Paulina stała samotnie na trakcie do Tharond, zastanawiając się, czy nie przesadziła w żartach.
„Nie to nie możliwe. Co prawda może on mieć jakieś kompleksy ze swym wzrostem, ale żaby zaraz tak reagować. To musi być coś innego. Dlaczego mam wrażenie, że odkąd się tu znalazłam chłopak czuje do mnie większą niechęć niż normalnie? Nie żeby mi zależało na jego sympatii, ale coś jest na rzeczy. Już sam fakt, że tu jestem dział mu na nerwy. W końcu oto jego kumpela z klasy poznała jego sekret, czyli to że jest smokiem. Założę się że do tej pory właśnie przez takimi osobami jak ja bronił tej tajemnicy. Nie jestem jego zdaniem godna zaufania. Podobnie jak Alex on również nigdy się nie zniży do tego by poprosić mnie by ją zachowała dla siebie. Dlatego chciał by Sanako wyczyściła mi pamięć przy najbliższej okazji. To ma sens.”
Powoli ruszyła za towarzyszami dając im chwilę by mogli się wygadać na osobności. W pewnym momencie zatrzymali się. Przed nimi zamajaczyły dwa odległe postacie wychodzące z lasu. Mniejsza z nich prawdopodobnie dziecko często kucało przy drodze by zerwać rośliny, podczas gdy wyższy ponaglał ja rozglądając się po okolicy jakby wypatrując niebezpieczeństwa. Paulina poznała w nich i jego młodszą siostrę Maję i pomachała im. Chłopak odwzajemnił ten gest i uśmiechał się. Podczas gdy Majka, była całkowicie pochłonięta pleceniem wianków z przydrożnej roślinności.
Gdy stali już obok siebie czerwonowłosa przedstawił wszystkich po imionach.
- Miło poznać. Co was – powiedział Haku choć pytanie kierował głównie do Pauliny – sprowadza w nasze strony?
- Ja wiem, ja wiem – skakał Majka unosząc rękę do góry jak uczennica podczas lekcji zwracając na siebie uwagę wszystkich.
- Ona chyba coś wie – powiedział Paweł.
- Ty jesteś elfem prawda? - swym dziecięcym paluszkiem wskazała na Amber.
- Tak.
- Majka przecież widziałaś już elfy - zauważył jej starszy brat - np. Strażników który do nas przyszli.
- Ale ona ma takie oczy...
- Jestem pół-elfem.
- A jesteś Strażniczką ?
- Nie...
- To dlatego, że jesteś tylko w połowie?
Paulina postanowiła przerwać te nieprzyjemne dla blondynki przepytywanie.
- Przyszłam nas odwiedzić – powiedziała odpowiadając na wcześniej zadane jej pytanie.
- Naprawdę? – Haku wydał się szczerzę zaskoczony, a jednak nie można się było oprzeć wrażeniu, że miał taką nadzieje.
- Tak. Właśnie szliśmy do Aurelwood i pomyślałam, że po drodze tu wpadnę. – nie było to do końca kłamstwem. - Zbiera się na burzę.
- Racja, lepiej się pośpieszmy. Gdy braknie słońca, jest tu nieco niebezpiecznie. - wszyscy szybkim krokiem ruszyli w stronę miasta Skąd idziecie? - dopytywał Haku.
- Z Kirist – odparła bez zastanowienia.
Niebo nad nimi stopniowo zaczynało się chmurzyć, jednak nawet chmury burzowe wyglądały imponująco pięknie na tle lunanorskiego nieba. Czarnowłosy zaproponował by zatrzymali się u niego.
„Na razie wszystko idzie łatwo. Nie było problemu by dostać się na wyspę, czy przejść przez las. Nawet nie musiałam szukać Haku.”
Ten optymistyczny początek dawał jej nadzieje, że reszta również nie powinna sprawiać większego problemu.
-Mamo, mamo. Mamoooo....- wołał chłopak stojąc koło swojej rodzicielki podczas, gdy ona nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w przeciwległą ścianę.
- Czy ona na pewno żyje? - spytał Paweł machając jej ręką przed oczami.
- Nie bądź głupi. Widać, że oddycha – Paulina złapała go za rękę dając do zrozumienia że to co robi jest niegrzeczne.
- Tak jest odkąd przestała być zombi. Wszyscy dorośli w mieście tak mają. Uzdrowiciele mówili, że za kilka dni powinno im przejść.
Amber spojrzała na rodzeństwo ze współczuciem. Najpierw myśleli że ich rodzice nie żyją, potem że są żywymi trupami, przed którymi musieli się ukrywać, a teraz muszą się zajmować pół rośliną. Jak na dzieci wiele przeszli. Majka w czasie ich rozmowy zdążyła założyć swej mamię wianek na głowę i teraz jedynie się zachwycała.
- Mamo jak ślicznie wyglądasz.
Dziewczynka klasnęła w rączki i to najwyraźniej obudziło kobietę, bo zamrugała i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu.
- O...- popatrzyła na gości, a następnie utkwiła spojrzenie w synu – em... - zmarszczyła brwi jakby próbowała sobie coś przypomnieć.
- Haku – przedstawił się.
- Tak Haku...przepraszam. Haku kim są twoje koleżanki? - ponownie spojrzała na trójkę nastolatków.
- Em...ja jestem chłopcem – zauważył Paweł.
- Och racja – zamrugała kobieta – ale bardzo ładnym chłopcem – uśmiechnęła się.
W tym momencie Paweł zrobił się czerwony, nie przyzwyczajony do takich komplementów.
- No tak...nasza Pawełka, jest strasznie urocza – zaśmiała się Paulina – Ja jestem Paulina – przedstawiła się – a to jest Amber z klanu Jantar.
- Ty jesteś elfem? - powiedziała jakby w życiu takiej istoty nie widziała.
Haku uderzył się otwartą rękom w czoło.
- Tak jak dziesiątki Strażników chodzących w tej chwili po mieście.
- W mieście są Strażnicy? – zrobiła takie czy jakby ktoś jej powiedział, że krowy latają.
- Nie ważne. Mamo. Czy oni mogliby u nas przenocować kilka dni?
- Hym...- zamyśliła się – nie wiem czy mamy tyle miejsca.
- Są trzy wolne pokoje.
- Aha...- przez moment wydawało się, że kobieta przypomina siebie jak się liczy do trzech – to dobrze. Może ty wszystko przygotujesz, a ja pójdę zaparzyć herbatę.
Mówiąc to wstała z krzesła i ruszyła w stronę kuchni.
- Eh...przepraszam was...- zaczął Haku odwracając się do reszty.
Tymczasem Paweł wyglądał jakby nadal rozmyślał nad tym co mu powiedziano. Możliwe że doszedł do wniosku, że ma większe szanse u płci przeciwnej niż początkowo myślał.
- Smoczysławo – zaczęła Paulina wyciągając go z zamyślenia - nie rób takiej sexownie zamyślonej mimy, bo się jeszcze ktoś w tobie zakocha.
Amber nie udało się powstrzymać śmiechu.
- To ja wam pokaże wasze pokoje – zaproponował Haku.
Tęczowy Wodospad należy do jednych z cudów wyspy Lunanor. Woda w tym rejonie stworzyła nie tylko kanion, ale i sieć jaskiń. W jednej z nich znajdował się portal, obecnie pod wodą. Wszystko przez ostatnie burzę oraz fakt, że koryto rzeki znacząco się powiększyło. Tak więc wchodząc do teleportu znajdującego się w okolicach Trista pojawiałeś się w środku zalanego po sufit wyrzeźbionego przez naturę korytarza o długości kilku metrów. Po drodze znajdowało się kilka miejsc w których strop był wystarczająco wysoko można było nabrać powietrza. Zdarzały się w na tyle dużych odstępach, że zwykły człowiek nie dałby rady na tak długo wstrzymać oddech. Inaczej sprawa się miała w przypadku kogoś znającego podstawy magii powietrza i wiedział jak je wykorzystać.
Kimś takim właśnie był właściciel jasnej czupryny, która właśnie wynurzyła się ponad lustro wody. Czarodziej właśnie swoją podwodną część podróży i wyszedł na brzeg. Ciągle był zewsząd otoczony przez skały, a światła było zdecydowanie za mało by cokolwiek zobaczyć, więc wyczarował własne oświetlenie. Spod swojej przemokniętej koszulki wyciągną swojego daimona, którego natura nie obdarowała umiejętnością pływania. Meg była wielce nie zadowolona z obranej przed swego towarzysza trasy.
- Wiesz, że nie był innego wyjścia – usprawiedliwiał się podczas, gdy ptak układał sobie piórka.
Kruk jednak mimo to nie przestawał dawać mu do zrozumienia, że jest na niego obrażony. Alex westchną otrząsnął włosy z nadmiaru wody.
Przyszedł czas na kolejny etap - kamienne schody wspinające się na w górę do wyjścia. Te elementy został już stworzone przez człowieka, elfa lub krasnoluda. Jasnowłosy nie miał pojęcia czyje to dzieło. Wchodząc tu pierwszy raz miał wrażenie, że narusza cudza prywatność, odkrywa czyjś silnie strzeżony sekret. Nigdy jednak nie trafił tu na nikogo, co sprawiło że zyskał niemal pewność iż nikt go na tym nie przyłapie.
Zanim wyszedł na dobre z jaskini nie mógł nie odczuć zmiany klimatu i mocy słońca. Wszystko mu mówiło, że jest niewiele po południu, jednak przekroczywszy ten magiczny próg, gdy nad jego głową znajdowało się tylko niebo szybko przekonał się, że dzień chyli się ku końcowi. Panująca cisza i ciemne chmury zaniepokoiły go nieco. Zbierało się na burzę.
- Jeśli nie znajdziemy do tego czasu kryjówki wrócimy tutaj.
Przed nim rozciągała się głęboka przepaść po dnie, której płynęła rzeka. Po prawej miał wodospad, po lewej zaś zachodzące, czerwone słońce. Nieśpiesznie wykonał kilka kroków do przodu i machnął ręką „zdmuchując” iluzję. Chwilę później dało się dostrzec linowy wiszący most łączący oba brzegi rzeki po którym bez problemu przeszedł.
- I czego ona tak się bała? - pomyślał na głos wspominając podróż z Pauliną, jej strach i niechęć związany z przejściem mostem.
- Eh...tak to jest że niektórzy wolą oceniać po wyglądzie – powiedział jednocześnie ponownie ukrywając przejście za osłoną iluzji.
Alex często mówił do swojego daimona, lub mówił na głos podróżując w pewnym sensie sam. Pozwalało mu to nie zwariować. Poza tymczasem wypowiadając myśli jednocześnie je porządkujemy, podobnie jak podczas zapisywania.
W drodze do miasta coś chłopaka zatrzymało i nie nie był to ani zachód słońca, anie wodospad którym nie miał teraz czasu się przyglądać. Tym czymś, a raczej kimś był jego znajomy, którego nie spodziewał się tu zastać. Wyglądał co prawda nieco inaczej. Miał dłuższe ciemniejsze niż niegdyś, kasztanowe włosy. Z tego co czarodziej wiedział mieszkał on w mieście do którego właśnie zmierzał, a które znajdowało się kilka kilometrów dalej. Obecność dużego plecaka sprawiała że nie wyglądało to na krótką wycieczkę. Alex wymienił spojrzenie ze Meg.
Tobi, bo to o nim jest mowa wyglądał na przygnębionego i nawet nie zauważył jak jasnowłosy, chcąc nie chcąc gdyż tędy właśnie było mu po drodze, podszedł do niego.
- A...to tylko ty.
Dwunastolatek westchnął. Wyglądał jakby spodziewał się co najmniej niedźwiedzia.
- Em... - Tu po raz kolejny spojrzał na Meg która dawała mu znak by kontynuował – Coś się stało?
- Uciekłem z domu – odparł lakonicznie jakby to wszystko wyjaśniało.
„To jakaś plaga? Można powiedzieć, że zaczęło się ode mnie rok po mojej szesnastce, potem Oscar, Paulina, Paweł, nie wiem czy Amber też liczyć...nie raczej nie. Wniosek – moda się przyjęła.”
- To nie moja sprawa – zaczął jednocześnie siadając obok – ale dlaczego to zrobiłeś?
- Nie wiem czy zrozumiesz...
Po tych słowach długo trwała cisza przerywana od czasu do czasu grzmotami zbliżającej się burzy.
Zupełnie jak wulkan przed erupcją, lub burczenie w brzuchu olbrzymiego potwora.
„Jeden koń, dwa konie...dziesięć koni” - odliczał po ujrzeniu błyskawicy do usłyszeniu tego charakterystycznego dźwięku. - „Zbliża się”
Już chciał wstać, doszedłszy do wniosku, że chłopak nie ma mu nic więcej do powiedzenia, gdy nagle...Jedna z błyskawic trafiła w drzewo po jego prawej. Nie od razu do Alexa doszło, że nie należała ona do części burzy, nie została stworzona przez naturę. Tobi cały się elektryzował, nadal siedząc z podkurczonymi nogami oplatając je rękami.
- I tak cały czas mruknął...Nie panuje nad tym i zawsze gdy powietrze jest na jonizowane...
Powiedział po chwili całą siłą woli musiał powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
„Najbardziej uprzedzony do magii nieletni jakiego znałem okazuje się mieć moce. Cóż za ironia.”
Mimo wszystko była to jednak poważna sprawa.
- Wcześniej tak nie umiałeś? - upewniał się Alex.
- Nie. To się zaczęło niedawno. Jakiś tydzień może mniej. Włosy nagle mi urosły i zmieniły kolor.
- I tak już zostało?
Potwierdził ledwie dostrzegalnym kiwnięciem.
„A więc Pół krwi.”
- A twoi rodzice...
- Oboje są niemagiczni. To nie możliwe prawda?
„Jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem” - pomyślał, ale nie odpowiedział.
- Na pewno mnie adoptowali czy coś...ale nic mi inne powiedzieli. Musiałem uciec. Wiesz co się działo w naszym mieście przez magie? Znienawidzą mnie jak się dowiedzą. Sam siebie...
„Poczułem się urażony. Też jestem magię czy to powód by siebie nienawidzić bo jestem inny?”
- To że...- przerwał mu kolejny piorun Tobiego, który przeleciał tuż nad jego głową lekko nadpalając jego jasne włosy – robisz tak... – dokończył, sprawdzając, czy ma nadal głowę na miejscu – Eghem... to nie twoja wina - „jak ja nie znoszę prawić takich kazań” - musisz się nauczyć kontroli, z czasem to przestanie tak robić.
- Niby jak?
- W twoim przypadku potrzebna będzie różdżka, mogę ci pokazać podstawy, ale będziesz musiał znaleźć sobie mistrza. Co do rodziców...- w tym momencie wstał - to już twoja sprawa. Wiesz może gdzie się schować przed deszczem ? - zmienił temat czując na sobie pierwsze krople.
„No i mam własny piorunochron. Co cię nie zabije to wzmocni.”
Tobi nie od razu wstał, jakby zastanawiając się czy może zaufać, prawie nieznajomemu, obcemu. W końcu i on poczuł krople spadające z nieba i postanowił zastanowić się nad tym potem. Teraz musieli znaleźć jakąś suchą kryjówkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz