza od jego skłonności chowania urazy.
-Mogę wiedzieć jak udało ci się go uśpić? - Wskazał na Pawła.
Paulina sama nie była pewna więc opisała końcówkę starcia. Alex uzupełniał jej lakoniczne wypowiedzi zadając pytania, aż doszedł do następujących wniosków:
- Uderzyłaś Pawła będącego w postaci smoka w głowę, a ten chwilę później spał? Wygląda to tak jakby smoki miały za uchem czuły punkt. Jak niektóre gady...interesujące – spojrzał na Pawła jak na okaz w terrarium.
-Interesujące? Raczej straszne. Ktoś kogo znam od dzieciństwa ma jakieś gadzie odruchy...
Alex zaczął się śmiać, a ona nie bardzo wiedziała, czy to z niej, czy z czegoś innego.
- Przepraszam. Tak mi się coś przypomniało.
Paulina tak długo wpatrywała się w niego z niemym pytaniem, że w końcu wyznał co mu chodziło po głowie. W końcu nie była to żadna tajemnica.
- Przypomniało mi się jak kiedyś Violett zamieniła go w żabę. Nawet nie pamiętam o co wtedy poszło. Zanim z pomocą pewnego kolegi nie wróciłem do własnej postaci. Miałem okazję z bliska przyjrzeć się światu z punktu widzenia żaby. Miał dużo szczęście, że nie był w tym zupełnie sam. Po tym wszystkim przestaliśmy raz na zawsze dręczyć żaby, a z czasem i inne zwierzęta. - Ponownie się uśmiechną tym razem przeszły ją dreszcze gdy dodał – Może gdyby ktoś ciebie przemienił w gada na jakiś czas to zwalczyłabyś tą fobię.
- Tak...bardzo zabawne.
- Tak, choć klątwa zmieniająca w żabę, a w smoka to nie to samo. - widząc, że dziewczyna najwyraźniej się zainteresowała i zdziwiła jednocześnie przeszedł do wytłumaczenia jej tego iż na Pawle tak jak i na pozostałych pół smokach ciąży coś w rodzaju klątwy. Zmusza ich ona do tego by przemieniać się w smoka dopóki z powierzchni ziemi nie zniknie ostatni demon. Czarodziej do tej pory myślał, że to kolejna plotka, mająca usprawiedliwić istnienie Strażników i przekonać wszystkich, że wszystko co robią jest dla wyższego dobra. Od kiedy na własne oczy zobaczył co pierścień zrobił z Oscarem nieco zmienił zdanie. Pojawiało się tylko pytanie: Skoro taki jest powód istnienia tej smoczej klątwy to jaki cel mają Magowie Kręgu? Dlaczego wygląda na to, że oba te organizacje są od siebie niezależne?
Paulina chcąc nie chcąc musiała przyznać, że o tym nie wiedziała. Wówczas Alex zauważył, iż dziewczyna powiedziała iż znam Pawła od dziecka, co go zainteresowało. Musiała mu nieco pokrętnie wyjaśnić, że mieszkali w tym samym miejscu i znali się z widzenia z pewnego miejsca. Jednak zgodnie z prawdą zaznaczyła, że całkiem niedawno dowiedziała się o tym, że jest on smokiem.
Była to ich najdłuższa jak dotąd rozmowa. Oboje nie mieli nic do roboty oczekując aż ich towarzyszę wstaną, a sami również nie mieli sił się dalej ruszać. Cała złość jaką Paulina żywiła do czarodzieja po ich kłótni zelżała, mimo iż chłopak nie zrobił nic by naprawić to co powiedział wcześniej. Doszła do wniosku, że nawet gdyby przeprosił ją nie zmieniłaby zdania o nim.
- Dlaczego przez cały czas traktujesz mnie jak smarkulę, z którą można robić co się chce.
- Nie. Traktowałem cię jak niemagiczną.
- To brzmi jak rasizm.
- Nie uważam, że czarodzieje są lepsi, po prostu jestem świadom istniejących między nami różnic. Zauważyłaś że w mieście zabrakło pewnego naszego znajomego.
- Tobiego? - To imię od razu jej się skojarzyło. Wówczas zrozumiało kogo przez cały czas brakowało jej wśród grupki dzieci.
Alex obwieścił jej iż obudziły się w nim moce co jej nie mieściło się w głowie.
- Twój Haku ci o tym nie powiedział prawda? Widzisz ci ludzie tylko z pozoru są tacy tolerancyjni. Zauważyłaś jak reagują na Amber? Nie podoba im się, że elfy znajdują się w ich mieście dlatego tak odmawiali pomocy Strażników, dlatego wyhodowali ten zabójczy las, by odciąć się jak się da od świata zewnętrznego – Alex urwał, zrozumiawszy że trochę się rozgadał i schodzi z tematu. - W każdym razie Odwołuje to po tym jak udało ci się odzyskać wspomnienie i przejść labirynt.
- Skąd wiedziałeś, że mogę go przejść i was w dodatku przeprowadzę
- Nie wiedziałem – Alexa zaskoczyło te pytanie - pomyślałem, że skoro zwykli ludziom udało się przeprowadzić Szamana tak daleko to skoro ty należysz do klanu który jest wymieniony na tamtej ścianie to tym bardziej powinno nam się udać. Poza tym mnie i Amber nikt nie prowadził przez dłuższy czas. Mieliśmy szczęście, że się nie minęliśmy.
- Obawiam się, że nigdzie dalej was nie oprowadzę. Nie jestem członkiem Kręgu i nie wiem co czeka nas dalej, o drodze powrotnej nie wspominając.
- Wraz z Amber sporządziliśmy schematyczną mapkę. Jakoś stąd wyjdziemy.
- O ile w następnym pomieszczeniu nic nas nie zabije.
- Czujesz się odpowiedzialna za nich prawda? Za Pawła i Amber. Gdyby nie ty nie dotarłby tutaj i już dawno dał sobie na wstrzymanie, a Amber nie ma z tym nic wspólnego. Ja wszedłem w to z ciekawości z własnej woli, ale oni nie dotarli by tu.
Paulina opowiedziała mu, że co prawda wiedziała już wcześniej, że sama sobie nie poradzi, jednak nie spodziewałam się że to będzie aż tak poważne. Sara mówiła, że ważą się losy świata, ale wtedy to brzmiało jak bajka. Nierealna fantastyczna bajka. Odwieczna walka między siłami dobra i zła. Nawet ktoś użył stwierdzenia „ciemna strona” i potrafiła brać tego tak całkiem na poważnie. Nie miała to być wycieczka krajoznawcza. Po prostu myślała że w najgorszym razie złapią ich Strażnicy i zawloką do domów. Że znajdą jakieś zapiski, dokumenty, albo mapę czy coś... Nie spodziewałam się wpaść do morderczego labiryntu, na końcu którego znajduje się Pierścień. W jej głosie pobrzmiewała ironia. Wtedy doszła do wniosku, że tak naprawdę nikt nie powiedział co będzie na końcu. Po prostu to wiedziała, bo co innego mogłoby być chronione przez tyle pułapek? Co innego mogło się znajdować pod Świątynią Boga Powietrza jak nie II Element ?
- Nie chcesz go znaleźć? - spytał Alex w pewnym momencie.
- A po co mi on? Jakbym chciała Pierścień to ukradłabym ten, który ma Sanako, albo...nie wiem. Połączyłabym siły z tymi złymi. Uciekając z domu byłam zdecydowana odkryć swoja przeszłość.
Już chciała się spytać czego on sam tu szuka, Pierścienia czy czegoś innego, ale on ją wyprzedził.
- Po co?
- Jak to po co? Jak się nie zna swojej przeszłości to nie można się odnaleźć w teraźniejszości i nie ma się przyszłości.
- Mnie nie obchodzi moja przeszłość. Gdyby się dało najchętniej bym się od tego wszystkiego odciął.
"Mam mówiła mi, że gdy ktoś nie zna swojej przeszłości to nie odnajdzie się w przyszłości. Eh...To by wyjaśniało dlaczego tak trudno podjąć mu decyzje. Co zamierza zrobić znalazłszy się w środku tego wszystkiego? A może już wybrał, choć zachowuje się jak bierny obserwator."
- Ciągle się zastanawiasz dlaczego nie chciałem dołączyć do twojej drużyny?
- Już nie mojej. Niedawno ustaliliśmy, że oficjalnie to Paweł jest liderem.
- Skąd u ciebie te poświecenie? - zaśmiał się.
-To nie żadne poświęcenie. Po prostu doszłam do wniosku, że jako przyszły Wybraniec powinien umieć dowodzić, a nie nauczy się tego bez praktyki. 
- Założę się, że nie dasz radę bez wydawania rozkazów. Z tego co zauważyłem lubisz się rządzić – droczył się z nią aż wreszcie przyjął ten zakład biorąc go na poważnie.
______________________________________________________________________

Nareszcie. Teraz mogę spać spokojnie. Właśnie zrobiłam pierwszy krok do przodu od naprawdę bardzo dawna.  Teraz jeśli chcecie mogę dodawać rozdziały raz w tygodniu. Prawdopodobnie nie poznacie przez to zakończenia przed końcem roku, ale przynajmniej się za bardzo nie pogubicie. 

Czy ta czcionka nie jest przesadnie duża?  Wydaje mi się, że ułatwi wam to czytanie, ale może przesadzam. 

niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział 53: Swój czy wróg?


Przed wejściem przypomnieli sobie o trupi w „kostnicy”. Był on jak wiadomość „Jestem czarodziejem. Nie zawaham się zabić. Jestem przed wami”. Powinni się pośpieszyć jednak istniała groźba, że ten kto go tak załatwił znajdował się tuż za drzwiami, lub zostawił jakąś pułapkę. Czuła iż grozi im niebezpieczeństwo, a po trupach za nimi wręcz śmiertelne. Doszła do wniosku, że puki co mieli więcej szczęścia niż rozumu. Zastanawiała się również - po co oni idą dalej?
„Już za późno by się teraz wycofać. Nie po to uciekałam z domu, narażałam się, postanowiłam zaufać Pawłowi... Nie wiem jak długo będę w stanie rozeznawać zakręty w labiryncie...- ta myśl sprawiła, że poczuła przypływ paniki, gdyż zdała sobie sprawę, że mapa zaczyna się rozmywać w jej umyśle. Tu przypomniała sobie słowa Alexa: Paulina pochodzi z Klanu Feniksa, czyli tego którym został wybrany do uwięzienia demonów. Więc dzięki niej przejdziemy bezpiecznie...a przynajmniej tak w miarę...ale ci ludzi mieli tych genów za mało..." No fajnie, ale nikt nie przewidział tego, że ponieważ żadne z nas nie jest członkiem Kręgu może okazać się, że nie damy rady stąd wyjść. Szczególnie jeśli zapomnę wszystkie zakręty i pułapki.”
Ze zdenerwowania, czy z jakiegoś innego powodu stwierdziła, że nawet wspomnienia z podróży labiryntem zaczynają jej się rozmywać. Zmusiła swój umysł do przypomnienia sobie całej „wizji” od początku do końca, nagle zdała sobie sprawę że miejsce w którym się znajdują jest jej znajome. Już kiedyś je widziała.
Głębokie zbiorniki wody po bokach odbijały światło Alexa, tworząc ruchliwe zielone wzory na suficie. Droga pomiędzy basenami była bardzo szeroka i długa. Zmieściłoby się się tam z tuzin koni.
Przeszedłszy pół drogi Paulina dojrzała na ścianie przed nimi tą samą co wcześniej wyrzeźbiona w ciemnym kamieniu głowę wilka, z obnażonymi kłami i groźnie wyglądającymi oczami. Znaleźli się w ostatnim miejscu jakie „widziała” Paulina nim wszyscy spadli. Gdy tylko dojrzała w nich blask odwróciła wzrok i kazała reszcie zasłonić oczy. Jej głos został jednak zagłuszony przez odgłos gongu dochodzący ze ścian i zaskakująco realistycznie wilcze wycie posążku.
Pochodnie na ścianach zapaliły się dzięki czemu okazało się, że pomieszczenie jest większe niż się z początku wydawało. Dno basenów podświetliło się na niebiesko. Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy zobaczyła swych towarzyszy. Nie przypominali bezrozumnych zombi, ale wyglądali na zamroczonych, a z czasem nawet w oczach Amber zagościła żądza krwi. Alex i Amber od razu zaczęli magiczny pojedynek, a Paweł stający najbliżej rzucił się na nią. Wymierzył cios w twarz koleżanki, przed którym ona zdążyła osłonić się ręką. Poczuła mocny ból i przez chwilę myślała że kość pękła jej na pół, co na szczęście nie było prawdą. Kolejne uniki robiła jednocześnie ciągle się cofając, aż w końcu dotknęła plecami ściany.
-Paweł spokojnie, bo zrobisz sobie krzywdę... – to mówiąc kucnęła unikając jego pięści która uderzyła w miejsce gdzie niedawno była jej głowa tworząc głęboką dziurę - ...albo co gorsza mnie.
Zaczęła na czworakach uciekać jak najdalej, a gdy wstała Paweł akurat wyciągną rękę (utknęła dość głęboko) ze ściany. Z trudem przełknęła ślinę. Wydawało jej się, że ręka jej zaraz odpadnie.
„Dlaczego nikt mi nie powiedział, że on tak potrafi?! - krzyknęła w myślach – „przecież gdyby to była moja głowa to leżałabym już bez czucia. Powariowali przez tego wilka. Na czym polega ta próba? Mamy się pozabijać? To nie ma sensu. Nie wróć...to nie próba tylko przeszkoda, pułapka na złodziei i gdyby nie to, że wiedziałam by nie patrzeć w oczy... Tyle że mimo to oberwałam... Jestem głupia. Mogłam wcześniej im powiedzieć o tym co widziałam. Na przykład przed wejściem tutaj.” - wytykała sobie pocierając boląca kończynę. - „Musze coś wymyślić...” - jednak szybko odrzuciła ten „plan” - „nie nie myśleć. Poczuć. Skoncentrować się na walce tak jak przed chwila. Oni z pewnością nie myślą o niczym innym i dobrze im to wychodzi. Skoro on walczy na poważnie też powinnam.” - zrobiła głęboki wdech stając twarzą w twarz ze swoim kolegą.


Paweł znowu ruszył w jej stronę. Tym razem uniki, które robiła miały nie najlepsze skutki. Raz nawet została przewrócona i przykuta jego ciężarem do ziemi. Na szczęście w porę założyła my kaptur i naciągnęła na oczy i zawiązała tak mocno, że jeszcze długo nie mógł się z nim uporać. Dało to jej czas na zrzucenie go z siebie, wstanie i uzbrojenie się w swojego noża. Nie chciała, mu zrobić większej krzywdy, ale wiedziała że chłopak potrafi zaskakująco szybko się regenerować. Domyśliła się tego po tym jak zadraśnięcia których się nabawił w labiryncie zniknęły, jak choćby wtedy gdy przez własną głupotę niemal nie stracił głowy. W każdym razie dzięki temu mogła go dźgać w kończyny bez większej krępacji i obawy, że go uszkodzi na stałe.
Jak to często bywał kunai nie bardzo jej słuchał, jakby miał własny umysł. Mogło to wynikać z faktu iż był artefaktem, przedmiotem magicznym, którego ona nie bardzo potrafiła używać.
Przez przypływ adrenaliny zapomniała na moment o ręce, jednak nadal nie mogła jej nadwyrężać. W umyśle pojawiał jej się przeróżna kombinacje podpatrzone w telewizji. Większości nie mogła wykonać, gdyż na chwilę obecna wydawały jej się nierealne.
Wiedziała że chłopak musi mieć jakiś słaby punkt, coś co nie wynika z jego osobowości, która teraz nie ma żadnego znaczenia. Dziewczyna widziała tylko jedną walkę z udziałem Pawła, a był nią pojedynek z Oscarem. Dlaczego przegrał? Rożnica wieku, doświadczenia, prędkości, umiejętność znikania... na to nie mogła liczyć. Nie była swoim kuzynem i nie wiedziała, że jest Pierścieniem, a nawet gdyby wiedziała zapewne nie miałaby pojęcia jak to wykorzystać. Czuła ze długo nie wytrzyma takiej walki. Co chwila musiała odskakiwać i unikać uderzeń, które były w stanie połamać jej drobne, kruche kości. W pewnym momencie jednak jej przeciwnik wytrącił jej z dłoni kunaja, jednocześnie niemal łamiąc jej palce.
Zobaczywszy, że tuż za nią zaczyna się jeden z basenów, w ostatniej chwili odskoczyła na bok. Miała nadzieje, że ten nie wyhamuje i wpadnie do wody. Niestety tak się nie stało. Podczas gdy Paweł się odwracał w jej stronę ona przykucnęła i podcięła mu nogi. Dopiero wtedy stracił na moment równowagę. Uważając, by nie pociągnął jej za sobą popchnęła go i wepchnęła do basenu.
„Instynkt się sprawdza” - pomyślała.
Jednak nie był jeszcze czas na odpoczynek. Pozostała dwójka nadal walczyła. Paulina nie mogła uwierzyć, że wcześniej nie zwróciła uwagi na przeciąg i chłodne powietrzem. Pierwszy i ostatni raz miała okazję zobaczyć wymianę ciosów pomiędzy dwoma magami powietrza. Elfka podobnie jak Alex nie używała różdżki a moc przywoływała podobnymi gestami, obaj byli średniodystansowcami. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy ktoś dostał, czy zdołał się obronić. Gdy Amber posyłała swe podmuchy spychała czarodzieja coraz bardziej do tyłu lub przyciągała do przody wedle swego uznania mimo iż on chronił się tarczą. Alex natomiast gdy pozwalała na to sytuacja starał się uformować wiatr w ostrza, które ona jednak rozpraszała nim do niej dotarły. Paulina praktycznie nie widziała w jaki sposób przemieszczają się ciosy przesyłane powietrzem. W pewnym momencie oboje wysłali swe ataki jednocześnie tak, że starły się jak dwa fronty burzowe w połowie odległości między nimi.
Z początku wydawała się, że ponieważ style są te same to szanse są wyrównane. Nic bardziej mylnego. Okazało się bowiem że jedno z nich miało lepszą wprawę w magii powierza. Bynajmniej nie był to czarodziej, który nie skupiał się na jednym żywiole. Amber dosłownie zdmuchnęła go z areny. Pokonany wpadł do wody. W dodatku bardzo głęboko.
~Paulina nie śpij! - pisnęła Psotka.
„Prawie o niej zapomniałam...” - pomyślała Paulina gdy jasność myślenia powoli jej wracała.
Zobaczyły Meg która fruwała pod sklepieniem i wydawała odgłos podobny do wołania. W tym czasie Amber nie do końca świadoma co robi zaczęła zamrażać wodę, do której wpadł właściciel daimona.
~Paweł!
Czerwonowłosa obróciła się i ujrzała jak z wody wystają dwa nieludzkie kształty. Gdy ponownie się poruszyły i całe rozłożyły się nad powierzchnią wody, domyśliła się, że są to smocze skrzydła. Nie zdążyła mrugnąć, a ich właściciel wyskoczył za ich pomocą na brzeg. Jego ociekające wodą cielsko wydawało się większe niż ostatnio gdy go wiedział.
Dacie radę odwrócić jej uwagę? - spytała Paulina daimona, mając na myśli Amber.
~Spróbuje... - wyjąkała wróżka.
Meg ruszyła z odsieczą bez specjalnego zaproszenia, czy rozkazu dziobiąc Amber, a gdy zamiast niej odwracaniem uwagi zajęła się Psotka, ta poleciała do swojego właściciela próbując dziobem stworzyć choć niewielką dziurę w lodzie.
- Paweł! Ocknij się! Nie mów, że jesteś taki tępy, że nie potrafisz przejrzeć iluzji. Jako smok powinieneś być czaro odporny.
„Choć jak widać jeszcze nie na wszystko się uodpornił.”

Dziewczyna czuła, że o ile przeżyje jej uraz do gadów znacząco się pogłębi. To wszystko choćby przez olbrzymie oko o pionowej źrenicy wrogo jej się przyglądające. Czuła że lepiej by było gdyby w nie nie patrzała, jednak nie była w stanie odwrócić wzroku. W pewnym momencie smok, otworzył pysk wypełniony rzędem ostrych jak szable zębów i ryknął prosto na nią. W tym momencie bała się już tak bardzo że zupełnie zapomniała o tym, że stoi przed nią osoba z która od zerówki chodziła do klasy.
Tymczasem elfka odganiając się od wróżki jak od muchy w końcu w nią trafiła, i ta wylądowała nieprzytomna na ziemi. Amber kontynuowała zamrażanie wody. Paulina słyszała jak lód robi się coraz grubszy, a uwięziona pod nim osoba uderza w niego by się wydostać. Teraz sama jedna musiała jakoś unieruchomić Amber i Pawła, który przybrał postać smoka i wyglądał jakby ważył trzy razy więcej niż ona sama. W międzyczasie uratować Alexa nim skończy mu się tlen, a samej nie zginąć. To wszystko naraz wydało się ponad jej siły. Nie ma mowy by pokonała smoka i elfa naraz. Ona która nigdy dotąd nie walczyła i nie umiała wykonywać żadnych magicznych ataków. Momentami myślała, że najłatwiej byłoby po prostu uciec. Drzwi wyjściowe nadal były otwarte, jakby tylko zapraszały by przez nie wyjść. Wątpliwym było, czy by jej nie gonili i czy udałoby jej się wydostać z labiryntu, teraz bowiem w jej głowie panował taki mętlik pod tym względem, że jak na złość nie pamiętała nawet jak dostała się do „kostnicy” z której tu przyszła.
Za to ciągle łaziły jej po głowie słowa Pawła. „To oczywiste, że w takiej sytuacji Pierścień przechodzi na drugie miejsce.” - powiedział ignorując wtedy skrót. Gdyby wybrał tą drugą stronę może by do tego nie doszło. Jakoś bym pozostałych wyprowadziła...jednak w jednym miała rację – jeśli weszliśmy tu razem to i razem wyjdziemy.
Gdy smoczysko zaczęło się zbliżać w jej kierunku, ta podbiegła do ściany i wyciągnęła z niej pochodnie. Sam pomysł może nie był zbyt mądry. Bo co może zrobić ogień stworzeniu, dla którego skała jest jak styropian, a w wodzie czuje się na tyle dobrze by się nie utopić? Szczególnie biorąc pod uwagę iż ogień to jego żywioł. Ku jej przerażeniu Paweł zjadł, pogryzł i połknął jej „broń”. Paulina patrzyła na to robiąc wielkie oczy, przy czym szczęka jej dosłownie opadła.
„Ok...teraz poważnie się boje.”
Mocno złapała kunai tak, że ostrze za które trzymała wbijało jej się boleśnie w dłoń. Korzystając z nieuwagi gada uderzyła go rączką swej broni w okolice skroni w celu ogłuszeniu. Szczerze nie wierzyła, że po tych wszystkich nieudanych próbach to odniesie jakiś skutek. Mimo to gdy się odwróciła jej przeciwnik leżał nieprzytomny i...chrapał. Paulina nie zastanawiając się jak to możliwe, że tak szybko udało jej się go uśpić. Zmęczona upadła na kolana i opierając wyprostowane ręce o ziemie łapała oddech. Jej broń po raz pierwszy z nią współpracowała. To jednak nie było jej wiadome. Szybko coś przypomniało jej, że to jeszcze nie koniec. Tym czymś była strzała posłana przez elfkę, która dosłownie o włos ją minęła.
„Cała szczęście, że Amber nie jest mistrzem w celnym strzelaniu.” - przemknęło nastolatce przez głowę.
Psotka powoli wracała do siebie, a Meg robiła przerębel w rogu zamarzniętego już basenu. Paulina przez moment patrzyła w pozbawione uczuć oblicze swej blondwłosej koleżanki, która po zrobieniu kilku kroków sięgnęła po kolejną strzałę. Nastolatka przekonana, że w ruchomy cel trudniej jej będzie trafić pobiegła w stronę Meg. Po drodze prawie oberwała w nogę, a innym potknęła się o strzałę, która utknęła w ziemi tuż przed nią. Upadła i przeturlała się, by uniknąć trzech kolejnych wycelowanych w jej osobę i nie wierząc w swe szczęście dotarła do celu.
Chwyciła kunaja i obróciwszy go ostrzem pomogła krukowi powiększać dziurę. Nieświadomie wkładała w to tyle woli, że broń miejscami się nagrzewała. Zawdzięczała to co magii, która w pewnym momencie nieznacznie z niej „wyciekała”, czego ona sama nie czuła. Elfka zmieniła taktykę i zaczęła atakować wiatrem. Paulina spostrzegłszy to złapał Meg i okrywszy ją przed tym atakiem samej przyległa do konta zamykając oczy. Przez niewielki odór w lodzie powietrze zostawało wciągane pod wodę i niespodziewanie na zamarzniętej tafli basenu pojawiać się pęknięcia. Gdy sytuacja się powtórzyła jeden fragment pęk na tysiące mniejszych kawałków. Wiatr elfki znikł by po chwili zawiać ze zdwojoną siłą. Czarodziej nie wychodząc z wody zwrócił jej własny wiatr przeciw niej. Gdy Amber uderzyła w ścianę tracąc przytomność, Alex trzęsąc się wygrzebał się na brzeg. Paulina zupełnie wykończona, na chwilę obecną nie miała siły się ruszać.

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 52: Współpraca w ciemności


Cała czwórka znajdowała się w tunelach pod miastem, ale te były inne. Znajdowały się głębiej i prawdopodobnie nikt nie wiedział o ich istnieniu.
„To musiał być jakiś rodzaj teleportera.” - myślała nastolatka idąc pewnym krokiem środkiem korytarza.
Spojrzała na swoje ręce i doszła do wniosku, że od kiedy dotknęła ściany coś się w niej zmieniło. Raczej nie na stałe, ale jednak. Zupełnie jakby miała całą mapę labiryntu wraz z pułapkami w głowie. Cieszyło ją to gdyż było to duże ułatwienie, a jednocześnie trochę ją to niepokoiło. Dlaczego ona ma tą umiejętność? Czy każdy mógłby ją zdobyć i bezpiecznie przejść labirynt? Jeśli tak to prawdopodobnie nie mieliby tu już czego szukać gdyż Pierścień zostałby dawno stąd wyniesiony. Czy ten kto ich zaatakował na powierzchni przemieszcza się równie swobodnie co ona? Jeśli tak decydująca będzie prędkość i to w jakim miejscu się pojawili. Ona wiedziała gdzieś cel.
„Trzeba się pośpieszyć” - zdecydowała przyśpieszyć kroku, tak że niemal biegła.
W pewnym momencie jednak zmęczona zwolniła dochodząc do wniosku, że cel wcale nie jest tak blisko i lepiej będzie rozplanować siły. Nie od razu wpadła na swojego rówieśnika, a gdy to nastąpiło korytarz wypełnił odgłos uderzenia pięścią w brzuch.
- Au – syknął Paweł.
- Ręce przy sobie – syknęła dziewczyna.
Przepraszam myślałem, że to ściana....Ała....Wcale nie twierdzę, że jesteś płaska. Dobra ja już nic nie mówię.
Przez jakiś czas słychać było jedynie ich oddechy.
- Na ścianach są pochodnie. Może byś się do czegoś przydał i je podpalił – zaproponowała Paulina, jednak z początku smok nie wiedział o co chodzi - Potrafisz chyba zionąć ogniem??
- Racja – powiedział i po chwili mrok ustąpił błękitnemu światłu.
Po zapaleniu pierwszej pochodni pozostałe poszły jej przykładem i same zajęły się ogniem rozświetlając szeroki korytarz. Znajdowali się w miejscu gdzie krzyżowały się dwie drogi dając im trzy trasy do wyboru, nie licząc zawrócenia się.
- Nareszcie się na coś przydałeś.
- Wystarczyłoby „dziękuje” - mruknął nastolatek.
- To światło jest po to byś nie musiał macać po ciemku wszystkiego co się znajdzie w zasięgu twoich rąk. Ja wiem gdzie iść – powiedziała nie mogąc ukryć wyższości w głosie i jednocześnie chłodnej obojętności tym faktem.
- Ta jasne.
- Idziemy tędy. – Wskazała na korytarz całkiem na lewo.
- Niby dlaczego?
- Umówmy się tak, że ja pokazuje drogę, a ty nie zadajesz pytań.
- Skąd wiesz gdzie iść?
- Mówiłam. Bez pytań.
- A ja nie powiedziałem, że się zgadzam. Nie będę wykonywał twoich poleceń – mówiąc to wybrał środkowy korytarz.
- Czekaj!
Przeszedł raptem kilka kroków. Jeden z nich prawdopodobnie uwolnił mechanizm. Ze ściany wydobył się złowieszczy dźwięk, a chwilę później po obu stronach pojawiły się ostrza, które prawie odciekły chłopakowi głowę. Prawie gdyż Paulina w porę pociągnęła go za bluzę do tyłu. Ten upadł na ziemię i znalazła się z powrotem na rozgałęzieniu korytarzy.
- Czasem zachowujesz się jak skończony palant wiesz? Twój problem, ale jeśli nie będziesz ufał osobom, które chcą ci pomóc to zostaniesz sam.
- Że niby uciekłaś z domu tylko po to by mi pomóc, bo tak strasznie ci zależy na mnie i Świecie Smoków? Skąd te poczucie odpowiedzialności za świat, który znasz ledwie parę tygodni i jeszcze nie tak dawno temu marzyłaś tylko o tym by jak najszybciej się z niego wydostać?
- Będę szczera. Jeszcze niedawno miałam gdzieś tą rzeczywistość i niewiele by mnie poruszyło jej zniknięcie...
„Dlaczego on mnie tak irytuje?” - Dziewczyna wzięła głęboki wdech dochodzą do wniosku, że nie może teraz pozwolić na kłótnie. Dręczyło ją tylko czemu to takie trudne.
- ...ale dla twojej wiadomości są tu moi rodzice – dodała już spokojniej. - I o ile wcześniej jedynie nie zamierzałam się bez nich stąd ruszać o tyle niedawno zrozumiałam, że cokolwiek tu robią te miejsce jest dla nich ważne. Chce zrozumieć dlaczego tu przyjeżdżają i dlaczego to przede mną urywali. Mój prywatny cel nie stoi na drodze temu by ci pomóc. Nie ważne czy jesteś człowiekiem, jaszczurką, czy jednorożcem. Nie mam nic do tego, że jesteś gadem. To co mnie irytuje to twoje nastawienie. Ty nie lubisz mnie, a ja ciebie i to się nie zmieni, ale jesteśmy drużyną i musimy współpracować.
Paweł dłuższy czas zastanawiał się nad jej słowami. Doszedł do wniosku, że jeśli nieufność wobec niej jest niepotrzebna to wychodzi na paranoika. Postanowił zignorować swoją intuicję.
- Na czym ta współpraca ma polegać? - zapytał wreszcie.
- Ja pokaże ci drogę, a ty nie będziesz tego traktował jak rozkaz tylko radę ok? Jak tak ci zależy możesz się uważać za dowódce.
„Ktoś musi zachować się dorośle w tej sytuacji, choć nie ukrywam, że lubię mieć wszystko pod kontrolą.”
- Zgoda - powiedział wyciągając rękę, którą ona uścisnęła na znak porozumienia.
Od momentu rozpoczęcia współpracy skutecznie omijali pułapki, a gdy jakiejś nie dało się ominąć pokonywali ja bez większych trudności. Tak też przeszli przez korytarz usiany ruchomymi piłami, ostrzami kręcącymi się i takimi zwisającymi jak wahadła. Raz zmuszeni byli przepłynąć przez podziemny zbiornik. Paulina nie była dobrym pływakiem, więc w tym miejscu pomógł jej Paweł, który jako smok okazał się zaskakująco dobrze poruszać się pod wodą. W kolejnym pomieszczeniu, dzięki piekielnemu gorącu szybko udało im się wysuszyć i niemal dostać szoku termicznego, względnie gorączki. Tu Paweł nie mógł używać swojej gadziej postaci, gdyż jak wyjaśnił mógłby w tym cieple zasnąć. Kolejną przeszkodą była olbrzymia kula nawiedzająca pewien korytarz spadając z sufitu. Znikała ona w dziurze w podłodze, na tyle dużej że Paulina nie dała rady jej przeskoczyć. Na szczęście dziewczyna była na tyle drobna, że położywszy się na ziemi zmieściła się w pod ścianą korytarza i kulka po prostu ją ominęła. Wreszcie znaleźli się na w miarę bezpiecznej drodze, by odsapnąć, jednak nadal maszerowali do przodu. Paweł i Paulina nie spoufalali się za bardzo, ale chcąc nie chcąc jedno dowiadywało się o drugim co chwila czegoś nowego.
- Jak chcesz potrafisz używać głowy nie koniecznie w dosłowny sposób. Szkoda, że na co dzień tego nie praktykujesz.
- Mnie natomiast zaskoczyło, że wytrzymałaś ze swoimi złośliwymi komentarzami tak długo. To jakiś twój nowy rekord?
- Rekord to był od momentu w którym wyjechałeś z Aurelwood do...o ile się nie mylę, momentu w którym spotkałam Alexa. Może dłużej.
- Łoł...Jak ty wytrzymałaś?
Oboje się zaśmiali.
- Masz przy sobie medalion? - zagadał Paweł po jakimś czasie.
- Tak – odpowiedziała krótko zwięźle i na temat.
- Amber już od jakiegoś czasu mówiła o tym, że cię wybrał, ale pewnie nie wspomniała o pierwszych Strażnikach.
- Mówiła, że kiedyś Strażnicy mieli takie telereportery pomiędzy światami, ale zaczęły być wykradane i wtedy zdecydowano się je zniszczyć i stworzyć takie stałe nie ruchome.
- O jeden taki nieruchomy toczy się właśnie wojna na wschodzie, ale też w Realu. Choć ta druga nie jest tak krwawa. Pewnie zauważyłaś, że las w którym znajdują się ruiny miał zostać ścięty a same ruiny zburzone?
- Odstraszałeś wszystkich duchami i niszcząc sprzęt, dlatego tak rzadko byłeś w szkole?
- Mniej więcej.
- Co do wojny na wschodzie. Nie mogliby po prostu zniszczyć tego o co się biją?
- No właśnie nie. Tam też żyją istoty, które czasem muszą przejść do Reala i w druga stronę.
- Nie mogliby użyć innego przejścia?
- To by zaburzyło równowagę. Wyobraź sobie tłumy istot przechodzących jedna po drugiej przez jeden portal między-wymiarowy.
- Co by się wtedy stało?
- Nie znam się na czasoprzestrzeni, ale jakby przeciążyć tą sieć to by znikła i nie byłoby żadnej.
- W takim wypadku te medaliony by się przydały. Dlaczego mi to teraz mówisz? - posłała mu podejrzliwie spojrzenie.
- Zmierzam do tego, że kiedyś istniał tylko jeden taki przedmiot i równowaga była cała, więc gdyby cała sieć zniknęła to byłoby prawdopodobnie od niej niezależne. To bardzo ważna rzecz, i...
- i ty ją prawie zgubiłeś dwa razy. Nie martw się. Gdy ktoś nie popełnia błędów to uczy się na cudzych. Zresztą nie moja wina, że to do mnie ciągnie, ale skoro już tak jest to mi to nie przeszkadza.
- Eh...Ktoś już próbował mi to wykraść. Wtedy gdy ostatnio szliśmy do szkoły. Po prostu myślę, że skoro ktoś powoduje wojnę na jednym kontynencie za pomocą teleportera, podczas gdy na drugim wszystko zmierza do końca świata, to może oznaczać, że siły zła wiedzą o przejściu.
- Sugerujesz, że chcą w to wmieszać też Real?
- Nie sądzę...nie mieliby tam mocy. Nawet demony. W Realu magia nie działa, nie istnieje.
- Ale ty latałeś? Nie udawaj że nie. Przyleciałeś do ruin.
- Smoki to co innego. W przeciwieństwie do reszty czarodziei itp. Nie używamy magi my ja po prostu mamy, składamy się z niej. Chyba nie powinienem ci tego mówić...Sara powiedziała mi to na osobności, ale skoro ty również jesteś międzywymiarowcem to chyba powinnaś wiedzieć...Pierścienie chcą się połączyć.
- W jakim sensie? Przecież to przedmioty?
- Nie wiem. Może nie wszystkie... no i stworzenia ciemności i Cienie im pomagają... - Z tego nie składnego zdania dziewczyna niewiele zrozumiałą.
- To co się stanie jak to nastąpi?
- Ograniczenie pod tytułem „nie ma magi w Realu” przestanie im przeszkadzać gdyż wspólnie będą mogły...znaczy Sara powiedziała coś że „Pięć elementów powoła do życia istotę podobną do czarnego smoka, a oba światy połączy wspólne zagrożenie z jego strony”.



- Mogłem coś przekręcić, ale...mniej więcej tak to brzmiało – zakończył po czym nastał moment ciszy.
- Dzięki że mi to powiedziałeś. Teraz przynajmniej wiem co nam grozi. Do tej pory myślałam, że dotyczy to tylko tego świata.
- Prawdopodobnie tak jest. Nie wiemy, czy demony są świadome istnienia jakiś innych i czy chcą je podbijać.
Nagle czerwonowłosa przystanęła. Długo trwałą cisza, gdyż Paweł nie wiedział co jest grane.
- Co się dzieje? - spytał.
- Gdybyś miał do wyboru dojść do Pierścienia dużo wcześniej od wroga, albo ratować przyjaciół co byś wybrał? - odpowiedziała tajemniczo.
- Dlaczego pytasz?
Westchnęła.
- Bo droga na lewo jest skrótem o którym tamten może nie wiedzieć, a z tej po prawej dochodzi wybuch i mam dziwne przeczucie, że Amber i Alex mogą z tym mieć coś wspólnego.
- To oczywiste, że w takiej sytuacji Pierścień przechodzi na drugie miejsce.
- Wiesz że to nie zabawa. Nie wiemy jak on chce go wykorzystać. Nie widziałeś tego faceta. W jego śmiechu było coś... Poza tym może przesadziłam z tym „ratować” może im tak naprawdę nic nie być – Paulina wzięła tą decyzję bardziej na poważnie, rozpaprywał każde za i przeciw – może lepiej ty idź dalej, a ja ich stąd wyprowadzę puki wiem jak.
- Według umowy ty miałaś tylko pokazywać drogę. Poza tym jak się potem spotkamy?
- No dobra ty dowodzisz – wzruszyła ramionami i ostatni raz spojrzała na skrót.
Nie zależało jej by dojść do Pierścienia. W zasadzie sama nie wiedziała po co tu weszła. Co chciała sobie udowodnić? Nie żałowała tego, że doszła tak daleko, ale na moment zapomniała po co.
„Na razie skoncentruje się by pomóc Pawłowi, a to jaki jest cel niech on decyduje.”
Prawy korytarz okazał się tak stromy i śliski, że wręcz po nim zjechali w dół. Nie mając jak wyhamować, cała czwórka wpadła na siebie. Z miejsca z którego wybiegli Amber i Alex zionęła spora dziura i mnóstwo gruzów.
- Co to był za wybuch? - zainteresowała się czerwonowłosa, gdy wszyscy już się pozbierali i wstali z podłogi.
- Elfia kartka na której wyrysowano bombowe kręgi runiczne – wyjaśnił Alex.
- Fajnie że jesteśmy już wszyscy razem – Paulina otrzepała spodnie - Szkoda że w takim miejscu.
Rozejrzawszy się zatęskniła za ciemnością Gdyż może bez światła nie wiedziałaby co znajduje się w kątach pomieszczenia, a miejscami i pod ich nogami. Robactwo i szczury były tylko dekoracjami gdzie prawdziwy klimat grozy tworzyły rozkładające się zwłoki i szkielety. Całą siłą woli powstrzymała się przed krzyknięciem do Alexa „zgaś to”, by móc udawać, że nic nie widziała.




- O bogowie...-szepnęła Amber. - To pewnie ci zaginieni „zombi”.
- To wyjaśnia po co temu pseudo-magowi byli ludzie. Jeśli szukał czegoś w labiryncie umieszczał w nim ludzi.
- Straszne...- powiedziała Amber jeszcze ciszej niż poprzednio, a jaj głos poniósł się echem.
- Niby co by mu to dawało? - dopytywała się Paulina której teoria Alexa nie bardzo pasowała.
- Nie wiem, ale sami by tu raczej nie weszli.
- To przesłuchajmy świadków to może się dowiemy – chwycił jedną czaszkę i postępował z nią jak z marionetką, jednocześnie podświetlając jej wnętrze zielonym światłem - No więc kostek skąd ci ludzie się tu wzięli?
- Spadli tutaj zsypem - „powiedziała” czaszka poruszana przez czarodzieja i wskazała otwory w suficie.
Paulina zastanawiała się jak i kiedy czarodziej je zauważył.
- A kto im pozwolił się tu znaleźć ?
- Tamten facet - „odpowiedziała” czaszka.
Wzrok pozostałej trójki zwrócił się we wskazanym kierunku i zobaczyła trupa o ciemnej karnacji, leżącego na plecach z twarzą wykrzywioną przerażeniem i bólem.
- To jest...- zaczęła Paulina, świadoma, że tylko Alex wie jak wyglądał człowiek który zmienił mieszkańców z zombi.
- Tak. To sprawca całego zamieszania, którego ktoś już „nagrodził”.
Podczas gdy Amber zrobiła się blado-zielona na twarzy, a Paweł zakrył nos Alex podszedł.
- Nie żebym się znał na zwłokach, ale teoretycznie powinien być w tym samym stanie co pozostali, a wygląda jakby przekręcił się pół godziny temu i to podczas walki.
- Co? - spytali Paulina, Amber i Paweł.
- To by znaczyło...
- Że prawdopodobnie zwiedzał tutaj okoliczne podziemne krajobrazy podczas gdy Strażnicy szukali go na powierzchni.
- Co go zabiło?
- Ja obstawiałbym na smród – powiedział Paweł zniesmaczony otaczającą ich rozkładającą się padliną. - Tu nie da się oddychać. Możemy już stąd iść?
- Ale on ma tu tego... - jasnowłosy będąc najbliżej Szamana wskazał na wiszące na jego szyi magiczne przedmioty – To potrafi chyba czytać w myślach, to przechodzić przez ściany, wzmacniający i ukrywający aurę. Prawdziwy kolekcjoner, ale nie ma ani jednego amuletu ochronnego. To pewnie go zgubiło.
- Myślisz, że magia go zabiła? - spytała Paulina niechętnie podchodząc.
- Wcześniej wyglądał lepiej – zauważyła zabawka czarodzieja.
- Wiesz że to są szczątki ludzi? Może trochę szacunku dla zmarłych. Chciałbyś by ktoś robił sobie z ciebie kukiełkę? - Amber nie kryła oburzenia i paniki w głosie.
Nie podobało jej się to miejsce, a Alex to dodatkowo pogarszał.
- Jak się przekręcą będziecie mnie mogli macać ile wlezie – Alex wzruszył ramionami i odsunął się od trupa.
- Ciekawe podejście do śmierci...- zauważyła Paulina, która właśnie zdała sobie sprawę, że jedyna droga do wyjścia prowadzi koło nieżywego delikwenta.
- Kapłanki utrzymują, że ich moc pochodzi od Bogini Światła, przez co ludzie wymyślili sobie, że zwykła magia pochodzi od tej ciemność, ja nie wierzę w to, że magia jest zła dlatego jestem ateistą. Co oznacza że o ile jako Zarażony mam jakąś dusze to po śmierci nic po mnie nie zostanie.
Po tych słowach resztę grupy zatkało. Tylko Paulina po pewnym czasie wyszła nie pasującym tu faktem.
- Przecież wierzysz w duchy. Znasz jednego, a przynajmniej ona twierdzi, że cię zna – miała na myśli poltergeista/ducha dziewczynki mieszkającej na piętrze, która już dwukrotnie ją nawiedziła.
- Duchy to wyjątki potwierdzające regule. Wiesz ile na świecie byłoby duchów gdyby wszyscy się w nie zmieniali po śmierci? Jest ich niewiele i dlatego są takie niezwykłe.
„Ok. Temat zamknięty. Przecież nie będę go teraz nawracać czy coś...”
- Lepiej nie ruszać kości. To może być rodzaj pułapki. Na naszej trasie było ich pełno. – rozsądnie zauważył Paweł wskazując na szkielety.
To przypomniało chłopakowi by odłożyć czaszkę na miejsce.
- U nas tylko pod koniec trafiliśmy na pokój, którego ściany próbowały nas zmiażdżyć, a wcześniej przerobić na sito – Amber aż ciarki przeszły na myśli o kolczastych ścianach.
- Mów za siebie – zaczął Alex - Nim na ciebie wpadłem z pięć razy niewiele brakowało bym skończył jako krwawa miazga. Szczęście, że umiem się teleportować. Do tego znalazłem kilku zagubionych mieszkańców. Jeśli ten facet wysyłał ich tu by przynieśli mu Pierścień to cud, że aż tyle wróciło.
- Do tej pory myślałam, że ci ludzie jedynie kopali w podziemiach świątyni. Niby jak dostali się do labiryntu skoro nawet my mieliśmy z tym kłopot?
- Może wśród nich byli jacyś dalsi potomkowie Kręgu. Napis głosił, że „Tylko wybrani mogą wejść bezpiecznie”?
- Mogłam to błędnie odcyfrować, znaczy... – powiedziawszy to Paulina ugryzła się w język i zrobiła czerwona z zakłopotania. Poczuła się głupio przez sam fakt iż istniała możliwość tego, że mogła coś źle przeczytać.
- Nie ważne – machną na to ręką czarodziej zamiast nabijać się z jej analfabetyzmu – Chodzi o to że możliwe iż wśród nas jeden jest. Paulina pochodzi z Klanu Feniksa, czyli tego którym został wybrany do uwięzienia demonów. Więc dzięki niej przejdziemy bezpiecznie...a przynajmniej tak w miarę...ale ci ludzi mieli tych genów za mało...
Zaraz skąd w tym mieście wzięliby się potomkowie Kręgu? Przecież tu prawie nie ma magów.
- Tak. Nie ma osób z mocą, ale to dlatego że z pokolenia na pokolenie mogła osłabnąć. - To tylko teoria. To pewnie mało istotne, ale interesuje mnie po co ten face robił wokół tyle szumu.
- Paulinie chodziło raczej o to, że w mieście nie ma żadnego z wybranych klanów – zauważyła Amber.
- Bo w klanach są tylko te dzieci, które zostały uznane. Ci ludzie są nieśmiertelni prawda? Więc ile taki facet może wytrzymać bez...em...no wiesz. Każdy ma swoje potrzeby.
- Przecież oni pilnowali bardzo niebezpiecznego artefaktu. Myślisz że szli by do łóżka z każdą, czy też każdym jak leci i byli na tyle nieodpowiedzialni by nie interesować się swoimi dziećmi.
- Żaden czarodziej nie jest święty.
- Sugerujesz, że byłbyś do czegoś takiego zdolny?
- Spytaj mnie gdy będę mieć dwadzieścia lat. Na razie nie w głowie mi romanse. Poza tym mówię tylko, że nie byli w stanie całego swego potomstwa ogarnąć. Pierścienie powstały kilka tysięcy lat temu, czy może i jeszcze dawniej, bo teraz nie pamiętam jak Sara to opowiadała.
Byli przekonani, że grobowiec w którym się znaleźli nigdy się nie kończy. Przed sobą mieli tylko ciemność, którą rozpraszał blask światełka Alexa lub pochodni którą Paweł ściągną ze ściany. Gdy Alex skończył zdanie przed całą ich czwórką pojawiły się drzwi. Otworzywszy cztero-metrowe skrzydło wywołali chwilowy przeciąg, który zgasił pochodnie... 

________________________________________________________________________

Od teraz nie będę już oznaczać myśli kursywą i ograniczę się do umieszczania ich w cudzysłowie. Za dużo z tym nie potrzebnej roboty.

czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 50: Pierścień i klucz


Tobi siedział po turecku we wnętrzu jaskini nasłuchując kapiących pojedynczo kropel. Zaraz po trafieniu do tej kryjówki zaczęły się jego lekcje kontroli. Dzięki nim stopniowo nie bez pomocy Alexa stopniowo zaczął panować nad błyskawicami, a przynajmniej je ograniczać. Chłopiec wiedział już o istnieniu wewnętrznej blokady, która uniemożliwia przemianę w Cienia jednocześnie uniemożliwiając kontrolowane używanie mocy przed zdobyciem różdżki. Przedmiot ten miał dodatkowo pozwalać mu skupić manę by nie tracić jej niepotrzebnie, by nie „wyciekała” podczas czarowania. Brunet nie do końca to jeszcze pojmował dlaczego mimo to musi się nadal uczyć kontroli. W końcu ataki miały ustać za kilka dni bezpowrotnie, a wspomniany magiczny przedmiot miał zupełnie załatwić sprawę.
- Ja uczyłem się kontroli przez pół roku. To jedyna rzecz której Shadow mnie uczył. Nie mam wewnętrznej blokady przez co nie muszę, a wręcz nie mogę używać różdżki. Prawdopodobnie dlatego jestem mniej odporny niż inni czarodzieje na czarną krew – w ten sposób Alex po części zdradził mu swą przypadłość.
Tobi nie wiedział jak na to zareagować. Zawsze uważał jasnowłosego czarodzieja za kogoś dziwnego, nawiedzonego. Okazało się jednak, że nie jest taki zły jak się spodziewał. Dał mu dużo wskazówek: „Magia to nie broń, a bycie czarodziejem to nie tylko rzucenie zaklęć na wszystko strony” „Trzeba mieć dużo cierpliwości i silną wole” „Magii nie da się zrozumieć, trzeba ją wyczuć”.
Dwunastolatek wiedział już, że zmienił się bardziej niż mu się wydawało.
- Teraz zostawię cię na dwa dni. W tym czasie możesz poszukać składników potrzebnych do stworzenia różdżki. Musisz to zrobić sam. To taki test.
- Mówiłeś że zwykle mistrz decyduje aby stworzyć, lub dać różdżkę gdy uzna, że uczeń opanował kontrole. Myśli że już to opanowałem?
- Szczerzę...nie. Ale jak cię porzucę bez zajęcia możesz się nudzić, a potem może nie być czasu na rozglądaniem się za poniektórymi składnikami, których tutaj powinno być opór. Zresztą nic nie stoi na przeszkodzie by ćwiczyć wyciszanie się w czasie wolnym, czy przed spaniem – to mówiąc położył swoje rzeczy na środku kręgu wyrysowanego kredą. Składał się z ciągu run, które układały się w słowa „przywołanie” „teleportacja” itp.
- Co to jest?
- Dzięki temu nie muszę wszystkiego nosić. Wszystko co znajduje się w kręgu mogę w każdym momencie przywołać.
Przed pożegnanie się zaprezentował mu jak z jego rękawa wydostają się przedmioty z kręgu i z powrotem, jednak dokładniejsze wyjaśnienie fenomenu kręgów runicznych pozostawił na później.

- Nie no ja się poddaje. Jak niby mam się najeść tymi bambusami?! - Oburzył się Paweł po setnej nieudanej próbie przetransportowania części obiadu z talerza do ust.
- To są pałeczki – tłumaczyła cierpliwie Amber – źle je trzymasz. Patrz.
Rodzina Haku łączyła dwie kultury, azjatycką i europejską, choć oczywiście w tym świecie nie istniał taki podział. Śniadania i kolacje składały się zwykle z chleba, względnie jajek, ale główne posiłki sprawiały dla niewprawnych osób trudności. O ile dziewczyny jakoś sobie radziły o tyle Paweł dostawał białej gorączki. Amber zdawała się używać tych sztućców już wcześniej gdyż posługiwanie się nimi przychodziło jej nad wyraz naturalnie. Podczas gdy elfka uczyła bruneta odpowiedniego trzymania dwóch patyków, Paulina w tym czasie rozmyślała nad fenomenem pierwszego dania – zupy jedzonej bez łyżki. Okazało się bowiem że w takim wypadku należy najpierw wyjeść kluski i resztę pływającej zawartości a dopiero potem wypić bulion. Tu również smok postąpił oryginalnie i pominął pierwszy punkt przez co nieco się poparzył. Przez to dziewczyna domyśliła się, że od wewnątrz w ludzkiej formie nie jest tak znowu odporny na wysoką temperaturę jak mogłoby się wydawać.

Zachodzące słońce dawało im sygnał do przygotowania się w drogę. Ledwie domownicy poszli spać oni wymknęli się z pokoi. Bocznymi uliczkami unikając spojrzeń przypadkowych przechodniów oraz Strażników doszli do centrum miasta. Stanęli przed dużą i wysoką świątynią wzniesioną z białego kamienia. W tym budynku dziewczyna ocknęła się po swej pierwszej nieświadomej nocnej przechadzce. Niewiele pamiętała z tego co zdarzyło się potem. Nawet nie przyjrzała się człowiekowi który tam się znalazł. Cała trójka zadarła głowy do góry by dokładnie mu się przyjrzeć. Paulina ostatnim razem nie miała okazji obejrzeć budynek z zewnątrz. Głównego wejścia pilnowało dwóch Strażników, ludzi, prawdopodobnie czarodziei, gdyż niemagiczni rzadko kiedy wstępowali w szeregi tej organizacji.
- Jak wejdziemy?
- Trzeba odwrócić ich uwagę.
- Albo się teleportować. Nie chroni tego żadna bariera - usłyszeli za sobą znajomy głos.
Paulina nie musiała się nawet odwracać by domyślić się do kogo należy. Spodziewała się tu Alexa, ale szczerze myślała, że spotkają się dopiero w środku. Wymienili krótkie przywitanie.
- Oczywiście że nie. Przecież pilnują jej przed pseudo-magiem, który nie jest w stanie się teleportować – zauważyła Amber – nie muszą marnować na to magii.
- Mogliby pilnować nieco bardziej z ukrycia jeśli chcą go przyłapać.
- Więc nasz cel znajduje się w środku? - upewnił się Paweł, po czym nie czekając na odpowiedź wzniósł się w powietrze i poleciał w stronę okna na samej górze wierzy.
- To spotkamy się w środku – usłyszała dziewczyna, a gdy się rozejrzała Alexa też już nie była.
- To tyle jeśli chodzi o pracę grupową. Choć Amber poszukamy tylnego wejścia.
Obeszły całość i drzwi o wiele mniejsze i mniej ozdobione niż te główne. W teorii te również powinno być pilnowane, jednak nie wiedzieć czemu nie było tam żadnych Strażników co wydało im się podejrzane. Jednak elfka nie wyczuwała niczyjej obecności.
Może urządzili sobie przerwę, albo robią obchód – tłumaczyła sobie elfka.
Ostrożnie przekraczając próg znalazły się na podwyższeniu tworzącym chwilowo pusty ołtarz, na środku którego na ziemi wyrzeźbiono koło. Dziewczyny jeszcze nie wiedziały, że to pozbawione klamek kamienne drzwi prowadzą do podziemi, tak więc ignorując je rozejrzały się po rzędach ławek wśród których siedział Alex.
- Witam w Świątyni Boga Powietrza.
Ze ścian spod sufitu przyglądały im się rzeźby przedstawiające hybrydy ptaków i ludzi, oraz smoki. Całą trójkę przeszły ciarki. Budynek nie był duży, ale posiadał wysoki sufit pod którym wisiał rząd olbrzymich żyrandoli, ze złotych światłołapów (kamieni magazynujących światło, które później je oddają) nie dających jednak za wiele światła. Dziewczyna pierwszy raz widziała je w takim kolorze. Zwykle były zielone, czy niebieskie. Przeciwległej krótszej ścianie znajdowały się wielkie wrota wejściowe a obok nich schody na wierzę.
„Paweł najwyraźniej nadal schodził po schodach wierzy.” - pomyślała czerwonowłosa.
-  Jeśli to on jest nadzieją, czy przyszłością tego świata to ten świat nie ma nadziei na przyszłości.
- Paweł potrafi zaskoczyć – Amber mówiąc to oparła się o jedno z siedzeń.
- Mnie by nie zaskoczyło gdyby się wywalił i resztę schodów pokonał spadając na łeb na szyje – głośno pomyślała czternastolatka siadając obok niej.
- Ciemność zawsze wydaje się silniejsza od światła, a koniec końców zawsze przegrywa – wyrecytowała elfka.
Nagle czyjś upiorny, niski śmiech, poniósł się echem po wnętrzu świątyni. Należał do mężczyzny stojącego w ciemnym kącie koło ołtarza. Dziewczyny dałyby sobie głowy uciąć, że wcześniej go tam nie było. Człowiek tan bez ostrzeżenia rzucił w nich falą energii. Bezbarwny pocisk uderzył w tarczę Alexa z taką siła że chłopak cofną się o kilka kroków.
- Schowajcie się -poradził im gdy nadleciały kolejne.
Gdy młody czarodziej zaczął wyglądać na zmartwionego prędkością z jaka zużywa manę, salwy ustały. Nieznajomy zdawał się na coś czekać. Alex nie od razu zaatakował wiatrem. Nie był to silny atak, jednak zachwiał tarczą przeciwnika która zdawała się pojawić w ostatniej chwili.
„Przecież musiał się spodziewać ataku. Czyżby go nie doceniał?” - myślała czternastolatka obserwując walkę.
Z początku myślała że jest to jeden ze Strażników, który przez pomyłkę wziął ich za wrogów, jednak jego ubiór temu przeczył. Strażnicy, nawet czarodzieje nie nosili masek na twarzy. Nie nakazał im wyjść, czy się poddać. Zanim zaatakował upewnił się, że go widzą. Nie zaatakował z zaskoczenia. Gdy zauważyła co ma nad sobą wpadła na pomysł. Szepnęła Amber na ucho po czym przeczołgała się do ściany z której wystawał metalowy pręt do którego przywiązana była lina, którą przecięła nożem. Podtrzymywała ona żyrandol, który zaczął spadać pomiędzy walących dopóki Amber nie zdmuchnęła go na obcego. Męczyna zakręcił się w miejscu i nim przedmiot go trafił rozpłynął się pozostawiając jedynie swój płaszcz.
- Przynajmniej nie będę musiał tracić czasu nad zastanawianiem jak to otworzyć – zauważył czarodziej podnosząc ubranie, które zakrywało otwarte już przejście do podziemi.
- To się nazywa optymistyczne podejście.
- Optymizmem można nazwać waszą akcje. Naprawdę myślałaś, że to by mu coś zrobiło?- spytał Alex.
- Ta walka nie wyglądała na poważną.
- To jakiś twój znajomy?
- Raczej nie. Nie mam tak starych znajomych nie licząc twojego stryja.



- Nie podoba mi się to. Dlaczego mamy wchodzić do miejsca w którym zniknął jakiś facet? - spytał Paweł gdy już wszyscy mu opowiedzieli co go minęło.
- Ponieważ tam również znajduje się nasz cel.
- Nie podoba mi się to. Nie możemy wrócić tu jutro?
- Nie – powiedziała stanowczo Paulina – Jutro będzie za późno. On może szukać tego samego, a i tak ma już nad nami przewagą jaką jest czas.
- Ale...to dorosły czarodziej, a Alex powiedział....
- Nie ma się czego bać on jest jeden, a nas jest czworo. Nie ważne jaki ma poziom. Damy rade.
- Czworo? Przecież ty nie masz mocy – zauważył młody smok.
- A po co mi ona? - spytała retorycznie. - Nie wiem jak wy, ale nie po to tu przyszłam, by teraz godzinami się zastanawiać.
- To mówiąc pierwsza ruszyła kamiennymi schodami.
- Ktoś się nieźle nakręcił – skomentował Alex ruszając za nią.
Paweł nie chcąc by uznano go za tchórza również zszedł do podziemi. Amber szła ostatnia.
Psotke, lecącą koła ucha córki swojej właścicielki, przeszedł dreszcz.
~Ciemno tu.
Gdyby nie fakt, że czerwonowłosa wyczuła strach wróżki, posłałaby ją pewnie do przodu by oświetlała drogę. Jednak nie chciała aż tak wykorzystywać daimona matki, więc zamknęła oczy i zdała się na dotyk, dotykając zimnych kamiennych ścian. Zeszła z ostatniego stopnia i znalazła się w sporej, co poznała po echu, komnacie, jamie bądź jaskini. Dopiero gdy wszyscy zeszli ze schodów Alex oświetlił wnętrze ognikiem własnej roboty.
Nie widzieli trzech z czterech ścian tego podziemnego pomieszczenia. To co wszystkich zainteresowało znajdowało się na tej jednej widocznej, płaskiej pionowej powierzchni, po ich lewej. Widniały tam liczne znaki, z czego nie wszystkie były runami, literami tego świata. Na samej górze ustawiono w krąg dwanaście kształtów. Każdy inny. Były wśród nich: gwiazda, krzyżyk, coś przypominające schematyczny kwiat o czterech płatkach. Większość przedstawiała zwierzęta: Małpę, pawia, psa, rybę...ptaka. Ten ostatni zdawał się nastolatce wyjątkowo znajomy. Miał lekko otwarty dziób zwrócony do góry, a pióra nieregularne, postrzępione. Wyglądał jak z obrazka w jej domu.
„Feniks?”
Alex trzymał się w pewnej odległości od ściany podejrzliwie przyglądając jej się od góry do dołu z uwzględnieniem, co mogło wydać się dziwne, ziemi koło niej. Wreszcie przestał mierzyć podłogę wzrokiem i dokładniej oświetlił kształty w okręgu.
- To symbole klanów – pomyślał na głos czarodziej – większości nie kojarzę, ale... - wydawało się, że zauważył to samo co ona.
- Jak myślicie do czego służyło te miejsce? - spytała blondynka.
- Nie wiem ta ściana wygląda jak...instrukcje? - zgadywał Alex.
- Z tym, że instrukcja jest tylko jedna „Tylko wybrani mogą wejść bezpiecznie” – odkodowała Paulina.
- Ktoś się nauczył czytać – zauważył Alex nieco złośliwie.
- Niby jak wejść? - pytał smok.
- Nie widać drzwi – zauważyła Amber, obejmując się ramionami, gdyż przeszły ją dreszcze.
- Czy tylko mnie dziwi że tu nie ma tego gościa? Jesteście pewni, że go widzieliście? Musi albo gdzieś tu się czaić, albo przeszedł dalej.
- Może te znaki to...spis klanów które wchodzą w skład Kręgu? - zaproponowała elfka.
- Krąg to dwunastu magów, a nie dwanaście klanów – Alex przypomniał jej szczegóły opowiadania Sary.
- To może każdy jest przedstawicielem jednego z nich.
- Mamy tu feniksa co by znaczyło, że jednym z nich może być...no nie wiem...Shadow? - czarodziej zaśmiał się - Gdyby naprawdę był magiem Kręgu odpowiedzialnym za pilnowanie Pierścienia i szukanie Wybrańca to chyba bardziej by pomagał nie sądzisz?
- Może działa z ukrycia?
- Ta... Olał fakt pojawienia się Wybrańca, słowem nie wspomniał o swej misji i o istniejącym zagrożeniu...a to wszystko by pomóc – wymieniał nie kryjąc ironii w głosie – To wygląda tak jakby nie chciał byś o czymkolwiek wiedział – Zwrócił się do Pawła.
Dalszej rozmowy Paulina już nie słyszała. Zamknęła oczy i dotknęła ściany. Przesuwając wzdłuż niej opuszkami palców wyczuła wgłębienie. Miało kształt dużej dłoni. Przyłożyła do niej własną. Chwile potem w jej umyślę pojawiły się obrazy. Spadanie, labirynt korytarzy, pułapki, kamienne wrota, a za nimi przestrzeń. Po obu bokach dwa podłużne, prostokątne baseny. Rzeźbiona głowa wilka. Jego oczy nagle rozbłysły oślepiającym blaskiem. Dziewczyna czuje że nie powinna w nie patrzyć. Otworzyła oczy. Okazało się, że jej mentalna nieobecność nie trwała długo. Podróżowała z prędkością myśli. Nikt tego nie zauważył. Kręciło jej się w głowie. Zachwiała i wyciągnęła dłoń z płytkiego wgłębienia.
Nagle cała czwórką, bez ostrzeżenia straciła grunt pod nogami. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyli w żaden sposób zareagować. Paweł nie przywołał skrzydeł, Alex się nie teleportował, Amber nie użyła wiatru, a Paulina nie nawet nie miała szansy choćby pomyśleć o tym by się czegoś złapać. Zdążyli jedynie krzyknąć nim zniknęli w ciemności.

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 49: Miłość i zauroczenie

Chmury gęsto zasłoniły niebo, a w oddali dało się słychać grzmoty. Nastolatka wyglądając przez okno zastanawiała się, czy Alex już jest w mieście. Według mapy do miasta miał bliżej niż oni, jednak miał po drodze. W wolnych chwilach towarzyszyło jej te znajome uczucie pustki, tęsknota za domem. Teraz nie wiedziała za którym bardziej Za Domem Feniksów, czy tym w miejscowości w której się wychowała. Sama już nie wiedziała gdzie jej miejsce.
U stryja musi teraz być pora obiadowa, a tu za kilka godzić trzeba będzie się szykować spać, mimo iż żadnemu z nas się nie chce. A gdyby tak wykorzystać naszą chwilową bezsenność i tej nocy wymknąć się z pokoi? Tylko czy pozostali nie są za bardzo zmęczeni, no i mamy burze z gradobiciem.”
Dziewczyna westchnęła. Postanowiła, że nie będzie kombinować. Operację zaczną jutro wraz z zachodem słońca. Wieczorem Paulina wraz z Amber pomogła matce Haku w kolacji. Trzeba było jedynie pilnować by nie wrzuciła talerzy przez okno, sztućców do śmietnika lub śmieci do zlewu. Gdy dziewczynki i Paweł poszli szykować się spać, gospodyni zwróciła się do swojego synka.
- Haku. Tak teraz sobie myślę...Czy ta dziewczynka to nie przypadkiem ta o której opowiadałeś? Tej której kolor włosów porównywałeś do zachodzącego podczas wyżu słońca?
W umiarkowanych szerokościach geograficznych dominuje cyrkulacja zachodnia, wobec tego przez czerwony zachód słońca możemy zobaczyć nadciągający do nas wyż - pogoda będzie dobra.
- Jest bardzo ładna – zauważyła kobieta szeptem.
- Mamo! - Haku momentalnie się zaczerwienił.
Tego typu żarty udowadniały, że jego rodzicielka powoli wraca do siebie, mimo iż chwile potem zaczęła wołać wszystkim na śniadanie zamiast życzyć dobrej nocy. Dzieciaki przed rozejściem się do pokoi w tajemnicy przed dorosłą rozmawiali i grali w gry towarzyskie nie mogąc zasnąć. Haku towarzyszył dołączył do nich, gdy tylko uśpił Majkę. Tłumione śmiech trwały aż do drugiej w nocy.

W przeciwieństwie do północy wyspy, gdzie grzmiało jakby niebo zaraz miało się roztrzaskać, w okolicach Aurelwood panowała jasna gwiaździsta noc. Z pewnością nie można było jej nazwać cichą, przez gromady świerszczy i żab które, rzec by można, wybrały sobie tę porę na koncert. Ich melodia połączona z licznymi świetlikami tworzyła niezwykłą atmosferę. Wydawałoby się, że w tak wesołym, magicznym miejscu nikt nie może być smutny. A jednak.
Oscar czuł się mały przy utuczających go potężnych drzewach, przy księżycach które tutaj zdawały się znacznie większe niż w jego rodzinnej krainie, za którą uważał wschodnie Imperium, dawne Illuminaris. W rzeczywistości miały być jeszcze większymi kawałkami skał krążącymi wokół planety. To wszystko jak i odczuwana przez niego niepewność przytłaczały go, tak, że czuł ucisk w piersiach i gardle. Jakby coś go dusiło.
Czy mi się uda? A jeśli nie? Jeśli mimo wszystko nadal będzie spać? Jeśli to nie jest wystarczająco mocne uczucie? Ona nigdy mi nie wybaczy...”
Tak jak we wszystkich koszmarach jakie go nawiedzały w ostatnim czasie. Zawsze ją wtedy widział ją w swym umyśle zawieszoną pomiędzy życiem, a śmiercią. Będąc daleko czuł beznadziejność nie mogąc niczego na to poradzić. Gdy już znalazł się na miejscu zabronili mu się z nią widzieć. Krótko mówiąc nawiązała się mała awantura. Wszystkie sposoby jakie próbował zawiodły. Cała praca i wiedza doprowadziła jedynie do nieznacznej poprawy jej stanu, sprawiła że zaczęła słyszeć i czuć osoby obok, ale nie rozbudziło jej. Nadal leżała jak sparaliżowana.
W Złotym Lesie znajdowali się obecnie jedynie trzech Strażników na krzyż, ale Oscar nie był pewny czy uda mu się przejść do okna drzewa-domu niezauważonym. Siedział ukryty w krzakach, czekając aż pewien czarnowłosy elf zniknie za zakrętem, po czym pchany nagłym impulsie wbiegł na drzewo. Przez moment jego nogi stawiały kroki na pionowej powierzchni kory. Złapał za gałąź w ostatniej chwili tuż zanim zaczęły się ślizgać. Szybko, się podciągną. Ledwie znalazł się na niej usłyszał zbliżające się kroki i przyległ plecami do drzewa. Teraz gęste gałęzie i szerokie liście były jego jedynym kamuflażem i osłoną.
Trzech Strażników zdolnych wykryć jego obecność, a on musiał trafić na tego, który gotów jest bez skrupułów z miejsca go zastrzelić z łuki. Cierń przystanął i pochylił się jakby zamierzał spytać ziemi o lokalizację źródła niepokoju.
Nie rozumiem ich. Myślą że chce ją dobić? Dlaczego tak bardzo nie chcą mnie do niej dopuścić?”
Powietrze wypełniły harmonijne dźwięki flety. Czystej krwi elf zatrzymał się w pół ruchu, wstał nagle i spojrzał w stronę z którego dobiegały.
- Sora... Może zamiast marzyć i dawać się ponieść twórczemu natchnieniu skupiłbyś się na zadaniu.
- Oczywiście. Nie możemy pozwolić by pseudo-mag zobaczył się z księżniczką dopóki nie spełni obietnicy i jej nie obudzi – miała to byś swego rodzaju motywacją dla Oscara, jakby kolejna była potrzebna. Jakby jego dręczące sumienie nie wystarczyło.
- Właśnie. Nie widzisz tak czegoś ?
Blondyn rozejrzał się we wszystkie strony, jego spojrzenie przeleciało przez Oscara bez zatrzymywania się, jakby go tan nie było, po czym wychylił się nieco jakby chciał zobaczyć coś na gałęzi za czarnowłosym.
- Nic. Tylko kilka wiewiórek i szopów. Chyba mnie lubią. Gilandar – zwrócił się do towarzysza po nazwisku – jesteś przewrażliwiony.
Srebrnowłosy odwrócił się na pięcie i kontynuował marsz wokół drzewa.
- Uff...-westchną Sora, gdy elf odszedł wystarczająco daleko, by jego wyostrzone zmysły tego nie dosłyszały.
Ponownie spojrzał na Oscara, tym razem nie ukrywając, że go widzi. Jego spojrzenie mówiło: „Przez ciebie musiałem skłamać”. Pseudo mag spojrzał na niego przepraszająco i wspiął się na balkon.
W pokoju panował pół mrok. Chłopak nie zwracał uwagi na wystrój. Interesowało go położenie tylko jednego mebla – łóżka.
Czarnowłosy pochylił się nad nią. Wszystko trwało krótką chwilę. Nie śmiał ciągnąc tego dłużej. Więc gdy tylko poczuł ruch, odsunął się. Podziwiał jak oczy Arisy powoli się otwierają i po kilku mrugnięciach rozpoznają go mimo ciemności. Jej twarz wyrażała z początku zaskoczenie. Szybko usiadła i mimo iż od dawna nie używała strun głosowych jej głos był czysty wyraźny i zrozumiały.
- Oscar.
- Arisa, ja... - nie zdążył nic powiedzieć gdyż nagle rzuciła mu się na szyje i przytuliła go mocno.
Oboje westchnień. On z ulgi ona z wcześniejszej tęsknoty i radości na jego widok.
- Wiedziałam, że wrócisz.
Gdy po dłuższym czasie odsunęli się od siebie, Sora przyglądający im się z uśmiechem odwrócił się i zamknął za sobą drzwi na ganek dając im nieco prywatności. Cieszył się że jego przyjaciółka wróciła w pełni do życia i cieszył się jej szczęściem.

Następnego dnia tuż po śniadaniu Paulina wzięła się za zbieranie informacji. Cała drużyna wraz z rodzeństwem Harunoi, bo tak na nazwisko mieli Haku i Majka, udali się na plac na przedmieściach. Tam spotkała grupkę chłopców. W tym Bapoto, Tendai i ich starszego brata Tafarti, jednak miała wrażenie, że kogoś wśród nich brakowało. Kogoś o kim nikt nie wspomniał słowem.
Okazało się, że po zamieszaniu jakie wywołał pseudo-mag, o pseudonimie Szaman, kilkoro ludzi nadal się nie odnalazło. Mogło w rzeczywistości być ich więcej niż kilkoro gdyż strażnicy dostali zgłoszenia jedynie o tych którzy mieli rodziny. Oczywiście chodzi tu o dorosłych gdyż tylko ich przemieniano w zombi. Poza tym potwierdziło się to co już wiedzieli. Nie złapali Szamana, natomiast ciągle wierzyli, że w każdej chwili może wrócić, lub że nadal jest w mieście, czy też pod nim.
- Umiesz grać w piłkę? - spytał Tendai Pawła.
- Czy umiem...- odparł tamten nie skrywając dumy.
Brunet pożyczył od niego piłkę i zaczął ją odbijać głową, żonglować nogami i wykonywać inne tryki.
Co za popisówka” - pomyślała czerwonowłosa, która miała mały uraz do piłkarzy.
Podczas gdy dzieciaki kłóciły się w czyjej Paweł ma być drużynie, Haku zaproponował Paulinie, że coś jej pokarze i oboje z czasem zniknęli za zakrętem. Amber usiadła w cieniu drzewa próbując coś narysować, ale zamiast tego wpatrywała się w pustą kartkę. Zupełnie nie miała weny. Mimo to postanowił że spróbuje uwiecznić budynek naprzeciw. Już przymierzała się by postawić pierwszą kreskę, gdy przerwał jej Paweł.
- Co robisz? - spytał.
- Nic...
- To choć pograć – nie czekając na jej odpowiedź pomógł jej wstać i ruszył w stronę boiska – No...rusz się.
- Ale ja nie umiem grać... – opierała się, choć coś czuła, że na nic to się zda.
- Nauczysz się. Potrzeba nam bramkarza. Wystarczy, że będziesz stać i nie dasz piłce wpaść do bramki.
- Znaczy... będą we mnie kopać?
- Nie w ciebie, tylko bramkę.
Szczerze wolała siedzieć w cieniu i bazgrać po kartce, ale uznała, że trochę ruchu dobrze jej zrobi. Może uda jej się wreszcie odgonić rozpraszające ją myśli, lub choć zapomnieć o zmartwieniach.

Tymczasem Haku wyprowadził swą znajomą poza miasto i obecnie wspinali się na jeden z pagórków, który znajdował się poza zasięgiem nieprzyjaznego lasu. Idąc pod górkę rozmawiali o wszystkim i niczym. Wypytywali się o ulubione rzeczy, znaki zodiaku. Okazało się że oboje maja ten sam – Gryfa. Był to odpowiednik Lwa z jej świata. Do byli w tym samym wieku. Haku urodziny miał pod koniec sierpnia, a Paulina w Lipcu.
- Pięknie tu - oznajmiła gdy znaleźli się na miejscu.
Rosły tam nieliczne krzewy, wysoka gęsta trawa i kwitnące chwasty oraz zioła. Krajobraz po burzy miał w sobie spokój. Jak człowiek, który wypłakawszy się zyskuje nowe siły do życia, nowy zapas psychicznej energii. Oboje usiedli na wilgotnej trawi. Letni wiatr rozwiewał im włosy.
- To moje ulubione miejsce. Widać stąd prawie całe miasto.
Dziewczyna przyjrzała się panoramie miasta. Szybko wyłowiła wzrokiem miejsce w którym spędzili noc – skromny dom z drewna. Dalej budynki były już z białego kamienia. Jeśli można by podzielić miasto na część bogatszą i biedniejszą, to przedmieścia z pewnością zaliczały się do tej drugiej kategorii. Niewiele mogła powiedzieć o tutejszych podziałach społecznych, ale na razie nie dostrzegła żadnych prześladowań czy wywyższania się mieszkańców poszczególnych sfer. Nie było też żadnych murów. Wreszcie przyjrzała się znajomej wierzy górującej nad pozostałymi budowlami. Dobrze pamiętała jak zmuszona była z niej skoczyć, jak się bała...choć nie maiła nawet czasu by się bać. Wszystko działo się za szybko. Cofając się myślami w przeszłość, doszła do wniosku, że ten manewr, szalony i ekscytujący mimo iż niebezpieczny zaliczał się do tych pozytywnych wspomnień. Aż prawie żałowała, że skrzyczała wtedy Alexa. W końcu nic się nie stało, aż tak się znowu nie bała i było całkiem zabawnie.
Atmosfera nabrała nuty melancholii. Dziewczyna prawie nie słuchała co mówi jej kolega, podczas gdy jemu buzia się nie zamykała mimo wolnego tępa wypowiedzi.
- Wiesz wiedziałem że jeszcze się zobaczymy... znaczy miałem taką nadzieje. Wiesz to dziwne, że akurat wyszedłem wam naprzeciw. Coś mi po prostu powiedziało żeby pójść się przejść do lasu, a tu trafiam na ciebie...no i... Myślisz że to przeznaczenie, czy tylko zbieg okoliczności?
- Nie wiem...- szepnęła będąc myślami daleko.
Nie chciała go ignorować, robiła to nieświadomie, w końcu jednak musiała na niego spojrzeć gdyż została zaalarmowana przez swoją intuicję. Ich spojrzenia się spotkały. Nie miała pojęcia jak odczytał jej mowę ciała, ale przybliżył się nieznacznie naruszając jej przestrzeń osobistą. Domyśliła się do czego zmierza i dziwiła się czemu wcześniej tego nie zauważyła. Mianowicie tego sposobu w jaki na nią patrzył. W pewnym momencie zaczął mrużył oczy jakby robił się senny, ale bynajmniej nie zmęczenie to spowodowało. Gdy dzieliły ich już centymetry dziewczyna zmuszona została do przerwania tej magicznej chwili. Położyła na ustach chłopaka dwa place. Haku otworzył z powrotem oczy.
- Przepraszam – wydukał – trochę się zapędziłem.
- Posłuchaj – zaczęła cierpliwie jakby tłumaczyła zadanie z matmy - Jesteś miły i bardzo cię lubię, ale ja będę tutaj tylko na wakacje, poza tym znamy się tylko trzy dni i tak na dobrą sprawę nic o mnie nie wiesz.
- To mi powiedz. Nie musisz być taka tajemnicza.
Haku miał powody by tak uważać. Jego obiekt westchnień unikał wielu tematów. Nie mówiła gdzie mieszka, nie wspominała o rodzinie, choć wiedział że jakąś miała, nie zwierzała się i nie rozmyślała o planach na przyszłość czy marzeniach. Mimo to bardzo lubił z nią rozmawiać i nie chciał by odchodziła. Skoro mieli się już nie zobaczyć, chciał by choć...dała mu jakiś znak, szanse, nadzieje.
- Wcale nie przyszliście tu by nas odwiedzić. Prawda? - spytał po chwili milczenia patrząc jej uważnie w oczy.
~Domyślny chłopak – zauważyła Psotka.
- Dlaczego tak uważasz? - spytała go ignorując komentarze duszka.
- Nasze miasto zawsze było zamknięte, niedostępne. Nikomu nie było po drodze i wszyscy je omijali – ciągnął czarnowłosy.
- Strażnicy to zmienili.
- Tharond nie jest po drodze do Aurelwood. Poza tym dlaczego tak bardzo unikacie tego by Strażnicy się o was dowiedzieli?
Nie mogła zaprzeczać. To wszystko prawda. Już w drodze do miasta poprosiła go by nie rozpowiadał o nich za wiele. Chcieli się wtopić w tłum podróżnych. Amber jako pełnoletnia robiła za ich opiekunkę.
- To jakaś tajemnica?
- Tak...Zamierzam coś tu znaleźć, sprawdzić...
- Co chciałaś sprawdzić?
- Sama nie wiem...ale to bardzo ważne.
- Nie wiesz czy nie chcesz powiedzieć?
- Nie wiem i nie mogę powiedzieć.
- To dotyczy również mojego miasta.
- Nic wam nie grozi – zapewniła go.
- Czy to ma coś wspólnego z tym co ostatnim razem was tu sprowadziło? Wtedy z tym czarodziejem. Wtedy też czegoś szukaliście?
- Nie. Wtedy nie. Nie wiem dlaczego ostatnim razem tutaj trafiłam.
W każdym razie nie na pewno. Coś czuje, że to nie był przypadek.”
- Ostatnio szybko wyjechałaś.
- Byłam tylko przejazdem...
- Tak jak teraz.
Atmosfera zaczęła się robić nieznośna i kłopotliwa. Nastała cisza. Do tego stopnia że zapragnęła zerwać się i uciec, a w myślach wołała o pomoc, burze, gradobicie, pożar. Słowem cokolwiek co zmusiłby ich do powrotu. Jednak do obiadu było daleko, na niebie nie było chmurki i nic nie zapowiadało na kataklizm.
Z resztą czy potrzeba powodu by przerwać rozmowę?”
- Wracam do reszty – oznajmiła wstając, a gdy Haku się nie poruszył dodała – przykro mi, że tak wyszło...

To nie moja wina że mu wpadłam w oko...no przecież go nie uwodziłam ani nie zachęcałam w żaden sposób. Choć wyszło tak dziwnie. Dzięki niemu mamy dach nad głową przez te kilka dni. Nie możemy pójść do gospody. Strażnicy na pewno by nas tam znaleźli. Mam nadzieje że Paweł nie zwraca za bardzo na siebie uwagi.”
~ Nie powinnaś tak traktować tego chłopaka. On chce pomóc.
- Mam mu się dać pocałować? W tym tempie przy najbliższym spotkaniu, o ile nastąpi, będzie mnie prosił o rękę – przez kolejne dwie minuty milczały.
W pewnym momencie Paulina usłyszała nucenie, aż w końcu doszły do tego słowa.
~ Pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz...mam na twym punkcie bzika... - zaczęła nucić Psotka.
Wróżka ledwie uniknęła pacnięcia. Tym razem jak najbardziej zamierzonego.
- Wiesz w ogóle o czym śpiewasz?
~Nie wiem jak brzmi oryginalna wersja. Twój tata ją śpiewał ją Ewie na poczatku ich znajomości. Strasznie ją to wkurzało - zaśmiała się.
Gdy Paulina wyobraziła sobie takie podrywy ojca, moim niedawnej rozmowy i popsutego nastroju, nie mogła powstrzymać śmiechu. Domyślała się do jakiego stopnia mógł on zmienić słowa piosenki (wystarczyło wstawić imię jej mamy) i jaka mogła być tego reakcja.
Wróżka nie przestając się śmiać zaczęła opowiadać szczegóły tego jak się poznali. Czerwonowłosa usiadła i wsłuchała się w mentalny głosik wróżki, jednocześnie uważnie obserwując jej gesty.
~Nie znali się długo. W praktyce niewiele mniej niż tydzień. Wszystko działo się bardzo szybko. - po nastrojowej pauzie zaczęła swą opowieść – Wszytko zaczęło się od tego, że jej się przyśnił. Co same w sobie nie było już niczym dobrym bo zwykle oznacza to kłopoty. Kiedy się pojawił w klasztorze od razu jej się spodobał, choć nie przyznałaby się do tego choćby ją kroili. ~Trochę się przez to pokłóciłyśmy i najwyraźniej by mi coś udowodnić, podeszła do niego i prosto z mostu powiedział mu, że został mu tylko tydzień życia. To jej właśnie się przyśniło – jego koniec.
Czternastolatka Zamarła.
- Przewidziała jego śmierć?
Są dwa opcję, albo przezwyciężył wróżbę, albo mam się pomyliła, albo...osoba którą do tej pory znałam wcale nie jest moim ojcem.”
~Tak. Jako kapłanka nie musiała mu tego mówić. I tak by się spełniło. Chciała widać sprawdzić jak zareaguje na wieść o własnej śmierci. W tym rzecz jednak że on nie zareagował nie jak... zachowywał się tak jak na początku, równie wesoło. Ona odebrała to jako kpienie z jej wróżby i co jeszcze wzmagał fakt iż właśnie wtedy on zaczął ją podrywać, a ja zaczęłam ich swatać.
- Ty swatałaś...?
~ Myślisz, że niby kto? Amaterasu miał wszystko...gdzieś. Jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z tak zarozumiałym, egocentrycznym, samolubnym....- tu wymieniała przez jakiś czas – daimonem.
Dajmon?...no tak mój tata jest czarodziejem więc ma daimona. Ciekawe jakiego. Nie mogę jej spytać bo się dowie że nic nie wiem o ich magicznym życiu...ale nie o to tu chodzi.”
Chodzi mi o to... Jak mogłaś ich swatać wiedząc, że jedno z nich niedługo umrze?
~ Nie unoś się tak. Gdyby nie ja prawdopodobnie nie było cię na świecie – pokazała jej język i kontynuowała - Fakt było mało czasu. Jednak było widać, że to nie jest jakieś tam zauroczenie, tylko silne uczucie, choć oni jeszcze o tym nie wiedzieli. Wiesz...Ewa nie była jakąś małą dziewczynką, a to był ten jedyny... - tu opisała długa listę powodów dla których tak uważała.
Gdyby nie fakt że chodzi o jej rodziców dziewczyna by już pewnie dawno zasnęła albo zwymiotowała, więc tylko robiła wielkie oczy.
- No ok...miłość jak z film...znaczy książki.
Jak tak o tym pomyśleć nigdy się naprawdę nie zakochałam. Myślałam że tak, ale jak to wspominam to mam wrażenie, że to była tylko jedna wielka zabawa w dom, którą wzięłam za bardzo poważnie.”
~ No właśnie. Jakieś tam fatum nie miało z tym szans – ekscytowała się romantyczka.
jak im się udało?
~ Dzięki sile miłości.
- No fajnie, ale ja tak na poważnie.
Psotka zrobiła obrażoną minę i przez chwilę się nie odzywała.
~ Twój tata miał misje by eskortować Ewe do Świątyni Światła, ponieważ Najwyższa Kapłanka miała wizje, że zostanie ona zaatakowana. Ich zadaniem było ukrycie Świątyni nim dotrą do niej siły ciemności.
- Znaczy moja mama została...wybrana by ukryć świątynie?
~ Tak. Z pewnych powodów jej normalna eskorta – każda Wyrocznia ma dwóch strażników którzy ją pilnują – była w tym czasie nieco...niedysponowana, więc twój tata i jego brat ich zastępowali.
- Tata też był Strażnikiem – powiedziała to jak stwierdzenie faktu, nie czekając na odpowiedź spytała - Pod jaką postacią miały zaatakować te „siły ciemności”?
~ Wampiry. To właśnie oni mieli go zabić.
A ja już się cieszyłam że może faktycznie da się z TYM walczyć.”
- Nie pomyślałaś, że może ona po prostu zobaczyła że któryś go ugryzł i ona uznała że jest to równoznaczne ze śmiercią a tak naprawdę on...no nie wiem był odporny.
~ Racja. Możliwe. Ewa mówiła, że najpierw widziała jak z nimi walczy, a potem leży martwy. Ale wiesz wampiry potrafią nie tylko gryźć.
- W każdym razie to rzuca cień wątpliwości, ale nie koniecznie na wiary godność tego co się zobaczy tylko tego jak to się odczyta. Jeśli ona najpierw go widziało podczas walki to mogła już wtedy się zauroczyć i opatrzenie zrozumieć to co widziała potem.
Wróżka zaniemówiła. Nie spodziewała się że dziewczyna wyciągnie takie wnioski jedyne z kilku pojedynczych informacji. W końcu Paulina nie mogła wiedzieć co się wtedy stało.
~ Twoja wyobraźnia rozwija się w ciekawym kierunku – stwierdziła wreszcie Psotka – Wygląda na to że naprawdę wierzysz w przeznaczenie.
- Właśnie nie wiem...do tej pory nie wierzyłam, ale nie wiedzieć dlaczego łatwiej mi to sobie tak tłumaczyć niż wierzyć, że da się to zmienić. Może ja po prostu źle odczytałam to co mi się przyśniło i tyle. To łatwiejsze do pojęcia niż...Sara mówiła, że to co się przyśni w ten sposób, nie da się zmienić.
~ Są trzy możliwości. Wiedząc, że stanie się coś złego można robić wszystko na przekór – walczyć, można poddać się i robić co do ciebie należy uważając, że przeznaczenia i tak się nie zmieni, lub tłumaczyć sobie, że nie musi się to kończyć aż tak źle. Wymyśliłaś ciekawy kompromis dla poglądów swoich rodziców...taka twoja własna droga, ale co się stanie jeśli nie masz racji??
- Zobaczymy...
Znalazły się w obrębie przedmieść, więc zaniechały dalszej rozmowy i skierowały się w stronę reszty drużyny.