poniedziałek, 9 lipca 2012
Rozdział 45: Już nie dziecko jeszcze nie dorosły
Minęło pół tygodnia od odejścia Alexa. W tym czasie wiele się zmieniło. Uzdrowicielka zdążyła przyjechać, doprowadzić Amber do zdrowia i wyjechać. Życiu blond elfki nie zagrażało niebezpieczeństwo. Sora jeszcze nie wybaczył czarodziejowi tego co zrobił.
Paulina tymczasem rozpoczęła wdrążanie swojego projektu. W tym celu organizowała prowiant, ubrania i inne potrzebne rzeczy. Nie licząc jednej rozmowy, którą sprowokowała by dostać „kieszonkowe”, unikała wuja. Do tego baczniej przyglądała się zastosowanym przez niego środkom ostrożności jak np. magiczne blokady okien w jej pokoju, psia straż, której nauczyła się na góra pięć minut znikać z pola widzenia.
Co nie było częścią planu – pokłóciła się z Psotką, która na cały dzień zostawiła ją w spokoju, oraz z Violett. Wiedźma uważała, że to Amber jest powodem dla którego Oscar ją „rzucił”. Czerwonowłosa próbowała jej wyjaśnić, że się myli i broniła elfki. Rozmowa ta doprowadziła do tego, że Luna odczepiła się od Amber, za to najwyraźniej znienawidziła Paulinę.
„Nie żeby mi przesadnie zależało na jej przyjaźni, ale nie bezpiecznie jest mieć wroga w osobie czarownicy. Trochę mi jej żal. To nie jej wina, że Oscar jej nie kocha tak jakby ona tego chciała. Szkoda tylko, że ona mu wcześniej wszystkiego nie wyznała i że on się niczego nie zorientował. To trzeba być naprawdę ślepym, by mieszkać pod jednym domem z osoba, która na każdym kroku wbrew swojej naturze jest dla ciebie strasznie miła i nie zauważyć tego. Niektórzy faceci są po prostu ciemni w takich sprawach.”
Miałam nadzieje, że Oscar załatwi to jakoś taktownie. Cóż średnio mu to wyszło, ale nikt nie mógł przewidzieć, że Amber może paść ofiarą tego...trójkąta miłosnego.
Spacerując Paulina wsłuchiwała się w nienaturalne, magiczne dźwięki lasu. Zaprowadziły ją do jasnowłosego rodzeństwa siedzących na środku otoczonej przez sosny polance, gdzie stał porośnięty mchem olbrzymi kamień. To w tym miejscu odbyła się ostatnia walka z opętanym Oscarem. Niezwykła melodia wydobywała się z fletu, na którym grał Sora. Był w tym całkiem dobry.
Co jakiś czas powtarzał frazę w której popełnił jakiś błąd, ale nie fałszował. Tworzone przez niego dźwięki były płynne, mimo licznych zmian tempa. Paulina podeszła do nich i nie zakłócając usiadła koło Amber. Elfka uśmiechnęła się na jej widok i wróciła do podziwiania grajka, bujając się do rytmu.
W pewnym momencie Sora najwyraźniej zauważył Paulinę i zaczął grać melodie znane jej z lekcji muzyki. Może i wcześnie nie należały one do jej ulubionych. Co więcej gdy się ich uczyła wydawały jej się nudne, ale teraz znajome dźwięki wywoływały uśmiech na jej twarzy. W pewnym momencie obie dziewczyny zaczęły śpiewać: Gdybym ja była słoneczkiem na niebie,
Nie świeciłabym jak tylko dla ciebie,
Ani na wody, ani na lasy
Ale przez wszystkie czasy,
Pod twym okienkiem i tylko dla ciebie.
Gdybym w słoneczko mogła zmienić siebie.
Gdybym ja była ptaszkiem z tego gaju,
Nigdzie bym, w żadnym nie śpiewała kraju,
Ani na wody, ani na lasy,
Ale przez wszystkie czasy,
Pod twym okienkiem i tylko dla ciebie,
Czemuż nie mogę w ptaszka zmienić siebie!
Nawet zachmurzone niebo zdawało się nie być aż tak szare. Wiatr szumiał do rytmu, z zza krzaków wyglądały ciekawe zwierzęta jak sarny i wiewiórki. Z czasem młodzieniec zmienił rytm na szybszy, a jego siostra porwała Paulinę z ziemi i zaczęły się razem kręcić i wirować. Nie sadziła że te zamknięte z natury i tajemnicze elfy potrafią się tak bawić. Nie mogły przestać się śmiać i w pewnym momencie odbiła im totalna głupawka. Czerwonowłosa nie była pewna, czy dzieje się tak naturalnie, czy to za sprawią Sora, który chciała pocieszyć siostrę po tym jak ta straciła możliwości nauki.
Gdy zrobił przerwę rozmawiali głównie o muzyce. Paulina ubolewała nad tym, że tak dawno nie słuchała piosenek i nie tańczyła. Tęskniła za swoim światem, swoim krajem. Wydawał się jej teraz taki mały nie ważny, nudny, a jednak czuła z nim więź. Nie mogła zapomnieć spotkanych tam ludzi, odwiedzanych miejsc. Znikając ze swojego świata dużo ją ominęło. Wszystkie wydarzenia typu pożegnanie 3 klasy, koniec roku szkolnego.
Jednocześnie czuła, że zaczyna się przyzwyczajać do panującej tu atmosfery. Magia nie przerażała jej bardziej nią ludzi, którzy się nią posługują. To jak bać się noża. Puki trzyma go psychopata panikujesz, ale gdy twoja mama robi za jego pomocą kanapki nie zwracasz na niego uwagi. Więc oswoiła się z tym „nożem” i postanowiła nauczyć się z tym walczyć. Nie była już zagubionym dzieckiem w lesie.
W pewnym momencie Sora znów zaczął grać. Podczas gdy Amber opowiedziała jej, że uf kamień, obok nich, nie jest zwyczajny. Gromadzi wokół siebie energie i jest swego rodzajem wrotami, działającymi w jedną stronę. Używając wisiora przeszła właśnie przez takie wrota z tym, że w innym kamieniu. Wszystko przez porę w jakiej wszystko się zdarzyło. Gdyby nie odwiedziła Pawła wieczorem to pojawiła by się koło Trista, albo przeszła by przez jeszcze inne wrota. Trzecie z nich znajdowały się na wschodnim kontynencie na którym panuje wojna.
„W pewnym sensie miałam szczęście, że nie trafiłam na front.”
Nie przypominała sobie żadnego kamienia w miejscu w którym się pojawiła. Tłumaczyć to można było dużą ilością traw.
To coś jej przypomniało. Machinalnie sięgnęła na szyję i wyczuła tam srebrny łańcuszek. Następnie za jego pomocą wyjęła błękitny wisior. Jego obecność nieco ją przeraził, a to dlatego iż była pewna, że ma go jej wujek.
- On się nie chce ode mnie odczepić.
- Chyba jest ci przeznaczony. Może cię wybrał byś została taką Strażniczką Przejścia. Kiedyś każdy Strażnik miał taki klucz, ale je pogubili, stracili lub sprzedali. Dlatego zaczęto je niszczyć.
- Jedna połowa i tak mi nic nie da - wzruszyła ramionami i schowała przedmiot.
- Powinnaś, więc znaleźć swoją druga połówkę. - Uśmiechnęła się.
Dziewczyna dłuższy czas zastanawiała się nad jej słowami. Mroźny wiatr zawiał przywracając ją do rzeczywistości.
- Amber mam do ciebie prośbę - zaczęła czerwonowłosa zmieniając temat. - Znasz może jakieś szczegóły ostatniej misji Sanako?
- Em...nie wiem, nie mogę ci powiedzieć.
Pożałowała, że spytała wprost zamiast ją podejść, ale próbowała dalej.
- To ważne. Widzisz zdążyłam się zakolegować z mieszkańcami miasta, które ona ratowała i trochę się o nich martwię.
- Z tego co wiem nie było żadnych ofiar, choć większość potrzebowała pomocy medycznej. Teraz jest tam kilku Strażników, którzy ich pilnują w razie gdyby ten co spowodował te zamieszanie był jeszcze w mieście.
- Nie ma dowodów na to, że uciekł?
- Nie wiem. Podobno był to zwykły nie magiczny człowiek, znający wiedzę tajemną i posiadający wiele przydatnych artefaktów. Miał nawet tresowanego zwierzaka. Wiesz ci co urodzili się w rodzinach czarodziei a sami nie mają mocy, często...zazdroszczą i chcą się w jakiś sposób do nich upodobnić. Nie mówię że wszyscy. - dodała patrząc na nią.
- Coś w tym jest. - po chwili milczenia zmieniła temat - Jest coś o co bym chciała ciebie... was poprosić...o ile to nie byłby kłopot.
Czuła się jak niewdzięcznica prosząc o coś kogoś komu już i tak wiele zawdzięcza, ale zamierzała w przyszłości spłacić ten dług. Poza tym może im się to opłaci. Długo zastanawiałam się nad ta kwestią. Z początku chciała przekonać do tego Oscara, ale ten wyjechał. Po ostatnich wydarzeniach doszła do wniosku, że nie może z tym zwlekać.
Czwartego dnia od powzięcia swojego postanowienia Paulina była już gotowa. Zmęczona Psotka usnęła jak dziecko tuż po zachodzi słońca. Wtedy Paulina miała okazję wymknąć się z pokoju. Na korytarzu spotkała daimona wuja, ale nie zatrzymała się. Pies nie widział niczego podejrzanego w tym, że nastolatka przez snem idzie w ubraniu, z piżamą pod pachą do łazienki. Po dojściu na miejsce dziewczynie serce biło jak szalone na myśl o tym co zamierza za chwile zrobić. Z szafki wyjęła upchnięty tam wcześniej torbę. Plecak z jej świata za bardzo rzucałby się w oczy, za nowoczesny jak na panujące tu standardy.
Co do kryjówki. Było to jedyne pomieszczenie w którym pies za nią nie wchodził, a Shadow korzystał toalety na dole. Zawsze istniało zagrożenie, że Violett wpadnie na pomysł by sprzątać, jednak nikt nie odkrył skrytki.
Zastanawiała się czy by nie napuścić wody do wanny i nie udać, że się kompie. To dodatkowo zagłuszyło jej kolejne ruchy. Wprowadziła myśl w życie. Następnie wyciągnęła uprzednio upchnięty w szafie razem z torbą płaszcz i szalik, następnie ubrała się i opatuliła dokładnie mając nadzieje, że wierzchnie okrycie nie skrępuje jej zanadto ruchów i nie przeszkodzi w ucieczce. Kolejnym etapem było okno. Otóż jedynie te w jej pokoju zostały magicznie zabezpieczone. Pozostałe pokoje nie miały tego zabezpieczenia. To sprawiało, że miała ochotę wybuchnąć demonicznym śmiechem. Co powstrzymała tylko dlatego, by nie wzbudzić podejrzeń stojącego przy drzwiach pieska.
„Nie doceniacie mnie.”
Naprzeciw okna stało drzewo. Nadchodził czas na najniebezpieczniejszą część jej planu. Musiała przeskoczyć na najbliższą gałąź i zejść bezpiecznie na ziemie. Ktoś wierzący w tym momencie by się przeżegnał. Ona wzięła głęboki wdech i skoncentrowała się. Przyklękła na parapecie, łapiąc za futrynę. Poczuła mroźny wiatr we włosach i ukucie strachu. Jakimś cudem udało jej się skoczyć i nie zabić się. Objęła pień z całej siły i uspokoiła oddech. Poczuła przypływ adrenaliny. Nigdy nie chodziła po drzewie. Nawet w dzieciństwie. Stawianie kolejnych kroków na drewnianych stworzonych przez naturę stopniach utrudniał brak światła. Nie widziała ile jest do ziemi. Wyobraźnia podsuwała najczarniejsze scenariusze, które odganiała by się skoncentrować. W pewnym momencie poślizgnęła się. W efekcie czego zawisła kurczowo trzymając się najbliższej śliskiej gałęzi.
"Gdzie ci bohaterowie, gdy ich potrzeba?"
Ręce nie mając właściwego uchwytu szybko puściły. Spadła z niewielkiej odległości na „cztery łapy”. Po chwili poczuła ból w lewej ręce. Bała się, że coś sobie złamała, ale uspokoił ją fakt że mogła zgiąć palce. Szczekanie dobiegające z piętra przypomniało jej by uciekać i niedługo potem zniknęła w ciemnościach lasu.
- Nie wierzę, że to zrobiła - szepną do siebie Shadow.
Stał na zewnątrz koło drzewa i patrzyła w zamknięte obecnie okno łazienki. Sara siedziała na jednej z gałęzi i beztrosko machała nogami.
- Nie jest ani trochę podobna do Ewy. Widać że ma ten wasz ogień.
-Ten ogień ją zniszczy jeśli nie nauczy się go kontrolować.
- Używa tego gdy się boi.
Oboje spojrzeli na lekko nadpalone liście i trawę.
- Zawsze bała się wysokości. Obawiam się, że TO się w niej budzi. Czemu ci tak wesoło? - spytał mężczyzna gdy Sara zszedłszy z drzewa nie wykazywała zmartwienia.
- Wiem, że ci się uda – jej uśmiech jednak szybko zgasł – szkoda tylko, że to już nasze ostatnie spotkanie. - powiedziała kobieta tajemniczo.
Jej głos przez chwilę go zmroził. Przeszedł go dreszcz. Jednak zdał sobie sprawę że może ona mieć na myśli własne przeznaczenie, lub po prostu nie będzie przez długi czas okazji. Z reszta żył już dostatecznie długo. Teraz najważniejsze by Paulinie nic nie było. Ona jest Pierścieniem, pojemnikiem trzeciego elementu, jeśli pieczęć na jej ręku zniknie lub choć osłabnie, to oznacza katastrofę. W przekazie Wyroczni brakowało jeszcze sprecyzowania co dokładnie mu się uda. Co prawda mógł spróbować dopytać się szczegółów, ale wolał żyć w błogiej nieświadomości własnego przeznaczenia.
Paulina nie bez przyczyny wybrała na ucieczkę akurat tą datę. Dziś właśnie miała jechać z Sarą w góry. Wyrocznie nie mogła czekać. Wzywały ją obowiązki. Gdy Shadow pożegnał ją oraz jej nowych Strażników, udał się do swojej piwniczki. Odłożył na bok wszystkie swoje badania i jak co dzień podjął próbę skontaktowanie się ze swoim bratem.
Zdana na samą siebie i dobrze tego świadoma czerwonowłosa usilnie wygrzebywał się z rowu do którego wpadła. Wyglądał na stare koryto rzeczne. Na dnie znajdowało się sporo błota jednak nic nie wskazywało na to by w najbliższym czasie miało pojawić się tu jakaś woda.
Rutyna w nadmiarze zabija radość życia, ale bez niej traci się swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Zaczynała odczuwać skutki nieprzespanej nocy, ale nie miała możliwości wzięcia kąpieli i wejścia pod ciepłą kołdrę.
To nierozsądne porywać się na całodniową podróż w nieznane nie posiadając planu, przygotowania czy wsparcia. Z tych trzech rzeczy brakowało tylko ostatniej. Mimo całej swojej nie ufności nie była typem samotnika. Tera jedynie marzyła by pojawił się ktoś i podał jej rękę. Niestety nikt nie przybył z pomocą.
„Może Alex miał trochę racji - rozpieszczona przez rodzinkę bogata smarkula, która nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. - W takim razie udowodnię...jeśli nie jemu to choć samej sobie, że taka nie jestem. Dam radę”
Kilka tygodni temu gdy pojawiła się w tym świecie myślała jedynie o braku wygód takich jak komórka, komputer i inne elektryczne gadżety. Teraz miała cel i ani zabłocone buty i ubranie, ani ssanie w żołądku nie było w stanie jej zatrzymać. Zamierzała przejąć kontrole nad własnym życiem i przeznaczeniem, choć nie wiedziała jeszcze co los jej szykuje. Myśląc tak nawet nie zauważyła jak znalazła się u góry. Zmęczona położyła się na moment na plecach.
„To miało nie więcej niż trzy metry głębokości. Mały krok dla ludzkości, wielki dla mnie samej” - uśmiechnęła się pod nosem i wziąwszy kilka głębszych wdechów podniosła się do pozycji siedzącej.
Postanowiła zrobić sobie małą przerwę na kanapkę. Czuła że jest wystarczająco daleko by pozwolić sobie na odpoczynek. Nagle poczuła znajome łaskotanie koło ucha. Dziewczyna na widok wróżki zbladła.
- Jak mnie tu znalazłaś? - prawie krzyknęła.
~Leciałam za tobą od samego początku. Widziałam cię przez okno.
- Pięknie, znaczy Shadow już wie...- stwierdziła zrywając się z miejsca.
- Nie – Psotka zastąpiła jej drogę – Nic nikomu nie powiedziałam – pisnęła.- Dlaczego uciekłaś?
- Nie twoja sprawa.
Duszka spojrzała na nią smutnymi oczkami.
~Nie ufasz mi? Czy jeśli powiem kto jest moim towarzyszem będę mogła iść z tobą?
- Zależy - usiadła czując, że szykuje się dłuższa rozmowa.
Nastąpiła krótka chwila w której Psotka zastanawiała się nad tym co miała zrobić.
~Jestem daimonem twojej mamy Ewy.
Dziewczynie odebrało mowę, ale nie kupiła tego od razu.
- Udowodnij. Powiedz coś co tylko ona może wiedzieć, albo coś o niej samej.
~ Ewa lubi błękitny kolor, jej włosy zmieniają barwę z rudych na brązowe pod wpływem smutku i na odwrót dzięki radości - wymieniła szereg jej przyzwyczajeń i upodobań. - Jest bardzo przewidująca, mimo że daru widzenia zrzekła się podczas zaręczyn z twoim ojcem. On nie wie o mnie. Ponieważ jesteśmy niewidzialne większość magów uważa, że wyrocznie nie posiadają daimonów. Poza tym Wyrocznie rzadko kiedy używają magii... do walki i w ogóle. Tak jak czarodziejki nie potrafią krzywdzić magią.
„To dlatego nie widziałam daimona Sary, a on pewnie przez cały czas z nią był” - pomyślała, ale mimo natłoku pytań nie przerywała.
~Gdy miałaś 3 latka. Saverego porwano zniknęła nie mówiąc gdzie. Wracała na krótko...
Moja mama zataiła fakt istnienia drugiego świata przed własnym daimonem? I ukryła fakt posiadania daimona przed mężem?”
~W zeszłym roku powiedziała, że mam cię pilnować i się nie zdradzić, ale nie wiem co miała przez to na myśli. Chyba to nic złego jeśli powiem ci coś co już wiesz...
Paulina postanowiła się nie zdradzać ze swą niewiedzą. Wróżka była na tyle szczera, że wątpiła w jego prawdziwość. Nie spodziewała dowiedzieć się tylu rzeczy.
„Kim jest Savery? Dziwne imię, już je wspomniała, gdy pierwszy raz się spotkałyśmy. Skąd mama wiedziała, że tu się znajdę? Miała wizje przed moimi narodzinami czy po prostu Sara jej to powiedziała. Okazuje się że wcale nie urodziłam się w Polsce, ale tu. Może nawet w Illuminaris. Teraz z pewnością nie zasnę" - pomyślała wstając i idąc przed siebie.
~ Gdzie idziemy?
Miasto duchów. Puste domy, ulice, place, sklepy. Gdzieniegdzie ślady gruzów, nieliczne zrujnowane budowle. Niczym po trzęsieniu ziemi. Jedynie niepasujący tu błękit nieba, na którego upiór nie był wstanie wpłynąć, niezmiennie potwierdzał to, że ciągle znajdują się na wyspie Lunanor. Wioska, którą niedawno odwiedził Cień stała się wymarła. Nie było to jedyne takie miejsce. Trzy inne, które odwiedził były w tym samym stanie. Za każdym razem przybywał za późno. Cień atakował niespodziewanie. W żaden sposób nie dawało się go przewidzieć. Co niezwykłe tak nagle jak się pojawiał tak szybko znikał.
Człowiek przeszukujący pobojowisko miał czerwone tęczówki i pionowe źrenice, co sprawiało, że dla osób postronnych mógł wydawać się straszny. Przez kolor swych oczów w Realu musiał nosić szkła kontaktowe, by wyglądały na brązowe.
- Cinnabar ! - ktoś go zawołał.
W Realu nazywał się Darek, ale w tym świecie nie znosił używać tego ludzkiego, zwykłego imienia.
- Mamy połączenie z Sanako.
„Nareszcie” - pomyślał.
W tej sytuacji nie widział innego wyjścia jak poradzenie się swojego byłego mistrza. Dwa lata temu przeszedł przyśpieszone szkolenie pod jej okiem, ale nadal był niedoświadczony. Poza tym obiecał, że to ją będzie pierwszą informował o postępach, w tym przypadku o ich braku.
Pochylił się nad misa z wodą. Zarówno zbiornik jak i znajdująca się w nim ciecz nie miały w sobie nic szczególnego, równie dobrze można by użyć w tym celu lustra, strumienia, okna. To jego towarzysz – czarodziej zmieniał to w zdatne do komunikowania się.
Obraz elfki był bardzo wyraźny. Co go zaskoczyło, gdyż do tej pory wszystkie próby porozumienia się z Imperium były niemożliwe. Zupełnie jakby nad powałą kontynentu wisiała olbrzymia czapa blokująca magiczny przekaz.
- Nie możemy drania dorwać. Co chwila man się wymyka. Musisz to zobaczyć. Całe miast jest niemal nie ruszone. Naliczyliśmy z pięć domów zawalanych magią ziemi. To z pewnością czarna magia. Niektóre zapadły się kilka metrów pod ziemie. Nie to jest jednak problemem. Jak już zaznaczyłem nie możemy go złapać, więc choćbym chciał z walki nici.
- Jak to? To Cień a nie skrytobójca. Jak mógł wam się wymknąć?
- Używa portali. Zastanawiałem się, czy by nie poprosić Rady o zamknięcie również tych wewnętrznych. To by nas spowolniło, ale...
- Rada nie chce słuchać propozycji niedoświadczonego, pisklaka?
Pisklakami czasem nazywano młodych smoków i pół smoków. Należało to do obraźliwych określeń.
- No właśnie. Nie wiem co robić. Nasza piątka dałaby sobie z nim radę, ale będąc w grupie nie znajdziemy go. Jeśli się rozdzialiśmy nie damy sobie rady, a on ucieknie nim grupy się połącza. Potrzebne nam posiłki, ale nie ma ich skąd wziąć. Jeszcze coś. To co mówiła ta dziewczynka to prawda. On naprawdę zbiera armie. Nie zostawia nikogo, wszystkich albo przemienia, albo zabija. Są i tacy co giną podczas przemiany. Nie wszyscy to zarażeni. Są też wampiry choć nie wiem skąd się wzięły.
- Chciałabym dołączyć, ale muszę udać się do Aurelwood by przypilnować pewnego pseudo-maga.
- Uczniowie nie dadzą rady sami?
- Sora i Amber już tam pojechali, ale zginął mi podopieczny.
- Co?
- Paweł. Nie wiem co mu strzeliło do głowy. Choć mam kilka podejrzeń. Eh...wybrał zły moment na niesubordynacje.
- Jak znajdę smarkacza przetrzepie mu cztery litery. Nie mamy na to czasu.
Nie wiedział co na to poradzić. Gdyby chodziło o kogoś innego upewniałby ja że „nic mu nie będzie”, jednak znał Pawła i wiedział, że on zawsze w coś się pakował.
- Zajmę się nim. Jesteś tutaj potrzebna. Nie ma za wiele ludzi. Cornoctis też ma jakąś misje rangi A.
Była to najwyższa z możliwych rang przydzielanych zajęciom, których wykonywanie grozi śmiercią, lub jest niesłychanie ważne. Cornoctis podobnie jak Cinnabar w smoczej postaci miał czerwone łuski. Przy ostatniej misji towarzyszył Sanako pokonując dręczącego Tharond pseudo-maga.
Sanako zgodziła się. Dalsza część rozmowy zawierała szczegóły taktyki oraz plan działania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz