- Tak więc zaczynamy za dwa dni? - zaczął szeptem niższy ze płomieniem układającym się w spirale na masce.
- Jak co roku. - odparł brunet w kapturze, który z kolei wyrysowany miał kształt przypominający ptaka na czole maski.
- Że im to się nie nudzi. Zawsze co roku próbują odbić świątynie Bogini Ciemności, która akurat w tym miesiącu wynurza się z podziemi i za każdym razem dostają od nas w d....
- Cóż nie zakażemy im próbować. Mają swoje rozkazy my swoje.
- Tylko co im to da?
- Myślą że dzięki temu odzyskają wolność.
- Naprawdę są aż tak naiwni? Myślą że demony sprawią, że Illuminaris powróci do dawnej świetności jeśli tylko Elementy się połączą?
- Głupota ludzka nie zna granic, ale wydaje mi się, że to nie tylko o wolność tu chodzi. Oni chcą się zemścić na niemagicznych.
- Ja tam do niemagicznych nic nie mam, choć ci których spotkałem zwykle byli potwornie tępi, a większość chciała mnie zabić.
- Jak uczą ich w szkole, że czarny pies - ponurak to zwiastun klęsk i nieszczęść to się nie dziw, że łażąc w tej postaci się narażasz.
- Nierozumień tylko dlaczego narażamy się dla bezpieczeństwa państwa które już nie istnieje i ludzi który mają nas za zło wcielone.
- Uważają magie za zło, a robimy to bo to przez naszych przodków to wszystko. Gdyby nie czarodziej nie byłoby Cieni i demonów.
- Demony były by i tak.
- Ale nie na ziemi.
- Kiedyś by znalazły drogę.
- Te dźwięki dochodziły chyba stamtąd – wskazał przed siebie.
- Nic tam nie ma.
- Może to faktycznie pułapka.
- Nagle tuż nad nimi pojawiło się jasne oślepiające światło. Mężczyźni przylegli do siebie plecami.
- Ha, ha ha...co za domyślność - rozległ się dziewczęcy śmiech.
- Przepraszam, ale my się chyba nie znamy – zauważył jednej z nich zasłaniając oczy przed oślepiającym blaskiem.
Kika metrów przed nimi stała białowłosa kobieta o jasnej skurzę, która podobnie jak jej jasnoszare oczy odbijały blask bijący z jej kuli energii, która wisiała nad nimi. Na twarzy widniały kolczyki w wardze, nosie i na brwi. Dekoracje te w żaden sposób nie szpeciły jej pięknej twarzy. Z jej kaptura wychylała się piękna brązowo-złota kobra królewska.
„Skoro posiada daimona oznacza, że nie jest czarnym magiem. Przynajmniej jeszcze nie. Gdyby ciemne moce zaczęły przejmować nad nią kontrole jej żmijka zniknęła by. Ciekawe czy jest tego świadoma. ”
- Jestem Estera. Wnuczka twojego starego znajomego Zythriana z klanu Gwiazdy.
- Fiu fiu...tyle gość. Daniel nie przypominam sobie by któryś z nas miał urodziny. Ja jestem jeden, a was jest tylko dwanaście.
- Ej, a ja się nie liczę? – Daniel udał obrażonego.
- Ty się możesz zająć płcią piękną. Ja z reguły nie bije kobiet.
- Twoja szczerość mnie rozbraja Eb. - zniży głos do konspiracyjnego szeptu - Naliczyłem ośmiu. Razem z nią jest dziewięciu.
- Trójka chowa się za nią – odpowiedział mu również szeptem.
- Wnuczka Zythriana? - upewniał się.
- No przeciąż. Rodzinne podobieństwo aż razi. Te kobiece ruchy i rysy- dodał głośniej w stronę kobiety- Używacie tych samych kosmetyków?
- i te wąsy... wykapany Zythria – zaśmiał się niższy.
Białowłosa wygięła swe różowe usteczka w złośliwy uśmiech.
- Naprawdę myślisz Eberrondzie, że takimi dziecinnymi tekstami wyprowadzicie mnie z równowagi? – powiedziała z wyższością.
- Próbować zawsze można. Teraz – dał znak towarzyszowi i sam zaczął atakować kulami ognia wystrzelanymi z różdżki.
Najlepszą formą obrony jest atak i na tym niej więcej opierała się ich taktyka. Czary ich przeciwników i ich własne zderzały się i odbijały się od siebie. Ziemia zatrzęsła się, a powietrze pomierzy nimi wypełniły się wybuchami energii. W ten sposób wykluczyli kilku, mniej przygotowanych na taki obrót sprawy. Nie od razu mężczyźni z klanu feniksa wznieśli tarczę. W końcu jednak zrobił to przyjaciel Eberronda, Daniel. Chroniła ona ich obu jednak jedynie przed czarami. Nie przewidzieli, że przeciwnicy będą mieć przy sobie broń białą.
Po dłuższej wymianie ciosów Estera i jej rodzinka uciekli do lasu. Mężczyzną coś mówiło, że nie był to odwrót taktyczny. Ich przeciwnicy po prostu mieli widać inne zajęcia w planach niż całonocna walka. To nieco ubodło dumę Feniksów, ale ganiać ich nie zamierzali.
„Czyżby organizatorka tej imprezy zrobiła to bez pozwolenia starszyzny swojego klanu i teraz jej się oberwie.”
- Dlaczego mam takie wrażenie, że Ewie się to nie spodoba? - westchnął spojrzawszy na rozcięcie na ręce z którego ciekła krew.
- Jakby co będę osłaniał tyły.
- Bardziej się martwię o przód - zauważył kończąc wiązanie prowizorycznego opatrunku – ona z każdego zadrapania robi nie wiadomo co, a przecież ci tutaj to nie Zarażeni.
- Jakbyś mdlał to cię złapie - zażartował,
- Nie pyskuj młody – posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym odsłonił twarz i westchnął - Tak przy okazji. Poćwicz w najbliższym czasie wznoszenie tarczy, bo ta była żałosna.
Tak zaczęła się dyskusja na temat techniki, która trwała niemal do samego obozu.
- To następnym razem to ty będziesz nas osłaniał, a ja kozaczył rzucając ogniste kule na lewo i prawo
- Wątpię czy uda ci się posłać dziesięć jednocześnie tak jak ja.
- Szybko się uczę – młodzieniec uśmiechnął ściągając z twarzy maskę.
Dziewiętnastoletni Daniel miał twarz o przeciętnej urodzie. Nie stracił jeszcze do końca chłopięcych rysów. Jego ciemno blond włosy były krótko przystrzyżone. Nastolatek posiadał bardziej wątłą budowę od swego wysportowanego towarzysza i był od niego nieco niższy.
Eb był jego nauczycielem oraz dalszym krewnym. Trudno jednak dopatrzyć się tego ostatniego, gdyż prócz koloru oczu nic ich nie łączyło. Przede wszystkim jednak mimo sporej różnicy wieku traktował go jak przyjaciela. Dlatego właśnie mówili sobie na "ty" niczym rówieśnicy.
Skradali się do namiotu, gdy zatrzymał ich kobiecy głos.
- I jak tam zwiady?
Przed nimi stała niższa od Eberronda o głowę kobieta o długich brązowych włosach i równej grzywce tuż nad brwiami. Ich kolor wskazywał na to, że nie jest najszczęśliwsza. Była czystej krwi co powodowało, iż ich kolor odwzorowywał jej nastrój. Gdy coś ją trapiło ciemniały.
Eb już tak dawno nie widział jej czerwonych kosmyków. Przywołanie ich jak i uśmiechu na jej twarzy było wyzwaniem którego podejmował się niemal codziennie. Źle znosiła podróże i spanie w chłodnym namiocie. Nie narzekała, ale wiedział że wolałaby zostać w domu, czego nie robiła choćby nie wiadomo jak ją upewniał, że nic mu nie będzie. To jedna jedyna kwestia, w której potrafiła być uparta. W zasadzie jako była Wyrocznia, mała spory dystans do świata. Jak każda kobieta po czterdziestce, która przeszła ciążę miała lekki brzuch. Na jej zmęczonej twarzy widniały nieliczne piegi, a szare oczy, które widziały już nie jedną śmierć zarówno w rzeczywistości jak i we śnie witały świat zimną obojętnością.
Eberrond zbliżył się i z zaskoczenia pocałował ją w usta. U Ewy pojawiło się kilka czerwonych pasemek, które przez krótki moment zdawały się płonąć.
- Ej...nie przy ludziach... - upomniał ich Daniel.
- Sprawdziliście te hałasy? - ponowiła pytanie odsuwając się nieco od męża.
Tym razem już nieco pogodniejsza. Gdy się uśmiechnęła, a z jej spojrzenia znikł chłód wydała mu się najpiękniejszą osobą na świecie.
- Tak, ale to nic szczególnego. – skłamał, robiąc minę niewiniątka.
- Nuda – dodał jego towarzysz.
- Właśnie nudna rutyna.
Obrzuciła obu podejrzliwym spojrzeniem, po czym przyjrzała im się dokładnie.
- Co ci się stało w rękę? - spytała zauważywszy, że jedną z nich trzyma za plecami.
- To tylko...- nie zdążył dokończyć gdy złapała go za rękaw.
„Miałem nadzieje że nie zauważy. Gdyby tylko krzyknęła, ale nie...ona musi się wpatrywać i wwiercać tymi swoimi ciemnymi oczami.” - pomyślał - „Nie znoszę medyków, szpitali i całego tego cholerstwa.”
- Przecież ty krwawisz – zauważyła ciągnąc go do namiotu medycznego.
- To tylko tak wygląda - machną lekceważąco zdrową ręką - Nie zauważyłem jednego z noży, a tarcza osłaniała tylko przed czarami.
- Mieli przewagę liczebną, a noży były setki – dodał Daniel.
- Wielkie dzięki za takie „pilnowanie tyłów”. Lepiej siedź cicho. - warknął, po czym zwrócił się do żony – Wnuczka Zythriana wpadła się przedstawić.
Kilka minut później znajdowali się w namiocie. Rana Eberronda została porządnie opatrzona, a maska leżała obok niego na ziemi.
- Jestem bardzo ciekawa jak wytłumaczysz Paulinie to, że wracasz z blizną, albo gorzej, bez ręki czy nogi.
- Na razie jestem cały...no z grubsza. Poza tym czemu, by jej nie wtajemniczyć?
- Czternastoletnie dziecko chcesz wtajemniczać?
Nawiązała się dyskusja podczas, której mężczyzna tłumaczył, że ich córeczka powinna choć wiedzieć o istnieniu drugiego świata, przeważył fakt że oboje nie chcieli jej zamartwiać.
- Niby w Europie też nie jest tak znowu bezpieczniej niż tu – zauważył.
- Ale tam nikt nie chce jej porwać i pozbawić życia wysysając Trzeci Element.
- Mówisz jak mój brat. Eh...nie znoszę demokracji. Zawsze jestem w mniejszości.
- Wydaje mi się, że tym razem powinno nam się udać skontaktować się ze swoim bratem.
- Witaj Stachu – uśmiechnął się złośliwie, a mężczyzna w odbiciu jasno dał do zrozumienia że nie podoba mu się imię, którego używał w Realu. Wszystko przez przegrany zakład i fakt, że to Robert je wybierał. – Okropnie wyglądasz...kiedy ty wychodziłeś z tej swojej samotni na słońce? Jeszcze trochę i zmienisz się w wampira.
- Nie czas na żarty. Twoja córka Paulina jest w Świecie Smoków.
Te zdanie nie od razu do niego dotarło. Uśmiech powoli znikł z jego twarzy i podobnie jak Ewa pobladł.
„On chyba żartuje...nie wróć on nie zna się na żartach.”
- Jak? Przejście zamknięto tuż za nami - jego włosy pociemniały co wskazywało na to że wziął sprawę na poważnie.
- Użyła przenośnego teleportera – wyjaśnił mu brat.
- Teraz już nie trzeba jej wtajemniczać. Sama wszystkiego się dowiedziała – zauważył Robert.
Mimo że niedawno był za tym by jej wszystko powiedzieć obecnie nie bardzo mu się to podobało. „To nie mało tak wyglądać. Miała tu wrócić w wieku 16 lat. Nie teraz. Nie tak...”
- No...jeszcze nie wszystkiego... - zaczął zmieszany Shadow.
- Możemy z nią porozmawiać? - przerwał mu Robert.
- Ona uciekła. To moja wina.
Po krótkiej chwili ciszy Robert westchnął.
- Twoje podejście do dzieci mnie zdumiewa.
- Nie sądzicie, że daliście jej za dużo luzu??
- Po prostu zrozum że nie każde dziecko jest ci ślepo posłuszne jak Oscar.
- Dokąd poszła? - Ewa po raz pierwszy w tej rozmowie zabrała głos.
- Chyba do was.
Eb posłał mu pytające spojrzenie.
- Przyprowadziłem ja do dworu i siedziała tu tydzień. W pobliżu jest kolejny Pierścień. Chciałem ją wysłać w bezpieczniejsze miejsce, ale po naszej ostatniej rozmowie coś głupiego jej przyszło do głowy. Twoja Pieczęć słabnie. Znalazłem kilka nadpalonych liści w dzień jej ucieczki, a wcześniejszego lunatykowała. Myślę że Elementy próbują się połączyć.
- Ile ona wie?
- Jest świadoma tego, że chodziła we śnie, ale nie wie, że przyczynom jest fakt, że III Element próbuje się połączyć z pozostałymi.
- Znaczy nie wie nic – stwierdził Robert z lekką irytacją.
- A jak niby miałem jej to przekazać?? Smok z przepowiedni kręcił się w pobliżu. Strażnicy się zlecieli. Ona już widziała Cienia, wie do czego zdolne są Pierścienie. Wie kto ma je zniszczyć. Co miałem zrobić?
- Wszystko było by lepsze od zagubionej nastolatki błąkającej się. Nawet tobie nie ufa, co znaczy że jest praktycznie sama. Lepiej by dowiedziała się tego od nas niż od Kręgu czy Zmij
- Ale wiemy gdzie idzie.
- Nic nie wiemy – zaczął Robert - Nie sądzę by była na tyle lekkomyślna by próbować przebyć tak olbrzymią pustynie sama, tylko dlatego, że się stęskniła. Kombinuj dalej braciszku. Może przez ten czasu poznała jakieś miejsce, jakiś ludzi.
- Zna Alexa. Wydaje mi się, że ma on na nią zły wpływ. Sara przed odjazdem wspomniała coś o tym że w otoczeniu Pauliny kryje się zdrajca.
- Oj odczepiłbyś się od tego chłopaka... - jednak w pewnym momencie alarmowała go jego ojcowska intuicja - zaraz co miałeś na myśli mówiąc zły wpływ? Że niby jak on na nią wpływa?
- Nie sądzę żeby to chodziło – uspokoiła go Ewa kładąc mu rękę na ramieniu. – Chłopcy, a zwłaszcza czarodzieje w tym wieku raczej jeszcze nie patrzą na dziewczyny.
- Ten dzieciak jest fenomenem w tylu dziedzinach, że wcale mnie to nie pociesza.
- Sam go przygarnąłeś. Trzeba było go zostawić w klasztorze, a nie robić z tego domu sierociniec.
- Oj nie mów że nie podobały ci się te codzienne pojedynki, wybuchy, tłuczenie wszystkiego wokół.
- Eb. Skoncentruj się – przypomniał się Shadow - Nie mogę zostawić domu bez opieki.
- Domem chcesz się opiekować? Co z Violett?
- Wyjechała do ojca. Jak zwykle trzeba było ją namawiać, ale nie chce jej w to mieszać. Jest jeszcze zielona nie przyda się w walce. Oscar jest w Aurelwood. Długo by tłumaczyć.
- Wzmocnij barierę, albo wyślij daimona. Z resztą to ważniejsze od twoich badań i naszego dobytku.
- Już to zrobiłem, a to jest równie ważne.
- Już lecimy. Musimy po zlikwidować Cienia i poprosić Rade o otworzenie przejścia.
- No tak. Bo ci wszyscy utalentowani ludzie i smoki nie poradzą sobie bez ciebie z Cieniem. – powiedziała z nuta sarkazmu Ewa.
- Cieszę się, że się ze mną zgadzasz kochanie. – Uśmiechnął się ignorując to jak ona przewraca oczami.
Wychodząc namiotu gwizdnął, a chwilę potem nie bez hałasu wylądował przed nim olbrzymi feniks. Ptak posiadał czerwono-pomarańczowe gorejące pióra.
- Dawno się nie widzieliśmy Amaterasu - zwrócił się z szacunkiem do ptaka.
Rzadkokiedy korzystał z pomocy swego daimna, jednak tym razem nie miał czasu na pieszą przeprawę przez pustynie. Musieli się śpieszyć.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz