sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 40: Przygoda Pawła


Podczas gdy we dworze wszyscy zamartwiali się o życie i zdrowie Amber, młody smok miał równie poważne zmartwienie.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Młodzieniec po dłuższym locie w pełnej smoczej postaci doszedł do wniosku, że jest już wystarczająco daleko by zacząć się rozglądać nad miejscem na lądowanie, by na ziemi poszukać ziół. Te na jego liści były typem rosnącym w wilgotnej glebie, czyli w okolicach jezior i rzek. Dopiero po godzinie lotu dotarł nad wodospad. Zanim rzeka spadła ze stromego urwiska, mijała łąkę. Wylądował tam i przyjął ludzką postać.
„Nareszcie jakieś przyzwoite lądowanie. Tego ostatniego z pewnością długo nie zapomnę.” - wzdrygnął się – „dziewczyny są straszne.”
Myśląc to podszedł do strumienia. Woda była dość czysta, choć nie dorównywała krystalicznym strumieniom w ojczyźnie elfów czy na Lunanor. Rosnąca wokół roślinność nie była przesadnie bujna, jednak to nie zniechęciło Pawła do poszukiwać. Po kwadransie bezowocnych poszukiwań
Przyjrzawszy się swojemu odbiciu w wodzie odkrył coś ciekawego co chwile potem potwierdził jego język.
„Kły mi urosły!!”
Kiedyś zęby te były ze wszystkich najmniejsze natomiast obecnie wręcz odwrotnie, wystawały ponad szereg.
„Mam nadzieje, że większe nie urosną. Głupio by to wyglądało”
Nagle jego uszy wychwyciły na tle szumu wodospadu podejrzane szeleszczenie i łamanie suchych gałązek, które zbliżały się do niego. Gdy tylko się odwrócił poczuł ból w głowie. Coś go uderzyło przez co na sekundę stracił przytomność. Szybko się pozbierał i odskoczył.
- Kim ty jesteś? Czego ode mnie chcesz?
Jego przeciwnik ubrany był w ciemno zielone spodnie i zieloną górę z długimi rękawkami. Na to lekki pancerz, czarne rękawiczki i buty. Głowę i twarz zasłaniał materiał tak, że widać było jedynie fiołkowe oczy i kawałek skóry ciemnej skóry. W ręce trzymała grubą włócznie z ostrzami po obu stronach zdobionego trzonu.
„Łowca” - zgadywał chłopak, choć do poparcia tej teorii wiele elementów mu nie pasowało. - „Członek organizacji, którego działalność polega na zabijaniu istot magicznych. To oni przyczynili się do zepchnięcia smoków na granice wymarcia. Przez nich każdy elf przybywający w tym rejonie musiał używać kamuflażu. Sanako mówiła, że w przypadku spotkania takiego najlepiej jest uciec. Ten jednak wygląda na kogoś w moim wieku i jest sam.”
Skrzywił się z bólu. Poczuł jak strużka krwi spływa mu po głowie. On i Łowca stali naprzeciw siebie, nagle zamaskowany rzucił się na smoka. Mimo tego że Paweł nie miał broni i szumiało mu w głowie pojedynek był wyrównany. Na każde pchnięcie odpowiadał unikiem lub blokiem.
„Jeśli wystarczy, że uderzę w odpowiednim momencie.”
Łowca przewrócił go, a włócznią zablokował jego ręce. Chłopak zepchnął go z siebie kopiąc i jednocześnie lekko zionąć ogniem. Przeciwnik stracił równowagę, potknął się i wpadł do wody. Dźwięk jaki przy tym z siebie wydał był na tyle wysoki i dziewczęcy, że brunet odrzucił możliwość by pochodził od chłopaka choćby i sprzed mutacji. Na dodatek osoba ta nie mogła utrzymać się na powierzchni wody, a prąd znosił ją w stronę wodospadu.
Paweł biegnąc w stronę skarpy przywołał skrzydła i skoczył. Następnie złapał topielca i ostrożnie puścił ją na gęstą nabrzeżna trawę. Sam niestety nie wyhamował i uderzył o pień sosny na tyle mocno, że uszkodził sobie nos i na kilka minut stracił przytomność.
Należało to z pewnością do jednego z jego gorszych lądowań, podobnie jak wówczas, gdy wpadł do kurnika swojej sąsiadki i musiał się tłumaczyć czemu straszy kury.

Gdy odzyskał świadomość, siedział z rekami związanymi na plecach. Łowczyni w tym czasie pozbywała się wody z ubrań i butów. Dziewczyna miała ciemniejszą od niego karnacje i czarne kręcone włosy opadające na plecy. Jej luźne ubranie do tej pory zakrywały jej kształty, jednak teraz przez mokry podkoszulek przekonał się że nie jest ona taka całkiem płaska. Nie była ani gruba ani przesadnie drobna czy chuda. Im dłużej się rozglądał  tym więcej rzeczy mu nie pasowało.
„Czemu ja jeszcze żyje? Dlaczego użyła zwykłej liny? Jest aż tak niedoświadczona, że nie wie że mogę ją z łatwością się jej pozbyć? Odwraca się do mnie tyłem dając dając mi możliwość ataku. Nie ma typowego mundurku łowców, a jednak posługuje się ich bronią. Kim ona jest?”
Smok był dość spostrzegawczy, ale co innego coś zauważyć a co innego wyciągnąć z tego wnioski. Główkowanie dodatkowo utrudniał mu ból głowy która zaczęła się już regenerować piekąc i swędząc w miejscu rozcięcia.
- Kim jesteś? - spytał, lecz nie otrzymał odpowiedzi. - Czego ode mnie chcesz? Zawsze tak traktujesz osoby, które cię uratowały?
- Tak traktuje smoki, na które poluje.
Gdy się odwróciła zobaczył jej fiołkowe oczy i czerwone usta.
„Szkolenie kończy się w wieku dwudziestu lat, a nawet wtedy na podobne akcje chodzi się w grupie. Poza tym Łowcy nie uczą kobiet.” - Po dłuższej chwili go olśniło.
- Ty nie jesteś Łowcą.
- Cicho bądź! Może i jeszcze nie jestem Łowcą, ale nim zostanę. Będą musieli mnie przyjąć gdy przyniosę im martwego smoka. Nawet jeśli jestem dziewczyną.
-Tylko em... Ja ciągle żyje. - zauważył smok.
-Tylko dlatego, że moją broń porwał prąd. - dziewczyna zrobiła zakłopotaną minę, ale szybko wróciła jej pewność siebie – Tylko dlatego żyjesz. Żebyś sobie nie myślał.




Gdy zrobiła krok w jego stronę zauważył, że kuleje. Wcześniej poruszała się bardzo płynnie, więc domyślił się, że musiała sobie coś zrobić wpadając do rzeki.

-Twoja noga. - wskazał kiwnięciem.
-To przez ciebie ją zwichnęłam.
-Przykro mi, ale to ty zaczęłaś.
„Nieźle walczy, ale jest za delikatna na Łowce.”
- Naprawdę uważasz, że w tym stanie uda ci się mnie zanieś do swoich? Jeśli mnie wypuścisz to obiecuje, że nic ci nie zrobię. - zarzekał się chłopak.
- Czemu miałabym ci ufać?
-Gdybym był tym strasznym potworem z waszych legend to pozwoliłbym ci się utopić, albo od razu bym cię spalił.
-Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
-Mój kodeks honorowy nie pozwala mi zrobić krzywdy dziewczynie.
-Dziewczynie? Typowe...postrzeganie nas jako słabszej płci, ale ja to zmienię i niedługo kobiety i mężczyźni będą sobie równi.
„Ambitna jest.”
Chłopak nie mógł wyjść z podziwu jak łatwo im się rozmawia pomimo dzielących ich różnic. Do porozumienia jeszcze daleko. Jednak nie miał czasu by ciągnąć tą szopkę.
-Odprowadzą cię do twojego domu. - postanowił.
-Chyba sobie żartujesz. - dziewczyna skończyła suszenie ubrań i zaczęła zakładać je z powrotem.
-No przecież cię nie zjem. Nawet gdyby nie zabraniały mi tego moje zasady i przysięgi, które złożyłem to jestem za mały by cię połknąć w całości. Sama nie dasz rady dojść do miasta przed zachodem słońca, a właśnie tam mieszkasz prawda?
-Że niby nic mi nie zrobisz jak cię wypuszczę?
- Jak chcesz mogę sam się uwolnić. - mówiąc to wstał i pokazał jej linę, którą przed chwilą przeciął swymi smoczymi pazurami.
Dziewczyna z miejsca zrobiła się blada jak ściana. Paweł rozwiną skrzydła i zrobił uśmiech, który czarnowłosej się nie spodobał. Wzbił się, złapał ją wpół i uniósł wysoko do góry. Dziewczyna ledwie żyła z przerażenia. Uderzając w niego czym się dało.
-Przestań, bo cię puszczę.
Kolejne jej uderzenie i wyrywanie się sprawiło, że chcąc nie chcąc spełnił swą groźbę. Spadając darła się wniebogłosy, podczas gdy on zanurkował bo po chwili złapać ją w locie. O dziwo ten manewr wychodził mu lepiej niż lądowanie. Gdy byli odpowiednio daleko od zieli i wody, podrzucił ją tak by po chwili złapać ją na ręce. Tak było mu łatwiej, bo więcej widział, jednak problemem był fakt z jaką siłą dziewczyna owinęła mu swoje ręce wokół szyi.
-Gdzie mnie zabierasz?
-Do miasta. Tam mieszkasz prawda?
-Oszalałeś chcesz mnie zabić? Jeśli jesteś zły za tamto to przepraszam, ale nie chce tak umierać. - panikowała.
-Przestań mnie dusić, bo oboje spadniemy. - wydyszał tracąc oddech, a gdy zwolniła uścisk dodał – nic ci nie zrobię. Daje ci słowo smoka.
-Masz natychmiast wylądować.
-Na piechtę to będzie za długo trwało, a ja mam jeszcze misję. Muszę znaleźć kilka kwiatków i takich tam by pomóc ratować moją przyjaciółkę.
Przelatali nad lasami, mniejszymi i większymi pagórkami i niewielkimi strumyczkami. Przez dłuższą część podróży czarnowłosa była cicho i zdawało mu się, że albo jest wystraszona, albo obrażona i nie chce się odzywać. W końcu brunet uraził jej dumę wytykając błędy i pokazując, że daleko jej do spełnienia celu jaki sobie zamierzyła, a co gorsza nie chciał jej zjeść co skłoniło ją do przemyślenia tego co o smokach wiedziała. Po dłuższej chwili, gdy uspokoiła się nieco, zaczęła niepewnie.
-Mówiłeś poważnie z ta misją? Po co smok miałby coś takiego robić?
- Wbrew powszechnym przesądom nie pożeramy dziewic i nie palimy miast, tylko pilnujemy porządku.
-W takim razie sąd wzięły się Południowe Pustkowie? Skoro nie wy je wypaliliście to kto?
Paweł słyszał o tej historii gdy w wojnie smoków z ludźmi te pierwsze podpaliły ogromne połacie lądu w taki sposób, że do tej pory nic tam nie urosło. Jenak było to dawno temu.
-Mnie wtedy nie było na świecie, więc nie mogę się o tym wypowiadać, ale nie wszystkie magiczne istoty są złe. - próbował ją przekonać, nieświadomy jak naiwnie to brzmi w jej uszach.
-Ta...przemyślę to. - skomentowała.
Do miasta był jeszcze szmat drogi. Mimo wiatru nie było im zimno.
-Jak się nazywasz?
Milczała chwilę nie wiedząc, czy mu je zdradzić, ciągle ufała mu niewiele więcej niż wcześniej, jednak po namyśle uznała, że ta wiedza i tak nic mu nie da.
-Rozalinda.
-Ładnie.
-Takie komplementy na mnie nie działają.
-Mówię poważnie. Tam skąd pochodzę to same Kasie, Asie i Basie. Mogę cię nazywać w skrócie Roza?
-Jak chcesz – odparła obojętnie.
-Ja jestem Paweł Chaber.
-Zabawne nazwisko dla smoka. Chaber to niebieski kwiatek.
„Może trochę. Mam je po niemagicznym ojcu.”
Zmienił temat
-Po co zapuszczałaś się aż tak daleko?
-Tak naprawdę polowałam na wilkołaka, którego podobnie widziano w tych okolicach, ale gdy zakładałam pułapkę zobaczyłam jak lądujesz.
„Miała farta, że nie trafiła na wilkołaka. Ten z pewnością nie dałby jej forów. ale zaraz...czy wilkołaki nie należą do upiorów stworzonych z czarnej krwi?”
Widoczność spadła do zera. Otoczyła ich mgła i Paweł postanowił wylądować. Tym razem wyszło mu to nie najgorzej. Powili pionowo niczym helikopter zniżał lot, aż dotkną stopami trawy. Ukryci w trawie mieli okazje oglądać dziwne zbiegowisko. Po ich wyglądzie chłopak domyślił się, że są to magiczny. Mieli kolczyki, włosy niczym farbowane, bo o nienaturalnych barwach i z pasemkami. Wskazywało na to wille innych rzeczy w ich wyglądzie, które długo by wymieniać.
„Czy tak wyglądają sabaty ?” - zapytał się chłopak.
Oboje z Rozą schowali się w krzakach i między drzewami, by przyjrzeć się co tam się dzieje.





Na środku spowitej przez mgłę polany stał wbity w ziemię pal. Do niego przywiązano człowieka. Dwóch pozostałych więźniów klęczących ze skrępowanymi rękami i nogami.
- To moja młodsza siostra. - zdziwiła się Rozalinda wskazując na drobną postać przed nimi.
Spod jej wierzchniego okrycia wystawała błękitna sukienka i kilka czarnych pukli włosów. Dziewczynka wydawała się niepozorna, a z drugiej strony widać było, że jest tu kimś ważnym. Była blada, miała proste opadające na plecy włosy, wyglądała na uczennice drugiej lub trzeciej klasy podstawówki.
Nagle kobieta ze świty małolaty odezwała się do przywiązanego do pala.
- To twoja ostatnia szansa..
Dopowiedziało jej zacięte spojrzenie zielonowłosego więźnia.
-Jesteś niewdzięczny. Nasza pani, Meridiana daję ci ratunek od zostania spalonym na stosie, dostrzega twój potencjał i proponuje ci stanie się jednym z nas, a ty tak się odwdzięczasz?
- Nie zamierzam mieć cokolwiek wspólnego z czarną magią. - odparł tamten odważnie.
Dwóch pozostałych trzęsło się nie będąc najwyraźniej całkiem przekonanych.
- Uspokój się … ta duszyczka pomoże nam w inny sposób. - powiedziawszy to dziewczynka zrzuciła kaptur, a jej oczy rozbłysły na złoto.
Część pary skroplina się i w postaci ciekłej uformowała się w schody po których się wspięła tak, że stanęła z przywiązanym do słupa twarzą w twarz. Z tak daleka szczegóły były dla podglądaczy nie widoczne. Paweł wychwycił jedynie że czarnowłosa kładzie mężczyźnie dłonie na policzkach i zbliża do niego twarz zmusza do czegoś w rodzaju pocałunku. W ten sposób wyssała z niego życie. Pawłowi krew odpłynęła z twarzy, był jak sparaliżowany. Czuł że powinien był pomóc temu nieszczęśnikowi, ale nie wiedział jak. Kto mógłby przewidzieć, że stanie się coś takiego?
Nagle kierunek wiatru się zmienił tak, że chłopcu wiało w plecy. Z drzewa na jego policzek spadła kropla wody. Nagle głowa dziewczynki zwróciła się w jego stronę. W porę schował się za drzewem, ale czuł że został zauważony. W przekonaniu tym utwierdziło go skierowane do niego wołanie wiedźmy.
- Wyjdź szczurku! Wiemy, że tam jesteś.
Wymienił spojrzenie z wystraszoną Różą i szepnął do niej.
- Odwrócę ich uwagę, uciekaj.
Nie patrząc na jej reakcję wstał ciągle pozostając osłonięty przez drzewo. Zmienił się w smoka mają nadzieje dzięki temu ukryć swoja ludzką tożsamość. Chłopak zamkną oczy skoncentrował się na swoim wewnętrznym ogniu i stwierdził, że jest większy niż przedtem. Czuł energię większą od tej której użył w walce z Oscarem. Wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze nosem. Cały strach wyparował, zastąpiony nagłym przypływem adrenaliny. Usłyszał szum wody. Chwilę później wyskoczył z ukrycia i potężnie zioną ogniem po raz kolejny bijąc swój osobisty rekord.
Wymierzona w niego fala wody pod wpływem ciepła szybko zmieniła się w parę. Zasłaniając obu stroną widok. Wykorzystując tą okazję związani jeńcy podskakując, upadając i turlając uciekli z polanki. Dla ich towarzysza było już za późno.
Paweł chcąc ominąć krąg czarownic i czarnoksiężników rzucił się w lewo i wzbił w powietrze by wiedzieli gdzie jest. Musiał odwrócić ich uwagę od Róży, a w tym celu musieli wiedzieć w którym kierunku on sam ucieknie. Nie miał szans w samotnej walce. W powietrzu jego skrzydła chcąc nie chcąc odganiały parę z powietrza.
Przez chwilę miał okazję spojrzeć prosto w oczy małej czarnowłosej dziewczynce. Świeciły upiornie w znajomy chłopcu sposób. Była to ta sama osoba która przyśniła się Paulinie o czy on rzecz jasna nie mógł wiedzieć. Nie rozumiał jak ktoś tak niepozorny mógł zabić człowieka i mieć coś wspólnego z czarną magią.
Jednak niewiele miał czasu do namysły sam może i był czaro-odporny, jednak tym na dole to nie przeszkadzało by rzucać zaklęcia na otoczenie. Jednak z nich trafiło z gałąź, która wydłużyła się i stała na tyle giętka, że owinęła mu się wokół nogi. Udało mu się wykrzesać z siebie smoczy podmuch, który pomimo, że był żałośnie słabszy od poprzedniego dał radę przepalić roślinę.
Wzbił się wyżej i ruszył do odwrotu. 


Tymczasem słudzy Pierścienia, nie specjalnie przyjmowali się pościgiem. Mgła niemal zupełnie opadła, nieznacznie tylko wijąc się pod nogami zebranych.
- Nie był sam. - zauważyła Meridiana.
- Mamy znaleźć jego towarzysza? - spytała czarownica klękając na jedno kolano.
- Nie. Skupmy się na tym po co tu przyszliśmy. - tym razem dziewczynka odezwała się głosem do niej nie pasującym. Był niski, upiorny, zimny i składał się z kilku innych nałożonych na siebie. W tej kakofonia jej własny głosik ginął zupełnie. - Czas by przebudzić i przywołać upiory...- uśmiechnęła się, jednak po chwili dodała nieco zmęczonym tonem - ale najpierw złapcie tych dwóch uciekinierów. Związani nie mogli daleko uciec.
- Co z nimi zrobić?
- Zabić – wzruszyła ramionami. - skoro uciekli to znaczy, że się do nas nie przyłącza, a ja się już najadłam.
Kilku czarnoksiężników opuściło szereg i wyjąwszy różdżki ruszyli do lasu. Zaczeły się rytuał mający przebudzić wszystkie upiory, wszystkie wytwory czarnej krwi.

Zgubienie pościgu było banalnie łatwe, więc mógł szybko ją dogonić i odprowadzić. Ona w tym czasie zorganizowała sobie kijek do podpory, by nie obciążać nogi. Po drodze mieli mnóstwo czasu na rozmowę i Paweł opowiedział jej co nieco o swoich podejrzeniach względem jej siostry oraz o tym kim sam jest.

- Co z tym zrobisz?
-Jeszcze nie wiem, ale coś powiem.
Po niezręcznej ciszy Roza zaczęła marudzić.
- Pewnie dostanę burę za to, że zgubiłam wypożyczoną broń - zauważyła Rozalinda, gdy doszli do murów miasta.
-Mogłaś powiedzieć to byśmy jej poszukali - odpowiedział Paweł.
- Nie. - machnęła obojętnie ręką.
„Nie rozumiem dziewczyn. Marudzą na coś co tak naprawdę je nie obchodzi.
- Dalej dam już sobie rade sama. Z tego co wiem miałeś coś jeszcze załatwić.
- Jest na to trochę za ciemno. Słońce już zaszło.
- Przykro mi.
- Nie tylko ja szukałam tych składników. Jestem pewny, że Amber coś znajdzie, jest bardzo dobra w zielarstwie.
- Strasznie dużo masz tych przyjaciółek – zauważyła Roza.
- Nie no przyjaciół też mam. Kilku z mojego rodzinnego miasta, Sora i niedawno poznałem pewnego czarodzieja.
- Po tym wszystkim ja bym się dwa razy zastanowiła nim był się zaprzyjaźniła z kimś takim.
- Nie wszyscy magiczni są źli.
- No nie wiem, ale mniejsza. Posłuchaj. Pierwszego dnia zimy niedaleko pałacu jest organizowany bal. Do tego czasu postaram się dowiedzieć jak najwięcej. Jeśli wszystko odpowiednio zgramy może uda nam się ją zdemaskować.
- Zapraszasz mnie na bal??
Tu Paweł zareagował jak typowy chłopak. Jedno się do niego mówi a co innego do niego dociera.
- Skoro nie zna twojego ludzkiego oblicza nie pozna cię i łatwo wtopisz się w tłum.
- Chcesz mi pomóc?
- Jeśli wszystko co mówiłeś to prawda to będzie ci potrzebne wsparcie. Nie wiem czym jest moja siostra, ale chce ci pomóc.
-Bardzo ci dziękuje.
-Tak więc do zobaczenia i powodzenia.
Gdy odchodziła Paweł stał jak zaczarowany dłuższą chwilę nim uprzytomnił sobie, że w obozie z pewnością się o niego martwią. W końcu nie przyszedł na zbiórkę.


Dotarłszy do obozu zastał puste namioty, których nikt nie pilnował. Natomiast przed domem feniksów, na schodach siedział blady Sora. Wyglądał na zmartwionego i zupełnie wykończonego.
- Sora, co się stało. Wyglądasz strasznie.
- Kilka godzin temu wróciła Amber i od tamtej pory robiłem wszystko by jej pomóc. Sanako i reszta niedawno mnie zastąpili, ale nie wiem co ze sobą zrobić...
Paweł myślał z początku, że przyjaciel po prostu się przy czymś przepracował, wo końcu nie należał do lewych. W mare jednak jak Sora kontynuował wywód coś mu zaczęło nie pasować.
- Co się stało?
- A gdzie ty byłeś tyle czasu? Nie wiesz, że Alex poturbował Amber.
- Co zrobił??
„Pokłócili się? Walczyli?...Nie przecież Amber się nie pojedynkuje, więc dlaczego?”
- Ten drań doprowadziła do tego że... – na twarzy elfa złość mieszała się z rozpaczą. - teraz żałuje, że pozwoliłem jej iść samej.
- Już dobrze....znaczy będzie dobrze – próbował pocieszyć. - Jest silniejsza niż wygląda. Gdzie jest Paulina? - miał nieodparte wrażenie, że powinna wiedzieć co się stało.
- Na piętrze, chyba.
Dalsze wypytywanie Sora wydało mu się okrutne.
„Lepiej by choć na chwilę dać mu spokój.”
Na piętrze ruszył do pierwszego pokoju przy schodach, który należał do czerwonowłosej, jednak drzwi były zakluczone. Zaczął pukać, aż usłyszał:
- Co ty robisz? - spytał ktoś za nim.
Zaskoczyło go to do tego stopnia, że aż podskoczył. Obrócił się i ujrzał Paulinę stojącą z rękami skrzyżowanymi na piersi. Twarz podobnie jak Sora miała niezdrowo bladą od zamartwiania się.
-Jak ty ? - zaskoczony patrzył to na schody to na dziewczynę to na drzwi.
„Kiedy ona? Skąd?” - myślał zbity z tropu.
- Dobrze się czujesz? - upewniła się mierząc go od stup do głowy.
- Spojrzała na niego jak na totalnego idiotę.
- Tak ja właśnie...Co się stało gdy mnie nie było?
- A właśnie gdzie byłeś? Podobno zbiórkę mieliście już jakiś czas temu. Zgubiłeś się czy ciągle nie umiesz lądować?
„Ciągle jest zła za ostatnie...” - westchnął.
- To długa historia.
- To co się tu działo również, ale tak mocno streszczając – Amber miała wypadek.
- A tak dokładniej?
- Eh... - westchnęła i niechętnie wyciągnęła klucz z kieszeni. Odkluczyła swój pokój i zwróciła się do niego. - wchodź.

Brak komentarzy: